Skocz do zawartości

Verlax

Brony
  • Zawartość

    714
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Verlax

  1. Po rozdziale czwartym. Na pewno jest to ciekawa odmiana w tym sensie, że w porównaniu do pierwszych trzech mamy w tym dużo więcej dialogu i charakteryzacji postaci, głównie naszego paladyna i kapłanki. Póki co wiele więcej nie można powiedzieć o niektórych postaciach (taką Shallow Grave póki co najbardziej charakteryzuje nóż, ale nic poza tym - niewiele też z tego wynika póki co). Wydaję mi się, że póki co jednym z większych problemów opowiadania jest fakt, że te 6 OC mamy wrzucone od pierwszych rozdziałów przez co zżycie się z nimi jest trudne. W formie "Sześcioro" nawiązuje do Austareoh w tym sensie, że mamy masy krótkich rozdziałów. Problem polega na tym, że w Austraeoh przynajmniej na początku mamy tylko jedną postać (która jeszcze jest kanoniczna), więc tutaj jest dużo łatwiej, z tytułową Szóstką jest póki co gorzej. Szczęśliwie, wydaje mi się, że z kolejnymi rozdziałami będzie można lepiej się zaznajomić z postaciami i o tym problemie wraz z dalszym czytaniem wspominać nie będę. Pozdrawiam
  2. Po rozdziale trzecim. Ciężko w sumie mi coś powiedzieć o tym rozdziale, dowiadujemy się trochę więcej o Timie, mamy jakiś szerszy wątek ze złymi demonami z Tartaru (jakoś nie jest to póki co zbyt pasjonujące). Muszę przyznać, że ciężko mi na razie stwierdzić czy taka forma działa na plus czy na minus dla opowiadania. Jest oczywiste, że autorowi pisze się w ten sposób łatwiej, szybciej i jakoś łatwiej mu się zmobilizować, natomiast zastanawiam się czy miało to jakieś istotne przełożenie na samo opowiadanie. Czytając rozdział trzeci (i w sumie drugi) miałem czasami takie wrażenie, że czasami wystarczyło dodać słownie jedno zdanie do opisu, bo rozdziały wydawały się za krótkie, zdawkowe i bardzo uproszczone. Przy poprzednim rozdziale zwracałem uwagę, że naprawdę mało wiemy o tym gdzie właściwie dzieje się akcja i ten zarzut po części się dalej utrzymuje, dodatkowo mamy przypadek dialogu w którym nie wiadomo co kto mówi (bo nie wiadomo kogo tyczy się epitet "kuglarka"). Być może przeminie to kiedy lepiej się zapoznamy z postaciami. Niezależnie od tego, autor utrzymuje moje zainteresowanie opowiadaniem. Pozdrawiam
  3. Rozdział drugi za mną i doszliśmy już do czegoś co można nazwać konkretną fabułą. O ile rozdział pierwszy ze swym prologiem był tylko swoistym przedstawieniem bohaterów, tak tym razem mamy jakiś konkretny wątek oraz wprowadzenie postaci Tima. Ciężko powiedzieć jeszcze w co się to przerodzi (śledztwo w poszukiwaniu sprawców rzezi?), ale sama idea jest miodna. Muszę przyznać jednak, że co jest dla mnie nieco niecodzienne to fakt, że jest dosyć mało szczegółów tyczących się właściwie otoczenia naszych bohaterów. Wiemy, że jest step, wiemy, że jest mgła, ale mimo wszystko chciałoby się wiedzieć coś więcej. Czy jakieś małe drzewa od czasu do czasu psują monotonię? Czy wiatr trzęsie długą dziką trawą? Czy idą jakąś drogą, wydeptaną ścieżką, czy przez dziką ziemię? Jeden z bohaterów nazywa w myślach tę krainę "monotonną" i niespecjalnie wiem dlaczego tak to zrobił. Z drugiej strony, muszę powiedzieć, że pomimo braku póki co większej akcji to już kreacja bohaterów mi się relatywnie podoba, a mocno przerysowany wojowniczy jak wzbudził we mnie śmiech. No nic, czekamy z niecierpliwością na kolejne części. Pozdrawiam - Verlax
  4. Klasyczne, takie zwyczajne baśnione fantasy to coś co może przejadło się dawno temu kiedy na fali Tolkiena wszyscy się za ten gatunek brali. Tak się jednak składa, że potem przyszła fala fantasy brutalnego, mocno osadzonego w polityce i cholernie edgy. Po przeczytaniu kilku czy kilkunastu dzieł ta konwencja naprawdę zrobiła się skrajnie niestrawna. W pewnym sensie więc powrót do "klasyki" jest naprawdę odświeżający i widząc, że Zodiak, autor "Wiedźmy" postanowił popełnić takie dzieło muszę przyznać, że naprawdę zostałem zainteresowany. Niby ten pierwszy rozdział będący swoistym wstępem czy prologiem nie mówi wiele. Po pobieżnym przeczytaniu wygląda to na zwykłe przedstawienie postaci, naszych głównych bohaterów - tytułowe Sześcioro. Ale jak się okazuje, Zodiak ma dalej swój kunszt i nawet w tak krótkim tekście tutaj pozwolił zabłysnąć i zarzucić naprawdę dobrą przynętę na łakomnego czytelnika. Rozdział 1 wbrew pozorom w swej krótkiej formie stawia czytelnikowi bardzo dużo pytań,na które jeszcze nie ma oczywistych odpowiedzi. "Świat miał się ku końcowi" - witają nas pierwsze słowa, i jako czytelnik jestem naprawdę ciekaw o co chodzi. Czy to wielkie Zło, czy po prostu świat wkracza w nową, mroczną erę? Takich pytań jest zresztą więcej. Czarownica i łotrzyca walcząca z księżniczką Słońca, dlaczego? Jaki grzech paladyn popełnił i dlaczego akurat tarcza mu o tym przypomina? Wreszcie, prolog ten kończy się spotkaniem szóstej postaci o której prawdopodobnie dowiemy się więcej w rozdziale następnym. Jak na pierwszy, krótki rozdział będący początkiem dla dużo dłuższej i rozbudowanej całości muszę powiedzieć, że autor naprawdę dobrze to wykonał i jestem ciekaw odpowiedzi na pytania powyżej jak i gdzie ta opowieść pójdzie. Pozdrawiam - Verlax
  5. Bardzo dziękuję Rarity nie tylko za komentarz, ale przede wszystkim za celne uwagi oraz słuszne pytania jakie pewnie i inni czytelnicy mieliby w trakcie lektury. Pozwolę sobie odpowiedzieć na nie, po kolei w spoilerach: Mam nadzieję, że moje odpowiedzi pozwoliły rozwiać wszelkie wątpliwości i jeszcze raz bardzo dziękuję za trochę bardziej dociekliwy komentarz. Pozdrawiam - Verlax
  6. Zanim przejdę do komentarza wyjaśnię tylko to powyżej: Sun wprowadzał te poprawki i rozszerzoną wersję na tym samym dokumencie co wrzucił do konkursu, co w sumie nie jest nielegalne, ale jest mylące (bo w efekcie fanfik będący w konkursie automatycznie się przez to zmienia). Sprawa się wyjaśniła i jest ok. Natomiast przechodząc do "Negocjacje". Jest to przyjemne opowiadanie tyczącej się raczej KO-wej niszy i w wykonaniu na tyle dobre, że lekturę pochłania się z przyjemnością. Fabuła choć nie jest jakaś naprawdę ambitna, to jest na tyle ciekawa by się śledziło losy postaci z przyjemnością. Sam pomysł by dać podmieńcom język czeski jako ojczysty (wraz z całą otoczką) był bardzo dobrym zabiegiem, world-building był bardzo dobry. Same "tytułowe" negocjacje też się czytało przyjemnie choć protokół dyplomatyczny leżał (nie żeby zwykły czytelnik to zauważył i żeby to opowiadaniu ujmowało), tak samo też postacie które zostały nam w opowiadaniu zostały zaprezentowane na niezłym poziomie. Będąc szczery, po wersji reżyserskiej (czyli już po konkursie) spodziewałem się trochę więcej, szczególnie poprawy masy bardzo różniastych błędów, które jak były w wersji konkursowej, tak są też tutaj. Tak samo też dodane nowe fragmenty nie sprawiły w sumie, że opowiadanie znacząco zwiększyło jakość, ot - po prostu dodatkowe fragmenty, ni to dobrze, ni źle. Sam pomysł na opowiadanie bardzo szanuję, a sam fanfik polecam - jako one-shot to naprawdę dobre czytadło.
  7. Muszę przyznać, że jestem zainteresowany. Nie czytałem oryginału, więc tutaj dużo powiedzieć nie mogę, ale mając doświadczenie z Wieczną Wojną Kredkego (fanfikiem pisanym w wyjątkowo długim okresie czasu) mogłem zauważyć, że rzeczywiście, z roku na rok styl i jakość bardzo się polepszyły. Jestem ciekawy czy tutaj też tak będzie. Mam więc pytanie: czy poszczególne rozdziały tutaj są odpowiednikami tych z oryginału? Gdyby tak było, spróbowałbym zrobić i nową wersję i oryginał by sprawdzić jak poszła twoja ewolucja jako pisarza. Pozdrawiam
  8. Jesteś pewien? Generalnie, z wielką chęcią przeczytam opowiadanie w wersji reżyserskiej, tylko chyba wstawiłeś dokładnie to samo opowiadanie co było konkursowe, wliczając to dokładnie te same błędy oraz taką samą liczbę słów.
  9. Od twórcy Krwawego Słońca, korektowane przez Gandzię oraz Rarity Twarzą ku Słońcu [Oneshot] [Dark] [Political] [Crystal Siege] Opis Opowiadania: Kryzys polega dokładnie na tym, że to, co stare, umiera, gdy nowe jeszcze się nie narodziło; w takim interregnum pojawia się szeroki wachlarz patologicznych symptomów. - Antonio Gramsci, 1930 Link Od Autora: "Twarzą ku Słońcu" to opowiadanie konkursowe napisane na edycję Spin-off "Kryształowe Oblężenie", dostępnego pod tym linkiem. Ze względu na limit słów oraz brak umiejętności autora w pisaniu bez korektora, opowiadanie na tym trochę ucierpiało. Przedstawiona tutaj wersja "Twarzą ku Słońcu" jest jej wersją reżyserską, rozszerzoną o blisko 6000 słów oraz skorektowaną przez Gandzię. Szczerze polecam więc przeczytać tę wersję, a nie jej konkursową (no chyba, że jest się sadomasochistą). Z oczywistych więc względów, "Twarzą ku Słońcu" jest spin-offem Kryształowego Oblężenia, acz nie wydaję mi się by jego przeczytanie było w jakikolwiek sposób wymagane do zrozumienia tego opowiadania i można to pominąć. Opowiadanie może nie wydawać się jasne w niektórych miejscach przez dosyć obfite szafowanie terminami oraz tematykę, tyczącą się przede wszystkim duchu i historii międzywojnia, okresu dosyć skomplikowanego i mało znanego. W razie pytań, nie bójcie się zapytać w komentarzu w tym wątku, z pewnością odpowiem. Życzę miłej lektury. - Verlax Epic: 10/10 Legendary: 10/50
  10. Chciałbym zacząć od tego, że jako osoba która brała udział w KOnkursie i która przeczytała wszystkie opowiadania z tego konkursu bez żadnej wątpliwości, Oczy Imperatora zasłużenie ten konkurs wygrały. W swej formie konkursowej opowiadanie miało i dobrą formę i bardzo dobrą fabułę, coś co generalnie w konkursach jest często trudno uzyskać. Konkurencja w tym sensie nawet się nie zbliżyła do głównego zwycięzcy. Natomiast już pomijając konkurs, jak samo opowiadanie? Oczy Imperatora to dobre przedstawienie klimatu oraz bardzo specyficznej, wiejącej grozą i terrorem komunistycznej rzeczywistości z jej służbami bezpieczeństwa na czele. Fabuła nie jest w sumie jakaś bardzo ambitna, tak samo też plot twist pod koniec nie jest jakiś nieprzewidywalny. To czym opowiadanie to wygrywa jest przede wszystkim doskonałym pokazaniem pewnego bardzo specyficznego rodzaju myślenia jakie mają osoby żyjące w państwach o reżimach totalitarnych, czy w których istnieje bardzo silny aparat tajnej policji. Nasz główny bohater, dziennikarz z zagranicy ma doskonałą kreację. Nie chodzi mi raczej o jego charakter (bądźmy szczerze, nie miał tu większego znaczenia), ale to w jaki sposób widział otaczającą go rzeczywistość i jak reagował na poszczególne, mało istotne czynności (jak chociażby podejrzewanie X postaci o agenturalność i szpiegowanie go z bardzo błahych powodów). Można poczuć tutaj ten klimat specyficznej grozy - lęku charakterystycznego dla osobnika co boi się, że dowolnego dnia o dowolnej porze może zgarnąć go tajna służba. Sama scena "procesu pokazowego" jaka później się odbywa w opowiadaniu jest zrobiona z ewidentnym kunsztem. Czytało się ją z wielką przyjemnością i postacie go obserwujące i nadzorujące zostały przedstawione naprawdę dobrze. Osobiście, uważam tylko, ze samo zakończenie było ewidentnie słabe i psuło końcowy efekt z opowiadania. Dlaczego tak, w spoilerze: Mimo wszystko, gorąco polecam to opowiadanie. Jest ono naprawdę wybitne i dobrze, że w uniwersum KO mogą się znaleźć takie perełki. Mimo moich uwag do zakończenia, kunszt z jaki autor opisuje to co widzi nasz gryf w Sombrii naprawdę jest świetny i "Oczy Imperatora" zasługują na większą atencję. Pozdrawiam - Verlax
  11. Dobry! Jak Gandzia wspomniał, recenzowanie tych opowiadań było problemem i to które z nich jest lepsze nie było takie oczywiste. Pod spoilerem zostawiam moje recenzję: Gratuluję obydwu uczestnikom i życzę powodzenia w przyszłych konkursach. Pozdrawiam - Verlax
  12. Muszę przyznać, że nie jestem zadowolony ze swojego fanfika. Jak się okazało, ogromnym problemem okazał się limit słów, przez co z opowiadania wyleciały dwie sceny, części dialogów, części opisów i generalnie, rzeczy które jednak powinny się tam znaleźć. Jakoś udało mi się to skompresować w taki sposób by to miało sens i o to opowiadanie jest. Twarzą ku Słońcu [Slice of Life] [Political] liczba słów: 14.977 Krótka opowieść o modernizacji Equestrii. Życzę wszystkim uczestnikom powodzenia.
  13. Cieszy mnie @Hoffman , że jednak zdecydowałeś się spróbować podejść do fanfika jeszcze raz. Muszę przyznać, że znowu mnie onieśmielasz długością analizy - naprawdę porządny kawałek tekstu. Pozwolę sobie na niego odpowiedzieć i odnieść się tylko do niektórych działów. Chciałbym póki co wstępnie podziękować za sam fakt, że jeszcze zdecydowałeś się tutaj wrócić, a po drugie za fakt, że bardzo ładnie podzieliłeś swoją analizę na działy, bardzo mi to ułatwi odpowiedź na twój post. Pozwolę sobie pominąć te działy, w których stwierdziłeś, że wszystko zostało zrobione dobrze, bo nie mam za specjalnie co na nie odpowiedzieć, poza standardowym podziękowaniem. Niniejszym, przejdźmy od razu do "Bohaterowie" I generalnie masz rację, Krwawe Słońce nie ma jednego głównego bohatera. Co do zasady, w kreacji większości bohaterów inspirowałem się Legends of the Galactic Heroes, które miało bogatą galerię postaci i tylko dwie figury, które realnie były uprzywilejowane i nadawany był im specjalny status w historii. W Krwawym Słońcu ten status ma Rainbow Dash oraz Rising Storm i jeśli ktoś miałby się uprzeć na wyznaczenie głównych bohaterów, to sugerowałbym tę dwójkę. Reszta ma swoje role w historii i co do zasady, wszyscy stoją na równi. Jako typowe "war drama", Krwawe Słońce musiało mieć zwyczajnie dużo postaci, choćby by uniknąć sztandarowego błędu w postaci "nikt nazwany nie ginie, tylko jakieś randomy w tle". Przy ich opisywaniu zawsze starałem się dawać im cechę wyróżniającą, żeby właśnie pomóc czytelnikowi przebijać się przez ten mętlik. Tak więc u Towera ciągle podkreślane jest że jest wysoki, "Wiedźma" Double Iris ma dwukolorowe oczy, Black Lancer jest rubasznym, zawsze gotowym na szaleńczą akcję głupkiem, Golden Lion ma unikatową długą złotą grzywę, jego adiutant jest ziemnym kucykiem co kompletnie nie pasuje do sytuacji w której się znajdują i tak dalej i tak dalej. Między innymi zabieg by tak często używać epitetu stałego w postaci ciągłego przypominania, że Golden Lion ma taką grzywę a nie inną pomaga czytelnikowi w zapamiętaniu kto to właściwie był. Zależnie od tego jak szybko czytałeś, czy próbowałeś przeczytać całe opowiadanie w jedno posiedzenie i czy nie przewracałeś oczami przy epitetach stałych to może rzeczywiście mogłeś mieć problem przy zapamiętywaniu postaci, ale osobiście wydaję mi się, że jednak tutaj poszło mi dobrze. Co do postaci Rising Storma, generalnie ciężko mi coś tu powiedzieć - rozumiem jeśli postać nie budziła większych emocji i była bezbarwna. Ja się z tym generalnie nie zgadzam, ale szanuję zdanie. Rising Storm jako postać został zbudowany na podstawie fałszywego stereotypu, który wydaję się "działać" w pierwszych rozdziałach, a potem rozpada się z każdym kolejnym. Cały dialog przecież Double Irisa z epilogu mówi to trochę wprost - charakter Rising Storma jest nierealny, sztuczny, jakby wyciągnięty z czystej propagandówki. Fakt, że Rising Storm mógł wypaść płasko rozumiem, bo tak samo płaskie i puste są typowe opowieści o "honorowych żołnierzach Wehrmachtu" czy "dzielnych japońskich żołnierzach". Innymi słowy, przy kreacji tej postaci posłużyłem się postacią która z założenia nie pasowała do otoczenia w którym się znajdowała, co wywołało potem w niej ostry konflikt. Tak więc mogę przyznać rację, że Rising Storm w takiej kreacji mógł wypaść blado, ale wciąż uważam, że jako podmiot dekonstrukcji wypadł świetnie, zwłaszcza w ostatnich rozdziałach. Generalnie, zgadzam się połowicznie. Pewne rzeczy są oczywistymi błędami - zwłaszcza nadużywanie pospolitych słów jak "żołnierze". Powtórzenia bywają paskudnym problemem i przyznaję, że zarówno ja jak i mój korektor mieliśmy z tym fantem problem. Przyznaję więc oczywistą rację we wszystkich oczywistych wypadkach gdy nadużywanie słów zwyczajnie boli. Czasami przyznaję też, że mam też tendencję do nadużywania fraz, które zwyczajnie w świecie lubię i ich nagromadzenie na przestrzeni rozdziału albo kilku rozdziałów może razić. Jeszcze uwaga osobna - przy wskazywaniu jednak w komentarzach w fanfiku powtórzeń warto spróbować zasugerować zamianę. Nawet nie dlatego, że ułatwia to potem autorowi pracę i jest to zrobione za niego, tylko dlatego, że pozwala to czasem dostrzec sytuację, w której znalezienie zamiennika dla powtórzenia jest prawie niemożliwe, albo zamiennik jest jeszcze gorszy. W takim wypadku błąd w postaci powtórzenia trudno nawet traktować jak błąd. Nie zgadzam się natomiast do epitetów stałych. Właśnie po to są przypominane cechy postaci by w tej ilości ułatwić czytelnikowi zapamiętanie kto jest kim, o czym zresztą pisałem przy podpunkcie Bohaterowie. Samo używanie takich epitetów błędem nie jest, ich duże nagromadzenie w jednym miejscu już błędem być mogło, ale w tedy należy to traktować jak standardowe powtórzenie, a nie jakiś wielki błąd stylistyczny i że nie pasuje i nie przystoi. Generalnie jednak, ta krytyka jest bardzo celna i biorę ją sobie do serca. To co zaznaczyłeś w komentarzach przejrzę i wprowadzę poprawki na tyle na ile będę w stanie. Zacznę od pierwszej rzeczy, nie do końca rozumiem w jaki sposób Rozdział XIII okazał się dla ciebie męczący. Co do zasady, KS używał formuły 1 - 2 - 1, co znaczyło, że między dużymi bitwami, czy generalnie scenami pełnych akcji musi być minimum dwa rozdziały względnego spokoju. Jeśli spojrzeć zresztą na rozstaw rozdziałów: To koncept ten zachowałem. Rozdział XIII w ogóle przerwę miał jedną z dłuższych, bo jeszcze wstęp do niej (Część 1) który był dosyć długi nie zawierał jeszcze scen batalistycznych. Z tego co jednak zrozumiałem czytając tutaj swoje odczucia problem jest inny. A mianowicie, że starcie to jest zwyczajnie nudne, że dużo gore, że jakieś takie bez ładu i składu, nie ma polotu poprzednich Rozdziałów (VII oraz X). No ale cóż, o to chodziło! Kiedy wspominałem, że im dalej tym mroczniej i gorzej, to "dziczenie" zaczęło mieć też wpływ po prostu na sposób prowadzenia starć. Bitwa z Rozdziału XII to elegancja formacji niczym z wojen napoleońskich, honorowe starcie na dalekie odległości, w której przeciwnik jest ledwo widoczny. Bitwa z Rozdziału X daje nam vibe wojny manewrowej - wojny francusko-pruskiej, ofensywy Brusiłowa czy klasycznej wojny błyskawicznej rodem z II WW. Tymczasem Bitwa z Rozdziału XIII jest... tępa. Szybko można spostrzec, że taktyki nie ma w nim za grosza, to tępackie starcie, prosty szturm miasta, walka bezpośrednia twarzą w twarz. I takie było zamierzenie, bo pokazuje degenerację nippońskiej myśli wojennej jak i rosnącą determinację sińską. Jest również historyczne - w rzeczywistości Japończycy po bitwie o Nankin nie mieli już starć gdzie wygrywali rzeczywiście dlatego, że wyższa generalicja zdołała wypracować manewr, który pokonał siły chińskie, tylko zwykle kolejne bitwy wygrywano zwyczajną miażdzącą przewagą w sile ognia oraz lepszym szeregowym piechurze i jego esprit de corps. Czasem zwyczajną chińską niekompetencją. Opinie historyków są zresztą na ten temat podobne. Gdyby Krwawe Słońce byłoby dłuższym opowiadaniem albo miało sequel kontynuujący wątek tej wojny, prawdopodobnie kolejne bitwy (z wyjątkiem powietrznych, gdzie pewnie dałbym polotu) miałyby podobny charakter. Wojna ta miała bardzo dziki charakter, historycznie to była ostatnia wojna w której en masse wykorzystywano chociażby walkę wręcz bagnetami i klasyczny, jeszcze XIX wieczny szturm piechoty z nimi. W końcu to właśnie z tej wojny wziął się fatalny wynalazek w postaci kamizelki samobójczej, będący problemem dla świata po dziś dzień. W rezultacie, taka bitwa, pełna gore, brutalności i pozbawiona tak dobrze budowanej warstwy taktycznej z poprzednich rozdziałów moim zdaniem pasowała tu jak najbardziej (i też nie widzę by dla innych czytelników był to problem). Rozdział XIII właśnie był pisany w taki sposób, by mocno kontrastował z poprzednimi bitwami, które były dużo bardziej uporządkowane i łagodniejsze. Natomiast zgadzam się, że mogło być duże zmęczenie materiału już po Rozdziale XIII i wchodząc w Rozdział XIV, gdyż - co tu dużo mówić, byłem zmuszony złamać własną zasadę o robieniu co najmniej dwóch rozdziałów spokoju pomiędzy pełnymi akcjami częściami. Interludium trochę miało pełnić taką rolę, ale z oczywistych względów nie było dobrym zamiennikiem. No dobra, a teraz przechodząc do Rozdziału XIV... Powiem szczerze, ta dyskusja mnie trochę męczy. W poprzednich postach pisałem już bardzo dużo dlaczego napisałem Rozdział XIV tak brutalnie i czemu nie zszedłem z tego tylko konsekwentnie szło ostre gore. Moim zdaniem te argumenty były przekonujące, natomiast nasza dyskusja miała charakter starcia punktów widzenia. Co do zasady, nie mamy się nawet jak przekonać. Pozwolę jednak dodać jeszcze jeden argument dlaczego tak, a nie inaczej. Otóż jest to argument bardzo prosty, cokolwiek można negatywnego powiedzieć o tym stylu co zaprezentowałem, żaden inny zwyczajnie nie miał sensu. Mogłem w ogóle nie opisywać masakry (pominąć) - fatalne rozwiązanie. Mogłem ją opisać mniej brutalnie, też źle. Mogłem pominąć gwałty - no teraz to dowaliłem, dlaczego miałbym to wyrzucać z opowiadania? A przecież chodziło o pokazanie horroru, grozy, obrzydliwości i prawdziwego zła. Co tu dużo mówić - nie zgadzam się, że jakiekolwiek inne podejście, niż pójście w mocne gore, ekstremalną brutalność i zbrodnie bez ich ukrywania pozwoliłyby zwieńczyć to opowiadanie oraz przedstawić ten wątek tej historii. Pozwolę sobie zacytować Dolara, bo w sumie on to ładnie podsumował - nawet lepiej ode mnie. Wiele rzeczy tyczących się właśnie gore, jego użycia i generalnie tego w jaki sposób zostały napisane zarówno Rozdział XIII jak i Rozdział XIV to czyste preferencje. Jedna osoba będzie uważała, że już Rozdział XIII jest za brutalny i męczący, inna, że Rozdział XIII jest ok, a Rozdział XIV to gruba przesada, a jeszcze inny, że obydwa rozdziały, choć brutalne - zostały napisane w taki sposób jaki powinny zostać napisane. Ja twoje preferencje @Hoffman bardzo szanuję, ale preferencje pozostają preferencjami. Nie zostaje mi nic innego tylko jak powiedzieć, że szkoda, że ostatecznie taka wizja tego ci nie pasowała. I tyle. Pisząc te dwa ostatnie rozdziały pisałem tak jak czułem, że będzie dobrze dla opowiadania. Pozwolę odnieść się do "przemiany" Rising Storma, a właściwie jego braku. Odniosłem się już do tego w dziale Bohaterowie, ale przypomnę. To co generalnie Krwawe Słońce robi, to robi dekonstrukcję stereotypowego żołnierza rodem z najgorszych głupich mitów pokroju "to SS było złe, żołnierze Wehrmachtu walczyli rycersko". Najczęściej dekonstrukcję te robi się po prostu pokazując po prostu, że to wszystko nieprawda. KS przyjął trochę inne podejście. Zamiast tego, rzeczywiście stworzyłem postać, która z założenia wypełniała wszystkie idiotyczne pozytywne stereotypy o Cesarskiej Armii całkowicie na poważnie. Zresztą, już Rozdział III który nam ujawnia tę postać robi wszystko by to zrobić. Bo podsumujmy: - Rising Storm jest młodym oficerem, odważnym, patriotycznym i tylko trochę naiwnym - jest jednak dobroduszy, kolejny punkt. - Z jakiegoś powodu, posiada katanę. Chociaż jest ona wątkiem rodzinnym, to samo pojawienie się jej jest utwardzeniem stereotypu, szczególnie w tym rozdziale. - W swojej pierwszej bitwie robi szarżę z powietrza do walki wręcz, twarzą w twarz - można zwrócić uwagę, że niespecjalnie miało to sens, a chodziło o jeszcze mocniejsze utrwalenie fałszywego stereotypu. W ogóle jestem zdumiony, że po publikacji III Rozdziału nikt mi nie zwrócił uwagę jak ta postać jest dziwacznie napisana. Im dalej tym lepiej. Postać zaczyna się "psuć" wyraźnie od Rozdziału IX gdy ten odkrywa, że z tą współpracą braterską oficerów w Cesarskiej Armii to nie jest tak różowo. Potem z rozdziału na rozdział jest coraz gorzej. Kontrast jest pokazywany w ten sposób, że charakter Rising Storma pozostał ten sam, ale świat wokół niego zrobił się brutalniejszy i realniejszy. Rzeczywiście, Rising Storm co do zasady swojego charakteru nie zmienia, ale co ważniejsze - zdaje sobie sprawę, że jego charakter kompletnie nie pasuje do tego co do otacza. Cała rozmowa Rising Storma z Double Irisem w Epilogu tyczy się w końcu właśnie tego. Sam "Wiedźma" w jego trakcie, wręcz łamie czwartą ścianę, sugerując Rising Stormowi, że jego charakter jest "sztuczny". W ogóle polecam cały ten dialog, bo nie ukrywam, został on napisany w taki sposób właśnie by rozjaśnić jaka jest właściwie rola Rising Storma w opowiadaniu. Jego postać pozwoliła mi zdekonstruować wizerunek typowego japońskiego żołnierza i moim zdaniem jako bohater się sprawdził i miał swoją wymaganą głębię. Co do postaci kanonicznych, w sumie nie mam za specjalnie wiele do dodania czy polemizowania. Podsumowując, bardzo dziękuję Hoffman za komentarz. Oczywiście, z kilkoma rzeczami się nie zgodziłem, ale szanuję twoje zdanie, szczególnie że dobrze argumentowane i zbalansowane. Pozdrawiam - Verlax
  14. Generalnie, ja bardzo to szanuję. Jest jeden problem. Sam sobie odpowiedziałeś na swoją krytykę: Przytoczyłem Mausa (i Folwark zwierzęcy) tylko z jednego powodu - ponieważ poszła krytyka o to, że historyzm i swoista adaptacja wydarzeń historycznych nie powinna mieć w ogóle miejsca. W tym kontekście użyłem tego argumentu. Krwawe Słońce nie ma być drugim Mausem, zresztą niby jak miałby być jak to kompletnie nie ten gatunek? Już nie pomnę, że w kontekście gore, dzieła pisane, komiksowe i audiowizualne się ogromnie różnią. Szczególnie te ostatnie mają bardzo łatwą możliwość kreowania scen bardzo brutalnych w sposób niebezpośredni - najczęściej przez udźwiękowanie, pracę kamery czy grę aktorską. Tak samo komiks ma dużo łatwiej - jeśli jest czarno-biały znacząco łatwiej pokazać chociażby krew, można również rysować sceny w sposób, który zasłoni detale. Podobnie również jak dzieła audiowizualne, komiks również niejako “operuje kamerą”, ponieważ może przybliżać i oddalać sceny i dobrze to wykadrować. Zresztą sam opisujesz te różnice, więc chyba nie ma sensu bym pisał wypracowanie na ten temat, wiesz o czym mówię. Kolejna rzecz - Maus opisywał kompletnie inną zbrodnię. “Ocenianie” która zbrodnia jest bardziej zła jest bez sensu, ale można ocenić sposób czy motyw za jej dokonaniem. Holocaust był w istocie, projektem biurokratycznym, w którym zbrodnie najpierw uzgodniono na najwyższym szczeblu Rzeszy, potem wprowadzono ją administracyjnie. Cała operacja wymagała tego tradycyjnego niemieckiego biurokratyzmu - tak więc mieliśmy ogromne projekty infrastrukturalne, tory, kalkulacje. Niemcy liczyli chociażby przepustowość wagonów, skuteczność gazu i wiele innych rzeczy. Wreszcie, sami Niemcy chcieli zabijać, ale w dużym stopniu, Niemcy nie lubili brudzić rąk i był to projekt po prostu “eliminacji życia”, a nie “po prostu lubimy zabijać ludzi”. Początkowo projekt ostatecznego rozwiązania był czyniony przy pomocy rozstrzeliwań, ale szybko odkryto, że niemieccy żołnierze (w porównaniu do japońskich) mieli realne wyrzuty sumienia i się załamywali. Tak więc wprowadzono “niebezpośredni” sposób zabijania przez gaz. Dochodzi do tego fakt, że w obozach koncentracyjnych dużą część załogi która wykonywała tę “brudną czy psychicznie wrażliwą robotę” jak wyciąganie trupów nie była Niemcami - ściągano do tego chociażby Ukraińców. Dlatego też ostatecznie nie dziwi mnie taka forma w Mausie, natomiast ona kompletnie ona nie pasuje do Krwawego Słońca. Dla odmiany, rzeź nankińska była nagłym wybuchem wściekłej furii i czystego zła, w której bez jakikolwiek sensownych wytycznych (nie zachował się żaden pisemny rozkaz) dokonywano masowej zbrodni ludobójstwa. Sposoby popełnienia tej zbrodni najczęsciej były bardzo bezpośrednie - nawet nie rozstrzeliwanie gdzie trzeba jednego pociągnięcia za spust, tylko “ręcznie i wręcz”, przy pomocy bagnetów. Nie było też ostatecznie żadnego po prawdzie celu dla tej zbrodni (bo w myśl nazistowskiej doktryny politycznej ich zbrodnia jakiś sens miała, jakkolwiek nie chory). Natomiast sami Japończycy przyznali, że żadnego celu w tym nie było i “dlaczego ją popełniono” wymyślano dopiero post factum. Już o tym pisałem, nie zamierzam pisać dłuższych esejów, bo pisałem o tym też wcześniej. Ale to, że akurat zastosowano w KSie takie gore, a nie inne jest właśnie wynikiem zrozumienia, że była to zbrodnia popełniania w wyjątkowo specyficzny sposób i dlatego musiało to być opisane tak, a nie inaczej. No ale dobra - z jakiegoś powodu jeszcze zdecydowałeś się dorzucić taki argument: Zacznijmy od tego, że Krwawe Słońce nie jest Mausem. To kompletnie inny gatunek, kompletnie inny sposób wykonania, kompletnie inne wydarzenia będące bazą historyczną. Ale tutaj muszę przyznać, że jestem zdziwiony, że użyłeś akurat tego argumentu gdy nie przeczytałeś tego opowiadania i cały ten argument tylko to boleśnie potwierdza. Krwawe Słońce nie jest Mausem, alegorii jest tam dużo mniej. Ale gdybyś przeczytał ten fanfik zauważyłbyś np, że: Powiem szczerze, skoro przeczytałeś tak bardzo niewiele (pierwsze trzy rozdziały + tak trochę od czapy zakończenie?) to możesz sobie wyobrazić jak trudno mi traktować na poważnie krytykę tyczącą się całego opowiadania. Stąd też tak trudno mi się też odpowiadało się wcześniej gdy pierwszy argument jaki przychodził do głowy to był: “ale może warto byłoby czytać to opowiadanie w kolejności i w całości?” I notabene, prawdopodobnie dlatego mało kto poważnie traktuje krytyki Socks Chaser poważnie ze względu na to, że widać doskonale, że ona nie czyta opowiadania, tylko wyszukuje z pieczołowitością zbereźnika gdzie “hurr durr, autor dał gwaułty” a potem z wielką rycerskością i wielkim zacietrzewieniem w swoją wyższość moralną prawi wykłady. Z tej perspektywy rozumiem dlaczego osoby, które rzeczywiście przeczytały opowiadanie w całości ją minusują. Nie widzę dlaczego pisanie dużo mocniejszych, brutalniejszych scen miałoby być łatwiejsze, a już zwłaszcza z perspektywy pisarskiej. W końcu wszystko można ukryć po prostu tego w ogóle nie pisząc, pisać, że to się dzieje w tle, że postać tylko to słyszy. Jest to podejście banalne. Właśnie napisanie dobrego gore jest dosyć trudne i generalnie, ciężko mi się z tym argumentem zgodzić. Natomiast co do tego, że Maus mógł być mocniejszy - szanuję opinię, jest to możliwe. Z drugiej strony, czy Maus zrobiłby takie samo wrażenie, gdybyś wyrzucił z niego większość środka? Nie wiem, nie będę wnikał - zgadzam się natomiast, że Maus to perełka i zasługuje na większą popularność. … Jeszcze jedna rzecz, bo mnie to dosyć zaciekawiło. To akurat ciekawy temat. Czy z perspektywy fandomu dużo jest takich mrocznych, brutalnych fanfików? Czy aby nie ma za dużo wciskania “mhroczności” do fanfików na siłę? Jak takie rzeczy pisać dobrze? Co zgrzyta? W sumie można byłoby z tego zrobić niezłą dyskusję do Klubu Konesera Polskiego Fanfika. W każdym razie, bardzo dziękuję za komentarz. Jeśli zamierzasz kontynuować czytanie to życzę lektury, nawet jeśli za namową kogoś zepsułeś sobie wiele czytając od końca. Pozdrawiam - Verlax
  15. Moja przygoda z Krwawym Słońcem, jak na taki długi fanfik była relatywnie krótka. Opowiadanie pisało mi się szybko i udało mi się zachować twórcze paliwo przez większość czasu pracy nad nim. Tego dnia oficjalnie Krwawe Słońce zakończyło swoją fabułę i dzięki korekcie Gandzii, który pozostał ze mną od początku do końca Epilog jest już gotowy. Oczywiście, fanfik ten podejrzewam zakończyłby się wcześniej przez brak motywacji autora, albo z powodów technicznych, gdyby nie część osób, która bardzo mi pomogła przy jego tworzeniu. Dla Gandzii podziękowania pisałem już wielokrotnie, ale wypada podkreślić jeszcze raz, że oryginalnej surowej formie, Krwawe Słońce było fanfikiem fatalnym i fakt, że da się to to czytać jest w dużej mierze jego zasługą. Po drugie, chciałbym pozostawić pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich komentatorów ze szczególnym wyróżnieniem Dolara i Kredke - obydwaj dostarczyli mi mnóstwo bardzo zasłużonej i celnej krytyki, która potem pozwoliła (i pozwoli mi) to dzieło doszlifować i poprawić. Chciałbym wreszcie ostatecznie podziękować wszystkim czytelnikom, niezależnie od tego w jaki sposób złapali za dzieło i czy zostawili czy nie jakąś pamiątkę po tym w tym wątku. Każdy czytelnik mnie prawdziwie cieszy. Czy to znaczy, że to już definitywny, absolutny koniec moich prac nad fanfikiem? Nie. Planuję jeszcze powrócić do Rozdziału XIV (Część 2) i dokonać nieznacznego re-write'a, bez zmieniania jednak czegokolwiek we właściwej fabule. Najprawdopodobniej posłużę się tutaj pomocą Kredke, który mi prywatnie pomógł dostrzec pewne problemy. Planuję napisać również w bliżej nieokreślonym czasie Posłowie, w którym chciałbym opisać i wyjaśnić niektóre wątki oraz przedstawić wam mój proces pracy nad fanfikiem. To jest póki co tylko planowane, bo jeśli czasem bardzo późno wykryję, że są jeszcze jakieś inne błędy czy niedopatrzenia z mojej strony, które wymagają poprawek to oczywiście również za poprawienie tego się wezmę. Kończąc ten przydługawy post, oto i link do ostatniej części Krwawego Słońca: Epilog - Komm, Süßer Tod To tyle. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego czytania i jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy przez wszystkie te rozdziały przeszli aż do samego końca. Pozdrawiam - Verlax
  16. Dobry Socks. Cieszy mnie, że przybyłaś do działu MLN [18+] by skomentować to dzieło. Ze względu na formę twojego postu w postaci poszatkowania mojej wypowiedzi cytatami pozwolę odpowiedzieć w tej samej formie - będzie to łatwiejsze jak i podejrzewam też, że trafniejsze. Mniej więcej z tego samego powodu dlaczego zarówno pierwszy post Hoffmana jak i pierwszy mój post w tej dyskusji były takie emocjonalne. Brak nici porozumienia - pierwszy post Hoffmana czytało mi się dosyć ciężko ze względu na ton wypowiedzi i generalnie wysoką emocjonalność tekstu (który był dużo agresywniejszy od mojego, chociaż tego nie zauważasz). Wraz z kolejnymi postami jak i prywatną dyskusją jaką mieliśmy na Discordzie zdaję się, że nawiązaliśmy bardzo dobry dialog, w którym wyjaśniliśmy sobie nawzajem różnice poglądów i w kolejnych postach dyskusji jak i prywatnej konwersancji wymiana argumentami poszła znacząco lepiej. Stąd też, implikacja, że traktuję Hoffmana jak dziecko uznam za bardzo, ale to bardzo kiepską prowokację i conajmniej głupotę. Innymi słowy, uznajesz w tym wypadku fakt trzymania się wydarzeń historycznych, które wydarzyły się naprawdę za jakąś chorą zbrodnię na opowiadaniu, która odbiera mu jakość. Nie mam bladego pojęcia na jakiej podstawie, ponieważ rozwiązanie w stylu “opowiedzenie tej samej historii, tylko w sposób alegoryczny, przez użycie X” jest motywem starym jak świat. Powiem więcej, te dzieła byłyby zwyczajnie słabe gdyby nie użyto alegorycznie zwierząt do ich przedstawienia. Mogę zrozumieć nieznajomość Mausa, bo mimo, że to klasyka gatunku, to nie tak popularna. Ale przecież gdyby nie ten motyw, bardzo popularny, będący lekturą szkolną Folwark zwierzęcy Orwella byłby kompletnie niestrawny. Zarówno Maus jak i Folwark są przykładami świetnych opowiadań alegorycznych, które opowiadały dokładnie wydarzenia historyczne z dokładnością do ponad 80% wciskając zwierzęta zamiast ludzi. Sprawdziły się w swej roli wyśmienicie. Krwawe Słońce celuje w podobny gatunek. Poza standardowym dla ciebie łapaniem za słówka, naprawdę dziwi mnie zarzut, bo mam reputację osoby, która akurat przyjmuje wszelką krytykę bardzo serio o ile nie jest wyrażona w idiotyczny sposób. W trzech postach wcześniej długiej dyskusji Hoffmanem (szczególnie drugim i trzecim) detalicznie tłumaczyłem dlaczego została taka, a nie inna decyzja o ilości gore w opowiadaniu. Możesz sobie detalicznie poczytać i odpowiedzieć na nie, zamiast je ignorować (uśmiech). Co do przekroczenia granicy… >> Zaloguj się (bez konta się nie da) >> Wejdź do działu MLN z wyraźnie zaznaczonym [18+] >> cytat: Możliwe treści to: szczególna przemoc brutalność sadyzm tortury >> Wejdź do KSa posiadający tag Grimdark >> Odpal Rozdział XIV (reszta opowiadania jest dla frajerów i mnie nie obchodzi) >> Odsyła cię na stronę, który dodatkowo informuje, że rozdział jest ciężki, wejdź i tak >> Narzekaj, że przekroczono granicę Pozwolę się nie powtarzać i nie lać wody. Wszystkie sceny z wyjątkiem jednej (mającej nie więcej niż 3000 słów) miały konkretne uzasadnienie fabularne (od budowy postaci po wyjaśnianie ich zachowań). Ta jedna bez tego uzasadnienia prawdopodobnie otrzyma właśnie re-write. Wszystkie inne miały swoje mniejsze bądź większe zadanie które wypełniły. Nie musisz wrzucać krótkiego streszczenia Spec Ops: The Line, grałem w to. Poza tym, że to shooter z dobrą fabułą i naprawdę dobrym klimatem, to miejscami zawodzi, głównie przez fakt, że tych złych decyzji nie da się uniknąć, chociaż w praktyce by się dało - szczególnie scena z fosforem w której nie można go nie użyć. To dziwne. Piszesz tak jakbyś czytała tylko Rozdział XIV i na jego podstawie beształa całe opowiadanie, podczas gdy reszta fanfika, szczególnie w budowie postaci Rising Storma i Rainbow Dash przez wszystkie czternaście rozdziałów robiła właśnie to co opisujesz. ...zaraz. No tak. Muszę przyznać, że jest to ciekawe, że wycięłaś mi cytaty tylko z pierwszego posta gdzie odpowiedziałem emocjonalnie na post of Hoffmana, ale kompletnie zignorowałaś to co napisałem później kiedy już dyskusja moja i Hoffmana zeszła na bardzo dobry, cywilizowany poziom w którym argumenty jakimi się wymienialiśmy były dużo wyższej jakości. Rozumiem unikanie odpowiedzi na argumenty jakie przytoczyłem na obronę swojej tezy, ale żeby aż tak… Nie ma sprawy. Wpadnij jak zdecydujesz się przeczytać resztę fanfika (no tak) albo zdecydujesz się odpowiedzieć na argumenty z postu drugiego i trzeciego mojej dyskusji z Hoffmanem. Jak uważasz. Pozwolę się zachować jak przyzwoity człowiek i takiego nie dawać za takie właśnie jak opisujesz zachowanie z twojej strony. Pozdrawiam - Verlax
  17. Cieszy mnie Hoffman, że znów zdecydowałeś się zagościć w wątku i popełnić bardzo ładnego posta, w którym kontynuujesz swoją argumentację. Trochę zwlekałem w odpowiedzi na niego ponieważ w międzyczasie pisałem Epilog, który właśnie teraz został zakończony (i będzie już bardzo niedługo dostępny do publikacji, tylko korekta musi przejść). Teraz kiedy jestem więc “wolny”, mogę swobodnie odpowiedzieć na twój post i rozszerzyć swoją własną argumentację. Pozwolę sobie zacząć najpierw od pewnej kwestii, którą zdaję się powinienem wyjaśnić, ze względu na to, że prawdopodobnie źle to sobie zapamiętałeś. Chciałbym zaznaczyć, że nie uważam elementów brutalności czy gore w KO za wady. W jedynym poście jakim popełniłem pod tymże opowiadaniem zaznaczyłem, że to co jest moim największym problemem jest sama konstrukcja świata, która jest skrajnie nielogiczna, a podstawowe elementy wojny, logistyka, przemysł - wszystko to nie ma specjalnie sensu. Moim osobistym zdaniem opowiadanie to ma masę wad, ale same zbrodnie tam przedstawiane nie uważam za coś złego. Stąd też używanie tego za argumentu (że krytykowałem KO, a wcisnąłem takie rzeczy do fanfika) uważam za conajmniej nietrafione. Teraz kiedy tę jedną sprawę wyjaśniłem, pozwolę sobie wrócić do głównego wątku twojego postu. Wracamy w sumie do tego samego pytania co wcześniej - dlaczego w Rozdziale XIV użyłem takiej formy, a nie innej. Każda zbrodnia masowa ma swoje charakterystyczne cechy. Wszystkie z nich są wyjątkowe na swój własny sposób i to co stanowi jej wewnętrzny sens zwykle można wyróżnić. Jeśli rozmawiamy przykładowo o Holocauście, jej niezwykłym i kompletnie wyróżniającym się elementem był fakt, że było to przedsięwzięcie do którego uruchomienia trzeba było uruchomić większą część administracji Rzeszy. Była to swoista chora, niemiecka administracyjna precyzja, ogromne przedsięwzięcie logistyczne, wielkie inwestycje w tory kolejowe, precyzyjne wyliczenia i kalkulacje. Gdybym więc miał opisywać taki rodzaj zbrodni, opisałbym tylko ładnie ubranego niemieckiego oficjela, który popijając kawę projektuje kolejną kolej od A do X. To co opisywałem tutaj, czyli rzeź nankińska również była ogromną zbrodnią, która również miała charakterystyczne cechy - była kompletną odwrotnością tego co opisałem akapit wyżej. Jeśli Niemcy znajdowali coraz mniej bezpośrednie sposoby zabijania, bo żołnierze łamali się psychicznie przy egzekucjach (przejście od egzekucji z broni palnej, do morderstw przemysłowych przy pomocy komór gazowych), tak najważniejszą charakterystyką zbrodni nankińskiej był fakt, że znacząca większość zbrodni była dokonywana w sposób bezpośredni, bez wyrzutów sumienia, w swoistym szale. Broń palna która zabija szybko, a jednocześnie nie wymaga zarówno dużego wysiłku fizycznego jak i psychicznego (pociągnięcie za spust) poszła do lamusa - w tej rzezi użyto zaś wielkiego arsenału dużo bardziej bezpośrednich środków. Tak samo też gwałt jest zbrodnią, którą by dokonać trzeba mieć naprawdę złą psychikę i brak jakichkolwiek ograniczeń. Można brać udział w rozstrzelaniu i mieć wyrzuty sumienia jednocześnie (ze względu na łatwość pociągnięcia spustu), ale do większości zbrodni opisanych w zbrodni nankińskiej nie ma to miejsca. Japończycy w swym absolutnym źle, okrucieństwie i perfidii osiągnęli poziom, którego prawdopodobnie nikt inny w świecie nie przekroczył. Tak, jestem jedną z tych osób, która uważa, że Japończycy byli dużo, dużo gorsi niż Niemcy w trakcie II wojny światowej i uważa, że powinno się na nich zrzucić więcej niż dwie bomby jądrowe. Dla mnie było absolutnym priorytetem by właśnie tę bezpośredniość, zło, brak jakichkolwiek wyrzutów pokazać w pełnej krasie, bo to jest właśnie ta wyjątkowość tej zbrodni. Zależało mi też, by pokazać Nippończyków w tym kontekście jako skrajnie złe kucyki, bo zwłaszcza fani militariów często zapominają w swym uwielbieniu dla wojska wybranej nacji, że ta armia popełniała ogromne zbrodnie (patrz: idiotyczni fani Wehrmachtu gadający bzdury, że Wehrmacht walczył rycersko, a zbrodnie to było SS). Było to też swoista rozprawa ze steoretypami. Nie, Japończycy nie byli honorowi w trakcie II wojny, byli to barbarzyńcy tkwiący w średniowieczu, którzy nie tak dawno toczyli skrajnie okrutne wojny domowe wypalając zamki, miasta, dokonując ogromnych zbrodni, a potem przypadkiem dostali od Brytyjczyków magiczne kije, co strzelają nie przechodząc jednocześnie żadnej głębszej kulturowej reformy. Nie żałuję ostatecznie, że wybrałem taką formę jaką wybrałem, bo uważam, że ona lepiej oddaje to co chciałem w tym oddać. Nie spodziewałem się też, że wszystkim taka forma się spodoba, stąd też kompletnie mnie nie dziwi, że tobie Hoffman mogło to nie przypaść do gustu. Jeśli rażą cię opisy gore oraz sceny gwałtu, to w sumie tym lepiej dla ciebie - to znaczy, że masz dobrą empatię. Twoja pierwsza reakcja na ten rozdział zdaje się temu przeczyć (uśmiech). Tak poważnie, jednocześnie masz i nie masz racji. Bo jednocześnie narzekasz mi, że to wszystko straszne, paskudne i okropne, a jednocześnie wskazujesz, że powinienem dać więcej postaci z którymi autor mógłby się zżyć bym potem je brutalnie zamordował. Trochę to niekonsekwentne. Z drugiej strony Hoffman, kolejny raz dowodzisz, że ten Rozdział odebrałbyś inaczej gdybyś jednak przeczytał cały fanfik, ponieważ postacie występujące w tej rzezi pojawiają się długo przed nią: Niestety, w sumie więcej do dodania nie mam, ponieważ jak pisałem we wcześniejszych postach, ogromna część twojego odbioru tego rozdziału to preferencje, które szanuję, ale nie mam za specjalnie jak na nie odpowiedzieć - bo po prostu są preferencjami. Wydaję mi się też, że choć mogę pisać o tym więcej, to swoje główne argumenty już wypaliłem. Bardzo dziękuję, że zdecydowałeś się ponownie odwiedzić ten wątek. Na marginesie dodaję - Epilog został zakończony. Po jego publikacji i formalnym zamianie tagu [NZ] na [Z] jeszcze prawdopodobnie powrócę do Rozdziału XIV by poprawić niektóre rzeczy, natomiast nie w kontekście cenzury, tylko flowu w fabulę i usunięcia monotonności. Pozdrawiam - Verlax
  18. Jak już wspominałem zarówno w komentarzu jak i później na Discordzie, nie mam ci bardzo za złe za emocjonalną reakcję, nawet jeśli uważam ją za niesprawiedliwą. Pozwolę sobie więc rozszerzyć moje stanowisko oraz wyjaśnić dlaczego konkretnie nie jestem w stanie ze sporą częścią argumentacji się zgodzić. Zacznijmy od pierwszej rzeczy - w sumie najważniejszych w twoim wypadku - od oczekiwań. Pozwolę ciebie zacytować: Ja rozumiem Hoffman, że życzyłeś sobie taki fanfik, ale w gruncie rzeczy to jest właśnie myślenie życzeniowe - liczysz, że fanfik będzie miał takie elementy, nie będzie miał innych. Nie jest rodzaj życzenia w postaci “chcę by fanfik był dobry”, “chcę by fanfik był ciekawy”, “chcę by był pisany poprawną polszczyzną” (co życzy absolutnie każdy czytelnik) tylko konkretnie żądania, że pewne elementy będą,a pewne nie. Ich istnienie bądź brak może rozczarowywać jedną osobę… ale nie musi drugiej. Stąd też o ile są warte one brania pod uwagę, to nie stanowią one absolutu i nie dyktują jakości dzieła. Wydaję mi się, ze jest to warte wspomnienia, ponieważ akurat w kwestii tego, że jest to fanfik brutalny byłem szczery. Po pierwsze - fanfik od początku wylądował w dziale MLN, mimo, że pierwsze rozdziały były wyjątkowo łagodne, a prawdziwie mocniejsze rzeczy zaczęły się dopiero od rozdziału szóstego. Po drugie - użyłem tagu [Grimdark], który choć jest nadużywany przez dzieła dużo “łagodniejsze”, które go otrzymać nie powinny, to w tym wypadku doskonale pasuje do definicji uniwersum tworzonego w fanfiku. Po trzecie - do ostatniego rozdziału pozostawiłem jeszcze osobne ostrzeżenie. Jako czytelnik przyznaję, że niektórych gatunków czy elementów w fanfiku nie cierpię. Nie dzierżę kompletnie TCB, a moje próby zmierzenia się z takim fanfikiem (“Czternaście dni” od Ghattora) skończyły się kompletną porażką - po prostu mi się nie podobał, tyle. Natomiast podejrzewam, że obiektywnie jest to fanfik bardzo dobry i tylko moja osobista preferencja sprawia, że nie jestem w stanie go polubić i gdybym musiał je na siłę recenzować to prawdopodobnie nie byłbym w stanie powiedzieć wiele pozytywnego. Mam pewne wrażenie - popraw mnie jeśli się mylę - że, po prostu nie lubisz dzieł ewidentnie mrocznych i brutalnych, a Krwawe Słońce zacząłeś czytać bo podobał ci się świat, startowy pomysł na fabułę oraz elementy knucia i polityki. Być może przeczytałeś inne dzieło, które cię zraziło tymi motywami i bardzo chciałeś tego uniknąć. Niestety przykro mi - Krwawe Słońce jest o tym, ale jest również o innych rzeczach. To, że ich nie lubisz - to mi szkoda - ale jak już wspomniałem, to jest kwestia osobistych preferencji. Ja bardzo rozumiem, że chciałeś konkretnie to i to, a nie chciałeś tego i tego - bardzo to szanuję. Rozumiem również dlaczego akurat mogłeś mieć taką zachciankę i dlaczego tobie tak to pasowało lepiej. Omówiliśmy wątek “oczekiwań”, teraz przejdziemy do drugiego, czyli faktu jak właściwie z tą brutalnością przez cały fanfik jest, oraz w sumie najważniejsze - czy miałoby to wpływ na twoją końcową lekturę czternastego rozdziału. Spoiler - (Mniej lub bardziej precyzyjny) Wykres brutalności Krwawego Słońca na Rozdział Wbrew pozorom, fanfik jest paskudnie brutalny w wielu miejscach. Tworząc wstępny szkic opowiadania chciałem by poziom brutalności rosnął, aż miał spotkać swą kulminację w bardzo krwawym finale. Były rozdziały w których napięcie spadało po to by móc przygotować kolejny ważniejszy punkt opowiadania. Moim zadaniem było mentalnie przygotować czytelnika do spodziewanych okropności, stąd też coraz bardziej rosnący poziom zła. Jest to niczym podróż naszych bohaterów po rzece Kongo w głąb lądu, do jądra ciemności. Różnica jest taka, że jest to tym razem inna rzeka, a idą ze wschodu na zachód. Ale koncept zostaje. Nie jestem w stanie tego kategorycznie stwierdzić, ale obawiam się, że twój odbiór Rozdziału XIV mógłby się drastycznie różnić gdybyś jednak przeczytał całe opowiadanie, które szykuje czytelnika na to co ostatecznie kryje się na jego końcu. Nie obraź się, ale moim osobistym zdaniem postąpiłeś głupio. Jeśli już się zacząłeś domyślać, że tematyka opowiadania nie będzie ci pasować, mogłeś je po prostu przestać czytać (a ja bym się nie obraził, a tobie może to rozwiązanie przypadłoby do gustu), albo mogłeś jednak spróbować przez nie się przebić od początku do końca (albo przeczytać od prologu do rozdziału trzynastego, a potem nie czytać czternastego i poczekać na podsumowanie w epilogu). W rzeczywistości, podbudowa pod ten rozdział, ze szczególnym zwróceniem uwagę na rosnącą brutalność szeregowych żołnierzy jak i postępująca degradacja psychiki Rising Storma są najważniejszymi elementami. No ale cóż, teraz się nie dowiemy, bo zdecydowałeś się przeczytać to w innej kolejności. Możesz sam sobie zobaczyć jaki ogromny przeskok zrobiłeś na wykresie. Nie dziwota, że przeżyłeś szok poznawczy. Po prostu szkoda, że jednak zdecydowałeś się to zrobić tak, a nie inaczej - bo efektywnie usunąłeś sobie 80% opowiadania. Teraz pozwolę sobie odpowiedzieć sobie jeszcze na “nowe” zarzuty z drugiego postu. Generalnie, ciężko mi tutaj zacytować bezpośrednio, ale w skrócie - implikujesz, że gore jakie dałem jest niepotrzebne i dałeś na to kilka argumentów: a) Nie było mnie tam, więc silenie się na realizm jest bez sensu, skoro nie widziałem wydarzenia na oczy, tl.dr - i tak nie mam szans osiągnąć całkowitego realizmu. Jakkolwiek próbowałem zrozumieć akapit z tym argumentem, tak go nie rozumiem. Oczywistym jest, że w pełni ducha tej rzezi z absolutnym realizmem nie uchwycę, ale dążę do jego osiągnięcia i chcę być tego najbliżej. Nie uznaję kategorii “idealizmu”, że można osiągnąć coś absolutnie perfekcyjnego i lepiej być nie może. Wiedziałem doskonale, że prawdopodobnie nie uda mi się tego napisać absolutnie doskonale. W kontekście pisania rozdziałów często spotykałem się ze sceną, którą pisałem na podstawie źródeł. Czasami była to przemowa polityka, czasami jakaś zbrodnia, czasami walka. Najczęściej dostawałem suchy, bardzo rzeczowy i informacyjny opis pozbawiony jakichkolwiek emocji podany przez historyka albo jako relację świadka. Moim zadaniem jako pisarza było najpierw zrozumienie tej sceny, a potem zastanowienie się co realnie czuły ofiary, oprawcy czy świadkowie tych wydarzeń. Stąd też jak wspomniałem - trudno mi się ten rozdział pisało, ponieważ chociaż miałem wypisane czarno na białym jak to wyglądało, potrzebowałem konkretnie uchwycić emocje, które opisy historyczne zwykle pomijają. Ostatecznie jednak - to, że z góry byłem skazany na porażkę nie zniechęciło mnie do tego, by jednak silić się na możliwie najbliższym tamtej historycznej rzeczywistości realizm. b) Generalnie co do zasady - przedstawione gore nie było w żaden sposób potrzebne i mogłem to napisać inaczej, tl.dr - dałem sieczkę dla sieczki i bo mi się podobało Zwyczajnie się z tym nie zgadzam. Rozdział XIV, jak i poprzednie gdzie pojawiały się mocno drastyczne sceny, miały w swojej fazie planowania długie przemyślenia o tym czy daną scenę opisywać tak, a nie inaczej. Poza już moim standardowym argumentem, że starałem się trzymać mocnego realizmu i trzymać się w faktach, miałem jeszcze inne powody dlaczego w niektórych scenach postanowiłem przyjąć takie modus operandii, a nie inne. Nie będę się już zbytnio rozpisywał, bo wychodzi mi wielki elaborat, ale dla mnie wyjątkowo było istotne by czytelnik rozumiał dlaczego dwaj główni bohaterowie fanfika - Rainbow Dash oraz Rising Storm zachowują się tak jak zachowują. Szczególnie w wypadku Rising Storma, który (uwaga, potężny spoiler): potrzebowałem usilnie wbić czytelnikowi do głowy to co sam Rising Storm widzi i czego jest świadkiem, by ten mógł zrozumieć dlaczego podejmuje tak skrajną decyzję. Tak samo też, decyzja Rainbow Dash nie miałaby specjalnie sensu gdybym nie pokazał bezpośrednio dlaczego ona im kompletnie nie ufa, a suche opisy, czy “opisy post factum” nie pozwoliłyby w pełni oddać jej przerażenia. Jak już wspomniałem, suchy opis historyczny bardzo niewiele mi mówił o odczuciach świadków tych wydarzeń. Szczególnie widać to w dziennikach Johna Rabbe, który choć relacjonował na biężąco, to właściwie kompletnie pomija co właściwie wtedy czuł. Jednym z kluczowych powodów istnienia takiego gore, jest właśnie to, że by oddać pełną gamę emocji postaci potrzebowałem to w zwizualizować w pełni, a nie tylko “post factum” czy wymijająco. Co do zasady - mógłbym napisać o tym więcej, ale zwyczajnie skrócę to do tego, że nie dałem tutaj gore tylko po to by dać gore. Istnieje inne pytanie - otóż czy już pomijając ten wątek coś w Rozdziale XIV mi się nie podoba i powinienem poprawić? Tak - są to przeze mnie wspomniane flow w fabule i zmęczenie materiału, rzeczy na które wskazał mi po przeczytaniu Kredke. Będę bardzo chciał więc wrócić do tego i nieco nad tym popracować (acz prawdopodobnie po publikacji Epilogu). Mógłbym o tym pisać bardzo długo - podejrzewam też, że część aspektów twojej wypowiedzi mogłem pominąć, za co przepraszam. Cieszy mnie bardzo Hoffman, że jednak zdecydowałeś się skomentować drugi raz. Jeśli jednak utrzymujesz się przy tym, że to twój ostatni post tutaj - jeśli chcesz jeszcze podyskutować możesz mnie złapać na PW przez Discorda. Pozdrawiam - Verlax
  19. Witam Hoffman, Najpierw chciałbym bardzo podziękować za komentarz. Krytyka jest zawsze w cenie, nigdy jej nie ignoruję i o ile nie jest skrajnie nieuzasadniona, zawsze ją doceniam. Stąd też czuję się absolutnie zobowiązany na nią w pełni odpowiedzieć. Ciężko mi będąc szczerym jednak na niego odpowiedzieć, po prostu cytując fragmenty twojej wypowiedzi a potem się do niego odnosić. Byłoby to niepotrzebne szatkowanie twojego komentarza, a wiele by to nie pozwoliło osiągnąć. Stąd też odpowiem blokowo, odnosząc się do różnych części w różnych miejscach oraz samemu rozszerzając swoje stanowisko i dodając szersze wyjaśnienia dotyczące linii fabularnej. Najpierw musimy porozmawiać o najważniejszym - czyli o samych założeniach. Wiele krytyki może wynikać z tego, że czytelnik po prostu oczekuje czegoś kompletnie innego i mimo, że fanfik jest dobry, to ma do niego wyrzuty. Zacznijmy od najprostszego i w sumie najważniejszego pytania… o czym właściwie jest ten fanfik? Właściwe tagi opowiadania, te określające jego charakter to [Wojenny] i [Grimdark]. Opowiadanie było od początku zamknięte za MLN, chociaż elementów do rozdziału XIV za które miałby on trafić do MLN nie było wiele. Wątek wojenny (czyli intrygi, polityka, walka) jest jednak tylko jednym z jego elementów. Krwawe Słońce jest o wojnie, ale jest również o Źle. Wątek ten obserwujemy z dwóch stron - po pierwsze mamy Rainbow Dash, niechętnego świadka oraz Rising Storma, oficera Nippony, którego osobowość kompletnie nie pasuje do otaczającej go rzeczywistości. Jedną z najważniejszych rzeczy, budujących pod Rozdział XIV jest właśnie ich rozwijające się charaktery, które sprawiają, że robią to co robią w ostatnim rozdziale (przed epilogiem). Najważniejszym problemem, błędnym założeniem, kompletnie nieprawdziwym i nie mającym wspólnego z rzeczywistością jest to, że mniej lub bardziej dobro zwycięża. Objawia się to tym, że w fanfikach lekkich i “jaśniejszych” są owszem jakieś problemy, ale ostatecznie dobro zwycięża. Fanfiki “mroczne i poważniejsze” jednak w rzeczywistości robią to samo. Najczęściej się to objawia poprzez “X, Y oraz Z umarli, K jest kaleką, pół królestwa zrujnowane… ale przeżyliśmy, jest dobrze, dobro zwyciężyło”. To o czym jest Krwawe Słońce, to o tym, że Zło (przez duże Z) czasami, a nawet wręcz często zwycięża absolutnie i nie ma znaczenia ile kto poświęcił i dlaczego. Czasem znajduje się ten ostatni sprawiedliwy (którego rolę pełni Rising Storm) ale jest kompletnie bezsilny, kompletnie nie pasuje do sytuacji i najczęściej zawodzi na całej linii. Fanfik miał mieć oryginalnie tag [Tragedy] ale zrezygnowałem z niego bo nie było sensu go używać - [Grimdark] wypełniał wszystkie założenia. Esencją Grimdarku jest właśnie absolutna dominacja zła, a dobra tylko nieznaczące przebłyski. Nigdy nie obiecywałem, że nie będzie w nim gore, brutalnych scen, czy pojawi się dobre zakończenie. Drugie błędne założenie - to, że będę ugrzeczniał (?). Otóż ten kto zna historię powinien wiedzieć, jak bestialski był to czas i jak okrutna była to wojna. Jednak pomimo tego, zarówno nieznający jak i znający historię - może przyjąć założenie, że autor nie będzie pokazywał tych gorszych rzeczy albo je ukryje. Dobrze to widać zresztą w twoim cytacie: Ale historycznie nie było żadnej godności, żadnego smaku ani żadnego zdrowego rozsądku w tej zbrodni. Zasugerowałeś mi, innymi słowy - bym po prostu tej zbrodni nie opisał. Zasugerowałeś mi bym skłamał czytelnikowi w żywe oczy. No to dopiero dobry pomysł! Generalnie, (jako autor) mogłem przyjąć trzy różne modus operandii: a) kompletnie pomijać elementy gore poprzez manewrowanie słowem w taki sposób, że końcowy produkt mógłby nawet wylądować poza MLN, a wszystkie prawdziwie brutalne sceny zaliczyłyby out b) wybiórczo pisać sceny “złe”, ale przez ładowanie ich w tło bądź pisanie w sposób nieinwazyjny (suche opisy w stylu “Cesarska Armia spaliła miasto X, a trupy Sińczyków były zjadane po ulicach przez głodne psy, kompletne zniknięcie tak kontrowersyjnych rzeczy jak gwałtów). c) być realistyczny i szczery. Opisać to tak jak należy. Nie muszę wyjaśniać dlaczego nie wybrałem a), ale pozwolę sobie rozszerzyć dlaczego nie wybrałem b). Pierwszy powód - ten model po prostu by nie zadziałał tutaj, wypacza on obraz rzeczywistości, nie oddaje emocji jakie mogły czuć ofiary. Jak postać X mogłaby czuć się źle, jeśli scena, która zszokowała postać jest ukryta przed czytelnikiem? Czytelnikowi potem byłoby ciężko zrozumieć motywację postaci. Gdybyś był taki miły i nie wybiórczy, zamiast przeskakiwać do ostatniego rozdziału przeczytałbyś cały fanfik, to spotkałbyś się z Exodusem i Sanko-Sakusenem, gdzie są opisywane nippońskie zbrodnie. Tam jednak są one w tle, są opisywane suchym opisem. I poza tym, że budują to tło, nie mają żadnego uderzenia emocjonalnego. Tym bardziej, że gdybyś czytał fanfik od początku do końca to zauważyłbyś pewną charakterystyczną rzecz - rosnącą progresję zła, rosnące okrucieństwo, większą brutalność. Poziom zła rośnie, od pierwszych rozdziałów do czternastego niczym bohater Jądra ciemności zbliżającego się do Kurtza. Pierwsze rozdziały mogłyby w ogóle nie być w MLN. Kolejne były brutalne, ale do przeżycia. Dalej mamy opisywane naprawdę potężne zbrodnie, ale wciąż opisem. I dopiero na zakończenie, w akcie finalnym mamy na zakończenie Rzeź Makinu. Ale to tylko jeden aspekt. W ogóle, zanim przejdziemy dalej… jak bardzo realistyczny jest Rozdział XIV? Dlaczego więc zdecydowałem się tutaj pokazać to wszystko w pełnym świetle? A no właśnie dlatego by pokazać to takim jakim było, a nie durnie ugrzeczniać, bo czytelnik może poczuć się urażony. Gdybym zastosował schemat b), innymi słowy nie byłbym szczery, nie pokazałbym tego jakim było i spalił przedstawienie tego - bym po prostu czytelnikowi opowiadał słodkie kłamstwa, byle mu się to dobrze czytało. Uznaję osobiście realizm historyczny za jedną z największych zalet tego fanfika. Opisałem ją taką jaką była, a to że dla czytelnika jest to ciężkie - nie dziwota. Dlatego miałem zresztą tak ogromny problem z pisaniem tego rozdziału. Oddanie sprawiedliwości tej zbrodni, a nie ugrzecznianie uznałem za najważniejszy cel. Użyję historycznej analogii. Powstał kiedyś chiński film “Miasto Życia i Śmierci”, który jest właśnie o tym o czym rozmawiamy tutaj - o rzezi nankińskiej. Film był sukcesem, ale poza pochwałami, zgarniał też opieprz od chińskich krytyków. Dlaczego? A no dlatego, że nie był to film szczery, że zbrodnie były pokazane za mało, że przez wybieloną postać jednego z cesarskich oficerów Japończycy nie zostali przedstawieni jako kompletnie obłędne dzikie bestie. I ta krytyka jest słuszna, bo historycznym realizmem byli Japończycy jako dzikie, całkowicie złe bestie. Innymi słowy - oczekiwanie, że uniknę pisania o najgorszych, ale prawdziwych elementach rzezi nankińskiej tylko dlatego, że jest to ciężkie dla czytelnika jest złudne. Natomiast ja bym przyjął krytykę tyczącą się gore, brutalnych scen i gwałtów, ale tylko w dwóch wyraźnie zaznaczonych przypadkach: a) gdyby autor by pochwalał te zbrodnie (czego nie robię) b) gdyby zbrodni byłoby nawalone tak dużo, że straciłyby one shock value i czytałoby się to kiepsko (albo nie pełniłyby istotniejszej roli w fabule) I przyznaję, że do punktu b) trochę spaliłem. Zwrócił mi na to uwagę Kredke i to jest jedyna rzecz jaką byłbym w stanie skorektować w rozdziale. I to nie dlatego, że “gore, gwałty i ola boga”, tylko właśnie dlatego, że flow w fabule jest średnie i rozdział czyta się gorzej. Pozwolę kompletnie zignorować emocjonalny ton, słabe wyzwiska czy nędzne uszczypliwości. Zakończę to tylko tak: jeśli wolisz pozostać w sferze małych słodkich kłamstewek, to proszę bardzo. Ale to co opisałem to jest to co się wydarzyło historycznie. Możesz to zignorować, możesz mi dalej robić wyrzuty… ale cóż, to dalej będzie to samo. Zaprzeczanie rzeczywistości. Czasami zło wygrywa i czasami okrutne zbrodnie są popełnianie, unikanie tej prawdy do niczego nie prowadzi. Dodam jeszcze od siebie, że prawdopodobnie Rozdział XIV będę poprawiał, ale poprawki te nie będą się tyczyły “ugrzeczniania”, tylko właśnie poprawy czytelności i flowu w fabule. Pozdrawiam - Verlax
  20. Witam, Zgodnie z obietnicą co złożyłem wcześniej, Rozdział XIV został zakończony. Praca nad nim była zupełnie inna niż poprzednio. Muszę w tym momencie podziękować Gandzii, który wraz ze mną przebił się przez te blisko 100 stron i wytrzymał ze mną trudy pracy nad takim tekstem. Chociaż w samej prędkości pisania Rozdział XIV jest jednym z najszybciej napisanych przeze mnie rozdziałów, to psychicznie było to dla mnie duże wyzwanie i miałem z nim niemało problemów. Pisanie tego było straszną mordęgą i nie wiem ostatecznie czy to co ostatecznie tu wyszło jest cokolwiek tego warte. Nie mam co jednak rozpaczać - prezentuje wam oto ostatni rozdział Krwawego Słońca. Rozdział XIV - Krwawe Słońce (Część 1) Mentsu Rozdział XIV - Krwawe Słońce (Część 2) To wszystko. Opowiadanie nie jest jeszcze skończone, ale pewne wątki zostały zamknięte. Ostateczny koniec, przedstawiony w Epilogu pojawi się później. Muszę trochę odpocząć psychicznie zanim zabiorę się za ostateczne podsumowanie losów naszych bohaterów. Póki co, zapraszam was do czytania. Pozdrawiam - Verlax
  21. Dobry, Jako autor tego fanfika, mam dla was dobre wieści. Ostatni rozdział tego opowiadania jest już w końcowej fazie jego pisania. Nie tylko to, ale tym razem dzięki trochę innemu modelowi korekty udało się już go w znaczącej większości przygotować do publikacji. Obecnie, ostatnia część Krwawego Słońca poza epilogiem ma 92 strony. Z tego też powodu, przy publikacji zostanie podzielona na trzy części. Wielkie za to podziękowania należą się Gandzii, któremu ostatnio korekta jak i proof-reading idzie bardzo dobrze. Co do "treści", jako autor mogę wam tylko powiedzieć tylko, że podejrzewam, że wzbudzi on u was duże emocje. Rozdział XIV: Krwawe Słońce zadebiutuje w ciągu najbliższych dni, w skrajnym wypadku może i jutro. Pozdrawiam - Verlax
  22. Jestem po zakończeniu lektury w postaci czterech rozdziałów tego opowiadania i wypadało bym się podzielił wrażeniami. Zaczynając od rzeczy, które mogę powiedzieć bez większego strachu o spoilery, to to, że jest to opowiadania bardzo solidne. Powiedziałbym, że wręcz "wspaniałe" gdyby nie to jak małą próbkę jego otrzymaliśmy. Efekt ten (he he) jest uzyskany dzięki magii jaką ma Poulsen pisząc czy to opisy czy standardowe dialogi. Czyta się to bardzo dobrze i nie nudzi. Nie tylko sam styl jest dobry, ale korekta stoi na najwyższym poziomie (pewnie dlatego, że fanfik odwiedził sławny korektor "Czemu-Ten-Boss-W-Kancolle-Jeszcze-Żyje" Gandzia). Podobnie jak przy innych dziełach spisał się on bardzo dobrze i nie znalazłem żadnych błędów w opowiadaniu (acz warto podkreślić, że nie jestem pod tym względem cienki). Jedną z bardzo unikatowych rzeczy o tym cross-overze jest fakt, że nie trzeba znać materiału źródłowego by się nim cieszyć. Sam jestem po całej serii Mass Effect (bez Andromedy), ale "wyłączając" swoją wiedzę z cyklu z wielką przyjemnością odkryłem, że detaliczne opisy, dobry world-building oraz umiejętnie prowadzona fabuła sprawiła, że nawet laik w tym uniwersum powinien dać sobie radę. W cross-overach jest to wielka zaleta, a nie zawsze to się zdarza. Należą się duże pochwały Poulsenowi za to, że napisał to w taki sposób, że jest przystępne to dla każdego. Kolejną rzeczą, która mnie bardzo zaskoczyła (pozytywnie) jest world-bulding, a konkretnie "co konkretnie jest cross-overem". Pomysł by był doskonały. Pozwolił on uniknąć pułapki w postaci durnej kopiuj-wklejki z oryginalnego, "cross-overowanego" uniwersum. To co Poulsen zrobił np. z konceptem Rady, Trzech Plemion jest naprawdę piękne. Daje to dobre wrażenie o autorze. Jako czytelnik jestem przekonany w takim wypadku, że gdyby pisał on normalne sci-fi, a nie cross-over też dałby radę. Ciekawy, niekonwencjonalny wybór również dokonano przy wyborze głównego bohatera naszej opowieści. Otóż: Jest to wybór bardzo nietypowy, ale działa. Jest to kolejny powód dla którego czyta się Efekt Magii jak świeżynkę. Wszystkie wymienione wcześniej elementy jak i ten powodują, że nie ma się większego poczucia "deja vu" przy czytaniu jeśli znało się serię Mass Effect. Powiem więcej, gdyby ktoś napisał czysto Mass Effectowego fanfika, który opisywałby tę samą przygodę, ale z perspektywy innego członka drużyny (Garrusa, Wrexa) to czytałbym jak diabli. Nawet główny wątek fabularny, chociaż w swej osi taki sam jak w ME1, to jest prowadzony inaczej... chociaż zaliczono przy tym też wpadkę, ale o niej później. Warto przypomnieć, że samego opowiadania jest bardzo mało. Jest to koło trzydzieści-czterdzieści stron. Główny wątek znamy, znamy głównych bohaterów, ale brak póki co większej rozbudowy postaci pobocznych. Pewne elementy lore też dobrze byłoby uzupełnić. Brak bądź też czy nie pewnych elementów z lore oryginalnego Mass Effecta też zastanawiają, stąd ciekawi mnie jak Poulsen to rozwinie. Natomiast przy pisaniu Poulsen zaliczył, moim zdaniem, fabularnie potężną wpadkę. Podsumowując, Efekt Magii to bardzo dobre opowiadanie, które można bezpiecznie polecić każdemu, w tym również osobom nie znającym uniwersum ME. Jest to po prostu kawał dobrej literatury sci-fi pisany naprawdę przemyślanym stylem Poulsena. Normalnie jakość opowiadania by sprawiła, że dałbym głos na Epic, ale nie mogę tego zrobić z dwóch powodów. Po pierwsze, opowiadanie jest za krótkie i muszę być pewien, że autor utrzyma swą jakość, a po drugie - autor jest leniwą bułą i nie pisze go dalej. Stąd też rozważę postawienie definitywnego głosu dopiero po publikacji kolejnego rozdziału. Pozdrawiam - Verlax
  23. @jasiulo Jak najbardziej jest to ponyfikacja II wojny chińsko-japońskiej. Z mojej perspektywy idea była taka, że początek opowiadania bardzo przypominał realia historyczne, natomiast im dalej tym bardziej wprowadzam typowe "kucykowe" elementy, jak magię, umiejętności pegazów i ich wpływ na przebieg starć i tak dalej. Kilka rzeczy też zostało nieznacznie zmienione - z takich historycznych smaczków nieco inny był rezultat walki politycznej w Rzeszy Grivridge oraz nieco inna jest doktryna oraz modus operandii frakcji Kodoha wewnątrz struktur Cesarskiej Armii. Generalnie uważam, że zarówno osobom bardzo obeznanym z historią tej wojny jak i mniej fanfik powinien przypaść do gustu.
  24. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  25. Bardzo ci dzięki Kredke za komentarz. Cieszy mnie, że generalnie się podobało, ale równocześnie dziękuję za wskazanie rzeczy które można by poprawić. Przyznaję, że w ostatnich rozdziałach RD trochę brakuje. Spokojnie jednak - zamierzam niedługo do niej wrócić. Przy okazji, otrzymałem prośbę o możliwość skomasowania całego fanfika do jednego dokumentu by łatwiej byłoby go czytać na komórce. Stąd też zamieszczam całe Krwawe Słońce pod jednym linkiem: *Click!* Zachęcam bardzo do czytania. Nieskromnie przyznam, że naprawdę warto - bo to po prostu dobre opowiadanie. Pozdrawiam - Verlax
×
×
  • Utwórz nowe...