Skocz do zawartości

fallout152

Brony
  • Zawartość

    739
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez fallout152

  1. Argument # 5: Turcy nazywają nas Lechistanem, Ukraińcy Lachami :

     

    Tu należałoby wpierw wyjaśnić, że słowo "lechia" bierze swój początek od słowa "lęda", czyli obszar lub równina. Dziś użylibyśmy słowa "ląd", a po angielsku byłoby to "land", gdyż oba nasze języki (oraz wiele innych) mają wspólne praindoeuropejskie korzenie.

    Od słowa "lęda" wzięła się też nazwa proto-polskiego plemiona Lędzian, na podobnej zasadzie jak np. mówimy np. o Wiślanach czy Pomorzanach. Jako że Lędzianie ze wszystkich polskich plemion byli wysunięci najdalej na wschód, toteż byli oni najlepiej zaznajomieni z Rusinami, którzy dla ułatwienia zaczęli nazywać Lędzianami wszystkie plemiona słowiańskie na zachód od nich.

    Następnie w miarę jak zaczął się popularyzować alfabet łaciński, pisanie wielu polskich zgłosek miękkich stwarzało problemy i zamiast Lędzian pierwsi kronikarze zaczęli pisać o Lachach. Natomiast używana przez Turków i Persów nazwa Lechistan wynika po prostu z kontaktów z Rusinami, które (po spojrzeniu na mapę świata) powinny być czymś oczywistym.

     

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Lędzianie

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Lęda

    http://www.historycy.org/index.php?showtopic=170690&hl=lechistan&st=135

     

    Jeśli się nie mylę, to nazwę Polska wymyślił grecki geograf Ptolemeusz. Jeśli tak, to nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że Rusini mieli też swoją inną nazwę.

     

    Spoiler

    mapa1.jpg

     

    I to jest w zasadzie cała historia, wszystko inne to już gwałcenie logiki. Jeśli by traktować Wielką Lechię jako krainę historyczną, należałoby włączyć w jej obszar być może nawet cały ląd na Planecie Ziemia, by ta nazwa miała sens. Poza tym Ukraina przez większość czasu była częścią Królestwa Polskiego, tak więc, gdyby istniałaby Wielka Lechia, to oni też byliby jej częścią, i sami nazywaliby się Lachami. Z kolei Turcy i Persowie nie używaliby odnoście nas typowo semickiego słowa "stan", a najprawdopodobniej się np. słowa "Wielka". 

    Z resztą już sam podział Słowian na plemiona (który jest dobrze udokumentowany) powinien być dla wszystkich jasnym dowodem na to, że nie istniało żadne słowiańskie państwo pogańskie.

     

     

    Tak z trochę innej beczki - turbosi czasem powołują się na cytat z Bibli, jakoby Lechia była znana we starożytnej Palestynie:

     

    Cytat

    Wtedy Filistyni wyruszyli i rozbili swoje namioty w Judzie, a robiąc wypady, docierali aż do Lechi. [Filistyni rozgłaszali, że chcą pojmać Samsona. Żydzi proszą go, by poddał się. Samson zgadza się, Żydzi oddają go związanego Filistynom] Kiedy przybył do Lechi, Filistyni na jego widok zaczęli wznosić radosne okrzyki. Wtedy duch Boga zawładnął nim, a powrozy, którymi był skrępowany, stały się nagle jak spalone włókna lniane i opadły z jego ramion. Znalazłszy szczękę oślą, jeszcze świeżą, chwycił ją i zabił tysiąc mężów. I powiedział Samson: Przebiłem ich oślą szczęką, oślą szczęką zabiłem ich tysiąc. Wypowiedziawszy te słowa, odrzucił oślą szczękę, a miejsce owo nazwano Ramat-Lechi. [po walce Samsonowi chciało się pić] I rozwarł Bóg szczelinę, która się znajdowała w skale w Lechi, i wypłynęła z niej woda. Kiedy Samson ugasił pragnienie, ożywił się i nabrał nowych sił. Dlatego nazywa się to źródło: En-Hakkore [źródło Powołującego]. Bije ono do dnia dzisiejszego w Lechi

     

    Analizy tych bredni dokonał bloger "Se Czytam":

    http://seczytam.blogspot.com/2017/07/turbolechickie-zidiocenie-czyli-dojenie.html

     

    Krótko mówiąc "lechia" w Bibli to jeszcze inne słowo, które z języka hebrajskiego oznacza po prostu "szczękę". Poza tym Filistyni musieliby chyba korzystać z odrzutowców by w sensownym czasie podróżować z Palestyny do ziem polskich.

    Dodam jeszcze, że (z tego co wiem) nawet najbardziej zagorzali chrześcijanie nie interpretują Samsona (gostek który rozwalił armię Filistynów za pomocą oślej szczęki) jako postać historyczną, a raczej jako taką opowiastkę z morałem. Podczas gdy turbosi uznają historyczność Waligóry i Wyrwidąba. Widziałem nawet komentarz, w którym ktoś stwierdził, że Grecja była Lechicką kolonią, bo Herkules to był nasz Wyrwidąb.

  2. Średnio mi się podobał ten pies tworzący tornado, można by wymyślić coś co ma więcej sensu. Znaczy się rozumiem, że to miała być taka metafora dorosłych spraw i w ogóle, ale szkoda, że odbyło się to kosztem odcinka. Huragan zbyt łopatologicznie / dosłownie pokazywał katastrofę, powinno być coś nieprzyjemnego, ale bardziej dającego do myślenia. A co do samego psa, to podejrzewam, że niejeden dorosły (nawet w magicznym świecie) nie wiedziałby co to za stworzenie, ani też czy jest ono w stanie występować. Raczej wszystkie zwierzęta są zestresowane podczas pokazów.

    No i jeszcze ten postój... Czemu pociąg zatrzymał się na bagnie? Czy bagna są tak blisko stepów? Czy nie było bruku od przystanku aż po Appleloosę, że CMC chodziło po krzakach? Gdzie były inne kuce, które chciały dostać się z Ponyville do Appleloosy (jakieś powinny być) ?

    Jakoś to takie wymyślane na siłę. Po raz kolejny piszę, że wiem, że to bajka dla dzieci, ale szkoda, że w tym odcinku to było takie widoczne.

    Podobał mi się za to pomysł z magicznym kwiatem, sama przemiana CMC w dorosłe kuce (tego jeszcze nigdy nie było w kanonie), no i ich nowe barwy głosów (szczególnie Scootaloo).

    5/10

    • +1 1
  3. Devastation

    Strzelanka SF, bardzo miło wspominam tę grę. Fabuła była raczej średnia i była pretekstem do rozwałki, co jednak cieszyło dzięki szerokiemu arsenałowi broni (być może największemu jaki widziałem w grach) i ciekawemu filingowi broni. Pamiętam szarże z kataną, szybkie walki na magnum, odrzut CKMu, oraz taktyczne ataki z pół-automatyczną snajperką. Były też dosyć ciekawe misje, z których wiele odznaczało się wysokim poziomem trudności, co dawało większą frajdę za ich ukończenie. Jedyną (wielką) wadą gry była sztuczna inteligencja sojuszników. Ci idioci pruli prosto we wroga, nawet jeśli gracz znajdował się na linii strzału. Nigdy nie zapomnę bitwy, w której miałem chyba z 5 sojuszników i jedna kobitka z nich zabiła 4 pozostałych jednym wystrzałem ze strzelby, celując we wroga, który i tak stał za ścianą. Co ciekawe twórcy gry w wywiadach przekonywali, że stworzyli inteligencję na ludzkim poziomie i że takie boty można puszczać do multi, i będzie walka jak z żywym graczem.

  4. Pijany wójt gminy Żelazków zakłóca świętowanie dożynek:

     

    Spoiler

     

     

    Pijany wójt gminy Żelazków wchodzi na scenę podczas koncertu:

     

    Spoiler

     

     

  5. Iron Sky. Inwazja (2019)

     

    Jest to idealny przykład jak można popsuć swoje uniwersum. W pierwszej części (2012) mieliśmy autentycznych nazistów, którzy powrócili na Ziemię z koloni na Księżycu. Jako, że jest to komedia, to wynikła z tego cała masa groteski i żartów sytuacyjnych. Poza tym w filmie była pewna głębia. Ci naziści nie byli tak do końca źli, gdyż byli wśród nich cywile. Podczas gdy Ziemianie byli przedstawieni od strony toksycznych polityków, którzy robią wojny dla sławy i surowców naturalnych. Finałem tego było zbombardowanie przez Ziemian księżyca, zabijając tam wszystkich jak leci, bo przecież to tylko naziści, a my jesteśmy tacy super. Dawało to pewne przemyślenia. Coś w stylu, że być może zamiast żyć przeszłością, powinniśmy dbać o lepszą przyszłość...

     

    W drugiej części już tego nie ma. Najwyraźniej ktoś przewrażliwiony uznał, że pojawienie się nazistów w filmie komediowym jest promowaniem nazizmu i najlepiej by w filmie o nazistach nie było nazistów, a jeśli już to maksymalnie sztampowi. Już w pierwszej minucie dowiadujemy się, że ginący w wybuchach księżycowi cywile (bombardowanie Księżyca przez Ziemian) nagle skądciś wytrzasnęli cały arsenał broni (mimo iż w pierwszej części było jasno powiedziane, że Księżyc nie ma żadnych technologii naprowadzania statku/pocisku), no i zniszczyli też Ziemię w odwecie, bo to przecież źli, jedno-wymiarowi naziści.

    Dalej okazuje się, że Ziemianie jakoś zamieszkali razem z nazistami na zniszczonej kolonii na Księżycu. Główna bohaterka coś wspomina o tym, że nie jest tym zachwycona, ale wątek ten nie jest już dalej rozwijany, bo nazistę widzimy co najwyżej gdzieś w tle na trzecim planie. Zamiast tego pojawia się np. sekta fanów Apple czy rasa reptilian i film jest już tylko o tym. Niby mamy nawet samego Hitlera oraz jego brata, ale oni są teraz jaszczurami, tak więc nie ma co się spodziewać niczego szczególnego. Swoją drogą główna bohaterka poznaje brata Hitlera, wpadając na niego idąc korytarzem. Chyba już bardziej leniwego scenariusza nie dało się zrobić.

    Brat Hitlera coś tam pierdzieli o jakieś innej planecie (nagle okazuje się, że naziści mieli jakiś super statek, i tu po raz kolejny pojawia się niespójność z częścią I), i że Hitler został tam pożarty przez T-rexa, i że zdobyli tam pewną substancję, którą zanieśli do wnętrza Ziemi. W sumie nie ma to większego sensu, bo ta planeta też jest już zniszczona i dużo lepiej by było gdyby substancja oryginalnie pochodziła z wnętrza Ziemi. Poza tym Hitler w magiczny sposób teleportuje się na Ziemię (zostając zjedzonym), co udowadnia jaki ten film jest głupi.

    Dalej główna bohaterka zbiera drużynę, wyrusza do wnętrza Ziemi, kradnie jaszczurom substancję, i wraca ratować za pomocą jej Księżyc. Nagle brat Hitlera (który bz początku filmu zdawał się być jedyną postacią, która ma mózg) zaczyna strzelać do wszystkich jak leci (bo jest zły). Na księżyc docierają też wkurzone jaszczury, zostają pokonane (przez drużynę bohaterki), i wszyscy ocaleni lecą statkiem jaszczurów na Marsa. Koniec...

     

    Ocena ogólna 2/10. Nudy, brak poczucia humoru, brak nazistów, głupota.

  6. Obejrzałem w końcu 2019. Ku mojemu zdziwieniu stwierdzam, że jest to dobry film. Nie jest świetny, nigdy nie będę fanem amerykańskiej Godzilli i nadal mam nadzieję, że nie powstanie kolejna część, ale tym razem było po prostu dobrze. Po pierwsze w końcu wątek ludzki ma wpływ na życie potworów. Po drugie w końcu są wyraźne ujęcia potworów. Chodź z tym ostatnim bywa różnie bo przez jakieś pierwsze pół godziny potwory są w tle, a na pierwszym planie stoją ludzie. Później jednak zaczynają walczyć latające potwory i już nie ma gdzie postawić człowieka (poza samolotami). Tak więc twórcy nie chcieli, ale musieli zrobić kilka dobrych ujęć na kaiju. 

    Oczywiście jest też cała masa głupot, ale jak się to porówna z tym co było np. w generacji Showa, to nie jest aż tak źle.

    Za główną wadę uznaję to, że jest to kontynuacja 2014. Gdyby 2019 byłby remake'iem, to byłoby dużo lepiej.

     

  7. Film obejrzany. Wizualnie jest świetnie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że futra wyglądają lepiej niż w Zootopi. Szczególnie urzekła mnie scena w której jeden baran miał ognisko za plecami i końcówki jego włosów błyszczały rudym światłem. Nie wydaje mi się też, by robienie z postaci 100% zwierząt wyszło na dobre. Miały one ciekawy styl, może trochę karykaturalny, ale za to świetnie sprawdzał się w trakcie ruchu (zarówno na dwóch jaki czterech nogach). Podobała mi się też sceneria. Szczególnie wioska owiec, były bardzo szczegółowe budynki, z całą masą kwiatów, lampionów i innych ozdób. Coś takiego robi wrażenie nawet jak jest w tle. Widać, że ktoś włożył w to serce.

    Co do fabuły, to tu niestety popracowano za mało. Wiele scen się niemalże powtarzało. Szary jakieś 3 albo 4 razy znajdywał tabor królików (raz mu uciekli, raz go spławili, dopiero na koniec chcieli z nim gadać). I tyle samo razy próbował gadać z wilkami lub je odwiedzać, po swojej przemianie. A już nie zliczę tego ile razy skakał z wysokości (by naprawić głowę), mimo iż oczywistym było, że nie ma przewidzeń. To wszystko było męczące i nic nie wnosiło do filmu, po za jego sztucznym wydłużeniem. Poza tym przydało by się więcej poczucia humoru (nie mówię że nie było go wcale), bo dłuższymi momentami miałem wrażenie, że to po prostu animacja dla dzieci.

    Motyw z działkiem był w porządku, tylko powinno ono strzelać kamieniami, a nie cukierkami. Przypomina mi to jak kuce walczyły tortami przeciwko bawołom, co również wyszło źle i infantylnie. Nie mówię, że walki mają być krwawe, ale walka, to po prostu walka. Poza tym pszczoły zaatakowały by wilki po zniszczeniu ulów niezależnie od tego, czy byłyby one pokryte cukierkami czy też nie.

    W sumie najfajniejsza była końcówka. W końcu zaczęło się robić mrocznie i ciekawie.

    Jeszcze byłoby fajnie jakby postacie miałyby bardziej jednolite imiona. Z jednej strony była słowiańska Bianka i germański (chyba) Ragir (co pasuje do pierwotnych cywilizacji, takich jak właśnie te wiki w filmie), a z drugiej jakieś hamburgerowe Howler i Skinny.

    • +1 1
  8. Robin Hood: Początek

    Na wstępie muszę nadmienić, że wiem iż Robin nie jest postacią historyczną, jednakże pamiętam np. kreskówkę o Robinie i tam klimat średniowiecza był po prostu świetny i dopełniał cały obraz. Niestety w ostatnim filmie odniosłem wrażenie, że akcja toczy się co najwyżej w jakiejś małej miejscowości, ale w czasach współczesnych. Nawet najbiedniejsi ludzie nosili dżinsy, garnitury, kolorowe koszule, mieli współczesne fryzury i poprzypinane kolczyki...

    Do tego była jeszcze cała masa idiotyzmów, praktycznie od pierwszych sekund filmu. Mam tu na myśli scenę w której Marion kradnie konia od Robina. Jest ona (w tym momencie) prostą wieśniaczką, która chce pomóc wyżywić się  swoim sąsiadom. Mimo to nosi ona długą (jedwabną?) suknię (z chyba zbyt odważnym dekoltem), która ni jak nadaje się do pracy w polu, jeżdżenia na koniu, czy na włam.

    Dalej jest scena z wyprawy krzyżowej. Nie ma tu absolutnie kontaktowych starć dużych mas ludzkich, tylko małe oddziały komandosów w kamizelkach kuloodpornych (wyglądają jak  US army) taktycznie walczące z grupami Arabów, którzy wyglądają raczej na typowych Afroamerykanów (zbyt ciemna karnacja, krótkie, metro-seksualnie wystrzyżone brody). Do tego ów Arabowie walczą jak assasyni z gry o takim samym tytule, co traci solidnym pastiszem.

    Robin zaprzyjaźnia się z jednym z Arabów, Omaram jakimś tam, który dla ułatwienia każe nazywać się Jony, co jest jakąś desperacką próbą nawiązania do Małego Jona ze starszych odsłon Robina. Chwilę później ma miejsce główny twist fabularny, czyli ten moment w którym Robin zostaje Hoodem. Wygląda to po prostu tak, że Jony mówi do Robina, by wziął łuk i walczył z całą armią, a Robin na to: "OK, dobry plan", no i zostaje Hoodem.

    Później Robin / Hood spotyka Braciszka Tucka. Ten swoją drogą nie wygląda jak kapłan, tylko raczej jak jakiś rabin (kiedy nie nosi kapelusza, ubiera coś w rodzaju mycki). Oczywiście Mnichów z wygolonymi tonsurami w filmie nie ma, bo po co komu klimat? Swoją drogą całe chrześcijaństwo w filmie jest pokazane jako banda sukinsynów, którzy napadli niewinnych Arabów by ich złupić i zabrać do niewoli w Europie. Tuck się trochę buntuje przeciwko takiemu stanowi rzeczy, ale jego ostateczna przemiana nie jest pokazana w filmie. Po prostu spotyka się z Robinem, ten pyta się Tucka czy mu ufa i po cięciu Tuck jest już w rebelii. Spodziewałem się, że Tuck rozpozna Hood'a po głosie (jako Robina) i chociaż chwilę ze sobą pogadają, ale dla twórców filmu byłoby to już za wiele. Po prostu jedna z najważniejszych postaci w filmie, zdaniem jego twórców nawet nie zasługuje na jakiś krótki dialog w kulminacyjnym momencie.

    W filmie jest cała masa ludzi ciemnoskórych, są to niewolnicy, mimo iż w XIV to prędzej na dworach arabskich można by znaleźć białego niewolnika, niż na odwrót. Pojawia się rasistowska gadka (Szeryf z Nottingham przemawia do wieśniaków na placu) o tym, że Arabowie / Afrykanie przybyli do Europy by żyć na nasz koszt, płodzić potomstwo, oraz przekabacać nasze dzieci na islam. Jest to policzek wymierzony w prawicowych polityków (z czasów obecnych), co nie ma żadnego sensu, bo życie na socjalu a życie niewolnika to są dwie zupełnie inne rzeczy, których absolutnie nie da się porównywać. Wracając do filmu... Nawet po takiej przemowie i tak Jony chodzi sobie po placu (między wieśniakami) i nikt na niego nie zwraca uwagi.

    Na koniec zaczyna się bitwa rebeliantów z rycerzami szeryfa. Rebelianci / niewolnicy noszą bluzy z kapturami i kolorowe chusty na twarzach, przez co wyglądają jak antifa. Rycerze tym razem nie wyglądają jak US army tylko jak SWAT / ZOMO, mają ochraniacze (nie zbroje) osłony twarzy (nie hełmy) i prostokątne tarcze z wizjerami. Rebelia atakuje kamieniami i koktajlami Mołotowa. Policja (bo inaczej tego nie da się nazwać) stara się ich aresztować. Ogólnie klimat zamieszek w Paryżu.

    Robin podczas nawalanki dostaje bełtem z kuszy prosto w serce i to z bliskiej odległości. Chwilę pojęczał,po czym wyciągnął z siebie bełta i jeszcze miał pełnie siły do walki. Podczas gdy w rzeczywistości taka broń przebiła na wylot rycerza w płytowej zbroi z odległości 60 metrów (bodajże).

     

    Ocena ogólna: 3/10. Po prostu cuda - niewidy. Jeszcze na pewno dałoby się więcej takich rzeczy nawymieniać. Jedynym plusem było to, że po przymrużeniu oka film był nawet ciekawy wizualnie. Ale mimo wszystko te absurdy, brak fabuły, etc było po prostu wręcz tragiczne.

     

    Już lepiej by było jakby po prostu zrobili wersją współczesną a nie jakąś hybrydę.

     

  9. Dopiero co widziałem recenzję tego filmu (część I) na YT. Gostek straszy, że to niewypał, i że byłoby dużo lepiej gdyby postacie byłby bardziej zwierzęce. Chętnie sprawdzę ile w tym prawdy.

     

    Spoiler

     

     

  10. Godzillę znałem z początku tylko z gier. Do filmów nie mogłem się zmotywować, aż obejrzałem amerykańską Godzilla (2014). Film wydał mi się głupi aczkolwiek natknął mnie on do nadrobienia klasyków i wtedy moje zdanie o G 2014 było jeszcze gorsze.

    Japońskie filmy mają jakiś taki klimat, a same potwory wydają się mieć własną osobowość, mimo iż z reguły nic nie mówią. Nie wiem czemu tak jest, może to kwestia designu... W każdym bądź razie nie tylko ja tak czuję, bo widziałem masę twórczości fanowskiej, która nadawała im konkretne cechy charakteru.

     

    Polecam listę filmów Kajiu ze strony Kaijuworld (informacje o tytułach, tam nie ma linków do pobrania). Uprzedzam, że należy szukać filmów bez angielskiego dubbingu (japoński + polskie napisy), bo Amerykanie pousuwali część scen ze względów politycznych. Jak będzie trzeba mogę pomóc znaleźć te filmy.

    http://www.kaijuworld.cba.pl/infopage.php?id=1

     

    Moje ulubione filmy to: Godzilla vs. Biollante, Godzilla vs. Destroyah, Godzilla Against Mechagodzilla, Godzilla: Tokyo SOS, Gamera vs. Barugon (jedyny dobry film z Gamerą), oraz: Rebirth Of Mothra. Ten ostatni jest miłą odmianą bo oprócz gigantycznej Mothry jest jeszcze jedna, miniaturowa, która mieści się w mieszkaniu.

     

    Wracając do 2014, to jest po prostu syf, Boże jak ja tego nienawidzę. Wątek ludzki nic nie wnosi do życia potworów, a mimo to poznajemy całą rodzinę głównego bohatera (dwa albo trzy pokolenia, już nie pamiętam). W zasadzie wojsko amerykańskie jest tam tylko po to by ratować dzieci z walącego się miasta (propaganda). Godzilla wygląda jak pies. Muto wygląda jak z rysunku 4-latka. Wszystkie walki są po ciemku (to podobno zostało naprawione, i teraz widać trochę więcej szczegółów, ale wątpię by to ratowało te sceny). W ogóle przez większość filmu Godzilla to jakaś kryptyda, która gdzieś się podobno czai, ale w którą nikt nie wierzy (kompletne niezrozumienie czym powinien być kaiju).

    Można by tak jeszcze wymieniać, ale już pomału zapominam ten film. Amerykańskiej Godzilli 2019 jeszcze nie widziałem, ale spodziewam się podobnego odpału. Zwłaszcza że na wiele miesięcy przed premierą ujawniono pełną listę aktorów (tak jakby to oni byliby najważniejsi).

     

    • +1 1
  11. Shazam! (2019)

     

    Nie będę streszczał fabuły, bo jakoś nigdy mi to dobrze nie wychodziło. Powiem tylko, że film mi się podobał. Jednak jest w tym filmie jedna rzecz, która mnie niesamowicie denerwowała... Mianowicie Batman i Superman, znaczy się odniesienia do nich. Rozumiem raz czy dwa razy, ale one padały dosłownie co chwilę. Najwyraźniej DC chciało dać do zrozumienia, że wszyscy ci bohaterowie to to samo uniwersum. Przy czym nawet gdybym tego nie wiedział, to wystarczyłoby wspomnieć o tym raz, no chyba, że DC uważa swoich widzów za idiotów, którym trzeba wszystko tłumaczyć po kilka razy.

    Wygląda to tak jakby Shazam miał ocieplić wizerunek DC po kilku nieudanych filmach. W sumie wolałbym, by starali się przy ich robieniu, a nie przy ich promowaniu.

×
×
  • Utwórz nowe...