Skocz do zawartości

fallout152

Brony
  • Zawartość

    739
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez fallout152

  1. Takie trochę bez pomysłu. Najpierw pół odcinka malowali i urządzali tą jaskinię, potem to wszystko sprzątali i czyścili. Drewno gdzieś im znikło, na koniec okazało się, że jednak jest. No i szkoda, że nowe drzewo (w zasadzie kolejny niepotrzebny zamek) zniszczyło ruiny zamku sióstr. Tam jeszcze mogły być jakieś księgi inne takie.

     

    Fajny był tylko jak zbudowali domek i ktoś stwierdził (chyba Yona), że wygląda jak zbiór niepasujących elementów, zebranych do kupy, a później Silverstream stwierdziła: "to tak jak my".

  2. W końcu obejrzałem, bo już coraz ciężej omijać spoilery.

    Już od dawna brakowało odcinka z bitwą, tak więc jest jak najbardziej na plus. Szkoda tylko że Starlight nie brała w niej udziału. No i jeszcze coś niedobrego stało się z głosem Sombry, przez większość czasu brzmiał jakoś tak zbyt normalnie.

     

    BTW akurat czytam fanfika w którym rozdział z Sombrą był w 80% identyczny. Mógłbym tu wymieniać naprawdę rażące rzeczy, ale nie chcę spoilerować.

  3. Mortal Kombat: Porwanie (1998): Mało znany serial w uniwersum MK. Na razie obejrzałem dwa odcinki i nie żałuję, mimo iż fabuła mało nawiązuje do gier i serial ma na ogół negatywne opinie. Być może po tej fuszerce i idiotyzmach które zobaczyłem w pełnometrażowym Mortal Kombat (1995) i Mortal Kombat 2: Unicestwienie (1997), każdy inny film z tego uniwersum wydaje się być lepszy. Niestety dalej kuleją efekty specjalne, ale są lepsze walki, lepsze scenerie, i bardziej przemyślana fabuła. 

     

    Final Space (2018): Kreskówka umiejscowiona w kosmosie, trochę przypominam mi Ricka i Morty'ego oraz niektóre randomowe serie z YT. Jak na razie obejrzałem jeden odcinek i myślę, że warto.

  4. Podobało mi się. Jednocześnie było EG, MLP i MLP the movie. Co prawda żadna z tych rzeczy nie została zrobiona dobrze, ale może nie musiały. Dodatkowo było nawiązanie Godzilli, no i jeszcze końcówka przypominała mi "Conversion Bureau".

  5. Argument # 3: odkrycia, artefakty, itp... :

     

    Tu pierwszym odkryciem ma być waza z Bronocic. Jej istnienie dowodzi, że na starożytnych polskich ziemiach istnieli ludzie jeszcze przed chrztem Polski. I to w zasadzie tyle. Waza jest dosyć dobrze wykonana, jest na niej wizerunek zaprzęganego pojazdu kołowego i łanów zboża (chyba), ale nie wspomina nic o żadnych królach, władcach, etc.

    Dla turbolechitów jednak istnienie jakichkolwiek śladów homo-sapiens od razu musi być dowódem na istnienie ich imperium, bowiem nie rozumieją, że nie każda cywilizacja od razu była zjednoczona w królestwo. Dodatkowo interpretują to jako dowód na kłamstwa historyków, jakoby że "przed chrztem Polski była tu pustynia". Jednakże żaden historyk tak nigdy nie powiedział. Od po prostu taka manipulacja rzekomych poszukiwaczy prawdy.

     

    Spoiler

    1280px-0854_Ein_Krug_aus_Bronocice,_3.55

     

     

    Drugim odkryciem ma być bumerang z jaskini Obłazowa. W zasadzie podobna sytuacja do wazy, z tym że, ów bumerang jest wykonany z kości mamuta i jest datowany na ok. 23 tys. lat. Oczywiście nie przeszkadza to turbolechitom, którzy twierdzą, że Lechicka tożsamość i państwowość istnieje jeszcze od czasów jaskiniowych.

    Tak swoją drogą, nie wiem ile w tym prawdy, ale w jednym filmiku słyszałem że, ów bumerangiem interesowała się też prasa świadków Jehowy. W każdym bądź razie metody "badawcze" obie grupy mają podobne.

     

     

     

    Trzecim odkryciem jest obraz - "Jasnogórski Poczet Królów Polski". Chyba najsłynniejszy argument, gdyż na tym obrazie obok portretów historycznych polskich królów jak byk widnieją portrety legendarnych polskich królów. Problem jest jednak taki że ostatnim królem na obrazie jest Stanisław August Poniatowski, który rządził w 17 w. Tak więc to nijak ma się to do pogańskich czasów. Po prostu obraz jest relatywnie nowy i był inspirowany kronikami.

     

     

     

    Czwartym odkryciem mają być posążki - idole z Prillwitz. Posążki te obrazują rzekomych słowiańskich bogów, co ma świadczyć o jednej religii panującej u wszystkich Słowian (co jest bzdurą), oraz o potencjalnym państwie słowiańskim. Tu nawet wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że te figurki są fałszerstwami. Są to po prostu mniej lub bardziej wierne kopie egipskich i greckich bóstw, z dodanymi germańskimi (rzekomo słowiańskimi) runami. Poza tym jedna z figurek przedstawia lwa, który polskim zwierzęciem nigdy nie był.

    Polecam poczytać więcej na:

    http://seczytam.blogspot.com/2017/09/o-rzekomym-sowianskim-pismie-1-idole-z.html

     

     

     

    Piątym odkryciem ma być 17 - wieczna kolekcja monet Tadeusza Wolańskiego. Według Białczyńskiego przedstawiają one walutę państwa Lechitów. Jednakże niesiony zdrowym rozsądkiem, Postanowiłem poruszyć tą kwestię na portalu historycy.org i dowiedziałem się , że te monety rzeczywiście są autentyczne, ale dwie pochodzą z Danii a reszta z katolickiej Polski. 

    Zwyczajnie Białczyński nie jest historykiem (tak jak wspominałem) i nie potrafi przetłumaczyć napisów na monetach, ale nie przeszkadza mu to w próbowaniu. Podobnie zresztą też było z Wolańskim, swoją drogą dosyć dziwny z niego patriotyczny autorytet, który był zdrajcą i członkiem loży masońskiej.

     

    Spoiler

    50517242_1143264192499341_62327353230932

     

     

    Szóstym odkryciem jest tzw. Księga Welesa. Z tego co wiem, nie traktuje ona o Lechii ale są tam porównywalne bzdury na temat Słowian i religii słowiańskiej. Często powołują się na nią rożne youtubowe szury. Podobno na Ukrainie padła propozycja by uczynić ją lekturą szkolną, ale przegrała ona z poczuciem żenady.

    Podobno miała być starożytna ale oryginał książki rzekomo przepadł (o ile w ogóle istniał) i najstarsze kopie pochodzą z 19 wieku. Została spisana mieszanką runów i cyrylicy, co jest podwójnym absurdem, bowiem Cyryl był chrześcijańskim misjonarzem, a zabytki runiczne (tak jak wspominałem) znajdują się w ogromnych ilościach na terenie Szwecji (nie Słowianie) i niemal tylko tam. Osobiście stawiam na bujną wyobraźnię jakiegoś Rosjanina. Może miał być to jakiś element panslawizmu i rusyfikacji.

     

    Spoiler

    Vlesknig.png

     

     

    To na razie tyle. Miałem jeszcze wspomnąć o Manuskryptcie Wojnicza, ale wydaje mi się, że tu już chyba nawet największe szury odpuszczają. Gdybym miał jakoś podsumować tę część to, w ten sposób, że dla turbosów istnieje tylko jedna data historyczna, nazywana "kiedyś" bądź "dawno". Wszystko jedno czy tysiąc lat w tę czy tamtą stronę.

    • +1 1
  6. Ta część miała być trochę wcześniej, ale Sanjaya rzucił na mnie klątwę i przez ostatnich kilka dni walczyłem z gorączką.

     

    Argument # 2: Książki:

    W księgarniach można nabyć wiele książek o tematyce Wielkiej Lechii. Rzecz jasna nie są one oparte o wiedzę historyczną, a nawet stoją z nią w sprzeczności. Dobrym tego przykładem jest książka "Wandalowie czyli Polacy", która próbuje wmawiać czytelnikowi to co w tytule, mając w ten sposób wywołać podnietę z powodu wandalskich podbojów. W rzeczywistości jednak Wandalowie byli plemieniem germańskim i wiemy to z tego, że pozostawili po sobie dowody archeologiczne, spisane skandynawskimi runami. Turbosłowianie tłumaczą to tym, że to właśnie Polacy założyli wszystkie państwa germańskie oraz skandynawskie, albo że chociaż stworzyliśmy dla nich runy, aczkolwiek nie chce mi się w tym momencie polemizować z tak piramidalnymi bzdurami.

    Chciałbym natomiast omówić sylwetki pisarzy, którzy stworzyli dla nas te arcydzieła literackie. Oczywiście wiem, że powinno się atakować poglądy a nie autorów, ale okoliczności napisania tych książek wiele świadczą o ich wiarygodności.

     

    Pierwszym z wielkiej trójcy jest Janusz Bieszk. Autor takich książek jak: "Chrześcijańscy królowie Lechii. Polska średniowieczna", "Królowie Lechii i Lechici w dziejach", "Prokosz Kronika Słowiańsko - Sarmacka", "Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna", "Starożytne Królestwo Lehii. Kolejne dowody", "Zamki Państwa Krzyżackiego w Polsce", czy wreszcie "Cywilizacje kosmiczne na Ziemi"...

    Nie wiem czy ta ostatnia książka też jest jakoś powiązana ze Słowianami, gdyż naprawdę nie chcę utrzymywać hochsztaplerów, ale jej tytuł sugeruje niesamowitą wręcz wyobraźnie autora. Jeden z komentarzy na "Lubimy Czytać" streszcza ją w ten sposób:

    Cytat

    Polecam, przednia zabawa! Dużo ładnych zdjęć! Epicka akcja rozciągnięta na eony i całą galaktykę!

    Co by znaczyło, że mamy tu uniwersum większe niż w "Gwiezdnych Wojnach". Sam Bieszk z tego co wiem nie jest historykiem i sam o sobie mówi, że "posługuje się metodami nie do końca naukowymi". W kontekście publikacji ezoterycznych, etc. oznacza to zazwyczaj channeling, zwany też pismem automatycznym. Mówiąc prościej, siadasz przy kartce papieru i spisujesz losowe słowa jakie przyjdą ci do głowy i na koniec próbujesz łączyć je w logiczną całość. Wiele niesamowitych bzdur powstało w ten sposób.

     

    Oprócz tego Bieszk posiada teczkę tajnego współpracownika SB, jeśli komuś zależy, można pobrać jej kopię tutaj, lub zobaczyć jej omówienie tutaj. To bardzo ciekawe w kontekście człowieka, który nazywa wszystkich swoich oponentów zdrajcami i agentami.

     

     

    Drugim autorem jest Czesław Białczyński. Napisał on 15 książek o tematyce ezoterycznej, słowiańskiej, oraz SF. Prócz tego w czasach komuny wydawał własne czasopismo o nazwie "Słowianić", a obecnie jest także blogerem. Sam o sobie pisze, że był uczniem i bliskim przyjacielem nie byle kogo, bo samego Stanisława Lema, z którym się jednak pokłócił, gdyż jego prace były dla niego zbyt fantastyczne.

    Osobiście wyjątkowo jestem za Białczyńskim w tym sporze, gdyż uważam, że to świetny fantasta, a Lem mimo otwartego światopoglądu po prostu żył w zbyt odległych czasach by móc zrozumieć coś takiego jak świat wygenerowany przez komputer, co dziś widzimy zwyczajnie, choćby i w wielu grach. Nie zmienia to jednak faktu, że Białczyński również nie jest historykiem i że jego prace na temat historii mają zerową wartość poznawczą.

    Swoją drogą brakuje mi tu jeszcze Sapkowskiego. Skoro poszczególni pisarze się tak dobrze znali, tworzyli w podobnych czasach, oraz w przypadku  Białczyńskiego obaj interesowali się mitologią Słowian, to wielce możliwym byłoby, żeby splot kilku dodatkowych hipotetycznych wydarzeń doprowadziłby do tego, żeby "Wiedźmin" zostałby wystylizowany na książkę historyczną i po dziś dzień gimbaza kłóciłaby się, że Gerald istniał na prawdę.

     

     

    Trzecim i ostatnim pisarzem tego nurtu (o jakim mi wiadomo) jest Paweł Szydłowski. Napisał on dwie książki: "Tajemnice Pisma Świętego", oraz wspomnianą przeze mnie na początku "Wandalowie czyli Polacy. Ostatnia zagadka naszej historii". I nawet wydał mi się on nieco bardziej racjonalny niż dwóch poprzednich autorów z powodu braku publikacji o kosmitach. Jednakże czar prysnął gdy dowiedziałem się o nim, że rzekomo odnalazł jakieś instrukcje sprzed tysięcy lat za pomocą których leczy nieuleczalne choroby. Później odkryłem jego kanał na YT i zrobiło się jeszcze gorzej, polecam zwłaszcza filmik Starożytni kosmici.Cywilizacje pozaziemskie i bajki Darwina, gdzie "obala" on ewolucje i twierdzi, że pochodzimy od kosmicznych bogów. Tak btw. każdy kto da radę tego wypatrzeć / wysłuchać do końca, powinien dostać medal z kartofla.

     

     

    Podsumowując: by być autorytetem dla turbosów należy mieć przede wszystkim talent pisarski i ogromną wyobraźnię, a nie jakąś tam wiedzę historyczną. Natomiast prawdziwy turbolechita powinien wierzyć nie tylko antyczne dzieje Polski, ale również w paleoastronautykę. 

    Tak btw, nie chcę tu teraz wyśmiewać zwolenników teorii o kontaktach ludzi z kosmitami, gdyż uważam, że jest to w najgorszym wypadku ciekawy eksperyment myślowy. Jednakże jeśli ktoś zaczyna występować w roli eksperta od kosmitów, to taką osobę należy omijać szerokim łukiem, chyba że przedstawi przekonywujące dowody, co raczej łatwe nie jest.

     

    Polecam też artykuł o działającej w Polsce (za komuny) lechicko-ufologicznej sekcie Antrovis, by zobaczyć czym może się kończyć ślepe podążanie za guru:

    http://seczytam.blogspot.com/2018/12/turbolechickie-zidiocenie-czyli-dojenie.html

    • +1 1
  7. Na wstępie chcę nadmienić, że zawsze interesowałem się różnymi teoriami spiskowymi i niektóre nawet podzielam, ale patrząc na to jakie zidiocenie ostatnio zapanowało w internecie, myślę że z wieloma teoriami spiskowymi należy wręcz walczyć. Jedną z nich jest tzw. Wielka Lechia, czyli wiara w to, że przed Mieszkiem I, w Polsce / Wielkiej Lechii było od kilku do kilkudziesięciu poprzednich królów, a sam kraj sięgał (w zależności od wersji) nawet od Indii aż po Francję.

    Ślady po tym imperium miał ukryć Watykan, tak więc wyznawcy tej teorii nie czują się zobowiązani przedstawiać jakichkolwiek dowodów. Oznacza to też to, że można wymyślić właściwie wszystko i jedynym ograniczeniem jest własne wyobraźnia. Jednakże czasami też zdarzają się z ich strony pewne argumenty i właśnie celem tego tematu będzie ich omówienie.

     

    Argument # 1: Kroniki:

    Faktem jest istnienie pewnych kronik historycznych, które opisują dzieje Lechii, ale wynika to z tego że historia w ów czas dopiero zaczynała być spisywana i ciężko było odróżnić rzeczywiste wydarzenia od różnych bajań ludowych. Ponadto trudno jest mi uwierzyć w to że kronika spisana chociażby w XI w., byłaby naoczną relacją wydarzeń z przed 966 r.

     

    Pierwszą taką kroniką była kronika Galla Anonima (XI w.). Może nie jest to dobry przykład w temacie, gdyż ta kronika jest w większości wiarygodna i nic nie mówi o Lechii, ale pojawia się tam książę Popiel, który miał rządzić przed Mieszkiem I, do czasu aż zjadły go myszy. Tym niestety Gall Anonim otworzył furtkę do dopisywania do kronik oczywistych bzdur. Fantastyczności Popiela chyba nie muszę tłumaczyć. Co prawda ktoś taki mógł istnieć (zdaniem historyków), ale nie był żadnym księciem, tylko przywódcą jednego z pra-polskich plemion. I raczej nie miał na imię Popiel / Pompiel, gdyż pompiel to taka prześmiewcza nazwa na kogoś z naroślą na twarzy. I też nie został zjedzony przez myszy, a jedynie wygoniony przez rozgoryczony tłum jego dawniejszych poddanych. No ale wiadomo, że jeśli nie ma pisma i legendy są przekazywane ustnie, to z każdym powtórzeniem  stają się coraz bardziej baśniowe.

     

    Drugą taką kroniką była ta od Wincentego Kadłubka (XI - XII w.). Tam oprócz legend główne skrzypce grała wyobraźnie autora, no i być może nawet biblia. Poskutkowało to wymyśleniem wielu kolejnych królów oraz rzeczy wprost nie z tej ziemi. Legenda o Popielu jeszcze urosła, gdyż od teraz myszy które go rzekomo zjadły miały być opętane przez dusze ludzi których otruł. Dodano też np. legendę o królu Kraku, który to dosłownie zabił Smoka Wawelskiego. Celem tego wszystkiego miało być upiększenie historii Polski i dodanie otuchy młodemu narodowi.

     

    Kolejnymi takimi kronikami miałyby być Kronika Wielkopolska (koniec XII w.) oraz Kronika Dzierzwy (najprawdopodobniej XIV w. chociaż niektóre źródła podają XII w.). Tam jest jeszcze więcej królów, oraz po raz pierwszy pojawia się mowa o Wielkiej Lechii. Są też legendy o np. Lechu, Czechu i Rusie, a nawet wizje przyszłości. Generalnie ciężko jest mi powiedzieć czemu to miało służyć, ale widać, że im dalej od chrztu, tym więcej powstawało rzekomo dowodów na dzieje przed nim.

     

    Na koniec kronika Prokosza. W kronice tej pojawia się data X w., jednakże jest datowana na XVII w., no i jest w niej użyty język z XVII w., o czym można przeczytać np tutaj. Tam historia Lechii jest już rozciągnięta na co najmniej 4 tysiące lat. Tę rzekomą kronikę odnalazł ówczesny historyk Joachim Lelewel, a następnie odkrył, że jest to owoc żartów z poprzednich kronik i, że została ona spisana przez znanego fałszerza - Przybysława Dyjamentowskiego. Dzisiaj nazwalibyśmy to trollingiem.

    Nie powstrzymuje to fanów Lechii, którzy wierzą w autentyczność kroniki Prokosza, a także w to, że jest ona z X w. (co i tak byłoby już po chrzcie). Joachima nazywają Niemcem, wypominając jego pruskie pochodzenie, wszak wiadomo, że jak Niemiec, to musi być nazista. Nie pomaga nawet to, że dzięki Lelewela, w ogóle wiadomo, że taka kronika istniała. Ogólnie w internecie jest wiele wydalin krytykujących Lelewela, choć oczywiście żadne z nich nie pochodzi od historyków. Na przykład Poszczególni wyznawcy Lechii prześcigają się na liczbę umlautów w rzekomo prawdziwym imieniu Lelewela, albo piszą, że "Dyjamentowski nie był autorem kronik Prokosza, bo miał wtedy 10 lat", a parę linijek piszą, że "miał 16 lat" (nawet nie potrafią konsekwentnie kłamać). Aczkolwiek o fanach Lechii (zwanych zazwyczaj Turbo Słowianami) planuję napisać szerzej później.

    Puki co wystarczy mi jedno proste pytanie: jeśli Lechia była, to czemu nie pozostawiła żadnych kronik z okresu przed chrztem? Zaznaczam że tego typu rzeczy jak rzekome niszczenie lechickich ksiąg przez inkwizycję lub nawet samo rzekome słowiańskie pismo, są bzdurami łatwymi do obalenia i wrócę do tego później.

     

    Na razie tyle z mojej strony...

    • +1 2
  8. Dnia 17.02.2019 o 09:51, Niklas napisał:

    Cóż... do tej pory informacje z wycieku się sprawdziły. A G5 ma być w zasadzie znowu o tej samej grupie bohaterek, tyle że ze zmienioną rasą i przy okazji wyrzucają do kosza wszystko, co powstało w ramach G4.

     

    Szkoda będzie jak to wszystko wyrzucą.

  9. Lugaru

    Bijatyka zręcznościowa z antropomorficznymi zającami. Strasznie toporna, strasznie denerwująca, jednak jak już się wygrywa to sprawia to dużą radość. Gra jest darmowa w "sklepie" Linuksa (którego ostatnio ogarniam), ale na Steamie widnieje za 35 $ (chyba że to jest od razu nowsza część, czyli Overgrowth). Co do Overgrowth, to wygląda ona bardzo ładnie, ale nie grałem.

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...