Skocz do zawartości

Tarreth

Brony
  • Zawartość

    2317
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Wszystko napisane przez Tarreth

  1. Tarreth

    [Wywiad] Tarreth

    Amen. Osoba wyżej ślicznie to podsumowała. Fajnie było udzielić wywiadu, jednak szczerze powiedziawszy miałem nadzieję na coś więcej. (Stąd moje "Może następnym razem.")
  2. Hm... No dobra, chyba muszę się za to wziąć.
  3. Retcony. Retcony wszędzie. Sprawa wygląda następująco, utrzymując balans drużyn padła decyzja o jednoklasowości, by określić jasno kim kto jest. Jeśli jesteś ziemny/pegaz z zbroja robiąca magiczne ziuuuu to albo usuwasz zbroje, albo jesteś jednorożcem. W obu przypadkach zbroja jest średnio przydatna. Zmiany kp i to gruntowne są na miejscu. Mary Sue, jak jednorożec z siłą i wytrzymałością Bjorga, który jest ziemnym kucem i nic poza siłą i wytrzymałością nie ma jest OP i nie jest mile widziane.
  4. Tarreth

    Wielkie Wyzwanie #1

    Bjorg był zadowolony z honorowego zachowania przeciwnika. Ba! Był z niego dumny, czego nie omieszkał okazać ojcowskim uśmiechem. Nie był pacyfistą, ale nie był też rzeźnikiem, nie lubił zbędnego bólu i przemocy. Jego wielkie serce zabiło mocniej, widząc, jak iskierka nadziei dla młodziana rozpala się. Potem zaś chrząknął, przygotowując się do odpowiedzi. /Eomeer - Cóż, najpewniej pogratuluję Ci i zaproszę na piwo, gdzie opowiesz mi o tym, co takiego widzisz w Sombrze, który jest zwykłym tyranem - odparł optymistycznie, robiąc witająco-zapraszający gest kopytem. Dla Bjorga nie liczyło się specjalnie to, że ktoś stal po przeciwnej stronie barykady. Przecież to, że służy komuś nie zrównuje go z miejsca z tym kimś. - Mów mi Bjorg! - dodał po chwili z serdecznym uśmiechem. I wtedy... Wszystko jakby stanęło w miejscu, bo gdy tylko mrugnąć okiem, poczciwy olbrzym już był w biegu na przeciwnika. Jego długie, silne susy wznosiły tumany piasku i pyłu, który niósł się zaraz z wiatrem. Dla stojącego naprzeciw mniejszego kuca, mogło być to porównywane z widokiem parowozu, pędzącego prosto na niego. Potężne, umięśnione kopyta Bjorga wbijały się w piach, jednak zamiast ulec grząskiemu podłożu, jego siła zdawała się przełamywać tą trudność, niczym potężny lodołamacz, kruszący pod sobą grubą taflę lodu. Jego galop był ciężki, dając mu równowagę, co jednak przypłacał trochę szybkością susów. Jednak i te rekompensował siłą, jaką w to wkładał, sprawiając, że susy były długie. Postawa ogiera przypominała taran. Pochylony w przód z oczami wbitymi w przeciwnika. Skupionymi na jednym celu, zrównaniu go z piaskiem. Długie warczenie, jakie ogier północy z siebie wydobywał dopełniało wizerunku prawdziwej maszyny wojennej, niepowstrzymanej mocy. Mocy, która przy ostatnim susie, tuż przed przeciwnikiem... Zatrzymał się nagle. Zaplanowany ruch, przygotować przeciwnika na szaleńczy szturm, by zmienić w ostatniej sekundzie plany. Taktyka Bjorga była prosta - zaskoczyć, zmusić przeciwnika do nieodpowiedniej reakcji, do odskoku, manewru w bok... Tylko po to, by znów poczęstować go piaskiem. Nie było czasu do stracenia, jeśli Bjorg miał wygrać. Ruch kopyta, tworzący piaskową burze przed oczami Eomeera nie skończył się na tym. Było to ledwie preludium do natychmiastowego, płynnego pchnięcia, wywodzącego się z tego ruchu. Cios stanowczego, silnego - lecz nie gwałtownego. Bjorg chciał popchnąć kuca w bok, by stoczył się z wydmy. Akcja ta jednak nie była nieprzemyślana, jednostronna. To kopyto było równie taranem, co tarczą. Zasięg kopyt Bjorga stanowczo przewyższał zasięg kopyt Eomeera, więc kontratak rozbiłby się o mocarne ramię, które już nieraz trzymało na sobie ciężar całych drzew. Trzeźwy kontratak Eomeera miał się po prostu roztrzaskać się o to kopyto i przypieczętować los młodziana, który tym samym wystawiłby się na cios Olbrzyma. Wąsacz walczył w górach Haffjordu z wieloma przeciwnikami. Od dzikiej zwierzyny, nękającej mieszkańców wiosek, poprzez rabusiów, bandziorów i łotrów, kończąc na Oyvindzie, jego najstarszym przyjacielu i od niedawna szwagrze. Oyvind to pegaz wielki, jak Bjorg - jednak nie z winy zwykłego odżywiania. Oyvind był gigantykiem. Jego siła pochodziła nie tylko z treningu, ale i choroby. Nie trudno zatem się domyślić, że tylko Bjorg był w stanie powstrzymać przyjaciela w jego pijackim amoku. Tak, pegaz był szybszy, jednak siłą to zawsze Bjorg dominował. Bjorg był osobną górą Haffjordu. Przemieszczającym się, potężnym szczytem, którego nie zdobyła ni natura, ni kuce... No, siostra Oyvinda tego dokonała, ale to inna historia...
  5. Tarreth

    Wielkie Wyzwanie #1

    /Bosman Bjorg pomachał kopytem przecząco, akcentując to wymownym "na-ah". Nadal pogodny, położył część uzbrojenia gdzieś za sobą. - Ideą mojego pomysłu jest walka bez broni i zbroi. Ja nie chce Ci połamać gnatów, bo za młody na to jesteś, ale z drugiej strony tez nie chcę zostać pokrojony, wiesz o co chodzi, eh? - Wytłumaczył, po czym zrzucił drugą rękawicę z kopyta. teraz nie miał już na sobie nic, co mogłoby chronić go przed ostrzem... Cóż, kredyt zaufania do młodego. Każdy na to zasługuje, nie? Jednak nie oznaczało to, że był on bezbronny. Wiedział, jak walczy się mieczem, wiedział, że wystarczy przywalić w kopyto tuż po zadanym przez przeciwnika ciosie - nie ma miecza, nie ma kopyta, które by miecz dzierżyło. Musiał być to manewr szybki i dokładnie zaplanowany. O tego typu rzeczy ciężko podczas bitwy, jednak Bjorg mało kiedy dawał się ponieść emocjom w walce, a niezliczone walki z rabusiami i swoim przyjacielem dużo mu dały. Wystarczyło, by dał miejsce na pusty cios broni. Mało który szermierz zdaje sobie sprawę z tego, że to właśnie atak ich odsłania najbardziej. I ta króciutką chwilę ogier miał zamiar wykorzystać. Trzymać kopyto gdzieś uniesioną w pobliżu miejsca, w które celował jego oponent. I wytrącenie broni nie powinno być żadnym problemem. Jednak... Był to manewr jedynie w przypadku, gdyby ten broni nie odrzucił. W przeciwnym razie nie myślałby nad tym. Po prostu czekałby na atak, a jakby był blisko, po prostu odepchnąłby przeciwnika gdzieś w kierunku zbocza wydmy. Nie był jednak lekkomyślny. Stał sztywno i twardo, używając swej siły, by nie zostać wytrąconym z równowagi. Zasięg jego kopyt, a zasięg kopyta mniejszego kuca decydowały o wszystkim. Czy wybrał nieuczciwą grę? Tak. Jednak wolał nieuczciwie wygrać i nie robić nikomu krzywdy, aniżeli wygrać uczciwie, masakrując kogoś..
  6. Tarreth

    Wielkie Wyzwanie #1

    /Bosman Bjorg westchnął z ulgą, kiedy skończył się przeciągać. Jego ciało doskonale ukazywało każdy mięsień na jego ciele prężnie napięty, gdy ten się przeciągał. Tutejsza atmosfera wybitnie mu nie odpowiadała. Jednak nie mógł sobie pozwolić, by klimat go pokonał. Dawał sobie radę w ekstremalnym zimnie to i w gorącu da radę. Cały czas patrzył na swojego przeciwnika. Bystrzak! Następnie zaś zerknął na swoje rękawice. Oh, jaki on był szczęśliwy, że zdecydował się nie szlifować i polerować tej stali, pozwalając, by była ciut ubrudzona i matowa! W innym przypadku byłoby tu ZBYT jasno, biorąc pod uwagę to cholerne słońce. Chrząknął, słysząc pytanie. Pogładził się kopytem po wąsach, cały czas z uśmiechem obserwując ruchy przeciwnika. - Cóż... Nie uśmiecha mi się, by Kryształowe Imperium było rządzone przez tyrana, który uwielbia niewolić niewinnych. To po prostu nie jest fair - odparł, rozkładając bezradnie kopyta. Poem zaś poobserwował gościa w płaszczu i chrząknął ponownie. Następnie wstał i z przyjacielskim uśmiechem machnął kopytem na znak, by ten wchodził na gorę. - Właź! Nie chce mi się myśleć, jak tu do Ciebie podejść. Pobawimy się tutaj, co? - spytał pogodnie, wskazując miejsce na szczycie wydmy gdzieś dalej od siebie - no i mam pomysł. Nie mam ochoty nikogo zabijać, nie jestem od tego. Zabitym też być nie chcę. Zróbmy zatem może tak, że walczymy bez broni i ten, kto pierwszy z wydmy spadnie, przegrywa, co Ty na to, eh? - spytał, dalej bawiąc się rękawicą w kopycie.
  7. Tarreth

    Wielkie Wyzwanie #1

    Ogier spojrzał na boje przeciwnika z piaskiem i jego rzutem. Przeuroczy widok, a przy tym jego wyczyn był dość skuteczny. Pokiwał z uznaniem głową, po czym zauważył "kocie" manewry. Mrugnął kilka rady, wyprostował się i zaśmiał głośno, serdecznie i przyjacielsko. Jego głos szybko nikł w bezkresnej przestrzeni, gdzie nad wszystkim górował gorący wiatr, wprawiający w ruch piach. Jednak jemu to nie przeszkadzało - grunt, że ogier go słyszał. /Bosman - Mamy problem, przyjacielu! - rzekł głośno, spoglądając na leżące obok pancerze - Tu mi wygodnie, hehe! - odparł z radością, po czym usiadł na piasku. Był taki gorący... A jednak dało się do niego przyzwyczaić. Potem zaś zerknął na przeciwnika. Oj, z pewnością próbowałby ataku. Ale na tym terenie jest to trudniejsze i każda próba zbliżenia zaowocuje kolejna kontrą - rzutem pancerzem, albo oślepienie piaskiem... Poza tym, walka w taki upał to nic przyjemnego. - Powiedz mi, co robisz w reprezentacji Sombry? nie wyglądasz mi na.... Księcia Ciemności - Zapytał, jakby nie widział w nim wroga. Bjorg wroga widział tylko w kimś, kto krzywdzi innych. W starciu z nim jeszcze nikt na to miano nie zasłużył. W oczekiwaniu na odpowiedź pochwycił jeden z leżących pancerzy i zaczął się nim bawić w kopytkach.
  8. To nie jest /sb/ tylko ShoutBox, sb. Szukając /sb/ won na 4chana, gdzie teksty powtarzane kwadrylion razy w każdej dostępnej chwili są zabawne. Przynajmniej według Twojego rozumowania tak jest na 4chanie.
  9. Airlick, to była jawna prowokacja z Twojej strony. I czekam, aż czerwoni stwierdzą, że ograniczanie... Ekhem na sb jest złe. Wylęgarnia syfu musi być czyszczona w ten czy inny sposób. Skoro nie da się z wami po dobroci... #DENIED Ave Ja.
  10. Tarreth

    Wielkie Wyzwanie #1

    To czekanie... Ten upał. Cóż za chory umysł wymyślił to miejsce, jako teren walk? Bjorg stał spokojnie, machając żwawo ogonem, by tworzyć chociaż minimalne ochłodzenie od zadu. Rozglądał się wokoło bacznie, a wydma dawała mu przewagę terenu. Było to wzniesienie, a piasek to z natury upierdliwy byt martwy, który utrudnia wszystko wszystkim. I - zmyślnie wykorzystany przez ogiera - mógł być nieocenioną pomocą. /Bosman Wtem gdzieś w dali zobaczył ciemny kształt. Kuc. Z mieczem. I biegł na niego! Haha, nareszcie! Wielki kuc ożył niemal natychmiastowo, wybudzony z nudy. Odwrócił się w stronę przeciwnika i czekał. Po prostu czekał, aż ten znajdzie się bliżej. Gdy tylko był w zasięgu głosu, Bjorg nie omieszkał przywitać przeciwnika. - Hehe, witaj! Inaczej sobie wyobrażałem żołnierza Sombry... ale nie martw się, nie jest źle! - powiedział to na tylko wcześnie, że jego słowa nie mieszały mu podczas walki. I gdy szarżujący kuc się zbliżał do siłacza, ten... Po prostu cisnął w niego piaskiem. Kopnął w wydmę, posyłając tumany złocistego, gorącego piasku wprost na swojego przeciwnika. Wąsacz wiedział doskonale, że z kimkolwiek przyjdzie mu walczyć, będzie uzbrojony i niebezpieczny. Honorował też swoją zasadę, która zakładała, że nigdy w walce nie użyje szeroko pojętej broni. Nie był wszakże mordercą. Piach musiał wytrącić nieznajomego z równowagi, zamieszać mu chociaż na ułamek sekundy. Dość czasu, by Bjorg pochwycił jedną z leżących obok niego ciężkich, stalowych pancerzy na kopyta i cisnął nią prosto w niego. Ciężkie, twarde... Ale też nie chciał zabić. Rzecz jasna jakiś połamany gnat mógł być efektem ubocznym, ale najistotniejsze było, by nie wymachiwał tym mieczem. O walkach mieczami Bjorg wiedział wiele. Jego najlepszy przyjaciel, Oyvind sam walczył tą bronią, a oni nieraz toczyli sparingi. Jednak... Po co tak to komplikować? Gdyby rękawica nie trafiła - obok leżały jeszcze dwie. Któraś musiała trafić. Następnie od razu rzuciłby się na przeciwnika, wystawiając opancerzone kopyto w przód, by wzięło na siebie ewentualny cios miecza (który cudownie utrzymałby w kopytach po oberwaniu czymś takim). Bjorg nigdy nie nie doceniał przeciwnika. Więc pomimo swej szybkości i zdecydowania baczył uważnie na zachowanie miecznika, by w porę zareagować. Nawet, gdyby oberwał mieczem, to upewniłby się, że jego kopyto pozbawi go kilku kości.
  11. Tarreth

    Wielkie Wyzwanie #1

    Pustynia... Wielka, bezkresna pustynia. Złoty piasek formował wzgórza, wystawione na bezlitosne, gorące słońce. Patelnia, jakich mało. Ani jednej chmurki, ni żywej duszy w pobliżu... I to tutaj wysłany został Bjorg do swej pierwszej walki za Kryształowe Imperium. Tutaj miał reprezentować wolność i dobrobyt, reprezentując te wartości swą siłą i dobrym sercem. I oto błysk magii i na jednej z wydm pojawił się wielki kuc ziemny. Od razu uderzył go napływ wszechogar5niającej jasności. Było tu zbyt jasno, jak na jego gust. Zajęło to chwilę, nim jego oczy przyzwyczaiły się do tego krajobrazu. Wąsaty siłacz rozejrzał się wokoło, zasłaniając lekko oczy kopytem, by rzucić na nie cień. Gorący wiatr smagał jego ciało, a on szybko poczuł, że nie lubi tego miejsca. - Ale tu gorąco... - westchnął, po czym spojrzał na piach i pogrzebał w nim przez chwilę kopytem. Miękki, upierdliwy. Jęknął w dezaprobacie i zrzucił z siebie trzy z czterech własnoręcznie wykonanych pancerzy na kopyta. Ciężki element utrudniałby mu poruszanie się po tym terenie, mimo jego wielkiej siły. Tylko prawe przednie kopyto zostało osłonięte pancerzem, by w razie czego robić za formę tarczy. To MUSIAŁO wystarczyć. Poprawił jeszcze wiązania i gdy był już pewny, że broń mu nie wypadnie... Zostało mu czekać. Według jego informacji, przeciwnik powinien pojawić się tu lada chwila. Rozmyślając o nim, Bjorg spodziewał się jakiegoś mrocznego, wielkiego potwora, który kiedyś był kucem. do by pasowało do tego całego Sombry. To był teren w pełni otwarty. Nawet błysk magii byłby zauważalny. Rozglądał się zatem, dookoła, oczekując przeciwnika. Skoro był pierwszy, był wystawiony na atak. Musiał być zatem gotowy na jego kontrę. Do tego wykorzystać musiał swoją siłę i wytrzymałość. Unikanie ataku w jego przypadku było nie tyle trudne, co nieopłacalne. Zdecydowanie lepszy efekt niosłaby blokada i natychmiastowa kontra.
  12. To nie Braum. To Alex Louis Braumstrong! Tak, obie postaci były referencją. Poza tym, jeszcze nie dostałem akcepta. Mogę się nie dostać ;p
  13. Tarreth

    [ZAPISY] Drużyna Cadance

    Imię/imiona: Bjorg Pseudonim: Brak. Płeć: Ogier Miejsce urodzenia: Haffjord, pasmo górskie na północ od Kryształowego Cesarstwa, za morzem. Teren należy do Equestrii Miejsce zamieszkania: Wioska w górach Haffjordu Specjalizacja: Wojownik Wygląd: Bjorg to rosły, nawet jak na kuca ziemnego ogier. Już w wiosce górował nad resztą pobratymców, mimo że surowy klimat północy kształtował tam silne kuce. Jego potężne ciało pokryte jest kremową sierścią, która jest dłuższa przy kopytach. Po prawej stronie ciała, Bjorg ma zafarbowaną sierść na zielono, formując prosty tatuaż, barwy wojenne swojej wioski. Jego brunatna grzywa jest krótko obcięta, jednak postawiona pionowo dzięki wodzie wapiennej. Pyszczek Bjorga niemal zawsze gości uśmiech, widoczny mimo obfitego wąsa, a który pięknie komponuje się z jego przepełnionymi pozytywną energią błękitnymi oczami. Charakter: Siłacz zawsze miał wielkie serce. Zdaje sobie sprawę ze swojej siły (czego nie usiłuje ukrywać) i wykorzystuje ją przede wszystkim, by nieść pomoc. Jest pogodny, wręcz nienaturalnie dobrze nastawiony do życia, co może sprawiać, że wygląda na głupca, jednak tak nie jest. Ziemny kuc jest dobrym obserwatorem, a nawet w swoim optymizmie nie jest dla niego przeszkodą uciec się do środków siłowych. Jest dumny ze swojego ciała i czasem szuka sposobu, by się nim pochwalić... Czasem. Życie na północy jest proste, rodzi zatem prostych mieszkańców. Bjorg nie potrafi kłamać, nie zna się na intrygach. Krótka biografia: Zimne góry Haffjordu to surowa kraina, gdzie dorastał Bjorg. Od najmłodszych lat górował nad rówieśnikami wzrostem i siłą, co napawało jego ojca dumą. Towarzyski, uwielbiał bawić się ze swoimi przyjaciółmi i skrycie pilnował ich. Wiele razy bowiem, gdy zdarzał się jakiś wypadek, to on właśnie skakał do pomocy i brał na siebie ciężar odpowiedzialności za życie innych. Był dumą swej rodziny. Jego ojciec wychowywał go nie tylko siłą, ale i uprzejmością. Jako wioskowy kowal (i ponoć najlepszy kowal po tej stronie morza) świecił przykładem swojemu synowi, ucząc go, jak żyć. Uczył go także poprzez prezentację sztuki kowalskiej, w której, jak się okazało Bjorg dobrze się odnajdywał. Jaki ojciec, taki syn. Niedługo trwało, nim Bjorg otrzymał swój znaczek kowadła, które rodzi mistyczny ogień. Interpretacje jego były różne... Z pewnością odnosiły się do jego fachu, jednak on sam lubił tłumaczyć, że "prawdziwie silne serce musi być gorące". Gdy Bjorg dorósł, było o nim coraz głośniej. A tu ocalił kogoś przed utonięciem, a to siłował się z niedźwiedziem, albo... Po prostu rąbał drewno gołymi kopytami. Zawsze miał serce dla wszystkich, dzięki czemu i wszyscy mieli serce dla niego... Aż w końcu ożenił się z Freją - młodszą siostrą jego najlepszego przyjaciela, Oyvinda. Freja nigdy nie uchodziła za piękność, bowiem stroniła ona od kobiecych spraw. Wolała nosić kolczugę i klingę. Była... Nieatrakcyjna. A jednak Bjorg zauważył w niej piękno, które umykało innym. I to dzięki Bjorgowi okazało się, że Freja jest jedną z najpiękniejszych klaczy w wiosce. Ach, ta zazdrość innych... I życie toczyło się spokojnie. O tyle, o ile bo nieraz Bjorg musiał używać swojej siły by nieść pomoc. Z czasem nawet zaczął podróżować po świecie, pomagając innym. Aż w końcu dowiedział się o wydarzeniu w Kryształowym Cesarstwie... Wziął ze sobą swoje ciężkie pancerze na kopyta (przednie i tylne), grubą kamizelkę i ruszył tam, chcąc ochronić krainę przed złem. ~Cava Schreave
  14. Hah, kiedy ja na to cierpiałem... Wait, nigdy. Zawsze wolałem protagonistyczne akcenty, niźli diabelskie zło.
  15. Nie ukrywam, że bardziej lubię... Gorgo. Ty chyba bardzo lubisz kościste konie.
  16. Tarreth

    Wyżal się.

    Melody, przesadzasz. Podchodzac do tego w ten sposób faktycznie zrazisz do siebie ludzi. Weź się w garść, zajrzyj na sb i pogadaj na temat aktualnie tam panujący - tak na rozgrzewkę.
  17. Witajcie! Po przypomnieniu mi o tym, co robić miałem (hue), czas na ogłoszenie wyników wyborów do działów Applejack i Rarity. Regentem Applejack zostaje Garin! W dziale Rarity natomiast, wielka roszada. Po odbyciu rozmowy z Fancy Pantsem, uznałem, ze dam mu jeszcze jedną szansę, tym razem, jako Avatarowi. Regentem działu zostanie natomiast Generalek. Gratuluje i życzę owocnej pracy! Ave Imperator.
  18. To może staraj się przynajmniej ze śmierci istot ludzkich nie robić żartów i pośmiewiska, to nie będziesz taki wkurzający. BO JA w tym przypadku jest w imieniu tej części userów, która nie uważa życia ludzkiego za coś tańszego od paczki chipsów. Mój ludzki odruch kosztował Cię blocka. Szkoda, że tak nie szczekasz, kiedy inni go dostają.
  19. Witajcie! Airlick musiał zrezygnować z pełnienia funkcji Regenta Applejack... I co za tym idzie, otwieram rekrutację na to stanowisko! Jeśli uważasz, że jest to coś dla Ciebie, napisz podanie i wyślij je do mnie! Podanie nie posiada szablonu. Stawiam na kreatywność i oryginalność, więc pokażcie, co potraficie! Ave Imperator. 11.08.2014 Cartoon Tiger zrezygnował z pełnienia funkcji Avatara Rarity. Ponadto Regent wyżej wyżej wymienionego kuca zostaje usunięty z pełnionej funkcji z tytułu braku aktywności. Ogłaszam rekrutację na oba stanowiska. Dwa najlepsze podania dostaną odpowiednio Avatara i Regenta. Zgłoszenia wysyłać do mnie. Ave Imperator.
  20. Tarreth

    Celestia Quiz

    Dobra, moi drodzy. Avatar Insomnia pozwoliła na tą zabawę i idea jest ciekawa, ale wykonanie nieciekawe. BiP za często odpowiada, nie pozwalając na szansę tym, co tak często nie zaglądają, a chcieliby się wykazać. BiP, spamerze. Co dwa dni widzę, jak zasypujesz każdy temat obrazków swoimi. Skończ spamować, bo moja cierpliwość się skończy. Temat zamykam. Zostawiam ku pamięci i czekam na kogoś, kto tego typu zabawę będzie chciał zorganizować z głową. Imperator Tarreth.
  21. Święte modły w oazie spokoju tego przybytku, który Kosmiczni Marines mieli radość odwiedzać pomiędzy misjami, aby się wyciszyć... Był zakłócony. Oto Olaf, Kosmiczny wilk nie wytrzymał, a jego temperament i dzika natura wzięła górę nad szacunkiem do tego miejsca. Warczał i klął w kierunku swego dowódcy, a gdy tylko miał go popchnąć, jego ręce zatrzymały się tuż przed Nicodemusem, a sam Olaf czuł na gardle ostrze wspaniałego, zdobionego miecza, należącego do Kapitana Straży, Geleriusa. - Nie obchodzi mnie, jakie są relacje między wami. To jest kaplica ku czci Jego Na Ziemi i nie pozwolę, by ktokolwiek bezcześcił święte rytuały swoimi fanaberiami. Żadnemu słudze Imperatora nie przystoi takie zachowanie w tego typu miejscach, więc jeśli nie chcesz być oskarżony o herezję, uspokój się, dzikusie - warknął białowłosy marine, zaciskając zęby. Biali Rycerze odziedziczyli po swoich bezpośrednich ojcach z zakonu Czarnych Templariuszy niespotykany wręcz fanatyzm i lekką rękę przy określaniu kogoś mianem heretyka. Za mniejsze przewinienia kapelani tego zakonu Krzyżowców zabijali swych braci, którzy w swej gorliwości zapominali o tym, kim są i po co są. Nie musieli być heretykami - zapominali, gdzie ich miejsce. Upewniając się, że Olaf ochłonął i nie wykona już żadnego niepożądanego ruchu, Gelerius schował ostrze i powrócił do modlitw, które Nicodemus mógł w spokoju już kontynuować. Kiedy zaś Rohen wspomniał o przysiędze dla niego, ten uniósł dłoń odmownie, tłumacząc, że on z nimi nie leci, a przybył, bo chciał oddać się modlitwie, by Pan Ludzkości strzegł Drużyny. https://www.youtube.com/watch?v=ZCk4RiKH9H0 Pół godziny mijało, trzeba było się przygotować do desantu. Marines ruszyli do doków desantowych, gdzie mieściły się kapsuły, w których Anioły Śmierci Imperatora uderzały w grunt pól bitew, by nieść Zemstę. Każdy z członków drużyny dostał swoją broń, podstawowe zasoby. Jak powtarzał kapitan, osiągając wejście do fortecy, po podaniu współrzędnych, sprzęt dodatkowy miał być do nich zesłany. Kapłani Maszyn i serwitorzy krążyli po doku, wokół kapsuły i drużyny, zapewniając im techniczne przygotowanie i błogosławieństwa maszyn, by i te nie zawiodły. W końcu jednak nadszedł czas. Każdy z Strażników Śmierci zajął swoje miejsce w kapsule desantowej i dzierżąc w dłoniach poświęconą broń czekali. Syreny zawyły, a okolica zaczęła czyścić się z wszystkich. Wszystkie wrota kapsuły zamknęły się, pozostawiając wewnątrz znikome, zielone światło. Wystarczyło to jednak. Po odliczaniu, marines poczuli, jak ich kapsuła zostaje wystrzelona. Podczas lotu, kapitan Gelerius mówił do nich przez radio modłami, mieszając się z mechanicznym głosem Kapłana Maszyn, monitorującego lot. Dla Białych Rycerzy każda chwila była doskonała, by się modlić i śpiewać ku czci Boga-Imperatora: +5 minut do uderzenia+ "Nie znać będziecie strachu, Bowiem Imperator jest z Wami. +4 minuty do uderzenia+ On Wam Tarczą i Opoką, Wy odpłaćcie w czynach Jego Dar. +3 minuty do uderzenia+ I wszelki Horror Galaktyki ukorzy się, Albowiem Jego Święte Słowo niesiecie. +2 minuty do uderzenia+ Anioły Śmierci, posłańcy Imperatora, W Chwale Jego żyjecie, ku Chwale Jego umieracie. +1 minuta do uderzenia+ Imperator z Wami, Kosmiczni Marines!" I wtedy nastąpiło uderzenie. Wszyscy poczuli wstrząs, przyzwyczajeni do niego po wielu latach podobnych desantów. Sakramentalna cisza nie swiastowała w pobliżu wroga, można było opuścić kapsułę. Wtedy jej wrota otworzyły się, uwalniając z zabezpieczeń wszystkich braci. Oni zaś opuścili kapsułę w kompletnej ciszy, mierząc swą bronią do dżungli. Nie wiedzieli, czego mają się spodziewać. Rohen spojrzał na wschód. Zobaczył przez gęstwiny drzew, że są na wysokim, skalistym wzgórzu, a na horyzoncie widać Imperialne Iglice. To był ich cel. Głosy dzikich zwierząt zakłócały spokój, chociaż nie przeszkadzało to wojownikom, którzy stawiali czoła hordom orków, tyranidom, zdradzieckim legionom marines i innym wrogom Imperium. Czas działać.
  22. Kapitan spojrzał na Ultramarine. Konkrety. Lubił konkrety, świadczyły o podejściu do sprawy. I jak nie było możliwości, ze ktokolwiek z Aniołów Śmierci Imperatora podszedłby do zadania z przymrożeniem oka, tak w tym momencie zaczął rozmyślać nad Ultramarine. Zawsze był staranny i pracowity. Jakimś cudem nie chełpił się swym pochodzeniem, jak jego brać. Chyba, że on nie był tego świadkiem. - Póki co, odmawiam. Dostaniecie się na powierzchnię planety, stamtąd przedrzecie się przez dżunglę do miejsca, gdzie orkowie stworzyli sobie przejście do budynku. Nie znamy jego położenia. Osiągając ten cel, podacie nam współrzędne, a my zrzucimy wam kapsułę wsparcia - wytłumaczył Biały Rycerz, wpisując na panelu współrzędne miejsca, w którym drużyna zostanie zrzucona na powierzchnię. Było to około 10km od laboratorium - Samo laboratorium to wielki fort z dziedzińcem. Wysoki na dwadzieścia metrów mur góruje nad gęstym lasem. Wspomniany dziedziniec ciągnie się wokół budynku w promieniu 320 metrów. Co znajdziecie przy i na murach, oraz na dziedzińcu, nie wiemy. Wiemy natomiast, że orkowie zdążyli już tam pobudować swoje fortyfikacje - wytłumaczył dokładniej białowłosy marine, co raz zmieniając obraz holopanelu. Wtedy zaś Ultramarine zadał kolejne pytanie. Pytanie, na które Inkwizytor niemal eksplodował. - To nie należy do waszych kompetencji! Waszym zadanie jest oczyścić laboratorium z tego paskudztwa! Czemu to się tam dostało zostawcie Inkwizycji! Ostrzegam, ze niesubordynacja oznaczać będzie konsekwencje! - warknął Inkwizytor, spoglądając bacznej na reakcję Kosmicznych Wilków. Denerwował go fakt, że przedstawiciele tego zakonu zostają tam wysłani. Jednak on nie miał żadnej mocy, by ustalać skład Drużyny. Liczył jedynie, że kapelan z Mrocznych Aniołów przywoła ich do porządku. Podczas, gdy inkwizytor pieklił się obok kapitana, on sam patrzył jedynie głęboko w oczy Nicodemusa. Miał nadzieję, że ten złapie jego myśli. - Pół godziny, bracie Kapelanie. Nie mogę dać wam więcej czasu - oznajmił z lekką nutą zawodu Gelerius. Biali Rycerze byli bardzo pobożni. Często się modlili i wyśpiewywali wszelkiego rodzaju pieśni i litanie ku chwale Boga-Imperatora. Odprawa się zakończyła. Dowódca Straży Śmierci przeprosił Inkwizytora, który patrzył na nich spode łba i udał się razem z drużyną do kaplicy Imperatora na statku. Marsz tam trwał ledwie kilka minut. Po chwili wszyscy stanęli przed olbrzymimi, pozłacanymi i bogato zdobionymi przez płaskorzeźby i ryciny wrotami. Otwarły się z niskim jękiem szeroko, ujawniając swe wnętrze. Było to obszerne pomieszczenie, wyłożone marmurem, który odbijał w sobie blask niezliczonych świec i lamp. Po obu stronach okrągłego pomieszczenia widniały witraże i pomniki świętych i bohaterów Imperium. Naprzeciw zaś stał wysoki ołtarz z pomnikiem Imperatora. Złota statua przedstawiała Pana Ludzkości w swej pełnej krasie za czasów Wielkiej Krucjaty. Całe wnętrze, tak wypełnione przepychem posiadało liczne akcenty czaszek i Inkwizycji, a pod samym pomnikiem Imperatora stał niewielki, pokryty rycinami przysiąg i modlitw obelisk z symbolem Straży Śmierci. Gdy Gelerius ujrzał pomieszczenie, niemal odetchnął z ulgą. Czuł się tutaj, jak ryba w wodzie. Jak zabłąkany podróżnik na pustyni, który znalazł oazę. Spojrzał na kapelana. - Czyń honory, bracie Kapelanie - oficjalne pozwolenie na rozpoczęcie obrzędów przedbitewnych. Gelerius był z nimi... ponieważ lubił się modlić, a to była jedna z tych okazji, w których mógł się temu oddać.
  23. Forumowicze! Mam nieskrywaną radość ogłosić wyniki wyborów na Regenta Rainbow Dash. Po przeanalizowaniu kandydatów i porozumieniu się z Irwinem, Avatarem błękitnej pegazicy, ogłaszam, że nowym Regentem Rainbow Dash jest... VERLAX! Gratuluję wybranemu i czekam na owocy pracy razem z Irwinem! Ave Imperator.
  24. Imperium bez przerwy walczy z niezliczonymi wrogami Władcy Ludzkości, Imperatora. Jednym z największych i najliczniejszych zagrożeń stanowią obcy, napadający planety imperialne ze wszystkich stron. W odpowiedzi na to, Inkwizycja w porozumieniu z Adeptus Astartes utworzyła nowy zakon, złożony z członków istniejących zakonów - Straż Śmierci. +++Segmentum Pacificus+++ Subsektor Fesius: 9 planet 3 Zamieszkałe przez ludzi: - Planeta ul Hemeria - Planeta-Świątynia Miranda - Planeta-Forteca Fesius II Inkwizycyjny Czarny Okręt "Wyrok Zagłady", należący do Ordo Xenos przemierzał Spacznię, by dostać się na orbitę planety-świątyni, Mirandy. Na pokładzie okrętu stacjonowała grupa kosmicznych marines ze Straży Śmierci, gotowi do wypełniania swych misji, służąc w ten sposób Imperatorowi. Wśród nich byli: Kapelan Nicodemus z Mrocznych Aniołów, Syriusz i Olaf z Kosmicznych Wilków, Prima Sangue z Krwawych Aniołów i Rohen Moran z Ultramarines. Co łączyło tą piątkę? To oni zostali wezwani przez Kapitana Straży Geleriusa Calleo z Białych Rycerzy przed swoje oblicze. O tym, że się spotkają... Dowiedzieli się dopiero, gdy jeden po drugim przybywali do pokoju taktycznego Straży Śmierci, przed oblicze swego dowódcy. Ich dowódca był dumnym, doświadczonym marine. Jego twarz niosła ślady niezliczonych bitew, pozostawiając na niej blizny przeróżnych broni i wypadków. Charakterystyczne było bioniczne oko, które zastępowało kapitanowi jego prawdziwe - utracone przez wybuch granatu na jednej z misji. Jego twarz była spokojna i przepełniona mądrością, lecz kamienna. Ciężko było kiedykolwiek ujrzeć, by usta Geleriusa chociażby drgnęły, nie wspominając o uśmiechu, czy grymasie niezadowolenia. Jego śnieżnobiałe włosy - jeden ze znaków rozpoznawczych tego zakonu - były krótko obcięte, ułatwiając mu noszenie hełmu. Broda zaś - tego samego koloru, co włosy - była zadbana i prosta, jakby czesana. Lśniła mizernie w świetle monitorów i hologramów pomieszczenia. Zbroja Geleriusa była zdobiona. Poza licznymi Pieczęciami Czystości, przyczepionymi do zbroi nie tylko lakiem, lecz i niewielkimi, metalowymi herbami mieszały się z łańcuszkami i czerwonymi sznurkami, z których wisiały liczne paciorki i medaliki. Małe i duże, niektóre pokryte modlitwami. Sama zbroja, czarna miała gdzieniegdzie wymalowane białą farbą modlitwy i litanie do Imperatora, mające wspomóc i uchronić jej nosiciela w trudach bitwy. Prawy naramiennik, poza symbolem zakonu posiadał także tarczę. Czerwoną tarczę ze złocistym młotem na niej wymalowanym. Gdy wszyscy się zebrali i oczekiwali na słowa kapitana, ten tylko obrócił się w lewo. Podążając za jego wzrokiem, ujrzeliście wcześniej niemal niewidocznego człowieka, siedzącego przy jednym z monitorów. Obserwował was bacznie, gdy przychodziliście, czekaliście, wymienialiście się spojrzeniami, gestami. Dopiero jednak, gdy kapitan dał niemy znak, ten powstał i podszedł do biurka. Był on stosunkowo niewysoki i.. chudy. Ubrany w zielony płaszcz, zasłaniający zdobioną zbroję płytową, lekką. Ubranie było dość proste, jak na inkwizytora, lecz dość znamienne. Pieczęć Inkwizycji zwisała na szyi mężczyzny, a spod jego łysiejącej głowy wszystko badały pełne podejrzenia, nieufności i dystansu oczy. - Witam was, Kosmiczni Marines. Jestem Lord Inkwizytor Desmus z Ordo Xenos. Poprosiłem kapitana Geleriusa o przywołanie Zabójczej Drużyny, bowiem... Przybywamy do tego subsektora z pewną ważną misją - Oznajmił, naciskając klawisz na stole z hologramem. Waszym oczom ukazał się cały subsektor - Jakiś tydzień temu, księżyc Mirandy został zaatakowany przez... Orków. Sprawa jest o tyle podejrzana, że Waaagh ominęło planetę-fortecę Fesius II, gdzie ta horda z pewnością by się normalnie kierowała. Orkowie wszakże żyją, by walczyć... prymitywne bestie - wytłumaczył z nieskrywaną pogardą dla zielonoskórej rasy człowiek, a każda nazwa planety, którą wymienił, zaczynała migać na czerwono przez kilka sekund. Po pozwoleniu sobie na chwilę ciszy, by zebrać myśli, kontynuował. Ponownie nacisnął klawisz i ponownie na planszy pokazała się jedna planeta. Była to Merinda. - Sprawa ważna natomiast dotyczy faktu, że na księżycu tej planety, księżycu pokrytym gęstymi lasami i kanionami mieści się laboratorium Ordo Xenos. Tak, tam Inkwizycja dokonuje swych... Badań i odkryć, by skuteczniej walczyć z Xenos. Nie trudźcie się z pytaniami, czego dotyczą badania - są to informacje ściśle tajne - zaznaczył inkwizytor, ogarniając wzrokiem zebraną drużynę - Ważne jest, że zrobili to sprytnie na tyle, by przejąć kontrolę nad całą fortecą i zabezpieczyć ją tak, by dojście do niej szturmem było bardzo trudne, jeśli niemożliwe. Poleciliśmy flocie subsektora wysłać siły, by zabezpieczyć orbitę. Trwają tam zażarte walki. W każdym razie zesłanie na powierzchnię satelity regimentów gwardii imperialnej nie wchodzi w grę. Nie przejdą. Kapitanie? - przerwał, spoglądając na kapitana straży, który spojrzał na piątkę i wziął wdech. - Zielonoskórzy nie tylko przejęli kontrolę nad fortecą. Ich przywódca nie jest głupi. Orkowie zabezpieczyli wszelkie ślady swego naloty, zamykając szczelnie wszystkie wejścia i obstawiając je hordami strzelców i nobów. Jak mówił Inkwizytor, atak frontalny nie wchodzi w grę. Tutaj wchodzicie wy, Kosmiczni Marines. Waszym zadaniem będzie skuteczne i ciche sforsowanie blokad i dostanie się do wodza hordy. Bez herszta, reszta ucieknie, umożliwiając siłom Imperium odbicie laboratorium - przemówił potężnym, niskim głosem, który na myśl nasuwał nadchodzącą burzę, bądź okrzyk stu mężczyzn. Była to kolejna cecha zakonu - wada implantu nie zakłóciła jego pracy, jednak zmieniała głos marine, tworząc z niego ryczącego herolda, niosącego Słowa Imperatora do serc Jego sług - Celów drugorzędnych nie przewidujemy. Forteca zapewne nie posiada żadnych ocalałych, a według informacji od Inkwizytora, żadne z prowadzonych tam badań nie zmieści się w pojmowaniu tej prymitywnej rasy, czyli szukają tam czegoś, czego być może tam nie ma- wytłumaczył, spoglądając na Inkwizytora - Pan wybaczy, chciałbym teraz omówić z moimi podwładnymi szczegóły... - Nie! Nalegam na pozostaniu przy omawianiu taktyk. Chciałbym się upewnić, że żadne z wytycznych Inkwizycji nie zostaną złamane - odparł burzliwie Inkwizytor, tonem nie znoszącym odmowy. Zirytowało to kapitana, który pomimo braku okazywania tego Inkwizycji nie lubił. Musiał jednak przystać na jego... Wniosek, bowiem ro Inkwizycja tutaj wydawała rozkazy. Straż Śmierci tylko je wykonywała. Nie zawracając sobie więcej głowy człowiekiem wrócił do swoich ludzi. - Wybrałem was, bo doszedłem do wniosku, że taki skład będzie najodpowiedniejszy. Orkowie są brutalni i trzeba ich zaskoczyć, inaczej zaleją swojego przeciwnika i go wykończą. To zadanie spoczywa na barkach Syriusza i Sangue. Wasze umiejętności szturmowe będą musiały służyć drużynie w tym niegościnnym terenie, chociaż używalność plecaków odrzutowych wewnątrz laboratorium może być niemożliwe. To jednak będzie element, który nie będzie mógł wymagać nagłych uderzeń, a taktycznej precyzji. dlatego wybrałem Ciebie, bracie Rohenie. Jesteś utalentowanym frontowym żołnierzem. widzisz wiele i działasz skutecznie. Twoje umiejętności będą nieocenione przy koordynowaniu waszych akcji. Brat Olaf został przeze mnie wybrany, gdyż jedną z niewielu rzeczy, co może skutecznie zatrzymać orków jest ściana ognia. Olafie, będziesz służył drużynie, jako zabezpieczenie. Bracie kapelanie, Ciebie wybrałem na dowódcę drużyny i tutaj... urwał. Chciał coś powiedzieć, jednak nie dokończył. Spojrzał tylko na Mrocznego Anioła dość wymownie, licząc, że ten zrozumie jego intencje. Nie umknęło to uwadze inkwizytora, który chrząknął głośno, chcąc skupić na sobie uwagę wszystkich dookoła. Nie po to, by coś wtrącić, tylko po to, by wszelkiego rodzaju "dziwne" pomysły kapitana rozwiały się, rozproszone przez majestat Inkwizycji. Gelerius natomiast kontynuował. - Na powierzchnię księżyca dostaniecie się kapsułami desantowymi. Thunderhawk nie wchodzi w grę z uwagi na przejęte przez orków baterie przeciwlotnicze. Jakikolwiek statek w ich zasięgu zostanie momentalnie ostrzelany. Postaramy się odwrócić uwagę orków bombardowaniami w innej części sektora, dając wam okazję do niepostrzeżonego desantu wgłąb dżungli. Według raportów zwiadowczych, orkowie panoszą się po okolicznych lasach, czyli muszą mieć jakieś wejście boczne. Waszym zadaniem będzie wejść tamtą drogą i wyeliminować cel. Potem czekać na dalsze instrukcje. Pytania? - Biali Rycerze nigdy nie lubili dużo mówić. Woleli zachować swój głos, by opiewać Imperatora, modlić się do Niego i nieść Jego Światłość do serc ludzi. To jednak była sytuacja, gdzie nawet on musiał się rozgadać. Zamilkł jednak i patrzył po drużynie w oczekiwaniu. //Jak mówiłem, kolejność dowolna.
×
×
  • Utwórz nowe...