Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. - Nie dałaś rady na samym końcu i straciłaś przytomność - odparła sucho Moon. - A tu gdzie teraz jesteśmy... można to nazwać nosem lodowej paszczy. Urokiem tego miejsca niewątpliwie był widok wielkich połaci zieleni. Potem od razu uderzała wysokość. Było bardzo daleko na dół. Wyrwa na której byłaś wydała Ci się teraz ciasna...
  2. Do uczelni nie miałeś daleko. Wystarczyło minąć kilka uliczek i byłeś na miejscu. Dochodząc do drzwi uczelni ktoś się na Ciebie rzucił... To był kumpel "z ławki" Timy. Zielonkawy jednorożec z brązowym ogonem i grzywą. Zawsze odkąd go znasz paradował w kitlu lekarskim, a sam na siebie kazał wołać per "maestro szalony naukowiec". - Hej Han. Cóż żeś znowu w nocy wyprawiał? Znowu byś się spóźnił. - Daj mu spokój "sraestro" - usłyszałeś głos klaczy. To musiała być Lamia. Gdy tylko się oswobodziłeś z uścisku kumpla odwróciłeś się by To sprawdzić. Tak, to była ona. Niebieska klacz z ciemniejszym odcieniem niż sierść, jeśli chodzi o włosy. Jej cuite mark'iem była książka, a wokół niej wiry magii. Również była jednorożcem. - Jesteś okropna Lamia... taka bez serca. - Tak, tak... idziecie? Czy mam za was podpisać listę? Uczelnia jak uczelnia, duża z ciekawym kucytyckim stylem architektonicznym. Zgodnie ruszyliście do sali na zajęcia. Musieliście się pofatygować aż na trzecie piętro. Weszliście do sali, świeciła dziś wyjątkowo pustkami. Brązowy kuc-jednorożec siedział sobie na samym dole i coś czytał. - To chyba nasz nowy wykładowca - oznajmił swoje spostrzeżenie Timy. - A ten poparaniec od czego jest? - spytała Lamia. - Yyy... Znawca mrocznej wiedzy... - Wooow... dobra siadajmy gdziekolwiek i odbebnijmy wykład z nim... Nowy profesor i taki przedmiot? Czyżby takie przeczucie cały czas po Tobie krążyło? Myśli Twoje zostały naruszone szarpnięciem Lamii. Klacz usadowiła Cię na krześle i oparła pysk o kopyta. Musiała się tu nudzić... Wykład powinien się już dawno zacząć, a wasz profesor wciąż milczał...
  3. - W zaświatach - odparła rozbawiona Moon. - Wiem nie brzmi to najlepiej - dodała jeszcze bardziej zanosząc się od śmiechu. Wzrok anioła pilnował zielonej przestrzeni, nawet nie zwrócił się do Ciebie.
  4. Wirydianowe oko było w Ciebie wlepione. Łykało każdy Twój ruch. Usłyszałeś głośne westchnięcie kuca w bandażach, a potem jego oko zamknęło się. Powieka miała majestatyczną barwę szarości. Nim znów się otworzyło minęła chwila. Potem jakby bandaże się naciągnęły, ale nic się nie stało. Kuc mrugnął jedynym swoim wolnym okiem dwukrotnie...
  5. Kroczyłaś przed siebie. Twoje myśli uciekały przed strachem, zupełnie jakby coś się już żywiło Twoim zwątpieniem... Pierwsza myśl jaka Ci uciekła to wspomnienie o wspólnym locie z matką. Zupełnie zatarła się w pamięci, a w jej miejsce wyryło się słowo "błąd". Brakowało Ci zaledwie kilkunastu kroków, gdy kolejna myśl została przetarta, myśl o Morning... została zastąpiona tym razem słowem "pomyłka"... Mimo iż byłaś blisko, a dystans nie był wielki, to byłaś już zmęczona. Czymkolwiek był ten lodowy most wysysał z Ciebie energie. To wyglądało jak koniec wszystkiego, być tak blisko, ale być również blisko klęski. Brakowało Ci już tylko długości ciała do pokonania całego mostu. Stawiałaś kopyta w idealnej synchronizacji, ale czegoś zabrakło... wiary w swoje umiejętności. Matka jako osoba i wspomnienie zostały przetarte słowem "porażka". Most zniknął Ci spod tylnich kopyt. Chwyciłaś się jakoś krawędzi i wisiałaś. Coś ciągnęło Cię w dół. W Twojej głowie coś nasunęło kolejną myśl... "Pogodziłaś się już z losem". Czy to możliwe? Słyszałaś czyjś krzyk, a na Twoje powieki zaczął spadać mrok... - Chwyć zębami mój ogon! - krzyk był coraz wyraźniejszy. - No dalej! Nie poddawaj się To była Moon. Stała już nad Tobą, a raczej utrzymywała się w powietrzu. Jej ogon był na wyciągnięcie pyska. Resztkami sił chwyciłaś go i puściłaś wreszcie krawędź. Co było dalej kompletnie umknęło Ci z pamięci. Ocknęłaś się dopiero patrząc na piękną i zieloną krainę. Obok siedziała Moon. Byłaś z nią na jakiejś wyrwie skalnej, a za wami była lodowa grota i bił z niej chłód, ale mimo tego było ciepło...
  6. Skupiłaś swoje myśli na czterech rzeczach na raz. Matka i lot z nią, Morning jako dziewczyna i chód. Jeden fałszywy krok i nawet myślenie by nie pomogło. Początek drogi zleciał nawet szybko. Odwróciłaś się, by sprawdzić czy Moon idzie za Tobą i doznałaś szoku. Nie mogłaś zawrócić... bo to co minęłaś zniknęło. Moon bacznie Cię obserwowała... W Twoich myślach zaczął również gościć strach. Jeśli spojrzysz w dół to może być koniec... Został Ci mały kawałeczek...
  7. Moon chwyciła Cię i cofnęła lekko do tyłu, a potem zdzieliła przez łeb. Lekko, bo lekko, ale zrobiła to. - Od teraz za każde takie słówko w mojej obecności będziesz obrywać. Co do przelatywania... to niestety "test" trzeba wykonać samemu. Mogę Ci tylko powiedzieć, byś myślała o tym, co było w życiu najprzyjemniejsze dla Ciebie... Nie wiem, wspólny lot z matką, lub spotkanie Morning... Ty wiesz najlepiej.
  8. Ruszyliście w dalsze czeluści mroku. Sala chyba się nie zmieniła, gdy nastała ciemność. Kopyto przy kopycie zmierzaliście do statnich drzwi w tej sali. Po krótkiej chwili ukazały się wam. Jednak był problem, bowiem w miejscu na klucz, potrzebny był mały kafelek, lub innego rodzaju badziewie. - Zatem nie mamy wyjścia, musimy zajrzeć za tamte drzwi. - Jeśli to konieczne... Nawet Ty jako lider nie musiałeś nic więcej dopowiadać. Bo skoro nawet dobrze zapamiętałeś rozstaw sali w której byliście, to wiedziałeś, że trzeba do tych drzwi wrócić. Tym razem jednak nie było tak przyjemnie i spokojnie. Doszedł do was dźwięk czegoś co jęczało. Zapewne kolejny zdechlak. Po chwili byliście przy wrotach, ale umarlaka ani widu, ani słychu. Twilight spojrzała na Ciebie, a Ty na nią. Wymieniliście się skinieniem łba i Twi wylewitowała miecz na wysokość zamka, potem go wsunęła. Coś zaklekotało, miecz wykonał obrót o 360 stopni, a potem wypadł. Drzwi zaczęły uchylać się ze skrzypieniem. Gdy tylko otworzyły się najszerzej jak mogły, uderzył was silny podmuch wiatru i usłyszeliście za sobą kilka uderzeń o posadzkę, zupełnie jakby coś się przewróciło. Ale to nie było istotne. Otwarte wrota ukazały wam małe pomieszczenie, które z łatwością oświetlałeś latarenką. Na wprost były kraty z kłódką, a za nimi skrzynia. Po lewo były jakieś runy, świeciły nawet lekko białą poświatą, a wreszcie po prawo był zakuty w łańcuchy kuc. Wisiał przymocowany do ściany. Pysk i reszta ciała były owinięte bandażami, co gorsza, nie wiadomo co to był za gatunek kucyka. Widzieliście tylko jedno oko koloru wirydianu. Przerażające spojrzenie wlepiło się Twoją drużynę. Timber cicho zaskomlał, zaś Twilight od razu zabrała się do badania run...
  9. Moon spojrzała na Ciebie poważnie i przysiadła. - O ile ja mogę przelecieć, to Ty będziesz musiała przejść tutaj. Nazwano to miejsce przepaścią zwątpienia. Element treningu na myrmidonów czy nawet strażników. Jeśli spadniesz, to będzie gorsze niż piekło. Ktoś będzie się żywił Twoim wahaniem przez wieczność, będziesz się modlić podczas lotu by wreszcie uderzyć o dno. To jednak się nigdy nie stanie... Nie sądziłam, że wciąż to tutaj będzie... Liczyłam na zwykły most. Mamy impas...
  10. Ruszyliście w kierunku przeciwnym z którego przed chwilą przyszedłeś. Twilight jako jednorożec sama rozświetlała drogę i ciągle się rozglądała, musiała wziąć sobie do serca Twoje ostrzeżenia. Tylko Timber dreptał sobie wkoło Ciebie spokojnie. Minęliście pierwsze filary podtrzymujące strop nad wami, zaraz po nich drugie. Wreszcie światło latarenki i blasku z rogu jednorożca oświetliło drugie olbrzymie drzwi, również z miejscem na klucz. Twilight odebrała Ci miecz za pomocą magii i kierowała go do zamku. - Ostrożnie! Tam za drzwiami coś jest... coś czego nie powinniśmy budzić... Twilight zatrzymała miecz-klucz przed miejscem na zamek i spojrzała na Ciebie. - Co zatem robimy?
  11. Klacz jak klacz, lecz cierpi gnijąc tu. Za pomoc mogłem tylko odwdzięczyć się uśmiechem. Nie wiem jak mi to wyszło. Długo jednak nie stałem w miejscu, ruszyłem w kierunku jaki wskazała mi Trix. Chciałem milczeć lecz nie potrafiłem: - Mogę wiedzieć gdzie zawędrowałem?
  12. Więc już wiem czego się spodziewać. Tak staranne wcieranie piachu w ręce świadczy tylko o jednym. Przeklęty grubas będzie chciał mnie oślepić. Numer z zabójcami był ciekawy i się udał... Ciekawe jak on na to zareaguje... Nadszedł czas bym dobył swoich krótkich mieczy po raz wtóry... - No, koniec tego bawienia się w kuwecie koteczku, gotowy? Pozostała mi ostrożność na jego każdy ruch. Muszę się pilnować, tylko bogowie wiedzą co on będzie dokładnie kombinował...
  13. Moon tylko ciężko westchnęła i dalej prowadziła Cię krętymi korytarzami lodowej jaskini. - Tu w świecie umarłych nie ma jednostki miary. Nic nie jest stałe, a tym bardziej materialne. Mogę Ci tylko powiedzieć, że jeśli pamiętasz wielkość góry do której weszłyśmy to właśnie tyle drogi przed nami i jeszcze ciut ciut. Ta temperatura nie przeszkadzała Moon, dostojna klacz po prostu szła. Każdy korytarz był gładki i oczywiście z lodu. Może wreszcie to było jakieś spokojne miejsce? Omijałaś z Moon wiele rozwidleń lub miejsc gdzie był cienki lód. Błękit tego miejsca miał w sobie coś intrygującego, jakby chwytającego za duszę. Nagle Moon się zatrzymała, a Ty tuż obok niej. Stałyście nad przepaścią. Po drugiej stronie był ciąg dalszy korytarza. Oba przejścia były połączone małym, lekko pokruszonym lodowym mostkiem. W dole świeciła zielona poświata, a to raczej nie wróżyło nic dobrego. Patrząc w górę dostrzegłaś bezkresny mrok.
  14. Prawo w tym mieście bezprawia? Jak bardzo żałosny jest ten świat... By zmniejszyć ryzyko nieczystych zagrywek "psa", zapewne będę musiał się wysilić... - W takim razie, prowadź... Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci stchórzyć. Idziemy od razu byś się nie rozmyślił. Grubasek jest nerwowy, na pewno zareaguje na taką zaczepkę...
  15. Ordynarne słownictwo, poddenerwowanie i agresja... Z całą pewnością gdziekolwiek zmierzam, pakuję się w kłopoty. A jadło? Równie dobrze, mogłem najeść się w lesie i tam przespać jakbym zadbał o szałas i ognisko. Te humory Gaze'a... mógłby czasem potraktować mnie lepiej... W końcu... mamy tylko siebie... Żeby tylko starczyło mi pieniędzy... - W takim razie poproszę o szyszki i... herbatę. Potem chciałbym wynająć, ten... jak to Pan raczył powiedzieć "chujowy pokój". Nie wiem co miałem czuć... radość już dawno zniknęła... Towarzyszył mi jedynie głód i wrażenie, że jestem tu niechciany, tak samo było w sierocińcu...
  16. Tristis nic więcej nie odpowiedział, jadł dalej w milczeniu, a potem położył się spać. To musiałeś przyznać nigdy nie widziałeś takich warzyw jakie wynajdywał Twój poirytowany towarzysz. Wkrótce poszedłeś w jego ślady. Sen był nawet spokojny i co zabawne pełen wyobrażeń o tym co Cię czeka. Tak naprawdę nie miałeś pojęcia co czekało w Tambelonie. Ruiny śniły Ci się jako straszne miejsce. Pełne mroku, kruków i... śmierci. Twojej śmierci. Ten fakt zbudził Cię tuż przed tym jak Tristis miał to zrobić. Stał nad Tobą z wyciągniętym kopytem, by Cię poruszyć. Obaj nieźle się zdziwiliście. Ty swoim towarzyszem, którego kopyto przez chwilę wyglądało jak broń, a on Tobą, żeś go "wyczuł". - Emm... dziś powinien być ostatni dzień marszu... Zjedz warzywa i ruszamy... Porcja warzyw leżała obok wciąż płonącego ogniska, a jasno niebieska aura nieba dawała znać, że jest jeszcze wcześnie, mimo to nawet wyspałeś się... Brak zainteresowania sesją przez okres dłuższy niż (czternaście dni) dwa tygodnie. Zmuszony jestem wrzucić do archiwum. ~ Brae
  17. Z naczyniami uwinąłeś się szybko, pomimo incydentu z cichym dzwonieniem. Czas było gnać na zajęcia. Zabrałeś wszystko co mogło Ci się przydać na dziś do torby i zarzuciłeś ją na siebie. Zwykłe wyjście, zamknięcie drzwi, zejście po schodach, na sam dół budynku. Seria prostych czynności. Na samym dole klatki zauważyłeś wyrwaną kartkę z książki... Wylewitowałeś ją tuż przed swoje oczy i zacząłeś czytać. Sam nie wiedziałeś czemu. ... Czuł się dziwnie, od samego rana, a teraz jeszcze to. To wszystko spadło na niego jak grom z nieba. - To straszne prawda? - ogier usłyszał dziwny głos. Rozejrzał się, ale nic nie doszło do jego oczu. - To uczucie... że wszystko było iluzją... - Kim wy do cholery jesteście?! Czego chcecie, o co tu chodzi?! - krzyczał ... Pomimo desperackich wrzasków nie otrzymał odpowiedzi. Znów był sam, znów był wygnany z racji swojej odmienności. - Obiekcie Dwieście-Siedem, nalegamy byś wrócił do ośrodka - rozległ się spokojny głos za ... Ogier się odwrócił by spojrzeć co do niego mówiło, albo raczej kto. Grupa kuców w kitlach lekarskich i wolontariuszy. Nie mógł im się poddać. To byłby koniec. Musiał uciekać. Galop ... był pełen strachu, desperacji, a w jego głowie rozbrzmiewał dziki śmiech. W każdym miejscu gdzie powinno być imię ogiera, było puste miejsce, przetarte. Ten urywek historii, czymkolwiek był, wiedziałeś, że jest istotny... Znów usłyszałeś dźwięk dzwoneczka...
  18. Soundtrack do tej jaskini :> _______________________________________________________ Słyszałaś westchnięcie Moon, a po chwili jej kopyto przysunęło mocno Ciebie do niej. Poczułaś ciepło swojego anioła, czy ona kiedykolwiek kiedyś Cię przytuliła? To chyba był pierwszy raz jak okazała Ci taką opiekuńczość... - Durnowata kudłowata... Liczyłam, że sama wpadniesz na to. Jeśli to przez nas, masz taki charakter... ehh. Później będziemy się tym martwić. Ruszajmy. Moon puściła Cię ze swojego uścisku i ruszyła korytarzem...
  19. Shiva już Ci nic nie odpowiedziała. Maszerowałeś jakby w samotności, no prawie, bo towarzyszyło Ci jeszcze światło z latarenki. Mrok był gęsty, lecz jednak po krótkiej chwili Twoje światło spotkało się z innym. To Twilight oświetlała sobie przestrzeń wokół siebie. To oznaczało, że mrok panował już wszędzie... - I c-co tam było? - spytała nieco przerażona klacz. Timber natomiast doskoczył do Ciebie i już nie myślał Cię odstępować. Oboje zachowywali się tak jakby ich też coś spotkało mało miłego... - I gdzie dalej..?
  20. Szedłeś w jak Ci się wydawało dobrym kierunku. Coś w powietrzu wirowało, jakby się zmieniało. Wiatr, który pojawił się niedawno, cały czas Ci towarzyszył. Stawiałeś kopyto za kopytem i oświetlałeś sobie drogę przed sobą. Usłyszałeś dziwny jęk. Nie był to jęk Twi, czy Timbera, było to zawodzenie, czegoś Ci nieznanego i na pewno nic dobrego. Odwróciłeś się w kierunku dźwięku, ale nic nie zobaczyłeś. Patrzyłeś na już ledwo widoczną ścianę, a potem znów się odwróciłeś. Na przeciwko Ciebie stał kuc zombie. Podobny do tych, które wcześniej goniły Cię do sali z mieczem. Pusty oczodół, zielony i nadgniły pysk, rozkrwawiony nos i dziura w policzku. Tak, właśnie to się na Ciebie gapiło. Nie było nawet czasu na reakcje, gdyż zombie rzucił się na Ciebie z zębami. Mogłeś liczyć na zbroję albo na cud... Cud się zdarzył. Potwór został przebity kolcem z lodu. - Przepraszam, że tak późno, ale... jestem dziwnie osłabiona - Magnusie? - dobiegł Cię krzyk Twilight. - Stało się coś? Musiałeś być niedaleko...
  21. Przecisnęłaś się może przez jedną, lub dwie szczeliny, ale dalej ani rusz. Musiałaś zacząć się wspinać... Wspięcie się po lodowych kłach będzie dla Ciebie nie lada wyzwaniem. Gdy tylko ich dotknęłaś przeszyło Cię niesamowite zimno. Chłód, który i tak już doskwierał teraz tylko był spotęgowany. Chwytając się czubka jednego kła i odpychając od ziemi, a potem od czego się dało zaszłaś do połowy wysokości przeszkody. Śmiało mogłaś stwierdzić, że lekkoatletyka to nie Twoja działka, mimo to starałaś się brnąć dalej. Chwycenie się i odepchnięcie, powtarzałaś ten schemat jak tylko mogłaś. Mimo wszelkich starań zrobiłaś fałszywy ruch... Chłód? Strach? Może roztargnienie? To już nie miało znaczenia leciałaś do tyłu, prosto na ziemię. Gdyby tylko Moon znów nie była zła... Nagle poczułaś jak lądujesz w czyichś kopytach. - Nie potrafisz przepraszać za swoje zachowanie, a co dopiero prosić o pomoc... Zawiodłam razem z Dark... To była Moon... Przeleciała z Tobą za lodowe kły. Opuściła Cię na ziemię, albo raczej wieczną zmarzlinę. O dziwo w jaskini było jasno. Dominował kolor niebieski i biały. Śnieg i lód. Droga przed Tobą wyglądała na długą...
  22. Moon już nic nie odpowiedziała, zbliżała się tylko dalej do lodowej paszczy. Przy wejściu do jaskini zauważyłaś, że wiatr jest zasysany do środka. Moon bez słowa przeleciała nad "kłami", Tobie one jednak przysłaniały lekko wejście. Albo się po gimnastykujesz albo, spróbujesz utorować sobie przejście za pomocą magii... Ostatecznie poprosisz o pomoc Moon...
  23. Te wszystkie spojrzenia... nie podobało mi się to. Czułem się osaczony. Głód jednak wygrał z rozumowaniem, zacząłem kroczyć ku karczmarzowi. - Czy strudzony wędrowiec dostanie tu jakąś ciepłą dobrą strawę? - spytałem dochodząc do lady. Co do cholery mogło budzić w nich takie zachowanie... ~ Gaze, masz jakiś pomysł o co tu chodzi..?
  24. Podstępna kreatura? Ciekawe czym mnie zaskoczy... Zacząłem wyciągać dłoń by przypieczętować układ, ale zatrzymałem się. Nurtowało mnie jedno... - Po co czekać? Zwadę mamy teraz, a jest to sprawa raczej nie cierpiąca zwłoki. Może w ten sposób uniknę choć części sztuczek tej gnidy. Jeśli nie, będę potrzebował wskazówek Basila...
  25. Stawiałeś ostrożnie kopyto za kopytem. Czułeś jak mrok jest przesycony magią i co gorsza wpatruję się w Ciebie. Stukot Twoich kopyt niósł się echem po całej sali. Mijałeś kolumnę za kolumną, gdy nagle odezwała się Shiva: - Rozdzielanie się nie jest najlepszym pomysłem... Ugh... Tu jest naprawdę dziwnie dla umarłych... Teraz jednak było za późno by zawrócić. Spojrzałeś za siebie i widziałeś jak Twilight czeka razem z Timberem. Sala była dłuższa niż się wydawało. Wróciłeś spojrzeniem do rozglądania się za pułapkami i innymi problemami, nic jednak nie wyłaziło. Gdy pokonałeś trzy czwarte drogi zaczął towarzyszyć Ci jedynie wiatr. Teraz już bez problemu mogłeś odczytać napis na ścianie. W mroku nocy, nadejdzie nowy Pan. Głupcy, którzy chcą go powstrzymać poddajcie się... Napis jak napis, widziałeś ich ostatnio wiele i ten już nie robił na Tobie wrażenia. Kufer jednak intrygował. Był stary, przetarty czasem i może nawet lekko spróchniały. Był na kłódkę, lecz, gdy do niego się zbliżyłeś i chciałeś jakoś inaczej otworzyć rozpadł się. W środku była mała latarenka, idealna na by zawiesić ją na szyi. Jak tylko to zrobiłeś i zapaliłeś, pochodnie w tej sali zgasły. Nastał tutaj mrok, a jedynie Ty oświetlałeś sobie drogę i to jedynie na trzy może cztery metry...
×
×
  • Utwórz nowe...