Myślę, że biologia jest podstawą miłości, która wszystkim kieruje, a równocześnie jest tylko podstawą (tak- niewidoczną podstawą) góry lodowej. I nie sądzę, że jakkolwiek odziera to miłość z piękna tzw uczucia wyższego, ponieważ składa się na nią wiele innych rzeczy do których trzeba mentalnie dorosnąć.
Od strony chemicznej w kazdym organizmie dzieje się praktycznie to samo ale co z tego, jeśli w wybór partnera i towarzyszące temu uczucia i myśli zaangażowana jest masa różnych czynników. Zaufanie, przyjaźń, zrozumienie, bliskość również psychiczna, poczucie swobody i czysta chemia. Gimby umysłowe czesto mówią że udział kwestii religijnyvh, kulturowych i różnych konwenansów w doborze partnera to tylko zbedna otoczka, ale to wszystko równirż powstalo na biologicznej bazie chęci do znalezienia najodpowiedniejszej osoby. Czasami ma to sens, czasem nie,głównie dlatego że pojecie miłości i wizja dobrego związku zmienia się z czasem. Pomimo, że biologia pozostaje podstawą zdajemy sobie coraz lepiej sprawę z tego, czego nam trzeba w związku na całe życie, a nie tylko na kilka lat potrzebne do stworzenia i odchowania potomka. To że pojęcie miłości jest zmienne nie ujmuje jej w żaden sposób jej wartości czy autentyczności. W końcu zmiana jest częścią natury- pojęcie miłości adaptuje się do świata jaki kreują ludzie żeby nadal wpomagać nasze dobieranie się na bazie biologicznej. Gdyby tak nie było, to przy aktialnym poziomie rozwoju cywilizacji związki byłyby jakimś randomowym, niezrozumiałym zjawiskiem bez ładu i składui tylko najsprawniejsi byliby nadal nnajbardziej pożądanymi reproduktorami. Dzięki miłości również bardzo słabi ale inteligentni, wrażliwi mają wysokie szanse. ...mogłabym o tym długo pisać heh.
I żeby nie było, mówię o prawdziwej, dojrzałej miłości, nie o byle jakich związkach opartych na zasadzie "ładna z niej dupa, wyrwe na pare tygodni" itp.
(Badziewny i niepelny post bo na komorce zle mi sie pisze sorry)