Skocz do zawartości

Johnny

Brony
  • Zawartość

    120
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Johnny

  1. Jak ja nie lubię być nieoryginalny, ale cóż - tym razem nie mogę inaczej: Naprawdę nie spodziewałem się takiego rezultatu... Jesteście absolutnie pewni, że nie namieszaliście? Nie zmienia to jednak faktu, że jestem wdzięczny za takie wyróżnienie a także szczerze gratuluję pozostałym zwycięzcom. Chyba zaczynam nabierać wprawy w pisaniu skoro tematyka którą pierwszy raz wziąłem na warsztat tak dobrze trafiła w gusta jury. A gdyby tak pisać więcej...
  2. Ja na pisanie patrzę jak na bieganie - pewnie, że z początku się nie chce, pewnie, że odechciewa się po dwustu metrach, pewnie, że potem zakwasy, ale trzeba przebrnąć przez ten bolesny etap żółtodzioba i uparcie doążyć do chwili, w której będzie ci to sprawiało prawdziwą przyjemność i już nie będziesz się zastanawiał czy masz chęć iść pobiegać/iść coś napisać. Po prostu będziesz to robił i dobrze się przy tym bawił. A jeśli potem złapie cię gorszy dzień, to faktycznie można zrobić sobie jakąś przerwę i potem zacząć ze zdwojoną siłą
  3. Lanternjack [Oneshot] [Dark] [Adventure] [Lovecraft] Jak ma być powieść grozy, to tylko na podstawie dzieł mistrza Lovecrafta, którego styl staram się odtworzyć po raz pierwszy. Taka mała opowiastka stanowiąca epilog jednego z odcinków MLP i sądzę, że nie trzeba być geniuszem by stwierdzić którego. PS: Nie cierpię limitów słownych...
  4. Sądząc po niektórych zgłoszeniach, nie powinienem mieć wątpliwości, ale i tak zapytam: Czy by dopełnić to nieszczęsne wymaganie trzech tagów, dozwolone jest stosowanie tagów autorskich?
  5. Jak wyglądają postępy? Przez cały wrzesień praktycznie ani słowa z powodu nawału nauki. Od początku października idzie mi przeciętnie, tj. niemiłosiernie powoli, choć jako tako udaje mi się codziennie zapisać co najmniej stronę, z której jestem w miarę zadowolony, a kolejnego dnia nanosić na nią poprawki i przy okazji napisać kolejne parę zdań. Choruję jednak na schorzenie zwane życiem prywatnym, więc trudno mi określić kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału. Robię, co w mojej mocy by wyrobić się jeszcze w tym miesiącu, ale jeśli efekt nie będzie dla mnie zadowalający, poślizg jest jak najbardziej możliwy.
  6. Skuszony tematyką gwiezdnowojenną, którą uwielbiam, zajrzałem i przeczytałem. Mam mieszane uczucia. Prawdę powiedziawszy trochę trudno mi w tym zobaczyć fanfik MLP, już bardziej jest to opowiadanie w klimatach Star Wars z elementami MLP, a patrząc na to w ten sposób powiedziałbym, że ta historia jest... średnia. Bardzo kojarzy mi się z niektórymi fanowskimi produkcjami filmowymi, w których nie chodzi o zbyt zagmatwaną fabułę a raczej o widowiskową rąbaninę mieczami świetlnymi. Żeby jednak nie brzmieć zbyt surowo dodam, że nie sądzę aby był to zły początek jako debiut literacki. Czyta się szybko i przyjemnie i można nawet przez chwilę zastanowić się jak ten pojedynek się skończy, a kończy się dość nagle, za co należy się plus. Sama walka również jest opisana sprawnie. Można się wczuć w jej klimat. Podobały mi się też wcale nie tak nieliczne nawiązania do świata SW. Na pierwszy plan wysówa się, rzecz jasna, Zasada Dwóch a także pierwsi mistrz i uczennica, którzy wcielili ją w życie. Już od pierwszej linijki spodziewałem się, że inspirację zaczerpniesz z historii Dartha Bane'a i Darth Zannah i chyba się w tym temacie nie pomyliłem. Dostrzegłem też kilka smaczków z tej badziewnej gry The Force Unleashed i to jest w sumie zrozumiałe. Pomimo niskiego poziomu, jest to projekt względnie nowy i dający największą szansę, że czytając wyłapie się do niego nawiązanie. Mówiłem już, że czyta się szybko i przyjemnie. Błędów, których nazwałbym znaczącymi też nie dostrzegłem, jeśli nie liczyć paru potknięć w odmianie słowa "Sith". Zdaniem twojego uniżonego sługi, jesteś na dobrej drodze by tworzyć interesujące opowiadania - takie krótkie przygodówki, które czyta się dla samej tylko przyjemności czytania i przeżycia szybkiej przygody w innym świecie. PS. SPK-3... Service Pack 3?
  7. Patrzę sobie, a tutaj nowy rozdział Plasterka, ucieszyłem się, przeczytałem, wnerwiłem się że tak szybko się skończyło, teraz trzeba napisać parę słów, choć do komentowania jest niewiele. Ot, krótki, przyjemny opis zwykłego piątku dwóch kontrastujących ze sobą panien, z których jedna z nich dalej łamie ustanowione przez fanon zasady - tak trzymać. Z Flash Sentrego zrobiłeś swego rodzaju samotnika siedzącego na tyłku aż okazja sama przyjdzie by móc ją wykorzystać - nie powiem, ciekawe toto. Ale ciekawsze są problemy psychiczne Lyry - widać, że coś się kroi i ciekawość mnie zżera żeby dowiedzieć się co z tego wyniknie. Tylko nie porzucaj tego arcy przyjemnego, obyczajowego stylu
  8. Ale to było... ciekawe. A nawet więcej niż ciekawe. Ten pomysł to majstersztyk, wiesz? Moim oczom ukazało się [slice of Life] i od razu odczułem niechęć, ale potem zobaczyłem skromne sześć stron i pomyślałem "Czemu nie?". Później zacząłem czytać, zacząłem się wgłębiać, zacząłem odczuwać niechęć do przerwania i... zacząłem żałować, że to już koniec. Jak już wspomniano, główną zaletą jest klimat - ciężki i przygnębiający, ukazujący tę ciemniejszą stronę egzystencji a także jedną z popularniejszych postaci w nieco innym świetle. Ciekawym zabiegiem jest pisanie w drugiej osobie, tj. w stylu do jakiego nie jestem przyzwyczajony, ale to również można uznać za zaletę. Taka nowość w moim przypadku. Według mnie niczego tutaj nie brakuje. Wszystko jest na swoim miejscu i genialnie komponuje się z resztą. Niby dzieje się szalenie mało, ale w praktyce jest tego znacznie więcej. Przedstawione problemy i historia serio chwytają za serce a zakończenie jest genialne - nie tego się spodziewałem, zdecydowanie nie tego. Ponarzekam na zakaz spojlerowania, co się będę... <narzeka na zakaz spojlerowania> Tak na marginesie to ile ja bym dał, żeby zobaczyć to opowiadanie w formie odpowiednio przygotowanej animacji...
  9. Oj, coś taki wyczulony na niewinne żarty słowne? Odrobina dowcipu moim zdaniem na pewno wyjdzie na zdrowie, a równie pewne jest to, że w opowiadaniu nie znajdą się bardziej śmiałe przedstawienia wiadomych scen. Mam chyba nawet całkiem zabawny pomysł jak mógłbym się z tego wywinąć kiedy w histori przyjdzie co do czego. Clopów nie umiem i nie chcę umieć pisać więc nie będę się do tego zabierał. Dowcip z fajką... chyba nie mogłem się powstrzymać Z kolei wypadanie lotek spowodowane jaraniem faktycznie było, ale impotencja? W którym miejscu? Będąc jeszcze w tych klimatach to zarzucę taką opowiastką: rozmawiam sobie swobodnie ze znajomym o moich bohaterach, konkretnie o Swallow Tower i o tym, że jest, cytuję, "kapłanką świetnie posługującą się drągiem", on na to siarczystym "Czym?!", na które ja całkowicie niezrozumiawszy sytuacji odpowiadam o najprostszej broni drzewcowej. Nim zorientowałem się o co mu chodziło minęły dwa dni... Ja naprawdę nie mam zbyt, że się tak wyrażę, spaczonego umysłu i aby wyłapać dowcip o takiej tematycę muszę go mieć podane na tacy Eee... Nope. Właściwie to powiedziałbym, że ieleni to taka trochę mieszanka różności z przeważającą częścią mojej radosnej twórczości. O ile mnie pamięć nie myli to wykreowałem ich sobie słuchając tejże nutki (swoją drogą szczerze polecam ten zespół) To mi się podoba. Pisząc, postaram się o tym pamiętać, choć pewnie wyjdzie średnio na jeża. Nie zaprzeczam... Sam uważam, że będę to musiał jakoś ujednolicić. Na pewno nie odmienia się tak jak "jelenie" ale to chyba oczywiste. W sumie dobrze, że o tym wspomniałeś, bo zdałem sobie sprawę, że nie wiem jak zrobić żeńską formę NIE !!! Wy to macie pomysły... Aż nie chce mi się wierzyć, że nikt nie zauważył TEGO... Jeśli jednak zauważył, to prosiłbym o nie psucie nikomu niespodzianki a ewentualne pomysły proszę kierować pod adres, ktorego z przyczyn technicznych nie podam. Ale Sapkowski? Jedna osoba mająca skojarzenia to jeszcze rozumiem, ale tyle ludu? Absolutnie nie było moim celem wzorować się na nim, choć nie myślcie, że nie doceniam pochwały. Porównanie do Verne też bardzo miłe. A ogólnie? Zaraz wyjdę z siebie, chwycę swoje bezwładne ciało i zacznę wyczyniać z nim taniec radości! Pisanie ma sens! Życie ma sens! Ale tak szczerze, to nie wiem jak mam Wam wszystkim dziękować. I pomyśleć, że drugi rozdział pisałem z obawami, że znowu nikogo nie będzie to obchodzić (wiem, niezbyt oryginalne) Wręcz skaczę z radości, że ŚD tak wszystkim przypadło do gustu. Wielkie, serdeczne, obsypane lukrem na sam widok wywołującym próchnicę, szczere DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM! Tylko, cholera, co ja mam teraz zrobić, żeby Was nie rozczarować... PS: Jak ktoś ma jakiś ciekawy pomysł to zamieniam się w słuch
  10. Madeleine... Kocham Cię! Kocham Cię za ten komentarz! Wydrukuję go, oprawię i powieszę na ścianie (czcionka 4, bo inaczej się nie śmieści). Nie mogłem marzyć o lepszej zachęcie do dalszego tworzenia, zwłaszcza, że najwyraźniej połknęłaś bez popicia kilka ukrytych w opowiadaniu haczyków Inne z kolei chyba wymagają z mojej strony pewnego sprostowania. !!!SPOILER ALERT!!! Najważniejsze to Weratyr, który MIAŁ być fanatykiem, MIAŁ nagle zmienić zdanie odnośnie lasu oraz przede wszystkim MIAŁ umrzeć w sposób wywołujący siarczyste WTF. Zapewniam, że wszystko się wyjaśni, może nawet całkiem niedługo. Tak odrobinę złośliwie dodam, że podoba mi się fakt, że udało mi się Ciebie zmylić Ieleni wrócą niezaprzeczalnie. Przedstawieni trochę inaczej, bo z innego punktu widzenia. Zupa cebulowa i miodowe bułeczki... Jeny, ale wpadka... Ten mój nieszczęsny, pełen opisów styl pisania... Cóż, taki mam styl . Uwielbiam długie, bogate w szczegóły przedstawienia otoczenia, a nie znoszę pisywania dialogów i zdaję sobie sprawę, że to widać. Osobiście sądzę jednak, że opis dużo lepiej słuzy jako narzędzi do kreowania klimatu niż jakikolwiek dialog, a ponieważ właśnie na tym najbardziej mi zależy, to wątpię abym porzucił tę tendencję, choć jednocześnie obawiałem się właśnie przegięcia. Będzie trzeba odrobinę z tym przyhamować. No i wręcz balsam dla mojej duszy - Twoja pochwała bohaterów, nad którymi długo myślałem i modliłem się aby wypadli przynajmniej jako tako. Najwyraźniej wypadli, a jeszcze nawet nie zacząłem opisywać co poniektórych. Na razie pozwolę sobie dodać, że chyba żaden (może nie licząc antykwariusza) bohater nie pojawił się bez powodu. Inches - dokładnie tak miała wyglądać Turner - to samo, i pozwolę sobie wyraźnie zaznaczyć: to nie jest Doktor Whooves! Lazy Canabbis - nie zamierzam rezygnować z jego sposobu bycia, ma to być miejski głupek nadużywający podejrzanych ziółek, który, czy Ci się to podoba czy nie, odegra w opowiadaniu swoją rolę. W sumie, chyba powinienem się cieszyć, że dało radę stworzyć postaci zarówno lubiane jak i nielubiane. Whisky Jar - też go lubię , a informacja w prologu, że o jego talentach będzie mowa później miała być ukrytym przysłaniem żeby czytelnik jeszcze o nim nie zapominał, chyba słabo to wyszło...
  11. To jest... genialne. Genialne w swojej prostocie i mówi to gość, który Slice of Life omija szerokim łukiem, zwłaszcza jeśli jest to praktycznie jedyny przypisany tag. Oba rozdziały czyta się szybko, łatwo i przyjemnie, a za największy atut uważam zauważone już przez Madeleine kombinowanie z postaciami, które w fandomie posiadają już wcale nieźle zbudowaną charakterystykę. Co prawda, za eksperta w tej dziedzinie się nie uważam, ale czytając nie raz uniosłem brwi z zaskoczenia kiedy natrafiłem na jakiś ciekawy fragment opisujący. Szczególnie chodzi o Octavię, która, słusznie czy nie, odrobinę przypomina mi pana Adama Miauczyńskiego Styl jest świetny, jak już mówiłem czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Nie trzeba dogłębnie analizować fabuly czy charakterów, a przesadne myślenie również jest zbędne. Wtrącane tu i ówdzie trafne riposty wywołują szczery uśmiech a w tym wszystkim jest taka prostota, że... nie mam pojęcia jak to powiedzieć. To się najzwyczajniej w świecie przyjemnie czyta. Wady... Bo jakieś muszą być, nawet jeśli odzywa się tu moje czepialstwo. Małą ilość tekstu można równie dobrze uznać za zaletą więc tej kwestii nie poruszam, ale koło rzadkich aktualizacji nie przejdę obojętnie - serio, pisz dalej i częściej. Jeśli jest coś czego sie obawiam, to jest to na razie niczym nieuzasadnione przeczucie, że może z tego wyjść coś z gatunku amerykańskich komedii, których nienawidzę ze względu na ich naiwność i denerwująco swobodne podejście do pewnych tematów. Powtarzam jednak, że przeczucie jest na razie niczym nieuzasadnione i mam szczerą nadzieję, że dalsze rozdziały będą trzymać poziom dwóch pierwszych.
  12. Na początek założenie podstawowe - nie czytuję "humanów" ani "comedy" choć trudno mi nie znać najbardziej sztampowych motywów, a do lektury zachęcił mnie nick autora, którego mroczne historie zaiste przypadły mi do gustu. Z oceną powstrzymywałem się do momentu przeczytania większego fragmentu, a prolog i dwa rozdziały to fragment raczej wystarczający bym wyrobił sobie jakieś zdanie. A jakie owo zdanie jest? Powiedzmy, że czytając drugi rozdział myślałem sobie: "Matko Boska Bezlitosna! Co to ma być?!". Mierny styl, leżąca strona techniczna, nieśmieszone dowcipy i ogólne wrażenie pisania na kolanie były dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Przygoda zaczęła się od całkiem przyjemnego prologu, w którym autor raczył mnie tak dobrze mi znanymi, trochę mrocznymi klimatami połączonymi z jego specyficznym, odrobinę staromodnym stylem budującymi nadzieję na dobre opowiadanie. Głodny więcej, poszedłem dalej w stronę zdumiewająco krótkiego rozdziału pierwszego, w którym gdzieś zagubił się ten cudowny klimat prologu i jasno dano do zrozumienia, że to komedia. Moim zdaniem jednak mierna - gagów jest względnie mało, a większość z nich średnio przypadła mi do gustu. Największą bolączką wydaje im się jednak tępo - na tak małej powierzchni zmieściłeś przejażdżkę do Ponyville, poszukiwania, uprowadzenie, żarty z księżniczką i zapasy z szurniętym doktorkiem niemal całkowicie zapominając o opisach. Ja wiem, że w komediach stanowią one rolę drugoplanową, ale jednak kilka by się przydało żeby choć odrobinę wyhamować pędzącą na złamanie karku akcję. Styl według mnie woła o pomstę do nieba. Naprawdę mam wrażenie, że pisał to ktoś, komu bardzo zależało by szybko wstawić cokolwiek swojego, niezależnie od poziomu tego czegoś. Po prostu poziom podstawówki. Swoją drogą, po co te wszystkie przekleństwa? Miały zwiększyć humor czy nadać naturalności? Dotarłszy do rozdziału drugiego, niemal natychmiast strzelił mnie motyw Celesti nimfomanki, którego osobiście nie trawię tak jak nie trawię kiepskich dowcipów o tematyce seksualnej. Zmuszając się do lektury, brnąłem w tym nielubianym przeze mnie temacie, aż w połowie po prostu się poddałem i z żalem muszę powiadomić, że już nie wrócę do tego opowiadania. Czarę goryczy przelały nieśmieszone dialogi, które przypominały mi kiepsko prowadzony kabaret. Być może dalej będzie lepiej ale nie zmienia to faktu, że nie zachęciłeś mnie do lektury i sprawy nie ratuje nawet fakt, że rzeczywiście wziąłeś na warsztat kilka dość oryginalnych pomysłów. Szkoda tylko, że według mnie je zmarnowałeś... Na koniec powtórzę to, co już wyżej podpisani wskazywali – korektorzy nie wykonali dobrze swojej pracy. Osobiście radziłbym Ci, Verard, odrobinę dłużej popracować nad tą historią a jeszcze lepiej gdybyś wziął się za swoje inne opowiadania, które według mnie wychodzą Ci znacznie lepiej.
  13. Zmęczony codziennością, która nie pozwala mi regularnie pisywać, prezentuję zainteresowanym rozdział drugi, w którym poznajemy bohatera o nielichym dla fabuły znaczeniu i nie mającego wiele wspólnego z serialem emitowanym na BBC za to odrobinę z serialem emitowanym na The Hub, a także przypominamy sobie o dwójce bohaterów głównych, dwóch bahaterach pobocznych i dwóch bohaterkach czwartoplanowych nawiązujących do postaci bardziej od nich znanych. Do tego wciąż brnę powolutku do przodu, przedstawiam kolejne kombinacje związane w pewnym stopniu z kanonem oraz ostatecznie rzucam serdecznym zaproszeniem do lektury: Rozdział 2
  14. Prolog i pierwszy rozdział już jest. A w nich co? Powiem tak: zdaniem Twojego uniżonego sługi stąpasz po absurdalnie kruchym lodzie. Co prawda nie czytałem "Mrocznych Wieków" i nie jestem zaznajomiony z Twoją zdolnością budowania mrocznego klimatu, ale już sam fakt, że będziesz wzorował się na historii Van Helsinga uważam za niepokojący. Uważam ten film za niewart niczyjego czasu kicz rujnujący legendarne ikony literatury grozy, choć w miarę jak czytałem Twoje opowiadanie coraz bardziej studziłem swoje obawy a klimat bardziej przypomniał mi "Jeźdźca bez głowy" Burtona, za którym przepadam. Mroczny klimat oddałeś perfekcyjnie, to trzeba ci przyznać, choć wydaję mi się akcja idzie odrobinkę za szybko. Z drugiej strony chyba za wcześnie aby wyciągać takie wnioski. O samej historii też nie bardzo jest jak się wypowiadać, gdyż jestem niemal pewien, że jeszcze nie przedstawiłeś wątku głównego. Ogólnie na razie mogę jedynie pochwalić świetnie skonstruowany klimat oraz fakt, że obudziłeś we mnie chęć na więcej. Styl. Nie bardzo wiem co o nim powiedzieć. Prolog utrzymywany był w takiej pseudopoetyckej formie, która wzbudziła u mnie ciekawość i nadzieje na naprawdę oryginalnie napisane opowiadanie, ale w pierwszym rozdziale zarzuciłeś taki styl i skupiłeś się na tym częściej spotykanym. Nie mówię, że to źle, bo utrzymanie stylu z prologu na dłuższą metę pewnie było by męczące, ale jednak mam taką chętkę by jeszcze raz spróbować Twojej nibypoezji. Co mi nie przypadło do gustu - bohaterowie, którzy już od początku wydają mi się sztampowi. Mamy tutaj nawiedzoną łowczynię gotkę, której legenda pisana jest krwawo, towarzyszącego jej wiernego przydupasa o chyba niezbyt wysokim IQ oraz anonimową matkę, która tonąc chwyta się brzytwy. Nie ma tu tylko obiektu miłosnych westchnięć głównej bohaterki. Brakowało mi jakiegoś choćby małego elementu wyróżniającego przynajmniej Nightmare Moon na tle innych tego typu postaci, choć ponownie - może za wcześnie by wyciągnąć takie wnioski. Jeszcze wieloma rzeczami możesz mnie zaskoczyć. Więc na co czekasz? Zaskocz mnie.
  15. Tłumaczenie? Świetne, przyjemne w obsłudze, pozbawione błędów i jeszcze kilka innych przymiotników o pozytywnym wydźwięku, niewystarczających jednakowoż do wyrażenia podziwu odnośnie profesjonalizmu tłumacza. Historia? Tu już według mnie nie jest tak różowo. Może to tylko moje odczucie ale mam wrażenie, że autor nie ma wielkiego doświadczenia w pisaniu. Opowiadanie, co prawda, czyta się szybko i całkiem przyjemnie ale nie zmienia to faktu że jest aż nazbyt krótkie, proste i na temat. Brakuje mi tutaj tych kilku akapitów zbaczających nieco ze ścieżki głównego wątku, może kilku zdań na temat wewnętrznych przeżyć. Albo po prostu nie jestem stworzony do tego typu twórczości. Opowiadanie nie rozśmieszyło mnie też za bardzo a jedynie pozostawiło wrażenie zmarnowanego potencjału. Co więcej, nie cierpię kiedy śmierć jest przedstawiana w formie drugorzędnego problemiku, który po zaledwie tygodniu przygotowań można łatwo rozwiązać. Skoro kucyki (zwłaszcza RD) nagle przestały bać się śmierci - ba, polubiły ją - to czego właściwie mają się teraz bać? Wiem, że w tym przypadku ma to wydźwięk komediowy ale mimo to jakoś nie potrafię tego łyknąć. Osobiście wolałbym aby taki motyw został wykorzystany w nieco poważniejszym opowiadaniu, ale jeśli ktoś ma dosłownie kilka minut, które chciałby przeznaczyć na szybką, nieskomplikowaną komedyjkę, to Rainbownomicon świetnie się do tego nadaje.
  16. Wszystkich, którzy słuchają informuję, iż dostępny jest rozdział pierwszy, gdzie zaczynają się "swobodne traktowania kanonu" dotyczące istot alikornami zwanymi oraz pewnego badassa. A ponieważ to wciaż początek przez wielkie P sporo tutaj opisów mojej wizji świata. Jak wyszło - wyjdzie w praniu. Anyway, zapraszam: Rozdział 1
  17. Jako żółtodziób dopiero zaczynający swoją przygodę z kryminałami nie mogłem przejść obok tego opowiadania obojętnie. Przeczytałem a teraz zamierzam ocenić. Ogólnie rzecz biorąc, podobało mi się, chociaż sam pomysł wydaje mi się nieco... jakby to powiedzieć.... sprzeczny z podstawowymi założeniami kryminałów, w których raczej unika się rozwiązań paranormalnych. Co prawda, akcja dzieje się w fikcyjnym świecie, gdzie nikogo nie dziwi obecność magii czy fantastycznych bestii, ale mimo wszystko wydaje mi się, że próbowałeś raczej unikać tych motywów. Z drugiej jednak strony, chyba za wcześnie abym wysnuwał takie oceny i jeśli tylko nie pójdziesz na łatwiznę i w miarę „realistycznie” wszystko wyjaśnisz może z tego wyjść bardzo zajmująca zagadka kryminalna. Jeśli jednak zdecydujesz inaczej to mam nadzieję, że wpleciesz elementy „paranormalne” równie zgrabnie jak to zrobiłeś to z nowocześniejszymi zdobyczami technologii. Może zrobisz z Dashie taką „detektyw spraw niezwykłych”… Jestem też bardzo ciekaw jak przedstawisz mordercę. Pierwsze co mi przyszło do głowy to Zodiak, ale mam też całe mrowie innych teorii, których chyba nie ma sensu przytaczać, ale tak czy owak, zastanawiam się czy z którąś trafiłem… Co jeszcze mogę napisać? Jest świetny klimat, jest potencjał na ciekawe opowiadanie a z mojej strony jest apetyt na ciąg dalszy. Na pewno będę miał to na oku.
  18. Ajajaj... Człowiek czyta uważnie, stara się, dobrowolnie wskazuje nieścisłości, bezinteresownie śle skromne porady, a Ty potrafisz tylko podważyć jego dobre chęci Zraniłaś mnie, zraniłaś wręcz na wskroś...
  19. Z mojej strony wielki plus za szczegółowość. Co prawda nie skupiłeś się na całym świecie przedstawionym a jedynie na mieście i jeszcze lepiej na żebraku (tylko jednorożec potraktowany trochę po macoszemu). Według mnie mówienie o żebraku tak dużo, jednocześnie nie zdradzając o nim praktycznie nic istotnego nadaje jego postaci tajemniczości. Czytając, co chwila zadawałem sobie pytania typu: "Kim on w końcu jest?!" Poza tym całkiem zgrabnie wykorzystałeś motyw wioskowego glupka, który ma rację ale nikt mu nie wierzy. Oceniając tego bohatera, oceniam właściwie całe opowiadanie, bo właściwie nie ma w nim zbyt wiele innych elementów. Norlmalnie zarzuciłbym jednowątkowość, ale w tym przypadku dodanie czegoś więcej tylko wyszłoby opowiadaniu na minus. Powolutku prowadzisz czytelnika, niespiesznie odsłaniając mu kolejne fragmenty tajemnicy i to sprawia że ciekawość i rządza zanurzenia się w tym mrocznym klimacie sprawia że aż chce się czytać dalej. Wiesz tylko czego żałuję? Że od początku wiedziałem, że to ma coś wspólnego z podmieńcami. Niby mnie zaskoczyłeś tym zakończeniem, ale jednak... No i rzecz jasna piosenka. Faktycznie, miły kawałek szanty, za którymi przepadam i wielkie dzięki że pokazałeś mi ten utwór. O Twoim tłumaczeniu się nie wypowiem, ponieważ niestety w ogóle nie potrafię oceniać tego typu twórczości - jakoś zawsze bardziej wolę wersję oryginalną. Słowem - czekam na więcej tego typu historii
  20. Przeczytane głównie ze wzgędu na brak chęcie na żadne konstruktywne działanie innego typu, ale skoro przeczytane to wypadałoby skomentować. Jeszcze nie widziałem takiego podejścia do tematu religi w świecie kucyków ale nie oznacza to, że jest to temat dla mnie opcy. Przeciwnie, lubię dawne wierzenia i czytając Twoje opowiadanie nie mogłem oprzeć się wrażeniu że inspirowałaś się Ogniami Beltanu bardzo dobrze opisanymi w książce "Mgły Avalonu" i właśnie to najbardziej zachęcało mnie do dalszego czytania. Podobało mi się, że nie pomijałaś szczegółów i traktowałaś po macoszemu odczuć kapłanki. Czego mi brakowało? Wydaje mi się, że opowiadanie jest za krótkie. Sądzę, że odrobinę smarnowałaś kryjący się w nim potencjał - jak faktycznie wygląda prześladowanie wyznawców starych bóstw, kto wchodzi w skład tego panteonu, jak skończy się ta noc dla Isleen - tego wszystkiego tutaj nie ma a gdyby były to opowiadanie okazałoby się znacznie ciekawsze, zwłaszcza gdyby wyjaśniało pewne szczegóły znane z serialu. Pozwolę sobie wrócić do Mgieł Avalanu, o których już wspominałem, gdzie Ognie Beltanu stanowiły symbol wojny pomiędzy wyznawcami a katolikami, a sama orgia dała życie (bez spojlerów) pewnej bardzo ważnej postaci ze świata angielskiego folkloru Wyłapałem i zaznaczyłem parę błędów Ogólnie to uważam twoje opowiadanie za takie krótkie i na temat. Całkiem przyjemny fragmencik typowego fantasy, który miałby potencjał na początek czegoś większego ale niestety... Można pzeczytać i mieć z tego przyjemność ale jednak pozostaje niedosyt
  21. Oto Equestria, kraj bogaty i spokojny zamieszkany przez kucyki, naród zjednoczony po latach długich waśni. Oto Canterlot, klejnot w koronie tego młodego państwa. Oto nadciągające zdarzenia rzucające cień na dotychczas świetlaną przyszłość. Ambitna władczyni od lat podejmująca wysiłki ziszczenia swojego wielkiego marzenia jest gotowa posunąć się daleko by osiągnąć swój cel. Narzędziem w jej kopytach stanie się głodny wiedzy adept sztuk tajemnych, nieświadomy roli jaką poniesie w wydarzeniach epoki, do której nie należy. Podjęte decyzje wpłyną zarówno na losy tych, których kocha jak i tych, których nienawidzi a im samym przyjdzie zaakceptować przeznaczenie, którego nie pragną. Rozdział 1 Rozdział 2 Stara wersja Pamiątka dawnych czasów pozostawiona wyłącznie jako forma ciekawostki. W ciągu mijających kolejno miesięcy moja wizja i to jak chce ją przedstawić uległy znacznej zmianie. Pojawiły się też pomysły na nowe motywy opowiadania i sposoby zazębiania się poszczególnych wątków, których realizacja koniecznie wymagała pewnych zmian w napisanych wcześniej rozdziałach. Poza tym, co tu dużo mówić, z upływem czasu przestałem być zadowolony z większości napisanego przeze mnie tekstu, tym samym podjąłem decyzję, że zamiast wprowadzać poprawki, dużo łatwiej będzie mi zrobić nową wersję. Nikomu nie mogę zabronić przeczytania starszej wersji, ale jednak odradzałbym to, bo nie robiłbym przecież rewrittu, gdybym nie wierzył, że za drugim razem uda mi się ubrać myśli w słowa lepiej. Prolog Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Premiery Przy okazji pisania nowej wersji Ścieżek donikąd, zależało mi by podejść do sprawy choć odrobinę poważniej niż wcześniej. Tym samym mogę obiecać czytelnikom, że przynajmniej pierwsze rozdziały będą pojawiać się w regularnych odstępach, choć nie ma sensu nikomu tu mydlić oczu – prędzej czy później zapał opadnie i jestem bez mała pewien, że okres przerwy między rozdziałami prędzej czy później ulegnie wydłużeniu. Zobaczy się co przyniesie przyszłość. Tymczasem jednak nie zaraz tak najgorzej i w chwili obecnej mogę obiecać, że nowy rozdział będzie się pojawiać pierwszego dnia kolejnego miesiąca. Kanoniczność Fik narodził się bodajże w czasach czwartego sezonu serialu, choć pierwsze związane z nim pomysły sięgają w przeszłość jeszcze dalej. W owych czasach było moją ambicją by stworzyć opowiadanie jak najbardziej zgodne z tym, co można by nazwać kucykowym kanonem, takie które objaśniałoby wątki traktowane w serii trochę po macoszemu. Wody jednak od tamtych chwil upłynęło sporo, wcześniejsze tajemnice znalazły rozwiązanie, niektóre oficjalnie uznawane motywy spadły mi z nieba, inne ni jak nie pasowały mi do koncepcji. Doszło do tego, że uparte dopasowywanie mojego opowiadania do kanonu MLP wymagałoby zbyt daleko idących zmian, dlatego też zdecydowałem się pogodzić z tą nieprzyjemnością i pisać najlepiej jak potrafię by przedstawiony świat miał jako taki sens. Tag [Altenate universe] robi jednak swoje, jest konieczny by niektóre z rozwiązań były możliwe i dlatego można spodziewać się pewnych różnic w stosunku do oficjalnego kanonu MLP. Nie wszystkie postacie będą posiadać charaktery zgodne z tym, co widzimy w serialu, nie wszystkie zdarzenia będą mogły być sensownie dopasowane do oficjalnej chronologii, nawet nie wszystkie gatunki ani prawa natury będą przedstawione tak samo jak dyktuje to kanon. Tagi Przydzielenie tagów niemal od początku stanowiło dla mnie trudność. Nie potrafię jednoznacznie określić czym jest moje opowiadanie, ale za radą kilku znajomych uznałem, że najtrafniejszy będzie [Slice of Life]… przynajmniej w początkowej części historii. Domyślny plan zakłada pewną dawkę [Adventure] oraz [Violence], choć elementy z nimi związane pojawią się dopiero później. Powiedziałbym, że Ścieżki donikąd to opowiadanie o powolnym tempie, skupiające się nie tyle na samych przygodach, co na biorących w nich udział bohaterach oraz całym towarzyszącym im tle. Prym w opowiadaniu będą wiodły uwielbiane przeze mnie opisy. Lubię mówić, że mój styl jest gawędziarski i klimatyczny i mam nadzieję, że jego tworzenie to nie tylko moje urojenia oraz, że czytelnicy zobaczą to co chciałbym im przedstawić. Komedia? Tag [Comedy] to niejako mój eksperyment. W miarę pisania dość sporadycznie nachodziła mnie ochota by ubogacić tekst śmiesznymi w mojej ocenie dygresjami oraz aby samo opowiadanie było ogólnie napisane luźno i przynajmniej w niektórych miejscach zabawnie. Czy mi się to udało w ilościach kwalifikujących Ścieżki donikąd jako komedię? Nie wiem i pozostawiam to ocenie czytelników. Na pewno starałem się by humor był w opowiadaniu odpowiednio dawkowany, nie przekraczał granic absurdu, nie psuł klimatu, a wręcz stanowił jego ważny element. Epic: 1/10 Legendary: 1/50
×
×
  • Utwórz nowe...