Skocz do zawartości

Cirth

Brony
  • Zawartość

    282
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Cirth

  1. Kwaśne rzeczy są pycha :brohoof:

    Interesuję się roślinami. A jescze bardziej rysowaniem ich. :rainderp:

    A ty? :twilight7:

    Ło, całym mnóstwem rzeczy po trochę :D

    Mam w profilu coś o tym, ale głównie fizyka z astronomią, trochę matematyka, elektronika, psychologia, a poza tym sci- fi i fantasy (Forgotten Realms <3).

    I jeszcze parę innych drobiazgów.

  2. Arevar, widząc za sobą dwuczęściową bombę własnej roboty, nie od razu zareagował. Z początku nie był do końca pewien, jak.

    Ostatecznie, jeszcze zanim kostki się ze sobą zderzyły, Arevar rozproszył zaklęcie magnetyzujące. Rozpraszanie własnych czarów było zazwyczaj banalnie proste, może nawet prostsze niż ich rzucanie.

    Dzięki temu też nie miał problemów z przeszktałceniem antymaterii z powrotem w materię - efekt tak czy siak był tylko na jakiś czas. Tak samo z zaklęciem izolacji. Bomba była już rozbrojona i nieszkodliwa.

    "Łoś" - powiedział do siebie, uświadamiając sobie, jak głupi był, próbując zrobić coś takiego. Postanowił, że lepiej więcej razy nie bawić się antymaterią. I tutaj właśnie wychodzi jedna z cech czarodzieja - praktycznie brak doświadczenia na arenie. Wszak dopiero co ukończył akademię.

    "Nie czas na to" - pomyślał, potrząsając głową.

    W następnym ruchu postanowił wykorzystać płonący jeszcze krąg ognia.

    Zaczął podysać płomienie, jednocześnie przyspieszając z każdą chwilą wzrost promienia kręgu. Następnie dodał mu jeszcze trochę prędkości, w ostatnim rzucie przestając już go kontrolować.

    W ten sposób okrągła ściana ognia sunęła na wszystkie strony, z Rexem włącznie. Przy okazji temperatura zaczęła powoli rosnąć.

    To podsunęło magowi pewien pomysł.

    Umieścił na ziemi za swoja bańką kilka run, a także jedną przed. Miały za zadanie zwyczajnie ogrzewać powietrze. Dodał jeszcze jedną do tej ostatniej, by wymusić cyrkulację powietrza. Ciepłe powietrze płynęło teraz w jego stronę, znacznie zwiększając komfort pracy.

    Znacznie następnie pogrubił bańkę zbudowaną z heksagonów, gotując się do obrony. Był też przygotowany na natychmiastowe zdjęcie runy powetrza - w razie, gdyby przeciwnik próbował znów go usmażyć.

    - Twoja kolej - powiedział, choć wątpił, czy przeciwnik go usłyszał.

    ------------------------------------

    Ta woda nie zamarzła, ponieważ Twoje płomienie zostały trafione już po tym, jak znalazły się wewnątrz kręgu ognia - tego samego, który miał za zadanie zwiększyć temperaturę wewnątrz z powrotem do znośnej (powyżej 0°C na pewno). Widocznie opisałem nieprecyzyjnie, przepraszam.

  3. 1. Twilight, ponieważ jest taka mądra i słodka :hBB25:

    2. PIĄTY! Oh, on jest fantastyczny!!!!

    3. Yyyy nope. :bigmacintosh:

    Dziękuję :hug4:

    Teraz ty. :squee:

    1.Ulubiona księżniczka

    2.Muzyka?

    3. Luna czy Celestia?

    Dzięki za odpowiedzi ;D

    1. Hmm... Cadance. Bo czym innym jest władanie namacalnym słońcem czy księżycem, a czym innym czymś tak abstrakcyjnym jak miłość.

    2. Bardzo różnie. Jeśli pytasz o fandomową, to w sumie też [emoji14] Zależy, co mi się akurat spodoba. Ale lubię np. Kindness, Generosity, Lost on the Moon, Rainbow Factory czy ogólnie twórczość Flyghtninga.

    3. Luna. Moim zdaniem dużo lepiej prowadzona niż Celestia, z ciekawszą historią. No i ładniej wygląda ^^

    A czym się interesujesz? Tak ogólnie.

    No i też lubię kwaśne rzeczy /)

  4. Dobra z .bat to się jeszcze zgodzę, bo co się pisze innego w bat jak nie, potocznie nazywane przez młodych programistów, wirusy, ale przecierz .exe to jest główne rozszerzenie, w których działają programy np. ktoś zrobi grę, i będzia chciał wrzucić na hosting a tu Niedozwolone rozszerzenie...

    To może spakować w zipa choćby ^^ No, chyba, że rozszerzenia spakowanych plików też znajduje.

    Tapnięto.

  5. Too Shy For A Rainbow jest fanfikiem, a fanfika każdy może sobie napisać o czymkolwiek by nie chciał. (Ten jest częścią uniwersum Silent Ponyville, które szczerze polecam ;3)

    Rainbow jest klaczą, i raczej nie powinny istnieć ku temu wątpliwości.

    A że ma tendencje do zachowań nieco innych, niż statystyczna klacz, to, cóż, inna sprawa.

    Tapnięto.

  6. Generalnie interesuje się kosmosem poprzez czytanie czasopism "Mój młody technik" i jeszcze jakiegoś, którego już nazwy nie pamiętam :facehoof: , a fizyka u mnie jest na 3 więc jak widzę będę miał wielki problem w liceum :lkBLv:

    pssst na yt jest spojler finału sezonu 5

    Nie przejmuj się, fizyka (na poziomie podstawowym, dalej jeszcze nie zaszedłem [emoji14]) nie jest aż tak straszna. Z kosmosu jest parę podstawowych rzeczy, które (jak dla mnie) każdy powinien znać.

    Co do spoilera - nie do mnie z takimi rzeczami. Unikam jak się da.

    Uwaga, spoiler!

    Nieokiełznaną chęć mordu poczułem, jak dostałem nieotagowaną informację, że

    Fluttershy

    ma brata.

  7. Witaj!

    Ulubiony odcinek?

    Najlepszy Twoim zdaniem sezon?

    ... lubię obserwować niebo. Gdyż interesuje mnie kosmos to i też za tym idzie :lunahug2:

    To zainteresowanie ogólne, czy może kryje się za tym coś więcej (tzn. włącznie z astronomią, astrofizyką, etc.)?

    Poza tym nie mogę oprzeć się skojarzeniu Twojego nicku z Lucasfilmem od Gwiezdnych Wojen [emoji14]

    Pozdrawiam i baw się dobrze!

    PS.: A Halik, moim zdaniem, dosyć mocno przesadza.

  8. Arevar wciąż stał w swoim płonącym kręgu i obserwował poczynania Rexa. "Całkiem nieźle" - pomyślał.

    Kiedy jednak dostrzegł lecące w jego kierunku płomienie, ożywił się.

    Za plecami czarodzieja zaczęły materializować się grube strumienie wody, kłębiące i plączące się między sobą. Strzelił strumieniem wody w jeden z płomieni, później w następny. W ten sposób jeden po drugim unieszkodliwiał je. Kiedy zostało mu jeszcze trochę wody, niemało energii włożył w wystrzelenie wodnego pocisku w przeciwnika.

    Słysząc słowa nieumarłego, a zaraz później trzaski pod sklepieniem, zaniepokoił się na tyle mocno, by dobrą chwilę zajęło mu znalezienie rozwiązania. A im dłużej zwlekał, tym większa sznasa, że zostanie ugodzony piorunem.

    Czarodziej jedną z dłoni wskazał centrum burzy, drugą zaś wycelował gdzieś w okolice przeciwnika, jednak na pewno w grunt. Nie był jednak pewien, czy trafił Rexa - celowanie tym czarem było nie lada wyzwaniem. Punkty połączyły się cieniutką nicią, której temperatura zaczęła bardzo mocno spadać. Gdy powietrze oznaczone nicią miało jakieś -110°C, dużo łatwiejsza była magiczna pomoc w przemianie w nadprzewodnik.

    Burza w mgnieniu oka zaczęła rozładowywać się. Nić powietrza - przepuszczając ogromny prąd elektryczny, rozgrzała się z powrotem, do temperatury dużo wyższej niż początkowo, przez co utraciła nadaną przed chwilą właściwość.

    Resztki burzy czarodziej, wprawiając krótkim gestem powietrze w ruch, sprowadził tuż nad ziemię. Miniwyładowania pozwoliły jej rozładować się całkowicie.

    Mag wykorzystał rozgrzane powietrze - jeszcze bardziej zwiększył jego temperaturę, a następnie pchnął w stronę lodowej bariery.

    Dla pewności uformował kilka ognistych pocisków. Właściwie ich cechą nie był ogień sam w sobie - płomienie były stosunkowo słabe - lecz olbrzymia temperatura. Cisnął nimi w lodowe soczewki, w nadziei na jak najpoważniejsze ich uszkodzenie.

    Arevar wpadł na pewien szalony pomysł. Szybkim gestem wydobył ze ściany dwie kostki lodu. Upewnił się, że jedna z nich nie zetknie się z żadnym rodzajem materii, oprócz tej należącej do drugiej. Pierwsza zaczęła przyjmować spore ilości energii, świecąc i iskrząc, ale mag dokładał jej coraz więcej. W międzyczasie wytworzył chmury gęstej mgły między sobą a przeciwnikiem, jednocześnie bardzo dokładnie zapamiętując jego położenie. Przemiana drugiej kostki zakończyła się. Stała się antymaterią.

    Arevar zaklął oba obiekty tak, by po dokładnie 10 sekundach zaczęły bardzo silnie przyciągać się nawzajem.

    Zaczekał jakiś czas, po czym z całej siły cisnął obie kostki równolegle do siebie. Jeśli dobrze obliczył, powinny zderzyć się idealnie w punkcie, w którym stał przeciwnik. Wtedy nastąpi anihilacja. Wytwarzając mgłę, mag zabrał Rexowi trochę czasu na reakcję.

    Na koniec czarodziej wytworzył kilkanaście pomarańczowych, półprzezroczystych heksagonów. Zaczął łączyć ich boki, konstruując całkiem sporą, magiczną kulę. W ramach obrony.

  9. Witaj! Standardowo:

    Który sezon uważasz za najlepszy?

    Za co najbardziej lubisz Lunę?

    Podasz jakieś tytuły ulubionych książek/fanfików?

    Pozostaje życzyć dobrej zabawy! ;D

    • +1 1
  10. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył Arevar, były lecęce w jego stronę, jego własne pociski. Doskonale jednak znał naturę własnych zaklęć - pociski były niekierowane, ani na nic się nie namierzały. Leciały po równej prostej. Zawsze. Uniknięcie ich nie było zbyt trudne, zważywszy na ich charakterystyczny dźwięk oraz kolor. Po chwili znów leciały wprost na przeciwnika.

    Kolejnym ruchem czarodzieja było ponowne wzniesienie bryły lodu spod ziemi. Zrobił to jednak nieco inaczej - bryła było o wiele mniejsza, ale też wyskoczyła na pewną wysokość w górę. Na chwilę, zanim dotarła do najwyższego położenia, otoczył ją bańką cieniuteńkiej warstwy próżni - ochrona przed eksplozją.

    Kiedy bełt trafił w blok będący jeszcze w powietrzu, mag zamachnął się dosyć mocno, na co plugawiona już bryła z opóźnieniem poleciała do przodu, prosto na przeciwnika.

    Arevarowi udało się ochronić swoją część areny przed splugawieniem - choćby i na jakiś czas.

    Natychmiast jednak pojawiło się nowe zmartwienie - gwałtownie spadająca temperatura.

    Kiedy była na tyle niska, że jego oddech zamieniał się w kłęby pary, otoczył się około pięciocentymetrową sferą ognia. Temperatura powoli wracała do normy. Czarodziej musiał odpowiednio manipulować intensywnością płomieni - musiała być w sam raz, by kontrować zaklęcie przeciwnika, a jednocześnie nie mógł przesadzić, by nie zamienić się w kupkę popiołu.

    Kiedy wyczuł, że temperatura przestała spadać, zamienił bańkę w powietrzu na okrąg ognia trzymający się podłoża, osiągający jakieś 10 metrów średnicy. W ten sposób zdobył trochę przestrzeni o znośnej temperaturze. Przy okazji mogła to być całkiem skuteczna osłona przed kolejnymi przywołańcami.

    Jego następnym ruchem było rzucenie niewielkiej, fioletowej kuli wprost na splugawiony teren. To zaklęcie zazwyczaj z powodzeniem rozpraszało magię wrogiego czarodzieja - czy to jakieś wzmocnienia, czy to czary działające na pewien obszar. Czy zadziała i tym razem - Arevar sam nie wiedział.

    Następnie mag skierował dłoń na ścianę obok - natychmiast coś na jej powierzchni strzeliło. Prostym gestem poprowadził zjawisko w stronę sklepienia areny, centralnie nad przeciwnikiem, orając je dość głęboko. Przypominało to trochę toczenie śnieżnaj kuli na bałwana. Uformowana z odłamków duża, lodowa bryła, pokryta była wystającymi kolcami. Natychmiast zaczęła szybko spadać na nieumarłego.

    Jego ostatnim ruchem było posłanie w stronę przeciwnika żółtej sfery. Miała za zadanie utworzyć plątaninę grubej pajęczyny, która znacznie krępowała ruchy. W połączeniu z panującym mrozem, natychmiast by zamarzła, uniemożliwiając je praktycznie całkowicie.

    - W istocie - odpowiedział na słowa nieumarłego z lekko wymuszonym spokojem. Jednak nie dało się ukryć ciężkiego oddechu.

  11. Arevar, słysząc bardzo charakterystyczne huczenie ognia, wychylił się zza muru. Dostrzegłszy po chwili lecące w jego stronę kule niebieskiego ognia, stanął na równe nogi.

    Po chwili namysłu, objął magią ściany areny razem ze swoim lodowym blokiem i zaczął odłupywać od nich niewielkie fragmenty, choć w masowych ilościach. Zaczął ostrzeliwać kule lodowym gradem, a te, jedna po drugiej, eksplodowały niebieskim ogniem. Choć były jeszcze zbyt daleko, by zadać czarodziejowi poważniejsze obrażenia, on i tak poczuł kilka fal gorąca.

    Po chwili wstrzymał ostrzał, by sprawdzić, ile jeszcze kul leciało w jego stronę. Poza tym nie chciał zbytnio zniszczyć konstrukcji samej areny. Zostały trzy kule.

    Postanowił trzymane jeszcze, odłupane już fragmenty posłać w pewien punkt. W punkt, z którego przed chwilą wystartowały kule ognia.

    Wyniszczony poprzednim działaniem maga, lodowy mur został z trudem uniesiony, a następnie ciśniętny z bezwładem przez arenę, wprost na kule. Dało się usłyszeć trzy kolejne eksplozje.

    Arevar odetchnął lekko. Całkiem nieźle sobie z tym poradził, a do tego niedawne wrzaski przeciwnika nawet nieco go rozbawiły.

    Postanowił tym razem ograniczyć się do czegoś prostego. Wyciągnąl rękę przed siebie, z wyprostowanymi palcami wskazującym i środkowym. Wystrzeliło z nich kilka długich, zielonych smug. Leciały z dość dużą prędkością w stronę Rexa.

    Następnie, korzystając z okazji, rzucił na podłoże wokół siebie trzy runy.

  12. Arevar zaczął znów się denerwować, sytuacja skomplikowała się. Kusznicy - bełty niemal na pewno były zbyt szybkie, by na bieżąco móc się przed nimi obronić. Przez mgłę ich skrywającą byłoby to jeszcze trudniejsze. No i jeszcze pociski.

    "Sprowadzanie" pomyślał, widząc, jak często jego przeciwnik posługuje się tą szkołą. Osobiście niezbyt za nią przepadał.

    Wracając do obecnej sytuacji - był niemal przekonany, że jego przeciwnicy go widzą, pomimo mgły. On jednak, mimo największy wysiłków, nie mógł dostrzec nic.

    Przeciągłym ruchem lewej ręki wywołał w bliskiej odległości od siebie ukośny strumień silnego wiatru, mającego za zadanie zmianę toru lotu bełtów.

    Utrzymując czar jedną ręką, w drugiej uformował kilka niewielkich, lodowych odłamków.

    Kiedy mógł wreszcie dojrzeć nadlatujące pociski przeciwnika, posłał wprost ku nim własne, tak, by uderzyły pod kątem, z jak największą siłą. Ostatecznie w stronę Arevara poleciało co najwyżej kilka drobin lodu - większa część pocisków została skierowana zupełnie gdzie indziej. Z przenikliwym chrupnięciem, rozprysnęły się przy zderzeniu ze ścianą.

    Zaraz potem usłyszał świst. Po nim drugi. Arevar z początku nie wierzył we własne szczęście - bełty przeleciały ledwie parę centymetrów od niego, wbijając się w ścianę za nim. Albo strumień wiatru był za słaby, albo to te kusze były takie silne.

    Wiedząc, że ma chwilę, zanim nieumarli przeładują, oddalił się jak tylko mógł od mgły. Ruchem obu rąk wysunął z podłoża gruby, zakrzywiony, lodowy mur, wysoki na jakieś półtora metra. Czarodziej przyklęknął, chowając się za nim całkowicie. Był już całkiem nieźle zmęczony, tutaj choć przez chwilę odetchnie.

    Jednak w głowie zaświtał mu jeszcze jeden pomysł. W jego dłoni błysnęła mała, świecąca właściwie na biało sfera. Z każdą chwilą powiększała się, iskrząc i strzelając promykami światła. Kiedy osiągnęła już jakieś 15 cm średnicy, była zbyt niestabilna na dalsze dokładanie energii. Cisnął ją z całej siły we mgłę.

    "Tylko czekać" pomyślał ciężko zdyszany teraz mag. "O proszę, jest" dodał po chwili, zauważając snop bardzo jasnego, ciepłego światła dobiegający zza jego okopu.

    Światło, energia pozytywna, ogień. Nieumarli byli na te rzeczy niezwykle wrażliwi.

  13. Jedną z rzeczy, które zauważył Arevar, było to, że Rex co jakiś czas po prostu się odzywał - w przeciwieństwie do niego. Nieumarły okazywał się być milszy od niego samego. A może to tylko zmyła? Choć mimo to, nie zaszkodziłoby lekko się wyluzować.

    "Ciekawe, kurde, jak..." odpowiedział w myślach, widząc szarżującego templariusza w ciężkim pancerzu i toporem bojowym w dłoni. Musiał działać.

    Niemal w ostatniej chwili wykonał odskok po ukosie - w tył i w lewo. Zaraz potem skierował dłoń na zostawione uprzednio pęknięcie w podłożu, dostarczając mu energii. Wzniósł dłoń w prostym geście w górę, a z pęknięcia pionowo wystrzelił jaskrawożółty pocisk. Było już prawie za późno, templariusz już wychodził znad pęknięcia.

    Nieumarły został brutalnie porażony zaklęciem, wznosząc się bezwładnie na parę metrów w górę. Wylądował z głuchym łomotem, sparaliżowany. Teraz już praktycznie nieszkodliwy.

    - Teraz ty - powiedział, postanawiając wycofać się do obrony. Przeszedł jeszcze trochę w bok, niechętny, by stracić za bardzo przywołańca z oczu. Wzniósł ręce do położenia defensywnego.

  14. Arevar lekko zdziwł się, że templariusz przyhamował. Był pewien, że się na niego rzuci. Jednak był przygotowany i na to. Właściwie, to mu ułatwiło zadanie.

    Skóra czarodzieja zaczęła lekko zielenieć, szczególnie w okolicy gardła. Kiedy po chwili był już gotowy do rzutu, zrobił krok wprzód. "Stin" - wypowiedział całkiem głośno, wysyłając z ust, razem z falami dźwiękowymi, dwie, malutkie, ciemnozielone sfery. Jego skóra wróciła do normalnego odcienia.

    Kule poruszały się bardzo szybko, templariusz nie miał szans, by ich uniknąć. Trafiając w dzierżony przez niego topór, przekazały mu mnóstwo energii mechanicznej. Wystrzelił z rąk nieumarłego, a po chwili bardzo szybko wirując, leciał wprost na przeciwnika stojącego dalej.

  15. - Bądź i ty! - odrzekł, lekko drżącym głosem. - Zachowaj jednak rękawicę! Mnie się nie przyda - odparł, bardzo niechętny, by choćby dotknąć rzeczonego przedmiotu. A nuż to pułapka? - Jestem Arevar - powiedział. - I niech pojedynek się zacznie! - To nieuniknione. W końcu musi zacząć walczyć.

    Z łomoczącym wciąż sercem, wykonał krótki zamach prawą ręką, czym wprawił powietrze w ruch, posyłając na silnym wietrze rękawicę z powrotem do przeciwnika. Zaraz potem wziął zamach lewą ręką, która zaczęła lekko lśnić na purpurowo. Z wyprostowanym ramieniem zrobił obrót wokół własnej osi, a kiedy lśniący punkt znalazł się z powrotem w początkowym położeniu, oderwał się. Fioletowy pocisk leciał w stronę przeciwnika po delikatnym łuku, zostawiając za sobą ledwo zauważalną smugę.

    Leciał ze stosunkowo niewielką prędkością. Czarodziej chciał tylko sprawdzić, z kim ma do czynienia. Odetchnął wewnętrznie, widząc, że rzucił czar całkiem celnie.

    W czasie rzucania zaklęcia, prawie niezauważalnie podniósł, a następnie opuścił piętę. Na podłożu pojawiły się malutkie, lekko lśniące pęknięcia.

    W tym momencie Arevar zaczął się zastanawiać. Co wiedział o nieumarłych? Na co były szczególnie wrażliwe, a na co odporne? Jak ten konkretny osobnik się zachowa? Czy był wystarczająco ruchliwy, by skutecznie unikać ataków, mimo ciężkiego opancerzenia?

×
×
  • Utwórz nowe...