Ta zabawa jest świetna, więc wrzucę inny sen dla Jej Słonecznej Wysokości Celestii...
Celestia pamiętała jak z furią krzyczała na swoją siostrę. Jak mogła zrobić coś tak głupiego? Owszem, była chora ale dobrze wiedziała, że nie opuszczenie Księżyca nawet na jedną dobą przywoła ukryte w kucykach demony. Pamiętała jak w czasie wrzasku starała się ignorować uczucie podnoszącej się temperatury. Krzycząc dawała upust swojej codziennej frustracji magazynowanej setkami lat, kiedy to musiała być miłą i odpowiedzialną władczynią. W słowach pełnych złości wygarnęła jej wszystko co myślała. I nagle poczuła, że podoba jej się to... i to ją zgubiło. Stała się Lightmare Sun. Pamiętała jak Luna wezwała Mane6, jak Twilight z oczami pełnymi łez skierowała moc Elementów na nią, jej mentorkę...!
Teraz tkwiła na tym oślepiającym słońcu. Podłoże nie paliło jej, ale było nieprzyjemnie lepkie, na dodatek było oślepiająco jasno. Patrzyła ze swojego więzienia na odległą planetę, gdzie była Equestria. Ogarniała ją panika za każdym razem gdy myślała, że przyjdzie jej tu spędzić, kto wie, może nawet 1000 lat. Na Księżycu przynajmniej panował spokój, można było się skupić, wypocząć. Tutaj natomiast ciągle słychać było szum, małe wybuchy, hałas żyjącego Słońca. Im dłużej tu tkwiła tym bardziej nienawidziła swojego CM, nienawidziła siebie, zaczynała nawet nienawidzić Twilight. Wyobrażała sobie, że gdy powróci, zapanuje wieczny dzień, Ci którzy są odpowiedzialni za jej wygnanie spotka zasłużona kara, że...
Celestia obudziła się spocona. Wstała, wyszła z pokoju i cichu pokłusowała do pokoju swojej młodszej siostry, mając nadzieję poczekać na nią aż przyjdzie pora wznieść słońce.
Sen. To był tylko sen...