Skocz do zawartości

Voltiur2

Brony
  • Zawartość

    108
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Voltiur2

  1. [Viktor]

     

    <Siadam naprzeciw Spring Love i uśmiecham się lekko. Z sakwy wyciągam kieliszek i nalewam sobie lampkę wina, spoglądając na młodą klacz i upijam mały łyk.>

    -Może zechcesz mi powiedzieć po co jej szukacie i właściwie co chcecie osiągnąć? Bo podróż na północ raczej będzie mało przyjemna, zwłaszcza, że Hardshell kiepsko znosi arktyczne mrozy. Zresztą nie tylko on, a fakt że rzuciłaś się dla niej w to miejsce bez jakiegokolwiek przygotowania. Świadczy o twojej silnej determinacji w znalezieniu jej, albo młodzieńczej głupocie.

  2. [Viktor]

     

    -Spokojnie podmieńcu. 

    <Spojrzałem na Hardschell'a z lekką dysaprobatą.>

    -Nie unoś się tak bo jeszcze żyłka ci pęknie...

    <Spoglądam na skaczącą dookoła nas kalacz, unosząc jedną brew.>

    -Rzadko chyba patrzysz na swoich sąsiadów, droga Pani. Zresztą nie ważne..

    <Zreflektowałem się.>

    -Miło panią poznać, a przynajmniej miejmy taką nadzieję. Nazywam się Viktor Hark i nie koniecznie szukam Olivi, tak dla uściślenia mej obecności z nimi..

    <Spoglądam na granatowego skoczka.>

    -Może skoro już nas tak Pani wita, to może opowie nam coś o tym miejscu, jak i o monumencie, który tu stoi? 

    <-Jeśli ta niebieska nie skończy skakać, jak opętana... to nam oczy wylecą z orbit!

    -Wiem, królową etykiety to ona nie zostanie...>

  3. [Viktor]

     

    -Hmm a myślałem, że spotkanie waszego duetu jest już dziwne...

    <Wskazuję kopytem na miasteczko.>

    -Jednak to chyba was przebija w swej nietypowości.

    <Idę powoli za Hardschelem i Spring, wioska sama w sobie jest dziwna przez posąg, który się w niej znajduje, nie mówiąc już o mieszkańcach, dlatego zachowuję czujność, by w razie kłopotów uratować swoją skórę.>

  4. Viktor

     

    - Ech... Wreszcie miejsce gdzie będzie można się odrobinę ogrzać.

    <Wymamrotał znudzony czarodziej brnąc przez śnieg.>

    - Panno Spring Love. Czego dokładnie szukamy w tym miejscu i po co tego czegoś lub kogoś szukamy? To tu ma być ta klacz, którą nazwaliście Olivią?

    <Czarodziej spojrzał w kierunku wioski i oglądał jej świąteczny wystrój, brodząc dalej.

    -Albo jesteśmy w innym wymiarze czasowym, albo już minęło lato i straciliśmy gdzieś kilka miesięcy życia.

    -Oj narzekasz... Przecież lubiłeś święta.

    -Właśnie lubiłem...>

  5. <Pewnym siebie krokiem przemierzałem salę, pełną dostojników różnej maści. Mimo iż był to bankiet wszyscy zachowywali się na swój sposób dziwnie. Atmosfera była dla mnie dość ciężka i niespotykana. Nie przy tego typu przyjęciach, na których powinno się śmiać i zaciskać więzy, by nie doprowadzić do konfliktu. " Jednak cóż ja prost Ziemianin mogę o tym wiedzieć?" Powiedziałem sam do siebie w umyśle. Z uśmiechem numer pięć na ustach, siadam w wyznaczonym dla mej osoby miejscu. Nie czekając na czyjekolwiek pozwolenie, zaspokajam swoje potrzeby kulinarne w tutejszych potrawach i alkoholu, który od pewnego czasu pozwalał mi się odprężyć i w miarę możliwości zwiększał moją komunikatywność. Jednak nie zamierzam się upić niczym czerwono armista idący na Berlin. Raczej degustuję alkohol, rozkoszują się jego bukietem smakowym, próbując przy tym ignorować smętną atmosferę, która zapanowała w tym miejscu.>

  6. Viktor

    - Brrr... Zimno, że rób może odpaść.

    <Jęknął pod nosem czarodziej, gdy ocknął się z osobistego letargu. Spoglądając w stronę podpitego podmieńca.>

    - Jak się czujesz wielkokucu? Dasz radę iść? Bo wyglądasz, jakbyś miał mieć zaburzoną percepcję ruchowo poznawczą, a ja nie mam zamiaru cię dźwigać do miasta. Wiesz ... plecy już nie te co kiedyś.

     

     

  7. <Syknąłem z bólu kiedy monstrum przygniotło mnie do ziemi. Sytuacja nie umożliwiała mi zbyt wielu opcji, a do głowy przychodziła mi tylko jedna myśl "Czekać na rozwój wydarzeń.">

    -Ehh ... całe życie z debilami.

    <Wyjąkałem patrząc kątem oka w stronę prezesa, a przynajmniej próbując.>

  8. - Eeee

    <Wyjęczałem, a oczy miałem wytrzeszczone do granic możliwości. Wystrzeliłem zatruty pocisk w leżące ciało po czym zwróciłem się do prezesa.>

    - Nic tu po nas. Radzę wiać i zbombardować ten las napalmem.

    <Obracam się na piecie i opuszczam polanę w taktycznym odwrocie.> 

  9. - Zgadza się, drogi Panie.

    <Powiedziałem idąc za Wijem.>

    - Dziękuję Panie Wiju. Dzięki Pana pomocy będziemy mogli stworzyć lepszy Świat, dla przyszłych pokoleń. 

    < Idę pewnym i swobodnym krokiem w las, nie wykonując żadnych podejrzanych ruchów, które mogły by zaprzepaścić świetlaną przyszłość.>

  10. < Spoglądam na prezesa z lekką pogardą w oczach i  robiąc krok w jego stronę. Zwracam się do niego szeptem.>

    - Uczestniczyłbym w rozmowie, gdyby Pan nie odgrywał takiej mizernej szopki dyplomatycznej. 

    <Obracam się w stronę Wija i jego podopiecznych.>

    -Ze względu iż przybyli do nas nowi rozmówcy. Pozwoli Pan, że przedstawię się raz jeszcze.

    < Patrząc na nowych przybyszy z lasu, odzywam się ciepłym i miłym dla ucha tonem, a na mojej twarzy widnieje ciepły uśmiech.>

    - Witam szanowne Państwo. Nazywam się Maximilian Blend. Zapewne każdy z was zastanawia się dlaczego dziś, mam zaszczyt przemawiać do was. Jak już wcześniej było dane mi powiedzieć przybyliśmy tu, aby porozmawiać o naszej przyszłości. Waszej przyszłości! Za dużo zostało popełnionych błędów zwłaszcza z naszej strony, jeśli nie tylko z naszej. Przez tak wiele lat byliśmy zaślepieni w swój postęp, że nasza wewnętrzna pycha sprawiła niezliczoną ilość cierpień, wszystkiemu co żywe wokół nas samych.  Jednak może w końcu sami dojrzeliśmy do tego, aby to dostrzec?

    <Podczas swojej początkowej fazy przemowy, przechadzam się w naturalny sposób, aby wyglądał to tak, jak bym robił to zawsze.Patrzę w stronę prezesa i daję mu ukryty znak, mrugnięciem oka, aby poparł moje słowa. Przybieram taką postawę ciała, aby nikt nie widział tego gestu.>

    - Panie Wiju i szlachetni zgromadzeni. Zdaję sobie sprawę, że słowa, które tu wypowiadam mogą wydawać się kuriozalne, ale nie są.

    <Spokojnym i delikatnym ruchem dłoni wskazuję na dziewczynę, która jako pierwsza podeszła do Wija.>

    - Nie chciałbym, aby przez błędy przodków cierpiały młode pokolenia ludzi, które chciały by żyć w zgodzie.

    <Patrzę na Wija, przechadzając się cały czas po tej samej trasie, robiąc kilka kroczków w jedną i drugą stronę.>

    - Jak słusznie Pan zauważył. Nasz postęp powoduje wiele nieprzyjemności, chorób, a nawet śmierci. Jednak wierzę, że jest nadzieja i jest nią Pan oraz Pana przyjaciele.

    <Wskazuję ręką w stronę miasta, jak i po sobie i prezesie.>

    -Wielu z nas zapomniało o tym, jak ważnym aspektem jest żyć w zgodzie z naturą. Jednak dziś chcielibyśmy prosić was o pomoc, w powrocie na właściwą ścieżkę, aby postęp który osiągnęliśmy w swej pysze. Przestał być niszczycielem, a zaczął iść nie nad naturą ale w zgodzie z nią i dla niej. 

  11. <"O ja pier..." - pomyślałem słysząc prezesa i jego mało dyplomatyczne słowa. Tylko profesjonalne podejście do sprawy, pozwoliło mi zachować neutralną twarz i zapobiegło zbieraniu zębów z ziemi.>

    - Szanowni Panowie.  Proponuję, abyśmy zaczęli to spotkanie od początku. Wszak przybyliśmy tu, aby rozmawiać o naszej przyszłości, która jest zależna od obu stron. Czy nie dość już przelaliśmy między sobą krwi? 

    <Robię krok w stronę mężczyzny, który wyszedł nam na powitanie.>

    - Proszę o wybaczenie. Mój towarzysz, jest w gorącej wodzie kąpany. Jednak zapewniam Pana, że nikt z nas nie przybył tu, aby szerzyć kolejne ziarna ślepej nienawiści. Zależy nam na dialogu i wspólnym porozumieniu, które będzie korzystne dla nas wszystkich i zapewni bezpieczną przyszłość przyszłym pokoleniom. Nikt z nas przecież nie chce, aby nasze dzieci musiały odpowiadać za błędy popełnione przez ich przodków.

    <Wyciągam rękę w stronę mężczyzny, a na mej twarzy gości szczery i przyjacielski uśmiech.>

    - Pozwoli Pan, że się przedstawię. Maximilian Blend. 

    <"Błagam, tylko już się nie odzywaj ... narwańcu z za długim jęzorem! Nie tak!" przeszło mi przez głowę, kiedy stałem naprzeciw człowieka z lasu.> 

  12. <Z lekkim grymasem niechęci, podnoszę się z wygodnego siedziska i ruszam za prezesem.>

    -Raczej dbajmy o bezpieczną i świetlaną przyszłość dla przyszłych pokoleń. W imię jedynej słusznej idei, jaką jest postęp.

    < "Ciekawe czy ktoś stoi ci nad głową, że się tak spieszysz, czy raczej jesteś w gorącej wodzie kąpany" pomyślałem podążając za barczystym mężczyzną.>  

  13. -Wasz zapał jest godny podziwu.

    <Skwitowałem grupę towarzyszących mi mężczyzna.>

    -Chęć do szybkiego działania jest zrozumiała ale może ona obrócić się przeciwko nam. Zgadzam się oczywiście na podjęcie się tego działania. 

    <Spoglądam w oczy prezesa.>

    -Dziękuję za miłe słowa oraz zaufanie w moje umiejętności przemawiania. Jednak uważam, że musimy najpierw ustalić kilka kluczowych spraw. Odpowiedzieć sobie na pytanie co mamy im zaproponować, aby w ogóle zechcieli mnie wysłuchać. Poza tym pozostaje kwestia eliminacji naszego celu. Proponował bym użyć polonu, trochę czasu trwa nim cel odejdzie w lepsze miejsce, ale możemy być pewni, że te dzikusy nie będą w stanie go odratować.

    <Popijam odrobinę trunku ze szklanki, aby zebrać myśli i dać trochę czasu rozmówcą na przemyślenia.>

    - Tu rodzi się nam następne pytanie. Mianowicie jak podać mu truciznę? Wydaje mi się, że najbardziej odpowiednim sposobem będzie wykorzystanie techniki stosowanej przez dawnych agentów KGB. Kojarzą szanowni Panowie przypadek eliminacji, jednego z celów, za pomocą tak prostego przedmiotu jakim jest parasolka? Wydaje mi się, że moglibyśmy uczynić to samo. Wszak niezmiernie trudno będzie dodać coś do napitku naszych gości. Teraz poruszę kolejną ważną sprawę, co z planem awaryjnym? Przecież życie jest pełne niespodzianek i nigdy nie wiadomo z czym się spotkamy, wśród tych ekoterrorystów.

  14. "Och jak słodko! Ktoś odrobił lekcje! Szkoda tylko, że niezbyt dokładnie ..." pomyślałem patrząc z wieloznacznym uśmiechem na swojego rozmówcę. Odpaliłem papierosa i dolałem sobie trunku do szklanki.>

    -Pytanie kiedy mamy wyruszyć jest niezwykle istotne. Jednak mnie bardziej interesuje jakimi środkami będzie dane nam dysponować, aby pozbyć się tego problemu. Wnioskując z Pana wypowiedzi, budżet na tę operację nie jest mały, ale wciąż nie na tyle duży by rzucić w tamto miejsce kilka bomb. 

    <Opieram się wygodnie i potrząsając lekko drinkiem tworzę wir, w który patrzę jakby od niechcenia.>

    -Przede wszystkim wypada określić dokładny cel naszego zadania. Czego Pan oczekuje? Zwiadu i rozpoznania, a może mamy się tam udać pod przykrywką dyplomatyczną i poczęstować gościa wesołym cukierkiem. Wyjechać z świadomościom, że ten ekolog będzie umierał w męczarniach przez najbliższe siedem dni?

    <Unoszę szklankę do ust i upijam z niej drobny łyk napoju, po czym zaciągam się papierosem, wypuszczając kółka utworzone z dymu.>

×
×
  • Utwórz nowe...