Odcinek zaczął się wizytą w zamku Twilight i reaktywacją mapy przez Mane6 wraz ze Starlight. Efekt tego było bezbłędny. Chwila po tym, Pinkie zaczyna prawdopodobnie spojlerować przyszłe misje po Equestrii, w tym dzisiejszą w Canterlot z udziałem jej i Rarity. Biała klacz jest dosyć często brana pod celownik. Mam nadzieję, że przyszłe misje będą bez niej, nich się inni wykażą. Przychodząc do Canterlot miałem nadzieję zobaczyć różnorakie restauracje. Wszystkie okazały się jednak monotonne, identyczne, które wznosiły tyle co sprzedawanie grochu za gruby hajs. Aż miałem wątpliwości, czy czasem nie oglądam "Kuchenne Rewolucje". Jak wkrótce się okazało, nie wiele się myliłem. Wizyta Zesty Gourmand'a w hinduskiej restauracji ukazała, że takie osoby jak Magda Gessler nie prawa bytu w naszych opiniach. Każdy z nas posiada inny gust, co oznacza, że należy polegać na własnym mniemaniu w ocenie, a nie ślepo patrzeć na kogoś ważnego. Jeśli głębiej popatrzymy w morał odcinka, to możemy wywnioskować, czy warto iść za globalizacją, gdzie wszystko jest takie same, czy podążać swoją drogą, pozostając przy własnych tradycjach.
Jedynie co tak naprawdę nasze klacze miały dokonać, to pogodzić zwaśnione strony, jakimi był ojciec i jego córka. Nie ma nic lepszego niż wspólne domowe obiady.
W dzisiejszym świecie trudno o oryginalność, jednak Rarity po raz kolejny dokonuje błąd, a Pinkie zna odpowiedź od samego początku. Nic niezwykłego.
Dziwi mnie fakt, że Pinkie przyciągnęła mniej klientów niż Rarity bez trików. Widocznie dama to prawdziwa ikona reklam niż zwyczajne chwyty marketingowe.
Klimat hinduskiej restauracji, design postaci i piosenka "It's Gonna Work" były obłędne jak na pierwszą połowę sezonu. To chyba pierwsza nuta posiadająca powtórzenie animacji w refrenie.
W odcinku możemy jeszcze spotkać:
Spojlery Pinkie:
Jako, że odcinek oglądało się przyjemnie i sympatycznie, dam ocenę: 8/10