Skocz do zawartości

Arekeen

Brony
  • Zawartość

    180
  • Rejestracja

Posty napisane przez Arekeen

  1. 7 godzin temu UziSlasherBass napisał:

    Ale gimby i tak nie znają bo sa tacy co myślą ze nostromo to planeta na której żyją xD btw ale która część ? hjehje

     

      Pokaż ukrytą zawartość

    jeff-the-killer-go-to-smile-my-little-po

    Beware, bo cię zadziwię! Jestem pełnoprawnym gimnazjalistą i mam to w papierach. (nie, nie gimbusem. Gimbus to taki autobus...) Mimo wszystko obejrzałem większość części Obcego. Te z 1990 i niżej też.

    Z resztą jestem fanem staroci, więc u mnie nawet Armia Ciemności ma swój czas antenowy :V.

     

    Spoiler

    86315d7595cc2c02404934b010723691.jpg

     

    • +1 1
  2. - Rozumiem - powiedział Rusek drapiąc się po brodzie. Nie chciał zastanawiać się nad tą częścią z technologią i okultyzmem. Wiedział, że jest na to po prostu za głupi. Zastanowił się za to nad liczbą żołnierzy. Bo, mówiąc szczerze, była ona mierna. Mimo wszystko szanse na wygrane nie są zerowe. Są znikome.

  3. - Da, pytania zawsze jakieś się znajdą - powiedział Rusek z uśmiechem. "Rozmiary..." - Czy to, czym zabiłaś bestię jest jedyną bronią przeciw nim? - zapytał się mimo dręczącej myśli o "rozmiarach...". To pytanie nurtowało go niemiłosiernie. Gdyby mieć dobry zespół mogący zabijać najeźdźców w każdym kraju, straty dałoby się prosto zminimalizować.

  4. - Kiedyś zdarzyło mi się topić koty, ale ucinać ogony... Możemy spróbować - powiedział niby zamyślony Rusek.  Szczerze powiedziawszy nie czuł żadnego urazu do Matt'a, chociaż ten żart z niedźwiedziami go zabolał. Bardzo. Wiedział doskonale, że Rosja została przetrzebiona z ludności. W końcu ten kraj nadaje się teraz tylko na miano gruzowiska, w którym trzeba walczyć o przetrwanie. Mimo wszystko NIEZWYKLE nie spodobało mu się to porównanie, jakkolwiek prawdziwe by się ono nie okazało. Markov był człowiekiem po przejściach, mało go w życiu zaskakiwało. Ogólnie miał o sobie mniemanie mięsa armatniego, a wszelkie obrazy w jego stronę spływały po nim jak po kaczce. Jednak nie podobała mu się obraza jego kraju. Widział w nim zgliszcza i pogorzeliska. Głodował i chorował w nim. Raz nawet niemalże umarł w jego obronie. Można by powiedzieć, że był patriotą. Paradoksalnym, ale jednak. - Amerykaninie, wjechałeś właśnie niedźwiedziem na cienki lód. Polecam się stamtąd wyczołgać, dopóki nie pękł.

  5. - Chęć przeżycia objawia się eliminowaniem zagrożenia przy odniesieniu jak najmniejszych strat własnych. Nie chowanie się za czyimiś plecami z modlitwą, aby czasem nie przegrać - powiedział Markov z lekkim, aczkolwiek niewidocznym zdenerwowaniem. "Ten gostek pierdoli jak po wódce do ściany..." Potem zwrócił się do nowej członkini zespołu. - Czołem, Protasij Markov jestem - powiedział podając dłoń. Nie przejął się zbytnio faktem o terroryzmie... "Ale niech tylko zabrudzi kartkę, którą daję na starcie..."

  6. Markov spojrzał na Jakuba wypuszczając powietrze po solidnym wdechu.

    - Wiesz, każdego da się wytrenować na żołnierza. Dzieciaka, kryminalistę, inwalidę, a nawet tchórza. Wystarczą tylko odpowiednie metody i motywacja. - Protasij zwrócił się w kierunku Matthew'a. - Nie masz czasem czegoś do ochrony? Żadnego przywiązania do otaczającego cię świata, który teraz trzyma się na ślinie? Może zemsta? Abo chociaż zwykła chęć przeżycia? Obca rasa atakuje twój dom, a ty spierdalasz? 

    Rosjanin nie był zły za tchórzostwo kompana. Był jedynie lekko zmartwiony brakiem motywacji. Każdy jest zdolny do zrobienia czegoś pożytecznego. Jakikolwiek by nie był.

  7. Rosjanin spojrzał na rozmówcę.

    - Nie potrzebny? Chcesz spierdalać w nieskończoność, czy walczyć, jak to robią żołnierze? Jeżeli to pierwsze, to powodzenia życzę - powiedział. Zdziwił się lekko brakiem chęci rywalizacji z jednostką o lepszych umiejętnościach. Mowa tu o Nicoli. W jego jednostce każdy walczył z kimś innym we wszystkim. Tam nie było skarżeń, że ktoś jest gorszy. Jeżeli odstawał umiejętnościami, robił wszystko, aby dorównać, a nawet przewyższyć swojego przeciwnika. Nawet w staniu na pizgawie w samych majtkach.

  8. Rusek patrzył na widowisko marsową miną. "Jednak można je zabić." - pomyślał.

    - Zmiana planów chłopaki, dzisiaj przeżyjemy - powiedział. Nie był to ton tryskający szczęściem... -No, ale widzę, że szklarz to tutaj zawód pożądany - dopowiedział wracając do zwyczajowego uśmiechu.

  9. Rusek wchodząc do ciężarówki pomachał potworkowi.

    - Może następnym razem stary - powiedział z uśmiechem, po czym siadł na swoje miejsce. - No to tyle było z tej bazy panowie. Ile, pół dnia, może, i już rozpierdol? Im się chyba nudzi - stwierdził z ciągłym uśmiechem. - A już miałem zacząć szukać siłowni.

  10. - A chuj ich tam wie - powiedział machając ręką. - Wiem tyle, co Ty. Z domysłów, jeżeli szukają tylko ludu z odpowiednimi korzeniami, to akcja musi być z nimi związana. Mimo wszystko jestem tylko prostym żołnierzem, który czeka na rozkaz mający posłać go na śmierć. Nie znam się na przewidywaniu, jedynie zabijaniu. Co do naszej Miss Krokietowic, nie możesz wiedzieć, czy jest spokojna. Niektórzy ludzie po prostu nie dają po sobie poznać, że mają problemy. - Rusek podrapał się po brodzie. - Prowadziłeś wykład w takim wieku? Ja pierdole, człowieku. Ja w twoim się po ściekach chowałem, żeby nie dostać szybkiej kulki w łeb - zaśmiał się, jak z dobrego żartu, po czym przeleciał wzrokiem po okolicy. - No to jest kurwa smutne. Gdzie jakieś wprowadzenie i testy sprawdzające? Nie te na przodka, a zwykłe, fizyczne. Żądam poprawnego wcielenia do wojska... - powiedział pół-żartem.

  11. - Pierwszy dzień i już chcesz spierdalać? - zapytał się Rusek szczerząc zęby. Przysiadł się do rozmówcy. - Trochę cierpliwości. Szczerze powiedziawszy wybierając się tutaj spodziewałem się czegoś zupełnie innego, niż zastałem. Spodziewałem się prawdziwego wojska, w którym termin "dzień wolny" istnieje tylko w opowieściach, żarcie jest ohydne, a pole do ćwiczeń daje w kość. Zastałem bieg z plecakiem, który sam w sobie ciężki nie był i zajebiste żarcie, który w mojej jednostce było jedynie mokrym snem głodujących wojów - tu przerwał i wciągnął powietrze. - Nawet powietrze jest lepsze. Nie śmierdzi potem i chęcią jebnięcia twarzą w śnieg, by nie słuchać porannej tyrady. Mimo wszystko trzeba czekać. - Markov ziewnął soczyście. - Nie wiem, w jakiej sytuacji się znajdujesz, ale rozumiem ogół. Każdy ma swoje ukryte motywy, które go zżerają. - Rusek zamlaskał marszcząc brwi. - Co zrobisz po ucieczce? Jesteśmy gdzieś w środku Wypizdowia Wielkiego, które jest niezłym paradoksem szczerze mówiąc. Tam, gdzie dorastałem było szaro i ponuro. Może to przez gruzy i pył? - zapytał z uśmiechem. Nie miał złego nastawienia do przeszłości. Co było, to było. Tego się nie zmieni. - Tu zaś jest tak... kolorowiej. Chociaż może mi się tylko wydawać przez lepsze warunki.

    "Nie mówiąc o tym, że narwani, młodzi ludzie przeważnie giną pierwsi" - pomyślał.

  12. Rusek podczas biegu wokół pasu startowego zauważył startujący odrzutowiec z Nicole w środku. "Do svidaniya" - pomyślał. W pewnym momencie zauważył siedzącego Jakuba. Z braku lepszych rzeczy do roboty podbiegł do niego z małym uśmiechem.

    - Coś się dzieje towariszu? Wyglądasz na nieźle podminowanego - powiedział z uśmiechem. W jego jednostce żart z podminowaniem był dosyć sławny z powodu pola minowego, które było mistrzem w swoim fachu i niszczyło przyjemność z każdych ćwiczeń bojowych.

  13. Rosjanin spojrzał zdziwiony na wychodzącego Polaka, ale nic nie powiedział. Rozumiał sytuację i wiedział, że w Polsce nie ma lekko. Wzruszył tylko ramionami i spojrzał na talerz. Była to prawdopodobnie jedna z lepszych rzeczy, jaką widział na tym świecie. Mając na wspomnieniu swoich towarzyszy, którzy znając życie głodowali i lali się o ciepłą wodę na surowej pizgawie wysoko w Uralu, uśmiechnął się tylko. "Niech wam fortuna sprzyja" - pomyślał, po czym spałaszował całą miskę. 

    Jadł szybko i bez większych manier. Żołnierzowi nie były one potrzebne. Miał zabijać, nie podcierać sobie tyłek na salonach. Po skończonym posiłku beknął solidnie i mruknął "Niech pójdzie w lepsze ręce", po czym wstał i, łapiąc w chodzie piwo wyszedł z kantyny. Otworzył szybko trunek w drodze na zewnątrz, po czym wziął łyka.

    "Szczyny. Witam w Nie-Mateczce-Rosji. Nawet w tak biedne strefy wojskowe, jak moja dawna dawali lepsze procenty." Mimo wszystko pił dalej. Czasy są zbyt ciężkie, aby wybrzydzać.

    Planował jeszcze trochę pobiegać. Nie był przyzwyczajony do "wolnego dnia", nie w jego jednostce.

  14. Rosjanin idąc z załogą zauważył swój język na tabliczkach. "Normalnie duma narodu." Po wejściu do kantyny poczuł niemalże nieznany zapach żarcia, po którym nie trzeba było powstrzymywać wymiotów. Uważał to jednak za zły znak. Jeżeli da się rozpieścić, zmięknie. Tacy żołnierze to jedynie kule u nóg.

    - Rozkaz, pani szefowo - powiedział do Nicole, po czym usiadł przy najbliższym stoliku. Zaczął wystukiwać palcami sobie tylko znaną melodię.

  15. Imię: Protasij (Protazy)

     

    Nazwisko: Markov

     

    Wiek: 31 l.

     

    Płeć: M.

     

    Narodowość: Rosjanin

     

    Miejsce Zamieszkania: Коряжма (Koryazhma)

     

    Przodek: Albert Einstein

    Spoiler

    tumblr_mesa5pONu71ro82i1o1_1280.jpg

    Wygląd:

    Spoiler

    3ab2eeb884e433f1ee2ee56f32c1ad01.jpg

    Broń:

    Spoiler

    gravhand.png

    Rękawice grawitacyjne noszone na rękach (Daa…) działają na zasadzie wyrównania poziomu siły ciężkości z poziomem siły grawitacji tworząc bańkę anty-grawitacyjną dookoła celu. Przedmiot jest zdolny do trzymania w bańce ciężaru trzy razy większego od siły właściciela. Oznacza to tyle, że przy używaniu rękawic, na celu mającym trzydzieści kilogramów, właściciel odczuje wagę jedynie dziesięciu kilogramów. Przedmiot kieruje swoją energię we wiązce. Maszyna jest przydatna, jeżeli cel znajdzie się w odrębie dziesięciu metrów od niej, dalej nie sięga. Właściciel, dzięki pomocy urządzenia, zdolny jest do przemieszczania swego celu, lecz wtedy stanie się on cięższy na dwie/trzecie oryginalnej wartości wagi pomiotu (z 10kg. na 20kg.). W przypadku wystąpienia usterki mechanicznej (potencjalnego wybuchu) prosimy niezwłocznie wstawić się do kostnicy. (~Ikea)

  16. -No panie i panowie, my w rozterce a cel nie poczeka. Mam jedno pytanie. Zastopować ciężarówkę? - zapytał się Walker. Był niemal pewien, że zdoła zatrzymać cel. W taki, lub inny sposób. Przy dobrych wiatrach zestrzeli kierowcę lub koło wozu. Na wojnie robił to niejednokrotnie, teraz też da radę. Miał nadzieję.

  17. ((No każdy gadu gadu a plan to tylko Clocky podała :V))

     

    - Mogę robić za wabik - powiedział Walker sprawdzając, czy broń jest w pełni naładowana, a on ma przy sobie wystarczająco dużo amunicji. Jako posiadacz niemieckiego Gewehr'a myślał, że raczej powinien dać sobie radę z wywołaniem małej bitwy. Może nawet pośle paru do piachu. Pocieszał się myślą, że jako weteran, który przetrwał wielką wojnę od początku do końca ma przewagę doświadczenia nad wrogiem, ale każdy żołnierz dobrze wie, że jedna losowo wystrzelona kula może odmienić los bitwy. Na wojnie właśnie los pociskami kieruje.

×
×
  • Utwórz nowe...