Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. - Och, świetnie żeś się obudził, wręcz idealnie - Odparł, wracając do stołu, przy którym to wcześniej siedział z resztą. Tym razem jednak wybrał krzesło, które zdecydowanie było najdalej od schodów. - Nie ominie cię walka z duchem, mój drogi. Bo widzisz, poszliśmy sobie z krasnalem zbadać jakiś od lat zamknięty strych, no i jak się okazało, tam straszy. I to nie tak że jakoś tak wiesz, leciutko straszy, czy takie jakieś pierdoły, co to to nie! Tam zalęgło się jakieś potężne, wszechmocne bydlę, więc Torn poleciał po Albrechta, by dowiedzieć się, czy może on nie zna kogoś, kto by potrafił wypędzić tego demona. - Wampir nawet nie zwracał uwagi na to, czy to brzmiało absurdalnie czy nie. Tak było i koniec, albo uwierzy, albo pójdzie sprawdzić i sam się przekona. Oczywiście zdecydowanie to odradzał. - No, mniej więcej tyle. A co tam u ciebie, złociutki? Szumi w bani? Sucho w mordzie? Rzyganie?
  2. - Zostanę! Tak, zostanę! - Błyskawicznie odpowiedział. - Ty wiesz gdzie on się kręci, to znajdziesz go szybciej niż ja, no i pewnie jak go poprosisz by przyszedł, to przyjdzie. Ja bym pewnie musiał strzępić język i tłumaczyć o co chodzi, a wiesz, czas nagli. Wampir złapał krasnoluda za ramiona, po czym zaczął go prowadzić do drzwi. - No a poza tym wiesz, jeżeli coś mnie tu zaatakuje, to jako wampir powinienem dłużej wytrzymać od krasnoluda. Tak gdzieś... jakieś dwie sekundy dłużej, wiesz o co chodzi nie? - Mówił, na siłę próbując jakoś rozluźnić swój ton głosu, mimo iż ze strachu wciąż drżał. - Także ty idź szybciutko po pomoc, a ja tu sobie ładnie grzecznie poczekam, przypilnuję, te sprawy, heh. Najwyżej jak coś się stanie to rzucę Meera na przynętę i gdzieś się zbunkruję.
  3. - Ja? Skoro ty nikogo takiego nie znasz, to tym bardziej ja! To ty zawsze byłeś bardziej społeczny niż ja. Od naszych też nie znam nikogo, kto by znał kogoś, kto by znał takiego speca od demonów. A nawet gdybym znał, to i tak nie mogę tam wrócić! Może moja wampirza koleżanka by kogoś takiego znała, ale zanim się z nią spotkam, to kto wie co tu się może wydarzyć! Niestety, Pete nie znał kogoś, kto mógłby się tą sprawą zająć, ani kogoś, kto by znał kogoś, kto by to zrobił. - Meer też odpada. W tym stanie to nawet nie zrozumie co tu się dzieje. Na sabacie... cóż, nawet gdybym kogoś takiego poznał, to bym go teraz w życiu nie znalazł. A ten twój koleżka z doków? Ludzie z tamtych okolic często posiadają jakieś ciekawe informacje.
  4. Kiedy obydwoje wydostali się z tego nawiedzonego pomieszczenia, Pete poczuł taką ulgę, jakby wydostał się z wora, zanurzonego w wodzie. Oparł dłonie o kolana, pochylił się, i zaczął głęboko oddychać. O ile obydwoje mieli jakieś doświadczenie co do walki z wampirami, tak o próbie przegnania jakichś nadnaturalnych, paranormalnych cosiów nie mieli absolutnie żadnego pojęcia. - Ja pier... ja pier... - Sapał głośno i ciężko. Słysząc, że Torn znowu chce tam wejść, wampir nawet nie miał siły go złapać. Na szczęście nie musiał. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby tam wejść jeszcze raz. - Całe życie przeznaczone na walkę z krwiożerczymi bestiami, a wymiękliśmy przy jakimś opętanym kocie, kurwa jego mać! - Wyrzucił z siebie ówcześnie tłumioną złość. Dobrze że nikt tego nie widział. Dwóch rosłych chłopów, wystraszeni jak dzieci, czający się przed wejściem na pozornie pusty strych. Komedia. - Wiem tylko tyle, że potrzebny nam tu jakiś profesjonalista! Zwykłe egzorcyzmy i święte symbole tutaj chyba nie wystarczą. Jakiś... kurwa szaman, czy coś.
  5. Wystraszonego chłopaka błyskawicznie naszła pewna myśl. Jeżeli ktoś nie chciał, by ktokolwiek wlazł na strych, wystarczyłoby tylko zamknąć drzwi na klucz, a ten wypieprzyć. Ale skoro te drzwi jeszcze zaryglowano łańcuchem, oznaczało to że prawdopodobnie było zupełnie odwrotnie. Ktoś nie chciał... by to z tego strychu ktoś (bądź coś) się wydostało. Wampir powolutku zaczął cofać rękę od kufra, jednocześnie równie powoli stawiając krok w tył. Oczy miał wytrzeszczone, zęby zaciśnięte, a dupę spiętą. - Kur...wa... - Wyszeptał, chcąc jak najszybciej uciec od tego demonicznego truchła kota. Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że przez zmumifikowanego kocura mało co by mu serce nie wyskoczyło, prawdopodobnie aż osmarkałby się ze śmiechu. Lecz teraz zdecydowanie do śmiechu mu nie było. - Dobra, Torn. Nie ma wstydu w wykonaniu starego, dobrego taktycznego odwrotu, co właśnie teraz proponuję zrobić! - Mówił półszeptem, mając na myśli, że jak tylko podniesie głos, to wydarzy się coś złego. Cofał się nadal, nie odrywając wzroku od kici, na której widok jego strach cały czas wzrastał.
  6. - Wow, ten strych naprawdę długo nie był odwiedzany - Skomentował cały ten przebrzydły syf, przy którym nawet parter tego przybytku prezentował się dość nieźle. Ilość kurzu która się uniosła była na tyle duża, że wampir aż zaczął kasłać. - Kurzu tyle że można się udusić, szczurze gówienka, a ten kot? Mumifikować sierściucha tylko po to, by tak go zostawić? Coś mi się wydaje, Torn, że złota może i tu nie znajdziemy, ale możliwe że ukrywa się tu coś równie, jak nie bardziej ciekawego od złota Pete wykonał dwa solidne kroki w głąb strychu. Cały czas zakrywał twarz, by chociaż trochę uchronić swoje drogi oddechowe przed tym parszywym kurzem. Jeżeli krasnolud tak bardzo pragnął bogactwa, to gdzież się mogło znajdować, jak nie w kufrze? - Dalej, otwórzmy te skrzynie, i spójrzmy co też tam ciekawego się w nich znajduje - Zaproponował, niepewnie patrząc się na zwłoki kota. Wydawał mu się strasznie nie na miejscu.
  7. Chłopak podszedł do krasnoluda, położył mu dłoń na ramieniu i życzliwie się uśmiechnął. - Widzisz, my, wampiry, jesteśmy stworzeniami nocnymi - W gruncie rzeczy to nie spodziewał się, że będzie musiał mu wytłumaczyć tak oczywistą oczywistość. - Więc tak, w środku nocy! Po wysłuchaniu wszystkich opcji, wampir z zadowolenia klasnął w dłonie. - Świetnie! Nic tak nie pogłębia przyjacielskich więzów, jak wspólne wywarzanie drzwi! My pójdziemy zwiedzić sobie zamknięty strych, a tamten chrapiący pijak po obudzeniu pójdzie grzecznie porąbać te ławy i krzesła. W końcu nic tak nie leczy kaca, jak ciężka praca fizyczna z samego rana Wampir, zdecydowanie bardziej pobudzony niż Torn, udał się w kierunku strychu, ale zatrzymał się w połowie schodów. - A jak Meer będzie się opierać... to wmówimy mu że po pijaku porozpieprzał te wszystkie meble... i jak ich nie pociacha, to buli. Ha!
  8. - Aaaa, takie buty! - Pomieszczenie wypełniło cwaniacki rechot Pete'a. Oparł się nieco mocniej na oparci, założył nogę na nogę, i gapił się na krasnoluda w dość dominujący sposób. - Zamiast wziąć się kuźwa do roboty, to lepiej sobie przytankować, co? Ja cię nie poganiam, bracie, ale lojalnie ostrzegam, weź ty się za robotę, bo za tydzień to ta rudera może się rozlecieć! Wampir chlusnął sobie swoją resztkę rozcieńczonego wina, po czym stuknął kuflem o blat, na znak że osuszył do końca. Wstał, rozciągnął się, strzelił kośćmi, a potem w zamysłach zaczął dłubać w zębach. - Zrobiłbym... coś. Ale nie wiem co. Jakieś pomysły oprócz sprzątania? Bo na sprzątanie jakoś nie mam ochoty. Nie żebym kiedykolwiek miał, heh.
  9. - Po pierwsze, mój ty malutki przyjacielu, trzeba tutaj po-sprzą-tać! - Wyrecytował mu to bardzo dokładnie. Nie ma co się brać za usprawnienia, jeżeli w środku wala się syf. - Przecież widzisz co tu się dzieje, chciałeś mieć karczmę, masz składowisko śmieci. Trzeba to wszystko ładnie uporządkować, większość wypieprzyć, a gdy zrobi nam się dość sporo przestrzeni, wtedy będziemy mogli zająć się projektowaniem wnętrza. A te materace? Czemu one tu są? - Wskazał na nie, oraz na śpiącego w najlepsze Meera, który był tak zbombiony, że prawie co było widać wydychany przez niego alkohol. - Śmietnisko i noclegownia dla pijanych kumpli. Jeżeli coś z tym nie zrobimy, to raczej nie długo nacieszysz się tą miejscówką.
  10. - A spróbuj mi tylko! - Ryknął, wcześniej jeszcze dławiąc się winem które pił. - Spróbuj mi tylko gnoju gdzieś to posadzić, to rozpieprzę całą okolicę! Stary, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak to przebrzydle śmierdzi! Podmiejskie kanały to przy tym badylu sklep z perfumami... Tak jak wcześniej niezbyt rozumiał działania czarnego bzu na wampiry, tak teraz nie rozumiał jeszcze bardziej. - Dlaczego ten kwiatuszek w ogóle tak działa na wampiry, co? Co w nim takiego jest, że dla nas śmierdzi to jak miesięczne gnijące zwłoki, zanurzone w szambie?
  11. Pete uniósł dłoń. - Chwila, czekaj, stop. Za szybko tymi pytaniami rzucasz. - Widział, że po wspomnieniu o byciu obserwowanym, jego mózg zaczął zapieprzać szybciej, niż nawet krasnoludzki mózg był w stanie. - Nie mam pojęcia ilu jest ich w mieście. Znam tylko swoją opiekunkę, no i tego twojego koleżkę. - Tutaj specjalnie nie wspominał o całej tej karczmie dla wampirów. To że niespecjalnie mu się tam podobało, nie oznaczało to że zacznie teraz wszystkich paplać, kto tam przesiaduje. - Z tego co pamiętam, to my zabijaliśmy tylko takie młode, świeże podlotki, jak ja. Tylko że oni mordowali bez opamiętania, a na to by te dobre wampiry nie pozwoliły. Więc spokojnie, walczyliśmy tylko z tymi złymi... chyba. Wampir zastanowił się chwilę, kiedy ostatnio strzelił sobie nieco krwi. A to było prawdopodobnie wtedy w siedzibie łowców, osuszył tego osiłka, co to potem jego truchło alchemikom sprzedał. A to było przed sabatem. - Cóż, wystarczy mi chyba do jutra. Zresztą i tak będę musiał się z kimś spotkać, więc może... zjem na mieście, heh - Odparł nieco nerwowo.
  12. - Powiem ci szczerze, popieprzone to wszystko. Aktualnie zapewne tylko wampiry wiedzą, że tu jestem. Albo zaraz się dowiedzą. Z tego co mi powiedziała moja tak zwana opiekunka, jestem stale przez kogoś obserwowany. - Chłopak uznał, że będzie ze swoim kumplem szczery. W końcu miał prawo wiedzieć takie rzeczy, skoro przyjął go pod swój dach. - Chociaż szczerze powiedziawszy to wątpię, by któryś z nich tu przylazł. Bo to ja mam chodzić do nich. Jeżeli ktoś by tu jednak przyszedł, to zapewne po to by mnie gdzieś zabrać. Nikt tu nie przyjdzie, by pogryźć ci klientelę. Wampir złapał za kufel. Rozcieńczone wino to był strzał w dziesiątkę. Słabe i orzeźwiające. - Bo widzisz, chłopie. Jak się okazało, wampiry mają jakąś własną, gatunkową wojenkę. Z jednej strony są te, które specjalnie ludziom nie wadzą, a z drugiej te, które ludzi zmieniają w wampiry, albo osuszają ich do czysta. No i całe szczęście, mnie dorwały te pierwsze. I zanosi się na to, że prędzej czy później będę tłukł się z tymi drugimi. - Zrobił dość dużego łyka, przy okazji jeszcze płucząc usta napitkiem. - Gdy byłem człowiekiem wszystko było prostsze! Widzisz wampira, bij wampira! A teraz? Bij złe wampiry, dobre nie bij. Gdyby oni się chociaż jakoś różnili, ale nie! Ten i ten blady, ten i ten ma kły. Pete brzmiał na wyjątkowo niepocieszonego. Najpierw zmiana w wampira, potem został wciągnięty w tą całą grę, potem jeszcze jego bracia i siostry z cechu łowców też go chcą wykorzystać. A przecież był tylko prostym łowcą wampirów. Nie znosił ich, to ich zwalczał. Tyle. To wszystko spieprzyło się wyjątkowo za szybko. - Czekaj czekaj. Torn, przecież to jest w końcu karczma. Tutaj zawsze ktoś cie będzie odwiedzał...
  13. Na propozycję kolejeczki krasnoludzkiego rumu, wampirem wzdrygnęło. Jeszcze nie zapomniał o smrodzie czarnego bzu, a jakby doprawił to jeszcze śmierdzącym, bardzo mocnym alkoholem, z całą pewnością by się zerzygał. - Wino! Wina, wina! Tamtego nie chcę, bo chyba mnie powykręca do reszty. A najlepiej jakbyś mit o wino rozcieńczył z wodą. To że jestem wampirem nie oznacza że mogę wlewać w siebie tyle alkoholu ile chcę.. ale z drugiej strony nie chcę też tak siedzieć o suchym pysku, nie? Czyli ten lokal był spadkiem po ciotce. Nie ma co ukrywać, nie był to dość dobry spadek. Nie oznaczało to jednak, że nie da się tego jako tako ogarnąć. Oczywiście trochę to zajmie, robota na jedną noc to to nie była. Zresztą, po wszystkich było widać, że nie mają siły i chęci na sprzątanie. Zwłaszcza Meer. - Mówiłeś że ten budynek jest nawiedzony? - Po chwili przypomniał sobie że Torn o tym wspominał. - Ciekawe. Jeśli to prawda, jeżeli bronił tego miejsca przed złodziejami, a tobie nie robi nic... to może ten duch to ktoś z twojej rodziny?
  14. Bardzo korciło, aby powiedzieć krasnoludowi, że ci tak zwani krwiopijce i pijawki chodzą do porządnych karczm, a nie do takiego śmietniska. Ale skoro dopiero co go udobruchał, to lepiej mu już nie dokuczać. Na razie, ma się rozumieć. - Kimnę się kimnę, ale później - Odparł, po czym podszedł do pierwszego lepszego krzesła, które miało cztery nogi, by na nim przysiąść. - To może opowiesz mi, jak to się stało, żeś wlazł w posiadanie tej... tego budyneczku? Dostałeś w spadku, kupiłeś, wygrałeś w karty czy sprałeś poprzedniego właściciela na kwaśne jabłko. I dlaczego do cholery tutaj jest taki burdel? Za wiele klientów to tutaj nie przyjdzie. Góra tacy, co to będzie ich stać na jedno, wodniste piwo. No, i tych co lubią robić problemy.
  15. Krzyk krasnoluda sprawiał, że chłopak odsuwał głowę do tyłu, bardziej i bardziej. Już miał zacząć się tłumaczyć, jednak Torn o dziwo się zgodził. - Och... no i git! - Odparł uradowany. Cały Torn. Pokrzyczy, pomarudzi, ponarzeka, a koniec końców i tak się zgodzi. - No już nie denerwuj się tak karze... mordeczko. Przecież my w końcu ziomki, nie? Na dobre i na złe. - Wampir rozłożył ręce. - No chodź, kartofelku. Uściskaj na zgodę swojego druha!
  16. Kiedy już pożegnali się z nie-łowcą, Pete odetchnął ciężko. - Torn... - Brzmiał teraz jak zbity pies, który skamlał przed domem, aby właściciel go wpuścił. Czyli jak się okazało, został Azorem. - Mógłbym na czas nieokreślony zaszyć się w twojej karczmie? Dzisiaj się dowiedziałem, że powrót do twierdzy łowców nie wchodzi w grę, a nie znam nikogo innego, kto by mi dał dach nad głową. Bardzo proszę? Będę już dla ciebie miły... mogę też pomóc ci nieco ogarnąć ten przybytek, by ludzie po wejściu wiedzieli że wleźli do karczmy, a nie do zagraconego magazynu. Co ty na to? - Jeżeli to nie przekona krasnoluda, to Pete nie będzie mógł zaoferować niczego więcej, a pieniędzy na kolejną flaszkę już nie miał.
  17. Wampir szedł za resztą, nie odzywając się. Łeb wpatrzony w ziemię. Był zły i obrażony na wszystko i wszystkich, razem z sobą. Ręce trzymał za sobą. Wytrzeć dłonie o tego pijaka nie było trudno, zwłaszcza że ta moczymorda nawet nie była w stanie by stawić opór. Niestety, ten parszywy smród pozostał. Nie spodziewał się, że pierwszą porażką jaką poniesie, jako wampir, będzie przegrana z jakąś cholerną rośliną! A zapewne to dopiero początek, na pewno odkryje jeszcze nie jedną ciekawą rzecz, która w jakiś sposób będzie miała na niego wpływ. Byleby tylko tak nie cuchnęło. Nie pozostawało już raczej nic innego, jak tylko pójść spać i zakończyć ten parszywy dzień. Byleby tylko przestać myśleć o tym poniżeniu.
  18. - Meer, cho tu! - Chłopak doskoczył do pijanego śmieszka, po czym zaczął wycierać ręce o jego ubranie. Wciąż rzucał kurwami, a jeżeli ten cholerny krasnolud się nie przymknie, to rzuci i nim. - Co się dzieje? Nic się nie dzieje! Czarny bez odstrasza wampiry, i mogę to potwierdzić. Wracajmy, bo zaraz kogoś obrzygam - Tutaj oczywiście zerknął na Torna.
  19. Było takie pewne zajęcie, którym zajmowali się nowi, niedoświadczeni łowcy wampirów. Było to spryskiwanie okolicy twierdzy olejem z czarnego bzu. Pete nie mógł zrozumieć po co... Aż do dzisiaj... - O JA PIER... - Jęczał, zakrywając nos i usta. Kiedyś nie zwracał specjalnej uwagi na ten zapach, ale teraz śmierdziało to gorzej niż gówno i mocznik, wymieszany z wymiocinami. Podbiegł do krzaka, po czym zaczął go rwać, własnymi rękoma. Wyrywał kwiaty i łodygi, a wszystko to rzucał w kierunku Torna. - DLACZEGO... TO... TAK... CUCHNIE!! - Darł się, oczywiście dodając przy tym słowa na k. Gdziekolwiek tylko mógł. A dlaczego ten łowca, i ten drugi ex-łowca byli cicho? A zwłaszcza ten kurdupel? Skoro spędzał czas w tych stronach, musiał chyba wiedzieć że gdzieś rośnie to gówno? - To dlatego nic nie gadałeś, tak? Gnoju ty, kurduplu ty? Na złość mi chciałeś zrobić, tak? - Zrzucał winę na swojego niższego przyjaciela. - Ja się zemszczę, zobaczysz ty! Gnoju, parszywcu. Zobaczysz!
  20. Kiedy już cała czwórka opuściła tą tak zwaną karczmę, Pete skupił się na obraniu drogi. Według jego obliczeń było to gdzieś mniej więcej w środku miasta. A przecież oni byli w porcie. Nie dość że wyczuwał ten smród z tak daleka, to jeszcze potrafił go wyłapać mimo tych portowych zapaszków. Coraz bardziej do niego dochodziło, jaki zajebisty się stawał. Najlepsze, że był wampirem z jakieś 3 dni. Na samą myśl, jak potężny mógł się stać, miał ochotę spuścić komuś łomot. I raczej nic dziwnego, że miał na myśli Torna. Już miał ruszyć za zapachem, gdy zatrzymał się w pół kroku. Odwrócił się do krasnoluda i zaczął głupkowato rechotać. - Jaki głupi, nawet wampira od wilkołaka odróżnić nie potrafi! - Odparł irytująco. - Jak załatwimy tą sprawę to może znajdę ci jakiegoś Azora. Chociaż pewnie jak zobaczy twoją obrośniętą mordę to ucieknie gdzie go łapy poniosą.
  21. - Zeżre? Daj spokój! Od niego tak niemiłosiernie cuchnie alkoholem, że aż wszystko od niego będzie uciekać! Z Meerem będziemy tak bezpieczni, jak jeszcze nigdy dotąd! Zapowiadała się bardzo ciekawa, nocna eskapada. - Tylko po trunki? Chopie! Z tymi trunkami to my pójdziemy szturmować burdel! A pijani łowcy wampirów mają bardzo duże szanse aby zostać obsłużonym za darmo! Albo... albo wylecieć na zbity pysk. Ale raczej to pierwsze! Tak! No, to ruszamy. Im szybciej zlokalizujemy to źródło smrodu, tym lepiej. Ta mieszanka zapachów jest obrzydliwa, nie powinna istnieć. - Wampir poszedł do Meera i Albrechta, i wziął tego pierwszego pod rękę. - Zachowuj się ładnie, Meer. Jeżeli wszystko pójdzie jak po maśle, to w nagrodę przepłyniemy rzekę. Na kurwich dupach!
  22. - Widzisz, ty prosty krasnoludzie. Osoby które używają mózgu w takiej sytuacji... po prostu zadają pytanie - Ton jego głosy zrobił się bardzo profesorski. Wciąż nie mógł odpuścić, by trochę Torna podkurwić. Uwielbiał to. - Meer! Idziesz z nami pobawić się w detektywów, czy zostajesz? - Z jednej strony lepiej by został. Taki schlany robił złą reputację jego cechowi, będzie głośny i prawdopodobnie będzie go trzeba taszczyć. Ale z drugiej strony, pijany łowca nie boi się niczego, a jak będzie trzeba z czymś się bić, to i pierwszy poleci. Więc na pewno byłby dobrą przynętą...
  23. - Ja ci dam... - Zacisnął dłoń i już miał wdać się w potyczki z krasnoludem, kiedy już po raz któryś dzisiaj coś bestialsko zaatakowało jego węch. Mogło to chyba nawet zdobyć nagrodę na najgorszy smród, jaki dzisiaj czuł. - Czujecie to? Coś niewyobrażalnie cuchnie... i to o dziwo nie jest Torn - Odezwał się, wystawiając nos za drzwi. Zauważył nawet, że był mniej więcej zdolny ocenić, jak daleko to było. Bo gdyby źródło tego smrodu byłoby blisko, prawdopodobnie by się zrzygał. I zrobiłby to na krasnoluda, a tak żeby mu dopiec. - Rozkład... coś jakby korzenie... cytryny? To zdecydowanie nie są zapaszki portu. Ekipa, idziemy to obadać?
  24. - Kurwa mać! Ja już wszystko rozumiem! - Ryknął. - Jesteście rasisty! Rasisty jedne! Bo jak wampir to już gorszy, tak? Że jak wampirowi gorąco to zaraz dojdzie do zapłonu i się... i się spali, tak?! Teraz co? Wcześniej mordeczki a teraz się będziecie nabijać z biednego Pete'a, tak? To wy jesteście tu potworami, nie ja! Nie trzeba było nawet się specjalnie wysilić, by wyczuć w ciężkim głosie wampira ten "teatralny smutek". - Widzicie? Bierzcie przykład z Meera. Siedzi sobie ładnie, nie chce innych oblewać wodą, nie wie co się odpierdala. Taki to ma dobrze! Zaraz potem chłopak wycofał się do drzwi. Mimo całej tej szopki, wciąż nie zapomniał o tej parszywej duchocie, więc napływ powietrza to było to, o czym teraz marzył. Stanął obok Torna, ale tak, by nie stać w drzwiach. Od czasu tej informacji, co to niby cały czas jest obserwowany, powoli zaczynał wpadać w jakąś paranoję. - Proszę być tu dla mnie miłym bo... bo gryźć będę! A ja żem tera wąpierz, to jak się wgryzę, to nie puszczę!
  25. Prawdę powiedziawszy, Pete nie miał teraz zielonego pojęcia, co tu się właśnie wyprawiało. Najpierw gapił się na Albrechta. Gdy ten gdzieś pobiegł, przeniósł nieogarniający wzrok na Torna, a gdy portowiec wrócił, wampir nieco skulił się i wystawił ręce. - Hola hola hola!! - Wrzasnął. - Co jest? Co wy wyprawiacie? Co ja, palę się gdzieś? - Zaczął oglądać swoje ubranie. No przecież nigdzie się nie palił. Powolnymi kroczkami zaczął się cofać. - Wam nigdy po alkoholu się gorąco nie zrobiło? Przecież to nie dlatego że jestem wampirem do cholery! Wczoraj chlałem... albo ćpałem... albo i to i to na raz, i nic mi nie było! Szlag!
×
×
  • Utwórz nowe...