-Nie, lepiej już po nie pójdę.
Jak zwykle to robiłem ulatniałem się tak że nawet nikt tego nie zobaczył. Poszedłem w wyznaczonym kierunku, w końcu doszedłem do tych skalnych wzniesień. Zacząłem się rozglądać czy nikogo nie ma wokół mnie, nie było nikogo obcego.
- Idiota! Gamoń! Głupiec!- zacząłem krzyczeć na samego siebie, po chwili wyczarowałem kościany sztylet i zacząłem ciąć swoje nogi- Ty idioto!- trochę to czasu mi zajęło ale w końcu poderznołem sobie gardło chociaż wiedziałem że na minute znowu będę cały, zdrowy, bez ran i żywy