Skocz do zawartości

Fallout Equestria [duosesja] [tymczasowo zamknięta z powodów osobistych graczy]


kapi

Recommended Posts

Był piękny spokojny poranek. Wielkie czerwone słońce wznosiło się właśnie nad wielkimi stepowymi równinami. Nocne zwierzęta umykały przed potwornym żarem bijącym od tej potężnej kuli ognia. Chowały się w gdzieniegdzie szklisty i stopiony piach, ryjąc głęboko swe korytarze. Te rośliny, które były dość odporne by przetrwać silne promieniowanie i brak wody wystawiały swe kolorowe liście na słońce. Tutejsze stepy zachwycały swą zmiennością krajobrazu, gdyż nocą bogaciły się we fluorescencyjne trawy, a w dzień mieniły się większą roślinnością, o wszystkich kolorach tęczy. Niejeden wędrowiec, który chciał podziwiać widoki zabłądził w tej plątaninie barw, albo umarł od promieniowania. Na skraju tego pięknego choć niedostępnego miejsca, znajdowała się mała mieścinka. Dumny szyld przed wejściem do niej, jeszcze z czasów przedwojennych, ogłaszał "Witamy w River Island". Podobno najstarsi mieszkańcy opowiadali historie swych dziadków, gdy jeszcze kuce zjeżdżały tu do pięknego kurortu wypoczynkowego, położonego pośrodku wielkich rozwidlających się rzek, gdzie teraz rozciągały się stepy. Rzeczywiście miasteczko przypominało stary kurort. Gdzieniegdzie na ulicach stały stare, często podziurawione zielono białe parasolki. Część z nich została wbudowana w małe domki, które powstały już w obecnych czasach. Po ulicach czasami walały się lodziarki, czy inne stare sprzęty wypoczynkowe, ograbione ze wszystkiego poza kolorową farbą. Miasto prawie nie miało murów ani ogrodzeń. W koło nie rosły ani drzewa, ani inne obiecujące pod tym względem rośliny. W centrum stało kilka większych domów zbudowanych z betonu za dawnych czasów. Największy, który był pozostałością hotelu miał wielką dziurę w dachu i na tarasie widokowym, załataną resztkami samochodów i innym złomem. Pęknięcia w ścianach świadczyły, że budynek oberwał bombą. Przy hotelu mieściły się: sklep i domek szeryfa. Sam stróż prawa często przesiadywał na werandzie w bujanym fotelu, paląc fajkę. Na nosie miał wielkie okrągłe okulary, a wiek jego można by podejrzewać powoli dochodził do stu lat. Długa broda ciągnęła się do ziemi, a w kaburze brakowało mu nawet rewolweru. Jedynie złota, pogięta gwiazda szeryfa i stary skórzany kapelusz świadczyły o stanowisku. W sklepie na wystawie można było znaleźć przeróżne rzeczy od kolorowych butelek i starych pamiątek, przez inne wyroby ze szkła, w których najwyraźniej tutejszy właściciel się specjalizował, aż po broń dla zainteresowanych.  Samo miasto wyglądało niepozornie, jednak cieszyło się wyjątkową popularnością. W hotelu zwykle był komplet, a w okół często koczowały gromady kucy w namiotach. River Island posiadało bowiem wyjątkową fontannę, stojącą na środku głównego placu. Stepami ciągnęła podziemna rzeka, która wymywała fragmenty napromieniowanej gleby. To ona zasilała fontannę, a  świetle słońca i księżyca pierwiastki ze stepu osiągały nieprawdopodobne właściwości - mieniły się wieloma kolorami. Ponieważ fontanna była duża i korzystała z energii wytrysku wody, poprzez nieprzepuszczalną warstwę gleby, toteż do dziś działała. Na dodatek podziemne promieniowanie było na tyle słabe, że woda z fontanny była jednym z lepszych źródeł wody pitnej w okolicy. Często więc do miasta zjeżdżali się kupcy i turyści aby napić się i zabrać trochę wspaniałej wody, która nawet w butelkach przy świetle słońca, czy księżyca świeciła. Miasto pobierało cło za wywóz wody, przez co bogaciło się. Jego jedyną obroną przed złodziejami wody byli inni mieszkańcy i przybysze, którzy sami nie chcieli, aby ktoś kradł wodę za darmo. Mniejsze bandy bandytów nie zapuszczały się w tę okolicę, wbrew temu, że szeryf był stary jak ta fontanna.

 

Do tej mieścinki przybył wraz ze świtem samotny ogier. Był dość obładowany podróżnymi rzeczami, a na głowie nosił kowbojski kapelusz. Przy pasie dyndał swobodnie Colt, a na plecach Winchester. Ogier usłyszał niedawno o tej mieścince i zapragnął ujrzeć wspaniałą wodę, w końcu każdemu należy się odpoczynek. Jemu i tak było obojętnie, gdzie pójdzie, gdyż wszędzie napotykał na niesprawiedliwość, którą chciał tępić. W mieście nikt go nie sprawdził, choć powitały go oczy wielu wędrowców z różnych stron Equestrii. Ogier udał się do hotelu, gdzie mieścił się bar i inne usługi dla podróżnych. Co ciekawe na zapleczu był również mały warsztacik z całkiem dobrym wyposażeniem. Zgodnie z tym co powiedział mu jeden z miejscowych właśnie hotelarz prowadzi prace budowlane, aby dokopać się do rzeki i zbudować młyn wodny, w czym pomaga mu burmistrz. Warsztat zasilany wodą ewidentnie nie był codziennością na spustoszonych ziemiach postapokaliptycznej Equestrii. Wild Steed udał się do hotelu, przechodząc przez plac z fontanną. Niestety zobaczył tylko część wodnego pokazu, gdyż resztę zasłaniały wszechobecne kuce. Co pomysłowsi wchodzili na wózki, czy sami przynosili sobie rusztowania i zasłaniali wszystkim z tyłu. Ogier pomyślał, że musi tu przyjść raz jeszcze o porze, gdy tłum będzie mniejszy. Wild dostał się do hotelu. Panował tam zaduch, gdyż okna były wyłożone kolorowymi płachtami kartonu i papieru, nadając wnętrzu rozmaite, ciekawe świetlne zabarwienie. Większość mebli, poza stołami wykonano ze szkła, przez co światło tym bardziej się odbijało i emanowało na wszystkie strony. Efekt psuły dziury po kulach w zasłonach, ale mimo to całość robiła ogromne wrażenie. Tłumaczyłoby to nawałnice gości. Nie było prawie gdzie usiąść, a klacze obsługujące klientów nie nadążały z przynoszeniem napojów i trunków. Za dużą ladą stał dość masywny ciemnobrązowy ogier, który nalewał i szykował drinki, uważnie obserwując całe pomieszczenie. Wild dostrzegł, że za jego fartuchem znajduje się pokaźna ilość oręża, którego ogier raczej potrafił używać. Wskazywało na to parę dziur w fartuchu, które wyglądały jakby były zrobione od środka, a nie od zewnątrz. Na ścianie, obok wejścia wielkimi schodami, wyłożonymi już zniszczonym czerwonym dywanem, znajdowały się poroża, czaszki i inne dziwne części ciała jakiś zwierząt, które najprawdopodobniej zamieszkiwały tutejszy step. Wrażenie robiła szczęka jakiegoś pustynnego stawonoga, która miała około 2m szerokości i 1,5m wysokości. Głowy brakowało, ale same potężne przekształcone w ostrza czułki sprawiały ogromne wrażenie. Pod sufitem wisiały szklane lampy, które teraz były zgaszone. W środku panował olbrzymi hałas, tak ,że ledwo można było usłyszeć radio, puszczone na maksymalną głośność. Właśnie leciała znana z przedwojnia piosenka Saphire Shores. Wielu gości poderwało się do tańca, a niektórzy co bardziej pijani porywali kelnerki, nie raz rozlewając napoje. Hotelarz stojący za ladą uważnie przyglądał się każdemu z takich delikwentów, najpierw udając, że drapie się po brzuchu, a na prawdę szykując się do strzału, gdyby sprawy potoczyły się niepomyślnie dla jego pracownic, a później zapisując w małym kajeciku koszty rozlanych napoi, za które tancerze musieli oczywiście płacić. Wild usiadł w jedynym wolnym, jak mu się zdawało miejscu, obok niebiesko szarego ogiera z morską grzywą. Na Cutie Marku miał kapsel Nuka Coli i zdawał się dobrze bawić.

 

Cyka Fox przybył do tego miasta wczoraj i przenocował już jedną noc w hotelu. Właściciel sporo zdzierał, ale jemu po lekkim targowaniu odpuścił i zaoferował lepszą cenę. Ogier zdążył się rozejrzeć po okolicy i stwierdzić, że to bardzo dobre miejsce na mały handelek. Było dużo przejezdnych, sklep i właściciel - rzemieślnik, z którym można było poprowadzić interesy oraz wspaniała błyszcząca woda. Teraz jednak dopiero wstał i był trochę głodny. Czekał już dość długo na kelnerkę, dlatego ucieszył się, gdy dość młoda żółta klacz z białą, długą grzywą i uśmiechem na ustach podeszła do jego stolika, już chciał coś zamówić, gdy wbrew jego oczekiwaniom dziewczyna zwróciła się do jakiegoś przybysza o złotej maści, który przed chwilą się do niego dosiadł. Klacz spytała tego nowego kowboja, czy chce coś zamówić, ten zaczął się zastanawiać, a w Cyku wzbierała irytacja całą sytuacją, podsycana dodatkowo dość dokuczliwym głodem.

 

Tak jak we wszystkich pozostałych sesjach podczas prowadzenia dialogu czy spokojnej sytuacji, nie ma ograniczenia postów na gracza. Jest jedynie ograniczenie akcji bardziej zaawansowanych, ale to wiążę się z tym, że nie można zakładać, że jakaś trudna czynność się udała (np. obniżenie ceny z handlu) o takich rzeczach decyduje MG, czyli w tym przypadku jakimś cudem ja :crazy:. Jak dojdzie do walki wtedy jeden post na gracza. Akcje takie jak otwieranie niezabarykadowanych drzwi, czy gaszenie świeczki nie wymagają testu, więc nie musicie czekać w nich na moją odpowiedź i możecie kontynuować, zakładając, że się powiodły. Ta tak tytułem ogarnięcia i wyjaśnienia spraw ilości postów. Miłej gry życzę :pinkie:                

Edytowano przez kapi
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wild wchodząc do hotelu i zauważając różnokolorowe światła był z jednej strony zadowolony, z drugiej nieco zniesmaczony. Był to naprawdę piękny i niecodzienny widok, warty przebycia niemałego fragmentu Equestrii aby go ujrzeć. Z drugiej jednak strony zastanawiał się, jak szybko zacznie go od tego wszystkiego boleć głowa. Szczególnie, że wtórował temu niemały hałas gości oraz radia, do którego ogier nie był przyzwyczajony. Wolał raczej ciszę i spokój swej małej wioski oraz pustkowi, a jedyne źródło głośnych dźwięków do którego był przyzwyczajony, to broń i ładunki wybuchowe. Kiedy nagle wszyscy zerwali się do tańca zaczął się zastanawiać, co tu jest bardziej kolorowe, wnętrze pomieszczenia wypełnionego wielobarwnym światłem, czy tutejsi goście, pochodzący z różnych zakątków Equestrii, mających różne obyczaje i niemałą rozbieżność ilości alkoholu we krwi. W tym wszystkim rzucił mu się w oczy Hotelarz, stale trzymający kopyto przy schowanej za fartuchem broni. Nie tylko go to nie dziwiło, ale również nieco rozbawiło. Przypomniało mu to czasy, kiedy sam jako stróż prawa na widok nieznajomych luzował nieco broń, aby łatwiej było mu ją wyjąć z kabury. Jednorożec w końcu znalazł wolne miejsce przy, jak mu się na początku wydawało, wolnym stoliku. Przysiadł na nim, przypatrując się w tańczącą grupę i wynajdując kilka kucyków, które były potencjalnym zagrożeniem dla reszty. Kiedy podeszła do niego kelnerka pytając o zamówienie. Przerwał swą obserwację, aby zastanowić się na szybko nad zamówieniem, po czym dość krótko odpowiedział.

- Stek z gekona i butelkę Whiskey. - spojrzał na drugi koniec stołu, w końcu dostrzegając niebiesko szarego ogiera. Nie miał on nic na stole, więc domyślał się, że jeszcze nie zdążył nic zamówić. Albo po prostu czekał na zamówienie. Mimo wszystko uznał, że wypadało by zwrócić na niego uwagę kelnerki. - A pan chciałby coś zamówić czy już czeka na zamówienie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobało mu się tu, nie ukrywał tego. Miasteczko różniło się całkowicie od opustoszałych stepów jego rodzinnych okolic. Tętniło życiem, a to było to, co Cyka lubił najbardziej. "Ta roślinność... i piękne klacze" -rozmarzył się, zwracając uwagę na podchodzącą do jego stolika kelnerkę. "No, czas coś zjeść" -pomyślał, poczekał, aż białogrzywa klacz podejdzie do jego stolika. Ta jednak nie zwróciła się do niego, a to przybysza, który dopiero co się do niego dosiadł. Przyjrzał mu się. Złota sierść i kowbojski kapelusz. "Typowy wędrowiec" -pomyślał z irytacją, po czym zrezygnował i wsłuchał się w muzykę. Słyszał ją wielokrotnie -w końcu, Sapphire Shores była naprawdę dobrą piosenkarką, a ten akurat utwór leciał w co drugim barze, do którego trafiał. Przymknął oczy i zanurzył się w muzyce.

 

Nieoczekiwane pytanie gościa wyrwało go z rozmyśleń. Podniósł powoli powiekę, dyskretnie rozejrzał się wokół, czy pytanie aby napewno było skierowane do niego. Widząc jednak oczekujące spojrzenie ze strony ogiera i kelnerki, oparł się kopytami o stolik i obrzucił ich serdecznym uśmiechem.

-Dziękuję bardzo -rzekł do ogiera, po czym odchrząknął i zwrócił się w stronę kelnerki -A więc tak, poproszę... -przerwał aby chwilę się namyślić- Sianofrytki, Bizona po Stalliongradzku i butelkę Nuke Coli -gdy kelnerka zamierzała odejść, coś mu zaświtało -A, i to, co zamówił ten miły ogier, na mój koszt -rzucił gościowi uprzejmy uśmiech, po czym oparł się o siedzisko. "Niech zna moją hojność" -pomyślał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złoty jednorożec słysząc ostatnie zdanie nieznajomego zaśmiał się cicho. Było to dość niecodzienne zachowanie wobec obcego, którego szczerze nie spodziewał nawet w tak pozytywnie wyglądającym miejscu.

- Albo wygrałeś w jakiejś loterii, albo szukasz najemnika i chcesz zrobić dobre wrażenie, albo po prostu jesteś niezwykle dobrą i hojną osobą. Jeśli pierwsze, to gratuluję, jeśli drugie, to źle trafiłeś, jeśli trzecie to chwalić, bo na tych pustkowiach zdecydowanie za mało jest naprawdę dobrych kucyków. Ale nie powinienem w to wnikać, bo darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby... a darczyńcy winno się przedstawić. - wyciągnął kopyto w stronę drugiego ogiera - Nazywam się Wild Steed.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cyka, wciąz z tym samym uśmiechem na twarzy, przyjął i potrząsnął kopyto Wild'a.

-Cyka Fox, miło mi - uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym uśmiech znikł z jego twarzy- Co do pytania, nie, nie potrzebuje najemnika. Nie, nie wygrałem na loterii. I nie, nie należę na codzień do tych dobrych i hojnych. Mam dziś po prostu dobry humor, od kilku dni nie miałem z kim porozmawiać -ponownie uśmiech zagościł na jego twarzy- Widzę, że ty nie tutejszy. Z której Stajni pochodzisz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W takim razie to chyba mój szczęśliwy dzień. Może powinienem zagrać w karty, stałbym się milionerem - złoty ogier z uśmiechem rozsiadł się wygodniej na własnym krześle. On również dawno nie miał okazji do jakiejś przyjemnej rozmowy, więc chciał wykorzystać tę okazję. Choć ostatnie pytanie Fox'a nieco go zaskoczyło. - Owszem, nie jestem tutejszy, ale również nie pochodzę ze stajni. Ba, w życiu żadnej nie odwiedziłem. Większość mojego życia spędziłem w niewielkiej wiosce na północ od nowej Apellosy. Nie jest to stara osada, bo założona dwa pokolenia temu przez kucyki ze Stajni 45. Co po niektórzy wciąż mają stare stroje z tych schronów i Pipbucki - Wild podniósł swe kopyto, na którym znajdował się stary Pipbuck 3000, otarty i wgnieciony w wielu miejscach oraz z pękniętym ekranem. - Sam posiadam takie coś, choć uszkodzone i większość rzeczy w nim nie działa. Zresztą wciąż nie wierzę, że w ogóle coś działa, skoro został przygnieciony całym domem wraz z mym świętej pamięci dziadkiem - ogier umilkł na chwilę, wspominając swój stary dom. Na jego pyszczku pojawił się smutny wyraz, który zaraz zniknął za uśmiechem. - A skąd Ty pochodzisz jeśli wolno spytać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Wolno wolno -Cyka obrzucił Wild'a kolejnym uśmiechem, po czym spochmurniał i zamyślił się- Nie dowiesz się niestety skąd pochodzę, ponieważ... Sam nie wiem. Jestem pewnego rodzaju sierotą -uśmiechnął się smutno- Rodzice zostawili mnie, dwójkę kuzynów i wyruszyli w świat. Mnie, Blackjacka i Donataile przygarnął pewien ogier, zwany przez młodych "Wujkiem Czarkiem" Wtedy właśnie pierwszy raz odwiedziłem Stajnię 42 -rozmarzył się- Pięknie tam jest. A przynajmniej było, jak opuściłem ją... kiedy to było? -spojrzał na PipBuck'a -Za piętnaście dni mija siódmy rok. I na tym zakończmy. Zawsze, gdy o rozmawiam o domu i rodzicach, czuję pewnego rodzaju nostalgię -zamyślił się, po czym uśmiech znów zagościł na jego pyszczku -No, ale o czym tam rozmawialiśmy? A, pamiętam. Mówiłeś chyba coś o swoim PipBuck'u, uszkodzony, nie działa? Znam tutaj dobrego mechanika, może ci go naprawić. Swoją drogą, długo zamierzasz tu zostać? -spojrzał na ogiera pytającym wzrokiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Więc miałeś naprawdę zniszczone dzieciństwo. Moje co prawda nie należało do prostych, ale przynajmniej miałem kochającą mnie rodzinę - skomentował Wild. Nie chciał dalej wnikać w historię ogiera. "Nie ma co rozdrapywać starych ran" - przeszło mu przez głowę. Na szczęście propozycja jego towarzysza sprawiła, że ten się roześmiał, zapominając o temacie sprzed chwili. - Uwierz, że gdybym chciał go naprawić, to zrobiłbym to już dawno temu. Radio i pomoc w ogarnięciu taszczonego sprzętu całkowicie mi wystarczają. A bajery typu tego całego S.A.T.S są niepotrzebne i tylko rozleniwiają, dając fałszywe poczucie, że umie się strzelać. Więc wybacz, ale muszę odrzucić propozycję. Aczkolwiek dzięki za dobre chęci - jednorożec zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie Fox'a - Szczerze sam nie wiem, jak długo tu zostanę. Przybyłem tu, by dobrze wypocząć przed dalszą podróżą, więc wszystko zależy od tego, jak szybko będę miał dość mych małych wakacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Zniszczone dzieciństwo, czy ja wiem? -Fox wzruszył kopytami- Porzucili mnie, gdy miałem niecały rok, nawet ich nie pamiętam. Wiem o nich z opowieści mojego starszego brata i zapisków rodzinnych. A moją rodziną byli właśnie ci, z którymi dorastałem: kuzyn, kuzynka i przyszywany wujek. I to mi wystarczyło, nie wspominam dzieciństwa źle. Miałem je całkiem udane, poza wcześniej wymienionym faktem -uśmiech ponownie zawitał na jego twarzy- Wracając do tematu: wiem, że nie znamy się zbyt dobrze, ale biorąc pod uwagę, że póki co przebywasz w mieście, mógłbym mieć do Ciebie prośbę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skoro twierdzisz, że nie było tak źle, to zmuszony jestem uwierzyć Ci na słowo. Nie znam szczegółów, więc nie mi oceniać, czy Twe dzieciństwo było dobre czy złe. I na razie zostawmy tę kwestię. - złoty jednorożec spochmurniał nieco niezbyt przyjemnym tematem rozmowy. Jego rozmówca jednak miał chyba jakąś magiczną moc, bo zaraz zadał pytanie, które na powrót go rozbawiło, przywracając szeroki uśmiech. - A mówiłeś, że ponoć nie potrzebujesz najemnika. No ale powiedzmy, że jestem Ci coś winny i o ile nie będzie się to kłócić z moimi własnymi zasadami, to postaram się spełnić tę prośbę. Zamieniam się więc w słuch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Ciężko nazwać to najmem. Potrzebuję nauczyciela -spojrzał ogierowi w oczy, po czym kontynuował- Jestem handlarzem. Do tej pory wszystkie interesy załatwiałem w towarzystwie siostry i brata. Teraz, jak możesz się domyślić nie ma ich tutaj. Podróżuję sam, przewożę towary o większej i mnejszej wartości -spojrzał znów na Wild'a upwnić się, czy nie zdążył go znudzić- Do rzeczy. Nie potrafię obsługiwać się bronią palną. Ty za to wyglądasz na kogoś, kto bronią posługuje się kilka dobrych lat. Mógłbyś mnie w wolnej chwili nauczyć tego i owego, hm? -spojrzał pytająco na ogiera

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nauka strzelectwa powiadasz? - ogier przyłożył kopyto do podbródka, głęboko się zamyślając. Taka nauka mogła trochę zająć, a on nie był pewien jak długo postanowi pozostać w tej mieścinie. Ale w sumie, co miał do stracenia? - Dobrze, zobaczę co da się zrobić. Potrzebuję jednak, abyś mi coś sprecyzował. Chcesz, abym nauczył Cię po prostu strzelać, czy abym nauczył Cię strzelać, w tym do kucyków. Bo nie wydajesz mi się typem osoby, której łatwo byłoby strzelać do innych i trzeba by Cię do tego przygotować. Chyba, że się mylę, a to by wiele ułatwiło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Biedny Kapi. We własnej sesji mu się wypowiedzieć nie dadzo.)

-Nie mylisz się, wolę pokojowe rozwiązania. Umiejętność strzelania do kucyków mi się nie przyda, wystarczą mi moje techniki krasomówcze i trochę kapsli -zaśmiał się Cyka- Sam widzisz, ledwo się dosiadłeś, a rozmawiamy jak starrzy znajomi. Wracając, chodzi o samo strzelanie, sam zdajesz sobie sprawę, jakie bestie można spotkać na Pustkowiach. A, no i w swoim ekwipunku posiadam jedynie strzelbę, najlepiej mi "leży w kopytach". Oczywiście, mogę ci za to zapłacić. Nie tylko kapslami -puścił ogierowi oczko.

Edytowano przez BezimiennyKot
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Też na to zwróciłem uwagę :P Więc może dajmy mu w końcu popisać, bo załamany nas jeszcze porzuci x3)

- Ano zdaję sobie sprawę. Zdaję sobie również sprawę z tego, jakie tam występują kucyki i wierz mi, zdolność przekonywania nie przydaje się przy takich, co najpierw strzelają a potem rozmawiają. Przy czym rozmawiają z Twoją głową nabitą na pal i zabranymi kapslami. Rozumiem jednak dlaczego nie chcesz strzelać do kucyków i szanuję to. A co do broni to strzelba nie jest najlepszą bronią do ćwiczeń, gdyż rozrzut śrutu uniemożliwi ocenienie efektów szkolenia. Chyba, że masz amunicję strzałkową, ale mimo wszystko zwykły pistolet byłby lepszy. - złoty ogier przerwał, słysząc niepokojący dźwięk dochodzący z jego żołądka. Wywołało to u niego krótką falę śmiechu, po której uśmiechnięty z powrotem zwrócił się do Fox'a - Odłóżmy jednak tę kwestię dopóki obydwoje nie napełnimy brzuchów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przejmujcie się mną. Ja bardzo lubię jak gracze ze sobą rozmawiają (jakby nie patrzeć, czytam to co wszyscy piszą, i jak jest ciekawie, to o wiele milej mi się czyta :pinkie: ) więc nie krępujcie się możecie gadać, zwłaszcza, że i tak odpowiem wtedy, kiedy uznam to za stosowne + będę miał chwilkę (bo jak wiecie średnio u mnie z czasem)

 

Kelnerka po odebraniu zamówienia uśmiechnęła się lekko, najwyraźniej miło zaskoczona gestem Cyka, a następnie odeszła z zapisanymi w notesie potrawami. Rozmowa dwóch ogierów toczyła się w najlepsze przy dźwiękach kolejnych hitów. Nikt nie wpadał im na stół, gdyż był ustawiony dalej od parkietu, choć obsługa nie raz musiała wypraszać zbyt pijanych gości i ponownie ustawiać meble. Dało się wywnioskować, że dwa ogiery są zatrudnione tutaj chyba tylko po to. Po dziesięciu minutach żółta klacz wróciła z dwoma talerzami mięsa oraz sianofrytek, Nuka Colą i Whiskey. Wszystko trzymała zręcznie na tacy na jednym kopycie, na drugim mając inne zamówienia. Wymagało to od niej trudnej sztuki balansowania na tylnych odnóżach, którą opanowywały kelnerki oraz awanturnicy, którzy nie mieli rogów, a musieli strzelać bez siodeł bojowych. Była to dość popularna ostatnio taktyka, co zaobserwował Wild. Umożliwiała mówienie, a także pozwalała lepiej chować się za cienkimi przeszkodami. Klacz postawiła przed nimi ich zamówienia, życząc im miłym głosem smacznego.

 

W tle, poza głośną muzyką dało się usłyszeć natężający się dźwięk silników. Nikt nie zwracał na to specjalnej uwagi, było to dość zwyczajne dla tak atrakcyjnej turystycznie mieściny. Ogiery z zadowoleniem jadły swoje dania. Trzeba było przyznać, że na prawdę smakowały wyśmienicie. Nie były to pierwsze lepsze pomyje z przydrożnej speluny dla gangów motorowych. Owszem podane prosto, bez wykwintności godnych przywódców stajni, ale za to bardzo smacznie i dobrze zgrilowane i przyprawione potrawy wprost wprowadzały jedzących w dobry nastrój. Dwaj podróżni dochodzili do połowy posiłku, gdy nagle drzwi do hotelu otworzyły się. Stanął w nich jakiś zdyszany ogier, otworzył usta z przerażeniem w oczach, chcąc coś krzyknąć, jednak wtedy rozległ się huk i jego czaszka eksplodowała, rozbryzgując krew na wszystkie strony. Martwe ciało upadło, zakrwawiając posadzkę, wrzawa w hotelu ucichła, tak że tylko radio dalej głośno grało. W drzwiach za trupem stała tajemnicza, potężna postać. Potężne mięśnie i wielkie skrzydła zakrywał czarny, zszywany ze skóry kombinezon. Wild od razu rozpoznał, że pod nim kryją się płyty ochronne, prawdopodobnie z metalu. Złowroga osoba z postury była znacznie większa od kuca, co mogło wskazywać, że jest gryfem. Na twarzy miała naciągniętą czarną, płócienną maskę, która była wzbogacona lekką elektroniką. Oczy zostały zakryte przez jedno czerwone szkiełko podłączone do stalowego małego pudełka, na którym żarzyły się diody, oraz z drugiej strony przez zniszczone czarne okulary. Gryf miał założone siodło bojowe z potężną dwulufową strzelbą, z której unosił się dym, na kopytku dodatkowo miał zamontowany pistolet. Za nim stanęły dwa podobnie ubrane, kuce. Jeden jednorożec, który lewitował karabin, a drugi pegaz, trzymający pod skrzydłem pistolet maszynowy. Pierwsza, większa postaci powolnym krokiem zaczęła wchodzić do środka, uważnie obserwując wszystkich, po czym odezwała się:

- Siedzieć cicho, a nikomu się nic nie stanie. Wyłóżcie wszystkie wasze kapsle na stoły i bez żadnych sztuczek, bo skończycie, jak on...   (tu gryf wskazał na martwe truchło leżące na progu). Postać zatrzymała się i czekała

- Na co czekacie wykładać kapsle, ale już!

Nagle szybki ruch łapy gryfa paraliżował psychicznie wszystkich na ułamek sekundy. Nastąpił wystrzał, z lufy wylał się ogień, a zaraz potem pośród rozbryzgu krwi upadł jeden kuc przy stole w drugim końcu sali, a w powietrze poszybował, wypuszczony przez niego pistolet.

- Mówiłem, bez sztuczek, do jasnej cholery. Nie ociągać się...   

Edytowano przez kapi
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Gryf miał założone siodło bojowe z potężną dwulufową strzelbą, z której unosił się dym, na kopytku dodatkowo miał zamontowany pistolet.

(Gryf z kopytem :ming: )

 

Obiad był wyśmienity. Mięsko dobrze upieczone, skórka przyprawiona perfekcyjnie i te chrupiące sianofrytki! No, i oczywiście miłe towarzystwo -Cyka rzucił okiem na ogiera naprzeciwko siebie. Całkowicie zaangażowany w konsumowanie swojej porcji -uśmiechnął się, po czym wziął się za dokończenie swojej porcji. Wtem drzwi otworzyły się, stanął w nich zziajany ogier. Cyka spojrzał na chwilę, po czym jego wzrok wrócił na niedokończone danie. Wystrzał. Gdy Fox z powrotem spojrzał w stronę ogiera, zobaczył jedynie osuwający się powoli na ziemię tułów. Bez głowy. Zza niego wyłoniła się ciemna sylwetka. Za duża na kucyka, ale za mała na smoka. Fox widział w życiu sporo, ale tej sylwetki nie mógł z niczym skojarzyć. Przybysz zażądał kapsli, ktoś się zbuntował. Chwilę potem kolejny kucyk padł trupem.

-Cholera. A zapowiadał się taki miły wieczór -skomentował szeptem Cyka, po czym wyjął sakiewkę na stół. Coś w niej cicho zabrzęczało -Znasz ich? Możesz o nich powiedzieć coś więcej?

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Dobrze Kapi, jak cała ta akcja się skończy i dorwiemy się do dialogów to nie będziesz miał życia we własnej sesji xD)

Ogier z radością przyjął w końcu dostarczony posiłek. Zwłaszcza, że okazał się on naprawdę dobrej jakości. Z dodatkiem Whiskey była to jedna z najmilszych chwil od dłuższego czasu. Nie pił jednak łapczywie, nie było co opijać się zawczasu. Okazało się to dobrą decyzją, bo to, co nastąpiło w trakcie posiłku wymagało od niego trzeźwego myślenia. Nagły napad na hotel był czymś, czego powinien się spodziewać, jednak miał nadzieję, że będzie miał chociaż chwilę dla siebie. “W końcu sam się zachęcałem do tych wakacji mówiąc sam sobie, że jak będę miał dość to nie trudnym jest znalezienie przestępców. Ale naprawdę nie obraziłbym się, gdyby pozwolili mi chociaż zjeść do końca.” - przeszło mu przez myśl, kiedy uważnie przyglądał się przybyłym. Byli przerażająco dobrze uzbrojeni, a skóra na ich pancerzach tak sztywna, że musiało pod nią coś być. Jednorożec zakładał, że to stal, w końcu pomimo zaawansowania uzbrojenia przybyszów, to byli wciąż bandyci, i raczej wątpił, aby byli w stanie zaopatrzyć się w prawdziwy wojskowy pancerz z kevlarem. Jednorożec zajrzał do swej kieszeni i za pomocą magii wyciągał po kolei kapsle. Wyciągając je w mniejszych ilościach, zamiast wszystkich na raz chciał dokładnie odliczyć ich ilość, czyli 70, dokładnie tyle ile mieściło mu się w dwóch kieszeniach, które po operacji były całkowicie puste. W ten sposób zyskiwał na wiarygodności, jednocześnie zachowując część pieniędzy. A nie było co wyrzucać wszystkiego, bo nie wiadomo było czy by je odzyskał, a wypadało mieć coś przy sobie w razie zakończenia walki. Jednocześnie chciał nieco zyskać na czasie, w końcu nie da się stwierdzić, ile rzeczy lewituje się naraz, a potrzebna my była każda przewaga, nawet odkupiona niewielkim ryzykiem, spowodowanym otoczeniem magią chwytu rewolweru i delikatnemu jego poruszeniu w celu poluzowania go w kaburze. “Kilka milisekund szybsze wyciągnięcie to już jakaś przewaga. W każdym razie lepsza niż żadna.” - powiedział do siebie w myślach, przez co niemal nie usłyszał co mówi do niego Fox. - Nie osobiście. Jedynym co mogę powiedzieć, to że są to przestępcy. Na nasze nieszczęście o wiele lepiej wyposażeni od przeciętnej kanalii z pustkowi. Niełatwo będzie przebić ich pancerz, jest czymś wzmocniony. - szepnął do towarzysza Wild. Po chwili dodatkowo wyrwało mu się jeszcze ciszej - Ale na upartego można to wykorzystać. - w głowie ułożył mu się coś, co było chociaż zalążkiem planu. Gdyby jeden z przeciwników do nich podszedł, chcąc zebrać kapsle, mógłby go zaskoczyć, zastrzelić i wykorzystać jako żywą… a właściwie już nieżywą, tarczę. Tak grubego pancerza, w połączeniu z ciałem kucyka i jego własnym skórzanym ubraniem niewiele broni byłoby w stanie przebić, o ile jakakolwiek byłaby do tego zdolna. Wiedział jednak, że taka osłona byłaby niewygodna i wypadałoby szybko schować się za czymś pewniejszym, tudzież zaczął się dyskretnie rozglądać za najwytrzymalszą osłoną w pobliżu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cyka widział, że jego znajomy coś planuje. Nie uważał tego za coś złego, w takiej sytuacji pewnie każdy zrobiłby to samo. Ale nie on. Cyka plan miał gotowy, częściowo zrealizowany. Pytanie, czy przeciwnik odkryje podstęp, czy jednak jest głupszy niż wygląda. "Zaw­sze trze­ba po­dej­mo­wać ry­zyko. Tyl­ko wte­dy uda nam się pojąć, jak wiel­kim cu­dem jest życie", jak to ktoś kiedyś napisał. Cóž, do tej pory działało, chociaż fakt, że ogier do tej pory miał przyjemność spotkać się ze zwykłymi bandytami, żadającymi okupu za przejście. Zawsze dawał im sakiewkę pełną kapsli, odchodził i chwilę potem wracał po swoje kapsle z nawiązką. Oczywiście, tylko, jeśli chodziło o spore sumy. W innym wypadku ograniczał rozlew krwi do minimum. W tym jednak przypadku, nie był pewien, czy plan wypali. Po pierwsze, przeciwnik może wykryć podstęp. Po drugie, energia może nie mieć wystarczającej siły, aby przebić pancerz przeciwnika. Solidny, nie widział jeszcze takiego, ale coś mu mówiło, że lepiej nie ryzykować. Niezauważalnie schował sakiewkę, po czym wyjął drugą, nieco większą. Postanowił się jednak upewnić, czy plan wypali.

-Myślisz -szepnął do Wild'a- że porcja trotylu da radę przebić ten pancerz? Wyglądasz na specjalistę w takich sprawach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wild spojrzał zaskoczony na podmienioną sakiewkę jego towarzysza. Po jego słowach bardzo łatwo dało się domyślić co w niej jest. - Raczej nie ma szans, aby przebił ten pancerz. Ale to nie znaczy, że się nie przyda. Ładunek tej wielkości bez problemów by ich wytrącił z równowagi i wprowadził chaos, co umożliwiłoby w miarę bezpieczne rozpoczęcie ostrzału. Czyli to, z czym obecnie mamy największy problem. A przy odrobinie szczęścia któryś z nich dostanie w twarz, co nie tylko go ogłuszy na dłużej, ale i porządnie zrani. - jednorożec zamyślił się nieco, oceniając szanse powodzenia tego planu. Ci bandyci wydawali się nieco mądrzejsi od pozostałych przedstawicieli swego gatunku, wciąż jednak istniała dość spora szansa, że dadzą się na to nabrać. Musiał on przyznać przed samym sobą, ucieszyło go to, że Fox był w stanie jakoś wspomóc go i sam wykazywał się inicjatywą. Dawno już nie miał nikogo do pomocy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cyka postanowił wyprowadzić partnera z błędu.

-Cóż, sakiewka nie jest wypełniona tylko trotylem. Właściwie, w samym centrum znajduje się ładunek, otoczony kapslami dla niepoznaki. Pierwotnym planem było dać im odejść z sakiewką, którą później bym wysadził. Ale, jeśli faktycznie nie ma takiej siły przebicia, trzymamy się twojego planu -Cyka zmarkotniał, po czym się cicho zaśmiał -Cóż, na górskich bandytów skutkowało.

Fox spojrzał z powrotem na bandytów. Raczej nie przejmowali się zbytnio ich konwersacją. Albo takich udawali. Cóż, tylne oparcie do solidnych raczej nie należało, chociaż kilka pierwsze dwie, trzy kule powinno wytrzymać. No, przynajmniej powinno wytrzymać moc wybuchu i rozbryzg kapsli. Chyba. Z drugiej strony, narażało to na śmierć innych Bogu winnych kucyków. Cyka posmutniał. "W sumie, nie ma też żadnej gwarancji, że po zebraniu kapsli zostawią nas przy życiu" -pomyślał, i podjął decyzję.

-Tak -szepnął- Robimy to. Na twój znak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmm... to zmienia postać rzeczy. W tym stanie faktycznie użyteczność tej sztuczki na chwile obecną jest znikoma - nie były to dobre wieści. Plan z bombą był naprawdę dobry, bo pozwalał dobrze zacząć walkę a brak odłamków minimalizował szanse na zranienie niewinnych kucyków. Jeśli jednak sam ładunek był niewielki i otoczony kapslami, które w trakcie eksplozji stawały się odłamkami bez jakichkolwiek właściwości penetracji pancerza to mógł wyrządzić o wiele więcej złego, niż sami bandyci. - Owszem robimy. Ale nie ma co lecieć na hurra. Na obecną chwile ich broń jest w nas wycelowana, a nasza pochowana. Zginiemy, zanim zdążymy w nich wycelować i możemy pociągnąć za sobą kogoś, kto nie powinien oberwać. W końcu strzelba ma spore pole rażenia Jeśli zacząć, to tak, aby mieć osłonę i skupić uwagę na sobie, a nie na bogu ducha winnym gościu w drugim kącie sali. Atak musi być więc bezpieczny, ale przy tym głośny i wyraźny - jednorożec spojrzał zakłopotany w stronę bandytów. Rozmawiał z Foxem dość długo i bał się, że w końcu zaczną coś podejrzewać. Ale nie mógł zostawić towarzysza chętnego do pomocy, bez wyraźnego zaznaczenia momentu rozpoczęcia, aby przypadkiem nie rzucił się sam do walki. - Skoro kazali położyć kapsle na stołach, to zapewne jeden z nich sam przejdzie po pomieszczeniu aby je zebrać. Ewentualnie każą komuś zebrać je za nich. W przypadku tej drugiej opcji zgłoszę się na ochotnika. Jak będę przy jednym z nich, to postaram się go złapać i użyć jako tarczy, w międzyczasie go zabijając. Cała uwaga bandytów skupi się wtedy na mnie, skrytym za ciałem dobrze opancerzonego przestępcy. Powinienem trochę wytrzymać, dając Ci czas, na bezpieczne włączenie się do walki. Przy odrobinie szczęścia ktoś z tu zebranych również spróbuje nam pomóc. Zapewne Hotelarz, widziałem jak chowa broń za fartuchem, a raczej nie zaryzykuje reputacji i dobra przybytku. Mniej wyniosą go naprawy niż odszkodowania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Hm. -powiódł wzrokiem po kucykach w pośpiechu wyjmujących kapsle- Nie jestem genialnym strzelcem. -uśmiechnął się smutno, po czym przyjął bohaterską postawę -Ale postaram się zrobić co w mojej mocy, abyś nikt nie ucierpiał. Wracając do twojego planu. Trzy, cztery pociski bez problemu przebiją twoją "żywą" tarczę. Każdy kolejny pocisk powali Cię na kopyta.  Ale ogólnie, lepsze to niż nic -spojrzał na gryfa- Jest tylko mały problem. Moje pociski nie przebiją tego pancerza -zajrzał w skórzany ubiór- A, no i posiadam jedynie sześć pocisków, plus dwa w magazynku. -gdy ujrzał pełen politowania wzrok ogiera, zaczął się bronić -Przyszedłem tu tylko coś zjeść, nie urządzać burdy. W każdym razie, hotelarz na sto procent się dołączy. Strzela genialnie, jednak nie ma czasu, żeby nauczyć potrzebujących tego i owego -spochmurniał- Cóż, w takim razie zostało tylko poczekać. Ciszą, jaka zapadła, można by wykarmić połowę Zebrici.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na pyszczku Wild'a pojawił się niewielki uśmiech.

- Gdybyś był genialnym strzelcem to nie prosiłbyś mnie o pomoc w nauce. Nie oczekuję, że doprowadzisz do serii rykoszetów, która trafi zwróconego w twą stronę przeciwnika w tył głowy. Wystarczy, że będziesz strzelał w nich a nie we mnie - szepnął nieco rozbawiony. Słysząc jednak co Fox powiedział o jego planie nieco spoważniał. - Trzy, cztery pociski powiadasz? Ja jestem gotowy optymistycznie założyć, że nieco więcej. W końcu ten pancerz pokrywa sporą część ich ciała, a raczej nie będą na tyle głupi, aby bawić się w snajperów, kiedy będą stać całkowicie odsłonięci wśród tłumu wrogo nastawionych kucyków. Powinno dać radę. Poza tym wziąłem pod wzgląd to, że ma tarcza zostanie przebita. Zawsze jednak spowolni nieco pocisk, zwiększając szanse, że moje własne ubranie to zatrzyma. Zresztą ja też nie jestem tak głupi, aby stać tam jak tarcza na strzelnicy i postaram się szybko schować za czymś pewniejszym. I niestety muszę Ci przyznać rację. Strzelba raczej nie poradzi sobie z takim pancerzem. Chyba, że masz pociski z grubymi śrucinami, zamiast z tymi drobnymi, ale jakoś w to wątpię. - wieść o ilości amunicji jaką ma jego towarzysz nieco go zirytowała, przez co mimowolnie obrzucił go niezbyt miłym wzrokiem. "No cóż... przyszedł na obiad. Nie mogę od niego wymagać, aby chodził całą bronią i amunicją jaką posiada na zwykły posiłek." - przeszło mu przez myśl, po czym na głos, lecz wciąż szeptem, odezwał się do Fox'a - W takim razie staraj się poświęcić więcej czasu na celowanie. I wal po głowach, są najsłabiej chronione, tam będziesz miał największe szanse. Ja postaram się dać Ci dość czasu by wycelować. - Jednorożec zamilkł, wpatrując się w bandytów. Czekał na ich ruch, bo w obecnej sytuacji tylko to mógł zrobić.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Bandyci omiatali swym spojrzeniem całą salę. Na szczęście pośród tak wielu migoczących świateł i stolików nikt z nich nie zanotował rozmowy Cyka i Wilda. Wielka postać gryfa ruszyła znacząco głową. Pegaz ruszył się zza jego pleców. Pod skrzydłem trzymał dość kurczowo swój pistolet maszynowy, gdy wszedł w tłum. W kopycie trzymał duży worek i wrzucał do niego wszystkie kapsle ze stołów. Wild zauważył, że w tym czasie jednorożec z karabinem złożył się do strzału i obserwował całą salę ze zdwojoną czujnością. 

 

Zbliżała się wyczekiwana chwila. Pegaz w czarnym ubraniu zbliżał się do stolika dwóch bohaterów. Wild przygotował się, choć ciało pozostawił luźne, aby nie wzbudzać podejrzeń. Gdy pegaz doszedł i wyciągnął kopyto po kapsle Wild, wstał, błyskawicznie wyciągną swój Colt, rzucił się na pegaza, zaczął odkręcać go, a jednocześnie pociągnął za spust. Wtedy zamiast charakterystycznego dźwięku wystrzału Wild usłyszał tylko "klik". Ogier poczuł się dziwnie, mięśnie zelżały mu ze zdziwienia i pegaz go odtrącił. Cyka zareagował błyskawicznie. Zobaczył upadającego pod pchnięciem Wilda i odczekał sekundę, aż ogier się przewróci. Pociągną za spust swojej strzelby. Rozległ się głośny huk, krew bryznęła na wszystkie strony. Dźwięk zgrzytu żelaza rozbrzmiał w hotelu. Nastąpiła krótka seria z pistoletu maszynowego. Pociski biły w sufit. Do świadomości ogierów docierało, że skrzydło pegaza nie było osłonięte płytami i uderzone masą śrutu po prostu zmieniło się w krwawą miazgę, a broń napastnika zmieniła swe ułożenie i strzelała w sufit. Po chwili upadła. Padły jednocześnie dwa wystrzały. Na fartuchu hotelarza pojawiła się szybko rozlewająca się czerwona plama, a sam kuc upadł na ziemię. Jednocześnie jednorożec stojący w wejściu zachwiał się i upadł, z raną w czaszce. 

 

Cyka momentalnie padł na ziemię, schylając się od kolejnych wystrzałów ze strzelby gryfa. W przybytku zapanował chaos i wrzask rannych odłamkami śrutu kucy. Pegaz, który nadal żył rzucił się w kierunku pistoletu maszynowego, leżącego na ziemi. Stół przewrócił się z trzaskiem. Jego górna część rozpadła się w drzazgi od jakiegoś strzału. Wild również rzucił się do pistoletu maszynowego, zły na siebie, że zaskoczyło go zacięcie się broni. Jego furia sprawiła, że barkiem odepchnął pegaza, który zrobił półtora obrotu na ziemi i zatrzymał się uderzając w pionowo postawiony blat stołu.

 

Opis specjalnie jest bez ładu i składu, aby obrazował doznania z walki, jak coś jest niejasne, znaczy, że Wasza postać tego nie zajarzyła. Dla pewności podam obecną sytuację najbliższą. Pegaz bez skrzydła leży przy stole, który się przewrócił. Wasze postaci traktują ten stół jako osłonę. Wild dopadł do pistoletu maszynowego, a Cyka ogarnął się po szybkim uniku (czyli upadku na ziemię). 

Edytowano przez kapi
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy bandyta podszedł do Wilda, ten spróbował wprowadzić swój plan w życie. Rzucił się na niego, łapiąc go, wyciągając swój rewolwer, obracając go, przystawiając mu broń do skroni, ciągnąc za spust i... nic. Nic się nie stało, żadnego huku, żadnej krwi, żadnej śmierci, tylko kliknięcie. Ogier stał tak przez chwilę oniemiały, po czym poczuł jak jego oponent go odrzuca. Padł na ziemię, zdenerwowany wielce całym tym zdarzeniem. Czemu to nie zadziałało? Czemu jego broń nie wystrzeliła? Dbał o nią, często ją naprawiał, a nawet nie dawno gruntownie wyczyścił, a tu tylko "klik" i koniec. Cała ta sprawa tak go zdenerwowała, że ledwo zauważył jak Cyka ratuje mu życie, dosłownie masakrując skrzydło jego przeciwnika. Wild dostrzegł leżącą broń bandyty i szybko się po nią rzucił, nie zwracając uwagi na przeciwnika, którego z niemałą siłą odrzucił. Zabrał broń i natychmiast skrył się za stołem.

- Dzięki za ratunek. - powiedział szybko do Foxa, łapiąc głębszy oddech. Wiedział, że cała ta akcja będzie tragedią, ale nie miał lepszego pomysłu i nie spodziewał się, aby można było wymyślić coś lepszego. Jednak gdyby tylko nie zacięty Colt, byłoby milion razy lepiej. Ogier obejrzał go bardzo dokładnie, po czym zirytowany odblokował go, aby nadawał się znów do strzelania i schował do kabury. Następnie przyjrzał się zdobytemu pistoletowi maszynowemu. Wyglądał on całkiem solidnie, a na pewno nie na takiego, co rozleci się w przed wystrzeleniem pozostałej w nim amunicji. Spojrzał on na swego towarzysza, po czym szybko dał mu swą zdobycz.

- Trzymaj, może się przydać, a na pewno coś na nim zarobisz. - powiedział możliwie miło jak na obecną sytuację Wild, po czym wyjął swego Winchestera. Ta broń była w jeszcze lepszym stanie od rewolweru i Wild nie wierzył, aby mógł mieć aż takiego pecha, aby i ona odmówiła mu posłuszeństwa - "Ale kto wie, rzeczy martwe bywają strasznie złośliwe." - przeszło mu przez myśl, kiedy zdjął z głowy swój kapelusz. - Jeśli będzie trzeba rozwal tego dupka przy stole, a ja postaram się zająć tym przeklętym gryfem. - rzucił poważnie w stronę swego towarzysza, po czym wystawił swój kapelusz nad stołem, w celu zmylenia przeciwnika, samemu wychylając się po jego boku i oddając dwa strzały w jego stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...