Skocz do zawartości

[Standard] Lucjan vs Zegarmistrz


Zegarmistrz

Recommended Posts

Arena była, jest i będzie.

Poza światowa. Ponad czasowa.

Miejsce gdzie niezliczone rzesze wojowników, magów, zabójców i awanturników zaznało wiecznego spoczynku.

Glorii.

Chwały.

 

Teraz stała otworem dla każdego spragnionego walki lub treningu w tejże.

Jej piach nasiąknięty potem, łzami i krwią.

Idealny okrąg średnicy 200 metrów pokryty ubitą ziemią i piachem.

Dwie bramy wejściowe, umieszczone naprzeciw siebie.

Wysoki na 20 metrów mur oddzielający widownię od walczących tarczą antymagiczną.

 

 

Witajcie!

Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta. Dzisiejszy pojedynek będzie toczył się między dwoma zawodnikami - @Lucjanoraz @Zegarmistrz

Zasady Standard oznaczają brak ograniczeń w kwestii wyobraźni i tworzenia.

Przypominamy, że pojedynek kończy się gdy obie strony uznają koniec lub jeśli ktoś postanowi opuścić arenę.

Lucjan zaczyna - życzymy powodzenia!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od ciszy która panowała wręcz nawet piszczała w uszach widowni. Minuta ... Dwie ... Trzy ... W końcu wszyscy usłyszeli kroki. Ktoś wchodził powoli po schodach. Po dłuższej chwili brama się otworzyła i oczom tłumu ukazał się wysoki mężczyzna. Na nogach miał lakierki ze złotymi paskami, czarne długie lekko przylegające spodnie, granatowa koszula i kamizelka powyżej pasa. Na pałacach miał kilkanaście sygnetów, na szyi wisiało kilka łańcuszków. Długie blond włosy opadały na ramiona. Twarz lekko pociągła acz przystojna z delikatnym uśmiechem najbardziej przyciągała wzrok. Szare oczy znad okularów połówek przenikliwie patrzyły na arenę. Mężczyzna wziął do rąk zegarek kieszonkowy i nakręcił go a następnie pstryknął palcami. Dokładnie za nim pojawił się czarny tron grawerowany nordyckimi runami. Dante usiadł na nim, założył nogę na nogę i zwrócił swój wzrok na drugie wejście. Poprawił włosy z uśmiechem. 

- Zapraszam. Mam nadzieję, że zadowolimy wam naszym występem. - powiedział swoim głębokim głosem i oparł głowę o rękę oczekując na swojego oponenta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O Glorio.

Nie żeby miał jakiś dłuższy odpoczynek od walki, nie, ale akurat tutaj dawno go nie było.

Do tego jeszcze nowy przeciwnik. Już w szatni nie mógł się zdecydować kim będzie na arenie.

Stojąc przed lustrem zmieniał kształt i ubiór, kolor skóry i długość włosów.

- Ciupkę tego, trochę tego, uh, za dużo tego.

Kiedy w końcu się zdecydował, jego oczom ukazał się mężczyzna, wzrostu 190cm, ubrany w zielone bojówki, buty wojskowe i koszulkę na ramiączkach odsłaniającą brak lewego ramienia.

Czarne, przystrzyżone po wojskowemu włosy i stalowo szare oczy, niczym u ślepca. Do tego cała masa blizn, oparzeń i innych znamion na skórze - medale jego walk.

Z uśmiechem zatańczył piruet przed własnym obrazem, upewniając się co do detali.

- Gotowe.

Drzwi na arenę były ciężkie, lecz nie na tyle by nie dał sobie z nimi rady. Kiedy tylko je uchylił, uderzyły w niego wiwaty które wywołał jego przeciwnik. Tak, to będzie dobra walka.

Lekkim truchtem udał się ku środkowi areny w celu powitania adwersarza.

- Witam, witam, niezwykle mi przyjemnie ugościć się na tejże arenie. Zgodnie ze starym rytuałem, wypada przywitać gościa.

Wyciągnął z przestrzeni mechaniczne ramię ozdobione wieloma magicznymi kamieniami, po czym przycisnął je do lewego boku w celu podłączenia nerwów. Syk stawów i poruszenie palców uznał za stosowny sukces w tym procesie.

- A zatem, jako że trza uchylić kurtyny, a nam stawić czoła, honor wymaga bym dał ci szanse mnie zabić. En garde!

Całe jego ramię przeistoczyło się w długie na 5 metrów ostrze, kierujące się ku gardle przeciwnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dante uśmiechnął się na widok ostrza które tylko kilka centymetrów dzieliło od jego gardła. Wstał uważnie pilnując żeby nie zahaczyć o szpic ostrza które wydawało się jakby miało przy najdelikatniejszym dotyku doprowadzić do rozplatania jego gardła. Odwołał swój tron i przetarł szyję z uśmiechem. 

- Bardzo ładna broń. Dawno nie czułem takiego poziomu adrenaliny. Chyba ostatni raz przy spotkaniu z Zeusem. - wyszeptał niby do się je a niby w przestrzeń. Wsadził lewą rękę do kieszeni i... Wyciągnął jabłko. Spojrzał na nie i ugryzł je. Chwilę je żuł i w końcu je wypluł. 

- Kwaśne. - mruknął i wyrzucił resztę jabłka za siebie. Następnie wsadził prawą rękę do kieszeni i wyciągnął tym razem kastet. Założył go na rękę z uśmiechem. 

- Przyjemnie leży. - stwierdził zakładając go na dłoń. Spojrzał na swojego przeciwnika. 

- Pozwól że się przedstawię. Nazywam się Dante. - przedstawił się z lekkim ukłonem. 

Następnie podniósł ręce w górę i szybko opuścił je w dół przez co ku zaskoczeniu koszula oraz kamizelka rozdarły się i opadły na ziemię. Teraz dopiero można było zobaczyć że mężczyzna ma zbudowane ciało atlety. Nie był ani duży ani szczupły. Był zbudowany idealnie proporcjonalnie. Jedyne co rzucało się w oczy to duża ilość blizn na ciele co wskazywało na to, że Dante przeszedł wiele walk w przeszłości. Podskoczył kilka razy w miejscu aby następnie przyjąć pozycję stojącą. Nie przyjął pozycji do walki ani nie uniósł gardy. Po prostu pstrzyl przed siebie lekko znudzonym wzrokiem. 

- Zaczynajmy. - powiedział stojąc. Najwyraźniej czekał na pierwszy ruch przeciwnika. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tamamayu. Forma druga.

Ostrze na powrót stało się ramieniem, lecz tym razem pokryte było cała masą małych dziurek z których wystawał materiał podobny do cienkich nitek.

Zamachnął się rozsiewając wiele takich nitek, pajęczyn, wokół siebie. A jako że jego przeciwnik wyglądał na kogoś kto lubi walkę z bliska, wypadało odpowiedzieć uprzejmością.

- Z ziemi zrodzony.

Jego zdrowe ramię pokryła kamienna skorupa kiedy rzucił się na wroga z zamiarem przeprowadzenia małego CQC.

Szybki doskok w zasięg przeciwnika i trzy uderzenia - twarz, podbrzusze, mostek. Chciał przetestować zarówno czas reakcji jak i refleks oponenta.

I odwrócić uwagę od faktu, że nitki zaczęły borować się w ziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...

Dante zareagował zaskakująco szybko. Twarz obronił lekko się uchylając, mostek odbiciem ciosu łokciem a uderzenie w podbrzusze trafiło. Mężczyzna poleciał do tyłu jak szmaciana lalka. Aż za bardzo jak szmaciana lalka. Wylądował na plecach aż w powietrze wzbiła się chmura piachu. Po chwili z tej chmury wyszedł Dante i przetarł krew z ust. 

- Bardzo ładny atak. Wszedł gładko. - powiedział z uśmiechem i przetarł kark. Następnie znowu wsadził rękę w kieszeń i wyciągnął papierosa który odpalił zapalniczką typu Zippo która pojawiła się w jego lewej ręce. Uśmiechnął się po zaciągnięciu dymem i po chwili go wypuścił. Zaskakujące było to że dym nie leciał w górę tylko opadał na ziemię jakby był po prostu ciężki plus nie rozpływał się w powietrzu. Trzy zaciągnięcia i wydechy i cała arena była nim wypełniona po kolana dla dwójki walczących. Dante spojrzał na przeciwnika. 

- Podoba mi się Twój styl walki. Zobaczmy na co Cię stać. - powiedział poprawiając włosy. Po chwili ruszył do przodu z zadziwiającą szybkością. Mogłeś zobaczyć jedną rzecz. Technika którą użyłeś czyli "z ziemi zrodzony" właśnie pojawiła się na rękach Dantego który pojawił się przed Tobą. Stał może bez ruchu przez pół sekundy i spuścił serię uderzeń. Głowa, ramię, piszczel żebra. Każde dość mocne jakby kopia Twojej siły. 

- Pokaż na co mogę liczyć! - zawołał Dante ze śmiechem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten kto powiedział, że kopia nigdy nie dorówna oryginałowi kompletnie nie znał się na temacie. Technika którą wcześniej przygotował miała zasadniczą wadę - musiał widzieć podłoże żeby ją aktywować.

A jego przeciwnik albo miał fuksa wybierając swoje posunięcia albo ją rozszyfrował.

Do tego jego prędkość też nie była mała, a ciosy ciężkie. Do tego najwyraźniej był szybszy, bo o ile od pierwszego zablokowanego ciosu aż zdrętwiała mu ręka którą blokował, o tyle kolejne zwyczajnie udowodniły mu twarde zalety Zrodzonego z ziemi.

Cios w ramie wybił go z równowagi sprawiając, że metal zatrzeszczał niebezpiecznie, zaś kolejne odepchnęły go od przeciwnika i prawie pozbawiły treści żołądkowej. Szybkim ruchem dłoni wystrzelił w stronę wroga cała masę nitek które miały utrudnić mu poruszanie się i dalsze uderzenia.

Ocena żeber była pocieszająca. Obite ale nie połamane, choć to odrobinę utrudniało oddychanie.

Skubany był dobry. Więc trzeba było zacząć pracować głową.

- Tamamayu. Forma czwarta.

Metalowa kończyna znowu się przeobraziła, tym razem przypominała normalną rękę, gdyby tylko obedrzeć ją ze skóry a mięśnie zastąpić łańcuchami.

Zamachnął się nią niczym biczem a stalowe macki rzeczonych łańcuchów wystrzeliły we wszystkie strony. Niektóre wbijały się w ziemie inne skierowały się ku jego przeciwnikowi. Cel był prosty, ograniczyć widoczność i przeszkadzać w poruszaniu się. Przynajmniej chwilowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...