Skocz do zawartości

Star Wars: Droga ku zwycięstwu


Recommended Posts

Pustynia, niekończąca się pustynia.

Zachodząca gwiazda - Horuset - zabarwiła niebo na pomarańcze, żółcie i czerwienie, sprawiając że krajobraz Korribanu stał się jeszcze bardziej niegościnny i opustoszały. Mogłoby się wydawać, że jedyny ruch jaki tu zachodzi to ziarenka piasku i pyłu rozrzucane przez wiatr.

Ogromne, kamienne słupy wznoszą się na wiele metrów w niebo i stoją tak, niewzruszone. Niektóre dawno już utraciły swój kształt, inne jednak wciąż przypominają tych, ku czci których je wybudowano.

Wielkie grobowce, w których spoczęły ciała zmarłych Lordów Sithów. Niektóre są tu od wieków i chociaż wyglądają - jak na ogromne budowle przystało - spokojnie, spokojne wcale nie są, jak również nie są bezpieczne. Nie dla nieroztropnego intruza.

I chociaż Dolina Mrocznych Lordów wygląda na pozbawioną życia, wcale tak nie jest.

Oto przez płytki wąwóz zmierza postać.

Mężczyzna odziany w czerń, o ciemnej skórze i nastroszonych włosach. Dopiero gdyby obserwator zbliżył się znacznie do postaci, odkryłby, że skóra owego osobnika przemierzającego samotnie dolinę jest granatowa, a włosy nie są włosami, lecz naroślami kostnymi. Zabrak.

Tuż po odkryciu rasy mężczyzny, nieostrożny obserwator prawdopodobnie nie miałby już możliwości się wycofać i wzbogaciłby krajobraz jako jego stały element. Gdyby tylko był tam jakikolwiek obserwator...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sanguis przemierzał teren już od pewnego czasu. Jaskrawe światło słońca mocno nadszarpywało jego nerwy jednak wiedział że w owych rejonach uratuje go raczej spokój i rozsądek. Zabrak założył kaptur, musiał chroni się przed upałem który i bez pomocy umarłych przed laty Lordów mógł uśmiercić nie jedną osobę, jednak nie to go martwiło. Szedł jednak dalej, był bowiem pełen sił i gotowości które to wpoił w niego jego mistrz. Nie mógł umrzeć tak po prostu w takim miejscu, zawiódłby go przecież, a na to nie mógł sobie w żadnym wypadku pozwolić.

Z każdym kolejnym krokiem piaski były znaczone śladami, które jednak znikną, przeminą jak wszystko prócz mocy. To ona jedyna była wieczna i do wieczności prowadziła. Jedynie trzeba było ją sobie podporządkować, aby nie korzystać z niej, lecz aby ona sama dawała siłę i potęgę. Lecz to nie było łatwe, mimo że młodzieniec spędzał całe lata na szlifowaniu tej wiedzy jak i samych umiejętności. Był w stanie poświęcić wiele dla mocy, a jeszcze więcej dla zadowolenia swojego mistrza.

Zabrak przystanął na chwilę wziął głęboki wdech po czym raz jeszcze ruszył ku swemu przeznaczeniu które było nieuchronne, ku woli swego pana i ku niemu samemu. Ruszył w stronę Akademii...

Edytowano przez Jaenr Linnre
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I oto po kolejnych, nużących minutach marszu w końcu na horyzoncie ukazał się budynek Akademii.

Zbudowany z kamienia, otoczony piaskowcem wtapiał się w otaczające go skały, mimo kształtu piramidy. Po obu jego stronach wznosiły się budowle wpisane w ściany głębokiego wąwozu, prawdopodobnie również grobowce.

Zabrak brnął przez gorący piach, aż wreszcie stanął naprzeciwko potężnego budynku i wejścia do niego.

Wrota zrobione były z ciężkiego i wytrzymałego metalu. Nigdy jeszcze nie wpuściły niechcianych gości i zapewne długo jeszcze tak pozostanie.

Jako że teren przed Akademią był obserwowany, a Sanguis nie był niechcianym gościem, drzwi przesunęły się ze zgrzytem, pozwalając wejść do środka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrak wyprostował się i z pełną godnością, tak często wymuszaną u niego przez mistrza przestąpił próg ściągając kaptur. Nie wysilił się jednak za bardzo aby z jego twarzy zniknęła maska. Była ona metalowa i z niewiadomych przyczyn widniał na niej czarny uśmiech oraz dwie krwawe łzy spływające po policzkach. Mężczyzna wiedział co czynić oraz dokąd ruszyć, choć nie był pewien gdzie aktualnie przebywa jego mistrz. Wiedział jednak że nie może zanadto zwleka, ruszył więc pośród mroki korytarzy dumny z tego kim jest, choć dla wielu był jedynie wybrykiem, zabawką w rękach jego mistrza, ponadto wadliwą. Sanguis jednak nie przejmował się tym, wiedział bowiem że jest lepszy od nie jednego, wiedział że czeka go wielka przyszłość...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pośród metalowych, słabo oświetlonych korytarzy przemykały się różne postacie. Albo inni uczniowie, albo ich mistrzowie, albo niewolnicy, których o wiele więcej było niż tych poprzednich.

- Twój mistrz czeka na drugim piętrze, w pokoju zgromadzeń. Miałam przekazać - rzekła Nerven, uczennica Darth Maladi. Twi'lekanka o turkusowej skórze, ślepo posłuszna swojej mistrzyni maszyna do zabijania. Skłoniła się, odwróciła i odeszła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna słysząc słowa innej uczennicy zdziwił się z lekka. Sala zgromadzeń. Czemu jego mistrz kazał mu tam iść? Nie to jednak było ważne, teraz musiał się do niego zgłosić. Ruszył więc poprzez tak dobrze mu znane korytarze, przymierzał je w pośpiechu, jednak nie zapominając o odpowiedniej kulturze. Kłaniał się przed mistrzami mijają ich jednak nie zwalniał tempa aż nie dotarł przed drzwi do sali. Wiedział że nie może tak po prostu tam wejść, jednak taka była wola jego mistrza...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mistrz siedział na jednym z foteli ustawionych w szerokie koło wokół pustego placu. Przerwał oglądanie holokrony, który dzierżył w dłoniach.

Darth Reve, mężczyzna w średnim wieku o brązowych, średniej długości włosach i brodzie poprzeplatanych siwymi włosami. Na twarzy wytatuowany miał skomplikowany wzór, który częściowo zasłaniał jego poprzecinaną zmarszczkami twarz.

- Dobrze cię widzieć Sanguisie, mój uczniu. - Widocznie humor tego dnia dopisywał mistrzowi. - Zbliż się, zbliż. Ostatnio mnóstwo całe czasu spędzasz na pustynii. Wiele tam nie znajdziesz... Co powiesz na pewien mały, naprawdę drobny krok w twojej karierze?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sanguis przybliżył się tak jak sobie tego życzył jego mistrz. Omiótł z lekka swym wzrokiem holokrom który to leżał w dłoni jego mistrza. Ukłonił mu się, oddając pełną godność i wtem usłyszał propozycję swego mistrza.

 

-Uczynię wszystko czego sobie życzysz mój mistrzu.

 

Odrzekł zimno, jak gdyby bez uczuć. Jednak te strasznie w nim buzowały. Był to strach przed swoim mistrzem, lecz i dumę z tego że jest jego mistrzem. Był jednak ciekaw gdzie to jego mistrz chce go posłać. Całe lata bowiem nie opuszczał Koriban i nawet nie pamiętał już innego krajobrazu niż złowrogie ruiny i śmiercionośne piaski pustyni. Oprócz sal treningowych czy statków kosmicznych obce mu były inne planety. Jednak wiedział że i ta wiedza może pomóc mu stać się silniejszym, a może nawet przysporzy się całemu imperium...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ponieważ nie uczysz się u mnie od wczoraj stwierdziłem, że powinieneś znaleźć sobie godnego przeciwnika. Nieczęsto to robimy, ale tym razem zamierzam wysłać cię Coruskant. W jakim celu, pewnie się zastanawiasz? W celu pokonania Jedi. Misja nieskomplikowana, banalna wręcz. Barissa Offee. Mówi ci to coś? Jeśli nie, to dodatkowo musisz odnaleźć o niej informacje - powiedział i spojrzał uważnie na swojego ucznia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Miralianka jeśli się nie mylę, kobieta, walczy przy pomocy jednego miecza. -Wyrecytował z pamięci. Starał się zapamiętać jak największą ilość Jedi, lecz było ich zbyt wielu i często zapamiętywał jedynie rasę. -Gdzie mogę ją znaleźć i czy dostanę jakieś wsparcie panie?

 

Wzrok mistrza był przytłaczający, to przecież lord Sithów. Musiał wykona misje, musiał. Zabrak musiał też jeszcze doczytać gdzieś o tej Jedi. Nie wiedział zbyt wiele, jedynie powierzchowne informacje które nie przydadzą się w boju. Nie wiedział też gdzie ją znaleźć ani jak z nią walczyć, nigdy wcześniej bowiem nie walczył z nikim innym niż inni akolici lub cienie dawno umarłych Sithów. Musiał się przygotować do walki...

Edytowano przez Jaenr Linnre
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, to właśnie ona. Powinna znajdować się na Coruscant. Wsparcie? Nie. Nie każę ci zabić nikogo z Rady Jedi, więc nie widzę też powodu otrzymania jakiegokolwiek wsparcia. Liczę na to, że mój uczeń nie okaże się byle kim. Nie możesz zawieść w tak prostej misji - zakończył, chociaż nie opuszczał wzroku z Sanguisa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Tak mój panie. - Odezwał się. Wiedział że sam nie doleci na Corusant, do tego potrzebował przebrania i masy informacji. Wycofał się o kilka kroków czekając na pozwolenie mistrza aby odejść. Musiał ruszyć do biblioteki i znaleść statek, najlepiej z załogą. Skłonił się nisko ku lordowi i oczekiwał na jego słowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrak wyszedł tyłem, by cały czas widzieć mistrza. Gdy tylko opuścił salę ruszył czym prędzej ku tutejszej bibliotece, potrzebował dużo informacji. Jednak jego myśli wciąż kotłowały się w głowie i napadały go setki pytań. Czemu teraz? Czemu Corusant? Jak niezauważenie tam dotrzeć? Musiał sam sobie na to odpowiedzieć, a ponadto wymyślić dobry plan. Może nawet mu się poszczęści i owa Jedi wyleci na jakąś misję poza Corusant...

Edytowano przez Jaenr Linnre
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biblioteka akademii - ogromne, dwupiętrowe pomieszczenie o dość surowym wystroju. Półki tutaj wspinają się na wysokość kilku metrów, a każda księga i każdy zwój znajdują się za podświetloną, szklaną ścianką. Wszystko dla bezpieczeństwa jakże cennych w informacje źródeł. Każda księga ma swoje, wyznaczone miejsce, a wszystkie one poukładane są w idealnym porządku. Może to ze względu na surowość zasad zakonu? Może z powodu świadomości ważności zasobów biblioteki? Wszak nie tylko księgi i zwoje znajdują tu miejsce, ale też pamiętniki sławetnych lordów Sithów, holokrony. Nikt nie zaryzykowałby utraty, bądź zgubienia czegoś tak ważnego.

Blisko drzwi znajduje się metalowe, okrągłe biurko. Zwykle stoi przy nim stary człowiek, bibliotekarz. Nie jest on ani mistrzem, ani uczniem... Teraz akurat nie ma go na miejscu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sanguisa zawsze zachwycał widok takiej ilości wiedzy w jednym miejscu. Były tu zbiory prac jego idoli, księgi na których pracował oraz holokrony dawnych mistrzów. Jak zawsze kiedy tędy przechodził przez bibliotekę napadła go myśl: *Ja też chciałbym mieć swoje miejsce w tej bibliotece i własny grobowiec na pustyni.* Jednak nie przyszedł tu kontemplować czy też odpręża się po kolejnym treningu. Przybył po wiedzę i to dość rzeczową. Jedi. Sprawiali tyle problemów, nie rozumieli po prostu mocy. Nie chcieli w pełni z niej korzystać, bali się. Byli słabi. Słabi muszą zginąć. Tak, muszą. Były to słowa głęboko zakorzenione w umyśle Zabraka, choć nie do końca pamiętał czemu, lecz nawet nie chciał wiedzieć. Teraz musiał odnaleźć bibliotekarza. Ruszył więc dumnie, jednak nie pyszniąc się nad wyraz. Uczynił dość kroków by dojść do okrągłego stołu po czym odezwał się, nie za cicho by dało się go usłyszeć zza regałów jednak również nie za głośno by nie niszczyć atmosfery tego, jakże ciekawego miejsca.

-Bibliotekarzy?

Jednak nie czekał na odpowiedz, bowiem już dawno nauczył się widzieć mocą. Zamknął więc oczy i skupił się. Musiał wypatrzeć czy ktoś przebywa w bibliotece i gdzie, nie miał bowiem tyle czasu by czekać. Nie mógł zawieś mistrza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W bibliotece nie było zupełnie nikogo, przynajmniej przez chwilę. Kiedy tylko Sanguis zamierzał szukać informacji potrzebnych do spełnienia zadania, pojawił się on.

Bibliotekarz. Stary człowiek, nie będący użytkownikiem mocy... A jednak potrafił poruszać się bezszelestnie, pojawiać i niemalże znikać. Zawsze na służbie, zawsze na stanowisku.

- Witam serdecznie. W czym mogę ci pomóc, mój panie? - zapytał, wpatrując się swoimi dużymi, szarymi oczami w Zabraka.

Bibliotekarz przypominał kruka. Wiecznie zgarbiony, chociaz wysoki, o pociąłej twarzy i dużym, wąskim nosie. Wystające kości policzkowe nadawały mu jeszcze bardziej ponurego i poważnego wyglądu, oprócz tego niemal zawsze odziany był w czerń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sanguis obrócił się z pełną powagą na twarzy. Był zamyślony i trochę zdenerwowany misją która go czekała, jednak nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał na bibliotekarza, tego co zwykle. Widywał go już setki razy, jednak wciąż dziwiło go co robi taka osoba robiła w świątyni.

 

-Witam. Potrzebuję wiedzy. -Odezwał się poważnie jednak dość uniżenie, co było dla niego niczym naleciałości językowe, za każdym razem gdy spotykał się ze swoim mistrzem. -Potrzebna mi wiedza na temat Corusant, oraz wiedzę na temat przedstawicieli rasy Miralian. Szczególnie Jedi, Barissy Offee...

 

Miał wielką nadzieję iż bibliotekarz dopomoże mu, bowiem odpowiedni wywiad był już połową sukcesu. Choć potrzebował jeszcze dobrego planu i nie lada szczęścia. Leciał bowiem na Corusant. To był zły pomysł i miał wielką nadzieję iż spotka ową Jedi na innej, bardziej odosobnionej planecie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bibliotekarz uśmiechnął się chytrze.

- Proszę o chwilę cierpliwości - rzekł i wyszedł zza biurka, po czym poszedł korytarzem biblioteki, znikając za półkami. Zapadła cisza, nie było słychać nawet kroków mężczyzny na posadzce.

Wrócił dziesięć minut później, niosąc w rękach trzy grube księgi i jeden datapad. Położył je na blacie biurka, przed Zabrakiem.

- Nie byłem pewny, czy nie chcesz też, panie, czegoś poza książkami, wobec czego pozwoliłem przynieść sobie też elektronikę. To tutaj, w tym datapadzie są informacje na temat większości Jedi. Okres ostatnich pięćdziesięciu lat. Możliwe że twój cel także się tam znajduje, jeśli tylko nie jest padawanem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Rozumiem i dziękuję. -Odezwał się, a ogarniało go niepohamowane... szczęście? Nie, było to jakieś uczucie, ale on nigdy nie czuł szczęścia. To uczucie było mu zbędne. Wziął więc księgi oraz datapad od bibliotekarza i przejrzał okładki z grubsza. Osobiście wolał księgi, był bowiem przyzwyczajony bardziej do towarzystwa umarłych niż ćwiczeń na tych nowinkach. Postanowił jednak zacząć od najtrudniejszego i użyć datapadu. Miał wielką nadzieję iż odnajdzie tam odpowiednią osobę, nie wiedział jednak czy była to Jedi czy jeszcze padawanka. Musiał się upewnić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ekran datapada łączył się i łądował przez krótką chwilę. Po wyświetleniu się menu pojawił się spis Jedi.

A więc Barrissa Offie, Mirialianka. Rasa o żółtej skórze z granatowymi tatuażami na twary. Rycerz jedi, władająca mieczem świetlnym o pojedynczym, błękitnym ostrzu. Obecnie przebywa właśnie na Coruscancie, planecie, która w calości pokryta jest zabudowaniami miejskimi. To zaś oznacza olbrzymią ilość mieszkańców, pewne utrudnienie w misji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak przekazywały książki, Coruscant leżał w Światach Jądra. Był stolicą i centrum galaktyki, miał jedno słońce i cztery księżyce. Doba trwała tam dwadzieścia cztery godziny, a rok 368 dni. Klimat kontrolowany był przez sieć WeatherNet, niewiele było miejsc niezabudowanych. Na Coruscancie znajdowała się Świątynia i Akademia Jedi, zapewne tam znaleźć będzie można ofiarę i jakoś ją stamtąd wywabić. Kłopotem w dostaniu się na Coruscant było wiele stacji kosmicznych i sond poruszających się po jego orbicie. Czy można było dostać się tam niezauważonym?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrak wiedział czego teraz potrzebuje. Przebranie. Ile miał kredytów? Musiał też sprawdzić skąd przemytnicy latają na Corusant, o ile tacy byli. Tak, przemytnicy.

 

-Wiemy coś o przemytnikach na Corusant? Albo mamy tam jakichś agentów?

 

Zapytał bibliotekarza, jakby mimochodem podczas czytania ksiąg. Jednak ta informacja była ważna mimo że starał się zachowywać jakby było inaczej. Udawał iż dalej wertuje strony księgi, jednak natężał słuch ku bibliotekarzowi czekając na odpowiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...