Skocz do zawartości

Cmętarz Zwieżąt


Applejuice

Recommended Posts

Czy ktokolwiek może mi wyjaśnić o co w tym chodzi?

Świeżo po skończonej lekturze i z mojego mózgu niewiele co zostało.

Info dla zielonych:

 

CMĘTARZ ZWIEŻĄT - Stephen King

 

7vcVA.jpg

 

Zazwyczaj przeprowadzka to początek nowego życia, ale dla rodziny Creedów stała się początkiem ich końca. Mistrz horroru Stephen King zaprasza czytelników na wycieczkę do piekła i z powrotem!

Nowy dom rodziny Creedów w Ludlow był niewątpliwie dobrym miejscem - przytulną, przyjazną wiejską przystanią po zgiełku i chaosie Chicago. Wspaniała praca, mili sąsiedzi - i miejsce za domem, w lesie, pełne wzniesionych dziecięcymi rękami nagrobków, z napisem na bramie: CMĘTARZ ZWIEŻĄT (cóż, nie wszystkie dzieci znają dobrze ortografię...)

 

To pierwsza tak schizowa powieść, jaką czytałam, pełna naprawdę... ohydnych rzeczy. Tutaj także pierwszy raz dało mi się odczuć ten charakterystyczny dreszcz, o którym ludzie tak często mówią po przeczytaniu czegoś z twórczości Kinga (pomimo tego, że z powieści grozy czytałam jedynie "Rękę Mistrza", ale ona nie wywołała u mnie aż takiej reakcji). Tak, dreszcz to dobre słowo, zdecydowanie. A czasami odruch wymiotny.

No, może nie aż tak, ale kurna, to było mocne - i groza, i strach przed tym co się wydarzy (cały czas mając tę nadzieję, że ten debil jednak tego nie zrobi), i emocje, ach. Groza - tu już nawet nie chodziło o to, że wydarzenia były przerażające, ale po prostu SCHIZOWE (no wybaczcie, ale innego słowa na tę chwilę nie znajdę). A najgorsze jest zakończenie, bo zostawia jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi i jeszcze więcej dziwnego nieładu w głowie. W pewnym momencie nawet nie chciałam czytać dalej, bo wiedziałam, że to wszystko skończy się tragicznie. Cóż, nie pomyliłam się, ale zdecydowanie było warto dotrwać do końca.

Czytajcie Kinga, bo to świetny pisarz jest, a od tego możecie sobie zacząć, tak na dobranoc. 

 

Tutaj jest dosyć duży spoiler jeśli o fabułę chodzi, więc nie radzę zaglądać, jeśli masz zamiar czytać.

 

Już wcześniej spotkałam się z takim zagraniem w utworach Kinga, teraz nazywam to jego typowym zagraniem: wszystko ładnie pięknie, urocza scena, coby wedrzeć się w głąb serca czytelnika, a potem je rozerwać od środka jednym, kompletnie wyrwanym z kontekstu zdaniem:

 

A Gage, któremu pozostały niecałe dwa miesiące życia...

 

ZNÓW TE CHOLERNE DWA MIESIĄCE

Sprytnie autorze, udało ci się po raz kolejny!

Edytowano przez Applejuice
Link do komentarza

Cmętarz Zwieżąt? Nie znam.

Za to czytałem coś podobnego - "Cmentarz dla Zwierząt" Stephena Kinga

 

Koleś, toż o tym mówię. Pewnie miałeś na myśli "Smętarz dla zwierząt", tytuł inny, ale treść ta sama xd

Edytowano przez Applejuice
Link do komentarza

O co w tym chodzi? Ja ci mogę wszystko dokładnie wyjaśnić wszak to moja ulubiona książka napisana ręką Kinga! 

Nie wiem czemu, ale lubuję się w tego typu historiach. Mrocznych, strasznych, porytych. Im więcej mroku, duchów, zjaw, nawiedzonych cmentarzy i zmartwychwstałych kotów tym lepiej. 

Zacznę od tego, że już sam pomysł na cmentarz, gdzie wszystko ożywa jest świetny w swej prostocie. Wszak nie mamy do czynienia z pospolitymi zombie. Z cmentarza wracają zombie, to prawda, ale nie chcą nam zeżreć mózgów, a to na plus bo mózgożerców akurat nie trawię. 

 

Btw. Smutny koniec..

  • +1 1
Link do komentarza

O co w tym chodzi? Ja ci mogę wszystko dokładnie wyjaśnić wszak to moja ulubiona książka napisana ręką Kinga! 

Nie wiem czemu, ale lubuję się w tego typu historiach. Mrocznych, strasznych, porytych. Im więcej mroku, duchów, zjaw, nawiedzonych cmentarzy i zmartwychwstałych kotów tym lepiej. 

Zacznę od tego, że już sam pomysł na cmentarz, gdzie wszystko ożywa jest świetny w swej prostocie. Wszak nie mamy do czynienia z pospolitymi zombie. Z cmentarza wracają zombie, to prawda, ale nie chcą nam zeżreć mózgów, a to na plus bo mózgożerców akurat nie trawię. 

 

Btw. Smutny koniec..

 

Książka pozostawia po sobie wiele niewyjaśnionych spraw. Początkowo narrator wspominał o tym, że Jud jest ojcem Louis'a, ale wydaje mi się, że dalej nie zostało to nigdzie poruszone.

No ale przede wszystkim - jak zwierzęta/ludzie wracają zza grobu, kto za tym stoi i co z Ozem Wiejkim i Wsaniałym?

Link do komentarza

Powiem szczerze, że tymi pytaniami to mnie zagiąłeś. Pierwszego po prostu nie pamiętam, ale co do reszty wydaje mi się, że to sprawa mrocznych sił lub czegoś podobnego. Cmentarz najwyraźniej leży na takim niezwykłym terenie i nikt za tym nie stoi. Tak jest. Oz..Oz..tego też nie pamiętam. Dobra, jednak nie jestem w stanie wyjaśnić czy wszystkiego ^^" Okazuje się, że zbyt dawno książkę czytałam i chyba sobie ją powtórzę jak skończę Wiedźmina, Talizman i Czarny Dom. 

Link do komentarza

pełna naprawdę... ohydnych rzeczy.(...)A czasami odruch wymiotny.

Ohydna? Raczej niekoniecznie. Polecam twórczość pana de Sade. W 120 dniach Sodomy są rzeczy, które można nazwać ohydnymi.

 

Początkowo narrator wspominał o tym, że Jud jest ojcem Louis'a, ale wydaje mi się, że dalej nie zostało to nigdzie poruszone.

Nie był. Ojciec Louis'a zmarł, gdy ten miał 3 lata. Louis traktował w pewnym sensie Juda jak ojca, bo własnego w zasadzie nigdy nie miał.

Co do samej książki:

przeciętna. Miejscami przewidywalna, bo kiedy pojawił się już wątek cmentarza to z góry, można było założyć, że kogoś tam zakopie, i że nie będzie to tylko jedna osoba. To, że to był kot mnie nie dziwi, no bo co trzeba zrobić, by wymusić łzy na odbiorcy? Uśmiercić dziecko lub zwierzę, więc umarł kot, potem najmłodsze dziecko i że ono będzie zabijało też było jasne, bo przecież zabijające dzieci są straszne i szokujące, tym bardziej, gdy mówią tak jakby były dorosłe. Dużo, zwykłych, tanich, przereklamowanych chwytów, które właściwie tworzą główny wątek. Więc, sorry, ale ja nie biorę tego, za dużo rzeczy przeczytałam/obejrzała by tego typu chwyty robiły na mnie wrażenie. Pomysł z tego typu cmentarzem dobry, ale niestety potencjał zmarnowany. No ale cóż, tak jest jak ktoś "wypluwa" z siebie coraz to nowe powieści z prędkością karabinu maszynowego. Tym bardziej, że nazwisko ma się już wyrobione. Nie twierdzę, że King to zły pisarz, parę fajnych książek ma na swoim kącie takich jak

Historia Lisey czy Dallas '63.

  • +1 1
Link do komentarza

A mi książka się podobała, jako jedyna z twórczości Kinga stoi na mojej półce... I przyznam, że po ponownym przeczytaniu kilka tygodni temu zaczęłam się zastanawiać, czy jej nie sprzedać. Na mnie zadziałała bardzo przygnębiająco, mimo, że wiedziałam co się wydarzy. Śmierć jest w niej wszechobecna, i to nie w tej czystej postaci, tylko w najmroczniejszej jaką można sobie wyobrazić. 

 

Khornel - to ta sama książka, została ponownie wydana i zmieniono tytuł. Dlaczego - nie wiem, może uznano, że jest zbyt zagmatwany, może mało poważny. Jest też film pod poprzednim tytułem. Obejrzałam połowę i zasnęłam, mimo, że książka wciągnęła mnie niesamowicie.

 

Jud na pewno nie jest ojcem Louisa. Sam Louis myśli o nim jak o przyjacielu, to w narracji się pojawia stwierdzenie, że Jud jest dla niego jak ojciec.

Oz - wydaje mi się, że Lou tak tytułował na końcu tą siłę działającą na cmentarzu. Co z nią się stało - można się tylko domyślać. Może przestała działać po "nakarmieniu" tyloma ofiarami, może czekała na następne.

Jeśli chodzi o zakończenie to sama mam jedno przypuszczenie. W którymś rozdziale Ellie ma sen, w którym Louis siedzi przy stole w kuchni, ma otwarte oczy, ale dziewczynka wie, że jest on martwy; dookoła szaleją płomienie. Jak wyczytujemy w książce, wszystkie sny Ellie się sprawdzają. Na tej podstawie można się więc domyślać, że a) Louis zabił upiorną Rachel, podpalił przeklęty dom i popełnił samobójstwo - lub b) Rachel zabiła Louisa i być może podąża za swoją córką (tak jak Lou sobie wyobrażał, że zmartwychwstały Gage podąży za nim i Ellie jeśli uciekną). W wersji b nie pasują płomienie widziane przez dziewczynkę, więc bardziej skłaniam się ku wersji a.

Może i nie mam racji, ale w końcu gdzieś mogłam opisać swoje przypuszczenia;)

 

Nie wiem, czy przeczytam ją jeszcze raz. Mam zbyt dużą wrażliwość na sprawy śmierci, co w połączeniu z bardzo bogatą wyobraźnią daje efekt niespania po nocach ze strachu i oglądanie się za siebie przez tydzień po przeczytaniu powieści;) Porzuciłam też na jakiś czas wycieczki do pobliskiego lasu, a do tej pory uważnie się rozglądam czy coś za mną nie idzie... Ale to tylko ja i moja wyobraźnia;)

Edytowano przez Silma
  • +1 1
Link do komentarza

Nie jestem aż tak oczytana jak ty Cuddly, dla mnie te motywy były naprawdę dobrze opracowane i na mnie wywarły ogromne wrażenie ^^ A w takim razie tamtego tytułu nie mam zamiaru tykać :P

 

Aaa więc o to chodzi z Judem i Louisem, rany, jak zwykle nic nie ogarniam xD Zaś co się tyczy drugiej kwestii, Silma...

 

Czytając o historii Zeldy cały czas odnosiłam wrażenie, że ona także powróciła do życia przez Cmętarz Zwieżąt i wydaje mi się, że to ona ma z tym wszystkim najwięcej wspólnego. Ten facet, co był pierwszy raz tam zakopany, obrażał wszystkich i mówił to, czego oni nie wiedzą - wydaje mi się, że z Zeldą było podobnie, choć z tym wyjawianiem sekretów nie jestem pewna, bo nic sobie takiego nie przypominam, no ale w każdym razie miałam takie odczucie. Nawet oczekiwałam, że na końcu wszystko się wyjaśni, i byłam z siebie taka dumna, że odkryłam chociaż cząstkę tej tajemnicy, a tu klops .-.

Zaczynając od początku - Jud twierdził, że to Wendigo przywraca zwierzętom/ludziom życie. Ten duch pojawił się razem z plemieniem Indian, prawda? Nie pamiętam zbytnio tej historii już... 

To wszystko jest strasznie zagmatwane dla mojego lekko nieogarniającego rozumku .-.

Pierwsza wersja faktycznie jest strasznie prawdopodobna. Rany, teraz mając zarys tego, co mogło dziać się potem, jeszcze bardziej nie lubię zakończenia D:

 

O właśnie, wrażliwość na sprawy śmierci. Myślę, że u mnie jest to samo. Może dlatego czułam taki... niepokój, gdy czytałam tę powieść i dlatego nazwałam wydarzenia ohydnymi. Też raczej do niej nie wrócę, trochę to zbyt przytłaczające. Dobrze, że jakoś udało mi się przez to przebrnąć. 

Link do komentarza

Czytając o historii Zeldy (...)

 

 

To właśnie jest najbardziej zagmatwany wątek w książce. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że 

Zelda była w jakiś sposób powiązana z duchem cmentarza (Wendigo). Są między nimi oczywiste podobieństwa, ale z drugiej strony siostra Rachel nie była martwa. Tak jak Rachel to sobie tłumaczyła mogła stracić zmysły, mogła być złośliwa przez to co przeszła, zmieniona przez chorobę, ale nie była martwa i przywrócona do życia. Kurczę, naprawdę ciężko jest rogryźć "co autor miał na myśli" łącząc postać Zeldy i Wendigo. A może w ogóle nie łączą się ze sobą, a Zelda została pokazana jedynie po to, żeby wytłumaczyć strach Rachel przed śmiercią... Chyba nikt tego nie rozwiąże;)

Link do komentarza
×
×
  • Utwórz nowe...