Skocz do zawartości

Nightirius: Jedyny niewierny (by Ojciec Dyktator)


Nightmare

Recommended Posts


 
1. Imię: Danate
2. Ród: Amarth
3. Rasa: Człowiek. Z północy dokładniej.
4. Wiek: młody dorosły. Około 25 lat.
5. Płeć: mężczyzna. 
6. Wygląd:
prince_of_persia_by_sideburn004-d2qw6s0.

7. Charakter: miły, wesoły, czasami poważny, sarkastyczny.
8. Zawód: łowca głów.
9. Specjalna zdolność: zwinność oraz walka dwoma mieczami.
10. Bóstwo: nie wyznaje żadnego.
11. Mieszka pośrodku lasu u podnóża góry. 
12. Historia: Urodził się w miejscu gdzie lepiej dbać o własny kark bo za najmniejsze przewinienie można było zostać ściętym. W wieku około 17 wyruszył na poszukiwanie szczęścia. Zajmował się głównie łapaniem przestępców na zlecenie oraz najemnictwem. Jego życie było raczej ciężkie. Nigdy nie miał zbyt wielu przyjaciół bo wiedział że nawet oni mogą go zdradzić. Wiele razy próbowano go pojmać, bez skutku. 
13. Ekwipunek: dwa miecze, sztylet, lekka kolczuga. 

 

Danate Amarth obudził się w swojej chatynce w środku lasu u podnóża góry Crystallus. Za nią znajdowała się Generosa, miasto czczące wielce Pazurcię. Były z tego minusy i plusy. Jednym z minusów było akurat te pukanie co rano. W końcu pukający się znudził i poszedł. Danate wstał z łóżka.

Jego chatka składała się tylko z dwóch pomieszczeń. Kuchnia była cała zawalona garnkami i niemytymi naczyniami, a w koszach pod ścianą na prawo od wejścia leżało mięso. W koszach pod ścianą po lewej leżały główki kapusty, pory, ziemniaki i kilka marchewek. Oczywiście wszystko pochodziło z małego, zaniedbanego ogródka za domem. Wchodząc do kuchni od razu widać było palenisko, a nad nim wiszący garnek, służący do gotowania. Całe palenisko zostało udekorowane czaszkami wilków, które często można było spotkać w tych okolicach. Raczej rzadko spotykało się tu kapłanów Lukiarna, więc nikt nie miał nic przeciwko polowaniom Danate'a na te święte stworzenia.

Teraz przejdźmy do głównej izby. Od wejścia na lewo, pod ścianą stało twoje łóżko, obok niego stoliczek, a obok stoliczka drzwi do kuchni. Pokój nie był mały, a jego ścian nie było widać przez skóry różnych zwierząt. Patrząc na prawo od wejścia można było zobaczyć trzy komody, jedna pod tą samą ścianą, co wejście, druga na przeciwko niej, a trzecia pod tą ścianą, na którą się patrzy. Na pierwszej, nie wiadomo, skąd, znalazły się trzy przedmioty wierzących, czyli amulet przypominający głowę nietoperza, zwinięty gobelin przedstawiający Pazurcię i piękny, stalowy miecz ze złotą literą L na rękojeści. Na drugiej komodzie leżały twoje miecze, sztylet i lekka kolczuga. Trzecia komoda zawierała przedmioty codziennego użytku, takie jak ziołowe mydło wykonane przez zielarzy pod natchnieniem Pazurci, szczotka do włosów, bandaż wraz z nieodłączną miksturą leczącą i trochę pieniędzy, czyli konkretniej jakieś sto sztuk złota. Na stoliczku obok łóżka leżała pusta butelka po miksturze nasennej i wypalona do połowy świeca. Nad drzwiami wisiała czaszka tygrysa szablastozębnego.

Czas na wygląd domu od zewnątrz. Pokryty słomą dach i ściany z drewna, czyli tradycyjna chatka samotnika. Nad drzwiami zawisła ogromna czaszka trolla, która była już tam przed przeprowadzką Danate'a. Prowadziła od niej zarośnięta ścieżka z białych kamieni, która wiła się między górami aż do Generosy. Za domem znajdował się mały ogródek warzywny, zarośnięty chwastami i ogrodzony kamiennym murkiem. Z niego można było wejść do kuchni przez drzwi, zabarykadowane od środka przez owe kosze z mięsem.

Acha, jeszcze zapomniałam wspomnieć, że plusem tych porannych prób wizyt są podarki, które zostawiają kapłani. Dla nich nie liczy się, że mieszkaniec chce się wyspać, czy akurat nie uznaje tego bóstwa. Dla nich liczy się, by otrzymał dar i błogosławieństwo. Pod łóżkiem leżało już kilka tych podarków, między innymi kryształy, granatowe peleryny wizytowe, pięknie rzeźbiony łuk ze złotą literą L, książka do nauki kowalstwa, książka do nauki gotowania, jeszcze jedna książka, ta zaś zawierająca porady, jak podkradać się do wroga, by cię nie zauważył. No i jeszcze, zapomniałabym wspomnieć, że jest tam również kilka cenniejszych podarków, które stanowią środki na czarną godzinę. Są to trzy szafiry, rubin, dwa ametysty, cztery szmaragdy i diament. Patrząc na to wszystko, to niezła suma się uzbierała.

Wracając do Danate'a, był on ubrany po śnie tylko w koszulę i skarpetki. Długie włosy były splątane i w nieładzie. Chyba czas pójść nad rzekę i się wykąpać... 

 

(wybierz, czy chcesz pisać pierwszą, czy trzecią osobą)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Pierwszą)

Wstałem. Przeciągnąłem się aż dało się usłyszeć strzelanie w kościach. Zrobiłem kilka przysiadów. Poprawiłem lekko włosy jednak nie dało to znacznego skutku. Zabrałem mydło, sztylet i ubranie. Wziąłem kawałek ususzonego mięsa. Przeciągnąłem się jeszcze raz i zjadając mięso wyszedłem. Zamknąłem drzwi. Rozejrzałem się jeszcze. Odetchnąłem głęboko. - Ach. Kolejny ranek.  Kolejny dzień, - mruknąłem pod nosem. Ruszyłem w stronę rzeki ziewając jeszcze kilka razy. Podrapałem się po brodzie. Gdy dotarłem do rzeki ściągnąłem koszulę i skarpetki. Wskoczyłem do wody. - Brr. Zimna... - popływałem chwilę, po chwili zacząłem się myć. Zajęło mi to paręnaście minut. Gdy skończyłem wyszedłem i ubrałem spodnie i buty które zabrałem ze sobą. Zabrałem mydło, sztylet i ruszyłem do domu nucąc jakiś utwór. Gdy dotarłem zostawiłem brudną koszulę oraz skarpety na łóżku. Przeczesałem włosy, założyłem resztę ubrania. Zawinąłem miecze w materiał który paskiem zaczepiłem na plecy, zabrałem pieniądze i ruszyłem do najbliższego miasta z nadzieją na jakieś zlecenie. A przynajmniej coś do picia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wychodząc z domu, już ubranemu zauważyłeś, że ktoś, najprawdopodobniej kapłan zostawił pod twoim domem, obok drzwi butelkę z eliksirem zdrowia. Zamiast korka butelkę zamykał kryształ. Do szyjki ktoś przywiązał karteczkę: "Niech Pazurcia ma cię w swojej opiece". Dodatkowa miksturka zawsze się przyda. Po drodze do Generosy jednak znalazłeś coś dziwnego. Konkretniej wydostające się z trawy błyski. Oczywiście oznaczające złote monety. Ścieżka ze złotych monet prowadziła w las. Tak, jakby szedł tam koleś z dziurawą sakiewką. Co za kretyn nie zauważył, że mu się kasa sypie?

 

(zdania złożone też są ok :P )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruszyłem tropem, zbierając leżące złoto, przy okazji wciąż zastanawiając się kto mógł nie zauważyć że gubi złoto. Co jakiś czas przystawałem, rozglądałem się, żeby sprawdzić czy nikogo nie ma. - To może być zasadzka... - mruknąłem pod nosem, ściągając zawinięte w materiał miecze z pleców. Odwinąłem lekko materiał żeby łatwiej był dobyć miecza. Wciąż szedłem za pieniężnym śladem zbierając złoto. Po chwili zatrzymałem się szukając reszty śladu. - Coś tu za cicho... - rozglądałem się starając się dostrzec kogoś kto mógłby być dla mnie zagrożeniem przy okazji chwytając za miecz. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na gałęzi jakiegoś dębu spał wędrowny Ferius. Jednak nie miał sakiewki, nawet jakiegoś worka, więc to raczej nie on zgubił to złoto. Uzbierałeś już pięćdziesiąt sztuk złota, gdy zobaczyłeś coś dziwnego między drzewami. Wyglądało to jak wierzba, ale zamiast liści miało jakieś różowe kryształy. Nie mogłeś ich rozpoznać, chociaż pewnie zrobiłby to każdy kapłan Pazurcii. Pod tym drzewem też coś leżało. Z tej odległości nie mogłeś zauważyć, co, ale na pewno się błyszczało. Może złoto, a może coś cenniejszego. Albo kolejna kapliczka Pazurcii...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.- Dziwnę. Rzadko widuję coś takiego... - spojrzałem na drzewo z kryształowymi ,,liśćmi''. - A czymże może być to? - mruknąłem pod nosem. Wstałem z pozycji klęczącej. Wyciągnąłem jeden z mieczy, zakręciłem nim kilka razy. Nie podchodziłem jednak dokładnie przyglądałem się dziwnej wierzbie. Po chwili postanowiłem zbliżyć się, podchodziłem ostrożnie wciąż trzymając przygotowany miecz. - Takie rzeczy się nie zdarzają...- mruknąłem stając pod drzewem i przyglądając się to jemu to rzeczy pod nim. 

Edytowano przez Ojciec Dyktator
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pod nim leżało coś na kształt tablicy ze złota. Nagle zauważyłeś, że po całym drzewie i ogólnie tej minipolance, na której się znajdowało przeleciał ogromny cień. Coś przeleciało nad tobą. I to tym razem na pewno nie Ferius. W twoje uszy uderzył piekielny ryk. Nie odwróciłeś się, ale przez drżenie ziemi domyśliłeś się, że to coś wylądowało tuż za dobą. Po pomruku zaś domyśliłeś się, że raczej nie ma przyjaznego nastawienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwyciłem miecz mocniej, szybkim ruchem wyciągnąłem też drugi. Odwróciłem się powoli. Spojrzałem na stwora. Przyglądałem mu się przez chwilę. Zmieniłem pozycję na taką która ułatwiła by mi unik. - Czołem bestyjko. Jak cię zwą? - uśmiechnąłem się lekko. Powoli zacząłem kierować się w stronę gęstszych drzew, krok za krokiem. Miałem nadzieje że stwór nie rzuci się na mnie, a przynajmniej nie od razu. Gdy zbliżyłem się do drzew poruszyłem lekko jednym z mieczy. - No chodź... - powiedziałem cicho czekając na reakcje stwora. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za tobą stał największy na świecie Smok. Na dodatek, to był pierwszy smok, jakiego w życiu widziałeś. Był granatowy, a zamiast oczu miał dwa płomienie lewitujące w jego oczodołach. Swoim ciałem zwalił kilka drzew. Mógłby cię połknąć jednym ruchem. Właściwie, już powinieneś być martwy. Jednak widać, że smok wstrzymywał się z atakiem. Obserwował cię, machając ogonem, w pozycji gotowej do skoku, którego zresztą nie potrzebował, by cię zabić. W tle usłyszałeś krzyk odlatującego, przerażonego Feriusa.

 - Schowaj broń! - usłyszałeś dziwny głos, jakby mówiło go kilku mężczyzn. Dopiero po chwili zdałeś sobie sprawę, że to głos smoka. Stwór wpatrywał się w ciebie z lekko otworzoną paszczą. Widziałeś w środku rubinowo czerwone kły. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na smoka zastanawiając się nad jego rozkazem. - W sumie. To i tak nie mam szans na przetrwanie ataku stwora twojej wielkości. Nie... Z takim dużym stworem to dałbym radę. Na północy bywały zwierzęta o podobnej wielkości a atakowały w grupie. Ty jesteś smokiem. Pierwszy raz jakiegoś widzę... No cóż. - Schowałem miecze do pochw na plecach i oparłem się o drzewo. - Czemu mam zaszczyt bycia twoją przekąską? - zapytałem sarkastycznie. 

Edytowano przez Ojciec Dyktator
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jego płomienie lekko się powiększyły, przez co Smok wyglądał na groźniejszego. Już otworzył paszczę by cię chapnąć, co automatycznie zakończyłoby twoje życie, zatrzymało go coś. Konkretniej kolejny wielki stwór, który wylądował za granatowym Smokiem.

 - Przestań, bracie - powiedział łagodny głos, składający się z wielu kobiecych głosów. Zobaczyłeś, kto go wydaje. Był to mniejszy, ale wciąż ogromny, różowy smok. Jego oczy były normalne, ale błękitne z pionowymi szparkami zamiast źrenic. Granatowy smok ryknął jeszcze na ciebie i wzniósł się w powietrze. Stąd widziałeś doskonale jego kolczasty ogon, gdy wcześniej widziałeś tylko uzębioną paszczę. Leciał coraz wyżej, zdawał się spalać, im wyżej leciał. W końcu spłonął doszczętnie. Różowy smok patrzył za nim. Przy nim wiedziałeś, że nic ci się nie stanie, czułeś się bezpieczny...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyglądałem się różowemu smokowi. Odchrząknąłem. - Wybacz. Ale czy smoki nie są tak jakby wymarłe? Nie widziano żadnego od dość długiego czasu. Wybacz szczerość ale spore z Ciebie bydle i trudno was nie zauważyć. Jakim cudem wy się ukrywacie? I co właśnie zrobił ten spalając się? - zapytałem głosem podobnym do dziecka które zadaje pytania rodzicom. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 - On nie spłonął, on się przemienił - powiedział różowy smok. Zaczął się świecić na jasno niebiesko i powoli iść w twoją stronę. Zmniejszał się z każdym krokiem. W końcu stanęła przed tobą różowa Kajiit o błękitnych oczach, w błękitnej sukni.

 - Tak jak ja teraz - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 - Moja kapliczka - odpowiedziała Kajiit. - Nie można tu wyciągać broni, dlatego mój brat tu przybył.

Wzięła w łapkę jeden z kryształów-liście, zerwała go i położyła na ziemi. Po chwili wyrosła tam mała, kryształowa łodyżka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 - To, kim jestem, powinieneś się już domyślić - powiedziała. - Wiedz jednak iż nasza moc słabnie przez słabnącą wiarę. Przekonaj ludzi, że wciąż istniejemy. Proszę - powiedziała. Wyjęła błękitny klejnot w kształcie serca ze swojego złotego naszyjnika i wręczyła ci go. Następnie oddaliła się, ponownie zmieniając się w smoka. Ruszyła w stronę chmur, po drodze rozsypując się w niebieski pył. Na klejnocie, który ci dała była wyryta litera P.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem przez chwilę. - Ale ja nie wierze! Dlaczego mam robić za mesjasza będą niewiernym! - krzyknąłem jeszcze ale wiedziałem że smok mnie nie usłyszy. Westchnąłem głośno chowając klejnot do sakwy. Ruszyłem ponownie w kierunku miasta. Zastanawiałem się co zrobić, jestem niewierzący a muszę przekonać ludzi do tego że bogowie istnieją.- A byłem sobie łowcą głów. - westchnąłem, przez resztę drogi starałem się pojąć to co widziałem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy wróciłeś na ścieżkę zdałeś sobie sprawę, że nie możesz sobie przypomnieć, jak trafić z powrotem do tego drzewka. Po drodze zauważyłeś rodzinkę Batirii lecących z Generosy. Nie mieli chyba bladego pojęcia o nalocie smoków. Po paru minutach dotarłeś przed bramę miasta. Oczywiście, nad nią wisiał napis informujący o nazwie mieściny wykonany z diamentów. Na bogato.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tu pojawił się problem. Było południe, więc cały plac główny, na którego obrzeżach stała karczma, był zasypany ludźmi i innymi istotami myślącymi. Plac został, przy budowie miasta, wyłożony idealnie okrągłymi kamieniami. Miał kształt koła, a dookoła niego stały różne budynki z jasnego drewna, jak wszystkie w mieście. Byli tam: zielarz, karczma "Pod Złotym Szponem", sklep z mięsem, ratusz, świątynia Pazurcii i ze trzy domki. Pośrodku stał posąg Pazurcii, czyli gigantyczna statua kota stojącego na czterech łapach i patrzącego się z uśmiechem w niebo. Została wykonana z jakiegoś nieokreślonego, różowego kamienia, chyba ametystu, ale głowy nie dam, a pazury i oczy zrobiono z czystych diamentów. Przynajmniej kiedyś tak było. Gdy tylko spojrzałeś na statuę, zauważyłeś, czemu na placu jest więcej mieszkańców niż zazwyczaj.

Oczy kota zostały wyłupane, pewnie w nocy, a na ich miejsce ktoś włożył zakrwawione świńskie łby. Pazury zostały również zabrane i zastąpione pogiętymi kawałkami żelaza. Do tego na boku posągu ktoś napisał "Kajiickie brednie!" i aktualnie kilka kapłanów to zmywało. Żelazne pazury też miały zostać zabrane, a co do świńskich łbów... Kilku kapłanów z drabiną stało pod posągiem jak ci idioci i gapili się to na siebie, to na posąg. Dla nich wejście na świętą statuę byłoby zbezczeszczeniem jej, ale zostawienie głów również nie wchodziło w rachubę. Wiadomo jedno: nie dostaniesz się tak łatwo do karczmy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozglądałem się po przeludnionym placu. Tłum ludzi mnie lekko irytował zwłaszcza z powodu ich hałaśliwości oraz braku dostępu do karczmy. Po chwili zacząłem przyglądać się posągowi. Po chwili olśniło mnie. - A co jeśli zaoferuje złapanie świętokradcy mnichom? - pomyślałem. Postawiłem sobie za punkt honoru dostanie się do świątyni. Zacząłem przebijać się przez tłum, jak na taką liczbę ludzi szło mi to całkiem sprawnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed świątynią stali właśnie ci kapłani, co się zastanawiali, czy wyjąć łby. Wszyscy mieli różowe habity z błękitnymi dodatkami, takimi jak sznurki czy końce rękawów. Łącznie było ich sześciu. Dwie Khajiitki, jedna szara, druga ruda, jeden Khajiit w barwie pomarańczowej, do tego Katring płci żeńskiej o żółtozłotym umaszczeniu i dwie Batirie płci męskiej, obie brunatne. Zastanawiali się na głos, czy wejść na głowę Pazurcii i zdjąć łby, czy poprosić jakiegoś Feringa o pomoc. W końcu pomarańczowy Khajiit i obie Batirie ruszyli do posągu z drabiną. Zostały dwie Khajiitki i Katring. Patrzyły z niepokojem w niebo, czy Pazurcia nie prześle jakiegoś znaku, który miałby oznaczać, że nie wolno im wchodzić na posąg.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Westchnąłem przyglądając się kapłanom. Podszedłem do posągu, dość sprawnie wspiąłem się na niego i zdjąłem głowy. Zeskoczyłem na dół. - Wiecie wierzę iż wasza bogini wolała by żebyście zrobili to szybciej, nie przeszkadzało by jej raczej że ktoś wszedł na posąg aby go naprawić... - powiedziałem - A teraz pytanie. Czy zechcielibyście abym pojmał heretyka? Za opłatą oczywiście. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zdążyłeś wleźć na posąg. Ledwie stanąłeś obok, a jeden z Batirii już stał na głowie. Oni są bardziej przystosowani do wspinaczki. Szybko zrzucił głowy i przy okazji zaczął czyścić środki oczu. Kapłanki na twoją propozycję zaprosiły cię do świątyni...

Środek składał się z dwóch pomieszczeń. W głównym pomieszczeniu stała fontanna z białego marmuru i kilka kolumn przytrzymujących sufit. Poza tym jeszcze doniczki z krzaczkami Lawendy stojące przy ścianach. Ściany były oczywiście z jasnego drewna, całe obwieszone gobelinami z Pazurcią. Gdy się idzie od wejście, to przy ściance fontanny stoi coś na kształt diamentu, ale z czystego złota. Kapliczka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...