-
Zawartość
259 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez nicoś
-
[Busma] -Spokojnie, raz że już prawie wszystko skończone, więc na pewno cię to nie rozczłonkuje, a dwa że jesteś moim bratem bliźniakiem, więc tak poprostu cię nie skasuję- odpowiedział uspokajająco. -Jak chcesz, to ci mogę pokazać że ja ci ufam i skoczę z kamienia z zawiązanymi oczami a ty mie złapiesz- zaproponował.
-
-O żesz ty, ale mu głowa daleko odleciał- powiedział rozbawiony krasnolud skutkiem zbyt dużej siły użytej na przeciwniku. Dopiero teraz zauważyć było można skuteczność własną i towarzyszy. Więc byle truposz nie będzie dla nas wyzwaniem - pomyślał, przygotowując topór na kolejny poziomy atak w szyję tym razem szarżującego trupa.
-
[Busma] -No dobrze, to ja zaraz skończę poprawiać ostatnie błędy i przetestujemy na tobie czy to działa, bo ktoś musi w razie czego umieć naprawić kolejne wpadki, a tylko ja tutaj to potrafię. Potem jak wybuchnie zamach, będziemy przygotowani aby stawiać czoło zagrożeniu- powiedział z zachwytem że zyskał nową relację międzykucykową.
-
[Busma] -Cóż, skoro podejrzewasz mnie o złe zamiary to powinienem cię wywalić stąd, ale jako że jesteś moim bratem bliźniakiem to ci zaproponuję współpracę. Za pomocą klonów pozyskanych stąd będziemy mogli uratować Equestrię przed atakiem gdy okaże się że Lunar i Celestyna są tyranami. Bo nie chce nic mówić ale nie ufam temu dziwnemu rozwiązaniowi ze strony Holiday Suna. A ty? Ufasz mu?-
-
Krasnolud widząc kolejne trupy dalej zrozumiał że to napad więc podniósł swój topór żeby być gotowym na oddanie zamachu. Gdy trup był już bardzo blisko, w krasnoludzie obudził się instynkt przetrwania i podbiegł do trupa z zamiarem oddania zamachu poziomego celując w szyję z całej siły. Następnie obserwował skutki swego ataku. -Radziłbym jak najprędzej opuści to miejsce zanim przybiegnie tu cała horda trupów- powiedział do reszty, głównie do Haralda do którego nie musiał się za bardzo odwracać.
-
Gronkiel widząc że drugi krasnolud się zatrzymał i przyjął postawę bitewną, usiłował odszukać punktu w który on patrzy. Kiedy jego oczy zatrzymały się na patrzącym trupie, zląkł się przez chwilę. -Poczekaj, on narazie tylko patrzy, może chce nam coś powiedzieć- powiedział do drugiego krasnoluda. Był ciekawy czy to w ogóle ma zamiar ich zaatakować, ale nadal trzymał topór w pogotowiu.
-
[Busma] -He, co to za pomysł żeby zastąpić znajomych własnymi klonami. To jest tylko... Takie... Takie... Takie coś... Jeny, jak to nazwać. Może projekt? Tak, projekt. Dzięki któremu zwiększę swoją reputację na tle innych cyganów i szamanów. Czyli prawdopodobnie to nawet nie będzie używana ale zaświadczy to o moich kompetencjach-
-
[Busma] -Już śpieszę z wyjaśnieniami. Jesteśmy pod ziemią, wszystko co tutaj widzisz zostało zrobione przeze mnie. Oczywiście jest jeszcze w budowie, więc będzie to więcej zarośli i może jeszcze grzyby się gdzie nie gdzie postawi. To jezioro na środku to jeszcze, jak się przed chwilą okazał, nie dopracowana kopiarka kucyków. Przed chwilą myśląc że wszystko już działa chciałem przetestować swój wynalazek i się sklonować, żeby szybciej skończyć otoczenie, ale widocznie gdzieś w jakimś algorytmie popełniłem błąd i jezioro zamiast tworzyć klona, szuka takowego. I wychodzi na to że jesteś moim niespokrewnionym bratem bliźniakiem. A i jeszcze coś, pewnie też widziałeś świat przez czwartą ścianę, więc powiem że to się stało dlatego bo, tak jak powiedziałem, jezioro jest niedopracowane i zamiast cię tutaj odrazu przenosić, przeniosło cię do międzyczasoprzestrzeni pełniącej rolę pamięci roboczej. Coś jeszcze? Bo niewiem czy wszystko powiedziałem- wyjaśnił uśmiechając się.
-
Krasnolud szedł przy koniu, widząc krzyże zastanawiał się, co mogą one oznaczać. Ale dla bezpieczeństwa trzymał swój topór mocno, żeby w razie czego się obronić. Dziwił się że wampir szedł sobie na luzie jakby niby nic. Idąc dalej rozglądał się to na reakcje pozostałych, to na otoczenie. -Co to, cmentarz?- zapytał dla pewności, normalnym głosem.
-
Krasnolud wychodząc z klasztoru łyknął trochę wina i podszedł do pozostałych. -To... Co mówi mapa?- zapytał drugiego krasnoluda przerywając ten jakże dziwny temat do rozmowy. Hmm... Ciekawe, nie przypominam sobie żebym wiking zerkał na mapę, więc skąd wie gdzie iść? - pomyślał patrząc jak człowiek oddala się zwolna z koniem.
-
[Busma] Po dłuższych oględzinach okazało się że owa polana jest pod ziemią, a na środku było jezioro. -Eh, przepraszam cię za to co przed chwilą się z tobą stało- powiedział kucyk którego wcześniej nie było widać bo leżał w trawie. -Jestem Gypsy Hoof- przedstawił się wyciągając pomocne kopyto.
-
-Racja, komu w drogę temu wre- powiedział i zeskoczył z krzesła. Podszedł do drzwi i rozglądał się szukając okna żeby ustalić porę dnia. Ukradkiem spoglądał też na to, kto weźmie szkatułkę z biurka biorąc na siebie odpowiedzialność wyprawy. W sumie to on by to wziął bo miał najbliżej, ale że nie ma torby i nie chciało mu się tego pakować do kieszeni lub do paska mocować to postanowił sprawdzić kto uważa się za dowódcę i to weźmie, zresztą inni mieli torby to na pewno któryś z nich się pofatyguje.
-
-Imię me, Gronkiel. Wstałbym do ciebie by uścisnąć twą dłoń, lecz krzesło zbyt wysokie bym zeń zeszedł, więc rzeknę "witaj"- odpowiedział zadowolony, ponownie odwracając się do przybyłego. Atmosfera się trochę zbyt bardzo rozluźniła i gdyby nie fakt że nie są w barze to pewnie i alkohol by się polał. Pamiętając że to nie miejsce i chwila na takie rozluźnienie, Gronkiel ukradkiem spoglądał na twarz brata Felicjusza sprawdzając czy zaraz na nich nie ryknie.
-
-Yhm, w skrócie? Demony znów nas napadają, musimy poszukać jakiegoś super fajnego miecze który ich pokona, ale my tylko jedną część tej broni, a druga "prawdopodobnie" jest zaznaczona na mapie, i poza mapą mamy jeszcze stary klucz i srebrny nóż, wg mapy druga część jest w grobowcu pełnego pułapek i ożywieńców- odpowiedział szybko odwracając się w stronę nowego przybysza, bowiem oczekiwał jeszcze na odpowiedź pierwszego pytania. Czyżby brat Felicjusz zapomniał? Na wszelki wypadek zapytał jeszcze raz -...więc ten nóż jest kluczem czy narzędziem do włamania?-
-
W końcu coś fajnego, pomyślał widząc pokazane przedmioty. Klucz wprawdzie otwierał tylko jedną kryptę, ale i tak było to jakieś ułatwienie. I przede wszystkim przydało by się go wyczyścić, a on by to z chęcią zrobił, oczywiście za drobną opłatą. Następnym przedmiotem było kolejne narzędzie ze srebra, szkoda że nie dla wszystkich był to przyjemny widok. Ostatnim przedmiotem była niepotrzebna mapa, może pokazywała gdzie jest wejście ale po wejściu już nic nie pomoże, no chyba że po drugiej stronie coś jest. Pułapki? Nic trudnego, myślę że je rozbroję, ale ożywieńce mogą sprawić kłopoty. -Ten nóż jest kluczem czy za jego pomocą trzeba będzie się włamać? I czy jest mapa tego podziemnego cmentarza lub coś o tych pułapkach?- zapytał.
-
Gronkiel dalej z tym samym nastawieniem chłonął informacje. Może jak już brat Felicjusz skończy mówić to o coś zapyta, ale narazie czekał na dalsze słowa.
-
-Security Lock- Holi rzucił zaklęcie na rów i gdy wszyscy wyszli, ten się zasypał i nie było po nim śladu. Obok Lunar szykował się do budowy zamku -Building Empire- powiedział i natychmiast z ziemi wyrósł zamek. -Ogłaszam że od teraz tu znajduje się stolica Equestrii- powiedział do wszystkich kucyków, które odrazu wiwatowały. Kilkanaście minut później odbyła się uroczystość koronacji Lunara na króla Equestrii i Celestyny na królową Equestrii wraz z ślubem. Następnie rozpoczęło się świętowanie przy ognisku. Gdy inne kucyki się bawiły, Holi wpadł na pomysł. -Przyprowadź mi tu Slow Pie'a i Busmę- powiedział podchodząc do Lighta.
-
Puste, proste ściany? Dziwne. Gdyby mnisi byli ubrani w wyblakłe, czerwone szaty, to można by stwierdzić że nie mają pieniędzy, ale jednak każdy mnich ma krwistoczerwone szaty no i ten witraż też nie taki sobie, więc to pewnie nie przez pieniądze jest tu tak ubogo. Pomyślał rozczarowany. Ludzkie krzesło może jest wysokie ale od czego ma się głowę. Wprawdzie mógł powiedzieć "Ej, podsadzisz mnie?" ale wolał zrobić to samodzielnie i dźwignął się jedną ręką na toporze, a drugą na krześle. I tak po chwili zajął miejsce na krześle i czekał na dalszą przemowę.
-
Gronkiel nie zwracał uwagi na pozostałych. Jak już ma kogoś poznać to najlepiej od środka a nie po okładce. Wchodząc do środka podziwiał architekturę wnętrza. Gdy mnich skończył mówić, Gronkiel widząc uśmiech na twarzy mnicha zapytał dla rozluźnienia atmosfery -Ciekawe szaty, kolor ma coś wspólnego z krwią? I czy też takie dostaniemy?- Odwzajemnił uśmiech.
-
Gronkiel był już niedaleko. Poruszał się spokojnym krokiem. Gdy ujrzał miasto do którego zmierzał, dziwnie się poczuł. Serce zaczęło mocniej bić i poziom adrenaliny wzrósł. Tylko dlaczego. Przecież już tyle razy wchodził do miasta i nic takiego nie czuł. Może dlatego że tym razem celem nie była kolejna kuźnia czy karczma. Organizm mówił sam za siebie -zaraz będzie coś nowego, zaraz będzie coś nowego- powtarzały się te słowa w jego głowie. Wszedł do miasta, tłum ludzi wyższych od niego nie był przeszkodą i zwinnie przechodził im pod nogami. Dla ochłonięcia postanowił rozejrzeć się po stoiskach, gdy nagle doszły do niego słowa które gdzieś już spotkał. "Wojna zbierze swe żniwa", gdy to usłyszał, zaczął zmierzać do źródła. Podchodząc do mnicha odpowiedział -A rzeki spłyną krwią niewinnych-, jego słowa zabrzmiały tak jakby to było hasło do otwarcia czegoś przyjemnego. Ponieważ był zadowolony że znalazł cel do którego zmierzał i nie myślał co się zaraz stanie.
-
Imię i nazwisko: Gronkiel Petran Rasa i płeć: Krasnolud, mężczyzna Wiek: 60 Wygląd: Czarne, długie, odstające włosy, czarna, nieczesana broda długa do pasa, duży nos, niski wzrost, nieco grubsza postura Charakter: Średni materialista, realista, pomysłowy, złota rączka, woli działać niż planować, lubi sobie trochę wypić Wyposażenie/ekwipunek/co masz przy sobie: Krasnoludzki pancerz, topór, butelka wina Dlaczego odpowiadasz na list: Chęć wyjścia z kuźni by przeżyć świetną przygodę i przy okazji trochę się wzbogacić Krótka Historia: Gronkiel nie lubi przebywać w jednym miejscu, więc podróżuje od kuźni do kuźni i z tego się utrzymuje. Mimo że dobrze mu się wiedzie w fachu to chciałby przeżyć jakąś przygodę. Kiedy nie miał jeszcze roku, rodzice go zostawili, ale nie celowo. Rodzice z małym Gronkielem poszli na pole narwać trochę kapusty. Lecz rodzice posiadali słynną cechę ich rodu, roztrzepaństwo. I tak po zbiorach rodzice zapominając o Gronkielu zostawili go na polu kapusty. Na szczęście po chwili zjawił się na tym polu inny krasnolud. Znalazłszy dziecko, krasnolud wziął je do domu i wychował. Po paru latach Gronkiel zapytał ojca skąd biorą się dzieci, a on na to śmiejąc się pod nosem -To zależy... Akurat ciebie to ja znalazłem w kapuście.- A gdy Gronkiel trochę podrósł i wiedział co w tym śmiesznego, za każdym razem gdy ktoś powiedział do niego coś w stylu "Co ty, z choinki się urwałeś?", on śmiejąc się odpowiadał "Nie, z kapusty". Tak dramat z dzieciństwa nauczył go śmiać się z samego siebie. Kiedy wymężniał, postanowił ruszyć się z rodzinnego kąta i tak mając ciepłe wspomnienia z dzieciństwa wędruje po dziś dzień. Coś o sobie: Jako kowal miał parę razy styczność ze srebrną bronią. Wieczorem lubi być w karczmach, najczęściej by się napić wina albo posłuchać jakichś plotek, czasem nawet wygrywa w tamtejszych zakładach. Nie przepada za elfami ale za to uwielbia ludzi, szczególnie gdy potrzebują naprawy swoich broni lub zdobień
-
Nastała niezręczna cisza. Holi czekał aż król coś powie a Lunar czekał na coś, sam nie wiedział na co. -I co, to wszystko? Jeżeli tak, to drzewo jest nie rozumne- przerwał. Ale jednak coś się jeszcze wydarzyło. Drzewo się nagle otworzyło a ze środka wyszła klacz o białej jak śnieg sierści, z złotą grzywą i ogonem. Ona też miał skrzydła i róg. -No tak, już zwalać na drzewo, poprostu nie byłam jeszcze gotowa, jasne?- odparła klacz. -No, nareszcie, to jest Celestyna, alikorn. Będzie mi towarzyszyć. Jakby co to już jesteśmy zaręczeni- powiedział Lunar. -Dobrze, jeżeli już nic się nie wydarzy to możemy przejść do koronacji?- Holi wstał z ziemi. -Oczywiście, ale najpierw zamek trzeba wybudować i przy okazji może być ślub- odpowiedział Lunar. Po tych słowach wszyscy wyszli z rowu.
-
Holi w końcu oprzytomniał i przypomniał sobie że to jest król, więc po chwili upadł na ziemię oddając mu pokłon. Pozostałe kucyki widząc to zrobiły to samo. -A, no tak...- powiedział Lunar i obserwował co się dalej wydarzy.
-
-Tak- Horn przyznał rację Lighta. -W sumie to jesteśmy coś winni Equestrii, nie?- powiedział Wing. -No- przytaknął Hoof. -Dobrze, dotknijcie drzewo a ono samo zrobi resztę- powiedział Holi. Firstowie dotknęli drzewo i zaczęli coraz bardziej emitować jasnym światłem, aż zmienili się w trzy świetliste kule. Następnie złączyli się łączyć w jedną jasną kulę, po czym światło zaczęło przygasać, a obok drzewa pokazał się ogier o ciemno niebieskiej sierści z czarną grzywą i ogonem, miał skrzydła i róg. -Witam wszystkich, drzewo i Firstowie wszystko mi powiedzieli, jakby co. Więc tak, jestem Lunar, alikorn i drzewo stworzyło mnie abym sprowadził harmonię w ustroju politycznym- przedstawił się. Holiday'a zatkało i nie uwierzył co przed chwilą zobaczył.
-
-Łoł, robi wrażenie- powiedział Hoof. Holi podszedł do drzewa i dotknął je kopytem. -Aha, drzewo mówi że najlepiej nie wybierać nowego króla tylko połączyć siły starych władców. Dosłownie- powiedział. -Czyli?- powiedział Horn. -Czyli macie się połączyć w jedno ciało. Przez to powstanie nowy kucyk ale wy będziecie w jego myślach i będziecie się z nim dzielić waszym doświadczeniem-