Na kursie do pracy w Londynie.
Musielismy mieć ze sobą laptopy. Oczywiście,ja mądra, która wtedy rozumiała angielski z kontekstu, pierwszy raz sama za granicą, w sprawie poważnej pracy, usiadłam w pierwszym rzędzie. Kit że byłam tam jedna z najmłodszych. Dostaliśmy hasło że mamy włączyć laptopy by rozpocząć kurs. Włączam laptopa i zapomniałam, że:
1. Strona startowa - mój Frowziak w wyzywającej pozie (win 8)
2. Awatar - oczywiście Frowzie
3. Tapeta - jakże by inaczej, mój FrowFrow
i najgorsze:
4. Przeglądarka Chrome - motyw z pijaną Berry Punch
Zaraz słyszę głupie szepty bab za mną, głupie chichoty, tu słyszę "oh oh ja to znam, moja 6 letnia córeczka to ogląda", prowadzący kurs zainteresowany szeptami przechodzi miedzy ławkami by sprawdzić o co chodzi, więc parsknęłam głupio że pożyczyłam laptopa od siostry.
Nie wiem kiedy ostatni raz tak się paliłam ze wstydu przez własne hobby jak wtedy.