-
Zawartość
570 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wilk11
-
Na drugim końcu korytarza były drzwi. Pierwsze wyglądały całkiem nieźle, czyste metalowe drzwi. Drugie były powgniatane i pogięte, wyraźnie było widać że za nimi toczyła się walka. Trzecie drzwi były w równie dobrym stanie co pierwsze, jednak panel otwierający je był zepsuty, o dziwo w kącie leżał pakiet, którym zarówno można było naprawić drzwi, jak i ulepszyć broń.
-
Doktor zamyślił się, po czym poszedł po jakieś papiery. Gdy wrócił, wręczył je Nathanowi. - Podpisz to, chcemy ci zbadać mózg... oczywiście nie będziemy ci go wyjmować z czaszki! Chcemy go tylko zbadać...
-
Wybuch nie zniszczył budynku, naruszył tylko szkielet i spowodował zapadnięcie się wszystkich przejść z których wychodzili wrogowie. Wybił też szyby, z których szybko rozpoczął się nowy ostrzał. Serek ruszył w kierunku ściany, gdy był już pod nią zawołał wszystkich do siebie. - Dobra robota Maks! Tylko jak my teraz wejdziemy!? - krzyknął Serek. - Mamy plany budynku, tylko nie ma gdzie ich wyświetlić! - odpowiedział Orkiestra. Skalpel stał z boku i patrzył się na Serka jak na debila, w końcu rzekł. - Może szybem? - Wskazał otwór tuż nad głowami drużyny. - Ehh... Łatwo zabłądzić... Maks, Kostek sprawdźcie czy nie ma innego wejścia! - Chodź - kiwnął głową wskazując kierunek.
-
Twilight zachichotała pod nosem. - Spokojnie, na tym świecie nic mnie już nie zdziwi! - powiedziała rozbawiona - A więc? Co to za dziwna przypadłość?
-
- Miło mi cię poznać przyjacielu, muszę jednak odmówić, jestem zmęczony, przebyłem szmat drogi, nie mam siły uganiać się nawet za łożem. - rzuciłem prawie obojętnie, od niechcenia - Zechciałbyś się może czymś poczęstować? O ile pamiętam w plecaku mam jeszcze kawałek pieczeni z Mordochlasta, całkiem świeży! - zachichotałem pod nosem, mimo że sam bym zjadł pieczeń, ale nie chciałem... Nie! Nie mogłem zapominać o naukach mojej matki, choćby z samego szacunku dla niej!
-
- Co proszę? - prawie krzyknąłem przerażony, a jednocześnie rozbawiony że zakradł się do mnie taki "ociężały zad" - A... Tawerna, nie wiem jestem nowy w tych okolicach. - przyjrzałem się mu uważnie - Droin! - wyciągnąłem rękę do nieznajomego.
-
- Idę już tak długo... ehh... potrzebuje postoju! - mówiłem do siebie. W końcu zatrzymałem się w przy niewielkim zagajniku, zaraz obok gościńca - Mam nadzieje że wiozłem jakiś chleb... - kontynuowałem rozmowę z sobą.
-
Bitwa toczyła się dalej, kilku wrogów padło, jednak nowych wciąż napływało i to falami! Stopniowo, coraz bardziej wyszkolonych i z lepszym wyposażeniem.
-
Twilight spojrzała się na niego zdziwiona. - Jaka przypadłość? Mogę pomóc, zaufaj mi. - zeszła z fotela i powoli zaczęła się przemieszczać w stronę ogiera.
-
Poszedł, po pewnym momencie wrócił z doktorem, który zaczął się mu przyglądać. - Opowiedz mi swój sen chłopcze. -rzucił niespodziewanie.
-
No ja na pierwszy ogień. Your Universe! 1 Imie: Dorin 2 Rasa: Człowiek 3 Zdolności: Doskonała zdolność walki na krótki dystans (młotem bojowym), łatwość otwierania zamków, spostrzegawczość, podstawy magii leczenia. 4 Wygląd: Dwumetrowy osiłek, o długiej, gęstej, szorstkiej brodzie zaplecionej w warkocze i bujnych kasztanowych włosach, związanych z tyłu. Posiada parę biało-błękitnych oczu i okropną bliznę, ciągnącą się od czoła do wargi, która jest na równej linii z lewym okiem. Zawsze nosi zbroje z ciemnej stali, pod którą jest kolczuga. 5 Rodzina: Dorin wywodzi się z rodziny kowali, jego rodzice nie żyją, jedynie jego siostra Equara. 6 Miejsce zamieszkania: Nie posiada domu. 7 Historia: Dorin wywodzi się z długowiecznej rodziny kowali - Rorni. Pewnego razu miał wykonać zlecenie powierzone mu przez ojca - dostarczyć broń do handlarza, wykonał zlecenie, gdy jednak wrócił ujrzał jak dom jego rodziny stoi w płomieniach, jego żałoba trwała 3 dni, na pogrzeb rodziców nie zjawiła się jego siostra, co go zaniepokoiło. Gdy sprzątał osmoloną pozostałość, tego co zostało z jego domu, zauważył trybik i niewielkiego robota bojowego, takiego jakiego używały krasnoludy. Niedługo po tym wyruszył na poszukiwania swojej siostry, która, jak przypuszczał, była w wielkim niebezpieczeństwie. Za wszystko obwiniał krasnoludy i elfy które znów "przypadkowo" spowodowały wyciek magii, zmieniającą maszyny w zabójców i sprawiającą że każde żywe stworzenie mutuje w przerażające potwory.
-
Pocisk trafił, rozerwał on całą klatkę piersiową, pozostawiając tylko głowę i kolec. Podczas gdy Cole już wylądował, resztki potwora jeszcze leciały, kolec szczęśliwe przeleciał przez ramie i wbił się w podłogę, natomiast głowa wylądowała w otwartej dłoni Cola, skierowana twarzą w stronę twarzy swojego oprawcy. Przed "nimi" otwierał się pusty korytarz, po ścianach biegły setki rur i przewodów.
-
Bitwa toczyła się wolno, obrońcy okazali się niedocenieni przez najeźdźców. Posiadali oni potężne pancerze i byli wyjątkowo dobrze uzbrojeni, także ich wyszkolenie strzeleckie wprawiało w zdumienie niejednego członka drużyny Maksa. Większość pocisków, każdej ze stron nie trafiało w cel, reszta powodowała tylko małe otarcia na skórze walczących. Nie było łatwo, trzeba było zmienić strategie, inaczej można było tak walczyć w nieskończoność. - Skalpel! Walnij tam granat dymny! - krzyknął Serek, wskazując palcem miejsce zaraz za pagórkiem - Maks, osłaniaj! - odczekał chwilę aż pocisk zacznie dymić - Dobra ruszamy! - krzyknął po czym pobiegł we wskazanym przez siebie kierunku.
-
- Ale... - jęknęła Rarity - Po co podróżowałeś i pakowałeś się w te wszystkie kłopoty? - No właśnie. - dodała Twilight.
-
Księżniczka dokładnie przejrzała dokumenty, szukając chociaż najmniejszego powodu by nie pozwolić im przejść. Nic nie znalazła, za pomocą magii oddała papiery po czym rzekła. - Papiery są porządku, pozwolę ci przejść... Wyjątkowo, razem z twoją towarzyszką. - po czym otworzyła drzwi magią. Colgate niepewnie przyglądała się raz po raz, a to na Księżniczkę a to na Fire Skya. Bliskość ogiera wywoływała u niej, falę euforycznych uczuć, które ciężko było powstrzymywać. Spojrzała w oczy ognistogrzywego, niepewna co uczynić, szybko jednak podążyła przodem do nowej części pałacu, licząc że ogier podąży za nią.
-
- Sary nie wyglądasz mi na kogoś kto przeżył koszmar. Iść po doktora. - spytał się niepewnie - Niech cie zbada, lepiej mieć pewność! - ostatnie zdanie prawie wykrzyknął.
-
Rozległ się alarm, a ochrona zaczęła znów ustawiać na odpowiednie miejsca by zatrzymać napastnika. Obok miejsca w którym stał Deadyey, był zsyp na brudne ubrania i dwie drogi, w prawo lub w lewo. Ta pierwsza rozgałęziała się na trzy inne a droga w lewo prowadziła do wyjścia.
-
Kucyki zaciekawiły się, nawet smok wyjrzał zza rogu. - Proszę kontynuuj. - Zwróciła się uprzejmie Twilight.
-
Ruszyli, podróż zajęła im trochę czasu, słońce powoli zachodziło. Na 3 kilometrach od celu słychać i widać już było strzały. Serek i jego drożyna podjęli się walki. Po zbliżeniu się, Serek podbiegł do drużyny Maksa. - Co tak stoicie!? Strzelać do nich! Bitwa toczyła się na całkiem sporą odległość, jednak dwóm osobą udało się przebić przez ostrzał, i byli w stanie ostrzeliwać przeciwnika przeciwników z silniejszej broni, która sprawdzała się na krótkie dystanse. Zrobili nawet ścieżkę którą trzeba się przeczołgać by dotrzeć bliżej wroga.
-
Stwór skoczył w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Col, przez przypadek wbił swój kolec w drugiego potwora, zabijając go przy tym, towarzyszył temu pisk cierpienia. "Żywy" potwór szybko otrząsnął się i skoczył za Colem, zrobił to bezmyślnie, po prostu skoczył.
-
Stracił przytomność... Obudził się na metalowym stole, związany, wolną miał tylko jedną rękę. Przed jego głową wisiał pokaźnych rozmiarów laser. Obok stało dwóch żołnierzy, jeden miał rewolwer, drugi strzelbę. Do stołu podszedł Handsome Jack. - Witaj Deadeye... Słyszem że chcesz mnie sprzątnąć. Wiesz... Okazuje się że teraz to łowca stał się zwierzyną. - zaśmiał się - Z moich notatek wynika że nigdy nie skanowałeś sobie DNA... Dam ci wybór. Zabijesz się sam albo z pomocą innych. - mówiąc to Jack zaczął podążać w stronę wyjścia - Wręczyć mu rewolwer! - krzyknął po czym wyszedł z pomieszczenia. Żołnierz wręczył mu broń w wolną rękę, uprzednio wkładając w nią jeden nabój. Pistolet miał jednak pewien moduł, trudno zauważalny, ale bardzo przydatny. Uzupełnianie amunicji, przez co w magazynku po chwili pojawił się drugi nabój, a miejsca było na 6 kulek.
-
Wyszli. - I co Maks? Znaleźliście coś? - spytał zaskoczony tak szybkim powrotem reszty drużyny.
-
- Nie boisz się potworów? - zszokowała się Rarity Zaraz po tym do pokoju wbiegł mały, fioletowy smok, który trzymał wysoko nad głową pudełko pełne babeczek. Nagle Felicja wyleciała z podłogi, co spowodowało przelecenie przez smoka, ten na moment zdrętwiał co spowodowało że zesztywniałe ciało smoka uderzyło o drewnianą posadzkę. Pudełko z babeczkami szczęśliwe wylądowało na środku stolika, odsłaniając przed Shadowem całą swą zawartość. Felicja zażenowana a zarazem zaskoczona skomentowała swój czyn krótkim "Ups...". Zaraz po zdarzeniu do pokoju wbiegła Twilight. - Nic ci nie jest Spike? - Nic... Ja już pójdę... Kucyki odprowadziły go wzrokiem po czym usiadły przy stoliku i nastała głucha cisza.
-
Z ogrodu, do sali wbiegł elegancko ubrany, niebieski, jednorożec, który szybko wmieszał się w tłum, rozpychając wszystkich którzy stali na jego drodze. Księżniczka zamyśliła się chwilowo, po czym poprosiła Fire Skya o pokazanie papierów, które rzekomo pozwalały mu przebywać w tych częściach pałacu.
-
Kreatura szybko jednak zorientowała się co ma się zaraz wydarzyć, z niewiarygodną prędkością odskoczyła, lądując na ścianie. Odwróciła się spoglądając swoimi oczodołami w stronę Cola, szykując się do następnego skoku. Tymczasem z windy wyszedł drugi "piękniś", który z podobną prędkością skoczył na drugą ścianę, wydając przy tym głuche jęknięcie.