-
Zawartość
570 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wilk11
-
Za wyjściem czekali już żołnierze z gotowymi karabinami. - Jakieś ostatnie życzenie? - warknął jeden z nich
-
Przebudził go jeden głośny wrzask " O k**** co tu się stało!?", były to posiłki legionu, w liczbie około 20 - 30 ludzi, dobrze wyposażonych, zapewne też nieźle wyszkolonych. Rzucenie się z pustym magazynkiem na taką armie z pewnością było by głupotą. - Nie mamy czasu musimy ruszać - powiedział jeden z nich. - Taa... Masz rację, nie mamy wyboru wyruszamy zaraz. - Co zrobimy z nimi? - Zostawimy, to tylko same gnoje i tchórze, do legionu trafili przypadkiem. - Skąd wiesz? - Byli moimi przyjaciółmi... - powiedział po czym zamilkł. Odeszli na południe.
-
Orkiestra idący przed Maksem szybko zorientował się w sytuacji, zaraz kopną stwora w pysk a ten przewracając się przycisną boleśnie nogi Maksa do ziemi. Szybko został dobity kilkoma celnymi strzałami w łeb. Orkiestra podbiegł do Maksa pomagając mu się wydostać spod ciężaru. - Możesz iść?
-
Stwory usłyszały wystrzał. Pierwszy padł szybko, drugi też, pełzający potwór okazał się nadzwyczaj wytrzymały jak i zwinny. Nie tylko poruszał się na tyle szybko że większość pocisków po postu w niego nie trafiała, te które jednak go trafiły nie robiły mu większej szkody, sprawiały tylko że stwór coraz bardziej uparcie dążył do celu. Gdy znajdował się kilka metrów od Cola skoczył mu na głowę, próbował wbić kolce które miał pod sobą, te jednak trafiły na metal i odbiły się, zaskoczyło to kreaturę przez co zniechęciła się i przez moment chciała wycofać. Ta niepewność dała Colowi czas na wykonanie ruchu.
-
Klacz nagle przestała czytać, używając magii zamknęła książkę i schowała ją do plecaka. Spojrzała przed siebie, zamiast pustego korytarza, zobaczyła ścianę bieli. Zdezorientowało ją to, zerknęła na podłogę, zobaczyła kopyta, zerknęła w górę zobaczyła pysk białego ogiera. - Ohh! Witaj, przepraszam nie zauważyłam cię. - odsunęła się kilka kroków, po czym na chwilę zamilkła, przeszukując umysł w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o napotkanym ogierze - Przepraszam, nie widziałam cię tu jeszcze... Jesteś tu nowy? Ja jestem Twilight Sparkle, a jak ty się nazywasz?
-
Twilight cofnęła się, przybierając pozycję do ucieczki. Nagle przed nosem Shadowa przeleciał duch Felicji, wściekły duch. - Przestań! - krzyknęła - Zapominałeś co się stało poprzednim razem jak pokazałeś tą sztuczkę tamtemu strażnikowi!? Był tak przestraszony, że jakby nie szybka pomoc innych umarł by ze strachu! Przestań! Ona chce nam pomóc, wiem to... Czuje to... W niej jest coś dziwnego... Ale dobrego zarazem... - spojrzała się na przywołane przez jej brata wizje, po czym zaczęła przez nie kolejno przelatywać rozwiewając je trochę - Przestań z tą sztuczką! - krzyknęła po raz ostatni, najbardziej przekonująco jak umiała.
-
- Łatwo nie odpuścisz co? - powiedziałem figlarnie, z lekkim podziwem w oczach - Ale zdajesz sobie sprawę z tego że pakujesz się w kłopoty, prawda? To nie będzie spokojny spacerek, tylko prawdziwa wojna, na której każdy najdrobniejszy błąd możesz przypłacić życiem. Będziesz walczyć z elfami, ludźmi, a nawet z innymi krasnoludami! Trzymając się ze mną, będziesz się narażał dla kogoś innego, nie dostając za to jakiejkolwiek zapłaty czy chwały. - powiedziałem do krasnoluda patrząc na niego z góry, rzucając mu wyzwanie.
-
Wracaj do pieca! Medyk! Mam bałagan w pokoju!
-
Osobiście uważam że to anime jest warte uwagi, posiada swój humor, który jest zgrabnie wprowadzony w świat pełen fantazji. Osobiście sądzę że 1 seria jest lepsza od drugiej pod względem niektórych odcinków jak i zakończenia, gdy to Hiugo (tak to się pisze czy po prosu Jugo?) walczy z Noxem (tak się nazywał ten co był od zegarów?).
-
- Dzięki kolego, ale jestem samotnym strzelcem. W każdym razie dziękuje za propozycję. - powiedziałem po czym odszedłem, tracąc już wszelką ochotę na jedzenie.
-
W środku naukowcy spoglądali po sobie na widok Deadeye, w końcu jeden się odezwał. - Po co tu wlazłeś?
-
Bitwa toczyła się jeszcze dwie godziny, skończyła się gdy szpony zostały zabite. Z kryjówki Nathana nie było ucieczki, musiał przeczekać, na jego nieszczęście napastnicy postanowili opatrywać rany w szpitalu, był to Legion. Szybko jednak wszyscy zasnęli pozostawiając jednego strażnika na warcie, tego też jednak szybko zmorzył sen. Kątem oka Nathan dostrzegł pistolet z tłumikiem.
-
Kuc zbity z tropu spojrzał się na młodzika. - Nie wolisz trochę posiedzieć z nami? No cóż, z tego co widzę nie znajdziemy ci innego zajęcia, ubierz się jednak ciepło, wiesz jaki na dworze jest mróz. - Biblioteka jest wielkim drzewem prawie w środku miasta, poszukaj, łatwo ją wypatrzeć. - wtrąciła się ciotka Amedila.
-
- Dobra prowadzi! - powiedział po czym wstając oddał jeszcze jeden strzał i pobiegł z Maksem. Gdy dobiegli, Orkiestra skończył kopiowanie plików. Serek nie zwracając większej uwagi na Maksa i Alberta powiedział. - Wszyscy gotowi? Ruszamy! - po czym otworzył niezabarykadowane drzwi i wybiegł na czele grupy. Korytarz przed nimi był pusty, Maks wraz z Albertem biegli ostatni, przez co teoretycznie byli na najbezpieczniejszej pozycji. Nagle na Maksa zleciał masywny potwór, który pojawił się znikąd, upadając wraz ze swoją ofiarą, zaczął drapać kombinezon, próbując rozszarpać Maksa. - K***! - wrzasną zdezorientowany Albert, gdy przed jego twarzą spadła kilkuset kilowa, owłosiona bestia.
-
- Pozwól jednak że przedstawię ci moją propozycję - wskazała kopytkiem na wejście do innego pomieszczenia, gdzie stał już mały smok z gotowym listem - albo wysyłam list do księżniczki odnośnie ciebie, albo zakładamy rozejm i wspólnie szukamy jakiegoś jeszcze sposobu na zdjęcie klątwy, albo odchodzisz i nigdy cię nie widziałam. Co ty na to? - powiedziała spokojnie, wiedząc że ogier nie może rzucić żadnego czaru na smoka, gdyż sama wcześniej zabezpieczyła go większością znanych jej zaklęć.
-
- Silvre... - powiedziała luna - Ostatniej nocy... Twój sen... Ja, rozumiem że możesz nie mieć ochoty o tym rozmawiać, ale proszę zastanów się nad tym. - zaczęła niepewnie, ostrożnie dobierając słowa - Pomyśl nad konsekwencjami! Poza tym ostrzegam cię, cokolwiek zrobisz my-kucyki nie będziemy brać w tym udziału. - nastąpiła cisza - Celestia chce cię widzieć. - po czym Luna odeszła pozostawiając Silver Shelda samego. Wiejący wiatr na chwile umilkł, przez co grzywa ogiera opadła.
-
Patrzyłem na niego bezradnie, delikatna iskra nadziei paląca się w moim sercu zgasła, wypuściłem krasnoluda. Podszedłem do drzewa i ciężko siadłem, zakrywając twarz rękoma, powracając wspomnieniami do czasów dzieciństwa, gdy to naszymi największymi problemami - moimi i siostry - były skaleczenia, spowodowane zahaczeniami o krzaki, czy wywróceniami się podczas biegania. Szybko jednak świat wyrwał mnie z objęć wspomnień, spojrzałem na krasnoluda, nic nie mówiąc, podniosłem się, wyciągnąłem z plecaka pieczeń i pomaszerowałem przed siebie, z jednej strony mając zamiar znaleźć gospodę, z drugiej zaś mając chęć oddalenia się od krasnoluda. Szybko zagryzłem pierwszy kawałek mięsiwa który niefartownie wpadł nie w tą dziurkę co trzeba. Złapał mnie atak kaszlu, i zacząłem się dusić.
-
- Nathan! - krzyknął ktoś zza jego pleców, był to doktor który go badał - Szybko, chodź tu przydasz się! Widzisz tamte klatki!? Trzymamy w nich Szpony Śmierci - lekarz wręczył Nathanowi granat - wysadź te klatki, Szponą nic nie będzie, ale przynajmniej zatrzymają na chwilę atak. W tym czasie my i inni pacjenci zdążą uciec! No już ruchy! - rozkazał.
-
Twilight przeszedł dreszcz, a sierść na grzbiecie zjeżyła się na dźwięk imienia Veritasa, prychnęła zniesmaczona, po czym podeszła bliżej kuca. - I co ci mówią? - ściszyła nieznacznie głos, stojąc z kucem oko w oko, starała się wyczytać coś z jego oczu. Mimo nienawiści jaką darzyła nekromantów, w jej oczach tlił się niewielki płomień wiary w przyjaźń.
-
Nagle do sylwetek podpełzła jakaś dziwna kreatura, jakby manta, która szybko wskoczyła im na głowę, po chwili sylwetką z pleców wystrzeliły dwa kolce, a one same zaczęły się niezdarnie poruszać, błądząc po pomieszczeniu. Cole został niezauważony przez co mógł wykorzystać element zaskoczenia.
-
Gdy Maks wyszedł na pole, na którym walały się zwłoki pokonanych, szybko z wszelkich okien otworzył się do niego ogień, gdyby nie wsparcie Alberta w Maksa mogło by trafić wiele groźnych pocisków, tak to tylko niektóre ocierały się o niego. Gdy dobiegł, Albert na niego wrzasnął. - Co ty do cholery robisz?
-
Korytarz przed Deadeye prowadził do pomieszczeń w których są prowadzone badania, przed wejściem Deadeye napotkał sporą grupę żołnierzy stróżujących. - Stój! Nie wolno tam wchodzić! Chyba że to coś ważnego... - warknął jeden ze strażników, tymczasem inni podnieśli pistolety, gotowi użyć ich w razie konieczności.
-
ban za 1000 stron