-
Zawartość
570 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wilk11
-
- Biegnę na poziom trzeci, do jadalni... ni... nie wiem czy jest tam bezpiecznie, ale tutaj na pewno nie jest. - nagle w radiu pojawił się straszliwy jazgot potwora, dziewczyna krzyknęła, po czym sygnał się urwał, zastąpił go szum.
-
- Spokojnie, tamte ghule nie napromieniowały cie zbyt mocno, jednak musimy cię objąć kwarantanną przez kilka dni rozumiesz prawda? Potrzebujesz czegoś na ten moment, może czegoś do zabicia czasu? - Koleś zabrał rękę z plastikowej płachty, ustawiając się w pozycji, by po coś pójść.
-
Obaj zauważyli Deadeye, odwrócili się w jego stronę, zaczęli miotać się i sapać w próbie zastraszenie Deadeyea, jeden wyjął swoją broń, która przypominała raczej wielki otwieracz do konserw, po czym wrócił do swojego "tańca".
-
Orkiestra wyłączył dźwięk. - Dobra z tego co widzę to mamy tu plany bazy wroga, ma ona kilka wejść, jedno na wschodzie drugie na południu, ale na następnym pliku widać że do bazy wroga można dostać się jeszcze tunelem kanalizacyjnym. Jedno z wejść do tunelu znajduję się tutaj, w tym budynku, ale to nie wszystko! - Orkiestra przewinął kilka slajdów i zatrzymał na planach jakiejś anteny odbiorczo-nadawczej o sporych rozmiarach - Co o tym myślisz?
-
Mimo wszystko stwór się nie ruszył, wciąż spoczywał w pozycji jak przedtem. Nagle Cole usłyszał żeński głos w swoim radiu. - COLE! O mój boże czy to ty? Boże dziękuje że zabiłeś tą bestie za mną. - wykrzyczała pełna strachu - Cole, Cole! Odezwij się!
-
W jednej z altanek siedział jednorożec, półmrok ogrodu sprawiał że ciężko było rozpoznać jakiegokolwiek kucyka. Ten jednak spojrzał się na Green Timid, chwilę postał bezruchu, a po chwili podszedł do klaczy. - Nic ci nie jest... Green? Tymczasem Fire Sky i Colgate przemieszczali się krętymi korytarzami, przed drzwiami do wieży stała para białych kucyków-jednorożców w złotych zbrojach. Widząc zbliżającą się parkę kucyków, szybko zasłonili przejście włóczniami. - Granice w których mogą przemieszczać się goście nie obejmuję tego terenu, odejdźcie albo podajcie powód waszego pobytu! - zabrzmiał groźnie jeden ze strażników.
-
- Dobre produkty, dal dobrego konsumenta! - Marcus odwrócił się i poszedł na zaplecze, licząc każdy dolar, po chwili wrócił kładąc ulepszenie na ladę - No idź już, bo ci Handsome Jack ucieknie! Tylko nie zapomnij przynieść mi jakąś broń, zapłacę!
-
- Wpadłeś jej w oko! - zachichotał złośliwe duch - Robi się późno... Chyba powinniśmy wracać. - Felicja spojrzała w stronę słońca, następnie zerknęła na kryształy, oceniła je uważnie, po czym spojrzała na Shadowa mówiąc - Chyba wystarczy, ale wyrzuć ten klejnot - wskazała swoim kopytkiem mały szmaragd - ma skazę.
-
Orkiestra stał nieruchomo, nieco zaskoczony tym co zobaczył, odwrócił się na pięcie, spoglądając w oczy Maksa. Na monitorze był przedstawiony plan jakiegoś budynku, w tle z małego głośnika, leciała piosenka. - Stary... Chyba mamy czego szukaliśmy... Spójrz. - Orkiestra wskazał ręką monitor.
-
- Patrzcie obudził się! - zawołał ghul w białym fartuchu. W niedługim czasie po tym do namiotu podszedł jakiś człowiek, kładąc rękę na płachcie plastiku, spojrzał na Nathana z pewnym rozbawieniem w oczach. - Witaj chłopcze, wiesz jak się nazywasz?
-
(Nie wiem dlaczego, ale u moich znajomych wywołuję to nagły atak śmiechu) Idzie Jaś przez las a tam piesek. Wlazł kotek na płotek, a płot pod napięciem.
-
- Te kucyki... Posiadały jakąś dziwną moc, wyczułam ją, była potężna, a zarazem dziwna. NIGDY wcześniej nic takiego nie czułam. Nie mów że też tego nie czułeś! Ta moc... pochodziła od nich... była tak potężna, jakby były jakimiś artefaktami!
-
- Mogę ci powiedzieć za darmo że te kupy złomu można załatwić na dwa sposoby... A właściwie to na trzy. - zaśmiał się spoglądając na zielony automat za swoimi plecami - Pierwszy sposób - Strzelenie rakietą, niewiele kup złomu to przetrzyma. Drugi sposób - strzelaj pod pachę, są tam nieosłonięte przez co łatwo przerwać jakieś kabelki. I ostatni, mój ulubiony - granat! Najlepiej z przystosowaniem który sprawia że pocisk przyczepia się do przeciwnika... Prawie jak rakieta ale ma swoje plusy... Chodzi o to że dostając takim granatem, blaszaki się cofają i mogą wejść w tłum przez co spowodują większe szkody przeciwników, a tak się składa że mam w zanadrzu jedno takie ulepszenie. - zachichotał złowrogo - Bierzesz? Jedynie 2500 dolarów! Dziś promocja!
-
- Moim zdaniem niepraktyczne, marnujesz tyle samo energii co za zwykły czar a i tak efekt nie jest satysfakcjonujący... Ale co ja tam wiem, w końcu nie ja to noszę. - zapadła chwila ciszy - Też to czułeś? Wtedy, w butiku?
-
Po chwili poszukiwań w pomieszczeniach nic nie zostało znalezione, oprócz większej ilości mebli. Nagle w całym budynku rozległ się dziwny dźwięk. Dobiegał od strony pomieszczenia w którym był Orkiestry. Dźwięk brzmiał znajomo, ale trudno było stwierdzić co się tam właściwie dzieje.
-
- Dobry chłopiec - zaśmiał się do siebie Marcus, ukazując swój złoty ząb - A teraz słuchaj, Handsome Jack nie ma zeskanowanego DNA, oznacza to że jedna kulka i po nim. Co więcej ten gość jest niedaleko, obecnie jest w Scorched Snake Canyon! Brzmi to trochę nieprawdopodobnie ale jednak! Gdzie jest haczyk? Otóż jest w tym że jest nieźle strzeżony, roboty, żołnierze Hyperonu, to ciężcy przeciwnicy. A on sam jeszcze nie opuścił tamtych wież, do których całkiem ciężko się dostać...
-
- Może i masz racje... - zamyśliła się Felicja. Tymczasem Shadow zaczął przeszukiwać odłamek, okazało się że nie było tam 4 tylko 2 rubiny. Były jednak one wielkie i bez skaz, na pewno mogły by dużo kosztować, jednak w około było pełno przeróżnych kamieni szlachetnych, kto wie może nawet większych niż te znalezione teraz.
-
Droga przebiegała czysto, prosta trasa, zero wystrzałów z broni, tylko bieg. Po dobiegnięciu na górę oczom Maksa i Orkiestry ukazał się opuszczony w pośpiechu, budynek. Wnętrze posiadało kilak starych, zakurzonych i poniszczonych mebli: sofa, kilka foteli, półek, szuflad. Nic nie było w idealnym, mały komputer leżący z przewróconym monitorem, mimo licznych rys wyglądał na to że działa.
-
- Shadow co ty robisz! - nakrzyczał na brata duch Felicji - To że jesteś nieśmiertelny nie oznacza że możesz zabijać się kiedy ci się to żywnie podoba! Co ci się znowu stało!? - Wykrzyczała lewitując przed czarnym jednorożcem. Rozejrzała się dookoła, sprawdzając czy nikogo nie ma w pobliżu, niczego nie zauważyła.
-
- Schowaj gnata. - burkną Marcus - Na niewiele ci się przyda, Hyperon zna moje DNA. Wszystko kosztuję, płacisz albo wynocha! - wskazał ręką stronę z której przyszedł Deadeye - To co wybierasz? Beze mnie przecież nie zabijesz Handsome Jacka.
-
- W zasadzie to ja mam... - powiedział Skalpel, rozpoczynają poszukiwania czegoś w torbie medycznej - Jest! Masz załóżcie to. - Podał kolejno każdemu z członków drużyny maskę z butlą wypełnioną powietrzem. - Gdzie jest Kostek? - Powiedział powoli, zdziwiony Orkiestra, rozglądając się dookoła.
-
Podczas nieprzytomności Nathan miał sen, albo raczej wizje. Widział przed sobą nieskazitelnie zielone pola roślin, wyglądały dla niego zarówno obco jak i rodzinnie. Coś w nich przyciągało Nathana, może ciekawość. Nathan postąpił kila kroków w dłuż pięknych krajobrazów, nagle usłyszał głos, łagodny, męski, głos... - Nathanie... ŻYJ!! - wykrzyczał w wściekłości głos. Gdy ten odwrócił się, ujrzał jak piękne pola zieleni zmieniają się w zgniłe, jałowe pustkowia, w oddali coś spadło na ziemię, zaraz po nieco stłumionym wybuchu, uderzyła w Nathana niewidzialna fala, zaraz po tym pochłonął go ogień. Obudził się w namiocie odkażania, cienka plastikowa folia oddzielała go od reszty świata, sprawiając że sprawiał wrażenie zwierzęcia w klatce.
-
- Na zachód od Ponyville, nie są daleko. Coś jeszcze? - Spytała Rariti głosem pełnym troski.
-
Do pary kucyków Colgate i Fire Sky podszedł, elegancko ubrany, ze srebrną tacą na której były drinki, kucyk, skinął głową wskazując napoje i pytając się.: - Chcą się państwo napić? - powiedział to spokojnie, powoli i elegancko, jak to przystało na kucyka z klasą. Tymczasem gdy Green Timid wyszła do ogrodów, blask księżyca spoczął na jej twarzy, pojedyncza łza spływająca po jej twarzy lśniła niczym diament w bladym, zimnym blasku księżyca. Powietrze było wypełnione zapachami przeróżnych ziół i kwiatów. Niedaleko wyjścia było słychać szum wywołany kucykami, które żywo rozmawiały w sali balowej.
-
Hemigar otrząsnął się, przetarł, zmarzniętymi od zimnego powietrza, rękoma twarz. Rozejrzał się, uważnie wypatrując jakiś nieokreślonych rzeczy. Następnie zbierając z ziemi wilczą skórę, przysunął się bliżej ognia, wyciągając przy tym ręce w stronę ognia by je choć trochę ogrzać. Po chwili milczenia i zbierania myśli, Hemigar spojrzał w stronę, siedzącego po drugiej stronie ognia, osobnika. Swoimi zamglonymi oczami niewiele szczegółów widział, mógł tylko oceniać jakiego jest wzrostu, co je. W końcu powiedział, niskim, zmęczonym głosem. - Witaj przyjacielu! Spokojna noc?