-
Zawartość
241 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
3
Wszystko napisane przez ByczekPazerny
-
Muzycznie nie moje klimaty, ale to wciąga. Aż chce się do lasu...
-
Kurtyna opadła, nastała dziwna cisza. Siedząc przy komputerze zawiesiłem się na moment próbując poukładać myśli. I pomimo otaczającej mnie afonii, oderwaniu od bodźców i przekierowaniu skupienia na obejrzany odcinek, to nic mi w głowie nie zakiełkowało. Może jedynie jakieś uszczypliwości, ale niczego sensownego ogólnie nie udało mi się o tym epizodzie sklecić... Było to kilka dni temu, nawet dobrze nie pamiętam ile. Dzisiaj przeczytałem wasze posty. Wychodzi na to że zdania o "The Last Problem" są podzielone, a to dobrze, bo miałem nadzieje że będę mógł napisać posta w odniesieniu do waszych opinii, z tym że znowu nie pojawiła się u mnie żadna poważna czy wyważona myśl. Udałem się do wanny - tam często udaje mi się znaleźć ciekawe rozkminy (no i przy okazji musiałem się umyć)... ale znowu null. Poddałem się i piszę ten tekst z jałową głową, ale mimo to postaram się coś w nim przekazać... Ostatnia przygoda z Poni, czy może raczej "ostatni z nimi problem" to całkiem niezła rzecz, ale daleko jej do perełki. Muszę podkreślić iż nadal na sercu zalega mi ogromny żal o epizody "The Ending of the End" i wspomnienie o niezwykle bolesnej dla mnie końcówce. Byłem wściekły, i kiedy odpalałem omawiany tutaj odcinek to nastawiałem się do niego negatywnie. Na szczęście jest w nim "to coś" czego brakowało mi w półfinale IX sezonu - klimat, który jest miły i ciepły, z pozytywnymi wibracjami. Ja je wyczułem, a według mnie nie mogło tego zabraknąć na zakończenie całości produkcji. Morał również bardzo dobry, z dobrze podkręconym nastrojem i piosenką świetnie uwieńczającą zobrazowaną puentę. To mi się naprawdę podobało. Co do wykonania i pewnych elementów scenariusza to już niestety, ale wypadły gorzej. Tak jak pisaliście w swoich postach - wyszło to jakby randomowo, niczym średni epizod, gdzieś z połowy serialu. Taki który ogląda się raz lub dwa, a później się o nim zapomina. Problemy głównych bohaterek związane z dniem koronacji oraz ich przebieg to raczej nuda, bo rutyna. Normalnie kiedy w scenariuszu pojawia się taka sztampa to jeszcze da się go uratować dobrymi gagami, ale tutaj tego nie było. Niewiele zapamiętałem śmiesznych scen. Wystawiam 7/10. Specjalnie nie wspomniałem jeszcze o zmianach w wyglądzie postaci i ich przyszłości bo uważam że nie powinno się tych elementów zawierać w ocenie epizodu. On obrazuje to poprawnie, czyli tak jak chcieli twórcy, a zmiany są czymś o wiele dalej idącym. Gdzieś po prostu musieli pokazać jak mniej więcej będzie wyglądało uniwersum u kresu tego tytułu, no więc padło na "The Last Problem". Ale do rzeczy - Twilight wygląda do dupy. Nieładna, zrobiona na skróty, jakby ciosana w kamieniu (co przeczy temu że zrobiona na skróty, ale to tak metaforycznie napisałem ). Jej falująca grzywa nie ma tego samego efektu lekkości i zwiewności co fryz jej poprzedniczek, bardziej przypomina mi płachtę szarganą przez wiatr. Słabo, słabo. Design pozostałych Mane6 również mi się nie podoba, są dosyć cudaczne. Applejack jest jakby niechlujna, z kolei Rarity już osiwiała? No cóż - zawsze za dużo pracowała, musiało się to kiedyś odbić na jej zdrowiu i wyglądzie. Pinkie przerysowana tak że chyba bardziej się nie dało. Co do RD i FS nie mogę się jakoś bardzo przywalić, ale w sumie nie wyszły ciekawie. Za to Spike akurat spoko. Widać że 20 lat brania Syntholu zrobiło swoje - wy się czepiacie że chłopak głos ma ten sam... otóż on jeszcze nie dorósł, bo u smoków trwa to dłużej, a przyrost masy zawdzięcza odpowiednio dobranym sterydom i diecie z kryształów. Moim zdaniem jest O.K. A tak poza tym był najzabawniejszym bohaterem w tym odcinku. Wydaje mi się że jak na 20 minut animacji producentom udało się pokazać to co ważne. To trudna sztuka zobrazować zakończenie tak wielu wątków, dopiąć wszystkie elementy w jedną, zadowalającą całość, zwłaszcza gdy mowa o tak rozbudowanym uniwersum, i to nie tylko w kanonie co również przez fandom. Przypomniał mi się ostatni rozdział z książek o Harrym Potterze. Nie będę się przyczepiał że czegoś mi zabrakło, bo nie było możliwości abym zobaczył wszystko co sprawiłoby mi satysfakcję, ale cieszę się z przynajmniej kilku elementów które w serialu zostały oficjalnie odzwierciedlone, jak np. dziecię Big Mac'a i Sugar Belle, ship Pinkie z Cheese'm czy widok dorosłego rodzeństwa Cake (bydlaki nieźle wyrosły). Oczywiście jest też druga strona medalu, i naprawdę mam nadzieje że @Natuszka się myli co do związku między Rainbow a AJ. Oczywiście krótka scena z odcinka nie pozostawia wielu złudzeń i ciężko jest z nią dyskutować, lecz nie jest przy tym jednoznacznym potwierdzeniem... z resztą Discord z Fluttershy to również bardzo ssąca parka, i także w tym przypadku zaklinam rzeczywistość licząc że znajdzie się na to inne wytłumaczenie. Może jakiś twist, kiedyś tam, w przyszłości? Sprostowanie w jednym z wywiadów z którymś z producentów? Tak czy siak - AppleDash i DiscoShy to badziewie. Oczywiście nie ma to wpływu na moją ocenę epizodu, ale napisałem o tym tutaj bo wydaje mi się że nie będzie lepszej okazji aby ten wątek gdzieś indziej poruszyć.
-
Eh, no i stało się. Moje obawy się potwierdziły, jestem smutny i źle się czuje po obejrzeniu tego czegoś. Co prawda mniej więcej wiedziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć bo w ostatnich tygodniach obżarłem się spoilerów, jednakże w głębi serca tliła się nadzieja że wydarzy się coś co poskleja obrazki z wycieków w jedną, elegancką całość. No, ale dupa... Zacznę może ogólnie, i najlepiej od wad. Po pierwsze znowu mamy kompresję wątków, czyli coś co niesamowicie roztrwania potencjał chyba każdego aspektu fabuły. Wielka szkoda, ale przez brak rozwinięcia przynajmniej połowy z podanej treści znowu odnoszę wrażenie jakbym przekartkował jakąś książkę. Wszystko pędzi zbyt szybko i nijako. Z jednej strony antagoniści błaho zdobywają przewagę, protagoniści tracą wiarę, a motyw skłócenia całej populacji poni i pojawienie się Windigów jest najzwyklej z czapy i bez polotu, dokooptowany po to aby podkręcić apokaliptyczny klimat, który znowu udaje się rozwiać dosyć oczywistymi metodami. Bardzo dużo czasu poświęcono patetycznym przemową i dialogom, a były one słabe i miałkie. Niestety, ale do mnie ta narracja nie przemówiła, pod tym względem zdecydowanie lepiej wypadają epki z IV sezonu - "Twilight's Kingdom", a mamy w nich wolniejsze tempo i grozę skradającą się po cichu. Atmosfera powstaje stopniowo i o wiele bardziej subtelnie. To był sztos! Twist z intrygą Discorda jest najgorszą rzeczą jaka w tym wszystkim mogła się znaleźć. Pisałem w komentarzu pod odcinkami "The Beginning of the End" że: Otóż proszę Państwa - już nie. To co odjebało się w "The Ending of the End" jest zdecydowanie gorsze. Bezmyślność Discorda czy w ogóle motyw jego postępowania są niesamowicie fatalne. Ciekawy i intrygujący klimat jaki zapanował w sezonie 9 związany z pojawieniem się Grogara był zajawkowy, dawał nadzieję na coś ekstra przy końcu serialu, przy czym liczyłem głównie na poznanie historii Equestrii współczesnej Koziołkowi. I cała otoczka zostało rozerwana i wywalona do kosza, bo chodziło tylko o to że Discord chciał podbudować samoocenę Twilight. Ok, producentom z pewnością udało się mnie zaskoczyć, z resztą stawiam że mało kto brał pod uwagę taki obrót spraw. Pojawił się szok, zaskoczenie i niby powinno być spoko, ale był to jednak wątek tak zły i tak głupi że chyba nikt nie mógł go przewidzieć. Ten twist ruszył z miejsca, zrobił obrót o 360° i sam kopnął się w dupę. Z powyższych dwóch wad wyłaniają się kolejne, nieco mniejsze, jednakże również szkodliwe. Są to między innymi pewne kwestie związane z logiką świata, jak to że Tirek tym razem nie mógł pochłonąć magii Discorda, mimo iż już kiedyś to zrobił. Poza tym Filary wypadły niesamowicie niedorzecznie dając się tak łatwo sprać. A na sam koniec kłótnię pomiędzy rozdartymi kucykami załagadzają jakieś małe pierdki... to już mogli chociaż oddać tę rolę CMC. Wiele szmelcu jak na dwa epizody, a rozczarowania jeszcze więcej. Mimo wszystko muszę przyznać iż wykonanie było O.K, graficy nie zawiedli, a muzyka również budowała odpowiedni klimat. Szanuję próbę nadania ważnym postaciom istotnych ról, ale pomimo iż było to zaiste szlachetne i istotne dla miłośników poszczególnych kucyków (i nie tylko), to wypadło to siarczyście biednie. Scenariusz jest tym co woła o pomstę do nieba, od niego gnije wszystko inne. I pomyśleć że gdyby twórcy przełamali schemat nieco bardziej i oddali na finałowe odcinki nie 3, a np. 5 epizodów to być może dostalibyśmy bardziej zjadliwego buta. No, ale niestety - w sezonie 9 mamy klasyczną liczbę epizodów, a niektóre z nich wcale nie musiały się pojawić bo nie wprowadzają do serialu niczego istotnego, nawet poczucia humoru. Aha, no i a propos - w "The Ending of the End" trafiły się scenki które mnie rozbawiły. Było ich kilka, ale w pamięci pozostał mi głównie Discord rzucający kamieniami w antagonistów i Twalot z parafrazą wyjętą z "Pinky'iego i Mózga". xD Nie umiem wystawić konkretnej oceny. Waham się pomiędzy tymi niskimi, ale finał przyniósł mi spory ładunek emocjonalny, i prawdę powiedziawszy trudno jest mi pogodzić się z tym co stało się w niemal samym finale. Moje przewidywania okazały się nietrafione - nie doszło do żadnej rehabilitacji złodupców. Kiedy zakładałem sobie na początku tego sezonu pewne kwestie związane z nawróceniem szwarccharakterów to podśmiewałem się w duchu myśląc sobie jaki ten serial jest poczciwy i przewidywalny. I dzięki temu czułem się lepiej, bo chciałem aby takim był i przysparzał mi pozytywnych emocji. A teraz czuję się tak jakby ktoś dał mi w mordę... i nie mam namyśli tego że znowu nie odgadłem scenariusza. Przeraża mnie i smuci to w jaki sposób została potraktowana trójka Cozy - Tirek - Krysia. Mam ochotę przekląć. Jak dla mnie niszczy to sielankowy i przyjazny klimat tej produkcji. Wygląda to okropnie i niepokojąco gdy jedyną opcją jaką posiadają pozytywni bohaterowie względem swoich przeciwników jest kula w łeb, w dodatku udział w tym sądzie kapturowym przypada również nawróconym przestępcom. Widzę w tym ogromną niesprawiedliwość, zwłaszcza że producenci przybliżyli nam nieco sylwetki wszystkich trzech złodupców, między innymi prezentując ich od bardziej społecznej strony oraz stonowali otaczającą ich złowieszczą atmosferę i wprowadzili im wątki komediowe. Do odcinków finałowych przystąpili bardziej jako zło ośmieszone, aniżeli zło ostateczne. To wszystko rokowało na pozytywne zmiany, a happy end mógł być niesamowicie w klimacie "Friendship is Magic". Niestety, wygląda na to że o lekcji ze Stygiana czy Starlight wszyscy zapomnieli, włącznie z najważniejszymi - scenarzystami. Pozwolili mi najpierw uwierzyć w to że serial da nam nawrócenie lubianych przeze mnie postaci i ostatecznie udzieli im amnestii, a i być może nieco wytłumaczy ich motywy. No a skończyło się czekanem w oku. Muszę podkreślić również jeden z najbardziej bolesnych i uwierających faktów - otóż najbardziej niesprawiedliwym elementem całej tej chorej poni-szopki jest to że atak na Equestrię zainicjowany i zainspirowany jest przez kolesia (w dodatku dawnego złoczyńce, miłosiernie ułaskawionego) który nie ponosi za to żadnych konsekwencji i w dodatku na sam koniec zostaje sędzią i katem zarazem. (!) A karą jest zamiana w rzeźbę i stanie się żywą ozdobą. Niesamowicie mnie to mierzi i jestem wręcz obrzydliwie zdruzgotany. Nie wiem jak to ocenić, bo kwestia którą poruszyłem w ostatnim akapicie wali mi się na łeb i na serce, zajmuje mi niemal wszystkie myśli związane z tymi odcinkami. Gdybym miał się kierować wyłącznie tym to padła by ocena 1/10, jednakże tu o chodzi o obiektywizm... nie będzie oceny. To drugi raz kiedy nie umiem się konkretnie opowiedzieć w ankiecie. Rzeczony Varak to ojciec Tireka. Został zobrazowany w komiksach.
-
Ekipa, może poczekajmy z oficjalnym tematem odnośnie odcinka zanim będziemy się na niego skarżyć? Myślę tak jak większość fandomu, że z tych puzzli które widziałem na Derpibooru wychodzi bardzo brzydki obrazek, ale wolałbym zapoznać się z całością a dopiero później orać i patrzeć jak inni orzą. Wszystko w jednym miejscu i na temat. Zrobię mimo to delikatny offtop, ale zastanawiam się tylko nad jedną kwestią - filmem. Bo ponoć ma wyjść drugi. Jest to prawda, czy jedynie plotka? Bo jeśli tak to MOŻE koniec serialu to jeszcze nie koniec wszystkich wątków? Nie wiem, ale daje mi to do myślenia że przypuszczalnie czeka nas jakiś ważny obrót wydarzeń? Że pojawi się coś co odmieni oblicze tego dantejskiego finiszu?
-
Miłe zaskoczenie. Biorąc pod uwagę iż odcinki o A.K. Yerling należą do najgłupszych w serialu to tym razem przyznaje iż bawiłem się przednio. Nie był to epizod śmieszny, ale w dużej mierze wciągający. Przewidywalny? Niestety tak, ale zadowolony jestem że czarne charaktery zostały wybielone i otrzymały drugie życie po dobrej stronie. Miły i przyjazny happy end. Daję temu 7/10, bo brakuje tutaj humoru i jest łatwo przewidzieć bieg wydarzeń, lecz paradoksalnie "Daring Doubt" naprawdę mnie pochłonęło i nim się zorientowałem odcinek był już na końcowej prostej.
-
Meh, znowu Szkoła Przyjaźni. Miałem nadzieję że zamiotą ten badziew pod dywan i nie będę go widział aż do odcinków końcowych... ale byłem naiwny. Cóż, dobre chociaż to że wypuścili kolejny epek o Starlight i Trixie bo już dawno ich nie było. I niestety, ale jest to prawdopodobnie ostatni raz poświęcony parze jednorożców. Wyszło to to dosyć przeciętnie, brakowało mi elementów naprawdę zabawnych i przebojowych. Wielka i Potężna bardziej mnie irytowała niż śmieszyła, z kolei jej fumfelka miałka kilka fajnych momentów, ale zdecydowanie za mało. Wpada minus. Scenariusz był spoko, niegłupi i urozmaicony okazjonalnymi postaciami co z pewnością wpłynęło na moje zainteresowanie tym epizodem. Dokooptowane poni dostały nawet swoje kwestie, co było już wyjątkową niespodzianką! Ok, żeby zbytnio się nie rozwlekać - 6/10. Bo to taki sucharek w kolorach tęczy. Nie spodziewałem się pojawienia Sunbursta, i przyznaje że jest to najlepsze rozwiązanie jakie Starlight mogła wybrać (gratuluję Trixie, szczwana bestio ). Koleś bardzo się nadaje i w ogóle, ale cieszy mnie to że na zakończenie serialu sympatyczny nerd otrzymał dopełniającą go rolę. Chciałbym żeby wszystkie kucyki, a zwłaszcza te z M6 również zostały w podobny sposób uhonorowane.
-
Odcinek całkiem spoko, udany, zabawny i niosący z sobą ładunek pozytywnych zmian. Podobało mi się, ale nie stawiał bym go wyżej od wielu innych epizodów. Jest po prostu fajnie. Zanim przejdę do szczegółów przyznam się że oceniam ten materiał na 7/10. A dlaczego? Między innymi z powodu scenariusza który został dobrze napisany, jest interesujący i nie atakuje głupotą. Sceny są przemyślane, a i śmiesznie się robi za każdym razem kiedy Rarity angażuje którąkolwiek ze swoich przyjaciółek na miejsce Spike'a. Z resztą Pianka kolejny raz wypada na No. 1 komediantek tego serialu, choć niekiedy jej zachowanie było trochę za bardzo pojechane, nawet jak na nią. Cieszę się że wpleciono każdą z M6, a do tego starczyło czasu antenowego dla innych postaci, jak np. Gabby, a Spajkuś dostał chyba rolę sezonu. xD Ogólnie fajnie, mam po tym odcinku miłe odczucia, nie mogę doczekać się wersji w PL. Niechaj o mocy tego epka świadczy to że oglądałem go po weselu kumpla, na wisielczym kacu, a wtedy mało co mi się podoba. A co do wad? No właśnie są. Między innymi Rarity zdecydowanie za bardzo odmóżdżona, lub najzwyklej przesadnie wstrętna, czyli znowu zbyt daleko idące przerysowanie. Inna sprawa to to że w "Dragon Dropped" nie dzieje się na tyle dużo by warto było o nim coś więcej pisać. Ot, dobry, niezepsuty materiał. Zastanawiam się co to były za emocje - te które przejawiała Rarity po tym gdy się połapała że Spike ją olewa? Czy to była zazdrość? Moim zdaniem niekoniecznie. Gdy tak o niej pomyślę to przypominało mi to bardziej szok związany z przełamaniem się Kolca. Urwał się jej ze smyczy i dał niezły pokaz dojrzałości. Gratuluję. Naprawdę, cieszę się że oddali temu kurduplowi nieco sprawiedliwości na zakończenie serialu, a jego osobowość została choć cokolwiek rozwinięta w dobrą stronę. Mam nadzieje że ta dobra zmiana zostanie utrwalona.
-
Ciekawie. A najciekawsze jest to że przed obejrzeniem tego epka nie wiedziałem że ten mały, zawszony królik jest aż takim ścierwem. Doprawdy, koleś jest pogięty pod każdym chyba względem, stoi bardzo wysoko w skali patologii. Chyba jedynie wrodzona naiwna dobroć podtrzymuje u Fluttershy troskę o tego gryzonia. Serial się kończy, wątki są domykane, więc przyszła i kolej na lekcję pokory u jednego z najbardziej obrzydliwych charakterów tej produkcji. I co? Niby fajnie, ale ja mam niestety niedosyt. Znając ogólny zarys fabuły liczyłem na coś mocnego, pamiętliwego. Takie coś po czym Angel nie usiądzie na dupie przez kilka tygodni, a jego przerośnięte ego będzie musiało skurczyć się ze wstydu do wielkości chrupki Nesquicka. Wyszło moim zdaniem neutralnie, nader kompromisowo mógłbym rzec. Bo oto szkodnik sieje ferment i zatruwa życie innym pupilom Flutterki, ale w morale wina zostaje podzielona i przypada nie tylko antagoniście, co również postaci zdecydowanie pozytywnej. Puenta nie spodobała mi się. Jest niesprawiedliwa. Nawet jeśli protagonistka cokolwiek zawiniła (rozpieściła chama, więc jest po części odpowiedzialna), to kara dla Angela jest nieadekwatna do jego poczynań - butnych i samolubnych, w tym poświęcania zdrowia i życia innych (!) dla własnych korzyści. To taka moja subiektywna ocena. Przepraszam, uniosłem się. A tak poza tym odcinek był spoko, dosyć dużo się działo i tak jak napisałem w słowie wstępu - było ciekawie. Nie wiedziałem jak się sprawy potoczą, a zamiana ciał między Fluttershy a Angelem była dla mnie zaskoczeniem. Fajne rozwiązanie, choć mogło być lepiej poprowadzone. Problem z tym epizodem mam chyba głównie przez... no właśnie, Królika którym gardzę. Przerysowali go zanadto, ale to akurat jest ogólna i naczelna wada tego sezonu. No i mało się pośmiałem. 6/10, to jest lekko, to jest takie wiesz.
-
Całkiem fajnie że producenci postanowili wypuścić kilka epizodów o poczynaniach antagonistów zanim dojdzie do wielkiego finału. Podoba mi się ten pomysł bo dzięki temu dowiadujemy się co nieco o możliwych wątkach w odcinkach końcowych. Moja ciekawość została mocno podrażniona i już nie mogę doczekać się na zapoznanie z zakończeniem. Poza tym trio złoczyńców wypada całkiem zabawnie i z racji iż nie pojawią się nader często to jeszcze nie zdążyli mi się znudzić. "The Summer Sun Setback" wypada moim zdaniem gorzej od "Frenemies", ale z racji dużej liczby postaci to i tak jest w mojej ocenie epizodem całkiem fajnym i przy okazji wciągającym. Nie będę przyczepiał się do niektórych głupotek których byliśmy świadkami, ale poza nimi to na minus wypada wykonanie - bo miałem wrażenie iż cały scenariusz przebiega nieco chaotycznie, a i z racji potencjału mogło by być o wiele śmieszniej. Myślę że 7/10 będzie git. Hehe, podobała mi się złość Applejack po tym jak problemy z organizacją wyszły na jaw przed Twilight. Ma dziewczyna rację, i ciekaw jestem czy będzie jej to zapamiętane i przy następnym razie (o ile taki będzie) inne poni od razu się jej posłuchają. Discord z kolei to nie najlepszy kumpel. xD Ja rozumiem że gdyby chodziło o jakieś niebezpieczeństwo to z pewnością nie stałby z założonymi rękami, ale biorąc pod uwagę że użycie magii to dla niego żadna fatyga to mógłby przestać lecieć w Jana i wesprzeć kogo trzeba. Z drugiej strony trochę się chłopu nie dziwię, bo życie w stałym i harmonijnym friendshipie musi go strasznie nudzić, to też kiedy dzieje się coś nieplanowanego to może potraktować to jako rozrywkę.
-
Uczciwie rzecz biorąc to ja będę na Woodzie, ale nie łączę tego wyjazdu z tematyką Poni. Jadę dlatego że dawno mnie tam nie było i chciałbym sobie odświeżyć.
-
W sprzyjających okolicznościach - ogromnym. Zjadł/abyś pizzę z owocami morza?
-
"A Trivial Pursuit" to dosyć dziwny odcinek. Dziwny, lecz mimo to fajny bo momentami zabawny i urozmaicony liczną obsadą. Dużo rzadkich charakterów zagościło w tej 20 minutowej animacji - Bulk Biceps, Cranky Doodle, Sunburst i garstka innych, a wszyscy oni byli fajnym uzupełnieniem do scenariusza który kolejny raz obnażył negatywne cechy Twalota. Nie mam nic przeciwko problematyce tego materiału, ale twórcy nieco pojechali po bandzie z przesadyzmem TS. Nie musieli aż tak bardzo wykrzywiać jej psychy ażeby widzowie zrozumieli że dosięgły ją ogromne (?) rozterki. Dokładnie. W tym odcinku liczba tych groteskowych pyszczków przekroczyła subtelną granicę i uczyniła ten spektakl lekko niesmacznym. Twilight chyba przez większość epizodu nie ma normalnego wyrazu swojej buźki, a jakąś dziwną, groteskową facjatę. Pinkie z resztą też szaleje pod tym względem, co właściwie jest głównym minusem. Wklepuję do ankiety 7/10, głównie przez to że lekko się wciągnąłem, nie nudziłem i nieco pośmiałem. No i mnogość postaci która jest ogromnym pozytywem, bo dzięki nim nie musiałem przez cały ten czas oglądać rozhisteryzowanego Twalota. Pinkie Pie jako postać pierwszoplanowa? Hmm, ja może tracę już rachubę, ale odnoszę wrażenie że jest to druga po Księżniczce Przyjaźni pucułka z M6 która dostaje najwięcej uwagi w tym sezonie. Nie wiem, tak mi się tylko wydaje. I trochę mnie to denerwuj bo czas ucieka i obawiam się że nie starczy go dla pozostałych poni. W trakcie odcinka obserwowałem zmieniającą się punktację, no i kibicowałem drużynie Applejack i Dr. Hooves'a. Myślałem że doktor posiada większą wiedzę, ale niestety - na prowadzenie wyszli tylko raz, co rzuca nienajlepsze światło na tego szacownego naukowca. Szkoda że nie jest jasne kto wygrał turniej, ale myślę że najbardziej bekowe byłoby zwycięstwo Fluttershy i Bulk'a, albo chociaż Maud wraz z jej facetem.
-
@Dzidek Chan W niektórych kwestiach się zgadzamy, ale widzę iż ma Pan ciekawą zajawkę na trupy w serialu o malutkich kucusiach. Nie no, żart. Chciałem zrobić zawadiacki wstęp do posta... Powiedzmy że jeżeli chodzi o rodziców Rarity i Sweetie Belle to myślę podobnie - niewiele o nich wiadomo, a szkoda. Wydają mi się zabawni, a odcinek dogłębniej obrazujący relacja w całej familii Pianki mógłby wywołać niezłą bekę. Niestety, to już prawdopodobnie jedynie marzenie. Szorstko. Ale prawdę powiedziawszy to ja również mam nadzieję że tak właśnie jest. Taki element czyni z tej kreskówki nieco dojrzalszą i ambitniejszą, i po trochę uzmysławia pewne nieprzyjemne i smutne aspekty naszego życia. I robi to w całkiem przystępny sposób. Z resztą odcinek poświęcony Pear Butter i Bright Mac'owi był na tyle ładny i wzruszający że emocje jakie po sobie pozostawił nie powinny być zaprzepaszczone przez jakiś nagły i dziwny twist. Z tym że oficjalnego potwierdzenia w serialu nigdy nie było, a więc wszystko jeszcze może się zdarzyć. No i właśnie bardzo dobrze! Wydaje mi się że gdyby w CMC były trzy pucułki (z Babs to cztery, ale ona jest mniej istotna dla całości), i dwie z nich to sieroty, to byłaby to dosyć niepokojąca tendencja jak na tak sielankowe i kolorowe uniwersum. Kurczak to fajna postać, pozbawienie jej najbliższej rodziny to czyn zbyt okrutny, wymykający się nieco klimatowi bajki. Bo w sumie mówimy o bohaterce która w tym serialu solidnie dostała po dupie. Sam fakt niezdolności latania czyni z niej postać tragiczną i smutną, taką której się kibicuje i życzy jak najlepiej, a zrzucanie na jej barki kolejnego wątku dramatycznego stworzyło by spory problem w zbudowaniu dla niej końcowego happy end'u. Druga sprawa to to że rodzice Scootaloo są martwi było tylko i wyłącznie wymysłem fandomu - co prawda z pewnymi poszlakami płynącymi z serialu, ale nigdy z oficjalnym tego potwierdzeniem. Ci którzy są rozczarowani nie powinni mieć pretensji do producentów o takie zamknięcie wątku, a jedynie o brak wcześniejszych wyjaśnień. I "The Last Crusade" wcale nie jest głupie.
-
Średniaczek. Nie dostrzegłem w tym epku jakiś znamiennych minusów, nie mam zamiaru koniecznie się ich doszukiwać, ale powodów do zachwytu też właściwie nie ma. Spokojny, optymalnie zabawny, lekko nudny i dosyć kolorowy. Za to puenta jest całkiem fajna. Podoba mi się również szeroka obsada, i lajtowe debiutantki w postaci dwóch przewodnich tancerek. Uczniowie szkoły przyjaźni też dostali całkiem fajne role. Snips i Snails w końcu zdążyli się pojawić, a to bardzo fajnie, bo obawiałem się że przed zakończeniem FiM już nigdy chłopaczków nie uświadczymy. No, "2, 4, 6, Greaaat!" to najzwyklej rzecz ujmując typowy "odcinek środka" - wykonany zadowalająco, ale nie niosący z sobą wielkich ładunków niespodzianek i radochy. Dostaje ode mnie 6/10.
-
Hehehe, widzisz, błąd popełniłem bo kopiowałem te tytuły, i dwa razy wkleiłem "Godzilla vs. King Ghidorah", zorientowałem się, ale zamieniłem samo Ghidorah na Mothra i przypadkiem zostawiłem "King". Oczywiście poprawny tytuł to "Godzilla vs. Mothra".
-
Godzilla Jak byłem mały oglądałem filmy o potworach niesamowicie często. Miały one na mnie duży wpływ. Obejrzałem kilka tytułów: "Godzilla vs. Hedorah", "Godzilla vs. Gigan", "Godzilla vs. Megalon", "Godzilla vs. Mechagodzilla", "Godzilla vs. Biollante", "Godzilla vs. King Ghidorah", "Godzilla vs. Mothra". W latach 90 konsumowałem filmy na kasetach VHS branych z wypożyczalni. Tytuły które wymieniłem były jednymi na tamten czas dostępnymi w budzie na osiedlu. Jeżeli którejś "Godzilli" tam nie było to nigdy się z nią nie zapoznałem. Młodsze filmy pojawiały się później w TV, ale zaprzestałem śledzenia dalszych losów Króla Potworów, bo po prostu mój wiek odebrał mi zainteresowanie tą epicką sagą. Może kiedyś to nadrobię, a już na pewno będę musiał sięgnąć po pierwszą ekranizację i zobaczyć jak to wszystko się zaczęło. Niestety nie pamiętam już za bardzo treści, jednak niektóre rzeczy dostrzegam w mglistych wspomnieniach. Kierując się nimi mógłbym za najlepsze uznać: - "Godzilla vs. King Ghidorah" - rozmach i epika. - "Godzilla vs. Mothra" - rozmach, epika i fantastyczny klimat. Mothra i Battra są zajebiste. - "Godzilla vs. Hedorah" - hehehe, jako dziecko nie lubiłem akurat tej pozycji - po prostu się bałem. Przerażało mnie to iż Hedorah mordowała ludzi. Co prawda w każdym z filmów o bijących się potworach giną jacyś ludzie, chociażby żołnierze próbujący stawiać opór wielgachnym kreaturom, ale sceny śmierci nigdy nie są ukazywane i chyba nigdy nie uświadczymy widoku trupów. W przypadku Hedory było już nieco inaczej, co budziło wielki niepokój w moim dziecięcym umyśle. Teraz myślę o tym obrazie zupełnie inaczej - doceniam za puentę i mroczny klimat. Lubię wszystkie potwory, a za najsilniejszego i najpoważniejszego wroga Godzilli uznaje Mechagodzille i wyżej wspomnianą Hedore.
-
Większość rzeczy wyjaśnić możemy prostą matematyką serialu - że jeśli jakaś postać jest potrzebna to się ją wplata, a jeśli nie to nawet się o niej nie wspomina. Brak innych członków rodzin CMC wynika właśnie z tego, a to że mieliśmy okazję poznać Hondo Flanks'a i Cookie Crumbles było najzwyklej podyktowane odpowiednim wstępem do epizodu, gdzie chciano podkreślić iż na pewien czas Sweetie Belle przeprowadzi się do Rarity, i będzie to trzonem odcinka i zaczątkiem kłopotów Pianki. Wujków, ciotek, babć czy teściów nigdy nie widzieliśmy, bo scenariusz nigdy nie przewidywał takiej potrzeby. I tutaj stawiam srogą kropkę. (a nie, nie da się). Co do Scootaloo i Apple Bloom to pojawienie się ich rodziców było raczej spowodowane dociekaniem fandomu. Nie było ich wcześniej z powodu mechanicznego podejścia do postaci w serialu, o którym pisałem w pierwszym akapicie. A przypadku Birght Maca i Pear Butter możemy powiedzieć chyba nawet o pewnym olewczym stosunku w pierwszym sezonie. Dopiero kiedy fani zaczęli drążyć temat, a twórcy pokapowali się że nieobecność obu par wzbudza ciekawość, to od tamtej pory wiadome było że prędzej czy później będą musiały pojawić się jakieś kanoniczne informacje, z tym że nie od razu. Twórcy chcieli utrzymać widzów w jak najdłuższej niepewności. I w końcu wypuścili epki które sporo pokazują, jednakże wszystkiego nie wyjaśniają. Nie było większego sensu wplatać do serialu innych członków rodzin, bo fanów gryzły głównie sprawy związane z enigmatycznymi rodzicami dwóch dzieciaków z CMC. Pisanie scenariuszy specjalnie pod epizodyczne postacie które byłyby gdzieś tam wplecione w drzewo genealogiczne którejś z nich też nie wydawało się perspektywiczne. Z Kurczakiem poszło całkiem sprawnie - okazuje się że cały czas żyła pod okiem ciotki, nie była (na szczęście) osierocona, a jej rodzice pracowali z dala od domu. Mi osobiście to wyjaśnienie bardzo się spodobało, strąciło kamień z serca. Według mnie nie było to ani głupie, ani naciągane. To że nigdy wcześniej producenci nie udzielali nam informacji odnośnie tych wszystkich oczywistości, jakie wychodzą w odcinku "The Last Crusade", a mowa tu o korespondowaniu i opiece innych kucyków nad Scootaloo, wynika pewnie z tego iż twórcy do ostatniego sezonu nie wiedzieli jak rozstrzygnąć wątek małego pegaza, a bronić mogą się tym że żaden epizod do tej pory takich ciekawostek zawierać nie musiał. Tak czy owak wyszło dobrze, i cieszę się że ta kwestia jest tak wyjaśniony. Gorzej jeśli chodzi o rodzinę Apple - tutaj niestety niczego nie możemy być pewni. Co prawda wiele elementów sugeruje że rodzice Apple Bloom odeszli z tego świata, ale do puki nie padnie jasny komunikat o ich losie to do samego końca serialu będzie to niewyjaśnioną zagadką. Myślę tak dlatego że długa nieobecność bohaterów, smutny ton i nostalgia postaci o nich wspominających wcale nie muszą być spowodowane śmiercią a np. zaginięciem. Zaginięciem nie dającym zbyt wielkich nadziei, ale niczego nie przesądzającym. Hasbro może zechce zagrać nam na nosie i zrobi jeszcze niesamowity przekręt z pojawieniem się BM i PB. Oczywiście nie stawiam że tak będzie, podkreślam jedynie że to kreskówka, w dodatku jej akcja dzieje się w magicznym świecie. Zobaczymy. Osobiście myślałem kiedyś nad taką teorią iż rodzice AJ zaginęli w jakiejś katastrofie lub kataklizmie, wylądowali z dala od Ponyville, być może na jakiejś egzotycznej wyspie i nie mogą się stamtąd wydostać. Niby próbowali, ale w końcu się poddali i w bezsilności zaczęli układać sobie życie na nieznanych ziemiach niczym Robinson Crusoe, a jako że to kucyki ziemskie to uprawiają teraz ogromne połacie bananów lub kumkwatów. To tylko bajka dla dzieci, więc nie wykluczał bym tej teorii zbyt wcześnie.
-
Mój komentarz stanie nieco w opozycji do opinii niektórych moich przedmówców, ale moim zdaniem to było słabe. Dostarczyło mi emocji podobnych do lizania papieru ściernego, i trwało zdecydowanie zbyt długo jak na tak nudny materiał. Nie chcę pisać zbyt rozciągłego posta, dlatego podkreślam że główne wady tego filmu to przede wszystkim brak akcji oraz posusz zabawnych scen. Nie pierwszy raz wspomnę o tym iż humor w produkcjach spod znaku MLP stawiam bardzo wysoko, a tutaj dostaję klopsa o niemal zerowej zawartości tego elementu. Jest jałowo pod chyba każdym względem. Jak na godzinną bajkę to aż dziw bierze że tak bardzo wieje w niej sandałem - mogli zrobić z tego epizod do serialu, zwęzić to do 20 minut a myślę że wyniósł bym z niego tyle samo wspomnień. W ogóle to mam wrażenie że osoby odpowiedzialne za scenariusz, poza tym że napisały parę kolumn tekstu, to nie myślały nad nim zbyt intensywnie. Wygląda mi to bardziej na próbę zainteresowania nową animacją, tak jakby jedynie to było podstawą do wypuszczenia tej zdechłej flądry, podczas gdy fabuła została bardzo zmarginalizowana. Jest mi przykro, chcę czekoladkę. Dobre strony to dosyć ciekawe nowe epizodyczne poni, które być może zrobią karierę w fandomie. Za plus uznać muszę również wykorzystanie innego programu graficznego. Prawdę powiedziawszy nie spodobał mi się on w filmie kinowym, ale tutaj wypadł coś jakby lepiej. Sam nie rozumiem co mi się w tym mogło spodobać, ale to chyba dzięki niemu nie żałuję że obejrzałem "Rainbow Roadtrip", bo mogę potraktować ten materiał jako ciekawostkę. Szkoda tylko że z pominięciem scenariusza. Teraz dam 3/10, i prawdopodobnie spróbuje to obejrzeć ponownie wraz z pojawieniem się polskiego dubbingu, który (może was to zdziwi) nieraz pomagał mi lepiej spojrzeć na słabsze odcinki. Kurde, ale miałem schiza na samym początku - to wprowadzenie i przekierowanie uwagi na Rainbow Dash. Pospinałem się bo myślałem że ten film będzie skupiał się na niej. Godzinna opowiastka o aroganckiej RD? Wtedy to bym już chyba nie obejrzał tego do końca. Na szczęście się pomyliłem... to również mogę potraktować jako taki delikatny plusik... @Niklas Dopiero teraz się zorientowałem - dlaczego nie ma ankiety szefie?
-
Uwaga - jaram się bo piszę posta. Nie jestem zadowolony z tego epizodu. Mocno mnie rozczarował. Może przez to że zupełnie nie tak wyobrażałem sobie powrót Cheese Sandwich'a na łono serialu. Ponk i jej ziomal dawali mi nadzieję na scenariusz pełen fajerwerków i kreskówkowych zakrzywień, tak jak miało to miejsce w pamiętnym "Pinkie Pride". Ów kultowy odcinek zawierał również sceny smutne, grał emocjami i potrafił zaskoczyć, co uczyniło go jednym z najlepszych w historii serialu. Aha, no i piosenki których było w nim multum. W "The Last Laugh" tego zabrakło, nie ma w nim tej energii i bajerów. Mój zawód najlepiej obrazuje fakt iż prawie w ogóle się nie uśmiałem. Udanych żartów było niewiele, nawet ani jednego nie zapamiętałem, a biorąc pod uwagę tak doborową obsadę zgrywusów i hultajów to powinienem wynieść z epka przede wszystkim dobry humor. To nie to że źle oceniam odcinek tylko dlatego że nie spełnił moich oczekiwań - jest on po prostu nudny i nie widzę w nim zbyt wielu elementów pozytywnych. To porównanie do " "Pinkie Pride" przyszło mi jakby samo, zważywszy iż był to dotychczas jedyny materiał z udziałem Cheese'a. Puenta niestety była niesamowicie przewidywalna i prosta, więc zakończenie można było samemu napisać sobie w głowie i być może było by nawet ciekawsze. Te rzeczy które wpłynęły na mnie cokolwiek pozytywnie to piosenka na niemalże finisz, której też zabraknąć nie mogło zważywszy na umiejętności wokalne aktora podkładającego głos Serowemu. Nie była to może rewelacja, ale dla mnie rozświetliła szarość. Fabryka jako lokacja i aluzja do "Charlie i fabryka czekolady" też cosik tam u mnie zaplusowały. No i sam Cheese Sandwich. On według mnie zawsze był ciekawą postacią, i paradoksalnie nawet w tym epizodzie jest dosyć interesująco przedstawiony - ma fajny design. Tylko nie zarzucajcie mi tego że z jednej strony narzekam na nudę, a z drugiej chwalę depresyjny obraz naczelnego wodzireja. Owszem, wolał bym żeby "The Last Laugh" było o czymś innym, ale skoro scenarzyści postanowili w taki sposób potraktować Cheese'a, to przyznać muszę że przynajmniej został fajnie zobrazowany i dobrze zagrany. 5/10 leci ode mnie do ankiety.
-
A co to się stanęło? Jestem mile zaskoczony serią udanych odcinków które miałem przyjemność ostatnio oglądać. Ten zdecydowanie się do nich zalicza. Na pierwszy plan wkraczają Celestia oraz Luna - całkiem fajnie, ale nie do końca. Ale o tym będzie później. Największą zaletą epizodu jest liczba postaci, wliczając w to zarówno epizodyczne poni, jak również dawno nie widziane persony, przykitrane w niektórych scenach. To głównie zasługa piosenki, całkiem miłej swoją drogą. Scenariusz jest mocno przewidywalny, co gra na niekorzyść, ale wielość scen humorystycznych delikatnie to rekompensuje - jest to jeden z tych odcinków przy którym można głównie się pośmiać oraz doszukiwać ukrytych smaczków i aluzji. Szkoda że problem jaki zakiełkował pomiędzy Dwiema Siostrami był błahy i nieoryginalny, a morał w "Between Dark and Dawn" stanowi jedynie pretekst dla producentów na stworzenie luźnego i wielobarwnego epizodu z Luną i Celestią w rolach głównych. Większość fanów prawdopodobnie chciała zobaczyć materiał im poświęcony, i wyszedł właśnie taki, lecz według mnie szkoda iż wątki obydwu księżniczek nie zostały rozdzielone. Wolałbym obejrzeć dwa odcinki, z czego każdy poświęcony innemu alicornowi. Być może byłyby dzięki temu nieco ambitniejsze, mniej infantylne i jakoś uzupełniały obie postacie na zakończenie kreskówki. Obawiam się że limit na Królewskie Siorki został już wyczerpany, i koniec końców w serii IX dostaniemy już tylko ich drugoplanowe wystąpienia. Wystawiam ocenę 7/10. Nie wiem co mam powiedzieć o drugim planie "Between Dark and Dawn". Lubię oglądać kooperujące M6 oraz Kolca, cieszyłem się na wieść iż zostanie wypuszczony taki epizod, ale prawdę powiedziawszy niezbyt dobrze to wypadło. Być może bez ich wątku odcinek byłby mniej absorbujący, ale sceny z ich udziałem były dzikie i chaotyczne, robione po trochę na skróty. No cóż... ważne że ze wszystkiego można się uśmiać, a Rarity strzelająca focha za każdym razem wywołuje u mnie niemałą bekę.
-
Jak dla mnie bomba. Widowisko bardzo mi się spodobało, głównie za spójny scenariusz, występujące postacie i całkiem udane wprowadzenie elementów dramatycznych. Odcinek ten polecił bym niektórym autorom jako wzorcowy, niechaj czerpią z niego i uczą się jak pisać epizody ciekawe, logiczne i zwięzłe. "The Last Crusade" to również materiał okraszony smutnym wątkiem nadchodzącej, nieuniknionej rozłąki - oczywistym było że całość zakończy się typowym dla tego serialu happy endem, czego byłem w pełni świadom, jednakże nie wytrzymałem gry na moich emocjach i przyznać muszę iż niektóre sceny naprawdę mnie wzruszyły. Uwielbiam kiedy twórcom udają się takie zagrywki, co bardzo podnosi ocenę tego epka. Chyba nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o morale. Jest on jak dla mnie lekko dyskusyjny. Problem utraty bliskich przyjaciół dotyczy chyba nas wszystkich i jest to kwestia dosyć uniwersalna, z tym że tutaj mamy raczej mniej ogólny przypadek, a chodzi o znany mi głównie z amerykańskich filmów problem ciągłego zmieniania miejsca zamieszkania, a co za tym idzie opuszczania ważnych dla nas osób i szukania sobie nowych znajomości. Znacie to może? Model rodziny będącej w ciągłej pogoni za karierą, gdzie dzieci muszą godzić się na cykliczne zmiany miejsca pobytu, i dla swoich opiekunów stanowiąc niekiedy kulę u nogi. Pojawienie się rodziców Scootaloo i ich plany względem młodej zapoczątkowują właśnie taki kłopot, i moim zdaniem jest to clou tego odcinka. Dlatego myślę iż zakończenie jest nienajlepsze bo nieedukacyjne a bardziej życzeniowe, trudne do zrealizowania w prawdziwym życiu i rodzi we mnie obawę na wzniecanie nadziei u dzieci które na własnej skórze odczuwają taki dyskomfort. Lecz w ich przypadku szansa na tak szczęśliwe zakończenie jest znikoma. Nie jestem super zadowolony z końcowego obrotu spraw, i pomimo epickiego rozmachu ostatniej sceny to morał jakoś mi nie podszedł. Daję 9/10. Odcinek zostaje moim drugim ulubionym w tym sezonie. I co to będzie z tym małym Kurczakiem? Koniec serialu, połowa ostatniego sezonu, odcinek jej poświęcony, a tutaj nadal ni chu chu podboju przestworzy. Czyli kiedy w końcu jej się uda, i czy w ogóle? Prawdę powiedziawszy wątpię w to żeby Hasbro chciało tak bezpardonowo wyskubać Scootaloo z realizacji największego marzenia. Wychodzi na to że prawdopodobnie poczekamy z tym do odcinków finałowych, co nie wróży dobrze, bo było by kolejnym składnikiem w zupie która już teraz zapowiada się lekko niestrawnie. Wątek Nielota został by wtedy najpewniej mocno skrócony, przez co pozbawiony uczucia dopełnienia i satysfakcji. Chyba że producenci szykują jeszcze jakiś epek poświęcony CMC, ale czy taki nie powinien zostać oddany dla Sweetie Belle?
-
To jest dobry odcinek. Tak dobry że umieszczam go gdzieś w top 3 epków tego sezonu. Co prawda początek nieco mnie zamulił, jednakże po kilku minutach zacząłem się wciągać i raczej nuda mi nie towarzyszyła. Epizodyczne postacie dostały swój czas w serialu i moim zdaniem wszystkie z nich wypadły nader dobrze. Serio, bawiłem się przednio i zaryzykował bym twierdzenie iż z chęcią poświęcił bym kolejny epizod na rzecz tych właśnie bohaterów, jeśli miało by wyglądać to tak jak w "Student Counsel". Jest z czego się pośmiać, jest akcja (której moim zdaniem ostatnimi czasy w MLP jednak brakuje), ładne scenografie i fascynujący klimat. 8/10, bez wazeliny. Morał raczej suchy, i pojawia się również kilka wkradających się głupotek - drobne minusy które sprawiają iż ocena wyższa być nie może. Cieszyłem się na odcinek poświęcony GlimGlam i Trixie, ale właściwie takim nie był. To raczej materiał oddany pod występ przede wszystkim Starlight, co nieco mnie rozczarowało. Jednakże wykonanie i całościowe show kolorowej brygady okazały się na tyle dobre że nie mam prawa narzekać - po trochę polubiłem nawet tych którzy przy poprzednich odsłonach doprowadzali mnie do zażenowania. Mam na myśli między innymi Mudbriara który udowodnił że nie jest aż tak wyjałowiony z emocji, a jego sztywność to jednak całkiem zabawna cecha. Kuroliszki też były fajne, i przyznać muszę że niebezpieczne są to kreatury. Nie o samo petryfikowanie chodzi co o agresję i nieustępliwość. Na szczęście całkiem głupie to to, i idzie się przed nimi schować za bramą w rozburzonej ścianie.
-
Mhm, mi się podobało ale rewelacja sezonu to to nie jest. Fajny odcinek o rodzinie, dojrzewaniu i pracy sadownika. Nie mam na szczęście do czego się w tym epizodzie przyczepić, ale elementów zasługujących na pieśni pochwalne w zasadzie też nie widzę. Ok, miło zrobiło się gdy w retrospekcji pokazali rodziców AJ - w końcu zobaczyłem jakąś interakcje pomiędzy Pear Butter i Bright Mac'iem a ich potomstwem, i mi się tak jakoś ciepło na sercu zrobiło. Szacuneczek za to. Mały smaczek, ale smaczny, lol. Występujące postacie dają radę, są wyraziste i zgodne ze swoją charakterystyką, dzięki czemu jest zabawnie ale bez uczucia naciągania niektórych kwestii czy przerysowywania scen. Mnie najbardziej rozbija scena kiedy Goldie próbuje kopnąć w drzewo i średnio jej to wychodzi, ale zaśmiałem się kilkanaście razy w przeciągu całego odcinka, tak więc taguję go jako całkiem śmieszny i przyjemny. Morał z kolei nie był zbyt istotny, trochę bezsensu i właściwie wpleciony został chyba wyłącznie z samej konieczności pojawienia się takowego, lub prawdopodobnie producenci chcieli stworzyć epek oparty o właśnie taką konkluzję i machnęli całkiem fajny produkt który swoją puentę zwyczajnie przyćmił. Dodam tylko że niepokojąco zaspany Big Mac od samego początku wydaje się być kluczem do końcowego rozwiązania zagadki - obrazowanie go non stop jako gapowatego i sennego nie jest właściwe dla tej postaci i widać jak na dłoni że to celowy zabieg. Barwnym elementem "Going to Seed" jest legenda o Siewczym. Fajna, podoba mi się, a sam mityczny lejen też wydaje się dosyć spoko. Taki... pokemon. 7/10 ode mnie. Starałem się ocenić materiał możliwie jak najbardziej obiektywnie, bo osobiście jestem zadowolony że pojawił się w końcu epizod poświęcony AJ, czy właściwie rodzinie Apple. Szczerze powiedziawszy to miałem ochotę na coś bardziej spektakularnego, żywiołowego, ale na moje nieszczęście było raczej średnio efektownie. Szkoda, i obawiam się że w tym sezonie innych epków z Jackie na pierwszym planie już raczej nie uświadczymy, zważywszy jak wiele charakterów czeka na poświęcenie im uwagi. Obym się mylił.
-
@Terenet Ciekawe, faktycznie. Po pierwsze kiedy piszesz o tych wszystkich potworach to jest to warte zastanowienia. To jedna z kwestii która wydaje mi się całkiem możliwa - iż Grogar zechce użyć do walki swoich dawnych pomiotów. Druga teza którą przedstawiłeś i która wydaje mi się sensowna to skłócenie, lub rozdzielenie M6 i innych, stojących bardzo blisko nich postaci. I rola jaka przypadłaby wtedy uczniom szkoły. Trzecia rzecz to przemiana drzewa w rezydencję. Może się okazać że jej wnętrze chroni przed mroczną magią złowieszczego koziołka, i będzie jedynym miejscem do którego przy pomocy kuli zajrzeć nie zdoła. Co do reszty to ciężko mi stwierdzić, między innymi dlatego że nie oglądałem jeszcze wszystkich odcinków. Nie lubię snuć domysłów, jestem w tym raczej kiepski, jednak mam pewne teorie. Według mnie trójca Cozy - Tirek - Krysia zostanie resocjalizowana, przy czym ta pierwsza dwójka prawdopodobnie poprzez pogłębienie więzi między sobą i/lub pojawienie się Scorpana. Ktoś z grona twórców popełnił jakiś czas temu wypowiedź że nie wszyscy antagoniści dostąpią rozgrzeszenia, z tym że słowa te już uzyskały potwierdzenie na przykładzie Sombry, to też widmo nawrócenia wisi nad pozostałymi złodupcami. Do tego Grogar musi wiedzieć iż jego podopieczni kręcą na nim wała, bo jeśli nie... to cóż - dupa z niego a nie madafaka. Kiedy tak spojrzeć na wszystkie sezony wstecz i policzyć możliwości obronne Equestrii oraz ilość i jakość postaci które opowiadają się po stronie dobra to kim musiałby być ostateczny antagonista żeby móc w ogóle myśleć o chociaż połowicznym sukcesie? Liczę że jest to gracz z numerem 1, bo jeśli nie to grozi nam słabe zakończenie. Podzielę się z wami jeszcze rozterką. Otóż martwię się o końcówkę. Gdy myślę o tych wszystkich postaciach na których występ wiele osób liczy, na domknięcie niektórych wątków, wyjaśnienie nowych tajemnic czy chociażby pełniejsze przybliżenie postaci Grogara, to nachodzi mnie obawa iż producenci ponownie pokuszą się na kompresowanie tego do 40 minut... Byłoby to niesamowicie słabe posunięcie, co widać chociażby na przykładzie pierwszych odcinków obecnego sezonu. Jeśli twórcy nie przeznaczą na finał więcej jak standardowych dwóch epizodów to obstawiam iż danie główne na które wielu z nas czeka okaże się pstrokatą, nieapetyczną kaszanką. Przepraszam za ten grafomański i niespójny post, ale ostatnio myśli mi się nie kleją.
-
@Lemi To się nadaje na mem. Ekstra.