Mam tremę od czasów podstawówki jakoś. Kiedy muszę gadać z jakimiś nowo poznanymi ludźmi albo występować gdzieś publicznie, to mam ten problem w takim stopniu, że czasami jestem bliski zemdlenia. Ale jak już z kimś lub czymś się zaznajomię i nie czuję takiego parcia stresu w moją stronę, to nie czuję zazwyczaj prawie żadnych ograniczeń. Przykład, to jak mam lekcje matematyki i jest sprawdzian, to myślę niemal w pełni, a jak muszę stać przy tablicy i robić jakieś zadanie to zastanawiam się ze stresu przy najprostszych pytaniach i waham się co napisać. Albo jak mój kolega mi przedstawił swojego innego kolegę, to początkowo nie wiedziałem o czym z nim gadać i stresowałem się w jego towarzystwie, a teraz to jesteśmy takimi znajomkami, jakbyśmy się od urodzenia znali. Radzę sobie z traumą w ten sposób, że przebijam te pierwsze lody, a później już z górki. P.S. świetny strój ^^
Też byłem kiedyś ministrantem i jak mi mówili, że mam czytać, to zawsze się próbowałem wymigać z powodu stresu. I tak czasami musiałem czytać, bo nie dało się wymigać, ale to brzmiało tak źle, że nawet ja bym płakał jakbym słuchał, ale byłem za bardzo zestresowany żeby słyszeć dokładnie jak to brzmi. xD
do