Applejuice
Brony-
Zawartość
1987 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Applejuice
-
25 km od Włocławka Hm, wiesz, spytaj się na ShoutBoxie, bo nie wiem czy mogę tak otwarcie powiedzieć
-
Wooo, Grudziądz? :O To chyba całkiem niedaleko mnie xP Pewnie i tak nie kojarzysz Osięcin... Miłej zabawy na forum! ^^ Arek - :O Wooo. Leń, a umiesz odczytać mapę nieba? Kompletnie się na tym nie znam I fajnie, że kolejna osoba zbliżona do mnie wiekiem jest na forum Miłej zabawy ^^
-
[/align] Noo, będzie ciekawie. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz ________________________________________________________ Kolejny dzień rozpoczął się od niesamowitego uczucia ulgi. Obudziłeś się w tym samym miejscu, w którym zasnąłeś. Mimo wszystko czułeś się dziwnie. Twój umysł wydawał się spowity mgłą - minęło parę sporych chwil, zanim przypomniałeś sobie wszystkie wydarzenia z poprzedniego dnia. Czułeś się tym wszystkim przytłoczony. Nie wiedziałeś nic - skąd się wziąłeś w tym dziwnym miejscu, dlaczego tu jesteś i po co żyjesz. Jedyną rzeczą, która dała ci jakąkolwiek nadzieję, był wiersz. Znałeś dokładnie każdy wers... ale co on oznaczał? Kolejne pytanie bez odpowiedzi... To wszystko było takie... niewyobrażalne... nie pojmowałeś całej tej sytuacji. Czułeś się całkowicie bezradny i bezsilny. Z rozmyślań wyrwał cię dziwny dźwięk. Dotarło do ciebie, że jesteś w lesie. Mogło się tu czaić mnóstwo niebezpieczeństw. Wysokie i gęste drzewa uniemożliwiały ci dowiedzenie się, gdzie znajduje się słońce. Było bardzo zimno. Dźwięk przypominał odgłos kopyt. Czyżby to były te dziwne kucyki, które już wcześniej spotkałeś? Musiałeś gdzieś się ukryć. Rozejrzałeś się szybko wokół. Spostrzegłeś gęstwinę krzewów, które na pewno ochronią cię przed wzrokiem tych obcych istot... Potem będziesz musiał zastanowić się, co począć. Wiedziałeś, że to będzie trudne... Może wręcz niewykonalne...
-
Zaczynajmy grę. Mam nadzieję, że ci się spodoba _______________________________________________________ Zostawiłaś swoje królestwo już daleko za sobą. W ostatniej chwili udało ci się uratować swojego najmłodszego brata i uciec razem z nim gdzieś daleko. Nie wiedziałaś jeszcze. Najważniejsze było wtedy przetrwanie. W tamtej chwili lecieliście nad istnym morzem trawy. Malec siedział na twoim grzbiecie i wydawał się być zafascynowany otaczającym go widokiem. Wszystko spoczywało w twoich kopytkach. Chociaż twój brat nie był aż taki ciężki, zmęczyłaś się długą podróżą. Sądząc po słońcu, lecieliście już jakąś godzinę. Dulcis, uważając żeby z ciebie nie spaść, wychylił się trochę i spytał wesoło: - Hej, powiesz wreszcie dokąd lecimy? To niespodzianka? Hura! Lubię niespodzianki! - Roześmiał się. Po chwili jednak spoważniał. - Wiesz co, ale ja myślałem, że walczysz... na wojnie z resztą... Zamyślił się, a potem wykrzyknął, olśniony: - Pewnie lecisz na jakąś misję! A co z mamą i tatą? I czemu mnie zabrałaś? Jego gadanina zaczynała cię męczyć. Zastanawiałaś się, jak mu o tym wszystkim powiedzieć... Dodatkowo dochodziły również inne zmartwienia: Jak sobie poradzicie? Kiedy dotrzecie do Canterlot? Przez chwilę czułaś się tym przytłoczona. Brat jednak wyrwał cię z nieprzyjemnych rozmyślań: - Hej, Avi! Tu jest tak fajnie! Tak zielono! Może odpoczniemy? A ty w końcu masz jakąś misję czy nie? Bo nie rozumiem! Trzeba w końcu mu wszystko wyjaśnić... Nie mogłaś pozwolić, by cały czas żył w niepewności. Zresztą, nie mogłaś ukryć przed nim prawdy.
-
Miałaś w sobie mnóstwo nowej energii. Czułaś się jak nowo narodzona i wiedziałaś, że teraz o wiele łatwiej będzie ci sprostać swoim problemom. Plac Główny również tętnił życiem. Wszędzie biegały małe źrebaki z zielonymi balonikami, symbolizującymi dzisiejsze święto. Gdzieniegdzie stały stoiska z watą cukrową lub popcornem. Twoją uwagę przykuł pewien transparent, zawieszony pomiędzy dwoma drzewami. WITAJ! ZAPRASZAMY NA AUDIENCJĘ KSIĘŻNICZKI CELESTII W POŁUDNIE. KAŻDY MILE WIDZIANY! Zmartwiłaś się. Która była teraz godzina? Księżniczka była tak potężna, że na pewno rozpoznałaby, że poniekąd jesteś po ciemnej stronie... Zastanawiając się co zrobić, nie zauważyłaś pewnej klaczki, która właśnie do ciebie podeszła. Miała pogodny wyraz twarzy, białe umaszczenie oraz jasnoróżową grzywę. Była jednorożcem. Wyróżniała się od innych zwiedzających specjalną kamizelką ze złotą gwiazdą. Czyżby jakaś strażniczka? - Witaj w Zamkowych Ogrodach! - powitała cię radośnie. - Jestem Roxy, pilnuję tu porządku. Potrzebujesz pomocy? - spytała, uśmiechając się szeroko.
-
Zaczynamy. Mam nadzieję, że nie zapomnisz o sesji, gdy powrócisz z urlopu ______________________________________________________________________ Nie mogłeś odgonić się od okropnych myśli, które nawiedzały cię z każdym kolejnym ruchem. Ciągle podążały za tobą i nigdy nie dawały ci spokoju - były jak najgorsze koszmary. Nie potrafiąc odpędzić się od nich, przypominałeś sobie wszystkie swoje chwile z dzieciństwa, naukę w klasztorze, otrzymanie tytułu Arcymaga Ognia... Myślałeś, że ta chwila będzie cię napawała szczęściem po wsze czasy. Spełniłeś swoje największe marzenie... Ale co z tego miałeś? Jedynie tytuł oraz umiejętności, które w obecnej sytuacji prawie na nic nie mogły ci się przydać. Straciłeś przez to wszystko - dom, rodzinę, przyjaciół oraz swój dawny rozum, który podążał za własnymi aspiracjami za wszelką cenę. Teraz, gdy już udało ci się spełnić swój cel, czułeś ogromną przepaść w swoim sercu, a dawny Freeze odszedł w przeszłość. Teraz stałeś się istnym wrakiem człowieka, który spędzi resztę swojego nędznego życia na wygnaniu... Czy to miało jakiś sens...? Nie miałeś pojęcia. Waże było to, że w tej leśnej jaskini mogłeś odnaleźć spokój, odpocząć od tego wszystkiego. Sumienie w końcu sobie odpuści i wreszcie odpoczniesz. Spędziłeś już tutaj jedną noc, śpiąc na skórze wilka, którego upolowałeś wczoraj wieczorem. Mimo wszystko było ci bardzo zimno, a w leśnej gęstwinie na pewno jest mnóstwo zwierząt, których dobra możesz wykorzystać. Jedzenie również by się przydało... Ze swoją magią mogłeś z łatwością powalić nawet cieniostwora. Nie musiałeś więc się martwic, że coś ci zagraża.
-
- Nie wiemy za wiele o orkach. Jedynie tyle, że ciągle zbliżają się do miasta. Chyba szykują się do wojny... - powiedział zmartwionym tonem strażnik. - Ciężko będzie ci zdobyć rudę - powiedział drugi ze strażników. - Nawet bardzo ciężko. Pierwszy pokiwał głową. - Dobrze więc, podróżniku. Niech cię Innos ma w opiece - powiedział, wręczając ci klucz do bramy...
-
Skrzywiłem się, ale wziąłem miskę i wylałem jej zawartość do kibla, po czym obmyłem ją i schowałem do jakiejś szafki w łazience. - Ble. Gdy wróciłem do Reiry, stwierdziłem że musi się przespać, a moja obecność raczej jej w tym nie pomoże. Ucałowałem ją w czoło. - Dobranoc - powiedziałem cicho. Wyszedłem na korytarz, mając nadzieję, że to "towarzycho" mnie nie dopadnie.
-
Tyle razy widziałem ją płaczącą, że nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Było mi jej tylko strasznie żal. Wiedząc, że bezsensowne przytulanie ani puste słowa pocieszenia nic nie dadzą, powiedziałem: - Nie jesteś żałosna. Po prostu nie chcesz sobie pomóc i nadal cierpisz, choć to nie ma najmniejszego sensu. Podałem jej butelkę z wodą. - Teraz sobie odpocznij.
-
Starałem się na to nie patrzeć. Gdy skończyła wymiotować, otarłem jej twarz mokrym ręcznikiem. Miski jeszcze nie odkładałem - w każdej chwili mogła poczuć się gorzej. Westchnąłem, nadal wycierając jej twarz. Spojrzałem na nią. - W porządku? - spytałem tylko.
-
- Jak to: nie masz dla kogo? - powtórzyłem zszokowany. - A co z naszymi fanami, Cameronem, również Dave'em i mną? Znów przykucnąłem obok niej i spojrzałem jej w oczy. - Uważasz, że to wszystko nie ma już sensu? - spytałem i położyłem kopyto na ramieniu. Westchnąłem smutno. - Wystarczy, że pozwolisz, żeby było tak samo jak dawniej. Bo masz o co walczyć i dla kogo. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Reira źle się czuje. - Czego ci potrzeba? - spytałem natychmiast. - Boli cię brzuch?
-
Zupełnie niespodziewanie jakaś niebieska kula z zadziwiającą prędkością przeleciała między wami, zostawiając za sobą białą poświatę. Roztrzaskała się na drzewie, tworząc kształt koła, który również emanował światłem. - KURDE! - usłyszeliście krzyk. Przed wami wylądował pegaz - ten sam, którego większość z was już poznała. Nie zwrócił na waszą grupę uwagi, tylko podbiegł do drzewa, które oberwało - prawdopodobnie jego - zaklęciem. Grzywa mu powiewała, gdy zbliżył się do poświaty. Dotknął z namaszczeniem kory i szepnął z zamkniętymi oczami: - Wybacz. Przez moją nieuwagę niestety musisz mi pomóc. Użycz temu portalowi odrobinę swojej mocy, gdyż ja nie jestem godny, by zrobić to samemu... Zrób to w imię Neferet. Wiatr oszalał, gdy okrąg powiększył się do rozmiarów ogiera. W środku pulsowało dziwne, błękitne światło, które można było dotknąć - przynajmniej tak wam się wydawało. Pegaz uśmiechnął się. - Twoja ofiara zostanie wynagrodzona. Ogier cofnął się o parę kroków, spuścił głowę i złączył kopyta przed sobą. Nagle pod waszymi nogami wyrosła świeża trawa, poczuliście zapach kwiatów, usłyszeliście radosne rżenia leśnych zwierząt. Oczy przybysza emanowały jasnozielonym światłem, a drzewo, które zostało przez niego wykorzystane, jakby budziło się do życia - liście stały się bardziej zielone, gałęzie uniosły się, a w niektórych miejscach kora wyzdrowiała. Wszystko skończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Pegaz odgarnął grzywę ze swojego czoła, westchnął i odwrócił się w kierunku was. - No! Mieliście tutaj niezły pokaz. I wiecie, co wam powiem? Prychnął. - Jesteście tacy powolni i do bani, że idzie zdechnąć. Musiałem tutaj znowu przylecieć, żeby was pogonić do działania. Spojrzał na ciało Flame. - O, znaleźliście ją - powiedział, w ogóle nie wzruszony. Wskazał kopytem na Talkavię. - Gdyby nie ja, skończyłabyś tak jak ona. Neferet się jednak wkurzyła, że w tak brutalny sposób usuwamy trudności, dlatego możesz sama przejść przez ten portal do swojego świata. Zostawisz to miejsce za sobą, o wszystkim zapomnisz. Obudzisz się w miejscu, w którym ostatnio zasnęłaś. Z powrotem przeniósł wzrok na Flame i skupił się. Po chwili zerwało się małe tornado wokół ciała klaczki, które uniosło ją i usadowiło na grzbiecie Talkavii. - No, zmykaj. Nic tu nie zdziałasz. A to ciało również będzie tam, gdzie ostatnio było, więc się nie martw. Alchemiczka nie miała wyboru. Pożegnała was bezgłośnym "Powodzenia" i razem z Flame przekroczyła portal, znikając w nim. Natychmiast się zamknął. - Teraz wy... - mruknął niezadowolony. - Wy tutaj zostajecie, jak już zauważyliście. Doszła do was nowa osóbka, czyż nie? - wychylił się, żeby spojrzeć na Eclipse. - OK. Wkrótce przybędzie więcej kucyków. Może się okazać, że ściągniemy tutaj resztę Equestrii, jeśli nadal w takim tempie będziecie działać. Westchnął. - Dobra. Dam wam trochę czasu do ochłonięcia, straciliście kolejnego towarzysza, więc musicie być w szoku. Potem od razu wyruszamy. Odwrócił się i usiadł przy jednym z drzew, mamrocząc jakieś słowa pod nosem...
-
[MLP] Dowieść swojej wartości u jednorożców - Lovely Flower (Salmonella)
temat napisał nowy post w Archiwum RPG
Pinkie spojrzała na ciebie i zamrugała parę razy ze zdziwienia. - Jak to: co? Przegrywasz! Po prostu! Przez chwilę milczała, najwyraźniej zakłopotana, lecz trwało to mniej niż pięć sekund. Wybuchła śmiechem. - Och, głuptasie! Czego się boisz? - Poklepała cię po ramieniu. - To taki test, robię go każdemu, kto jeszcze nie był na moim przyjęciu! Mist już tu był z Rainbow, nie przegrał, więc ty pokaż, że też jesteś twarda! Pomachała znacząco babeczką, którą nadal trzymała w swoim kopytku. -
Westchnąłem ciężko i zrezygnowany podszedłem do okna. - Powiedz mi, co masz na myśli mówiąc "to, co robimy teraz"? - spytałem. Odwróciłem się w jej kierunku. - Czy nie warto zapomnieć o tym wszystkim i skupić się na teraźniejszości? Rozpamiętywanie nic nie da, a jedynie sprawi, że poczujemy się jeszcze gorzej i będziemy wytykać sobie błędy i winy, których tak naprawdę nie popełniliśmy. Spojrzałem na krajobraz za oknem. - MOŻEMY sprawić, żeby wszystko było takie jak dawniej. Ale jeśli nadal chcesz sądzić, że już nic się nie zmieni... nie będziesz walczyć... to koniec.
-
Wziąłem głęboki oddech. - Więc po prostu dalej tego nie niszcz - powiedziałem z westchnięciem. Przykucnąłem obok niej i ująłem jej podbródek. - Dużo się ostatnio działo, ale to nic nie znaczy. Życie toczy się dalej, a wszystko co było musimy zostawić za sobą. Delikatnie objąłem ją i przygarnąłem do siebie. - Mniej gdybania, więcej przeżywania teraźniejszości... - mruknąłem. - Dave'a nie będzie z nami, ale co z tego? Ja i on tego potrzebujemy... odpoczynku od nas samych... Zamilkłem na chwilę. - Może być tak jak dawniej, prawda? Przynajmniej postaram się, żeby tak było...
-
Wooo. Dopiero teraz zauważyłam. Jak ci to przeszkadza, to sobie zmienię
-
Hejka! Wreszcie jakaś osoba w moim wieku ;> Miło mi cię poznać ^^
-
Świetnie. Po prostu wspaniale. Znów nie będę mógł z nią normalnie porozmawiać. Byłem zły, ale jednocześnie rozumiałem, dlaczego to zrobiła. Patrzyłem na nią rozgniewany i dopiero później uświadomiłem sobie, jaki jestem okrutny. Westchnąłem. - Alkohol nie rozwiąże naszych problemów - powiedziałem stanowczo i odłożyłem butelkę, którą trzymała, po czym patrzyłem na nią badawczo.
-
Temat, w którym Babcia Smith odpowiada na wasze pytania. Ech, no dobrze... Zobaczmy co te urwisy, siedzące całymi dniami przed tymi denerwującymi migawkami, napisały... O ile w ogóle coś napisały, bo ja osobiście uważam, że to strata czasu, ciągle siedzieć i psuć sobie oczy. Nie mają ciekawszych zajęć? To tak, jakby siedzieć przed wielkim pudłem całe swoje życie, jednocześnie dłubiąc sobie czymś ostrym w oczach... Aaa... co ja miałam...? Kobiety? Kim są kobiety? Pierwsze słyszę! Co ty, z miasta jesteś, że takich słów używasz? Mam nadzieję, że to nie jest jakieś nowe, młodzieńcze powiedzonko, w dodatku obraźliwe! Ale, zaraz, zaraz. O wiek się pytałeś, o ile mnie moja pamieć nie myli. Słuchaj, nie wiesz, że klacz się o wiek nie pyta? Ech, chyba faktycznie pierwszy raz krowę dopiero niedawno musiałeś ujrzeć na oczy... Wiesz co, odejdź od tej denerwującej migawki i wyjdź na dwór! Aaa, jak babeczek nie ma to do piekarni! Tylko uważaj na to co kupujesz, bo niektóre kucyki są takie nieuczciwe... Dziadek Smith? Kto to? Myślałam, że jestem tylko ja, Babcia Smith... chyba, że znów coś przede mną ukrywają! Ja się tego dowiem! 1. Właśnie, masz rację! Bardzo, bardzo nieładnie! 2. Miałam, miałam... Ale co? Bo widzisz, dużo tego było! Nawet mama kupiła mi taki przepiękny kapelusz, chustę w czerwone jabłuszka... Aaaa! Zaczekaj. Chodzi ci o lata? Ech, pisz dokładniej! Taki stary kucyk jak ja może się pogubić w tych wszystkich literkach... To było tak dawno... tak dawno, oj tak... Wracają wspomnienia! Myślę, że na pewno miałam z dziewięć lat. W końcu nie byłam już takim bobasem, który by sobie z czymś nie poradził! 3. Oj, mój drogi... Zadajesz bardzo osobiste pytania! Dlaczego interesują cię moje włosy? Przecież to tylko kupa siana! Nie warto na nie patrzeć. A szkoda, bo jak byłam mała, to naprawdę kochałam swoje blond warkoczyki... Ech, wspomnienia... 4. W swoim wieku wszystkich mogę nazwać dziećmi, nawet Big Macintosha! I wszystkich mogę nazwać SWOIMI dziećmi, bo każdego kocham w Ponyville. W końcu, przeżyło się już dużo, poznało się wiele kucyków... Chyba, że nie rozumiem tego pytania. Możesz to jakoś jaśniej wyjaśnić, źrebaku? A miej sobie ochotę, miej, miej. Jesteś kucharzem? Zniscz... znyszczy... Temu różowemu zabrakło babeczek, możesz mu trochę dać! Gdyby kucyki jadły tylko jabłkowe rzeczy, nie przeżyłyby! Wyobrażasz sobie codziennie to samo - jabłka, jabłka, jabłka? Organizm potrzebuje czegoś więcej. Takie rzeczy pamięta się ze szkoły. Jem to co wszyscy! Wiesz co? Wydawało mi się, że już o tym coś wspominałam... Kiedyś w ogóle NIE BYŁO Ponyville. A jak już powstało, na początku było tylko kilka chałup i las. Siało się zboże, sady... Aż powstała taka jedna, wielka farma. Dopiero później osiedliło się więcej mieszkańców. Dla każdego starszego kucyka zawsze było lepiej. Masz coś do Księżniczki Celestii?! N-nie, nie, babciu... Bo widzisz, oni są... z takiego innego świata, o. I tam jest inaczej. Zupełnie inaczej. Zapomniałam ci o tym powiedzieć. To ja w takim razie nie wypowiem się na ten temat. Wyjaśnij konkretniej, o co ci chodzi, mój drogi... Nic nie wiem o twoim świecie... No tak! Ta Soczek, ona jest z tamtego świata! Wydawało mi się, że jakaś taka dziwna... chodzi na dwóch kopytach! I ma takie czarne gogle, zupełnie jak pilot! Tak, babciu. Jeśli chodzi o pierwsze pytanie - kobieta to określenie na klacz w tamtym świecie. Ach tak! I tak miałam rację - nie pyta się klacz o wiek! A teraz idź mi stąd, Applejack, muszę odpisać... Wow. OK... zamieniasz się w takiego chłopaka, o którym mi opowiadała Soczek... Chłopaka? Nie, nic, nic. Odpisuj. Już sobie idę. Ech... Jeśli chodzi o ten... uber impa pro... Wiesz, brzmi to jak jakieś zaklęcia Zecory. Na pewno wszystko z tobą w porządku? Przepis na cydr jest ściśle tajny! I nic więcej już nie mogę powiedzieć, bo jeszcze coś palnę i wszystko się wyda... Co za głupota! Poza tym... gdzie pokazana? Oj, muszę jeszcze poważnie porozmawiać z Applejack o tym waszym świecie... A jeśli chodzi ci o to, czy jestem jedynym starszym kucykiem w Ponyville - to jest głupota! Pan Alexander, Pani Reachel... I jeszcze wiele innych, których imion nie pamiętam, niech to piorun strzeli... Oj, kochany. Masz potwornie ciasny umysł! Rozmyślasz nad takimi błahostkami... to naprawdę bardzo niezdrowe. W życiu nie chodzi o to, żeby obliczać każdy swój krok, albo z jaką prędkością będzie lecieć piłka, którą rzucisz... Istna głupota. Lepiej załóż swoją farmę, na pewno będzie ci lepiej! W każdym razie - Twilight musiała się pomylić! Pewnie zbyt dużo książek się naczytała w tej swojej zakurzonej bibliotece... Nooo, wreszcie, do siana! Czas odpocząć... JOGUSIE JOGUSIE!
-
Wiedziałam, że muszę reagować, nawet jeśli Rainbow była moją przyjaciółką. Stała się inna - i tylko na to powinnam patrzeć. W końcu tu nie chodziło o moje życie, ale także o bezpieczeństwo innych. Mimo ogromnego ukłucia w sercu uderzyłam ją w szczękę - na tyle silnie, by ją obezwładnić, lecz nie na tyle, by ją mocniej zranić. Monstrum zleciało ze mnie i przeturlało się kawałek dalej. Natychmiast przygwoździłam ją do ziemi. - No dobrze - odezwałam się po chwili, próbując walczyć z jej nienaturalną siłą. Rainbow szamotała się i nie dałabym sobie z nią rady, gdyby nie moje niezawodne lasso. Jakimś cudem udało mi się je wyciągnąć ze swojej torby, jednocześnie nie pozwalając jednocześnie Dash uciec. Szybkimi ruchami związałam jej pysk. Westchnęłam. - Widzisz? - pociągnęłam za lasso, przez co tęczowogrzywa mimo woli uniosła głowę, patrząc na mnie z wściekłością. Z ust ciekła jej mała strużka krwi. Zawahałam się na chwilę, widząc to, lecz od razu się opanowałam. - Posłuchaj mnie, ty potworze, który siedzisz w mojej przyjaciółce! Przełknęłam ślinę. - Wynoś się stąd! I nie wracaj! Odpowiedział mi mrożący krew w żyłach śmiech. Zadrżałam. Zszokowana spostrzegłam, że Rainbow w ogóle nie poruszyła wargami. - Naprawdę sądzisz, że nawiedzam tego pegaza ze swojej własnej woli? - odezwał się znów. Nie potrafiłam rozpoznać, czy należy do klaczy, czy ogiera. - Skoro jakoś udało ci się mnie złapać - a to oznacza, że naprawdę jesteś kimś szczególnym - to mogę ci powiedzieć o paru istotnych sprawach. Ale najpierw mnie wypuść. Przysięgam, że już cię nie tknę... i tak zniszczyłaś moje kły, potrzebują regeneracji... Dobra. Tutaj i tak potrzebuję paru dni zastanowienia jak to poprowadzić, ale żeby temat nie był zaniedbany, zadam takie oto proste pytanie, żebyście mieli o czym dyskutować: Gdyby Applejack posłuchała tego tajemniczego ogiera i poszła razem z nim, zostawiłaby Rainbow. Ciekawe... czy wtedy także byłaby nawiedzona? Może właśnie w ten sposób ogier chciał ją ochronić? Ale dlaczego? Ech, dużo pytań, strasznie mało odpowiedzi... ale kombinujcie! Może ktoś z was wpadnie na pomysł, który wykorzystam xD
-
Stwierdziłeś, że tylko straciłeś czas na rozmowie z tym idiotą... Ciekawe, czy w klasztorze również jest tak... inaczej. Ogólnie z każdym kolejnym krokiem spotykałeś zmiany. W Khorinis, na obrzeżach miasta, gdzie było o wiele więcej potworów niż zwykle, w opuszczonych jaskiniach, gdzie znajdowały się kryjówki bandytów... Gdy dotarłeś do wejścia do przełęczy, znów coś cię zaskoczyło - kolejni strażnicy! - Dlaczego tu przyszedłeś? - spytał jeden z nich. W jego głosie nie było gniewu - jedynie obawa i jakby smutek. - Jeśli przejdziesz przez tę bramę, prawdopodobnie już nie wrócisz... Orkowie zajęli całą Górniczą Dolinę...
-
[MLP] Dowieść swojej wartości u jednorożców - Lovely Flower (Salmonella)
temat napisał nowy post w Archiwum RPG
Miło mi _________________________ Rainbow rzuciła ci jeszcze jedno zakłopotane spojrzenie, odchrząknęła i powiedziała z uśmiechem: - Nooo... To już lecę. Muszę jeszcze odgonić parę chmur. - Zaśmiała się. Zanim wystartowała, zrobiła nad ziemią błyskawiczne salto. Kiedy była już w górze, krzyknęła do ciebie przez ramię: - Narka! I znów byłaś sama. Nie pozostało ci nic innego jak pójść do Pinkie Pie. Rozmyślałaś o tym jak zachowywała się Dash. Musi jeszcze odgonić parę chmur? Hmm... to było najdziwniejsze. W końcu, powinna być z Mistem, prawda? Gdy tylko o tym pomyślałaś, do twojego umysłu zaczęły napływać okropne obrazy, których na pewno nie chciałaś oglądać. Uwolniłaś się od dręczących myśli dopiero przed Kącikiem Kostki Cukru. Różowa klacz faktycznie na ciebie czekała. - Już jesteś! Już jesteś! Już jesteś! - wykrzykiwała, skacząc wokół ciebie radośnie. - Myślałam, że nie przyjdziesz. Ile można czekać? - zażartowała z uśmiechem. - Chodź do środka! Jest straaasznie zimno, brrr - zadrżała. - Muszę ci coś pokazać, wiesz? Nawijając tak, wprowadziła cię do cukierni. Nie zdążyłaś nawet przywitać się z państwem Cake, bo Pinkie zaczęła biec po schodach, prowadząc cię na górę. - Głuptasek ze mnie! - zachichotała. - Zapomniałam o najważniejszej rzeczy na moich przyjęciach! Od razu jak zobaczyłam Rainbow poprosiłam ją, żeby cię znalazła - w końcu jest taka szybka! No i jej się udało! Klacz jak zwykle była w swoim żywiole. Mogłaś się po niej spodziewać wszystkiego. Zaskoczyła cię. Podeszła do stołu, gdzie na srebrnej tacy leżały dwie babeczki oraz... ostry sos. Pinkie jak gdyby nigdy nic polała wypieki dodatkiem i natychmiast pochłonęła jeden, nawet się nie krzywiąc. Następnie podała ci drugi. - Proszę! Musisz to zjeść, a jak wyplujesz, to przegrywasz, hihihihi! -
Zostawiłem gitarę gdzieś pod ścianą i od razu poszedłem pod prysznic. Na pewno zmarnowałem tam sporo czasu i wody. W przeciwieństwie do deszczu, mocny i zimny strumień był naprawdę orzeźwiający. Odetchnąłem z ulgą, gdy w miarę suchy i z ręcznikiem na karku wyszedłem z łazienki. Miałem w sobie zupełnie nowe siły. Potrząsnąłem mokrą grzywę i zaśmiałem się. Wow. Miałem wrażenie, że ostatni raz śmiałem się z milion lat temu. Kiedy jednak przypomniałem sobie o sytuacji, od razu "oklapłem". Westchnąłem i porządniej wytarłem głowę. Odrzuciłem ręcznik na łóżko i ruszyłem w kierunku pokoju Reiry, obawiając się tego, co mogę tam zastać.
-
- AJ, zauważyłaś, że znów jest tak jakoś... nudno i pusto? - Niestety tak, cukiereczku... - Tylko nie cukiereczku. Partnerze. - *wywraca oczami* Tak, partnerze, też to zauważyłam. I pewnie wiesz co z tym zrobić, skoro zaczynasz od takiego tematu. Miałyśmy rozmawiać o El Mar... - No ba, że wiem co z tym zrobić! Jeszcze we mnie wątpisz? - Nie wątpię, ale po ostatnich akcjach... - Ech, daj mi już spokój. Posłuchaj: twoja babcia ma w tej chwili trochę czasu? - Moja babcia...? - Tak, twoja babcia, dobrze słyszysz. Skoro ciebie nikt nie pyta - hehehe - to może ona będzie miała coś ciekawego do powiedzenia? No wiesz, jest już taka stara i tak dalej. - Ona jeszcze nigdy nie widziała komputera na oczy. To raczej nie jest najlepszy pomysł... - W takim razie ty jej to wszystko wyjaśnisz *poklepuje AJ po ramieniu i odchodzi* - EJ! Dokąd idziesz, Soczku?! - No jak to: dokąd? Jogusie się same nie zjedzą, czyż nie? - Ale... - Liczę na ciebie. Ściągnij mi tu dużo ludzi! *znika we mgle* - Ech... Po jakimś czasie... Applejack udało się namówić Babcię Smith - chodź bardzo ciężko - na poświęcenie odrobinki wolnego czasu, by usiąść razem z nią przy komputerze i odpowiadać na wasze pytania. - No. Wszystko jasne, babuniu? - A za kogo ty mnie masz? Jeszcze setki nie dożyłam! Umiem wystukiwać jakieś tam literki, które potem migają jak szalone po tym dziwnym ekranie... Co za paranoja... Głowa mnie boli! Jak ty tu możesz tyle siedzieć?! Dosłownie życie sobie marnujesz i oczy psujesz! Kto będzie mi pomagał w sadzie?! - Nie dożyłaś jeszcze setki...? Myślałam, że jesteś już grubo po! - *prychnięcie* Widzisz, nie znasz nawet własnej babki! Dobrze, że chociaż oni będą mogli się czegoś dowiedzieć. Ech, warto pomóc młodszym pokoleniom, nawet jeśli chce się strzelić sobie kulę w łeb od tych dręczących migawek... - To ja może zostawię cię samą... Jakby coś się działo, wołaj. - A za kogo ty mnie masz? Jeszcze setki nie dożyłam! Umiem... - Tak, tak, wiem. Powodzenia, babciu. - No, zmykaj. Od twojego marudzenia jeszcze bardziej głowa mnie boli. Doprawdy, co za nieznośna klaczka... Jak widzicie - Babcia Smith z radością odpowie na wasze pytania! Zapraszam! Event trwa tydzień (do 28 maja).