Skocz do zawartości

Applejuice

Brony
  • Zawartość

    1987
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Applejuice

  1. - Eee tam - mruknąłem tylko z uśmiechem. Nie wiedzieć czemu, nagle przypomniałem sobie o swoich rodzicach. Szybko wyrzuciłem tę myśl i powróciłem do rzeczywistości - oni nadal gniją z tymi swoimi skrzypcami i innymi badziewiami. Ale przecież Lyriel też grała na skrzypcach. I podobało mi się to co robiła. Westchnąłem. Nie czas na takie przemyślenia... Wypuściłem ją z objęć. - Dziękuję. Naprawdę już pójdę, muszę się ogarnąć. A potem... - westchnąłem. - A potem postawić cały świat z powrotem na nogi. Znów skierowałem się do wyjścia, zmierzając do swojego pokoju. - To na razie. Jeszcze raz dzięki. Znowu...
  2. Nie zamierzał jej całować _________________________________________ Przez chwilę czułem kojące uczucie ulgi, które natychmiast zniknęło. Znów byłem czymś obarczony. Skarciłem się w duchu. Cholera, znowu myślisz tylko o sobie! Powinienem porozmawiać z Reirą... a potem z Cameronem... po prostu porozmawiać, wyjaśnić sobie kilka rzeczy. Sprawić, żeby znów było tak jak dawniej - nawet jeśli Dave'a nie będzie z nami. Westchnąłem. - Możesz mnie jeszcze przytulić? - spytałem cicho.
  3. Na początku zaskoczył mnie jej dotyk. Nie spodziewałem się u niej takiej reakcji - sądziłem, że znów powie coś mądrego, co da mi do myślenia. I zrobiła to, ale teraz... Jej ciepło było jak balsam. Miałem ochotę, żeby nigdy mnie już nie opuszczała i dalej trzymała mnie w objęciach. Po chwili odwzajemniłem uścisk. Zamknąłem oczy i westchnąłem, zastanawiając się nad swoimi słowami, wdychając słodki zapach jej włosów. - Przeze mnie wszyscy cierpią... - powiedziałem cicho. Nie zdałem sobie sprawy, że zacząłem drzeć i że wtuliłem się w jej grzywę. - Dave odszedł z naszego zespołu. Przeze mnie. A Reira... Reira... próbowała się zabić... I nie wiem, jak mam się w tym wszystkim odnaleźć... Co zrobić... Ostatnie słowa zamieniły się w słaby szept. Nie wiedziałem co mam jeszcze powiedzieć, więc po prostu stałem w jej ramionach...
  4. Spuściłem głowę. - Sądzę, że nawet gdybyś znała źródło mojego problemu i tak byś mi nie pomogła - mruknąłem. Spojrzałem na nią. - Bo chodzi o to... - urwałem. Bałem się powiedzieć, że to co zrobiłem to moja wina i ja jestem odpowiedzialny za wszystko, co zaszło w naszym zespole - za to, że Reira jest załamana i za to, że Dave odszedł. Westchnąłem i pokręciłem głową. - Nieważne... Pójdę już, nie będę ci przeszkadzał... Poprawiłem pasek od gitary i znów skierowałem się do wyjścia.
  5. Westchnąłem i pokręciłem głową. - Wątpię, żeby to coś dało... - powiedziałem cicho, patrząc na nią ze smutnym uśmiechem. - Ale dzięki za chęci. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. - Są tu gdzieś moje okulary? - spytałem. - Muszę wyglądać jak pół dupy zza krzaka...
  6. Bardzo dobry fanfic. Czasami można było naprawdę wybuchać śmiechem ;]
  7. Przez całą drogę nic się nie działo. Każdy kucyk był już w domu. Towarzyszył ci jedynie księżyc i wiatr. Co jakiś czas obok ciebie przebiegła wiewiórka. Ponyville o późnej porze wyglądało zupełnie inaczej. Od strony Lasu Everfree dobiegały dziwne dźwięki... a może to tylko sowa? Pewnie przez to, że naczytałaś się o tym miejscu wielu przerażających rzeczy, wyobraźnia płatała ci figle. Szłaś dalej i nic nie wskazywało na to, że może się coś wydarzyć. Jednak gdy zbliżałaś się do Cloudsdale, poczułaś, że wiatr nagle się wzmógł. Spojrzałaś w górę i już wiedziałaś, dlaczego. W twoją stronę leciała... Rainbow Dash... z niewyobrażalną prędkością. - Z DROOOGIIIII!!! - krzyknęła, lecz nie zdążyłaś zareagować. Wpadła na ciebie. Obie przeturlałyście się kawałek na trawę. Tęczowogrzywa natychmiast uniosła się i pomogła ci wstać. - O rany, przepraszam. - Zachichotała. - Hej, bo widzisz, ja... um... - jąkała się. Wyglądała na zakłopotaną. Nerwowo wierciła kopytkiem w ziemi. - PINKIE PIE CIĘ SZUKA! - krzyknęła jakby uradowana. Zarumieniła się. - Um, znaczy się, Pinkie Pie cię szuka. - Uśmiechnęła się. Zagryzła wargi i powoli zaczynała kierować się do odejścia. - Emm... to ja pójdę, dobra?
  8. Patrzyłem i słuchałem oszołomiony. Grała wspaniale. Nie zauważyłem nawet, kiedy skończyła. Wszedłem do salki. - Nie wiedziałem, że skrzypce mogą wydawać tyle przepięknych dźwięków - powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Chciałem tylko wziąć gitarę, nie przeszkadzaj sobie... Chwyciłem swój instrument i powoli skierowałem się do wyjścia.
  9. Naszła mnie dziwna myśl. Co robi taki przeciętny dwudziestolatek w tej chwili? W końcu byłem jeszcze... no cóż, bardzo młody. Pewnie większość po prostu się bawi. A ja miałem prawdopodobnie depresję. Czy to jest normalne? Myślenie o sobie strasznie mnie wkurzało, do tego przygnębiało. Jęknąłem i wstałem powoli z łóżka. Przypomniałem sobie o butelce szampana. Natychmiast do niej podszedłem i wypiłem wszystko. Przypomniało mi się również to, że na dole zostawiłem swoją gitarę. Westchnąłem, wyszedłem z pokoju i skierowałem się do salki, mając nadzieję, że znajdę także swoje okulary - musiałem coś na siebie włożyć, bo pewnie wyglądałem jak jakiś trup.
  10. Pozwalałem, by krople deszczu spływały mi po grzywie, a potem wolno kapały na mokry grunt. Było mi zimno, ale mimo tego nadal stałem na krawędzi dachu, błądząc myślami gdzieś daleko. Gdybym był mną sprzed trzech dni, teraz na pewno znajdowałbym się w jakimś barze, flirtując z jakimiś klaczkami i popijając cydr. A teraz... czułem się jak gówno, nie miałem w sobie ani krzty radości, do tego płakałem - chyba pierwszy raz od bardzo dawna. Stojąc tak miałem wrażenie, że tutaj będzie mi najlepiej - nikogo nie zranię, nikt mnie znienawidzi... Nikt mnie nie będzie kochał... Te myśli sprawiły tylko, że oczy zaczęły mnie coraz bardziej piec, a serce wariować. Może powinienem zapomnieć o wszystkim i... iść dalej przez to bagno... walcząc o marzenia...? Westchnąłem i wolnym krokiem skierowałem się do wyjścia z dachu, tak naprawdę nie wiedząc, dokąd zmierzam. Byle przeżyć do następnego dnia. Mniej gdybania, więcej przeżywania teraźniejszości...
  11. Mój oddech przyśpieszył, a serce zaczęło szybciej bić. Przez to, że Dave wspomniał o Reirze, cały świat mi się zawalił. Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się w jego stronę. - PRZEZE MNIE CHCIAŁA POPEŁNIĆ SAMOBÓJSTWO, I PRAWIE JEJ SIĘ TO UDAŁO! - ryknąłem. Coś we mnie pękło - nie panowałem już nad sobą. - MYŚLISZ, ŻE NIE PRÓBOWAŁEM NAPRAWIĆ TEGO, CO ZROBIŁEM?! PRÓBOWAŁEM! I TAK WSZYSTKO SIĘ POSYPAŁO! Poczułem, że coś cieknie mi po policzkach. Łzy...? Zacisnąłem wargi i znów się odwróciłem, czując, że równie dobrze mógłby teraz nastąpić koniec świata - i tak nie zrobiłoby to na mnie wrażenia. Zrobiło mi się również okropnie wstyd. Miałem ochotę odlecieć gdzieś daleko, zostawić to wszystko za sobą... Odetchnąłem kilka razy, żeby się uspokoić. Nie rycz. Zachowaj chociaż odrobinę godności...
  12. Tym razem natrafiłaś na dużą i bardzo dokładną mapę Ponyville. Przedstawiała wszystkie uliczki, najważniejsze budynki i miejsca, parki i miejsca publiczne. Dodatkowo zawierała również parę naprawdę cennych informacji. Dotarłaś wzrokiem do pewnego rozwidlenia dróg, które znajdowało się przed ratuszem. Było to wejście do Ponyville. Na każdej z dróg było wypisane miasto lub miejsce, do którego prowadziły oraz ile musisz iść. Canterlot również się tam znajdowało. 50 kilometrów, około dwóch dni drogi piechotą. Raczej nie warto było wybierać się tam samemu, a już szczególnie, że zostawiłabyś Mista i Applejack. Twoje myśli znów powędrowały do pegaza. Bałaś się, że go stracisz. Może by tak... poobserwować? Na mapie było zaznaczone Cloudsdale. To niedaleko. Z ziemi może nie zobaczysz za wiele, ale zawsze warto spróbować...
  13. - Magowie Ognia mają teraz swoje obowiązki - warknął Pedro, coraz bardziej rozgniewany. - Spotykanie się z takimi ludźmi jak ty jest poniżej ich godności. Złożył ręce na piersi i cofnął się do drzwi. - Nie przejdziesz, jeśli nie przyniesiesz owcy i tysiąca sztuk złota. Jeżeli dalej będziesz napierał, użyję siły.
  14. - Och, tak się bałem, najdroższa! Na pewno wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? Ptaszek zaczął z czułością muskać ci piórka. Czułaś, że z każdym jego delikatnym ruchem twoja siła rośnie. Musiał naprawdę kochać swoją partnerkę. Nagle za krzakiem coś się poruszyło. To była prawdziwa ukochana tej papużki - była trochę osłabiona po twoim ataku i chyba nie mogła latać, bo wolno dreptała w kierunku drzewa, na którym siedzieliście. Musiałaś działać szybko, zanim jej towarzysz się zorientuje, że jesteś kimś fałszywym.
  15. - Powód? - powtórzyłem. Czułem, że gniew coraz bardziej we mnie narasta, mimo tego starałem się jakoś opanować. Zatrzymałem się i odwróciłem się w jego stronę. - Myślałem, że już ci to uświadomiłem - warknąłem. - Większość marzeń nie da się spełnić, a ci co nadal chcą je zrealizować, wiedząc że im się to nie uda, są idiotami. Mówiąc to, patrzyłem mu prosto w oczy. I tak pewnie mnie nie zrozumie, wyśmieje, pośle do diabła... - To tylko przynosi niepotrzebne nadzieje - kontynuowałem. - A wiesz, jakie to uczucie? Masz nadzieję, że uratują cię z tonącego statku, aż tu nagle zabierają na szalupę kogoś innego, a ty gnijesz w jakimś morskim rowie. Odwróciłem się, żeby na niego nie patrzeć. - Tak właśnie się czuję.
  16. Przez chwilę siedziałem i nie słuchałem tego, co on mówił. W końcu jednak wstałem i podszedłem do niego wolnym krokiem, patrząc mu prosto w oczy. - Dać w mordę? - powtórzyłem beznamiętnym głosem. - W tej chwili mógłbym dać w mordę każdemu. Zatrzymałem się tuż przed nim. - Oczywiście, to twoja decyzja - powiedziałem. - Szanuję ją i nie chcę ci wmawiać głupot, że jesteś mi potrzebny. I tak będzie ci lepiej samemu, skoro ja nie potrafię walczyć o marzenia, czy jakoś tak. Minąłem go i skierowałem się do wyjścia z dachu. - Tylko utrzymuj jakiś kontakt z Reirą i Cameronem. - Nagle coś sobie przypomniałem. Co oni na to powiedzą? Czy uważają, że to wszystko moja wina...? Musiałem z nimi pogadać. Zatrzymałem się i, nie odwracając się do Dave'a, spytałem: - Co z Reirą?
  17. Jeszcze nie tak dawno razem ćwiczyliśmy w garażu u Camerona, nabijaliśmy się z nowych fryzur Reiry, dawaliśmy swój pierwszy koncert... I wszystko zniknęło. Zatęskniłem do tamtych chwil. Chciałem znów być zwykłym nastolatkiem, który po prostu kocha muzykę, a jego jedynym zmartwieniem jest szkoła. Jeszcze nie tak dawno Dave był moim najlepszym przyjacielem. To, że odszedł, było tylko moją winą. Nie obchodziło mnie, co on czuje - zawsze to ja przychodziłem do niego po radę, zawsze to ja przychodziłem do niego z pomocą. Może to i lepiej, że będzie mnie miał już z głowy. Nie zasługuję, żeby mieć Dave'a za przyjaciela. Bałem się tylko co się stanie z naszym zespołem. Oni także mogą mnie znienawidzić, zostawić za to, co zrobiłem. Będę sam. A może to i lepiej? Nikogo wtedy nie skrzywdzę. - Muszę... - zacząłem niepewnie. - Muszę coś zrobić... Zostawiłem gitarę, minąłem Dave'a, Camerona i Reirę i skierowałem się na dach. Chciałem po prostu być jak najdalej. Znów uciekam...
  18. Również na nich spojrzałem. Nie wiedziałem co mam robić. Tym spojrzeniem chciałem powiedzieć tak wiele, ale jednak nie wiedziałem, co dokładnie chcę przekazać... W milczeniu chwyciłem swoją gitarę i stanąłem gdzieś z boku, powstrzymując się od głośnego wrzasku. Miałem ochotę kogoś zabić...
  19. Nie oczekiwałem takiej odpowiedzi. Czułem się... dziwnie. Gniew zniknął całkowicie. Kręciło mi się w głowie i zalała mnie fala okropnego uczucia - nie potrafiłem go nawet nazwać. Zerknąłem na Reirę i Camerona. Ich reakcji obawiałem się najbardziej. Co się stanie, jeśli wszyscy odejdą i... zostanę sam? Bez przyjaciół? Mój oddech był szybki i nierówny. - Również życzę ci powodzenia. - Tylko tyle udało mi się z siebie wykrztusić.
  20. - Słuchaj - zwróciłem się do Dave'a, również zły. - To, że jesteś na mnie wściekły nie oznacza, że możesz się wyżywać na innych, jasne? Spojrzałem na Camerona. - Idź po nią - powiedziałem, a potem znów skupiłem całą uwagę na swoim "przyjacielu". - Co cię obchodzi moje życie? - spytałem, podchodząc bliżej niego. - Widzę, że masz jakiś problem. JA jestem tego przyczyną? A może powinienem odejść stąd NA DOBRE, żebyś ty mógł spokojnie "walczyć o marzenia", bez jakiegoś marudzącego gnoja u boku?! - ryknąłem, nie patrząc nawet, czy Cameron nadal jest w salce, czy nie. __________________ Niechsiępobijąniechsiępobijąniechsiępobiją<3
  21. Zmartwiłem się. Po tym co Reira zrobiła i w jakim była stanie mogła być zdolna do wszystkiego... Może nie powinienem jej zostawiać samej...? - Reira powiedziała, że przyjdzie - odparłem. Nie byłem pewny czy mogę mówić o jej próbie popełnienia samobójstwa, dlatego w ogóle się już nie odzywałem.
  22. Nie przerywając swojej gry, parsknąłem śmiechem. - Widły w gnoju... - powtórzyłem. - Raczej gnój na widłach, jak już. Zależy co jest widłami, a co gnojem. Hah, to można byłoby nazwać filozoficznym przemyśleniem... Granie po chwili mi się znudziło. Odłożyłem gitarę gdzieś na bok i odetchnąłem. Nie mając za dużo do powiedzenia, po prostu tak siedziałem, czekając aż przyjdzie Reira i zaczniemy próbę.
  23. Wreszcie spojrzałem na niego i westchnąłem. - Daj mi spokój - odparłem, zmęczony już tym wszystkim. - Nie mam nastroju do tych... filozoficznych przemyśleń. Usiadłem gdzieś z boku i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. W końcu zacząłem wygrywać cicho melodię swojej piosenki. Na elektryku brzmiała całkiem znośnie... może jak znajdę chwilę czasu - a przecież ostatnio miałem go dosyć dużo - to zrobię też z tego jakiś rockowy cover...
  24. Applejuice

    Nieobecności

    Nie będzie mnie od poniedziałku (14.05.2012) do czwartku (17.05.2012). Wycieczka w góry z klasą ;p
×
×
  • Utwórz nowe...