Skocz do zawartości

Applejuice

Brony
  • Zawartość

    1987
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Applejuice

  1. Całą swoją beznadziejność przelałem na gitarę. Ostre brzmienie było dla mnie ukojeniem. - Obudziłem i poczułem się jak gówno Nie pamiętam ostatniej nocy, i mam już tego dosyć Uderzam w butelkę kiedy schodzę ze sceny i głupi leje pijany i wpadam we wściekłość I myślę, że wdałem się w bójkę Dlatego że moje kostki krwawiły i nie czuję się dobrze Uderzam w dno i mam to gdzieś Mówisz: Idę do piekła ale ja już tam jestem. Chory i zmęczony istnieniem, chory i zmęczony... Hah, teraz jak zacząłem śpiewać, przesłanie tej piosenki bardziej do mnie dotarło. I strasznie do mnie pasowało. Gdy to sobie uświadomiłem, włożyłem jeszcze więcej energii w granie. - CHCĘ BYĆ WOLNY OD TEJ KULI I ŁAŃCUCHA I BYĆ WOLNYM OD TEGO BOLESNEGO ŻYCIA! CHCĘ BYĆ WOLNY OD TEJ KULI I ŁAŃCUCHA, CHCĘ BYĆ WOLNYM OD CIEBIE! O rany. To już był istny ryk. Nie przejąłem się jednak tym, bo w pewien sposób to mi pomagało. Grałem tak dalej, aż doszedłem do końcówki. Tutaj trochę przyciszyłem. - Chory i zmęczony byciem chorym i zmęczonym... Odetchnąłem i odłożyłem instrument. Odruchowo spojrzałem w lustro. Grzywę miałem całą rozczochraną. - Heh, nawet nieźle - mruknąłem i uśmiechnąłem się do własnego odbicia. I znów byłem w kropce. Nuda. Zacząłem rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu czegoś interesującego. Heh, co to ze mną zrobiło...
  2. Witam na pokładzie nowego Gracza. Yayciu, oby ci się spodobało _______________________________________________________ Canterlot. Królewskie miasto, stolica Equestrii. Tutaj wszystko mieniło się barwami tęczy. Majestatyczne sklepy, piękne ogrody, mieszkańcy. Wszystko wydawało się być szczęśliwe. Po uliczkach przechadzało się mnóstwo jednorożców w bogato zdobionych strojach. Wiedziałaś jednak, że żaden z nich nie będzie potrafił ci pomóc. Spędziłaś tutaj tak dużo czasu, błąkając się bez celu. Twoja królowa musiała cię porzucić. Zostawiła cię, bo byłaś inna od reszty. A pomimo tego nadal byłaś changelingiem. Już dawno nie dostawałaś pokarmu... To mogło się stać silniejsze od ciebie. Nie chciałaś przecież nikogo krzywdzić. Jedynym rozwiązaniem będzie przemiana w kucyka. Jednak... jak tego dokonać? Kto może to zrobić? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi... Czas jednak coś wymyślić. Usiąść spokojnie w jakimś zaułku, porozmyślać, zastanowić się nad sobą - i to jak najszybciej.
  3. Westchnąłem głośno. Kompletnie odechciało mi się jeść. Zostawiłem pieniądze na stole i wolnym krokiem ruszyłem w kierunku pokoju. Miałem ochotę trochę pograć. Jak zwykle. A skoro Lyriel szła na jakąś próbę, to sala musiała być zajęta. No cóż, najwyżej parę kucyków dostanie trochę po uszach.
  4. Do gry dołącza Flutteryay. Kolejka więc będzie wyglądała następująco: 1. Siewca. 2. Marti. 3. Flutteryay. 4. Salmonella. _________________________________ U Grey'a. Las był ogromny, ciemny i tajemniczy. Nic więc dziwnego, że taka mała klaczka jak Flame mogła się w nim zgubić. Nasłuchiwałeś, czy aby nie krzyczy o pomoc. Usłyszałeś jedynie głośny dźwięk odbijających się o liście drzew kropel deszczu. Było tak ciemno, że ledwo widziałeś czubek własnego nosa. Nie było tu mgły, ale od deszczu zrobiło się strasznie zimno. Nagle dostrzegłeś ciemny kształt leżący na ziemi za jakimś krzakiem. Poza głębokim oddychaniem w ogóle się nie ruszał... Czy to była Flame?
  5. Mężczyzna spojrzał na ciebie kpiąco. - Hehe, ledwo stąd wyszedłeś, a już chcesz zostawać na dłużej, żeby posłuchać mojej nic nie wartej historii? - Zaśmiał się cicho. - Nic mi nie pomoże, jedynie cud. Usiadł na podłodze. - No cóż, zabiłem paru wieśniaków z pomocą kumpli - powiedział w końcu. - Tak naprawdę to wybiliśmy całą farmę. Była dosyć spora, nie taka duża jak Onara, ale spora. Uśmiechnął się. - Wiesz, kobiet było sporo, robiło się różne rzeczy. A faceci, tortury i te sprawy. Było mnóstwo zabawy! - Parsknął śmiechem. - Ale mnie znaleźli. Mina od razu mu zrzedła. - A inni uciekli, chyba do Górniczej Doliny. A ja tu siedzę i gniję. Najważniejsze jest jednak to, że to Xardas kazał nam zrobić. No i dupa. Nie wiem co się dzieje z pozostałymi, chyba ich szukają, ale coś im to szukanie kiepsko idzie.
  6. Klacz zagryzła wargę i zamyśliła się. - Do Cór i Synów Nocy - powiedziała takim tonem, który sugerował, że nie można jej zadawać żadnych pytań. Leciała dalej z kamienną twarzą, patrząc przed siebie beznamiętnie. Miałeś dziwne wrażenie, że coś ukrywa...
  7. Przez to wielkie, stare i majestatyczne drzewo, biblioteka wyglądała wspaniale. Przyciągała do siebie swoimi żywymi, kolorowymi odcieniami zieleni. Wszystko sprawiało, że od razu chciało się tam wejść. Dostrzegłaś, że u góry pali się światło. Twilight na pewno była w środku. Zanim jednak zdążyłaś dojść do drzwi, by do nich zapukać, coś na ciebie wpadło. - Ojej, strasznie przepraszam... To był... smok! Mały i fioletowy, z zielonymi kolcami. Zbierał właśnie z ziemi zwoje pergaminów i pióra, które upuścił, wpadając na ciebie. - Witaj, idziesz coś wypożyczyć? - spytał wesoło. - Byle szybko, bo robi się już późno, zaraz zamykamy.
  8. Spojrzałem na nią zdziwiony. - No coś ty, nie będę się zachowywał jak cham - powiedziałem natychmiast. Po chwili uśmiechnąłem się. - Chyba, że lubisz risotto, to już inna sprawa.
  9. Spojrzałem z wyrzutem na risotto. - W ogóle nie znam się na kuchni - mruknąłem i zanurzyłem widelec... w tym czymś. Skrzywiłem się. - Hm, może jednak powinienem wziąć zwykłą kanapkę... Westchnąłem i odsunąłem od siebie miseczkę. - Zapamiętam to sobie - zwróciłem się do Lyriel z uśmiechem i wziąłem łyk herbaty.
  10. Już od początku wiedziałem, że coś ją dręczy. Wyglądała na takiego kucyka, który przeżył już wiele w swoim życiu. Rozmowa... - Teraz to ty rozmową pomagasz innym - powiedziałem. - Niby tylko parę zdań... a w tak krótkim czasie dało mi mnóstwo do myślenia. Spojrzałem na nią. - Dziękuję ci, Lyriel.
  11. Spojrzałem na risotto. Było strasznie kolorowe... Ech. Czułem się jak jakiś wykwintny panicz. - A co jest twoją pasją? - spytałem. - Wiem, że muzyka, bo w końcu jesteś w zespole... Spróbowałem tego całego risotto i skrzywiłem się. Ostre jak cholera, ale było całkiem niezłe. - O rany, następnym razem po prostu wezmę kanapkę - mruknąłem i natychmiast popiłem herbatą.
  12. Tym razem to ja parsknąłem śmiechem. - Wiesz... takie granie z rana daje później kopa. Poza tym bez tego nie mogę żyć... W pewnym sensie. Na chwilę się zawahałem, a potem spytałem z jeszcze szerszym uśmiechem: - Chyba cię nie obudziłem? Starałem się, żeby nie przesadzić.
  13. Dobrze, czyli to mam już za sobą, jeśli chodzi o trudne tematy do rozmowy. Spojrzałem na menu. O rany, co za głupota. Kalafior w sosie majonezowo-jogurtowym... Eeeww... Hm, a to? Risotto... brzmi nieźle. Aha, i na wszelki wypadek herbatę, bo może się okazać, że to jakieś świństwo. Wskazałem kelnerowi co chcę i opadłem na oparcie krzesła. - Powinnaś napisać jakąś książkę z tymi wszystkimi swoimi powiedzeniami - zwróciłem się do Lyriel z uśmiechem. - Takiemu komuś jak ja mogą się przydać.
  14. Udało mi się stłumić ciężkie westchnięcie. - Nie - rzuciłem krótko. Nie wiedzieć czemu, ale w tamtej chwili przypomniał mi się sen w jacuzzi... Odsunąłem krzesło, żeby Lyriel mogła usiąść, poczekałem aż zajmie swoje miejsce, po czym usiadłem po równoległej stronie. Hehe, nie ma to jak moje "wyrafinowane" maniery. W sumie, to mogłem się umyć. Jeszcze tego by mi brakowało, gdyby powiedziała, że śmierdzę. A ona na pewno w takiej gadce była mocna. Odchrząknąłem. Hm, od czego zacząć? Odruchowo odwróciłem głowę w kierunku okna. No cóż, słoneczko. Za dużo o nim powiedzieć się nie da. No to może... - Dużo ostatnio rozmyślałem - powiedziałem w końcu. - Rozmowa z tobą naprawdę mi pomogła. A "Mniej gdybania, więcej przeżywania teraźniejszości" stało się moim mottem. Oczywiście, tak naprawdę moim mottem od dawna było "Miej wszystko w dupie", ale takie zagranie chyba było dobrym posunięciem. Bo te słowa... trochę mnie zmieniły.
  15. ^^ ________________ - Cześć, Lyriel - odpowiedziałem. - Taa, idę tam. Znowu poczułem się dziwnie. Zupełnie tak, jakbym uważał co mówię, zastanawiał się nad każdym słowem. I robiłem tak tylko w jej obecności. To było zupełnie do mnie niepodobne. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc darowałem sobie gadkę typu "Ładna dziś pogoda, nie?". Dlatego postanowiłem zignorować jej obecność. A przynajmniej tak, żeby nie czuć się niezręcznie. Oparłem się o ścianę windy, przymknąłem oczy i zacząłem nucić sobie w myślach piosenkę "Be free", wystukując przy tym rytm.
  16. Przetarłem powieki. - O rany... - mruknąłem. Co za dziwne sny... Chociaż ten w jacuzzi nawet mi się podobał, przyznałem z uśmiechem. Siódma. To już ostatni dzień w tym hotelu? Kurde, chyba tak... Straciłem poczucie czasu. Przez okno zaczęło przedzierać się słońce. Z jęknięciem zasłoniłem oczy i po chwili westchnąłem. - Wlazł kotek na płotek i mruga... - zaśpiewałem cicho. Powoli wstałem z łóżka. - ...że ładna to piosenka, niedługa... Uśmiechnąłem się do siebie. Chwyciłem elektryka i zagrałem piosenkę mojej ulubionej bandy, do tego śpiewając. Oczywiście uważałem, żeby nie obudzić nikogo. - Chcę być wolny od tej kuli i łańcucha i Być wolnym od tego bolesnego życia i Być wolnym od tej kuli i łańcucha Chcę być wolnym od Ciebie... _________________________ http-~~-//www.youtube.com/watch?v=_FVCjPbKr2w
  17. Spojrzałem na nią i już miałem powiedzieć coś w stylu "No to po co się tu wylegujesz?", kiedy w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Poszedłem do łazienki i zmoczyłem lekko grzywę. Spojrzałem w swoje odbicie w lustrze. Taaak, zdecydowanie potrzebowałem snu. Z westchnięciem położyłem się na łóżku obok Reiry. - Tylko mnie nie obudź, jak będziesz wychodzić w nocy - mruknąłem.
  18. Wzruszyłem ramionami i podałem jej kartkę z tekstem. - Jasne - odparłem. - Nie wiem jak to powstało. Po prostu... tak jako wypłynęło ze mnie, wiesz. Popatrzyłem na nią. Była taka spokojna, i jakby melancholijna. Ociągała się... i ciągle się uśmiechała. Hm, trawka? Nie drążyłem jednak tego tematu, tylko spytałem: - Może być?
  19. Applejuice

    Książki o wampirach

    Ok, skończyłam czytać "Przeklęty dom". To chyba jednak była tylko jedna z wielu części, przynajmniej tak mi koleżanka powiedziała. Skończyła się na słowach "Wszyscy krzyknęli, kiedy nóż opadł" Michael! D: Bardzo mi się spodobało ^^ Nie ogarniałam jednak trochę tych scen z napaścią na Dom Glassów. Wszystko było takie chaotyczne... i po co w ogóle Shane dzwonił po swojego ojca?
  20. Szaleniec spojrzał na ciebie swoimi przekrwionymi oczami. Na jego twarzy malował się kpiący uśmieszek. Prychnął. - No i po co żeś tu przylazł? Idź stąd i zajmij się swoim życiem. Odszukaj Xardasa... Nagle jakby przypomniał sobie o twoim pytaniu. - Ach, no tak. Xardas też mnie szkolił. A siedzę za... Hm, no cóż. Powiedzmy, że to się zwykłemu człowiekowi w głowie nie zmieści. Więc lepiej nie pytaj. Westchnął i odwrócił się od ciebie. - Odszukaj tego starego nekromantę. W końcu to twój nauczyciel, prawda? Nie chcesz go znowu spotkać?
  21. Rarity stała przed wejściem do swojego warsztatu. Jej sierść, grzywa i ogon połyskiwały. Miała na sobie ogromny, niebieski kapelusz z długim pawim piórem, ozdobiony jedwabną kokardą. Najbardziej jednak rzucał ci się w oczy jej ostry makijaż. Krwistoczerwona szminka, długie, czarne rzęsy, róż na policzkach... - Och! - wykrzyknęła uradowana i natychmiast do ciebie podeszła. - I jak? gotowa do podróży? Rozejrzała się ze zmartwioną miną. - Nie widzę twojego towarzysza. Jedziesz bez niego? - Cmoknęła. - Nieładnie. Lepiej się pośpieszmy, bo pociąg zaraz nam ucieknie...
  22. - A czemu nie? - odparłem. - Skoro moje jęki ci się podobały, to może warto coś z tym zrobić. Gdy skończyłem, odłożyłem gdzieś na bok swoją gitarę i spojrzałem na Reirę. - Nie było cię na spotkaniu. Mark był wkurzony - powiedziałem.
  23. Klacz nie odezwała się do ciebie ani słowem. Patrzyła przed siebie, lecąc szybko i zwinnie. Ledwo co mogłeś za nią nadążyć. Mgła powoli ustępowała. Zaczęły was oślepiać ostre promienie słoneczne, a po kilku chwilach ujrzeliście czyste, błękitne niebo. Nie lecieliście już nad bagnami, tylko nad łąkami i polami, na których rosła kukurydza. Otaczały was dookoła - ani śladu kucyków. - To będzie długa wędrówka - odezwała się nagle klacz. Usłyszałeś w jej głosie obawę. - Mogłam cię poprowadzić inną drogą. Gdybyśmy lecieli wzdłuż tamtych podmokłych terenów... Może i byłoby dłużej, ale przynajmniej mógłbyś odpocząć gdzieś w cieniu. Spojrzała na ciebie. - Nie pojmuję cię. I chyba nigdy nie pojmę...
  24. Mist uśmiechnął się szeroko i z czułością zmierzwił ci włosy. - Wynagrodzę ci to, obiecuję - zapewnił i pocałował cię w policzek. Nastał wieczór, gdy kończyliście już pracę. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Zrobiło się o wiele chłodniej, a łagodny wietrzyk pieścił twoje zmęczone ciało. Gdy pegaz odnosił puste już wózki do stodoły, podeszła do was Applejack. Niosła ze sobą mały woreczek, który pobrzękiwał radośnie. - Świetna robota! - pochwaliła was, z zadowoleniem przyglądając się gołym drzewom. - Wspaniale się spisaliście. Tu jest zapłata. Wręczyła ci woreczek. - Powinno wystarczyć na jeden bilet. Na jutro przygotowałam wam o wiele mniej męczącą pracę. Jeśli chcecie, możecie skorzystać z naszej łazienki, albo wziąć coś sobie z lodówki. To powiedziawszy odeszła. Mist odetchnął z ulgą. - To ja... - powiedział niepewnie. - Lecę. Na razie! I odleciał, zostawiając cię samą.
  25. Lester spojrzał na ciebie wzrokiem pełnym zaskoczenia i wściekłości. - Kto mnie wsypał? - powtórzył z sykiem. - Nie twój zasrany interes, gnoju. Wstał i podszedł gwałtownie do krat, łapiąc za nie. Był bardzo potężny, wysoki i muskularny. Złość dosłownie od niego kipiała. - To przez ciebie tu jestem. Spieprzyłeś tamtą akcję. Dlatego tu siedzę. Coś widzę, że już nie uważasz mnie za swojego mentora. I bardzo dobrze. Nie byłeś tego wart. Jeszcze raz spojrzał na ciebie, a potem cofnął się o parę kroków. - Słuchaj, masz wybór: albo mi pomożesz, albo zginiesz. Gildia cię dopadnie, szczególnie, że teraz Cassia objęła dowodzenie. A wiesz, jaka ona jest. Sprawi, że będziesz umierać długo i boleśnie. Uśmiechnął się. - Więc jak, mój drogi?
×
×
  • Utwórz nowe...