
Applejuice
Brony-
Zawartość
1987 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Applejuice
-
Nastały u mnie... ciężkie czasy. Moja mama przechodzi chyba kryzys wieku średniego czy coś w tym stylu xP Zagroziła, że jak na koniec roku nie będę mieć 5 z historii i przyrody, to mogę zapomnieć o gitarze. Dodatkowo założą mi hasło na komputer i będę rzadziej was odwiedzać. Oczywiście to jeszcze nic nie wiadomo. Często tak paplają, a na drugi dzień zapominają Ciao.
-
Westchnąłem marzycielsko i rozłożyłem swoje skrzydła, opierając się teraz na ich miękkich piórach. - No wiesz... Są strasznie słodkie. I przepiękne... Tylko czasami zdawało mi się, że są dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółkami. - Wzruszyłem ramionami. - Może tylko ja tak myślę. Mówiły mi też coś o reszcie swojego zespołu, są tutaj na tym korytarzu. Riza ma świetną gitarę, o wiele lepszą od mojej. Podobno robiona na zamówienie. A Rika gra na basie.
-
Spojrzałem na niego zdumiony. - To ty cały czas byłeś na dachu? A ja myślałem, że to przeze mnie głowa cię boli. Uśmiechnąłem się. - HAHA! Czyli naprawdę wypiłeś za dużo, co? Cydru nie mam. Idź do kuchni i wlej sobie wody.
-
Prychnąłem. - Sam siebie posłuchaj. Czemu mamy robić sobie z nich wrogów? Są spoko... Nawet lepiej niż spoko. Zresztą, co ja ci będę opowiadał. Wyjąłem z szuflady jakieś tabletki. - Chyba przeciwbólowe - powiedziałem, rzucając mu lekarstwo. - Aż tak ci moje granie przeszkadzało? - Spojrzałem na niego zdziwiony. - O rany... Opadłem na łóżko. - Wcale nie wyglądają, jakby miały jakiś... niecny plan czy coś. Są miłe i słodkie.
-
- Cześć. Co ci jest? - spytałem, szczerząc się do niego. - Za dużo cydru? Parsknąłem śmiechem i podszedłem do lustra, robiąc przy tym swoje miny. - Trapnest już przyjechało - poinformowałem go. - I udało mi się poznać dwa kucyki z tego zespołu. Klaczki. - Rzuciłem mu znaczące spojrzenie. - Rika i Riza... Rozmarzyłem się przez chwilę, a potem westchnąłem. - Dobrze, że je spotkałem. Czuję się trochę lepiej. A moja gitara całkowicie mnie uleczyła.
-
- Aaa... o taką salę chodzi. Dzięki, możesz już iść - powiedziałem i odszedłem od niego, znów kładąc się na łóżku i beznamiętnie gapiąc się w sufit. - A nie! Poczekaj - wykrzyknąłem, nie ruszając się z łóżka. - Jeśli możesz, to sprowadź tu Dave'a. I, nie mówiąc nic więcej, wtuliłem się w poduszki, chcąc się zdrzemnąć.
-
- Nie - odpowiedziałem szybko. Bratersko poklepałem go po ramieniu. - I nie musisz się niczym przejmować, Stan. Jestem tacy jak inni. Rzuciłem mu jeszcze jedno spojrzenie. - Reira trochę mi o tobie wspominała. Ale jak teraz sobie o tym myślę, to mogła żartować. Aha... jaka salka do prób? Jakaś świetlica czy co? Strasznie denerwowało mnie to, jak zachowywał się w mojej obecności. Byłem jakąś Księżniczką Celestią czy jak...? Ech... - Mów mi po prostu Ren - powiedziałem.
-
- O rany, sorry. Nie ma sprawy - odpowiedziałem natychmiast. - Już skończyłem. Uśmiechnąłem się do niego. Biedaczek... - pomyślałem, śmiejąc się w duchu. Nagle coś mnie naszło. - Znasz Reirę? - spytałem i oparłem się o futrynę drzwi. Rzuciłem mu znaczące spojrzenie. - Jeśli wiesz o czym mówię.
-
Humanizacje są świetne! Bardzo lubię je oglądać. Ta jest fajna, ale niektóre szczegóły mi się nie podobają.
-
Na pewno wreszcie poczułem się wolny. To uczucie mną dosłownie zawładnęło. Podkręciłem wzmacniacz na maksymalną głośność. Przelewałem swoje myśli na gitarę, kopyta bolały mnie od mocnego szarpania strunami. - YEEEEEAAAAAAH! Wywijając grzywą zacząłem... tańczyć na środku pokoju. A właściwie, jeszcze bardziej dałem się ponieść. Ostre dźwięki buczały mi w głowie. Czułem się orzeźwiony, jak nowo narodzony. Udało mi się nawet zagrać pewien manewr, który ostatnio ćwiczyłem. Krzyczałem coś niezrozumiałego w rytm mojej muzyki. Odetchnąłem na chwilę i znów usiadłem. - Taaa! Położyłem się na miękkich poduszkach i spojrzałem na swoją gitarę. Jedyny prawdziwy towarzysz. Aha, no przecież jest jeszcze Dave... Ale teraz jakby wszystkie myśli odpłynęły i zupełnie zapomniałem o wszystkim. Tylko mój Ibanez i ja. Nagle zdałem sobie sprawę, jak głośno grałem. Lekko wystraszony spojrzałem w górę, oczekując jakiś gniewnych okrzyków zbulwersowanych sąsiadów.
-
Uśmiechnąłem się do nich. - Dzięki... - powiedziałem niezbyt przekonująco. - Pójdę już. Cześć. Kiedy wyszedłem, odetchnąłem z ulgą. TAAAAAK! Mogę do nich wpadać, kiedy tylko chcę! - pomyślała ta weselsza część mojego umysłu... Ta druga jednak była piekielnie przygnębiona. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Kuźwa! Weź się w garść... Wchodząc do swojego pokoju przypomniały mi się moje własne słowa. Może potrzebuję imprezki W sumie... to niezły pomysł. Później skontaktuję się z Cameronem. On to się zna na takich rzeczach... Znów rzuciłem się na łóżko (co robiłem ostatnio wyjątkowo często) i zacząłem grać naszą pierwszą piosenkę.
-
Znowu westchnąłem i spojrzałem na podłogę. - Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami. - Wszystko mi się wali. I chyba nie jestem już taki jak kiedyś. Uśmiechnąłem się lekko. - Może potrzebuję imprezki. Albo wreszcie tego głupiego koncertu.
-
Mruknąłem coś w odpowiedzi. Coraz bardziej czułem się niezręcznie, nie wiedziałem dlaczego. Westchnąłem. - Dobra. Może pójdę już do siebie. - Spojrzałem po nich. - Dzięki za czekoladę. Odłożyłem pusty już kubek na etażerce koło łóżka. Zawahałem się na chwilę, licząc, że jedna z nich mnie zatrzyma. Dziwnie się czułem. Ogólnie... wszystko było do bani. A szczególnie ja.
-
Spojrzałem na nie zdziwiony. Nabrałem dziwnego podejrzenia... Szybko jednak wyrzuciłem od siebie tę myśl. - A gdzie reszta waszego zespołu? - spytałem. - Chciałbym ich poznać.
-
OMG, faktycznie strasznie trudny wybór xD _______________________________________ Natychmiast odłożyłem gitarę na swoje miejsce i wziąłem czekoladę od Riki. - Dzięki - powiedziałem, uśmiechając się do niej uwodzicielsko. Wziąłem mały łyk. Przyjemne ciepło od razu rozeszło się po całym moim ciele. To o wiele lepsze od cydru. Usiadłem na dużym łóżku, nadal popijając gorącą czekoladę. - Wiecie, że będziemy grać razem, nie? - spytałem z zawahaniem. Bałem się ich reakcji.
-
*paczy na nick: sokJablkowy* *paczy na swój nick: Applejuice* Czuję spisek! Ale i tak mnie kochacie, prawda? :< Oczywiście, że Cię kochamy Soczku :> W każdym razie - witaj, Czarku
-
Chwyciłem ją i oparłem się o ścianę, sprawdzając brzmienie każdej struny. Miała wyjątkowo czyste i ostre brzmienie. - Niezła - przyznałem. - Gdzie zamawiałaś? Mój Ibanez powinien już trafić na strych. Zagrałem jakąś spokojną melodię, która zapadła mi w pamięci. Aż uniosłem wysoko brwi ze zdziwienia. Ta gitara była idealna. - Wow... jest wspaniała - powiedziałem. Zupełnie tak jak ty...
-
Nom, ja też do nich należę Miło widzieć kolejną osobę, która gra w Gothica. ;]
-
Spojrzałem na Rizę i mruknąłem krótko: - No. Cholercia, obie jesteście prześliczne - pomyślałem. Jakimś cudem oderwałem wzrok od Riki i spojrzałem na gitary. - Mogę zobaczyć? - spytałem Rizę, wskazując na elektryka.
-
Spoko ;] O to się nie martw. _____________________________ W duchu wydałem głośny okrzyk radości. Nie dość, że wreszcie może trochę uda mi się wyluzować, to jeszcze z dwójką tak ślicznych klaczek... Oprócz tego mieliśmy pokoje naprzeciwko siebie. Kto wie, może z tego spotkania coś wyniknie? Choć były dla mnie ogromną konkurencją i powinienem ich nienawidzić, jakoś tego nie czułem. Ich słodkość i piękność kompletnie mnie zauroczyły. - Jasne - odpowiedziałem bez wahania z szerokim uśmiechem na twarzy i wszedłem za Rizą do ich pokoju.
-
Witam wszystkich nowych! BuBu, grasz na jakimś instrumencie? ;]
-
Ha! Wiedziałem, że znam te imiona... Chyba jednak nie wyszedłem na głupka, nie? Przecież wyglądają tak... rany, aż słów brakuje... Uśmiechnąłem się. - Pewnie, że o was słyszałem. O takich pięknych klaczkach mówi się wyjątkowo często - powiedziałem. - No i... tak, jestem z Blast. Też gram na gitarze. Elektrycznej. Jeszcze raz na nie spojrzałem, po czym spytałem: - Dlaczego znalazłyście się akurat koło mojego pokoju? Nie powinnyście być ze swoim zespołem?
-
Mama z tatą czekali już na ciebie w korytarzu. Klacz miała bardzo smutną minę, zaś ogier - wyjątkowo surową. - Co ty sobie wyobrażałaś, młoda damo? - spytał Frost. Fire jednak uciszyła go kopytkiem. - Nie mieszaj się w to. - Jak to, mam się nie mieszać?! To moja córka! - wykrzyknął ogier ze złością. Spojrzał na ciebie gniewnie. - Wytłumacz się. Czemu byłaś nieposłuszna i tak długo chodziłaś po nocy? Do tego w Lesie Everfree! Mama uśmiechnęła się smutno i rzuciła ci pokrzepiające spojrzenie.
-
Uciekłeś do bezpiecznego dolnego miasta. Tam bandyci nie mogli cię dopaść - wszędzie było pewno strażników. Nawet jeśli Jesper by cię zaatakował, szybko by się z nim uporali. Na twoje szczęście nie gonił cię. Zdrowo poraniłeś jego twarz. Musiałeś jednak - inaczej mógłby cię zranić. Jesper należał do Gildii Złodziei... ty wcześniej też należałeś. Teraz mają nowego szefa... Te informacje były bardzo przydatne. Może by tak powiedzieć o tym Lordowi Andre? W końcu to przestępcy. Powinna ich spotkać należyta kara. Niech gniją w więzieniu razem z Lesterem za swoje czyny... Już się z nimi nie kręciłeś. Nie byłeś z nimi. Nic więc ci nie przeszkadzało, by powiedzieć przywódcy strażników miejskich o tym gnojku Jesperze... Szkoda tylko, że nie udało ci się wycisnąć z jego ust imiona ich nowego przywódcy. Przypomniało ci się jeszcze coś: Halvor, handlarz ryb, był z nimi. Ilu jeszcze takich zwyczajnych mieszkańców może należeć do Gildii? Tym jednak powinni się zająć strażnicy miejscy.
-
Przy stole siedziała już cała rodzina Apple. Big Macintosh czytał jakąś gazetę, Babcia Smith spała w kącie pokoju na bujanym fotelu, a Apple Bloom ożywczo rozmawiała ze swoją siostrą - prawdopodobnie na temat swojego Cutie Marka. Jadalnia była bardzo przytulna. Ogień wesoło trzaskał w kominku. Ściany były pomalowane na łagodny, zielony kolor, na których wisiały różne obrazy i zdjęcia. W rogach pokoju ustawiono duże rośliny. Jedna z nich pięknie kwitła na czerwony kolor. Usiadłyście przy stole, witając się ze wszystkimi. Czekały na was różnorodne smakołyki z jabłek - szarlotki, jabłka w karmelu, jabłka, sałatka z jabłkami, kanapka z dżemem jabłkowym, jabłka, jabłkowy kisiel, sok jabłkowy... Light mruknęła z rozkoszy i zabrała się za jedzenie kisielu. - Jak się spało? - spytała uśmiechnięta Applejack. - Flame, twoja mama prosiła, żebyś od razu jak zjesz śniadanie u nas, wróciła do domu. Chyba martwi się o ciebie...