Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. kapi

    Teorie spiskowe o sezonie IV

    Za bardzo się przywiązuję i w związku z tym nie wyobrażam sobie nowego mane 6 i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Poza tym nowe bohaterki oznaczałyby coś strasznego: MNIEJ PINKIE!!!! Nie wyobrażam sobie równie śmiesznego kucyka co ona. Nie przeżyłbym, jej braku. No ale to tylko me skromne zdanie. lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  2. kapi

    [Zabawa] Pociesz kucyka :)

    YAY:yay: kolejna sytuacja, ale najpierw wyniki:pinkie3:: Emma55525 3pkt. + Tym razem ostatnia z Mane 6 czyli Fluttershy.YAY:yay: Sytuacja maluję się następująco: Futtershy zwróciła się asertywnie do Angela, który obraził się i pokicał gdzieś, teraz nasza czuciowa klacz martwi się i smuci, że była, (w jej mniemaniu) zbyt ostra i że Angel może zrobić sobie krzywdę. Powodzenia, a i pojawiło się nowe ogłoszenie. lala lala lala la lala ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  3. Pozwólcie, że podzielę się moim skromnym zdaniem na temat tego odcinka. No cóż nie będę zbytnio oryginalny, jeśli powiem rzeczy następujące: 1.Za krótki odcinek, sprawia wrażenie na siłę upchanego w czasie antenowym (przynajmniej większość fragmentów), powinny być 2 albo i 3. 2.Co się stało z Discordem, dlaczego nie był na koronacji. 3.Kolejny odcinek, w którym Luna nic nie mówi. 4. Piosenki są ładne, zwłaszcza "A True, true friend", ale jest ich za dużo na raz, robi się z tego mały musical. Ilość byłaby dobra do dwóch odcinków, ale na jeden to trochę za dużo. 5.Spodobało mi się mnożenie Colgate, która stała w tłumie razy 4 gdy Twilight jechała swoim rydwanem, czy co to tam jest. 6.Przejdę do Twilight. Nie ukrywam, że boję się o wygląd 4 sezonu, gdyż z pewnością można poprowadzić fabułę ciekawie itd, ale również można ją strasznie zepsuć. Poza tym idea, że Twilight zaburza kompozycję 2x jednorożec, 2x pegaz, 2x ziemny, nie podoba mi się. Nie rozumiem po co Equestrii tyle księżniczek, ale ok. pewnie lubią to małe dziewczynki, do których serial jest kierowany i może Hasbro myśli, że każdy kucyk, żeby być fajny, musi być księżniczką. Nie zdziwiłbym się, gdyby w następnym sezonie kolejna Mane 6 została księżniczką. 7. Chylę czoła przed animacjami rozświetleń itp. Dla mnie po prosu genialne. 8.Dlaczego poczty nie przyniosła Derpy?! buuuu!!! 9.Dlaczego, gdy Twilight stawała się Twicornem, zeszła na ziemię w postaci swego cutie marc'a , dlaczego miał on 6 gwiazdek na około tej dużej? Co to ma oznaczać i dlaczego go pokazali, jeśli (o ile mnie wzrok nie myli) Twilight zachowała stary znaczek. 10. Podsumowanie. Największych problemów w odbiorze dostarczyło to, że był to jeden odcinek, a nie dwa. Boję się autentycznie, co nas czeka w 4 sezonie i mam nadzieję, że jednak fabuła zostanie poprowadzona dobrze. Odcinek sam w sobie pomimo niedoskonałości podobał mi się, a niektóre piosenki poruszyły i wzruszyły mnie. Boję się jednak jego konsekwencji, dla serialu. Podsumowując ciężko mi go jednoznacznie ocenić, gdyż sam w sobie był dobry(oprócz tego, że nie był 2x dłuższy), jednak sam pomysł Twicorna i nowej księżniczki nie przypadł mi do gustu. Oby moje obawy nigdy się nie ziściły i serial zachował swoją wspaniałość, którą wielokrotnie do tej pory nam pokazywał.
  4. - Widzę, że lubisz skakać w górę i w dół. Też to bardzo lubię. Lecz niestety aktualna sytuacja powoli staję się nudna, co powiesz na zmiany?- Powiedział Greeny, tak uprzejmie, jak potrafił. - Znam pewne zaklęcie, które może temu zaradzić. Jest dość wymagające pod względem energii magicznej, dlatego będę musiał się wzmocnić. Znam jeden bardzo skuteczny sposób. To powiedziawszy Greeny wyczarował kolejną zieloną dziurę, tylko że tym razem była ona bardzo mała. W pewnym momencie powiększyła się i zaczęła wypluwać z siebie jakiś wielki przedmiot. Najpierw wyłonił się niebieski kryształowy czubek, a następnie wielkie tłoki, do niego przymocowane. Później ujawniła się dalsza część konstrukcji, czyli wielki prostopadłościan obrośnięty mniejszymi kryształami koloru błękitnego. Wystawało z niego wiele śrub, sprężyn, ruszających się elementów, trybików i mierników poziomu mocy. Po chwili zielona dziura wypluła trzy nogi maszyny, po czym znikła. -To jest wynalazek ojca Aliego, który specjalizował się w tego typu rzeczach. Nazwał go generatorem magii. Greeny podszedł do siedem razy większej od niego maszyny, sprawnie ustawił parametry przekazu mocy, wszedł na platformę i włożył nogi w coś przypominającego stalowe buty przytwierdzone do podłoża. Na koniec nacisnął głową wielki czerwony przycisk z uśmiechniętą, zezowatą buzią. Piski, skrzypienia i dziwne dźwięki, które wydobyły się z maszyny, zanim ruszyła, były głośne, ciężkie do zniesienia i uporczywe. W końcu, po kilku sekundach, na pionowym grubym mierniku energii pojawiły się pierwsze odczyty. Tłoki zaczęły szybko pracować, tryby obracały się i przekazywały za pomocą pasków i innych przyrządów energię mechaniczną do środka generatora. Błękitne kryształy rozświetliły się wypełnione magiczną energią. Gdy miernik wskazał 60% swojej maksymalnej wartości, wielki niebieski kryształ zaczął powoli ładować się. Granatowa poświata zaczęła mozolną wspinaczkę do czubka. Maszyna po chwili osiągnęła pełną moc. Energia magiczna zaczęła przepływać przez ciało Greenyego, a ta która nie została wykorzystana, była odprowadzana z powrotem do kryształowej baterii. Sam zielony ogier zaczął błyszczeć ostrym światłem, a jego oczy zyskały płomienistą poświatę, po czym rozświetliły się tak, że nie było widać źrenic i tęczówki. -Teraz jeszcze tylko ostatnie doładowanie.- Powiedział Greeny wyciągając kilka sześciopaków pewnej mikstury, którą wcześniej pił przez słomkę. - Bardzo dobry wywar do przywracania, bądź dodawania siły, jak będziesz potrzebować energii, to powiedz, mam ich bardzo dużo i chętnie pożyczę.- Po wypowiedzeniu ostatniego zdania Greeny wypił wszystkie wyjęte uprzednio napoje. Jego ubranie straciło czystomaterialny wymiar, podobnie jak on sam. Gdyby nie był podczepiony do generatora, energia, którą zgromadził rozsadziła by go. Stał się chwilowo czystą, myślącą magiczną chmurą mocy, która powoli traciła swój kucykowy kształt. Gdyby zostać podpiętym na ok. 10 minut, większość klaczy i ogierów, po prostu rozpadła by się na mikrocząseczki, straciła umysł i rozszczepiła się. Greeny musiał więc działać szybko. -Zaklęcie którego użyję, jest jednym z nielicznych, które do tej pory działało zawsze tak, jak tego ktoś chciał.- Powiedział znacznie grubszym głosem niż zwykle, który odbijał się echem. -Wystarczy powiedzieć tylko kilka słów i mieć wystarczająco dużo energii, bądź szczęścia i wszystko będzie wyglądać inaczej. -Totalne i apsolutystyczne unierzeczywistnienie Wszechświata irracjonalizujące przestrzeń wersja 2.8!!! Nastąpiło wtedy uwolnienie ogromnej ilości magicznej energii. Generator zużył całą dostępną zgromadzoną moc, Greeny zmaterializował się, wyładowując zaczerpniętą magię. Wszystko rozbłysło w serii ogromnych wybuchów, ogarniających cały obszar areny przeznaczony do walki. Wszędzie zaczęły ciskać promienie i pioruny, rozpoczęło się trzęsienie powietrza ( ziemi przy okazji też). Cząsteczki zaczęły eksplodować tworząc nowe, co dało ogromną falę detonacji, wszystko, co wtedy się tam znajdowało uległo napromieniowaniu czystą irracjonalną energią, prowadząc do najróżniejszych mutacji. Wszystko zalała fala ciemnego światła, suchej wody, zimnego ognia, gorącego chłodu i eksplodującej materii. Ta reakcja raz wprawiona w ruch nie dała się zatrzymać, nie było odwrotu, dla wszystkich cząsteczek w polu rażenia. Wszystko wracało do normy, po wykończeniu irracjonalnej energii dostępnej w okolicy, która zależała tylko i wyłącznie od niczego, oraz od jej zasobów w okolicy. Puki energia była dostarczana... Sharon otworzyła oczy zamknięte, aby ochronić je przed światłem i ujrzała, że znajduję się na rozległej zielonej łące. Kilometr dalej znajdował się las, słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a na przeciwko stał Greeny. -Już Ci wszystko wyjaśniam- rzekł przyjaźnie zielony ogier. -Ty mnie ostrzegłaś, więc czuje się w obowiązku opowiedzenia Ci trochę o tym miejscu. Jesteśmy dokładnie... nie wiem do końca gdzie, ale to nie jest zwykły świat. Jest to przestrzeń irracjonalna, która nie ma żadnych praw i reguł.- Greeny zaczął przechadzać się po okolicy i nagle odbił się od powietrza. -Właśnie o tym mówię, wszystkiego można się spodziewać.- Gdy Greeny skończył mówić te słowa, ziemia zamieniła się w różowo przezroczystą wodę, do której oboje wpadli. Zielony ogier zaczerpnął oddech. -Tak jak się spodziewałem, można oddychać. Nie jest to wymiar zależny ode mnie, robi co mu się żywnie podoba. Po wyczerpaniu energii, wszystko wraca do normy, a my znajdujemy się w tych samych pozycjach co wcześniej. Woda po chwili zmieniła się w złote chmury, po których dało się normalnie chodzić, ale tylko po dolnej stronie. -Uznałem, że pojedynek tutaj będzie ciekawszy i urozmaici widowisko. Specjalnie po to, pomyślałem o czymś, co przekażę widowni relację stąd. Oto to coś.- Powiedział Greeny wskazując na szereg latających w okół zawodników oczu. -Oczywiście!, że tu może się stać wszystko, włącznie z tymi złymi rzeczami- Stwierdził zielony ogier wieszając oczy na drzewie (dla lepszego przekazu obrazu)(tak, na chmurze rosło drzewo) -Dlatego warto by było się trzymać w miarę na zasięg wzroku, gdyż możemy potrzebować swej wzajemnej pomocy. W grupie zawsze raźniej, żeby nam to ułatwić, ojciec mego mentora wynalazł specjalne wykrywacze, które pokazują pozycję drugiego urządzenia tego typu. Jeśli oboje je założymy, będziemy wiedzieć, gdzie się znajdujemy, nawet, jeśli słońce postanowi kompletnie zgasnąć.- To mówiąc Greeny wręczył Sharon wykrywacz, w międzyczasie potykając się o powietrze i odbijając od twardej chmury. -Teraz, skoro już wszystko załatwione, jesteśmy w stanie wrócić do pojedynku, czy masz może jeszcze jakieś pytania co do tego miejsca?- Spytał uprzejmie Greeny swoją oponentkę, przygotowując się na długą i dziwną walkę, bowiem w tej przestrzeni magia nie zawsze działa zgodnie z jej naturą i to nie tylko ta irracjonalna.
  5. Gdy Greeny usłyszał o pojedynku w powietrzu, bardzo się ucieszył. Wylewitował się na odpowiednią wysokość, po czym stanął na płycie, która pojawiła się pod jego nogami. Przeciwniczka udzieliła mu rady. -Dziękuję bardzo za uprzedzenie, postaram się nie patrzeć.- Odpowiedział zielony ogier. - Jednak wydaję mi się, że stanie na tej nudnej platformie może nie być zabawne.- To powiedziawszy, wyciągnął z kieszeni pompkę, włożył ją do podłoża, na którym stał i zaczął je pompować z użyciem magii. Po jakiś 20 sekundach stał na kształcie podobnym do wielkiego muffina, tyko że z kryształów. Przylepił mu duże okrągłe oczy, które wyjął z kieszeni i dodał: -No teraz o wiele lepiej.- Zwrócił się następnie w kierunku Sharon. - Widzę, że przeze mnie rozprułaś sobie rękaw, pozwól, że Ci pomogę.- To powiedziawszy Greeny zaczął grzebać po kieszeniach wyrzucając najróżniejsze przedmioty, takie jak scyzoryki, oczy, samochód w proszku, ziemniaki, sztuczną grzywę i wąsy, tort czekoladowy, runę telekomunikacyjną, słońce w puszce, Poziomkowe mydełko, aż w końcu dotarł do obiektu swych poszukiwań. - Jest, igła i nici, proszę bardzo, ja szyć nie potrafię, a z moją magią sama wiesz jak jest, więc pewnie lepiej będzie dla tej koszuli, jeśli Ty ją zaszyjesz.- powiedział podając Sharon znalezisko. -Dobrze więc wróćmy do pojedynku, widzę, że nie jesteś zbyt skora do dłuższych rozmów, może później coś więcej o sobie powiesz, choć wcale tego nie wymagam. No cóż, robi się zimno, przydałoby się podgrzać atmosferę. Wyczarujmy sobie jakiś kominek, albo ognisko. Greeny, jak zamierzał tak zrobił, rozpoczął inkantację. Zrobił kolisty ruch ręką w płaszczyźnie poziomej, a następnie dostawił do niej drugą, po czym chuchnął na obie. Stworzył się na nich mały zielony płomień, który porwany wiatrem poleciał na przód i rozszerzył się. W pewnym momencie stanął, powiększył się trzykrotnie i oświetlił okolice pojedynkujących się. Można było wyczuć ciepło bijące od płomienia. Nagle Greeny upadł na kolana i opuścił głowę w chwilowym zamroczeniu, ogień spadł w dół. Zanim zielony ogier zdołał się podnieść, po bokach wystrzeliły płomieniste słupy czerwonego żaru. Obejmowały coraz większy obszar, a na górze rozpryskiwały się tworząc powoli nieprzeniknioną czerwoną masę nad walczącymi. Gdy tylko obłoki żaru spotkały się, słupy ognia zaczęły wirować i połączyły się ze sobą. Nabierały coraz większej prędkości i już za sekundę obracały się z ogromną siłą, tworząc wielkie ogniste tornado. Podczas, gdy coraz to nowe płomienie wystrzeliwały z ruszających się ścian, na górze kumulacja magicznej energii doprowadziła do mocnych wyładowań elektro-magicznych. Pioruny ciskały wszędzie we wnętrzu tornada, a latająca muffina Greenego razem z nim zaczęła lewitować w koło wraz z ruchem wirowym trąby powietrznej. Zielony ogier podniósł się z kolan i był zdziwiony widokiem, który spostrzegł. -No cóż, nie do końca o to mi chodziło, ale jest cieplej, nieprawdaż? Ponieważ wirowanie bardzo mu się spodobało, wykorzystał kilka sekund na zabawę. Magiczna energia nie jest w tym przypadku nieskończona, więc wyładowania powoli ustały, choć tornado dalej się kręciło. -W tych warunkach jest dość ciekawie walczyć, nie uważasz?- zwrócił się do swej oponentki. -Warto jednak zabezpieczyć się przed atakiem z dołu.- powiedział zielony ogier, po czym wyjął z kieszeni magiczną kamerę. -To są moje oczy tam, gdzie nie mogę spojrzeć, nie przekazują mi bezpośrednio obrazu, ale tylko to co mogłoby mi ewentualnie zagrozić.- Greeny umieścił kamerę na skraju swego muffina, skierowaną w dół. -Może pokażę Ci co odkrył mój mentor, w wyniku nieudanego eksperymentu?- powiedział ogier wyciągając z kieszeni mały, pulsujący, jasnoniebieski obiekt. Greeny rozpoczął wykonywanie dziwnych ruchów rękami nad przedmiotem. -Zastanawiam się, ile z tego wszystkiego co widzę jest iluzją, bo znając Twój talent i moc, teoretycznie mogę gadać teraz do powietrza, albo spać na prawdziwej arenie, no cóż, okażę się w przyszłości, ale ufam Ci, iż nie stronisz od prawdziwej walki. Śmiesznie by to wszystko wyglądało, nie ukrywam, o... zaczyna się coś dziać.- Rzeczywiście, pulsująca kulka powiększyła się, jej kolor zmienił się na zielony i przestała się ruszać. Powiał od niej silny wiatr powodując lekkie zakłócenie w idealnym kształcie tornada. -To jest zielona dziura, odkryta przez mego mistrza, na skutek wylania magicznej farby na czarną dziurę. Ten twór wypluwa z siebie różne rzeczy, głównie te, które zassała jakaś siła. Zwykle jest to światło i powietrze pod ciśnieniem, ale mogą się zdarzyć także i inne ciekawe przedmioty. Dziura zaczęła świecić białym światłem o różnym natężeniu, gdy wyłoniło się z niej coś małego i przypominającego ślimaka. Greeny przestał zwracać uwagę na dziurę. Schylił się i podniósł bardzo ciekawe stworzonko. Przypominało oślizgłą zieloną maź z macką na górze, na końcu której znajdowało się idealnie okrągłe oko. Zielony ogier tak zapatrzył się w dziwną istotę, że zapomniał o dziurze, która zaczęła robić się niestabilna. Po chwili spadła w dół jak kamień, a Greeny zemdlał z niewyjaśnionej przyczyny. Po kilku sekundach stała się rzecz dość nietypowa. Cała arena wraz z widzami i zabudowaniami, podniosła się do góry i obróciła. Znajdowała się teraz w tej samej odległości od walczących, tylko że nad nimi. Magiczna kamera spojrzała w stronę areny. Zadziwiający był kontrast grawitacji, gdyż wszystko co nie dotykało budowli było przyciągane przez naturalną powierzchnię Ziemi, natomiast reszta, czuła, że źródło tej siły znajduje się nad areną. Greeny ocknął się, powolnym, bezsilnym ruchem sięgnął do kieszeni i wyją jakąś fiolkę, ze słomką. Pociągnął kilka dużych łyków i od razu poczuł się lepiej. Wstał na nogi i rozejrzał się na około. -Nie ma mnie przez chwilę, a tu takie rzeczy się dzieją, niebywałe. Dobrze, przydałby się jakiś kontratak z mojej strony. Jednak ja nie jestem w tym za dobry, lepiej by było, gdyby ktoś zrobił to za mnie. Grenny zaczął przywoływać pewne stworzenie z czystej energii, które trzymał w domu pradziad jego mentora. Okolicę miejsca, gdzie ogier pod swym kapturem powinien mieć róg rozbłysły białym światłem. Stworzyła się tam duża na głowę kula z energii. Po bokach wyszły małe stróżki zielonego światła oplatając magiczny twór. Potem wszystko zaczęło się dziać w zawrotnym tempie. Kula wystrzeliła w stronę Sharon, a za nią pojawiła się biała smuga, na jej powierzchni zaczęły wędrować zygzakowate niebieskie impulsy magiczne, a całość oplatało zielone światło. Sharon z pewnością trzymała coś w zanadrzu by odeprzeć kulę, ale ona zadziałała jeszcze przed trafieniem. Rozbłysnęła blaskiem tysiąca słońc, oślepiając na kilka sekund każdą istotę patrzącą na nią, a następnie rozszczepiła się okalając miejsce, w którym stała Sharon i zmieniając przestrzeń w okół niej. Wszystkie przedmioty, poza jej zmieniły się w cytrynową galaretkę w kształcie kuli, która początkowo świeciła, a potem przygasła. Przypominała trochę małe słoneczko. Nie wiadomo było, czy Sharon tam utkwiła, gdyż z wewnątrz tliło się jeszcze białe światło, niepozwalające ujrzeć środka kuli. -No, cóż interesujący ten pojedynek. Ciekawe, czy w końcu coś mi wyjdzie tak, jak bym chciał.- powiedział Greeny z nutką ironii w głosie.
  6. Greeny podziwiał widoki, gdy dostrzegł niebieską maź wydobywającą się z macki."biedny Gienio "- pomyślał. Chciał coś zrobić, aby pomóc swemu tworowi, lecz zapadły egipskie ciemności. -Ciekawą pogodę tu macie, najpierw słońce, teraz księżyc- Powiedział jakby do siebie. Faktem jednak pozostawało, że nic nie widział. Rady były dwie, albo zużyć magiczną tarczę, a wtedy nie wiadomo co się stanie, albo użyć pewnych sprzętów z kieszeni. Lepszym wydało się to drugie, więc zielony ogier sięgną do jednej. Poszukał trochę i wyciągnął Night vision goggles. Teraz mógł zobaczyć większość rzeczy. Niestety założył je w nieodpowiednim momencie. Na jego oczach bowiem rozleciał się Gienio! Była to przejmująca i przerażająca scena. Golem zaczął pękać w różnych miejscach. Bruzdy sunęły coraz dalej w jego ciele. Pół sekundy później wyglądał jak spękana sucha ziemia, albo jak puzzle. Z każdej z nich biło potężne ciemnozielone światło. Gienio wyglądał jakby jego rdzeń chciał go rozsadzić, gdyż jeden z promieni wyłączył mu stabilizator magii. Jego twarz, choć nieruchoma wydawała się przepełniona bólem. Po chwili niektóre metaliczne opiłki z jego korpusu zaczęły odpadać, ujawniając rdzeń. Następnie załamała się jego noga i Gienio upadł na ziemię. Przy uderzeniu rozbiła się osłona magicznego zasilacza i czysta energia irracjonalności wylała się, kontaktując i reagując z powietrzem. Doprowadziło to w efekcie do wybuchu. Pomimo otaczających wszystko ciemności, każdy ujrzał jasnozieloną łunę światła, jak po eksplozji atomowej, która najpierw rozwinęła się okręgiem o średnicy 6 metrów od Gienia, następnie skurczyła się, aby potem wybuchnąć ze spotęgowaną siłą. W powietrzu wyraźnie można było dostrzec falę uderzeniową(gdyż przez kilka sekund po wybuchu było jasno jak w dzień), pod jej naporem Grenny wzleciał w powietrze i upadł dwa metry dalej, a dół areny skruszył się lekko. W miejscu eksplozji został tylko rów w ziemi wypełniony rozgrzaną do czerwoności płynną substancją. -Szkoda, był z niego taki dobry sojusznik, nawet nad nim nie panowałem, ale polubiłem go, szkoda.- Powiedział Greeny wstając poobijany, ale dumny z ziemi. -Kolejną sprawą jest to, że przez ciemność, widownia nie może Cię podziwiać. Przydałoby się tu rozjaśnić, nie uważasz? To na szczęście nie wymaga specjalnego rodzaju magii, więc mogę zrobić to bez ryzyka nieprzewidzianych konsekwencji. Widzisz, moja magia, którą nauczyłem się od mego mistrza Aliego jest magią niekontrolowaną. Robi co chce. Tylko największe umysły, takie jaki miał Pradziad mego mentora, potrafią ją okiełznać. Ja tego nie umiem i raczej się nie nauczę.Tak więc każde moje zaklęcie może przynieść niespodziankę. Ta magia jest bardzo potężna, gdyż nie ma granic, ale cóż z tego, jeśli nie robi tego co jej karzesz. Wydaję mi się, że jednak odrobinka światła by się przydała. I jeszcze jedno, może opowiesz mi coś o sobie, bo ja tak ciągle mówię, a to Ciebie bardziej lubi publika. Pewnie jest ciekawa, tak jak ja, szczegółów dotyczących Twego wspaniałego życia. W prawdzie słyszałem już o Tobie z opowiadań krążących w pokojach gościnnych, ale na dobą sprawę jest to pewnie tylko namiastka pełnego obrazu. Gdy Greeny kończył wypowiadać ostatnie zdania już rozpoczął inkantację czaru, mającego poprawić publice odbiór z pojedynku. Wykonał ruch ręką w dół, potem do przodu, dołożył drugą rękę i obie pociągnął do góry, tak, że koniec ruchu wypadł nad jego głową. Na koniec kulistym pociągnięciem złączył ręce na ziemi. Wtedy z okolic głowy wystrzelił zielony promień o średnicy 30 cm. Wpadł w głąb ziemi, wystrzelił tuż za Sharon. Następnie rozdzielił się na dwa mniejsze promienie, które otoczyły arenę w odległości ok 5m od jej brzegu, tworząc wielkie koło, które zamknęło się przed twarzą Greenyego. Na koniec z ziemi wystrzeliło w równych odstępach od siebie dwanaście słupów energii, które urosły i dotknęły koła na wysokości dwóch metrów. Gdy to się stało połączenia pomiędzy filarami zniknęły, one same przybrały formę wysokich zielonych kryształów, a energia na ich czubku zaświeciła mocnym białym światłem, rozjaśniając arenę tak by można było z trybun dobrze obserwować przebieg pojedynku. -Skoro już widzimy, pora wezwać do pomocy kompana, żeby zastąpił Gienia. Co powiesz moja droga przeciwniczko na smoka? Greeny rozpoczął inkantację. Wylewitował na wysokość stworzonej przez siebie latarni rozłożył, ręce tak jakby to były skrzydła, odwrócił głowę, wcześniej skierowaną do góry, w przód, a z jego płuc dobył się ryk jakby wielkiego gada. Oczy zapłonęły mu zielonym płomieniem, sylwetka rozbłysła i przed niego wyszła przezroczysta kopia jego wyglądu stworzona z magicznej energii. Greeny opadł na ziemię, a tymczasem twór poleciał w górę. Im wyżej leciał tym bardziej przypominał smoka. Najpierw pojawił się za nim gruby w miarę krótki ognisty warkocz, który w środku był ciemno-zielony, a na obrzeżach jaskrawo-jasno-zielony. Potem sylwetka wydłużyła się, szyja urosła, a głowa stała się łuskowata i kanciasta. Z pleców wyrosły olbrzymie skrzydła z błoną jak u nietoperza, tylko połączenia były o wiele grubsze, twarde i wyrastały z nich liczne kolce. Nogi początkowo skróciły się i powyginały, a potem znów urosły stając się większe niż przedtem. Na ich końcu wyłoniły się z twardej skóry długie, zakrzywione, ostre i jasne pazury. Klatka piersiowa urosła i widać było wyraźne granice potężnych, grubych łusek smoczego pancerza. W końcu smok wzleciał wysoko nad ziemię, zatrzymując się dopiero na tle tarczy księżyca. Rozpostarł wtedy swe wielkie skrzydła, które bez problemu utrzymałyby w powietrzu ciężar dwóch smoków. Powietrze wokół niego podpaliło się jasnym niebieskim płomieniem, który wyglądał oszałamiająco na tle świecącego jak nigdy wcześniej księżyca. Smok rozejrzał się po okolicy, po czym majestatycznie i groźnie zatoczył koło na areną, by za chwilę poszybować w dół z zatrważającą prędkością, wprost na Sharon. "Nigdy się nie spodziewałem, że to kiedyś mi wyjdzie"- pomyślał Greeny, bardzo osłabiony, gdyż magiczna energia potrzebna do tego zaklęcia i przepływająca przez jego organizm wyczerpała go. Miał problemy ze złapaniem oddechu i ledwo stał na nogach, obserwując jednak wytrwale i z uwagą pikowanie wielkiej, zielonej, płonącej bestii. Wydawało się, że nawet najpotężniejsza magia, nie zatrzyma stworzenia tak dużego i odpornego na jej działanie. Smok zbliżał się nieuchronnie, jak śmierć do swej ofiary, jeszcze kilka chwil i spadłby na ziemię w takim pędzie, iż mógł zniszczyć i spopielić całą arenę. Jednak jak to bywa z tą magią nic nie idzie tak jak to się wydaję. Greeny poczuł, że coś jest nie tak. Chwilę potem odzyskał większość utraconych sił. Można było zobaczyć jak wielkie monstrum spadające z nieba rozpada się na pięć wielkich, płonących na ostro-żółto części o nieokreślonym kształcie. Uderzyły one w ziemię, każda jakieś 6 metrów od Sharon, następnie wybuchły złotym światłem, które powoli uniosło się do góry, by zmaterializować się w ogromną książkę. Była to wielka na ćwierć areny, lewitująca ok 10 m. nad ziemią księga. Po 2 sekundach, zaczęła się powoli otwierać i przekręcać stronami do dołu. Nagle z kart oderwały się litery, które zaczęły szybować w dół i stopniowo napełniać się magiczną energią. Teraz na Greenyego i Sharon pędziło kilka tysięcy magicznych pocisków. -Cóż, zaprawdę ciekawa pogoda.- Powiedział zielony ogier odzyskawszy siły i nie zrażony, a w ręcz rozbawiony przemianą smoka w książkę. Wyciągną z kieszeni składany parasol, tchną na niego, a z jego ust wydobyło się żółte powietrze, które oplotło przyszłe schronienie Greenyego. -Na szczęście jestem przygotowany, jak myślę na wszelkie okoliczności.-Powiedział rozkładając parasol nad głową. Pierwszy magiczny pocisk spadł na ziemię i topiąc ją wbił się na 3 metry w głąb, po czym wyparował. Kolejne nadchodziły, najpierw dość rzadko, ale patrząc w górę, można było stwierdzić, że zaraz z książki posypie się istna ulewa. -Ach zaprawdę fascynujące, nie uważasz? O ile mogę się do Ciebie zwracać na "ty"?- Greeny wypowiedział te słowa sięgając do kieszeni. -Może parasolkę?- Zapytał miłym i przyjaznym tonem Sharon, po czym wykonał tą samą czynność, którą przed chwilą zrobił ze swoją.
  7. Gdy Greeny czekał na ruch swojej przeciwniczki cały czas myślał o tajemniczym cukierku, który nie chciał się rozpakować. Wtedy ujrzał obłok czegoś zbliżający się szybko w jego kierunku. Pierwsza myśl jaka wpadła mu do głowy wydała się przewspaniała. "Ciekawe jak to smakuje?, spróbuję" , jednak zanim zdążył ją ugryźć ona opatuliła go. Zauważył ciekawą rzecz, gdy chciał otworzyć usta, zagryzł je bardzo mocno. "i jak tu teraz cokolwiek zrobić"- pomyślał. Na szczęście nie było większych problemów, wiedział, że kolorowa otoczka zaraz załatwi sprawę, albo nie. Postanowił nacieszyć się tym dziwnym stanem, idąc w innym kierunku niż zamierzał. Było to całkiem zabawne, jednak nie trwało długo, gdyż obwódka rozbłysła jasnym światłem i pochłonęła mgłę, następnie mglano-różnokolorowy promień uniósł się w powietrze. Towarzyszył temu silny podmuch wiatru, który spowodował majestatyczne falowanie zielonego płaszcza. gdy powstała materia osiągnęła wysokość nieba zniknęła. Dało się odczuć lekką zmianę pogody. Wiatr z zachodniego, lekkiego i ciepłego zmienił się w porywisty, zimny, spiralny wicher. Niebo zaczęło się powoli zachmurzać ciemnoniebieskimi chmurami. One utworzyły najpierw okrąg w miejscu, gdzie zniknęła materia, potem zamknęły go tworząc wielki obszar pozbawiony promieni słonecznych, po czym zaczęły opadać, a wręcz pędzić spiralnymi łukami w stronę areny. W wyższych partiach tego skupiska rozpoczęła się burza, bez deszczu(ale pioruny rozwijały się w powietrzu nie docierając do ziemi). Czerwone przebłyski rozjaśniły cyklon, gdy pierwsze chmury uderzyły w arenę. Każdy kucyk poczuł przejmujące zimno i mrowienie, gdy burzowa niebieska masa uderzyła w niego. Niedługo cała arena pokryła się nieprzeniknionymi ciemnościami. Gdyby ktoś spojrzał w górę zobaczyłby ponownie fragment nieba, przez który wyjrzało słońce i oświetliło chmury znajdujące się na powierzchni areny. Owe magiczne twory ociepliły się lekko i zaczęły się unosić w podobny sposób jak opadły, tworząc słup jakby podpierający wyższe warstwy tworu. Rozpoczął się deszcz galaretki pomarańczowej, który śmiesznie kontrastował z przejmującą chwilą grozy. Na koniec chmury wyczerpawszy swą magiczną energię rozbłysły po raz ostatni tęczą i rozpłynęły się. -Teraz, gdy już mogę mówić i zjadłem galaretkę, chętnie wytłumaczę Ci co tu zaszło. Byłem chroniony przez tarczę irracjonalności. Przemienia ona zaklęcia niezależnie ode mnie w inne zaklęcia. Tym razem mieliśmy tu wspaniały deszczyk bardzo smacznej galaretki. Im więcej energii włoży się w zaklęcie pierwotne, tym bardziej potężne stanie się zaklęcie wtórne. Skala przedstawia się mniej więcej 1 do 1. Twoje najwyraźniej było bardzo mocne, gdyż wywołało widowiskowe efekty specjalne i pyszną galaretkę. Przyszła teraz pora na kontratak.Greeny mógłby się wiecznie zastanawiać, nad tym jak zaatakować swoją przeciwniczkę, jednak nie do końca finalny wynik działania zależał od niego. Magia, którą władał jest irracjonalna, a co za tym idzie, nie można być pewnym co się stanie. Raczej efekt będzie kompletnie inny od zamierzonego(ale niekoniecznie przeciwstawny). -No, cóż spróbujmy czegoś takiego.- Greeny wyciągną z jednej ze swoich kieszeni zielony proszek. Zaczął rozsypywać go dookoła siebie w kształcie okręgu. Później na środku dosypał oczy i uśmiechniętą buzię. Zamruczał coś pod nosem, po czym krąg rozświetlił się. Wystrzelił z niego snop zielonego światła, który miał wysokość ok. 6 metrów. Z trzech stron Sharon pojawiły się na ziemi duże kręcące się buzie. Tliło się w nich światło, które z każdą chwilą rosło. z każdej z buź wyłoniła się jasnozielona kula, która miała konsystencje i wygląd wody w obszarze pozbawionym grawitacji. Szybko podleciały do Sharon i zaczęły się kręcić w okół niej. Wsiąkły w ziemię, po poświatach zielonego koloru można było wywnioskować, że się połączyły. W miejscu do którego to doszło z gruntu wyłoniła się gruba stalowo kamienna ręka. Za nią poszła reszta ciała magicznego tworu. Wyglądał on następująco: Głowa była osadzona nisko na korpusie, który był zrobiony ze stali. W centrum tułowia widniała zielona poświata za szybką. Jego jedna ręka była zrobiona z kamienia i tego samego materiału co korpus, druga natomiast wyglądała jak długa macka z magicznej zielonej energii. Nogi przypominały zielone półprzezroczyste błoto rozlewające się na arenę. Stwór, którego Greene postanowił nazwać Gienio, ruszył się wolno i ociężale w stronę zdziwionej Sharon. Wtem nagle wystrzelił swą macko-ręke w kierunku oponentki z zamiarem pochwycenia jej. W tym czasie Greene, znów odprawił dziwny rytuał nałożenia na siebie tarczy irracjonalności, zaświecił na różnokolorowo i czekał co zrobi Sharon. Wyjął jeszcze pozostałość pysznej pomarańczowej galaretki i zaczął jeść.Można było zauważyć, że publika jest zadowolona z rozwoju wypadków i spektakularności wystąpienia, a także ze smacznego posiłku z nieba. Wszystko wskazywało na naprawdę dobrą zabawę.
  8. Po porannych przygotowaniach do pojedynku, którego nie mógł się doczekać Greeny w końcu został wezwany na arenę. Gdy wychodził na przyszłe pole magicznego pojedynku, słońce świeciło jasno, a od zachodu wiał ciepły wietrzyk. Poczuł się świetnie, już od dawna nie widział tak przepięknej pogody. "Pegazy naprawdę się postarały."-pomyślał. Rozejrzał się po arenie, która była czyszczona i przygotowywana do pojedynku. Cóż mógł rzec, po prostu olśniewała swoją wspaniałością i przytłaczała wielkością. Dla kucyka, który nie przebywał nigdy w licznym towarzystwie, wydała się troszeczkę straszna. Ale Greeny szybko się uspokoił. Oglądał teraz tłumy na trybunach. Było prawie pewne, że zdecydowana większość kucyków przyszła oglądać wyczyny jego oponentki. Wskazywały na to chociażby liczne transparenty z jej podobizną i napisami w stylu "jesteś najlepsza". Zbliżał się czas tak przez niego wyczekiwany, już za chwile zabawa się rozpocznie. Poczekał jeszcze chwilę, aż wszyscy usuną się z pola rażenia ewentualnych zaklęć, aż wreszcie dostrzegł swą przeciwniczkę wchodzącą na arenę od strony, gdzie świeciło słońce.Usłyszał kilka śmiechów na trybunach, ale zawsze znajdzie się ktoś kto lubi dokuczać innym, większość widowni jednak milczała w oczekiwaniu na nadchodzące wydarzenia. Nie mógł się jej dobrze przyjrzeć, ze względu na promienie, ale też z powodu wejścia na podest Hoffmana. Kuc stał na wzniesieniu jakiś czas i tylko się rozglądał. Greeny mógł więc się przyjrzeć przeciwniczce, no cóż wyglądała zdecydowanie bardziej żywo i mniej płasko, niż na transparentach, jego uwagę zwróciły jednak jej różnokolorowe oczy. Było w nich coś dziwnego, coś tajemniczego i nie pozostawiało wątpliwości, że ta klacz jest obdarowana potężną magiczną mocą, z którą każdy powinien się liczyć. Już sama jej obecność wpłynęła na Greenego, klacz powiedziała coś do niego, lecz zdanie nie dotarło do adresata, gdyż pogrążył się w swoich myślach za sprawą jakiejś tajemniczej, magicznej energii, a na ziemi pojawiło się to o czym myślał (ale oczywiście była to tylko iluzja), a że myślał o pięknym dużym cukierku, to on staną mu przed oczami. Przez dłuższy czas próbował go rozpakować, ale mu nie wychodziło, w końcu postanowił zrobić to mocniej i tupnął w ziemię( Co Hoffman odebrał jako oznakę zniecierpliwienia.) Greeny otrząsnął się z tego transu, dopiero, gdy kuc na podwyższeniu zapowiedział pojedynek. Cukierek znikną co dość zdziwiło zielonego ogiera, ale dzięki temu Greeny mógł się skoncentrować na pojedynku, który go czekał. Po zapowiedzi Ogier podszedł do przeciwniczki i wręczył jej babeczkę. -Życzę Ci powodzenia-dodał Jako, że dziewczyny mają pierwszeństwo, Greeny wstrzymał się z dalszymi akcjami. Wykonał tylko kilka dziwnych nieokreślonofalistych ruchów rękami, które spowodowały zaświecenie się Jego oczu na zielono i pojawienia się słabej zmieniającej kolory raz na sekundę obwódki w okół zielonego ogiera. -Jeszcze raz powodzenia i czekam na Pani ruch z niecierpliwością.-Powiedział, licząc na świetną zabawę
  9. kapi

    Poznajmy się!

    Witam Was serdecznie na forum. Bawcie się dobrze i dostajecie ode mnie ten pyszną . Pozdrowienia i Bożego błogosławieństwa. lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!
  10. kapi

    Poznajmy się!

    Przyjmuję Cię przepinkastycznie z mojej strony z otwartymi ramionami Trzymaj w prezencie . Powodzenia lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!
  11. Ach, jak się cieszę, że mogę się znów wypowiedzieć na nowy temat. A więc zacznijmy od tego, że mam problem z wyobrażeniem sobie radzenia ze złym charakterem ze strony Pinkameny. Przecież Ona ignoruje wszystko i jak zostało powiedziane kilka tematów temu przyjmuję wszystko na siebie jak ściana. Nie wydaję mi się, żeby podjęła jakiekolwiek działania. Następnie warto spojrzeć na motywację obu jaźni. Pinkamena jest niewzruszona nigdy niczym i nie przejmuję się co się dzieje. Pinkie natomiast nie chce aby jakikolwiek kucyk cierpiał(tym bardziej, że wszyscy są jej przyjaciółmi), nigdy do tego nie dopuści. Wiadomo, że jeżeli Pinkie coś postanowi to trwa przy tym choćby nie wiem co, na przykład podam sytuację ze skrzynką w odcinku "Wonderbolts Academy", to jak była zdeterminowana gdy Apple Jack złamała jej przysięgę i chociażby to jak była lepsza od wszystkich swoich klonów patrząc się na ścianę farby. To dowodzi, że Pinkie zrobiła by wszystko co w jej mocy, aby poradzić sobie ze złym i nie odpuścić aż do śmierci, czyli patrząc na realia serialu, aż do nigdy. Co do zaprzyjaźniania się Pinkie ze złym wszystko zależy jak bardzo byłby on zły. Jeśli byłby tylko trochę zły to na pewno uległby temu samemu czemu wszyscy lubiący Pinkie ulegli. Nie da się przetrwać obojętnie słowotoków, piosenek i łamania praw wszechświata, oraz wąsów Pinkie. Jeśli natomiast ten ktoś byłby naprawdę zły, to Pinkie byłaby na niego zła. A jak Pinkie jest zła to nikt nie ma szans uciec przed Jej gniewem. Podejrzewam, że złamanie jej przysięgi Przez AJ tylko trochę Ją zdenerwowało (zwłaszcza, że Pinkie bardzo ją lubiła) pomyślcie teraz do jakich rzeczy może dojść, gdy nasza klacz się naprawdę zdenerwuje. Ja nawet wolę tego nie wiedzieć. Następną ważną rzeczą jest energia potrzebna do poradzenia sobie ze złem. Pinkie potrafi pędzić jak formuła 1, skakać na ogromne wysokości i zatrzymywać się na nich, duplikować się, latać na dziwnych machinach itp. Można pomyśleć co by to było gdyby sto Pinkie rzuciło się na złego. Może i kilka z nich by unieszkodliwił, ale wszystkich nie dałby rady.( zatonąłby już w samych wyrazach fun, fun, fun) Nie wolno nam zapomnieć o elementach harmonii. Jakoś nie wyobrażam sobie Pinkameny używającej klejnotu śmiechu, to tak jakby Gilda używała klejnotu uprzejmości. Postawmy sobie wreszcie pytanie co byłoby lepsze dla świata. Czy bierność w działaniu i obojętność Pinkameny, czy pełne zaangażowanie się w sprawę Pinkie. Wydaję mi się, że działając od razu jest o wiele większa szansa na zwycięstwo. Pinkamena podejrzewam zwróciłaby uwagę na całą sytuację dopiero wtedy gdy Pani Mąka zostanie zniewolona, czyli po przejęciu władzy przez zło. Tutaj góruje Pinkie, która od razu rzuciłaby się do pomocy. Kwestia przyjaciół i ich umiejętności nie jest bez znaczenia. Pinkie mogłaby postawić całą Equestrię i krainy pobliskie przeciw złemu. Każdy z tych kucyków, bądź innych zwierząt to większa szansa na zwycięstwo, tymczasem Pinkamena ma tylko wymyślonych przyjaciół, choć mogą oni być wspaniali, to jednak nic samemu bez jej pomocy nie zrobią, więc de facto jest sama. Dużo też w osiągnięciu sukcesu pomaga doświadczenie, którego Pinkie zdobyła aż nadmiar poprzez wszystkie sezony, tymczasem Pinkamena nigdy nie stawiała czoła czemuś takiemu. Podsumowując Pinkie ma większe zaplecze, więcej energii, lepszą motywację, więcej doświadczenia, przyjaciół, klony i inne nadprzyrodzone zdolności oraz co bardzo ważne elementy charmonii, tymczasem Pinkamena ma tylko samą siebie, a na dodatek pozbawia kucyki możliwości skorzystania z elementów. Zatem moim zdaniem to Pinkie lepiej by sobie poradziła z czarnym charakterem, niż Pinkamena, choć jest to tylko moje prywatne zdanie. Dziękuję za przeczytanie mojego posta i za to, że możemy razem podyskutować. Wszystkiego najkucykowszego, niech kucyki będą z Wami FOREVER! i Bożego błogosławieństwa. Przeczytałem i do teraz zachwycam się tymi akapitami ~ Arjen
  12. Jest to jeden z ciekawszych pojedynków jakie czytałem, dlatego wielkie i szczere gratulacje ode mnie dla Was, bardzo miło mi się to czytało. Jest to również, jak do tej pory najcięższa decyzja dla mnie kogo ogłosić zwycięzcą. Najchętniej postawiłbym remis, ale ponieważ lubię ankiety i nie chcę być bierny długo rozmyślałem. W końcu zdecydowała błaha rzecz, a mianowicie rodzaj magii, jaką się posługiwaliście. Lemur, przykro mi bardzo, ale nigdy nie byłem wielkim fanem magicznej technologii, dlatego wygraną przyznaję swoim skromnym zdaniem Emronnowi. Jednak bez względu na wynik był to arcyciekawy pojedynek i obaj zasłużyliście na nagrodę, dlatego trzymajcie tę oto uśmiechniętą gratulacyjną. Dziękuję za miłe czytanie Waszych postów. Bożego błogosławieństwa, szczęścia i wszystkiego najkucykowszego.
  13. kapi

    Poznajmy się!

    Witam Hatini Dash i Formutora przepinkastycznie na tym przekucykowym forum. Bawcie się dobrze i trzymajcie i , są naprawdę pyszne. lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!
  14. kapi

    [Zabawa] Pociesz kucyka :)

    Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w mojej zabawie. Oto wyniki: Bellamina-2pkt Emma55525-2pkt Flaterka-3pkt+ Tak jak zwykle, jeśli mace jakieś pomysły na ulepszenie tej zabawy to śmiało piszcie. Oto następna sytuacja: Tym razem Rarity. Otóż nasz dystyngowany kucyk został zaproszony na ważną uroczystość, związaną ze światem mody. Ma szansę tam zabłysnąć, ale niestety Opal (pilnowana przez Sweete Bele) , gdy Rarity wyszła podrapała wszystkie sukienki naszej wspaniałej klaczki.(z powodu za niskiej temperatury w pokoju) Rarity nie wie co zrobić, miała wystawić pokaz mody, ale teraz ma jedynie strzępy jej pięknych sukienek. Pomóżcie rozżalonej Rarity, która z pewnością aktualnie leży na swej kanapie mówiąc: Ze wszystkich najgorszych możliwych rzeczy jakie mogły się wydażyć, ta rzecz jest NAJGORSZĄ MOŻLIWĄ RZECZĄ! why?! why?! why?! Powodzenia lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  15. kapi

    Poznajmy się!

    Witaj Hawajek1 na tm forum i przekucykowej zabawy. Trzymaj i zjedz tą smaczną i uśmiechniętą i popij to Pozdrowienia lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!
  16. kapi

    Poznajmy się!

    Witam Was przepinkastycznie na tym przekucykowym forum, Kamilu i Martyno. Trzymajcie i . Powodzenia. lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  17. Odpowiem teraz na wszystkie Twoje argumenty drogi RedSky' ju. A więc po pierwsze. Wierzę, że ta sytuacja nie była zabawna, ale skoro się spotykaliście,m usieliście się lubić, a skoro się lubiliście to wiązaliście z sobą przyjemne emocje. Więc jednak Wasza relacja nie opierała się tylko na zawaleniu sufitu. Czy przyjaciele potrafią wsadzić w bagno? Oczywiście, że tak, ale podsumowując częściej cię z niego wyciągną niż wepchną. Więc na Twoje pytanie "Kumple potrafią świetnie pomóc, co nie?" odpowiadam z całym przekonaniem, że potrafią. Ja przynajmniej takich sytuacji doświadczyłem wielokrotnie. Skoro Ty masz życie towarzyskie, to dlaczego twierdzisz, że samotność jest lepsza? Gdybyś tak naprawdę uważał to byłbyś samotnikiem, albo z całych sił do tego dążył. Do tematowej wygody, jaką by dała Ci samotność. Co do opowieści to wydaję mi się, że zadaniem przyjaciół jest krycie siebie nawzajem. W takich przypadkach mówi się jednak rodzicom. To nie jest wsypanie kogoś. Wiadomo, że jeżeli rodzice dowiedzą się o całej sytuacji pomyślą jak można temu zapobiec w najlepszy sposób dla tego pijanego kolegi. Nikt lepiej nie pomoże niż osoba dorosła. Ja o wszelkich ważniejszych problemach mówię swoim rodzicom i jeszcze nigdy mnie nie zawiedli. Tamci przyjaciele także powinni tak zrobić. Nie można tak zrobić, ponieważ świat jest objęty daleko idącą kontrolą i globalizacją. Nie ma sposobu aby uniknąć tak zwanego zła świata. Zawsze globalne sprawy Cię dosięgną, chociażby kryzys gospodarczy. Dlatego lepiej starać się ograniczać zło na świecie, najlepiej dobrem. Jak to nikomu nie szkodzisz? Szkodzisz tym wszystkim, których odpychasz, szkodzisz tym wszystkim, którym mógłbyś udzielić pomocy i ratunku, chowając się przed światem odcinasz go od swoich pomysłów i dobra, które w przyszłości mogą komuś uratować życie, a Ty pozbawisz go tego życia, nie ujawniając się. Pinkamena taka jest. Nic nie mam do tego, że jest samotna, ale nie jest jak Zecora, która żyje w odizolowaniu, ale w razie potrzeby pomaga i nigdy nikomu tej pomocy nie odmuwiła. Natomiast nasza Pinkamena żyje w samotności okazuje się niemiła dla Rainbow Dash. Obgaduje i źle myśli. To ewidentnie jest szkodzenie innym, chociażby psychicznie. Dlaczego mam wrażenie, że nie zwracasz uwagi na to co mówię. Nigdy nie powiedziałem nic złego na temat przyjaciół Pinkameny. Więc dlaczego piszesz, że uważam jej przyjaciół za dziwnych? Poza tym przymiotnik dziwny, jest dla mnie pozytywny. Co do udowodnienia, że nasz punkt widzenia jest słuszny to powiem tak. W znacznej części krajów świata panuję demokracja, a zatem większość decyduje. Wydaję mi się, że więcej jest ludzi, którzy mają przyjaciół i uważa to za coś pozytywnego, niż tych, którzy nienawidzą wszystkiego i wszystkich prócz jakiegoś przedmiotu np. kamieni. Następnie co do prezentowania się to wszystko kwestia przedstawienia przymiotników, zobacz można zrobić to tak:(jakby co to ja aż tak nie myślę, po prostu pokazuję, jak można by to zrobić) Psychopatyczna, samotna, niemiła i zła Pinkamena czy Miła, przyjacielska, losowa(uważam to za pozytywną cechę) i śmieszna Pinkie. Wszystko jest kwestią tych czterech przymiotników użytych do określenia każdej jaźni. Więc wydaję mi się, że na ich podstawie nie można powiedzieć kto prezentuję się lepiej. (Przypominam, że przymiotniki użyte tu przykładowo nie odwzorowują tego co myślę o Pinkamenie, więc nie piszcie, że Pinkamena nie jest zła, bo ja to wiem. To był tylko przykład.) Mam nadzieję, że teraz napisałem to bardziej przejrzyście i będziecie w stanie przebrnąć przez moje wypociny. Dziękuję, za przeczytanie mojego posta.
  18. Genialna sytuacja, jest super uwielbiam ją. No więc co Pinkie mogłaby zrobić? Może coś podobnego co opisałem wcześniej ze starym dobrym cofaniem się w czasie i patrzeniem przez noktowizyjne gogle co zrobiły przyjaciółki, ale to już było, więc po co powtarzać. Podejrzewam, że Pinkie wyjęłaby mapę Equestrii schowaną pod żabą przemienioną w pomarańczę, bo ma mapy Equestrii schowane w całym Ponyville na wypadek gdyby były potrzebne. Wycięła by w niej wielkie dziury na oczy przykleiła do twarzy do góry nogami(bo jak inaczej można czytać mapy prawda?) i udała się do wszystkich miejsc, w których nie była. No więc udała się do Kryształowego Imperium. Ulepiła śnieżnego kucyka i zagrała na rogu. Potem poszła do Cadence, która niestety nie widziała przyjaciółek. Następnie poleciała swym wehikułem do Claudsdale, ale tam też ich nie było. Udała się więc do Canterlot. Pomimo miłego przywitania i zjedzenia z Księżniczką Celestią nie dowiedziała się niczego. Zrezygnowana poszła z powrotem do Ponyville, aby zrobić jedyną rzecz mogącą pomóc w tej sprawie: pomyśleć w komiku.(to najlepszy rodzaj myślenia jakim można myśleć, tak zaawansowany, że tylko najmądrzejsze kucyki tak potrafią) I jak zwykle to pomogło. Z perspektywy kominka dostrzegła cukierek leżący na ziemi. Podeszła a raczej teleportowała się do niego pędem i zjadła go. Zauważyła drogę z takich cukierków, no cóż dlaczego by nią nie pójść? Doszła bocznymi uliczkami, ale tymi co nie biegną na około Ponyville( bo inaczej wcześniej by zobaczyła cukierki) do domu Twilight. Światła były zgaszone. Nastąpiła seria skurczów oznaczająca- uwaga na otwierające się drzwi, Pinkie cofnęła się. Odczekała chwilę, po czym zdecydowała się otworzyć wejście do domu. Zrobiła to szybko, żeby nie narażać się zbytnio. Drzwi pomknęły w stronę ściany po czym dało się słyszeć dość głośne AŁĆ! Pinkie weszła do środka i usłyszała: Niespodzianka! Jej przyjaciółki wyszły z ukrycia(wśród nich była Fluttershy), a Twilight odsunęła lekko drzwi i wypełzła z za nich krokiem Apple Jack z odcinka Apple Family Reunion, gdy biegała w okół drzew. I też powiedziała niespodzianka, ale już trochę ciszej. Okazało się, że Gummy przypomniał sobie, że dziś imieniny Pinkie i poszedł porozmawiać z Fluttershy, dlatego ona się spóźniła, a gdy nie było Pinkie postanowiły urządzić przyjęcie niespodziankę. Na plaży rozłożono potrzebny sprzęt, a Twilight otoczyła go polem siłowym, które sprawiło, że dekoracje były niewidzialne. Obchodząc plażę Pinkie uderzyła się o powietrze, ale jako że to nic niezwykłego poszła dalej. Teraz wszystkie przyjaciółki teleportowały się na plażę, gdzie rozpoczęła się impreza. Koniec Wiem, że należy dać szanse innym, ale już nie mogę się doczekać nowej sytuacji, ta zabawa jest:pinkie2: ekstrasuperduperwyczepistopinkastycznozabawowa. A i uwielbiam słowotoki, ten z obecnej sytuacji jest świetny. Pozdrawiam autorkę zabawy i wszystkich uczestników lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!
  19. kapi

    Poznajmy się!

    Witam Was serdecznie na tym przekucykowym forum Fleja i Trahall. Przepinkastycznej zabawy:pinkie4: lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  20. kapi

    [Zabawa] Pociesz kucyka :)

    Pora na kolejną sytuację, ale najpierw wyniki, ale jeszcze przed tym dzięki, że wzięliście udział w zabawie, dla każdego wielka uśmiechnięta podziękowania. Wyniki przedstawiają się następująco: Flaterka- 3pkt+ Shantee-2pkt Dziękuję bardzo za wzięcie udziału w zabawie, oto następna sytuacja: Kogo by tu pocieszyć? Może tym razem kolejnego kucyka ziemnego hm... Apple Jack. Apple Jack jest smutna ponieważ sezon na cydr otwiera się już jutro, a Ona i jej rodzina znowu nie mają go wystarczająco dla wszystkich, martwi się, że kucyki będą niezadowolone i złe na nią. A przecież Ona zrobiła wszystko co mogła, ale nie dała rady wyprodukować dostatecznej ilości. Powodzenia w pocieszaniu, zobaczcie jakie macie doświadczenie już trzy kucyki są szczęśliwe YAY:yay:. A i jeszcze jedno, pewnie już zauważyliście, ale pojawiło się jedno nowe ogłoszenie:pinkie4: lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  21. Dziękuję bardzo za kontrargumenty, dzięki temu dyskusja jest ciekawsza i zmuszacie mnie do myślenia nad sednem egzystencji, naprawdę jestem Wam bardzo wdzięczny. Zegarmistrzu wcale nie namawiałem na ściąganie na siebie bólu i cierpienia. Chodzi mi tylko o istotę naszego istnienia. Wydaję mi się, że życie poświęcone sobie to życie zmarnowane. Nie istniejemy po to aby robić złe rzeczy tylko po to, aby żyć wygodnie. Zauważmy, że przyjęliśmy określone wartości jako godne pochwały, a inne jako naganne. Generalnie robienie krzywdy innym, nawet w celu wysławianej przez Was wygody jest uznane za złe i nikt nie chce być tak wykorzystany. Natomiast przebywanie i pomoc przyjaciołom w opinii większości jest złe. Dlaczego zdarzają się więc takie przypadki? Dlatego, że z natury człowiek nie jest doskonały i popełnia błędy, ale czy to znaczy, że nie mamy starać się dążyć do doskonałości, ponieważ jak widzę według Was wygoda jest najważniejsza. Można teraz spojrzeć jak wyrządzacie krzywdę innym? Wydaję mi się, że Pinkamena nie tylko lubi żyć sama, bo w tym nie ma nic złego, ale cały czas źle myśli o innych, obgaduje ich ze swoimi przyjaciółmi(Rzepą, Mąką, Kamieniami i Kłaczkiem) i nie pomogła by innym nawet gdyby zależały od tego losy świata. To już jest krzywdzące, ponieważ jak każdy wie złe myślenie o kimś też jest grzechem. Następnie zastanówmy się, co człowiekowi naprawdę sprawia przyjemność. Czy jeżeli mój/Wasz Tata pracuje dniami i nocami po to aby zarobić na Was, na Waszą wycieczkę gdzieś czy inne zachcianki, to czy On to robi dla własnej wygody? Nie dla własnej wygody, wychodziłby wcześniej z pracy, nie płacił za różne prezenty, tylko wykorzystałby je na własny urlop i wyjazd. Nie wiem ilu z Was ma syna, córkę, albo czy zamierzacie mieć dzieci, ale wydaję mi się, że pracujecie, bądź będziecie pracowali na nie. Dlaczego tak ludzie robią? Przecież można by było zostawić dziecko na pastwę losu, niech sobie samo radzi, zwierzęta tak robią i nic się nie dzieje. Otóż to pokazuje, że człowiek chce robić coś dla innych i że nie został stworzony dla własnej wygody, ale odczuwa silną chęć pomocy i uszczęśliwiania innych. Czy będąc samotnym w wygodzie da się pomóc innym, pewnie jakoś tak, ale robiąc to samo i jeszcze będąc negatywnie nastawionym do innych i uważania ich za zło nikomu nie pomożemy. Co gorsza unieszczęśliwimy tych, którzy będą nam chcieli pomóc. Następną rzeczą jaką ponownie chciałem poruszyć jest to, że nigdzie nie ma powiedzianego, że spędzanie czasu z przyjaciółmi jest niewygodne, nawet w temacie wypowiedzi na ten temat nie widzę takiego stwierdzenia, zatem co jest lepsze: życie w wygodzie, czy życie w wygodzie + pomoc innym, spełnianie się i uszczęśliwianie drugich osób? Chyba to drugie, jak uważacie? Przejdę teraz do wypowiedzi RedSky. Na początek piszesz o tym jaki sens ma ufanie innym, jeśli nie mamy pewności czy nas nie okłamują. Podam analogiczny przykład takiego pytania: A po co się myć, skoro i tak potem będziemy brudni? A jednak ludzie się myją. Po co wybierać się na Księżyc, skoro nie ma pewności, że astronauci przeżyją? A jednak polecieliśmy. Odpowiedź na to dlaczego mamy ludziom ufać jest taka: po pierwsze ułatwia to kontakty, następnie daje możliwość pomocy i uszczęśliwienia danej osoby, a to jak już wcześniej powiedziałem, dobry uczynek. Przypomniało mi się. Zegarmistrzu twierdzisz, że myślę więc jestem. Zgodzę się, ale czy być to wystarczające pole dla człowieka, roślina też jest. Powiedziałeś, że tyle w kwestii życia doczesnego, a co z tym po śmierci z tego co mi wiadomo większość religii pochwala i nagradza zachowania dobre, a potępia te złe. Podam przykład powszechne znany, a mianowicie Chrześcijaństwa. Jeśli starasz się żyć jak najlepiej i spełniać się w swoim życiu(nie zakopywać swych talentów), co zwykle prowadzi w pewien sposób do pomocy innym, idziemy do Nieba- raju, w którym jest wieczna radość, jeśli postępujemy, z własnej woli źle, to idziemy do piekła, a tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Należy sobie zadać pytanie czy dla wygody warto tracić wieczną radość. Teoretycznie ktoś może powiedzieć, że warto, ale tak mówi też np. palacze, którzy nie walczą z nałogiem, a potem okazuje się, że są chorzy umierają i żałują swojej głupoty, czy wygoda jest warta późniejszego zamartwiania się naszą głupotą? Jak dla mnie nie. Wracam teraz do RedSky. Następnie twierdzisz po co pomagać innym, gdy inni nam nie pomogą. Poza korzyścią wiecznego raju, jest jeszcze wiele. Pierwszą jest nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe. Bądźmy lepsi od innych, którzy nas prześladują. Przecież przez myślenie oko za oko powstają największe tragedie ludzkości takie jak wojny. Wiadomo w pierwszej chwili jest ciężko, emocje i te sprawy, ale potem gdy ochłoniemy, możemy zło dobrem zwyciężać. Czy ja nie pomagałem swoim prześladowcom z podstawówki? Oczywiście, że pomagałem, jak mi dokuczali to emocje brały górę i niejednokrotnie dochodziło nawet do rękoczynów, ale to nie powstrzymało mnie nigdy przed wyjaśnieniem jednemu z nich zadania, albo pożyczenia kredki. Takie zachowania mimowolnie wpływają na takiego człowieka. On spodziewa się, że ja będę dla niego zły, a tu niespodzianka. Zaczyna się wtedy zastanawiać, dlaczego ja tak zrobiłem, aż w końcu dojdzie do tego jaki był niemiły robiąc mi takie rzeczy, właśnie przez moją dobroć. Dzięki temu w przyszłości będzie się starać tak więcej nie robić, a przez to świat stanie się lepszy. Czy to skutkuje, powiem, że tak. Spotkałem się po dwóch pełnych latach z najgorszym prześladowcą z podstawówki i o dziwo był dla mnie miły i serdeczny, nie powiedział o mnie żadnego złego słowa, choć stali przy nim inni podobni do niego i bez przeszkód mogliby się ze mnie śmiać godzinami. To daje do myślenia. A dzięki temu i ja zapamiętam go do końca życia jako osobę, która popełniła błędy, ale żałuje ich i dlatego nie chowam do niego żadnej urazy. Następną wypowiedzią mówisz, że nie robicie nic złego. Jak już wyżej napisałem robicie. Chowacie swoje talenty, nie pomagacie nikomu, oprócz siebie, a to nie na tym polega dobre życie w pełnym tego słowa znaczeniu. Poza tym zasmucacie innych, którzy są Wam bliscy. Tu wracamy do odwiecznego mego pytania, na które do tej pory nie dostałem odpowiedzi, czy Wy naprawdę nie macie absolutnie nikogo, ani rodziny, ani znajomych, którzy by Was wspierali? Jeśli macie to uświadomcie mnie jak możecie tak mówić o innych ludziach, ponieważ tego nie pojmuję, bo byłoby to tak jakbym ja teraz odwrócił się od Boga, bo tak mi pasuje w dyskusji. Następna wypowiedź dotyczy płynięcia z prądem. Nie można dać żadnej gwarancji sukcesu, ale jest to kwestia poszukiwania prawdy, którą człowiek ma od lat wpisaną w genach. Poza tym, jak można zaobserwować, zwykle coś takiego wychodzi na dobre i to nie tylko nam, ale i całej ludzkości. Spójrzmy chociażby na wielkich odkrywców np. Kolumba, śmiali się z nich, a co jest teraz ludzkość zyskała nowe ziemie, surowce i kontynenty. Poza tym źródło z definicji musi być inne niż cała rzeka, na co wskazuje chociażby samo nazewnictwo. Każdy fragment i odcinek rzeki, zawiera w nazwie część wyrazu rzeka, natomiast źródło jest jedno i niepowtarzalne. Co do Twej wypowiedzi o sesji, wydaję mi się, że albo ten facet zrobił to nieumyślnie i wtedy, nie rozumiem, dlaczego go aż tak skrzyczeli, albo specjalnie i wtedy powinien wiedzieć jaka będzie reakcja grupy. Ale zauważ podajesz coś odwrotnego, mówiąc, że jednak spotykaliście się na sesjach, a skoro się spotykaliście to było Wam razem dobrze i fajnie, nie wiem czy dalej się spotykacie i czy spotykaliście się po zawaleniu stropu ( choć z Twojej wypowiedzi można wywnioskować, że tak, ponieważ skąd mieliście wiedzieć, że on już nigdy nie przyjdzie na sesje), ale chyba robiliście to z własnej woli i nikt nie kazał Wam tego robić. A zatem sam przyznajesz, że fajnie jest z kumplami i tu odpowiadam na Twoje pytanie: "Miło co?" - wielkim szczerym tak miło jest się spotkać z kolegami, bo jednak ludzie to robią. Co do następnych wypowiedzeń odniosę się tak: Skąd wierz, że Twoje życie było szczęśliwe? Jak dla mnie największym szczęściem jest to pochodzące z robienia dobra, między innymi z pomocy innym, a jak ,że zapytam, wyobrażasz sobie czynienie dobra nienawidząc ludzi i uważając ich za zdrajców. Co do braku możliwości nie wygodnego życia jeśli o wszystkim decydujesz Ty to się nie zgodzę. Wyjdziesz do sklepu, a na Twój wygodny domek spadnie bomba i już po wygodzie. Widzę, że w trakcie pisania mojego posta Arien się dołączył chciałem tylko powiedzieć, że w tym temacie popieram BlacHawka, trafił w sedno, czekam z niecierpliwością na komentarz moich wypocin, ale chciałbym zaznaczyć, że nie opieram się na tym które życie jest fajniejsze, tylko które jest przyjęte za lepsze i które bardziej pomoże innym, bo to najważniejsze, nie mówię, że Pinkamena i jej samotność jest zła, znam wielu wspaniałych i samotnych ludzi, ale tu chodzi o podejście do innych i krzywdzenie ich przez Pinkamenę. Dziękuję za przeczytanie mojego postu, a co do ograniczenia długości postów to nie wiem w czym to ma pomóc, bo ja i tak napiszę, co będę uważał za słuszne, tylko wtedy będzie to dziwnie i nieskładnie podzielone. Dziękuję raz jeszcze i przepraszam jeśli powiedziałem coś co sprawiło przykrość komuś z Was.
  22. Witam wszystkich serdecznie w dyskusji na nowy temat. Dziękuję za podzielenie się swoimi przemyśleniami. Pozwólcie, że jak zwykle je skomentuję, a potem powiem coś od siebie. Po pierwsze, mam takie pytanko, dlaczego nie odpowiadacie mi na moje od dawna zadawane pytanie: Czy naprawdę nie macie nikogo, komu moglibyście zaufać i nazwać go Prawdziwym Przyjacielem, np. rodziny, a jeśli macie (wydaję mi się, że większość ludzi ma, jeśli nie to powtarzam, że ja chętnie się zaprzyjaźnię) to jak możecie pisać, że każdy musi nas zdradzić. Następną ważną do poruszenia sprawą jest to, że cały czas mówicie o fałszywych przyjaciołach , rozumiem, że to Wasz sztandarowy argument, ale z definicji przyjaciel nie może zdradzić, więc postuluję, o zaprzestanie tego, a zamiast wcześniej używanego słowa wstawić np. kolega, znajomy, sojusznik itp. Są to słabsze określenia na więź interpersonalną, które nie wykluczają zdrady, natomiast przyjaciel musi być pewnym oparciem i pomocą dla drugiego. Odniosę się teraz bezpośrednio do wypowiedzi Zegarmistrza. W pierwszej części twierdzisz, że każdy dąży do wygody, nawet czyimś kosztem. Może to i prawda, ale nie powoduję to, że ta żądza jest dobra. Wiele ludzi robi wiele podobnych rzeczy i nie oznacza to, że wszystkie są właściwe. Z następną częścią Twojej wypowiedzi śmiem się kompletnie nie zgodzić. Twilight nie wyjeżdża, dla wygody, tylko dlatego, że odkryła jeden z największych skarbów- prawdziwą przyjaźń, gdyby wyjechała, była by samotna, tak jak Wy to mówicie w samotności jest wygoda, a jednak nasza główna bohaterka wybrała przyjaźń i tak zwaną niewygodę i wrzaski, zastanawiające prawda? Dla mnie to o czymś świadczy. Z następnym zdaniem dotyczącym czarów również się nie zgodzę, nie widziałem, żeby Twilight użyła kiedykolwiek czaru dla swojej wygody, ona uczy się magii, ponieważ ją to fascynuje i po to aby pomagać. Więc nie rozumiem, gdzie w tych celach własna wygoda- nauka to ciężka praca, a pomoc innym, to według Waszych wypowiedzi też zbędny wysiłek. Następną rzeczą wartą skomentowania jest nazwanie świrem i wariatem. Jest kilka powodów mojego zdziwienia, a mianowicie: W świecie MLP każdy ma przyjaciół i to bardziej ich brak spowodować może niechciane wyzwiska(oczywiście raczej one nie padną gdyż to świat MLP, a tam każdy jest miły). Następną rzeczą wartą wspomnienia jest to, że ja uważam, że bycie świrem jest najlepszą rzeczą jaka może nas spotkać. Wydaję mi się, że każdy z nas został kiedyś tak nazwany, czy to dlatego, że lubi MLP, czy z innych dziwnych powodów. Ja osobiście wolę lubić MLP i inne ciekawe rzeczy, niż być szarym anonimowym człowiekiem i udawać kogoś innego niż jestem. Dla mnie świr jest pozytywnym określeniem. Moja cała rodzina jest nietypowa i świrnięta, za przyjaciół mam same świry i uważam, że bycie kimś takim jest naturalne dla niektórych i nie jest to określenie złe. Ponieważ czy złym określeniem jest "Pinkie you are so random." dla mnie nie i dla Pinkie też, a czym to się różni od bycia świrem, kontekst tej wypowiedzi jest taki, że Pinkie nie da się przewidzieć i robi inne rzeczy niż inni, co jest chyba bardzo podobnym zachowaniem do zachowania świra. Co do Twej wypowiedzi o tym czy ból jest dobry i cy troski są dobre, odpowiem, że po części tak. Najpierw zacytuję swoją mamę: "jak cię boli to przynajmniej wiesz, że żyjesz" Jak każdy wie trupa już nic nie zaboli. Teraz przytoczę kolejny argument: Przypowieść z Kościoła, którą już pewnie słyszeliście (bardzo często jest na kazaniach, w różnych wersjach) Każdy z nas na początku wybiera swój Życiowy Krzyż, czyli cierpienia jakie chce znosić. Są Krzyże najróżniejszych rozmiarów i każdy bierze jaki chce. Idzie z nim przez życie i dźwiga Go. Jeśli wziął duży jest mu ciężko, a jeżeli mały to lekko, na końcu drogi widać Niebo odgrodzone wielką bezdenną przepaścią, tylko ci, których Krzyż jest wystarczająco duży, żeby stworzył most na drugą stronę przejdą do Nieba inni się tam nie dostaną. Ta krótka opowieść bardzo dobrze obrazuje wiele rzeczy np. to, że nie przejdzie się "pozytywnie" życia, bez cierpień różnego rodzaju. Co do wypowiedzi związanej z Panem mąką, wydaję mi się, że On jest częścią Pinkameny i jej rozumu, a zatem stwierdzenie, że jest nieomylny w tych sprawach, jest stwierdzeniem, że Pinkamena się nie myli, a to, że ona w to wierzy, to wiadomo, ale dalej brak poparcia innej niezależnej osoby, więc ten argument można zaliczyć do takich: jest tak, ponieważ ja tak mówię, a ja zawszę mam rację. Przejdę teraz do wypowiedzi Bellaminy. Co do spokoju, że jest on spokojny- ja rzadko kiedy lubię spokój np. teraz gdy to piszę, ale przeważnie wolę rozmowy z innymi, które są ciekawe i można się pośmiać. Powiem teraz tak: Śmiech i zabawa są... śmiechowe i zabawne. Co do Twojego odkrywania kart to nie zawsze świadczy to o głupocie, ale może też o chęci pomocy nawet swojemu przeciwnikowi, ale to takie mało ważne wtrącenie z mojej strony. Co do kłótni z przyjaciółmi, one się zdarzają, ale tak naprawdę to tylko wzmacniają więzi, gdyż poznajemy zdanie drugiej osoby i uczymy się rozmawiać ze sobą, a to jest lepsze niż duszenie w sobie emocji, które kiedyś wybuchnął. Poza tym czasami można się pośmiać z sytuacji, które wtedy powstają, a co do męczącego charakteru tych sprzeczek, to tak naprawdę wszystko jest męczące, nawet sen, nie wytrzymałbym w łóżku non stop całego tygodnia tylko śpiąc, byłbym już tym zmęczony. Z innymi ludźmi nie da się wpaść w monotonię, gdyż każdy jest inny i wprowadza niepowtarzalny element do świata. Przejdę teraz do wypowiedzi RedSky, dlaczego twierdzisz, że pomaganie nie jest wygodne? Podajesz swoje argumenty, zaraz na nie odpowiem: Branie na siebie problemów innych to nie obciążenie, to radość z pomocy, ja lubię pomagać i cieszyć się szczęściem innych. Jeżeli, jak mówisz, wpadniemy w bagno razem z przyjacielem, wspólnie szybciej się tak czy siak wydostaniemy, a wtedy gdy to my będziemy w potrzebie, to On nas wyciągnie, poza tym każdy ma inny umysł i większa jest szansa rozwiązania problemu wspólnie niż samemu, a na pewno zajmie to mniej czasu. Mówisz dalej o cennym czasie, a ja powiem: na co my mamy go poświęcać, jeżeli nie na pomoc innym? Żyjemy przecież po to aby innym pomóc, nie da się lepiej wykorzystać życia. Pora teraz powiedzieć coś od siebie: Porównując wygodę do przyjaźni- wolę przyjaźń, z wielu powodów, które w części wymienię: Pojechałem kiedyś na LARP'a z przyjaciółmi i pomimo spartańskich warunków świetnie się bawiłem ( podejrzewam, że wielu z Was było na czymś takim i myślę, ze było to wspaniałe przeżycie, lepsze niż leżenie samemu na kanapie). Oczywiście LARP jest moim przykładem rzeczy nie dość komfortowej, którą robimy z przyjaciółmi ponieważ chcemy. Takich przykładów na pewno jest więcej. Poza tym kto powiedział, że nie da się mieć przyjaciół i wygody jednocześnie, przykład sesja RPG- siedzicie wszyscy wygodnie na łóżkach, kanapach itp. i spędzacie czas z kolegami, jak zatem ilustruję ten przykład da się pogodzić wygodę z przyjaźnią. Przejdę teraz do tematu naszej dyskusji: Zawarte jest tam sformułowanie "szaleństwo" - kto nie lubi szaleństwa? Ja je uwielbiam, to coś, co wyrywa nas z monotonii dni powszechnych i ponieważ jestem szalony nigdy nie odczuwam monotonii, ciekawe prawda? Dziękuję Wam bardzo za cierpliwe przeczytanie mojej wypowiedzi (ale ja Was męczę) i z powodu mojego szczęścia związanego z rozpoczęciem się dla mnie ferii zimowych, chciałbym życzyć Wam wszystkim wszystkiego najkucykowszego. Dziękuję raz jeszcze i Bożego błogosławieństwa.
  23. kapi

    [Zabawa] Pociesz kucyka :)

    Witam Was wszystkich, przepraszam, że tak długo musieliście czekać na nową sytuację, ale nie chciałem odbierać możliwości na wzięcie udziału w drugiej rundzie tym, którzy w pierwszej się pojawili, postanowiłem więc poczekać do końca weekendu. Dziękuję Wam jeszcze raz , że bierzecie udział w tej zabawie i przypominam, że jeśli by Wam coś nie odpowiadało to śmiało piszcie Wasze pomysły na ulepszenie tej zabawy. Teraz pora na wyniki rundy drugiej: (werble proszę)tatatatatatam... Po raz kolejny miałem wielki dylemat komu przyznać , a punktacja przedstawia się tak:pinkie2:: Bellamina- 3pkt+ Lemuur- 3pkt Plothorse-2pkt Jeśli macie jakieś zażalenia to śmiało piszcie, a i bez zażaleń też możecie napisać Następna sytuacja: Teraz przyszła pora na jakiegoś pegaza, a więc czemu nie Rainbow Dash. Jest smutna, ponieważ udało jej się załatwić prywatny występ przed Wonderbolts, ale boi się, że nie da rady zachwycić swych idoli i szansa na zostanie jednym z nich przepadnie FOREVER:enjoy:. Oczywiście RD jest zbyt COOL, żeby przyznać się komukolwiek o swoich lękach, ale gdy twierdzi, że nikt jej nie widzi, chodzi smutna i przybita. Pinkie oczywiście to dostrzega przez swoje noktowizyjne gogle z ukrycia. Powodzenia i jaknajpinkastyczniejszych pomysłów:pinkie4:. lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!
  24. kapi

    Poznajmy się!

    Witam Was wszystkich, a w szczególności Upcoming Hope i Baffling Glum. Życzę miłej zabawy i wszystkiego kucykowego. Na dobry poczatek trzymajcie ode mnie:muffin: lala lala lala la lala la ŁIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!
  25. Moja skromna propozycja wygląda następując: Musi być to ktoś, kto zasłużył się dla historii, ktoś kto miał umysł jak góra, ktoś bardzo znany. Do tych wszystkich opisów pasuje najmądrzejszy przywódca ziemnych kucyków z dawnych czasów, który odnalazł Equestrię, chyba wiecie o kogo chodzi. Klacze i ogiery proponuję Kanclerz Puddinghead. Tylko ona potrafiła dobrze czytać mapę- idealne do wydziału geografii, miała ścisły umysł, gdyż obmyślała świetne plany w kominie, oraz posiadała wielką głębie i poświęcała się dla innych kuców, by mogły dobrze żyć. Była również wyśmienitą językoznawczynią- wymyśliła tyle przymiotników i określeń dla rzeczowników, że aż zacytuję" ta ziemia, ta ziemia jest najbardziej ziemistą ziemią ze wszystkich ziemi na ziemistym świecie." Symbol wyglądałby następująco: Kanclerz stoi i myśli w kominie czytając mapę, a pod kominem napis:" Uniwersytet Canterlocki". Dziękuję za przeczytanie mojej opinii.
×
×
  • Utwórz nowe...