Skocz do zawartości

Salmonella

Brony
  • Zawartość

    388
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Salmonella

  1. - Zostaję. Ktoś musi trzymać straż - rzuciłam. Także nie uważałam, aby swobodna drzemka w podejrzanym miejscu była dobrym rozwiązaniem. Oparłam się o drzewo i zaczęłam obserwować otoczenie. Mała klaczka zwinęła się w kłębek i spała z uśmieszkiem na ustach. ~ Ciekawa z nas drużyna, nie ma co... ~
  2. - Życie nauczyło mnie, że w grupie o wiele łatwiej sobie poradzić. Jeśli tylko się zgodzicie, chciałabym dołączyć do... - zlustrowałam wzrokiem grupę. ~ Olać to, nieszczęście zbliża nawet z jednorożcami. Gramy o to samo. ~ - ... do Was. Spojrzałam pytająco na pozostałe kucyki. Jednorożec, pegaz i jakaś mała klaczka - chyba kuc ziemny, chociaż czubek głowy zasłaniał kapelusz kowbojski.
  3. Musiałam przez chwilę zastanowić się nad odpowiedzią. Pocałunek na początku miał tylko zbyć niechcianego amanta, ale gdy moje usta dotknęły policzka Mista, poczułam coś więcej. - Chyba tak... - wyjąkałam. ~ Ale ten będzie... ~ Nie. Lepiej nie. Uśmiechnęłam się do pegaza, nie wiedząc nawet, jak bardzo się rumienię. - Co teraz? Szukamy pracy, czy idziemy do Ponyville na piechotę? Odgarnęłam kosmyk grzywy przyjaciela z jego twarzy, muskając czubkiem kopytka skórę towarzysza. Nagle przestało mi być zimno.
  4. Zaczęłam czuć się trochę pewniej w pozycji stojącej. Kucyki na drugim brzegu najwyraźniej dostrzegły mnie. ~ Albo mnie uratują, albo zabiją. W każdym razie na pewno zmienią moją sytuację. ~ Stanie w miejscu - oto czego nienawidziłam. Niezależnie od wszystkiego tkwienie w złej sytuacji jest gorsze od pogrążania się w jeszcze bardziej złej. ~ Drzwi zawsze dokądś prowadzą. ~ Jedna z postaci uniosła się w powietrze. Skierowałam na nią pełne nadziei oczy. Drugi kucyk - granatowogrzywy pegaz - wylądował bezgłośnie na ziemi. Jak przez grubą ścianę dotarł do mnie jego głos. Potrząsnęłam głową, by mój słuch wrócił do normalności. - Nazywam się Er. I chyba nic nie jest w porządku. Wiesz może, co to za miejsce?
  5. Słuchałam opowieści pegaza z drżącym sercem. Jak to możliwe, że tak mało wiem o moich przyjaciołach? ~ Jesteś egoistką, obrzydliwą egoistką. ~ Mocniej objęłam ciało Mista. Tak, jakbym bała się, że rozpadnie się na kawałki. Historia, którą usłyszałam z ust ogiera poruszyła mnie i rozzłościła. ~ Co za ścierwo... Najobrzydliwsza wywłoka jaką znam. ~ - Pewnego dnia znajdziesz go... i co? Co dalej, Mist? - spytałam, usiłując opanować drżenie w głosie. To ja tu miałam być oparciem, nie na odwrót. - Poznałam go na statku - zaczęłam wyjaśnienia. Nie chciałam, aby pegaz uważał tego gnoja za mojego dobrego znajomego, a tym bardziej za przyjaciela. - Przystawiał się do mnie... chyba. Albo chciał mnie wykorzystać do jakiejś podłej zabawy. Dałam mu kosza, ale jak widać przyszedł za mną... I pomyśleć, że w pierwszej chwili uznałam tą wywłokę za... Nieważne. Zamilkłam. Nie byłam pewna, czy powinnam teraz jeszcze podsycać emocje pegaza. Złapałam jedną z łez przyjaciela w kopytko i nakreśliłam serduszko na swojej brudnej sierści. Zajaśniało bielą pośród szarości. Szybko zakryłam je i spojrzałam w oczy towarzysza. - Od tej chwili to przestaje być moja misja. Służyłeś mi wystarczająco długo, teraz pora, abym ja dała Ci coś od siebie.
  6. Czułam każdą najmniejszą tkankę mojego ciała. Od kilku, a może kilkunastu minut, leżałam w nieznanym mi miejscu, zmarznięta i obolała. Nie miałam nawet siły podnieść powiek. Jak przez mgłę docierał do mnie plusk wody i szum drzew. Teraz do odgłosów dołączyły stukot kopyt i strzępki rozmowy kilku kucyków. Zebrałam się w sobie - nie mogłam leżeć bezczynnie i pozwolić odejść szansie, być może jedynej, na uratowanie się z tego koszmaru. Otworzyłam oczy. Przede mną rozciągał się jakiś zbiornik wodny... Na drugim jego brzegu zamajaczyły mi sylwetki kilku kucyków, dwie wysokie i jedna malutka. Z wysiłkiem podniosłam się z ziemi i na chwiejących nogach zbliżyłam do brzegu. Chciałam krzyknąć do postaci, ale nie miałam sił. Pomachałam w stronę wybawicieli - lub oprawców.
  7. Delikatnie położyłam kopytko na drżącym ramieniu pegaza. Patrzyłam na ukrytą w rozsypanej grzywie twarz z jakimś nieznanym mi wcześniej rodzajem czułości. - Jeśli tylko chcesz mi powiedzieć... Chętnie posłucham - wyszeptałam z gorzkim uśmiechem na ustach. Było mi trochę chłodno, ale wątpiłam, żeby Mist chciał w tym stanie szukać dachu nad głową. Naciągnęłam zieloną chustkę na podkurczone nogi. Wiatr zakołysał przyszytymi do niej złotymi kółeczkami i kuleczkami. Uciszyłam je dotknięciem kopyta i odgarnęłam włosy z ucha mojego przyjaciela. - Mów.
  8. // Słownictwo mi pasuje Sama chciałam wcześniej coś wtrącić, ale myślałam, że forum cenzuruje. Patrzyłam na Mista pełna niepewności. Miałam nadzieję, że nie wziął mojego ostatniego zachowania za zbyt egoistyczne. ~ Mi bardzo się podobało... ~ Zdałam sobie sprawę, że to kiepski moment na tego typu rozmyślania. Kiepski na jakiekolwiek rozmyślania. Na drżących nogach zbliżyłam się do ławki i usiadłam obok przyjaciela. ~ Przyjaciela? ~ Starłam odrobinę krwi z policzka pegaza i westchnęłam. A potem zwyczajnie siedziałam koło ogiera pogrążona w oczekującym milczeniu.
  9. Nie byłam pewna, co powiedzieć. To znaczy, byłabym pewna, gdybym mogła zakląć. - Nocny ogier ze statku jak sądzę? - nie dałam po sobie poznać, że o nim myślałam. Spojrzałam błagalnie na Mista - tak, jakby mógł coś zrobić. Nadal nie chciałam tutaj tego ogiera. To jego martwienie się... Był zbyt idealny. Nie pasował do mojego chaotycznego życia. A jednak, mimo, że dałam mu do zrozumienia, że nie ma u mnie czego szukać, przyszedł tu za mną. Podziw mieszał się z pytaniem: "Co dalej?". Co dalej? Chciałam znowu się go pozbyć. Jeśli zostanie, to raz będę szczęśliwa, a raz wściekła. Jeśli go spławię, to może... może kiedyś zapomnę. ~ Martwiłeś się, powiadasz? A kto Ci dał prawo do martwienia się? ~ Zrobiłam krok w stronę Mista i owinęłam swoje kopytko o jego. - Ach, statek już przypłynął? - spytałam zdziwionym tonem. - O, przepraszam. Poznajcie się. Mist, to mój znajomy ze statku. Drogi bezimienny marynarzu, przedstawiam Misty Traila - powiedziałam i cmoknęłam pegaza w policzek.
  10. Nim się zorientowałam, kopnęłam Mista w kolano. Zamiast zastanawiać się, dlaczego to zrobiłam, rzuciłam się na niego i ścisnęłam jego szyję. - Nigdzie nie jadę. Coś wymyślimy - zaczęłam. I o ile zazwyczaj skończyłabym wypowiedź na tym zdaniu, teraz coś we mnie pękło. - Obecnie w moim życiu mam dwie najważniejsze rzeczy: poszukiwania Pri oraz moich przyjaciół. Ale zazwyczaj liczy się tylko ta druga sprawa, czyli Wy. Już raz biegłam, i co mi z tego przyszło u licha, co mi z tego przyszło? Nic, rozumiesz? Gdybym od początku szanowała święte prawo trzymania się razem, wszystko byłoby pewnie inne. Ale nie. Więc nie chcę, jak mówisz, nie zmarnować szansy. Bo na co mi ta szansa? Miałam zasady, tak? łupie, twarde zasady, dzięki którym jakoś się trzymałam w masie moich złych wyborów. Ale teraz mówię Ci jedno: MOJE ZASADY SĄ DO KITU! Nie miałam pojęcia, czy pegaz zrozumiał cokolwiek z mojej chaotycznej, szybkiej wypowiedzi, dodatkowo wygłuszanej przez jego własną pierś. Grunt, że ja zrozumiałam. - Moje zasady są do kitu! - powtórzyłam w stronę nieba. I jeszcze raz. I jeszcze. Nie myślałam o tym, ile kucyków uznało mnie za obłąkaną. Wiedziałam tylko, że był to co najmniej jeden - ja sama. Po kilku minutach stania wśród odjeżdżających i przyjeżdżających pociągów, zabieganych pasażerów i znudzonych konduktorów uspokoiłam się nieco. Wyprostowałam się i jak gdyby nigdy nic spytałam: - No dobra, gdzie tu można coś zarobić?
  11. Pogrzebałam w torbie i wyjęłam wygnieciony banknot. - Może wystarczy - mruknęłam. Tak, wystarczy. Co najmniej na jeden bilet. Tylko co wtedy? Nie chciałam rozdzielać się z Mistem i zostawiać go w tym miejscu. Pokręciłam głową. ~ Jakaś szansa jest... Może to nie tak mało, jak mi się zdaje... ~ Złudna nadzieja. Byłam pewna, że suma jest zbyt mała. Spojrzałam smutno na Traila. - Idź sprawdzić cennik - wyjąkałam. Tak, jakbym miała mało problemów. Jakbyśmy mieli.
  12. Zdałam sobie sprawę, jak okrutnie samolubna byłam myśląc, że tylko ja mam jakiś sensowny problem z jednorożcami. Postanowiłam nie pytać o domniemaną łzę - nie byłam pewna, czy Mist chce się przede mną aż tak otwierać. Szliśmy równym tempem, w milczeniu. Zastanawiałam się tylko nad notorycznymi pomyłkami pegaza: Cię... to znaczy Was. Chyba nadinterpretuję. A jeśli...? Nogi ciążyły mi - nie spałam od dwóch dni. W pociągu też pewnie nie będzie można sobie na to pozwolić. Dobrze, że Mist tu jest. Bez niego... nieważne. Nasze kopyta stukały o popękane betonowe płyty. Kucyki przemykały obok, omijając nas szerokim łukiem. W powietrzu unosił się smutek.
  13. // yeah, pół setki za nami! Naprawdę niepokoili mnie domniemani "dilerzy". To, jak odwracali od nas wzrok... Czuć, że to nie swoi, prawda? - Męki? Pewnie duszno i wszystkie miejsca siedzące zajęte - rzuciłam z półuśmiechem. Szliśmy chwilę w milczeniu, po czym zadałam dręczące mnie od pewnego czasu pytanie: - A ty, Mist? Też stąd pochodzisz?
  14. Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową. Dreszcz przebiegł mi po plecach. Tajemnicza wypowiedź staruszka nie brzmiała przyjemnie, nawet dla osoby, która pół życia spędziła w najgorszych złodziejskich melinach. Wszelkimi... prochami, jak to określił, gardziłam od zawsze. Okropieństwo, a w dodatku niezły pretekst do kilkuletniej rezerwacji pokoju w więzieniu. - Ok, ruszamy. Daleko ten dworzec? - spytałam. Zastanawiałam się, czy w tej, no cóż, norze, pojawiają się czasem jednorożce. ~ Zabawnie by wyglądały usiłując omijać plamy, kałuże i inne kucyki. ~ Uśmiechnęłam się do swojej wizji i zaczęłam iść we wskazanym kierunku.
  15. Nieco przyzwyczaiłam się już do wszechobecnego smrodu spalin i zgniłych ryb. Mimo, że miejsce wydawało mi się okropne, zasmuciło mnie to, co powiedział Mist o "choróbskach". W takim otoczeniu łatwo bawić się w jednoożca. - Jeśli mam inne wyjście, to pozwolę sobie z niego skorzystać - powiedziałam z uśmiechem, nie dając poznać po sobie zdenewowania. - Pytamy kogoś o tę stację, czy szukamy na własne kopyto?
  16. Odczepiłam skrzydła od zmęczonych ramion i schowałam do torby. Wspaniale było znów czuć ziemię pod kopytami - twardą i znaną, wszędzie taką samą. Uniosłam głowę i popatrzyłam na dyszące czarnym dymem kominy. ~ Okropieństwo... Ale jakiś jednorożec ma z tego pewnie mnóstwo szmalu. ~ Jeszcze bardziej, niż stan miasta, przerażały mnie kucyki. Wychudzone, brudne i zmęczone sylwetki przemykały pod murami niczym cienie. nie wyglądałam tak fatalnie nawet podczas ponad tygodniowych zimowych głodówek, spędzanych w wilgotnej, zimnej piwnicy. ~ Czyżby magia przyjaźni? Ja siedziałam tam z pustym brzuchem i schrypniętym głosem śpiewałam piosenki z moją bandą... A ci tutaj? Uosobienie samotności i nieufności. ~ Nieświadomie zbliżyłam się do Mista. Zauważyłam to dopiero, kiedy nasze boki uniosły się przy głębszym wdechu i zetknęły. Odskoczyłam. - Trzeba ruszać - rzuciłam. Strzepnęłam glona z kopytka i spojrzałam na towarzysza. Nagle coś mnie zastanowiło. - Skąd znasz to miejsce? - spytałam.
  17. - Nie, nie ty - burknęłam. - Ja. Widząc, że do pegaza nie przemawia moje wytłumaczenie, westchnęłam i dodałam: -Chodzi o to, że mam misję. Rozumiesz? Nie mogę oglądać delfinów i cieszyć się chwilą. Ja do czegoś dążę - powiedziałam dobitnie. - Wiem, że to głupie, bo coś takiego niby nie zmieni biegu mojego życia... Ale chcę być pewna, całkowicie pewna, że zrobiłam wszystko jak należy, idealnie. Rozumiesz? - spojrzałam smutno na Mista. ~ Wątpię, żebyś rozumiał... Ale to nie Twoja wina. ~
  18. Przez chwilę nie chciałam się poddać oczarowaniu, ale emocje okazały się zbyt silne. Zachwycona gładziłam wzrokiem lśniący grzbiet zwierzęcia, śmignęłam parę razy w górę i w dół. Potem uśmiechnęłam się do Mista. - Jest cudowny - krzyknęłam. Pierwszy raz od początku wyprawy czułam prawdziwe, niezmącone szczęście. Nagle poczułam się winna. Zajmuję się jakimś głupim delfinem, kiedy powinnam szukać Pri. Skarciłam się w myślach, wyrównałam lot i wbiłam wzrok w horyzont.
  19. Roześmiałam się. - Magię przyjaźni? Odkryłam to lata temu. Mogłabym być najlepszą uczennicą Celestii pod słońcem, hah! A tak poważnie... czy ja wiem? Brzmi tak jakoś... Nie, nie wiem, czy w to wierzyć. Wkurza mnie to robienie ze wszystkiego magii. To, że coś jest potężne i dobre, i że można tym wiele zdziałać, nie oznacza, że musi być magią. Zamilknęłam na moment, aby wziąć oddech. Chyba za bardzo się uniosłam. - Ale historia fajna. I to całe Ponyville też nieźle się zapowiada... Farma, rewelacja! Zawsze marzyłam, żeby się czymś takim zajmować. Zero magii, poleganie na własnych mięśniach, praca w grupie... Raj! Gdyby nie misja, to na stówę bym się tam zatrzymała.
  20. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wcześniej natrętna opieka Mista nagle przestała mnie irytować. Gwiazdy powoli rozpływały się w wodzie i ustępowały miejsca porannemu niebu. Rześkie, poranne powietrze wdarło się do moich płuc i napełniło mnie nową siłą. - Co wiesz o tych miastach... - zastanowiłam się chwilę - Hoofington i Ponyville? Kojarzę, gdzie leżą, nie wyruszyłam w ciemno, ale oprócz tego nic o nich nie wiem. Czułam się cudownie. Patrzyłam, jak mięśnie grzbietu mojego towarzysza napinają się i rozluźniają podczas ruchów skrzydeł. Po nocy - ciężkich godzinach, podczas których właściwie niczego nie widziałam, dzień wydawał się cudem - nawet jeśli pierwszą rzeczą, którą dostrzegłam w świetle słońca, była olbrzymia odległość dzieląca mnie od celu. Życie jednak nauczyło mnie, aby w zdaniu "To jest daleko." widzieć przede wszystkim słowa "To jest". Teraz czułam to całą sobą.
  21. Nareszcie złapałam właściwy rytm. Skrzydła rozcinały powietrze z rytmicznym świstem, a ja zaczęłam zastanawiać się nad całą sprawą z Mistem. Postanowiłam dowiedzieć się kilku rzeczy, które ciążył mi na sercu. - Dlaczego mnie odnalazłeś? To była Wasza wspólna decyzja? - spytałam, wbijając wzrok w horyzont. - I skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
  22. Spojrzałam w stronę morza. Nie wyglądało przyjaźnie. ~ Latałam na tych skrzydłach w środku burzy z piorunami przez całe Canterlot- tam i z powrotem. Uda się. ~ Sięgnęłam do torby przyczepionej do grzbietu i wyciągnęłam moje cacko. Niczego nie zostawiałam w kajucie- nigdy nie wiadomo, co się stanie w tych parszywych pokoikach pod Twoją nieobecność. Rozłożyłam skórzaną maszynerię - wciąż nie wierzyłam, że coś tak dużego może zmieścić się w moim skromnym bagażu - i sprawdziłam stan mocowań. Żadnych dziur, żadnych pęknięć, wszystko natłuszczone, mocne, dobrze przypięte. Idealnie. Wtedy, podczas pamiętnego lotu w burzę, skóra była w jednym miejscu zadrapnięta, o Celestio, jak ja się przeraziłam, kiedy to zobaczyłam. ~ I pomyśleć, że leciałam wtedy tylko po to, żeby wrzucić kapkę swędzącego proszku na przyjęcie państwa Orange... ~ Wszystko grało. Stanęłam na burcie i skinęłam na Mista. Potem odbiłam się tylnymi nogami i uniosłam. Miło znowu poczuć wiatr w grzywie.
  23. ~ Nie jesteś takim draniem... Nie to co ja, co nie? ~ Poskrobałam kopytem w ziemię. Chciałam, żeby wyruszył ze mną, ale wiedziałam, że niczego nie mogę zaoferować w zamian za pomoc. - Dobrze. Przepraszam. Zostań ze mną, proszę - zastanowiłam się chwilę. - Decydujemy się na ryzykowny pomysł z lotem? Wersja ze zmywakiem nie jest zła- o ile uda Ci się dostać tę fuchę. Chyba, że nie chcesz się tarzać przed kapitanem- bo bez tego się nie obejdzie. Ty decydujesz. Spojrzałam pytająco na przyjaciela i delikatnie się uśmiechnęłam.
  24. - Twoją poprzednią wypowiedź odebrałam tak samo - syknęłam. - Zastanów się, Mist. Jeśli wrócisz do nich, będziesz miał prawie dziesiątkę wiernych przyjaciół, takich, którzy nie opuszczą Cię w potrzebie. Takich, którzy zajmą się Tobą do końca życia. Których nie będą obchodzili oni sami, tylko Ty - zrobiłam wydech. - Jeśli zostaniesz ze mną, nie będziesz miał z tego nic, totalnie nic. Oprócz tego, że Pri jest całkiem ładna. Dowleczesz się ze mną do Canterlot, a potem co? Patrzyłam ogierowi prosto w oczy, dysząc. Kropelka potu ściekająca z mojego czoła pozostawiała na nim bielszy ślad.
×
×
  • Utwórz nowe...