Kurde.... trochę się działo ostatnio. Nie lubię się wyżalać ale czasami robi mi się po tym lepiej więc czemu nie.
Od jakoś miesiąca jestem w Anglii, a od tego czasu mój znajomy, którego uważałem za najlepszego przyjaciela nawet do mnie nie napisał. Czy chociażby doleciałem i żyje. Znamy się od wielu lat, zawsze razem wychodziliśmy na piwo, mieliśmy podobne zainteresowania, ogólnie była to osoba przy której mogłem gadać o wszystkim. Mimo, że do niego pisałem- 0 odzewu. Po prostu chyba spisał mnie na straty i pomyślał, że już nie wrócę.
To nic. Przeżyłem.
Moja starsza siostra postanowiła opuścić Anglię wcześniej i zostanę tutaj od Listopada teraz całkowicie sam, bez bliższej duszy.
To nic. W sumie zakładałem gorszy scenariusz, że coś takiego może się wydarzyć.
Praca... tak. Tu różnie bywa. Bo jest dobrze i źle. Dobrze- bo sprawdzam się i szef jest zadowolony, a przy okazji spotkałem bardzo fajnego nowego kolegę na kuchni-polaka. Źle... bo to, że się przyjąłem niektórym się nie podoba. Bardzo podcinają mi skrzydła i potrafią dopiec jakimiś swoimi tekstami, chcąc się mnie pozbyć z pracy. Uważam, że jest to spowodowane tym, że ilość pracowników jest teraz maksymalna i mogę zabierać niektórym godziny... tak mówił nowo poznany kolega. Wychodzę z pracy jest niewiele lepiej... niektórzy się dziwią jak daje radę, mówią, że marnuje tutaj życie... była dziewczyna nawet podsumowała, że moje wykształcenie jest beznadziejne, tak samo jak doświadczenie i w ogóle nie zasługuje na taką pracę. Ogólnie cel miał być taki, że miałem poczuć się jak zero i tak samo beznadziejnie. No ale cóż- nie wyszło, było-przeszło.
To nic. Były gorsze rzeczy i mnie nie złamały.
Jednak najgorsze jest to jak pisałem z drugim, również najlepszym kumplem ( dokładnie wczoraj), powiedział mi w końcu, że coś w stylu: "sory, ale teraz ciężko będzie nam utrzymywać kontakt", a kilka wiadomości potem napisał, że i tak już pewnie nie wrócę i że połowa mojej ekipy, z którą się spotykaliśmy i tak już pewnie o mnie zapomniała i nawet o mnie nie mówi. Na koniec powiedział, że może tak będzie lepiej, żebym nie wracał bo się tylko rozczaruje...
Kurde, wtedy mimo odporności psychicznej coś się we mnie złamało.
Ale to nic. Muszę się trzymać, bo muszę iść do roboty. Codziennie.
Jeśli komuś z czymś zalegam ( a jest na tym forum może 3-4 takie osoby)- bardzo przepraszam ale ostatnio mam cięższy czas.
Także ten. Tyle.