Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Droga do miasta zamknęła się dla niego po dwóch zabójstwach. 

    Noc zapadła i nawet widok ioniańskiego nieba usianego gwiazdami nie rekompensował pulsującego bólu w ramieniu. A drogi został jeszcze spory kawał. 

    Razem z nocą nastąpił też chłód. Wokół panowała cisza i spokój, toteż z oddali Rennard usłyszał stukot kopyt o kamienny trakt. 

    Z oddali nadjeżdżał powóz prowadzony przez muła. Na pace siedział zakapturzony, przygarbiony i niski jegomość. Padało na niego światło księżyca, toteż widać było całkiem wyraźnie. 

  2. Vi wpatrywała się w horyzont, niepewna co począć dalej. 

    - Nie. Zrobimy tak, że ominiemy całą tę imprezę. Kilka godzin dołożymy, ale będziemy żyć, co nie? - zapytała. 

    - Ruchome piaski, Vi. A z drugiej strony to jest kilka dni, na które nie mamy zapasów. 

    Vi zamilkła. 

    - Ty masz kamienie, ja mam pięści, dzieciak ma kryształy. Co może pójść nie tak?

    Jakby w odpowiedzi rozległo się buczenie. Narastające stopniowo, niskie buczenie. A potem światło w oddali zamigotało i zniknęło. 

    Taliyah spojrzała na Shiro. 

    - Ja będę osłaniać karawanę, a ty polecisz i ją odciągniesz. Na pewno jesteś szybsza niż ona. No i kryształy ją zainteresują, a moje skały nie. 

  3. - Ano właśnie... - rzekła Taliyah, marszcząc swoje śmieszne brwi. 

    Ale ludzie zdążyli to zauważyć już wcześniej i karawana zwalniała stopniowo. Pokazywali łunę palcami i głośno komentowali jej pojawienie się. Jeden z nomadów podbiegł do Vi. 

    - Pani, odmawiamy dalszej drogi. 

    - A to niby dlaczego? - zapytała Vi. 

    - Te światła, tam. W pobliżu poluje matka wszystkich Xer'sai. To jeden z jej tuneli. Poszerzyła swoje tereny łowne! 

  4. - To absolutnie normalne - odpowiedziała Taliyah, ślizgająca się na kamieniu jadącym po piasku. Po lewej stronie ciągnęła się aleja wysokich piaskowców, w oddali, po prawej, zaczynał się kanion. Nad głową Shiro gwiazdy świeciły o wiele jaśniej niż nad Piltover, przez łunę świetlną miasta.

    A jeszcze dalej, na horyzoncie, w jednym punkcie pojawiała się łuna świetlna. Fioletowo-różowe światło bijące z jednego punktu.

  5. Całość dnia minęła raczej leniwie. Przed nadejściem wieczora, kiedy już słońce zniżało się ku zachodowi, ludzie zaczęli zbierać obozowisko i w niedługim czasie wyruszyli wgłąb pustyni.
    Im ciemniej się robiło, tym bardziej spadała temperatura, a w pewnym momencie było już niemal nieznośnie zimno. Prawie wszyscy jechali na wielbłądach, oprócz Taliyah i Shiro, mające własne środki transportu.

  6. Pierwszy z typów zdołał uniknąć cięcia przez pachwinę, chociaż zahaczył spodniami o ostrze, co nieco wytrąciło go z równowagi. Odzyskał ją jednak i wylądował miękko metr dalej.

    Cięcie w kostkę okazało się bardziej efektywne, zmniejszając mobilność drugiego z oponentów. Ten jednak po zranieniu w nogę zaczął atakować z niepowstrzymaną furią, zadając cios za ciosem i godząc Rennarda w ramię.

    Drugi z typów krążył wokół nich, czekając aż tylko atakowany zabójca odwróci się do niego plecami.

  7. - Tak naprawdę to nie jest fajnie. To znaczy... Liczyłam na to, że Liga faktycznie pomaga. Chroni porządku na Runeterrze. Ale wygląda na to, że nie jesteśmy tam wcale równi. Że za nic mają ludzi z państw członkowskich. Najlepiej widać to właśnie po Shurimie. Głośno było o powstaniu Imperatora Azira, nie? Nikt do tej pory mu się nie przeciwstawił. Podniósł swoje dawno martwe miasto spod ziemi, a teraz chce je zapełnić. Wiesz, kim? - zapytała.

  8. Ten z tyłu przykucnął i odturlał się w bok, unikając chwytu mężczyzny. Napastnik atakujący od przodu natomiast zamachnął się ostrzem, tnąc nogi na wysokości kolana i odskoczył w tył.

    Ostrze trafiło, choć poza zniszczeniem materiału nogawek zaledwie drasnęło skórę. Ponownie zaatakowali, tym razem od boków i celując ostrzami prostopadle w klatkę piersiową zabójcy - nie tak, żeby ciąć, ale tak, żeby wbić broń w swój cel. 

  9. - Wiele kryje się pod piaskami pustyni. I skarbów, i niebezpieczeństw... Prawdziwą plagą są Xer'sai i ich paskudna królowa. Nie mam pojęcia, dlaczego wybrały sobie akurat pustynię, ale widać żyje im się tu całkiem dobrze. Będziemy przechodzić niedaleko jej terenów łownych, zobaczysz wielkie tunele. Ale są rzeczy groźniejsze od Rek'sai i jej dzieci. Rek'sai jest drapieżnikiem i poluje, żeby przeżyć. To zrozumiałe. O wiele większe niebezpieczeństwo wyczuwam ze strony Shurimy wyniesionej ostatnio ponad piaski - odpowiedziała Taliyah, lądując na piasku.

  10. Pierwszy manewr wyszedł zadowalająco i już po chwili kolos był martwy.

    Gorzej sprawa się miała z pozostałą dwójką. Byli szybcy i zwinni i pocisk z martwego oponenta na nich zwyczajnie nie zadziałał. Jeden z nich ominął Rennarda i znalazł się za jego plecami, wyprowadzając ciosy które miały ugodzić go w ramiona albo głowę. Drugi z kolei atakował od przodu, celując raczej w dolną cześć ciała.

  11. Największy z oprychów spojrzał na towarzyszy i wzruszył ramionami.

    - Jak tam chcesz - stwierdził, wzdychając ciężko. - To nie będzie dobry wieczór.

    Wyjął miecz zza pasa i ruszył w kierunku Rennarda. Z początku powoli, ale już będąc metr przed młodym (acz doświadczonym) zabójcą doskoczył do niego i wykonał cięcie przez brzuch, chroniąc wspomniany przez DeWetta kręgosłup.

    Dwójka pozostałych nie była widać dżentelmenami, bo nie poczekali spokojnie na swoją kolejkę, a zaatakowali kiedy tylko ich wielki kolega zaatakował Rennarda. Ci cięli po nogach, atakując symetrycznie. Byli pochyleni, przebiegając obok Rennarda.

  12. W środku były dwa, proste łóżka polowe... I tyle. Na jednym z nich leżały białe szaty przygotowane dla Shiro, na drugim dla Vi. W samym namiocie było o wiele chłodniej niż na zewnątrz.

    Kiedy się już przebrała, do namiotu wkroczyła Vi i rzuciła na łóżko Shiro bukłak wypełniony wodą.

    - Taliyah musiała zagrozić karawanie, żeby na nas poczekali. Pewnie się polubicie, macie podobne umiejętności. Jak chcesz, to idź sobie na spacer, albo nie wiem, no. Rób co chcesz. Ja muszę się walnąć na kilka minut - stwierdziła. Odłożyła rękawice i położyła się na swoje łóżko.

  13. Przybycie Vi obwieściło dziewczynie przesypywanie się piasku w rytm jej kroków.

    - Wieczorem ruszamy - obwieściła Vi Shiro. - Widzisz ten namiot, o tam? To nasz. Idź, w środku znajdziesz coś do ubrania się, bo w tym i bez nakrycia głowy albo się przegrzejesz, albo dostaniesz udaru słonecznego. W każdym razie zgon. A ja zaraz wrócę, muszę coś załatwić.

    Oddaliła się w stronę grupki nomadów, która oporządzała wielbłądy.

  14. - Mamy interes, noxiański kolego - odezwał się ten największy. Również splunął na ziemię. - Chcemy mapę, którą masz. Na nic ci się ona nie przyda. Co innego my, my wiemy jak z niej korzystać. I jest dla nas cenna - poinformował. - Widzisz tego z lewej? Nazywa się Kanda. Bardzo źle znosi odmowę.

    Ioniańczyk pokiwał głową na znak potwierdzenia i niby to dyskretnie zamanifestował obecność jednego z ostrzy.

  15. Gdyby Shiro odwróciła wzrok w kierunku Vi i Taliyah, zauważyłaby, że Vi gestykuluje żywo, a młoda czarodziejka kiwa głową i od czasu do czasu zadaje pytania. Gdyby spojrzała w tamtą stronę, może zaczęłaby coś podejrzewać. Gdyby spojrzała na rozmawiające towarzyszki, zauważyłaby lekkie poirytowanie Vi. Nie z tego rodzaju, kiedy wkurzała się na Shiro.

    Ale Shiro zamiast spojrzeć w tamtą stronę bawiła się kryształami i piaskiem, pozostając w błogiej nieświadomości.

  16. Ścieżką za DeWettem szło trzech oprychów. Z początku byli jeszcze dość dyskretni i wtapiali się w tłum, potem jednak, kiedy ludzie przerzedzili się, nie ukrywali już że idą za Rennardem.

    Dwójka z nich była rdzennymi Ionianami, co poznać można było po ciemniejszej skórze i charakterystycznym ubiorze. Nie byli zamaskowani, do pasów przymocowane mieli krótkie noże. Trzeci z nich pochodził z kontynentu, był solidnej budowy, a u pasa miał miecz.

  17. - Co? - Taliyah ze smutnej przybrała zdziwioną minę. - Jak to uratowanie go? A co mu niby jest? - zapytała. - Przecież... Mieliśmy odnaleźć staro...

    - Ło, ło, ło. Cześć, Taliyah. Widzę, że urządziłyście sobie pogawędkę. Shiro, to jest Taliyah, moja ligowa znajoma. Taliyah, to jest Shiro. Chodząca pożywka dla xer'sai. Daj spokój, tak sobie tylko żartuję. Ej, Shiro. Mogłabyś nas na chwilę zostawić? Muszę pogadać z naszym młodym magiem w cztery oczy, potem będziecie mogły sobie pogadać o tych waszych kamyczkach, czy coś. Mogłabyś? - zapytała Vi, która nagle znalazła się obok Shiro i Taliyah.

  18. - Drobny wypadek? Co się stało? - zapytała dziewczyna. Mężczyzna z którym rozmawiała odszedł nieco dalej, zająć się własnymi sprawami. Taliyah zmarkotniała. - To pewnie dlatego tak długo was nie było... Ale w takim razie jak mamy sobie poradzić na wyprawie? Chyba że... Ten chłopak, z jasnymi włosami. On też jest w Lidze! Ten odkrywca, często bywał w Shurimie... Przypłynął z wami? Wiem, że jest z Piltover.

  19. Wyłożona brukiem uliczka wiodła między niskimi murkami aż do niewielkiego jeziorka, które omijała by wić się dalej między wzgórzami. W każdym razie tam, gdzie kończyły się domy zaczynały się pola i niskie tarasy ryżowe. Tam też mniej było ludzi, a zabudowania pojawiały się z rzadka i raczej w postaci farm bądź pojedynczych budynków.

    Znalezienie mordercy w mieście pełnym ludzi, nawet jeśli niewielkim, graniczyło z cudem. Zwłaszcza, jeśli morderca był wyszkolony w tym, co robił.

  20. Dziewczyna musiała być w wieku Shiro, albo nawet młodsza (co okazało się dopiero, kiedy zdjęła chustę). Miała garbaty nos i ciemną karnację. Oczy wesołe, a nad nimi groteskowe, ciemne brwi.

    - Jaka tam 'pani'. Jestem Taliyah, z plemienia Tkaczy. Cześć - odpowiedziała radośnie i energicznie wyciągnęła rękę do Shiro. - Cieszę się, że już jesteście. Długo was nie było, bałam się, że coś się stało. Gdzie jest oficer Vi? I gdzie doktor Heimerdinger? - zapytała, rozglądając się.

×
×
  • Utwórz nowe...