Skocz do zawartości

MewTwo

Brony
  • Zawartość

    793
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez MewTwo

  1. -Niedobrze. A ktoś się wykazał? Z tego co widziałam, Astrid dziś wybitnie zawzięła się, żeby zabić jakąś gadzinę. Cieszyłam się, że smok zachowywał się cicho. Kiedy zorientowałam się, że moja miska jest już pusta, umyłam jąi odstawiłam na miejsce, po czym zaczęłam grzać wodę na pranie opatrunków. Z powrotem usiadłam obok mamy.
  2. -Cześć mamo- powiedziałam, nalewając do miski pełną chochlę zupy i stawiając ją na stole, razem z łyżką. Wzięłam od mamy kosz z opatrunkami i położyłam je obok balii z wodą. Sama natomiast udałam się do swojego pokoju i ułożyłam smoka w łóżku, nakrywając kołdrą i przestrzegając go, żeby się nie wychylał ani nie odzywał. Przyniosłam mu drugi kawałek baraniny aby się czymś zajął. Nie wiedziałam, czy gadzina mi zaufa, miałam jednak nadzieję, że tak będzie. Wróciłam do pokoju mamy: -Jak poszedł atak ?-spytałam się ją, nalewając zupy do drugiej miski i siadłam koło mamy, zaczynając jeść.
  3. (Proszę cię bardzo. Radzę od razu kupić DLC, dopóki jest przecena na Steamie) -Nie jestem aż tak wredna, żeby ci to mięso zabrać, mały- powiedziałam i wróciłam do kuchni, zostawiając smoka samego w pokoju. Sprawdziłam zupę, nie mogąc się doczekać ażeby ją zjeść. Usiadłam w fotelu przy kominku, na miejscu, gdzie zawsze siadał tata, kiedy wracał zza morza, i wyciągnęłam nogi do ognia, czekając na mamę
  4. (DS za 20 zł ) -Może nazwę cię Vanir? Jak się nie podoba, to przepraszam, ale nie wiem, jak smok mógłby się nazywać- powiedziałam do smoka, i usłyszałam burczenie w brzuchu. Czas na kolację Poszłam do maminej izby i wzięłam stamtąd solonego dorsza, którego wrzuciłam do garnka z wrzątkiem. Nakroiłam cebuli i czosnku, po czym dolałam do wywaru śmietany. Zupa rybna już zaczynała się gotować. Aż mi ślinka pociekła. Dla smoka wzięłam kawałek baraniny, który leżał na stole. Miałam nadzieję, że mu posmakuje.
  5. -Przede wszystkim, nie wiem czy jesteś samcem czy samiczką. Jeśli jesteś tym pierwszym, potrząśnij łbem. W głowie układałam najgorsze scenariusze. Od momentu odnalezienia smoka przez mamę podczas sprzątania aż do wygnania mnie w dziurawej łodzi na morze. Atak smoków chyba nadal trwał
  6. -Emm. To znaczy, że się zgadzasz?- spytałam niepewnie. Nie wiedziałam, dlaczego to robię. Przecież to jest nienormalne. Wiking zajmujący się smokiem. No cóż. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy wróci mama i gdzie jest aktualnie.
  7. Kiedy maluch pokazał, że rozumie to, co do niego powiedziałam, zdziwiłam się. W końcu zaczyna się Smocze Szkolenie. Będę zabijała inne smoki a potem wracała do domu i opiekowała się kolejnym? -Może nazwę cię Tigg ?- spytałam się gada, dotykając ręką naszyjnika z opalem.
  8. N: Ciekawy, zdecydowanie ciekawy. A: Rysunek OC'ka, so original. S: Fan awiacji i Applejack, plus jeden punkt do rispektu. U: Nie znam za dobrze, umie stworzyć oryginalnego OC.
  9. Nie wiedząc, czy gad mnie słucha czy nie, zaczęłam do niego gadać. -Słuchaj, smoku- powiedziałam do niego, czując się dziwnie- Nie wiem, jak twoi pobratymcy na to zareagują, ale zostaniesz tu, dopóki nie zagoi ci się skrzydło. Nie wiem co się stanie potem, jednak muszę na ciebie jakoś wołać. Nie wiem jak to zasygnalizujesz, ale powiedz mi, jak chciałbyś się nazywać. Czekałam na reakcję smoka.
  10. Ubrania ktoś mógł znaleźć, postanowiłam je więc spalić. Zdjęłam z siebie ubranie i nałożyłam nową, lnianą suknię. Do palącego się ogniska rzuciłam stare ubrania i wróciłam do smoka. Dyszał jak zwykły smok. Mimo, że tych gadów nie cierpiałam z całego serca, to ten maluch mnie rozczulał.
  11. -Mały, nie martw się- powiedziałam do smoka i... dotknęłam go. Dotknęłam smoka. Jestem jedynym wikingiem, który zajął się smokiem i nie chce, żeby ten umarł. Zdjęłam bandaż i spojrzałam na ranę. Ponownie oczyściłam ją z krwi i poszłam po maść z szałwii, która miała przyśpieszyć gojenie się rany. Kiedy wróciłam, ponownie oczyściłam ranę, polałam ją lekko syropem, po czym posmarowałam maścią z szałwii i owinęłam bandażem. Po tym położyłam smoka obok swojego łóżka, na niewielkim, kamiennym stoliku i zaczęłam sprzątać.
  12. Namoczyłam szmatkę w wodzie, po czym umoczyłam jej róg w syropie. Przyłożyłam ją do rany, wcześniej czyszcząc ranę ze starej juchy. Wiedziałam, że to go zaboli, więc w pysk wsadziłam mu mój zeszyt w pysk, żeby miał na czym zacisnąć zęby.
  13. (Ostatnio zginąłem od ogniska) Wpadłam do swojego pokoju, znajdującego się po drugiej stronie domu, oddzielonego od reszty kotarą. Położyłam małego na stole, wcześniej owijając go w szmatkę i wróciłam do "maminego" sektora. Wzięłam bandaż, syrop z czarnego bzu i lawendy oraz wiosro z wodą i wróciłam do siebie. Spojrzałam na smoka. Nigdy bym nie pomyślała, że zajmę się jedną z tych gadzin.
  14. (Polecam. Bardzo fajna i bardzo denerwująca) -Mały, tylko mi nie zdychaj- powiedziałam do Straszliwca. Wybiegłam na drogę prowadzącą do mojego domu. Na szczęście znajdował się on z dala od wioski, więc mogłam skupić się na smoku. Jego skrzydło okropnie krwawiło. Musiałam zdezynfekować ranę i opatrzyć, inaczej nie mógłby latać.
  15. (Kocham tą grę. DLC już w moich łapkach) Nie mogłam sobie wybaczyć. Mimo, że nie chciałam się zmiłować nad żadnym z tych gadów, co do każdego czułam jedynie nienawiść, to wzrok tego smoka przeszył moje serce niczym bełt. Niewiele myśląc podbiegłam do niego, chwyciłam jego wątłe ciało i włożyłam pod pazuchę, układając go na mojej szacie. Miał tam wygodne legowisko. Nie wiedziałam, czy dobrze robię, wiedziałam jedno: ten smok mnie poruszył. Pobiegłam w stronę domu.
  16. Nie myśląc za wiele, rzuciłam toporkiem, celując niedaleko od łba Straszliwca, chcąc ubić gada w locie. Mimo, że wiking nie powinien podczas walki myśleć o przeciwniku, to jednak zabójstwo, nawet takiego gada, cążyło mi na sumieniu.
  17. Przeklęta gadzina. Chyba najgorsza z tych wszystkich przekleństw. Mimo, że nie porywała owiec ani nie kradła nam jedzenia, strach napędzony nam przez nią wystarczał w zupełności. Najgorsze jednak było to, że nikt tego smoka nigdy nie widział, a tym bardziej nikt go nie upolował. Nie wiadomo było jak walczyć z tym...czymś. Tak czy siak, napad nadal trwał. Pobiegłam w stronę beczących owiec.
  18. Padłam na ziemię. Nocna Furia to jedyny smok, którego nie zna żaden. Nigdy nie porywa owiec, nigdy nie zabiera żywności, a jeśli wystrzeli, to nigdy nie chybi celu. Modliłam się do wszystkich bogów, żeby kolejny strzał nie padł niedaleko mnie. -Na Odyna- szepnęłam.
  19. Pobiegłam dalej, na zachód wioski. Miałam nadzieję znaleźć tam przeciwnika, który nie zabiłby mnie jednym swoim zionięciem. Może to i niemożliwe, ale spróbować zawsze wolno. Wbiegłam do budynku po prawej i przeszłam przez jego wnętrze na drugą stronę wioski.
  20. -Dzięki, wodzu- powiedziałam do Stoika Ważkiego, wychylając się zza zgliszczy. Podziwiałam go. Był wodzem naszego plemienia odkąd pamiętam, przez co był dla mnie najlepszym wodzem. Patrząc na moją aktualną sytuację było mi nieco wstyd ucieczki. Nie wiedziałam czy czekać na jego odpowiedź, czy też ruszyć dalej, w głąb wioski. Stałam więc w miejscu jak kołek.
  21. -O cholera- zaklęłam i powoli obróciłam się w tył. No tak, Koszmar Ponocnik chyba się zdenerwował. Walczyć i dać się spalić, ginąc w szlachetnej walce czy uciekać? Hmm... naprawdę ciężki wybór. No cóż, racja byłą jedna. Ucieczka, szybko i daleko, jak najdalej od tego chodzącego piecyka.
  22. Ponocnik to dla mnie za trudny przeciwnik. Choćby sam Thor użyczyłby mi swej siły nie zdołam go pokonać. Postanowiłam więc zaatakować Straszliwce. Mimo całego zła jakie nam wyrządziły smoki, akurat ten gatunek był na swój smoczy sposób uroczy. Na tyle uroczy, na ile uroczy może być ziejący lawą gad. Zamachnęłam się toporkiem, chcąc trafić jednego z gadów. Przygotowałam się jednak na wypadek kontrataku bądź uniku.
  23. -Astrid, ja rozumiem, że smoki mają twardą skórę, ale jak tak dalej pójdzie, to zostanie ci deska z podłogi żeby tego gada zabić- powiedziałam do niej, sięgając po niewielki toporek, przypominający siekierę. Piękna, zaostrzona krawędź ostrza wyglądała wspaniale w świetle ogniska. Po chwili ruszyłam do wioski, z toporkiem przywiązanym u pasa.
  24. "Cholera"-pomyślałam. Na szczęście nie było tam nic ważnego. Trudno. Podeszłam do mamy, patrząc na nią wzrokiem "A nie mówiłam, że ten namiot będzie zbyt łakomym celem" Podałam jej pas z narzędziami a sama pobiegłam z powrotem do kuźni Pyskacza.
×
×
  • Utwórz nowe...