Oponent odskoczył. Tak najzwyczajniej w świecie wykazał się rozsądkiem i odskoczył. Dwukrotnie. Antoni uspokoił oddech, widząc, że dzięki temu ruchowi ów młodzik, czarodziej, czy cholera jedna wie co, zyskał okazję do dogodnego wyprowadzenia kolejnego ciosu. Tego, który mógł być ostatnim, jeżeli nie zostanie powstrzymany. Kupała ponownie uruchomił swoje zwoje mózgowe, aby przeprowadzić złożony proces myślowy, mający zaowocować wyjściem z kłopotliwej sytuacji. To wszystko musiało odbyć się w trybie pilnym, a nawet szybciej, jeśli nie chciał stracić koszuli. By nie wspomnieć o wiszącym na rzemyku złotym krzyżyku, czy chociażby życiu. Niekoniecznie w tej kolejności. Zatem, skoro partyzana zmierzała ku jego klatce piersiowej z zadaniem rozchlastania tego elementu ciała, Kozak uznał za wysoce rozważne postąpienie długiego kroku w przód. Jednocześnie przysiadł tak, by oręż Alagura przeciął powietrze ponad nim. Gdy potencjalna droga prosto do Stwórcy została chwilowo zamknięta, wykorzystał swą pozycję do przeprowadzenia kontrataku.
Wróg był zbyt daleko, żeby ciąć go całością szaszki. Lecz wciąż istniała możliwość zadania ciosu. Mężczyzna schwycił rękojeść broni obiema dłońmi, skierował ją na nieprzyjaciela, po czym powstał, tnąc przy tym samym końcem szabli od krocza po mostek. Wszystko to odbyło się w przeciągu kilku sekund, przy czym Kupała jęknął głośno, czując jak krew powolutku wycieka z ran na nodze i w boku. Zadaniem ataku było rozpłatanie Alagura.