Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Elizabeth Eden

  1. Natalia/Jolanta

    Luna uchyliła nieco oczy, ale nie odzywała się, czekając aż jej siostra odpowie na wszelkie pytania Goldinga. I chociaż Celestia była sama niezwykle wyczerpana zdawała się gotowa, by to zrobić. Wcześniej wtrąciła się jednak Anna, której słowa obydwie kobiety przyjęły z ulgą.

    Nie winiła Goldinga za jego ciekawość, w sytuacji takiej jak ta było to normalne, ale Natalia wolałaby odpowiedzieć na nie wtedy, gdy jej myśli nie będą tak zmroczone i skołatane, aby przypadkiem nie powiedziała czegoś niemądrego. Odwróciła nieco głowę, by spojrzeć na niego z łagodnym, zmęczonym uśmiechem.

    - Anna ma rację, Golding. Obiecuję, że odpowiem na wszystkie twoje pytania, kiedy nabiorę więcej sił. Jeśli zdecydowałabym się na to teraz, moje odpowiedzi mogłyby być nieprecyzyjne.

    Resztę drogi spędzili we względnej ciszy, choć nie trwała ona długo. Szpital był blisko i już wkrótce samochód zjechał na zamknięty parking. Kierowca oraz Celestia wysiedli, prosząc pozostałych aby chwilę zaczekali. Jolanta wyprostowała się na siedzeniu, mrugając kilka razy, aby przebudzić się nieco ze swojego sennego stanu.

    Premier już nie wróciła, wrócił za to kierowca razem z lekarzem i jedną pielęgniarką, którzy zabrali ze sobą łóżko szpitalne dla nieprzytomnej Felicji. Natalia wiedziała, że nawet jeśli poleciłaby przygotowanie jednego również dla swojej siostry, ta na pewno by z niego nie skorzystała. Jolanta wyszła z samochodu o własnych siłach, podpierając się jedynie nieco na oferowanym przedramieniu jej gwardzisty.

  2. Kiedy Alan skończył ciąć i miał w swojej misce odpowiednią ilość czyrakobulw nożyce trafiły w ręce Elisabeth. Teraz to Alan powinien trzymać dla niej roślinę. Dziewczyna spojrzała na swojego przyjaciela, chłopaka z lekkim uśmiechem.

    - Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest mieć maseczkę z ropy? To lepiej zacznij, jestem beznadziejna z zielarstwa - a potem z cichym chichotem zabrała się do obcinania. Oczywiście był to żart i chociaż Lisa rzeczywiście nie była najlepsza z tego przedmiotu, to wszystko robiła powoli i starannie. Jeśli nie wystarczała wizja tego, że bez dobrze zdanego zielarstwa nie zostanie uzdrowicielem, to zdecydowanie starała się bardziej, jeśli miała świadomość, że może przypadkiem skrzywdzić ukochaną osobę.

    Potem przyszła kolej na Adelię, wtedy to Lisa trzymała jej roślinę, a ich cicha przyjaciółka metodycznie obcinała rośliny. Mniej więcej w tym czasie w szklarni rozległ się pierwszy, piskliwy wrzask.

    - Margaret!

    Wspomniana dziewczyna spojrzała wystraszona na szatę Vivienne. Na całe szczęście ropa nie dosięgła twarzy blondynki, ale za chwilę w nozdrza wszystkich uderzył ostry, nieprzyjemny zapach. Carrow spojrzała czerwona ze złości na swoją przyjaciółkę, a potem zamaszystym krokiem odeszła od stołu, żeby się przebrać.

    - Dziwczyny, Dziwczyny... - pokiwała głową profesor Noveny, ale nie interweniowała.

    Stephanie nie mogła przestać chichotać pod nosem, przynajmniej dopóki nożyczki nie trafiły w jej ręce, a Adelia nie spojrzała na nią wyzywająco, łapiąc za roślinę, jakby chciała jej powiedzieć "Stan mojej twarzy zależy teraz od ciebie".

  3. Natalia/Jolanta

    Siostry usiały z przodu dając w ten sposób nieco prywatności Goldingowi i Lust, którzy usiedli z tyłu razem z nieprzytomną Felicją. Kiedy gwardzista zobaczył stan swoich władczyń miał chyba zamiar coś powiedzieć, ale Jolanta zdążyła odezwać się jako pierwsza. Jej ton, choć słaby, wskazywał na to, że nie oczekiwała żadnych pytań, jedynie szybkiej reakcji.

    - Do szpitala na Karowej, nie głównym wejściem. Zadbaj o dyskrecje, chodzi o ważną osobistość - skinęła głową w stronę Felicji i w ten sposób dała mu do zrozumienia, że o ich stanie nie będą teraz rozmawiać oraz że najlepiej by było, gdyby nikt się o nim nie dowiedział. Gwardzista zrozumiał i natychmiast wyruszył.

    Jolanta zamknęła oczy i wydawało się, że śpi, choć tak naprawdę cały czas była świadoma wszystkiego, co się wokół niej dzieje. Natalia natomiast wyciągnęła telefon i napisała kilka wiadomości, głównie do Magdy.

    Droga powinna trwać nie dłużej niż 12 minut.

  4. Lisa uśmiechnęła się, widząc, że Alan znalazł nożyce. Sama dorwała miski na chwilę nim doskoczyła do nich Margaret i wróciła na miejsce wyraźnie z siebie zadowolona. Adelia znalazła miski dla siebie i Stephanie, bo jedyną rzeczą jaką znalazła sama Stephanie było "widzieliście tego pryszcza na podbródku Judith?". 

    Gdy większość uczniów wróciła do swoich grup i rozpoczęli delikatny proces wycinania dojrzałych czyrakobulw, profesor Noveny usiadła na wysokim, drewnianym krześle, umożliwiającym jej obserwację całego stołu. Biorąc pod uwagę, że nauczycielka zielarstwa była bardzo strzelista, wysoka i chuda jak patyk, ubrana zazwyczaj w ciemne szaty, wyglądały to trochę zabawnie, jakby była sępem, który przysiadł na skale. Jej oczy kryły w sobie jednak pewne ciepło i pogodę ducha. Było tak zawsze, chociaż sama profesor wydawała się być raczej z tych surowszych. 

    Lisa obejrzała się ostatni raz na innych i z rozbawieniem zaobserwowała obrzydzenie i niechęć Vivienne, która trzymała swoją roślinę w taki sposób, że wciąż była ona w stanie się swobodnie ruszać.

    - To co? - wyrwała ją z zamyślenia Stephanie. - Możemy się podzielić nożycami, nie? Sok szerencsét - powtórzyła za profesorką i uśmiechnęła się zawadiacko, chwytając jedną z roślin i naciągając ją tak, że dało się zauważyć jej cienką podstawę. - Zrobimy tak, że ktoś będzie trzymał, a ktoś ciął, na zmianę, tak długo, aż wszyscy będziemy mieć ile trzeba. Co wy na to? Tylko uważajcie, nie chcę skończyć oblana ropą.

  5. Zanim pani profesora zdążyła rozpocząć lekcję Elisabeth zobaczyła fiolkę, którą w jej stronę wyciągał Alan. Spojrzała na niego z wyraźną wdzięcznością i wychyliła się, żeby obdarzyć go krótkim całusem w policzek. Potem wzięła buteleczkę i jednym łykiem wypiła cały turkusowy eliksir. 

    - Dziękuję, Alan. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła - szepnęła z nieco już mniej zmęczonym uśmiechem, ale potem musieli zamilknąć, bo profesor Noveny poleciła im aby ubrali swoje rękawice ze smoczej skóry. Każdy wyciągnął własne z torby.

     

    Vivienne, Margaret i Judith stały razem. Choć ta ostatnia nie odrywała wzroku od pani profesor, pozostałe dwie nie były już tak taktowne i cały czas krzywiły się w stronę Lisy, dając jej do zrozumienia, że wolałaby gdyby została w Skrzydle Szpitalnym przynajmniej do końca tygodnia. Dziewczynę wcale to jednak nie obchodziło. Powoli wracała jej energia, była nareszcie na lekcji, stojąc pomiędzy Alanem i Stephanie pracującej wspólnie z Adelią, a więc trójką jej najbliższych w Hogwarcie osób i wszystko wydawało się nagle jakieś takie prostsze i weselsze. Nawet Riddle był jakby mniej niepokojący, ale być może to dlatego, że rzadko patrzył w ich stronę najwyraźniej pochłonięty własnymi rozmyślaniami. Gilbert próbował zwrócić jego uwagę jakimiś cichymi słowami, ale ten uciszył go jednym spojrzeniem. Nawet ją to specjalnie nie ciekawiło.

     

    - Wciaż przechodzimi przez bardzo ważne lekcje powtórzeniałe - mówiła profesor Noveny, która teraz sama ubrała rękawice i pokazywała nimi na stojące na stołach rośliny przypominające czarne ślimaki. - Jak już doskonale wiecie Egzamin Sztandardowych Umiejetności Magicznych z zilarstwa obejmuje praktyka na której może czekac nas wistko czego szię do tej pory nauczyliści i nauczycie w klasie piątej. Przypomnieliszmy sobie mandragori i kłaposkzeczki, dzisiaj czeka nas praktyka z cirakowbulwami - od strony Vivienne, Margaret i Judith dobiegło do nich bolesne stęknięcie, które profesor zignorowała. - Nie będziecie jednak wyciszkać ich ropy, tylko je zbierać, zachowujac wszelkie szrodki ostrożności i zasady, jakichć was uczyłam. Tak jak na osztatnich powtórzeniach nie zamierzam podpowiadać wam, co maci czynić. Czujci szię jak na egzaminie, wistko czego potrzebujecie znajduje szię w tej szklarni. Sok szerencsét*

     

    Lisa, pełna realnego zapału, zaczęła rozglądać się za odpowiednimi naczyniami tak jak reszta uczniów. Kiedy zobaczyła stos srebrnych mis stojący w kącie uśmiechnęła się zachęcająco do Alana i ruszyła w tamtą stronę. Teraz potrzebowali jeszcze odpowiednich, odpowiednio ostrych nożyc. Lisa nie była dobra z zielarstwa, ale pamiętała jeszcze, że czyrakobulwy należało zbierać po sześciu tygodniach wycinając je w ściśle określonym miejscu u podstawy(aby umożliwić im ponowny wzrost) i o ostrożności i delikatności, jaką trzeba było zachować by przypadkiem nie przebić jednego z bąbli i nie skończyć z twarzą poparzoną ropą.

     

    * Sok szerencsét (prawdopodobnie szok serenczit) - z węgierskiego Powodzenia

  6. Stephanie spochmurniała, a Adelia zagryzła dolną wargą. Ich złość nie miała jednak w ogóle porównania do wściekłości Lisy. Mimo słabości całkowicie odsunęła się od swojej przyjaciółki i położyła dłoń na ramieniu Alana, żeby chwilę potem go mocno przytulić.

    - Nie przepraszaj mnie, głupku, za zachowanie tej... - nie dokończyła, ale słychać było, że mocno zacisnęła zęby. - Oh, poczekaj tylko aż ją spotkam, na zawsze to zapamięta.

    Zanim ktokolwiek z nich zdążył dodać coś jeszcze pojawiła się profesor Noveny w poszarzałym kapeluszu czarownicy. Spod ronda wystawało parę pasem ciemnych włosów, reszta upchnięta była w zakrytym koku. Jej szata okazała się nieco brudna od ziemi, choć mogło się przecież wydawać, że nie była jeszcze dzisiaj w szklarni. Obrzuciła uważnym wzrokiem porozsiewanych po błoniach uczniów, stojących w różnych grupkach, a potem machnęła ostro ręką, pokazując im, aby wchodzili do środka. Lisa również ruszyła w tamtym kierunku, ale musiała podeprzeć się Alana, bo znów poczuła się nieco gorzej. Ostatecznie się przecież nie napiła.

    W szklarni było duszno, gorąco i wilgotno. Wszyscy ustawili się przy długim stole pełnym roślin, każdy też założył jeden z brudnożółtych płaszczy wiszących przy wejściu, które miały zapobiec pobrudzeniu szkolnych szat. Teraz powinni czekać na dalsze polecenia pani profesor, ta jednak zanim stanęła na swoim stałym miejscu na krańcu stołu zatrzymała się na sekundę przy Lisie. Jej ciemnoszare oczy okalane długimi rzęsami przyjrzały się uważnie jej piegowatej twarzy.

    - Jeszli poczujesz szie słabiej, proszę natychmiaszt mnie o tem poinformować, panno Sendyrs - powiedziała, a potem odeszła swoim specyficznym, zamaszystym krokiem. Wszyscy byli już przyzwyczajeni do jej dziwnego akcentu, bowiem pochodziła z Węgrzech i tam mieszkała. Dlaczego pracowała akurat w Hogwarcie? Tego nikt nie wiedział, ale nauczycielką zielarstwa była świetną i nikt nie podważał decyzji Dippeta.

    Lisa już czuła się słabo, ale ona, tak samo jak Alan, Stephanie i Adelia, wiedziała, że prędzej zemdleje i padnie twarzą do doniczki ze smoczym nawozem niż wróci do Skrzydła Szpitalnego.

  7. Natalia/Jolanta

    W przejściu obrzuciła krótkim spojrzeniem zmęczoną, ale jednak zadziwiająco spokojną Lust, a potem, podtrzymując swoją siostrę, jako pierwsza ruszyła schodami na górę. Słyszała, że Golding odwiązuje Felicję, ale dopiero gdy była już w połowie ciemnego korytarza, gotowa zapukać do pomieszczenia w którym spodziewała się ujrzeć nocnych gwardzistów, dobiegły do niej jego słowa.

    - Nie ma rogu? - odwróciła się szybko, mimo wyczerpania, a Luna otworzyła gwałtownie ciemne oczy, które do tej pory pozostawały zamknięte. - Zaklęcie nie powinno w żaden sposób na niego wpłynąć. Choć może na Ziemi magia rządzi się własnymi prawami, ale... - urwała w zamyśleniu, a potem westchnęła. - Myślę, że powinnyśmy najpierw odpocząć. Jeśli Róg zniknął z powodów innych niż nasze zaklęcie oznaczałoby to, że Crystal wciąż bytuje jako cień, zjawa, a to graniczy w tym świecie z niemożliwością. A nawet jeśli, to wkrótce zniknie, bo poza naszą i Discorda mocą nie ma na Ziemi magii, która mogłaby pozwolić jej opętać nowe ciało, poza oczywiście jej poprzednim - spojrzała na nieprzytomną Felicję, a potem nogi niebezpiecznie się pod nią zachwiały. Jolanta do tej pory milczała, ale teraz mogli usłyszeć jej pomruk:

    - Porozmawiamy o tym, gdy będziemy w pełni fizycznych i intelektualnych sił.

    Ruszyli z powrotem, tym razem naprawdę, wzywając po drodze dwóch gwardzistów i kierując się do samochodu. Powoli zapadał wieczór.

  8. Lisa skinęła głową z wdzięcznym uśmiechem i nieco się uniosła, żeby przestać tak przytłaczać Stephanie swoim ciężarem. Przyjaciółka jednak cały czas nie zabierała ręki z jej pleców, na wypadek gdyby zrobiło jej się jeszcze słabiej. Świadomość wsparcia była kojąca. Przetarła nieco spocone czoło i uniosła butelkę do ust. Już prawie brała pierwszy łyk, kiedy powoli, ze zdziwieniem odsunęła ją od siebie. Chwilę później uniosła ją do nosa i powąchała dla pewności.

    - Alan, dolewasz swojej wody kolońskiej do wody pitnej? To chyba niebezpieczne - powiedziała i w tym momencie Adelia, która była lepsza od Lisy i Stephanie w teorii eliksirów i trochę szybciej od nich łączyła fakty, zesztywniała i wbiła wzrok w butelkę. Alan też na pewno już zrozumiał, na twarzy Lisy olśnienie pojawiło się jednak dopiero po chwili i gwałtownie zakręciła butelkę, spoglądając na swojego chłopaka szeroko otwartymi oczami.

    - Alan... - zaczęła nerwowo Adelia, a Stephanie za nią skończyła - ... ktoś dolał ci amortencji do picia.

  9. Natalia/Jolanta

    Natalia zaczynała odzyskiwać siły. Powoli, z bólem wydającym się zgniatać jej stawy, chwyciła oferowane jej ramię i zaczęła podnosić się z kolan. Odetchnęła kilka razy głębiej, próbując skupić się na słowach Goldinga. Uchyliła powieki i zbadała sytuację. Tak, Felicja zdecydowanie potrzebowała natychmiastowej pomocy, ale Natalia powątpiewała, by poza wyczerpaniem dręczyło ją coś jeszcze. Nie umrze, będzie jedynie potrzebować odpoczynku. Spojrzała na Lunę, która podpierała się dłońmi o krzesło i wciąż nie otwierała oczu. Wyglądało na to, że nie tylko ona. Celestia poruszała na próbę rękami i nogami, ale jej kości wciąż przeszywały bóle takie, jakby właśnie skończyła maraton. Sięgnęła dłonią do więzów, ale okazała się zbyt słaba, by je teraz rozwiązać, więc zdecydowała się tylko pomóc Lunie, owijając ramię wokół jej talii. Jej siostra da radę chodzić na własnych nogach, ale nie wątpiła, że jest zmęczona bardziej od niej i może potrzebować wsparcia.

    - Oczywiście, że nie zasługuje, Golding - odpowiedziała cicho, jej głos nie był może słaby, ale niezwykle zmęczony. - Rozwiąż ją proszę i weź na ręce, jeśli masz jeszcze tyle siły. Pójdziemy do auta, które przewiezie nas do szpitala. Znam placówkę, która zapewni nam dyskrecję jaka przysługuje członkom Rządu. 

    Luna cichym westchnieniem potwierdziła jej słowa i nieco się wyprostowała, spoglądając na Annę. Obie siostry powoli ruszyły w stronę drzwi.

  10. Tak jak Alan się spodziewał Stephanie odezwała się szybciej niż zdążyłaby zrobić to Lisa.

    - A dlaczego coś miałoby być źle? - jej brwi były nieznacznie zmarszczone. Wiedziała, że Alan może wciąż mieć swoje wątpliwości, ale w jej mniemaniu najlepiej by było i dla niego i dla Lisy, gdyby oboje z nimi skończyli, bo były bezpodstawne. 

    Ale nawet jeśli chciała cokolwiek dodać, to tego nie zrobiła, bo w tym momencie poczuła jak Lisa coraz bardziej opiera na niej swój ciężar ciała.

    - Lisa, wszystko dobrze? - zapytała, nie zwracając uwagi na to, że powtórzyła wcześniejsze słowa Alana.

     

    Sama dziewczyna nie czuła się natomiast bardzo źle, po prostu nieco słabo. Pielęgniarka ostrzegała ją, że nie powinna się denerwować ani przemęczać przez najbliższe parę dni(co na pewno nie odwiedzie jej od trenowania quidditcha). Ta krótka rozmowa z Riddle'em pozostawiła ją wydrenowaną z energii, ale była pewna, że jeśli chwilkę odpocznie to zaraz jej przejdzie. Nie zamierzała opuścić kolejnej lekcji.

    - Wszystko jest ok, po prostu się troszkę gorzej poczułam. Za chwilę minie. Alan, mogę się napić? - zapytała wyciągając dłoń po jego butelkę, a Stephanie objęła ją ręką w pasie, za co była jej wdzięczna, bo w ten sposób łatwiej jej było prosto stanąć.

    Adelia po drugiej stronie rzucała jej zaniepokojone spojrzenia, a Lisa widząc to uśmiechnęła się do niej, żeby pokazać, że nic się nie dzieje.

  11. Malfoy przystanął na chwilę słysząc odpowiedź Alana, ale nie odwrócił się w jego stronę. Jego ręce były elegancko skrzyżowane za plecami i nieznacznie przechylił głowę tak, że chłopak mógł nawet z tej perspektywy zobaczyć na twarzy Abraxasa pokrętny uśmieszek.

    - Oczywiście, panie Travers. Zadbam o to.

    ***

    Była już środa, kiedy pielęgniarka zdecydowała się nareszcie wypuścić Lisę ze Skrzydła Szpitalnego. Dziewczyna liczyła na to, że będzie mogła wrócić na lekcje już następnego dnia po wypadku więc każda kolejna godzina spędzona w białym łóżku wzmagała w niej irytację. Prawdopodobnie oszalałby, gdyby nie regularne wizyty Alana, Stephanie i Adelii. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że jej dwie przyjaciółki też potrafiły momentami pogorszyć jej nastrój swoimi wywodami o Riddle'u. Jeśli jego "bohaterski" czyn uratowania nieprzytomnej Lisy od trwalszego uszczerbku na zdrowiu ich do niego nie przekonał, to na pewno podziałało jego nagłe dziwne zachowanie. Prefekt wydawał się zacząć zauważać dwie do tej pory obojętne mu dziewczyny i pomagał im raz na jakiś czas na lekcjach albo prowadził razem z nimi niezobowiązujące pogawędki na korytarzach. Adelia upierała się, że chłopak jest niezwykle uprzejmy i słodki(gdy Lisa usłyszała to słowo zakrztusiła się sokiem dyniowym) natomiast Stephanie stwierdziła tylko, że jest on naprawdę w porządku, ponieważ nie odwrócił się od nich bez powodu jak reszta Ślizgonów(wtedy Lisa wiedziała już, że nie powinna nic pić podczas rozmów z nimi). Fakt, że wszyscy inni po prostu bali się zwrócić mu uwagę na jego "niesolidarne" zachowanie najwyraźniej im umykał, choć z tego co jej opowiadały Walburga wydawała się tym w ogóle nierażona i nadal mówiła o nim jakby był ósmym cudem świata.

    Mimo tego, że Lisa czuła się trochę zdradzona nie mogła przestać odczuwać do swoich przyjaciółek sympatii, bo widziała, że są szczere i wciąż chcą dla niej jak najlepiej. Ale jak miała im wytłumaczyć, że Riddle jest manipulatorem? Teraz szczególnie nie miała na to żadnych dowodów.

    W środę rano szybko wtrząchnęła śniadanie ze srebrnej tacki i jako pierwsza pojawiła się pod szklarnią w której miało odbyć się zielarstwo. Nawet Alana jeszcze tu nie było, ale nie martwiła się tym, że pójdzie jej szukać do Skrzydła, bo wczoraj uprzedziła go, że spotkają się pod klasą. Wyglądała o wiele zdrowiej niż w niedzielę i nawet zwyczajowy uśmiech jej powrócił, choć w torbie miała wrzuconą między zwoje pergaminu buteleczkę z eliksirem, który musiała jeszcze dzisiaj, zaraz po lunchu, zażyć. Zniknął bandaż, a jej włosy znów opadały splątaną rudą kaskadą, choć jeśli ktoś miałby się jej dokładniej przyjrzeć to na pewno zauważyłby wciąż wyraźne blizny, bo jedna z nich kończyła się prawie na jej czole. Pani Connolly powiedziała, że kiedy się całkiem zagoją w ogóle nie będzie ich widać.

    Oparła się o szklarnię, czując na twarzy ciepłe promienie jesiennego słońca. Trzeba się było cieszyć pogodą, wkrótce nadejdzie zima. Czekała w ciszy, kiedy nagle dobiegł do niej cichy, znajomy śmiech. Uniosła wzrok i zobaczyła zbliżające się do szklarni trzy sylwetki. Nie mogła powstrzymać zmarszczenia brwi.

    Stephanie, Adelia i idący pomiędzy nimi Riddle. Wszyscy wydawali się być w pogodnym nastroju, z lekkimi uśmiechami, ale Lisa nie mogła oprzeć się wrażeniu, że pomiędzy prefektem a jej przyjaciółkami tkwi jakaś chłodna bariera, której one nie zauważały. Takie rozmyślania wypełniały jej głowę, dopóki jej nie zauważył, a jego twarz nie wypełniła się prawdziwą satysfakcją, która sprawiła, że zrobiło jej się niedobrze. Przez całą jej hospitalizację ani razu nie pojawił się w Skrzydle Szpitalnym, według słów Adelii w ogóle wydawał się ostatnimi czasy jakiś zajęty i jak tak Lisa o tym myślała to wolałaby, że pozostał tak zajęty do końca roku szkolnego. Może wtedy dałby im spokój.

    Stephanie zauważyła ją i pomachała wesoło ręką, a potem wszyscy zaczęli iść w jej stronę. Riddle nie odrywał od niej wzroku, ale ruda dziewczyna zdecydowała się to wytrzymać. Kiedy stanęli przed nią pierwszą rzeczą jaka nasunęła się Lisie do powiedzenia było: "Gdzie się podziali twoi koledzy?" ale na całe szczęście Stephanie zdążyła odezwać się pierwsza. Na całe szczęście dlatego, że Lisa dopiero sobie przypomniała, że przecież miała udawać uległą.

    - Cześć, Lisa! Jak się czujesz? Nareszcie cię wypuściła, co?

    - Hej, Stephanie, hej, Adelia... hej, Tom - dodała po chwili wahania. Spróbowała się do niego uśmiechnąć, ale wcale by się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że wyglądała bardziej jakby dostała szczękościsku. Jego wzrok zsunął się z blizny chowającej się w jej włosach na jej sympatyczną, wyraźnie w tej chwili nieszczerą, twarz i sam się lekko uśmiechnął, choć w jego wypadku wyglądało to raczej jak groźba. Stephanie i Adelia wydawały się jednak zadowolone, że próbowała się przełamać. - Czuję się już o wiele lepiej, w ogóle wolałabym wyjść już wczoraj. Miałam wystarczająco dużo siły, to było tylko bezpodstawne opuszczenie lekcji.

    - Nonsens - powiedział Tom, zanim zdążyła to zrobić Adelia. Dziewczyna nie była jednak zrażona tylko pokiwała poważnie głową. - Pani Connolly musiała być całkowicie pewna, że wypuszcza cię w dobrym zdrowiu. Inaczej mogłoby dojść do kolejnego wypadku, a przecież żadne z nas by tego nie chciało - powiedział miękko, pochylając nieco głowię. Oczy Lisy rozszerzyły się i rzuciła szybkie spojrzenie Stephanie. Ona po prostu musiała zauważyć jak złowrogo to zabrzmiało! Ale nie, jej przyjaciółka cały czas wpatrywała się w nią, jej brwi były nieznacznie zmarszczone ze zmartwienia.

    Wzięła głębszy oddech, czując jak jej serce przyspiesza. Może rzeczywiście dostawała jakiejś paranoi...  Musiała się uspokoić! Nie opuszczający jej wzrok Riddle'a wcale nie pomagał...

    - Oczywiście - jej zęby były tak mocno zaciśnięte, była z siebie dumna, że w ogóle mogła wydawać z siebie normalnie brzmiące słowa. - Dziękuję za troskę. I... - no nie, naprawdę miała zamiar to powiedzieć... za chwilę zwymiotuje... - ... chciałabym też podziękować za ten... no wiesz... ratunek. Gdyby nie ty... - nie no, to już była przesada. Zamilkła i spuściła wzrok mający nadzieję, że odbierze to jako zawstydzenie. Stephanie podeszła bliżej i wzięła ją pod ramię. Na jej twarzy malował się uśmiech, bo miała nadzieję, że jej przyjaciółka pozbyła się uprzedzeń i nie będzie już się bać ich prefekta.

     

    Ale Lisa, chociaż stosowała się do rady profesora Dumbledore'a, miała wrażenie, że to dopiero początek.

     

    Adelia wydała z siebie cichy pisk zaskoczenia i Lisa szybko uniosła głowę, ale było już za późno. Poczuła jak czyjaś dłoń chwyta ją własną, a potem jakby w zwolnionym tempie zobaczyła, że Riddle pochyla się nieco, aby ucałować ją jak prawdziwy gentlemen. Zesztywniała jak zwierzę złapane w myśliwskie sidła. Adelia wyglądała na zadowoloną, a Stephanie zaśmiała się cicho do jej ucha jakby to było całkowicie normalne. Lisa miała wrażenie, że dotyk jego chłodnych palców wypala jej dziury w dłoni, ale przynajmniej było to jedyne co poczuła. Choć Tom wyglądał jakby naprawdę ją ucałował, tak naprawdę nawet nie musnął jej skóry ustami. Potem uniósł nieco głowę, by na nią spojrzeć. W jego oczach widać było rozbawienie, ale też coś dużo, dużo mroczniejszego.

    - Nie masz za co dziękować, panno Sanders. Zrobiłem, co należało.

    Podniósł się, ale wciąż nie puszczał jej ręki. Zanim jednak Lisa zdążyła coś powiedzieć odwrócił się nieco i spojrzał na zbocze. Lisa, Adelia i Stephanie zrobiły to samo i zobaczyły, że na zielarstwo zbliża się coraz więcej uczniów. W tym Malfoy, Lestrange, Mulciber... i Alan. Musiał to wszystko widzieć. Wiedząc, że nikt poza nim w tej chwili na nią nie patrzy Lisa zacisnęła powieki i wyartykułowała bezgłośne POMOCY.

    Ale Riddle już się odsunął.

    - Wybaczcie, drogie panie, ale jestem zmuszony was opuścić - odszedł parę metrów dalej, gdzie wkrótce dołączyli do niego jego towarzysze. Lestrange i Mulciber wyglądali na zdezorientowanych, podczas gdy Malfoy sprawiał wrażenie tak stoicko zrelaksowanego jak zawsze.

    Lisa poczuła się jakby tym gestem Riddle odebrał jej wszystkie witalne siły i oparła się na wciąż stojącej blisko Stephanie.

  12. Natalia/Jolanta

    Natalia wydawała się w ogóle nie zwracać uwagi na żałosną szarpaninę Crystal. Wiedziała, że cokolwiek ta spróbuje zrobić nie da rady ich powstrzymać, było już za późno. Jolanta uniosła wzrok znad kartki zanim zdążyłaby się jej dokładniej przyjrzeć i wbiła chłodne spojrzenie w imitację. Udało jej się wzbudzić w niej igiełki poczucia winy, ale szybko je zagłuszyła. To właśnie o to jej chodziło, chwytała się najmarniejszych sztuczek jak tonący brzytwy. Czy prawdziwa Crystal naprawdę była martwa? Nie mogła być, wyczułaby to, przecież potrafiła rozpoznawać aury. Cokolwiek by się jednak nie stało musiały się pozbyć złego czaru. Zacisnęła zęby, a potem po raz kolejny spojrzała na karteczkę. Jej oczy rozszerzyły się, gdy zauważyła numer, którego wcześniej tam nie było. Przejechała po nim paznokciem, ale teraz przecież nie było na to czasu. Musiała się skoncentrować na magii, inaczej nic się nie uda. Próbując wyrzucić to niespodziewane zjawisko z głowy schowała kartkę z powrotem do kieszeni. Nie zamierzała teraz mówić o tym Natalii, nie mogła jej rozpraszać.

    - Zaklęcie, którego użyjemy - mówiła spokojnie Celestia, nieświadoma niczego. - Spowoduje wydostanie się sporej ilości magii. Ta natychmiast się rozproszy, ponieważ nawet ona jest jeszcze zbyt słaba na długie utrzymanie się w niemagicznym wymiarze, ale ostrzegam was, że możecie odczuć nieprzyjemne mrowienie, słabość, być może stracicie nawet na parę sekund przytomność. Muszę więc was prosić, abyście usiedli - Jolanta podeszła bliżej i wzięła głęboki oddech, łapiąc swoją siostrę za rękę i splatając palce ich dłoni. 

    Obydwie górowały w tej chwili nad rozkojarzoną Crystal wyglądając na niezwykle skupione. Oczy Natalii się zmrużyły. Gdyby to była Equestria i zły czar trwał w pełni swojej mocy prawdopodobnie potrzebowałyby czegoś więcej niż tylko własnej magii. Ale tutaj, na Ziemi, mogły mieć nadzieję, że to wystarczy, choć wiedziała, że po wszystkim będą skrajnie wyczerpane. 

    Jolanta ostatni raz spojrzała w twarz Natalii, a potem szybkim i gwałtownym ruchem przycisnęła Felicji nasączoną środkiem szmatkę do nosa i ust. Nie chodziło nawet o samo odcięcie dopływu powietrza, ale o przymuszenie ją do wciągnięcia w płuca takiej ilości substancji otumaniającej, aby doprowadzić ją do omdlenia. Zwyczajnego omdlenia, bez większych szkód, ale zaraz po tym jak jej ciało zwiotczało, a oczy się zamknęły Jolanta zsunęła się na kolana, przy okazji zrywając chustkę całkowicie. Wciąż trzymała Natalię za rękę. To było konieczne, ta dziwna pozycja, ponieważ dopiero teraz, kiedy świadomość Crystal znów była w świecie szachownicy, Luna mogła zamknąć oczy, oprzeć głowę o nogę Natalii i wniknąć w umysł imitacji, żeby unicestwić zaklęcie od środka. Nie mogłaby tego zrobić bez pomocy siostry, która wciąż trzymała jej dłoń, gotowa, by wesprzeć ją swoją magią. Jej zmrużone oczy nie opuszczały skrępowanej, nieprzytomnej kobiety.

    Kiedy Jolanta znalazła się w świadomości Crystal nie zwlekała ani sekundy, używając całej swojej magii do odwrócenia zaklęcia, które dało życie spersonifikowanej nienawiści. Natalia zgarbiła się nieco czując to i mocniej ścisnęła jej dłoń, wyciągając drugą rękę i chwytając ramię nieprzytomnej Felicji. W pomieszczeniu istotnie dało się odczuć to uderzenie, które wdzierało się jak dłuto w zaklęcie, rozsypując je w proch i przywracając wszystko do poprzedniego stanu. Uwolniona w procesie magia była bezlitosna, odbierała dech i ściskała mięśnie, aby potem samoistnie zanikać.

    Użycie takiej mocy w tej postaci było bolesne, świadomość Jolanty wydawała się rozpadać na kawałki tak jak świat szachownicy, prawdziwa Crystal odczuła za to wibrującą magię, która wrzucała jej duszę bezceremonialnie z powrotem w ciało z siłą równą uderzeniu autobusu, aby potem złagodnieć jak gorączka po przyłożeniu chłodnego kompresu. Imitacja odczuwała tylko ból, przypominający średniowieczną torturę rozciągania przez cztery konie.

    I nagle wszystko zniknęło, jakby nigdy tego nie było. Wszystko trwało może ze dwie minuty, a siostry były wyczerpane mniej więcej tak samo jak po walce z Królem Sombrą. Natalia gdzieś w międzyczasie upadła na jedno kolano, zakrywając twarz długimi włosami i puszczając Felicję, aby podeprzeć się dłonią o podłogę. Drugą wciąż ściskała Lunę, która potrzebowała kilku sekund aby uświadomić sobie, że znowu jest w swojej ludzkiej postaci i opiera spoconą głowę o skrępowane kolano kucyka.

    Prawie cała mroczna aura zniknęła, pozostawiając normalny dla zaklęć cień.

    Na pewno kucyka.

  13. W Pokoju Wspólnym było cicho. Wydawało się to nieco dziwne, było przecież niedzielne przedpołudnie, prawda? Można by się spodziewać, że w miejscu wspólnych spotkań uczniów będzie głośno, do każdego kąta powinna zaglądać przyjazna, rodzinna atmosfera. Być może i tak było, ale nie tutaj, nie w lochach Slytherinu. Tutaj starsi, w większości wyszkoleni na wzorowych arystokratów, spędzali ten czas na przygotowywaniu do lekcji, dokształcaniu się, cichych rozmowach w kącie na najróżniejsze, z pozoru poważne tematy, bądź na obrzucaniu chłodnymi spojrzeniami tych, którzy w ich mniemaniu nie zasługiwali na bycie częścią tego Domu. Młodsi byli cisi, znali swoje miejsce i wiedzieli, że ich status w hierarchii jest aktualnie niezwykle niski, więc najlepszą rzeczą, którą mogą zrobić jest niewychylanie się. Oczywiście były wyjątki od tych wszystkich reguł, nawet tutaj. Dzieci, które chciały spędzić ten czas beztrosko, tak jak osoby w ich wieku powinny. Dziewczyny, które chciały bez skrępowania śmiać się i rozmawiać o pierdołach. Chłopcy, którzy woleli pograć w Eksplodującego Durnia niż siedzieć nad Czarodziejskimi Szachami. Wszyscy ci, którzy weekendy spędzali poza Pokojem Wspólnym, uciekając od jego dostojnej, acz ponurej aury. Zbierali się w grupach i wspólnie organizowali czas, bowiem uczniowie innych Domów często odrzucali ich z powodu srebrnego węża układającego się w zgrabne "S", które byli przecież zmuszeni nosić na szatach. Wśród tej grupy była również Stephanie, Adelia, Hector i parę innych osób, szczególnie młodszych. Gdziekolwiek Alan chciałby ich szukać, na pewno nie tutaj. Tutaj była tylko Lucinda Carrow, starsza siostra Vivienne, siedzącą obok jakiejś ciemnowłosej dziewczyny z szóstego roku i poprawiająca machinalnie włosy, kiedy jej druga ręka jeździła po egzemplarzu Czarownicy, który dla ostrożności ukryła za podręcznikiem do Starożytnych Run. Młody Rowle rozmawiający półgębkiem z Ethanem Thurkellem z trzeciego roku, który choć nie był czystej krwi to jego przodek znajdował się na kartach z czekoladowych żab. Za co? Za zamienienie wszystkich swoich dzieci w jeże za to, że były charłakami.

    Ogólnie rzecz biorąc pokój wypełniony był osobami z którymi Alan nie chciał mieć raczej nic wspólnego.

    Na tablicy wisiało jednak istotnie ogłoszenie o którym wspomniała wcześniej Lisa.

     

    Spoiler

     

    Wszyscy Ślizgoni, którzy chcą w tym roku dołączyć do drużyny Quidditcha lub kontynuować swój udział w niej powinni pojawić się na boisku w ostatnią sobotę września o godzinie szesnastej. Przypominam, że przyjść mogą tylko osoby uczęszczające co najmniej na trzeci rok i posiadające własne miotły.

     

    T. Yaxley, kapitan drużyny Ślizgonów

     

     

    - Podejrzewam, że znów zamierzacie dołączyć? - zza pleców Alana rozległ się jedwabisty głos. Nie był to jednak Riddle, którego nie było w Pokoju Wspólnym, tak jak Lestrange'a i Mulcibera. Był za to Malfoy i to on rzucił ten uprzejmy komentarz. - Panna Sanders i ty, panie Travers? - sprecyzował z uśmieszkiem, który z jednej strony był godny prawdziwego, stosownego do bólu szlachcica, a z drugiej miał w sobie coś ze złośliwego nastolatka. - Ten rok może być pod tym względem interesujący - ciągnął. - Uważam, że na pewno ponownie dostaniesz swoje miejsce, w końcu gra na pozycji obrońcy wychodzi ci świetnie, panie Travers. Po odejściu Fiddletona będą musieli znaleźć nowego szukającego. Być może sam spróbuję, kto wie - powiedział, spoglądając leniwie na ogłoszenie. - Bulstrode i Yaxley... Yaxley jest oczywiście świetny i na pewno dalej będzie przodował drużynie, ale nie zdziwiłbym się, gdyby Bulstrode'a zastąpili nowym pałkarzem. Co do ścigających... - zaśmiał się lekko, niczym prawdziwy snob, jakby choćby wspominanie o tym w towarzystwie Alana przychodziło mu z trudem - Cóż, będzie istotnie ciekawie. Sanders, Warrington i Flint to zawsze była zgrana trójka, lecz wiesz, panie Travers, aż głupio wspominać... - uniósł dłoń elegancko do swojego zielono-srebrnego krawatu - ...lecz młoda panna Constance Rosier, moja wspaniała kuzynka, w tym roku uczennica czwartej klasy, zdecydowała się przystąpić do rywalizacji. W czasie wakacji osobiście pomagałem jej w treningach przy moim rodzinnym dworze. Ma tyle charyzmy, tyle energii. No ale na pewno rozumiesz... Drużyna będzie potrzebować świeżej krwi - uśmiechnął się w jego stronę, wyzywająco, a potem odwrócił, by odejść.

  14. Natalia/Jolanta

    Jolanta cały czas stała z tyłu, w milczeniu, z opuszczoną nieco głową i obserwując Crystal spod ciemnych włosów, które opadły jej na czoło. Natalia również nie przerywała ani jej ani Goldingowi, choć nie oddaliła się, jedynie krzyżując ramiona za plecami w znużonym oczekiwaniu. Jej usta zaciśnięte były w wąską linię, gdy słuchała o jej okropnych czynach, choć mogła się ich przecież spodziewać. Poza zwykłą pogardą i niechęcią nie wyglądała jednak jakby ją to ruszyło, ponieważ za czasów panowania Discorda zdarzało jej się na własne oczy widywać gorsze rzeczy. Kiedy Felicja skończyła mówić, Natalia opuściła nieco głowę, tak jak Jolanta, a na jej ustach wykwitł lekki, choć napięty uśmiech.

    - Doprawdy... . Nie potrzebuję w niczym twojej pomocy. Speciosa nie ma już żadnej magii, ponieważ przed przemianą była człowiekiem i od dawna chciała ponownie nim zostać, nie zamierzam jej nigdy więcej ścigać. Chrysalis najprawdopodobniej nie żyje. Ammę z pewnością uda mi się znaleźć na własne kopyto, nie będzie to tak trudne jak mogłoby się wydawać. Golding - odwróciła się nagle w jego stronę - Ten twór nie jest kucykiem, to esencja najgorszych cech. Nigdy nie zrozumie, że starsza pani nie jest odpowiedzialna za okropne czyny swojego dorosłego syna. Do tego wydaje się, że jest przekonany o swojej nieograniczonej wiedzy, szczególnie na mój temat, to bardzo typowe dla tego zaklęcia.

    Przez chwilę trwała w ciszy, a potem, jakby po nagłym przypomnieniu, odwróciła się w stronę Luny i zapytała cicho:

    - Czy istotnie miało miejsce jakieś spotkanie, siostro?

    Oczy Jolanty były nieprzyjemnie poważne.

    - Tak, kiedy tutaj jechaliśmy przejeżdżała obok nas kobieta, zostawiając kartkę na wycieraczce. Pokażę ci ją później i rozwiążemy to bez pomocy tej istoty. Załatwmy tę sprawę, Celestio, nim zajmiemy się inną, z tą kartką wiąże się zbyt wiele niejasności, będziemy potrzebowały do tego pełnego skupienia.

    Mimo swoich słów wyciągnęła kartkę z kieszeni i spojrzała na nią, choć nie zamierzała jeszcze oddawać jej Natalii, która odwróciła się z powrotem w stronę skrępowanej Felicji podchodząc i naciągając jej z powrotem na twarz chustę nasączoną substancją otumaniającą.

  15. Lisa zaśmiała się szczerze, słysząc jego słowa i uniosła dłoń, żeby złapać go za rękę. Znów zaczynała czuć się słabo, choć nie chciała jeszcze wracać do snu i walczyła o to, by dalej zachować przytomność i jeszcze trochę pogadać z Alanem. Jej twarz zrobiła się jednak wyraźnie bledsza, oczy bardziej zmrużone, a głos słabszy.

    - Masz rację, ciężko zaprzeczyć. Nie mogę się już doczekać tego treningu.

    Zanim zdążyła dodać coś jeszcze otworzyły się drzwi do gabinetu pielęgniarki. Wyszła stamtąd pani Connolly z wysoko związanym kokiem, niosąc w ramionach srebrną tackę z eliksirami i nucąc pod nosem jakąś melodię. Kiedy uniosła wzrok i omiotła nim prawie pustą salę, by zatrzymać się potem na Lisie i Alanie, jej brwi uniosły się i zaczęła mówić, tak głośno i gwałtownie, że ruda dziewczyna niemal podskoczyła.

    - A co pan tutaj jeszcze robi?! Proszę zmykać, natychmiast! Panna Sanders potrzebuje odpoczynku!

    - Ale przecież mogę odpoczywać, kiedy Alan tu jest! - zaczęła Lisa prawie tak głośno jak pielęgniarka co spowodowało, że jej głos całkiem się załamał.

    - Nie możesz, ponieważ za chwilę zjesz zupę, wypijesz eliksiry, a potem wrócisz do snu - powiedziała i dziewczyna dopiero wtedy zauważyła parującą miskę stojącą między fiolkami. Wydała z siebie wtedy cierpiętniczy dźwięk i spojrzała z wyrzutem na Alana. 

    - No już, proszę iść, będzie ją pan mógł odwiedzić znowu po południu!
    Eh.

  16. Natalia/Jolanta

    Obydwie kobiety cały czas stały z boku nie chcąc przeszkodzić Lust i Goldingowi w tym małym przesłuchaniu. Ich wzrok spoczywał jednak uważnie na związanej dziewczynie i obie były w pełnej gotowości do reakcji, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Milczały, choć przedstawienie jakie zrobiła na początku Crystal ewidentnie wywołało oburzenie Luny. Celestia trzymała ją lekko za łokieć, pokazując tym aby nic nie robiła. Wiedziała, że nie było takiej potrzeby. Wiedziała, że Golding będzie w stanie zrozumieć jej gierki. Kiedy pokazała swoje prawdziwe oblicze księżniczki wciąż trwały w ciszy, choć Jolanta zacisnęła pięści, a oczy Natalii lekko się zmrużyły. Miała jednak świadomość, i wiedziała, że Luna również, że nie powinny tego słuchać ani brać do siebie. Obecna forma tej klaczy była żywą nienawiścią zrodzoną z najgorszych emocji i nie było w niej ani krztyny logiki w którą można by uderzyć. Nie miało to żadnego sensu, ponieważ był to tylko cień dawnej Crystal, który musiał zostać zniszczony, aby złe zaklęcie przestało działać.

    Kiedy Anna i Karol zwrócili się w ich stronę, odpowiedź pojawiła się na ustach Jolanty jeszcze zanim Natalia zdążyłaby chociaż wziąć oddech.

    - Nie.

    Był to pierwszy raz dzisiaj, gdy zwróciła się bezpośrednio do nich. Celestia chwilę potem zaczęła tłumaczyć:

    - Ona liczy na to, że się zgodzicie, ale ja nie mogę na to pozwolić. To zwykła zaczepka, niepotrzebna, ten twór próbuje się w ten sposób ratować. Nie możecie dać się ponieść emocjom.

    - Szachownica... - zaczęła Jolanta niskim głosem, a Natalia spojrzała na nią z zaciekawieniem. - ...to jej własny świat nad którym ma niemal całkowitą władzę. Jedynie wystarczająco potężne istoty mogą jej tam stawiać opór. Chce was tam zwabić, tam gdzie będziecie całkowicie zdani na jej łaskę. Ponieważ teraz, tutaj, jest bezsilna.

    Przez chwilę panowała cisza, a potem Celestia podeszła parę kroków do przodu.

    - Jest lepszy sposób, o wiele mniej ryzykowny. Myślę, że nasza wspólna magia sobie z tym poradzi i uwolni prawdziwą klacz z szachownicy, oraz... jeśli wszystko się powiedzie, zniszczy tę imitację. - powiedziała Natalia całkowicie spokojnie, choć jej twarz była surowa i zdeterminowana - Masz rację, popełniłam wiele błędów... - zaczęła mówić, patrząc na związaną Crystal i nawiązując do jej wcześniejszych słów. - ...i noszę ciężar ogromnego żalu. Możesz mnie obrażać do woli, ale nie zostawię bez słowa tej drwiny wobec mojej siostry i uczennicy. Mówisz o rzeczach o których nie masz pojęcia - jedynie po jej oczach poznać można było wściekłość. - Dokładnie tak jak się spodziewałam, wydaje ci się, że jesteś inteligentna i potężna, ale nie wiesz nic o przeznaczeniu i magii Twilight ani o tym jak wiele bitew stoczyłam, jeszcze za nim w ogóle przyszłaś na świat. Luna też popełniała błędy, a jej największym było paranie się zaklęciami, które niebezpiecznie zatruwały magię, umysł i ciało. - Jolanta drgnęła słysząc to, choć jej wyraz twarzy pozostał taki sam. - Dokładnie tak jak ty, prawda, Crystal? - mówiła, wcale nie zwracając się do kobiety siedzącej na krześle. - Nadszedł czas, aby je naprawić.

  17. Natalia

    Po wejściu do ciepłego pomieszczenia spojrzała na moment przez ramię, aby się upewnić, że Golding i Lust za nią idą, oraz, że Albert znów powrócił do pilnowania wejścia. Część Pałacu w której się znajdowali wydała się opustoszała. Premier podeszła do zamkniętych drzwi i, tak jak Jolanta wcześniej, wyciągnęła z kieszeni klucze, jednym z nich otwierając przejście za którymi znajdowały się schody prowadzące na dół. Niby dało się tamtędy zejść do zwykłych piwnic, ale jeśli wiedziało się gdzie skręcić i które drzwi otworzyć można było odkryć o wiele więcej. Kiedy po krótkiej wędrówce, podczas której kobieta zdawała się coraz bardziej przyspieszać, dotarli pod ostatnie drzwi, odwróciła się i zmierzyła swoich towarzyszy krótkim spojrzeniem.

    Teraz tylko karta.

    - Luna! - powiedziała ostro Natalia, gdy tylko weszła do środka. Wiedziała, że dwójka obecnych w pokoju gwardzistów to najbardziej zaufane kucyki księżniczki nocy, więc nie było żadnych powodów do udawania czegokolwiek. 

    Jolanta, która do tej pory siedziała plecami do drzwi, wstała i odwróciła się. Jej ciemnobrązowe włosy były wciąż zaplecione w kok, choć bardziej nieporządnie niż zwykle, co było do niej niepodobne. Jednak to nie na nią zwrócone były oczy Natalii, a na słabą kobietą, wyglądem nieco przypominającą Snow, związaną, bezbronną, oszołomioną... - Czy ty aby nie przesadzasz?

    Jolanta obrzuciła spojrzeniem Goldinga i Lust, ale nic nie powiedziała, doskonale zdając sobie sprawę, że skoro jej siostra ich tu przyprowadziła to nie są zagrożeniem. Podeszła do swojej siostry i położyła jej rękę na ramieniu. Choć jej mina i napięta postawa wskazywały na to, że pod jej uściskiem Natalia powinna była się ugiąć, tak naprawdę Jolanta dotknęła jej ręki niezwykle delikatnie.

    - Za chwilę przekonasz się, że nie. Navy, wyjdź proszę i dołącz do Duska - powiedziała, na sekundę odwracając się do kobiety, która bez słowa protestu minęła Goldinga i Lust i wyszła, nawet na nich nie spoglądając. - Haze, przejdź do pokoju obok - dodała i również mężczyzna odszedł od Crystal, choć była ona porządnie związana i zbyt oszołomiona, by próbować uciec.

    Dopiero wtedy Jolanta odwróciła się i złapała swoją siostrę za ramiona. Była od niej niższa, ale tylko nieznacznie. Teraz, razem, wydawały się rzeczywiście wyglądać jak dzień i noc. Jasne włosy i oczy Natalii i pogodnie kolorowy strój w porównaniu do ciemnych włosów i oczu Luny, jej bladej karnacji i granatowej marynarki. Przez chwilę tak milczały wpatrując się w siebie, a potem Jolanta zaczęła mówić, nie zważając na to, czy Crystal ją słyszy. Nie było to już ważne.

    - Siostro, dobrze wiesz, że potrafię wyczuwać magię, szczególnie jej duże pokłady. Już na lotnisku zauważyłam w tej klaczy coś dziwnego, mrocznego, magię, którą w pewnym sensie udawało mi się rozpoznawać, jakbym kiedyś miała z nią do czynienia, choć nie mogę sobie przypomnieć kiedy. - Natalia uniosła jedną dłoń i oparła ją na łokciu Jolanty, uważnie jej słuchając. - Dopiero potem, kiedy dotarł do mnie sygnał, wysyłany przez uwięzioną istotę, wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Nie ma wielu rytuałów, które potrafią wytworzyć coś takiego, Celestio i jestem pewna, że wiem o który chodzi. Ty również to wiesz. Widziałam to na własne oczy, w swojej szachownicy Felicja przetrzymuje swoją prawdziwą formę, osobiście przeszkodziłam jej w torturowaniu jej. W przypadku tej magii moc zdobywa się poprzez mordowanie odpowiednio potężnych jednorożców, aby później skraść ich energię, a biorąc pod uwagę poziom jej mocy musiała to robić od dawna. Tak rozwiązują się kolejne tajemnice. - Wzrok obu sióstr skierował się na związaną kobietę, w oczach Natalii nie było tym razem współczucia. 

    - A więc to prawda? Klacz musiała stracić kontrolę nad niebezpieczną magią i właśnie tak powstała Crystal, jej zła forma, natomiast jej prawdziwa wersja została uwięziona. Czy wiesz jak dużo czasu jej zostało? 

    - Niewiele.

    - A więc podejmiemy szybkie działania, jednak najpierw myślę, że powinniśmy pozwolić przemówić im. Szczególnie Golding ma do tego pełne prawo.

    Oczy Luny nieco się rozszerzyły kiedy przyjrzała się uważnie swojej siostrze.

    Celestia za to odwróciła się i spojrzała na Goldinga i Lust jakby zachęcając ich do zrobienia lub powiedzenia czegokolwiek, choć jasne było, że nie pozwoli im na przekroczenie granicy, ponieważ ma plan na to jak naprawić wyrządzone przed laty szkody.

  18. Uśmiechnęła się lekko słuchając jego słów. Teraz kiedy leżała wygodniej i nie dręczyło ją już tak mocno kłucie w skroniach i lekkie nudności nawet jej temperament trochę opadł i poczuła się jakoś tak bardziej... leniwa. Chyba naprawdę powinna jeszcze odpoczywać, chociaż sama myśl, że miałaby jutro opuścić lekcje była nieprzyjemnie gorzka. Być może uda jej się namówić wieczorem pielęgniarkę, aby pozwoliła jej opuścić Skrzydło Szpitalne jutro rano? No i, oczywiście, nie chciała zostawiać Alana samego, by musiał na własną rękę użerać się z osobami takimi jak Riddle.

    - To znaczy, wiesz... - powiedziała, kiedy skończył. - ... nie chodziło mi o to, że już jutro idę na trening, on jest zawsze zapowiadany z kilkudniowym albo nawet i większym wyprzedzeniem. Do tego czasu na pewno poczuję się lepiej - zrobiła wielkie oczy i przybrała jak najmocniej przekonujący ton głosu. - Chyba sam rozumiesz... miałabym opuścić trening? Ja? I to jeszcze pierwszy w semestrze? Poza tym... - wydęła wargi. - ... wszyscy wiedzą, że jestem świetna na swojej pozycji i jestem w drużynie od drugiego roku, ale z tą naszą nową... reputacją... - urwała na chwilę. - Nie chcę im po prostu dawać pretekstu do wyrzucenia mnie z drużyny. Pokażę im w tym roku. Będę grać tak, że nawet jakby bardzo chcieli, to nie będą mogli choćby pomyśleć o pozbyciu się mnie - zrobiła bardzo zaciętą i zdeterminowaną minę, a potem wychyliła się i pocałowała go lekko w policzek, by chwilę później znów ułożyć się wygodnie na wielkiej poduszce.

  19. Natalia

    Natalia schyliła lekko głowę i westchnęła bezgłośnie. Nic dziwnego, że wiedziała o magii więcej od Goldinga, ale czasem naprawdę wolałaby nie dysponować informacjami do jeszcze większego zdenerwowania go. Ale to było w tej chwili konieczne, musiała przyjąć najbardziej prawdopodobną możliwość, aby móc skutecznie z nią walczyć.

    - Nie trzeba być alicornem aby władać wielką mocą, a jej pasywność w Equestrii jest kolejną rzeczą, która potwierdza moją teorię. Nie chcę jej jednak wyrażać na głos, dopóki nie będziemy na miejscu i nie stanie się ona pewnością. Przez te wszystkie lata prawdopodobnie gromadziła moc... - uniosła dłoń do twarzy i przesunęła kciukiem po dolnej wardze, obdarzając Annę i Goldinga poważnym spojrzeniem. - Na Ziemi wszyscy straciliśmy swoją magię, ale istoty wystarczająco potężne, jak ja i Luna, nadal są w stanie korzystać z nikłych jej aspektów. Jeśli dobrze zrozumiałam moją siostrę, Crystal stawiała jej faktyczny, magiczny opór co bardzo mnie niepokoi.

    Natalia zamilkła i nie odezwała się już aż do momentu w którym zaczęli zbliżać się do Pałacu Kultury. Wtedy powiedziała Goldingowi gdzie znajduje się wjazd na zamknięty parking i jako pierwsza wyszła z samochodu podchodząc do stojącego przy drzwiach mężczyzny. Miał on bladą skórę i bardzo ciemne włosy i oczy. Księżniczkę przywitał pochylając z szacunkiem głowę.

    - Albercie - powiedziała cicho, a ten natychmiast odsunął się, umożliwiając całej trójce wejście do środka.

  20. Lisa słuchała Alana uważnie, nieznacznie mrużąc oczy. Kiedy w Skrzydle Szpitalnym znów zapadła cisza ona też milczała, zagryzając wargę w zastanowieniu i zdziwieniu. Potem uniosła się nieco na łóżku, ale szybko wróciła do wcześniejszej pozycji po tym jak przez jej skronie przemknęła fala ostrego bólu. Nie powinna była nawet próbować. Ułożyła się wygodniej i zaczęła mówić, bardzo cicho:

    - Więc Riddle jest półkrwi? Ale to jest tak bardzo dziwne... jakim cudem ma w Slytherinie taki autorytet? To znaczy, wiem, że jest geniuszem, ale to nie wystarcza. To pewnie przez te wszystkie manipulacje, udawany urok, nawet czystokrwiści za nim idą - zamknęła na chwilę oczy. - Dobrze, że poszedłeś do profesora Dumbledore'a, już samo to sprawia, że czuję się trochę lepiej, ale wiesz... - westchnęła - profesor ma chyba rację. Nie wiem, nie wyobrażam sobie, żebym miała udawać, że go uwielbiam jak wszyscy inni - jej kolejne westchnięcie było zabarwione irytacją. - Ale myślę, że nie mamy innego wyjścia, skoro i tak nikt nam nie wierzy - przez chwilę milczała, jakby zbierając myśli, a potem nagle wyskoczyła z niespodziewanym pytaniem, szybką zmianą tematu - Słyszałam, że dzisiaj w Pokoju Wspólnym miały wisieć ogłoszenia o tym, kiedy rozpocznie się nabór do drużyny Quidditcha i treningi. Widziałeś jakieś jak tu przychodziłeś? - zapytała, wpatrując się w niego z zaciekawieniem.

    Chciała choć na chwilę przestać mówić i myśleć o Riddle'u.

  21. Natalia

    Natalia po tym jak wsiadła do samochodu przez dłuższą chwilę zachowywała ciszę obserwując mijające za oknami budynki. Wyglądała na bardzo zamyśloną, jej oczy były zmrużone, a usta nieznacznie zaciśnięte. Blond włosy opadały na czoło, dopóki ich nie odgarnęła. Dopiero na pytanie Goldinga odwróciła się i spojrzała na niego oraz Lust, po raz pierwszy dzisiaj wyglądając tak do bólu poważnie.

    - Najprawdopodobniej się nie myliłam - zgodziła się cicho, mówiła wolno i jakby z zastanowieniem, dopiero później jej ton nabrał pewności. - Nigdy jeszcze nie słyszałam Luny tak wzburzonej, nie mówiła dużo, powiedziała, że porozmawiamy gdy dojadę na miejsce. Udało mi się jednak wywnioskować, że wciąż jest w stanie używać magii... - jej twarz spochmurniała. - ...Bardzo, bardzo ciemnej magii. Wspomniała też coś o szachownicy. Golding, przykro mi, ale nie wydaje mi się, bym miała oddać ją w twoje ręce, sprawa może być o wiele poważniejsza i wymagać większej interwencji - uniosła dłoń i ścisnęła kciukami nasadę nosa.

  22. Na twarzy Lisy przewijały się różne emocje. Od lekkiego zdziwienia, po szok i złość, która na koniec przemieniła się w podszyty irytacją smutek. Kiedy Alan ucichł wydawało się, że w całym Skrzydle Szpitalnym zapadło głuche milczenie. Nawet z gabinetu pielęgniarki nie dobiegały żadne odgłosy. Lisa na chwilę spuściła wzrok i z nieznacznie zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w swoje dłonie. Potem westchnęła i pokręciła głową.

    - Eh... Riddle, niezły bohater, co? - jej głos był gorzki, dało się usłyszeć, że w ogóle nie wierzyła w to, że był to zwykły wypadek, tym bardziej po słowach swojego chłopaka. - Jak tak teraz myślę to wydaje mi się, że zaraz przed tym całym bólem widziałam jak wyciąga rękę w moją stronę... a może tylko mnie ostrzegał, bo chyba coś mówił... albo krzyczał? Wszystko jest takie niewyraźne... - zacisnęła na chwilę powieki, a potem uniosła brodę i spojrzała na Alana z dziwnym, źle wróżącym ogniem w zielonych oczach. - A ty? Ty? Jak możesz? Jak możesz, Alan? - przerwała by zaczerpnąć powietrza. - Jak możesz być takim kretynem i gadać jakieś bzdury o swojej winie? Chcesz mnie dobić, tak? Chcesz, żebym zamiast z powodu uderzenia ciężką półką umarła z zażenowania, prawda? - kąciki jej ust drgnęły, niwecząc surową minę, z ust wyrwał się zdławiony chichot, zaczęła też gwałtownie mrugać. - Chodź tu, ty kurde... gumochłonie - powiedziała niewiele myśląc i na tyle na ile mogła przyciągnęła go do siebie. - Kocham cię. - powiedziała oplatając ramionami jego szyję, a potem dodała, o wiele ciszej, tak, że nawet jeśli ktoś stałby pod drzwiami Skrzydła Szpitalnego nie mógłby tego usłyszeć. - Chyba powinniśmy naprawdę pójść do Dumbledore'a...

  23. Natalia/Magda

    Na jej twarzy pojawił się niewielki, smutny uśmiech. Sama chciała podejść do Snow, gdy tylko usłyszała jej słowa, ale Golding zareagował szybciej i może rzeczywiście tak było lepiej, w końcu to rodzina. Westchnęła bezdźwięcznie, a potem bardziej wyczuła niż zauważyła, że Magda podeszła bliżej i stanęła zaraz obok niej, krzyżując ramiona. Kiedy uwaga wszystkich znów zwróciła się na nią posłała drobnej dziewczynie poważne spojrzenie.

    - Ewelino, zgadzam się z Karolem. Jestem z ciebie niezwykle dumna.

    W tym momencie Golding zwrócił się do Magdy, która uniosła nieznacznie jedną ciemną brew słysząc to interesujące stwierdzenie.

    - Skąd taki wniosek? - zapytała cicho, jej duże oczy uważnie śledziły jego postać. - Mój stosunek do ciebie jest neutralnie-ostrożny, jak do każdego obcego - skwitowała poważnie, a potem dodała. - I nie musisz prosić mnie o opiekę nad Eweliną. To moja przyjaciółka - końcówka zdania miała w sobie nieznacznie pytający ton, jej wzrok powędrował na drobną blondynkę.

    Natalia uśmiechnęła się po raz kolejny i położyła dłoń na ramieniu Magdy, chwilę później jej mina wróciła jednak do pełnej powagi, a wzrok skierował na Goldinga i Lust.

    - Macie rację, nie traćmy czasu - kiwnęła lekko głową w stronę dwóch kobiet. - Magdo, Ewelino - potem puściła ramię swojej asystentki i razem z Anną i Goldingiem wyszła z Kancelarii kierując się do samochodu.

  24. Jolanta

    Kobieta zacisnęła zęby, kiedy schodzili na dół, coraz głębiej i głębiej po metalowych schodach. Dalej kolejne drzwi, wyglądające na solidniejsze i kolejne i kolejne, aż znaleźli się w małym, ciemnym pomieszczeniu, a Jolanta myślała, że wkrótce oszaleje od wrzasków.

    - Posadźcie ją - w tej chwili sama musiała powstrzymywać się od krzyku, bo miała wrażenie, że jej gwardziści nie usłyszą jej w tym hałasie, którego przecież nie odczuwali.

    Zrobili co kazała, a potem podążali za jej następnymi instrukcjami. W końcu Felicja skończyła przypięta do twardego krzesła, które również było przymocowane do ściany. Jej ręce i stopy były porządnie do niego przywiązane, tak samo jak talia i czoło, a usta związane kawałkiem czarnego, miękkiego materiału. Po jednej jej stronie stał z tyłu Edward, po drugiej Anastazja, ich ręce spoczywały na ramionach nieprzytomnej kobiety. Zanim Jolanta zdecydowała się ją przebudzić kazała Anastazji nasączyć szmatkę pod nosem Felicji środkiem lekko oszałamiającym, ostrożności nigdy za wiele. Potem Luna zamknęła drzwi, wiedząc, że jej siostra będzie miała drugą kartę i sama usiadła na jednym z pustych krzeseł. Zacisnęła pięści i znów skierowała wzrok ciemnych oczu na związaną Crystal, wysyłając kolejną porcję energii. Tym razem po to by ją przebudzić, ale wciąż trzymać na wodzy.

    Pozostawało czekać.

  25. Lisa wyglądała na coraz bardziej zdenerwowaną, ale również zdołowaną. Chociaż nie mogła zaprzeczyć, że rozumiała Alana, cały czas ją ta sprawa gryzła. Uśmiechnęła się lekko, kiedy pocałował ją w policzek, ale później jej mina znów stała się poważna i zacisnęła palce na jego dłoni, by potem na nowo rozluźnić się na wielkiej poduszce.

    - Czuję się dobrze, mogłabym już stąd wyjść - powiedziała, na tę chwilę dając za wygraną, a potem cicho westchnęła. Nie była to do końca prawda, bo wciąż przytłaczała ją słabość, a niewielki ból głowy nie mijał całkowicie. Zgadzała się w pełni tylko druga część, naprawdę wolałaby już opuścić Skrzydło Szpitalne. Nie lubiła go, bo miała wtedy wrażenie, że kiedy tu leży, marnując czas, traci kontrolę nad swoim szkolnym życiem.

    - Powiesz mi co się dokładnie stało? - zapytała po jakiejś minucie ciszy, jej usta wciąż były ułożone w grymas obrażonego dwulatka - Pamiętam tylko tyle, że razem z Riddle'em układaliśmy ingrediencje na szafkach, a potem ten straszny ból głowy - zacisnęła na chwilę powieki. - I czy coś się działo, kiedy byłam nieprzytomna? - uniosła nieco brodę, wbijając w niego zielone oczy, wciąż trochę podkrążone.

×
×
  • Utwórz nowe...