Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Elizabeth Eden

  1. Biel skrzydła szpitalnego mocno biła po oczach w porównaniu z szarością korytarzy i ciemnością za oknami. Na jednym z łóżek, całkiem niedaleko wejścia, leżała Lisa. Była nieprzytomna i wyglądała strasznie blado. Pielęgniarka nachylała się nad nią i magią usuwała krew z jej włosów, co Alan mógł wyraźnie zobaczyć. Dziewczyna wyglądała w tej chwili jak krucha lalka, jej rude włosy, w niektórych miejscach posklejane, rozpościerały się na idealnie białej pościeli. Nie ruszała się i jedynym co wskazywało na to, że żyje była jej poruszająca się powoli klatka piersiowa. Pielęgniarka nagle wyprostowała się i obróciła, zauważając Alana.

    - Oh. Pan Travers, zgadza się? - nie czekając na odpowiedź odeszła od łóżka i podeszła do jednej z szafek używając różdżki do tego, by wyciągnąć z niej bandaże. 

    Teraz Alan mógł zobaczyć, że po drugiej stronie łóżka na krześle siedział Tom Riddle. Trzymał on jedną dłoń Lisy i ostentacyjnie przesuwał po niej palcami. Od samego początku wpatrywał się w Alana z wyraźną satysfakcją, a kiedy pielęgniarka się odwróciła pozwolił sobie nawet na drobny uśmiech, mówiący dokładnie, że to zemsta. Na lekcji historii magii Alan prawie rozbił Riddle'owi głowę, więc on zrobił to samo Lisie, doprowadzając to jednak do końca. Pielęgniarka znów podeszła do łóżka Lisy i zaczęła owijać jej głowę bandażami. Tom natychmiast przybrał wtedy minę pełną zatroskania i zwrócił wzrok na twarz nieprzytomnej dziewczyny.

  2. Chociaż Lisa już w sumie o tym wiedziała, to wspaniale było usłyszeć od Alana, że również ją kocha. Nie mogła powstrzymać rumieńca. Uśmiechnęła się i też ścisnęła mocno jego rękę

    - Tak, masz rację. Chodźmy na ten spacer.

     

    ***

    Sobota

     

    Reszta tygodnia minęła w sumie jako tako. Nie było tak źle jak Lisa myślała, że będzie. Co prawda rzeczywiście w dormitorium duża część uczniów całkowicie ich ignorowała albo rzucała jakimiś nieprzyjemnymi uwagami, ale mając przy sobie Alana, Stephanie i Adelię(które ostatnimi czasy również stały się niezbyt lubiane w Slytherinie) w ogóle się tym nie przejmowała. Parę razy zdarzało im się minąć na korytarzu Walburgę, Riddle'a albo kogoś z jego grupy, ale nigdy nie doprowadziło to do czegoś nieprzyjemnego. Dla Black chyba już nie istnieli, co absolutnie Lisie nie przeszkadzało, a do głupich komentarzy Lestrange'a albo Mulcibera była przyzwyczajona. Tylko zachowanie Riddle'a wydawało się dziwne. Za każdym razem, kiedy go gdzieś spotykali po prostu się z nimi witał i posyłał Lisie małe, mogłoby się wydawać uprzejme uśmiechy. Ruda dziewczyna może i byłaby tym zaniepokojona, gdyby nie to, że przez resztę tygodnia widziała go praktycznie tylko na lekcjach, co było naprawdę miłą odmianą. W ogóle ją nie interesowało co prefekt robi w tym czasie, ważne, żeby był po prostu jak najdalej od nich.

     

    Cały stres powrócił do niej jednak w sobotni ranek. Próbowała się co prawda uspokajać, myśląc, że to przecież tylko szlaban, a Riddle ostatnio jest normalniejszy i pewnie już sobie odpuścił gnębienie ich, bo się po prostu znudził. Z jakiegoś powodu sama w to nie wierzyła. Nie chciała jednak martwić Alana, więc kryła się ze swoimi emocjami jak tylko mogła, rzucając od czasu do czasu kawałami i uśmiechając się do niego, oraz do Stephanie i Adelii. Kiedy nadszedł czas szlabanu pożegnała się z nimi i wyszła z dormitorium, rzucając jeszcze, że ma nadzieję, że nie będzie to trwało zbyt długo. 

     

    Dzisiejsze hasło było bardzo krótkie i łatwe do zapamiętania, co wszystkim Ślizgonom bardzo odpowiadało. Ad rem. Nie za bardzo nawet wiedziała, co to znaczy, ale to chyba nie było istotne. Na korytarzu jej maska opadła i nie mogła powstrzymać drżenia rąk. O czym ona będzie z nim rozmawiać przez ten czas? Przecież w jego towarzystwie nie była w stanie wydusić z siebie słowa. A może będzie go ostentacyjnie ignorować. Przypomniała sobie pierwszy wieczór w Hogwarcie, ten, za który zarobiła szlaban i zadrżała. Nie, lepiej, nie, bo zacznie na nią naciskać. Po prostu będzie mu ewentualnie dawać krótkie, niezobowiązujące odpowiedzi. Tak chyba będzie najlepiej. Był już co prawda wieczór, ale w mrocznych lochach i tak nie robiło to żadnej różnicy. Dotarła pod drzwi szkolnego składziku eliksirów i odetchnęła głębiej parę razy. Znając Riddle'a pewnie już przyszedł, a przecież nie mogła pokazać mu, że się boi. To by była totalna porażka. Musi się uspokoić. Kiedy uznała, że całkiem oczyściła się z nerwów złapała za klamkę i weszła do środka.

     

    Tak jak się spodziewała, prefekt już tam był. Na jego widok jej wcześniejsze przemyślenia wydawały się nic nie warte, bo znów poczuła jak strach ściska ją za gardło. Wyglądał co prawda bardzo spokojnie, opierał się po prostu o jedną z półek trzymając w ręce swoją różdżkę, a kiedy ją zobaczył posłał jej drobny uśmiech. Jednak słabe światło tego pomieszczenia, dość gęste i wypełnione zapachami różnych ingrediencji powietrze, oraz ogólne zatłoczenie półek sprawiło, że prawie odwróciła się na pięcie i wyszła. To na pewno nie było miejsce w którym chciałaby być z nim sama. Może jednak powinna poprosić Alana o pomoc? O chociaż zwykłą obecność. No ale na szlabanach nie można było tak robić, poza tym wszystko mogłoby by być jeszcze gorsze, gdyby pomiędzy nim a Riddle'em doszło do jakiejś kłótni. Nie, nie zamierzała go w to mieszać. Musiała być silna i przejść przez to sama. Mogli używać magii, więc na pewno nie zajmie to dużo czasu, potem będzie mogła wrócić do dormitorium i spędzić resztę wieczoru z przyjaciółmi. 

     

    Ta myśl dodała jej odwagi, więc weszła do środku i zamknęła drzwi cicho za sobą. Im dłużej jednak wpatrywała się w Riddle'a tym jego uśmiech stawał się mniej uprzejmy, a bardziej niepokojący. Wytarła spocone dłonie o szatę.

    - Dobry wieczór, panno Sanders. Przez chwilę obawiałem się, że nie przyjdziesz.

    - Niby czemu? - wyrwało jej się. - Jest dopiero parę minut po dziewiętnastej. Poza tym to mój szlaban, muszę tu być - no tak. Krótkie i niezobowiązujące odpowiedzi... . Oczywiście musiała ulec swojej wrogości i odpowiedzieć wręcz agresywnie i trochę zbyt szybko. Jednak z jakiegoś powodu to dodawało jej odwagi, więc przez chwilę myślała o tym, czy nie zachowywać się tak przez cały szlaban. Potem jednak doszła do wniosku, że to głupie i może jeszcze bardziej ją pogrążyć, więc wzięła kolejny głęboki oddech.

    Riddle nie wydawał się być jednak zdenerwowany jej nieuprzejmą odpowiedzią. Bawił się swoją różdżką, obracając ją między palcami i wciąż się uśmiechał. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza, której Lisa nie wytrzymała zbyt długo.

    - Dobra, więc od czego mam zacząć? - zapytała, z zadowoleniem zauważając, że brzmi o wiele spokojniej.

     

    Poruszył się tak nagle, że Lisa nie mogła się powstrzymać i zrobiła krok do tyłu. Na pewno musiał to zauważyć - pomyślała ze złością, ale on podszedł tylko do półki na przeciwko, na której stało jakieś pudełko.

    - Od czego mamy zacząć. Zobowiązałem się do pomocy - odpowiedział gładko. Dziewczyna przez chwilę chciała zapytać się "No właśnie, dlaczego to zrobiłeś?", ale ugryzła się w język. Nie zamierzała zaczynać żadnych rozmów. - Profesor prosił o pozbycie się składników, które straciły ważność, oraz sprawdzenie, czy wszystkie znajdują się na właściwych miejscach. Wspomniał też, że raczej nie zdążymy zrobić tego w ciągu jednego wieczoru, ponieważ na twój dzisiejszy szlaban przewidziana jest godzina - spojrzał na nią. Jego oczy nieprzyjemnie się błyszczały w tym mdłym świetle.

    - Tego ostatniego nie pamiętam - wymruczała, podchodząc powoli do jednej z półek.

    - Ponieważ profesor powiedział o tym mi.

    Oczywiście.

     

    Lisa przesunęła palcem po jakiejś zakurzonej fiolce wypełnionej ciemnozielonym, gęstym płynem.

    - Więc... jak mamy to sprawdzić? Jest tu jakaś data ważności? - żeby nie musieć patrzeć na niego podniosła fiolkę i obejrzała ją z każdej strony.

    - Nie na wszystkich - podskoczyła i prawie upuściła szklaną buteleczkę. Riddle jakimś cudem stał tuż obok niej, chociaż nie słyszała, żeby się zbliżył. Miała ochotę się odsunąć i chyba nawet zaczęła to robić, ale wtedy on złapał ją za nadgarstek, na co nie mogła powstrzymać cichego krzyku. 

    - Spokojnie - powiedział, ale tym razem nawet nie krył chłodu w głosie. - Nie bój się mnie, przecież ten szlaban ma być dla nas okazją do załagodzenia nieporozumień - Lisa była praktycznie pewna, że usłyszała drwinę. Potem jednak Riddle puścił ją i wyprostował się, znów uśmiechając lekko jak uprzejmy prefekt. - Najlepiej będzie skorzystać z zaklęcia. Pleni Confirmo. Znasz je?

    - Kojarzę - wymamrotała, tym razem naprawdę się odsuwając. Rzeczywiście profesor wspominał o nim kiedyś na eliksirach.

     

    Znów czuła jakby coś ściskało ją w gardle. Dlaczego on musi być taki... taki. Niepokojący. Uprzejmy, ale równocześnie tak okropnie złośliwy. Niebezpieczny. Nie no, teraz to może już przesadziła. Pokręciła lekko głową. Wtedy znów usłyszała jego głos, na szczęście o wiele dalej. 

    - Myślę, że wystarczy, jeśli dzisiaj skontrolujemy te trzy półki - obróciła się, żeby zobaczyć co pokazuje, ale i tak ledwie zwróciła na to uwagę. Chciała po prostu, żeby ten szlaban jak najszybciej się skończył. Mdliło ją na myśl, że czeka ją jeszcze kolejny. Może uda jej się namówić profesora, żeby odbyła go sama? Westchnęła i zabrała się do pracy.

     

    Reszta szlabanu mijała naprawdę lepiej niż mogła się spodziewać. Co prawda nie czuła się komfortowo w obecności Toma Riddle'a, ale pracowała w ciszy, unikając spoglądania na niego i odpowiadając krótko na jego sporadyczne, niezobowiązujące pytania. Parę razy wrzuciła do pudła nieświeży składnik, a kiedy skończyła sprawdzać świeżość, zaczęła sprawdzać po kolei, czy wszystko na tej półce leży na swoim miejscu. Podchodziła właśnie do następnej, przesuwając już palcami po fiolkach, kiedy kątem oka zauważyła, że Riddle wykonał jakiś gwałtowny ruch ręką. Odwróciła się szybko, czując przyspieszający oddech, żeby zobaczyć jak wyciąga dłoń w jej stronę i mówi:

    - Uważaj!

     

    Chwilę później usłyszała huk i poczuła ogromny ból z tyłu głowy i na plecach. Upadła do przodu na ziemię, a fiolki z różnymi składnikami cały czas rozbijały się na niej i wokół niej. Nie wiedziała w ogóle co się stało, jedyne co było w tej chwili realne to ból, łzy, które zaczęły napływać jej do oczu oraz rozmazany Riddle, który skierował szybko różdżkę na wysoką półkę, powstrzymując ją od całkowitego upadku na nią. Nie wiedziała, czy przeżyłaby, gdyby tego nie zrobił, ale mnóstwo ciężkich buteleczek wystarczająco ją zraniło i ogłuszyło. Czuła jak coś ciepłego spływa jej po czole, ale nie miała nawet siły podnieść dłoni do twarzy. Nie mogła też powstrzymać szlochu spowodowanego szokiem i wciąż bardzo intensywnym bólem.

    - Boli... - zdołała z siebie wydusić, dławiąc się łzami i chociaż wszystko co widziała było dziwnie rozmazane i zamglone to udało jej się zauważyć, że Riddle podszedł bliżej i kucnął przy niej. Kiedy na chwilę jej wzrok się wyostrzył zobaczyła, że się uśmiecha, więc zaszlochała jeszcze mocniej, ponieważ do całej mieszanki jej uczuć dołączył nagle wielki i obezwładniający strach. 

     

    Chwilę później zamienił się on w instynkt przetrwania i chociaż czuła się coraz słabsza, a w uszach jej dziwnie dzwoniło spróbowała się podnieść, wyciągając ręce do przodu. Wtedy on złapał ją za nadgarstek i przygwoździł z powrotem do ziemi. Spróbowała krzyknąć, ale nie dała rady, przed oczami robiło jej się coraz bardziej ciemno. Usłyszała jeszcze tylko jedno słowo.

    - Spokojnie...

     

    Kiedy Lisa straciła świadomość Riddle puścił jej nadgarstek i przez chwilę przyglądał z zadowoleniem krwi oblepiającej te roztrzepane, rude włosy. Chociaż na co dzień wyglądała obrzydliwie i nieokrzesanie, to właśnie teraz mógł ją podziwiać. Wszystko było na swoim miejscu. Ślady łez na piegach, otwarte w przerażeniu usta, nogi rozłożone bezwładnie na ziemi, odłamki szkła we włosach i intensywnie czerwona krew, która zaczynała powoli spływać po jej czole. Prawdziwe piękno. Gdyby mógł zostałby tak dłużej, ale prawdopodobnie miał tylko parę minut, aby doprowadzić ją do Skrzydła Szpitalnego, jeśli nie chciał by odniosła trwałe urazy. Ingrediencje, które na nią spadły nie należały do niebezpiecznych, ale zmieszane mogły dać niespodziewane efekty. A przecież nie chciał jej jeszcze złamać. Nie byłoby w tym żadnej zabawy. Rzucił więc na swoje szaty zaklęcie ochrony przed ubrudzeniem i podniósł ją, jedną rękę trzymając pod jej plecami, a drugą pod kolanami. Zwalczył w sobie odruch upuszczenia jej na ziemię i wyszedł ze składzika, z każdym krokiem przyspieszając. Mógł co prawda użyć zaklęcie lewitacji, ale to nie dałoby takiego efektu. 

     

    Nie mógł się doczekać reakcji Traversa.

     

    ***

     

    Do Pokoju Wspólnego Ślizgonów wszedł nagle niespodziewany gość. Szumy rozmów urwały się, kiedy wszyscy spojrzeli w stronę wejścia w którym znajdował się zasapany profesor Slughorn. Przez chwilę jeszcze walczył o oddech, a potem uniósł dłoń, aby przetrzeć sobie czoło.

    - Tragedia... tragedia... o Merlinie... - odchrząknął parę razy. - Moi drodzy. Okropne wieści. Wasza koleżanka, Elisabeth Sanders... - przerwał, aby znów podnieść rękę do twarzy. - ... doznała strasznego wypadku - w dormitorium panowała cisza. Niektórzy wyglądali co prawda na wystraszonych, ale Lestrange ostentacyjnie odwrócił się z powrotem do Mulcibera i kontynuował rozmowę. - Znajduje się teraz w Skrzydle Szpitalnym. Gdyby nie pan Riddle... nie wiem co by się mogło stać - to znów przyciągnęło uwagę wielu uczniów, ale profesor Slughorn nie zamierzał chyba dodać nic więcej w tej sprawie. - ... Panie Travers, wiem, że jest pan blisko z panną Sanders, więc jeśli pan chce może pan pójść ją odwiedzić. Jedyne o co proszę, to o powrót przed początkiem ciszy nocnej.

     

    Stephanie i Adelia natychmiast wstały.

    - My też idziemy - profesor skinął głowę i wciąż przecierając swoje czoło wyszedł na korytarz. Kiedy nie był już w zasięgu słuchu dotarły do nich ciche śmiechy od strony stolika, przy którym siedziała Walburga Black, starsza siostra Vivienne i parę innych Ślizgonek.

    - "Wasza koleżanka"... 

  3. Natalia

    I znowu o organizacji. Natalia nie mogła zaprzeczyć, że ten temat coraz bardziej ją interesował. Zastanawiała się nawet, czy tak jak Snow nie stanąć w obronie Anny, ale zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jak wiele konfliktów pomiędzy kucykami a podmieńcami miało miejsce na przestrzeni lat i nie mogła winić ich za niechęć. Ona sama już dawno oduczyła się wsadzania wszystkich do jednego worka i może nawet rzeczywiście by się odezwała gdyby nie to, że znała Annę na tyle, by wiedzieć, że nie zrobi to na niej wrażenia, więc nie było potrzeby wywoływania kłótni, skoro i tak byli już prawie na miejscu. Jej jasne brwi uniosły się jednak lekko w górę na kolejne informacje o Crystal. Ciągle jeszcze miała wrażenie, że to imię z czymś jej się kojarzy. Niesmak pogłębił się na słowa mężczyzny, bowiem łatwo było się domyślić, że jest to osoba okrutna. Natalia w każdym razie nie nazwałaby inaczej kogoś, kto w ten sposób wywyższa jedną rasę ponad drugą. Z tego mogą wyniknąć tylko złe rzeczy. O wiele przyjemniej było słyszeć o idei Goldinga. Nie żeby ją to zaskoczyło, ale miło było wiedzieć, że niewiele się zmienił.

    Kiedy dotarli na miejsce pożegnała się uprzejmie z dwójką mężczyzn, posyłając im ciepły, szczery uśmiech. Nie czekała na ich reakcję, wychodząc z samochodu i znów łapiąc Snow delikatnie pod rękę, dając jej jednak ewentualną szansę na odejście. Gest ten był bardzo opiekuńczy i przyjazny, więc nie spodziewała się, by dziewczynie to przeszkadzało. Kiedy słuchała w ciszy rozmowy pomiędzy nią, a Anną nie mogła się jednak nie wtrącić.

    - Snow - powiedziała łagodnie, przyciągając jej uwagę. - Wydawało mi się, że polubiłaś Annę podczas tego krótkiego czasu, jaki dany wam było razem spędzić. Czy jej pochodzenie cokolwiek zmienia? Zaprzyjaźniając się z Magdą doświadczyłaś już chyba, że nikogo nie powinno się w ten sposób oceniać - uśmiechnęła się do niej zachęcająco.

    Sama Natalia o Lust wiedziała wiele, ale każdy zasługiwał na szansę. Sytuacja podmieńców była bardzo specyficzna. Nie byłyby w stanie żyć bez żerowania na miłości, więc nie było nic dziwnego w tym, że uderzały w miejsce, gdzie było jej najwięcej. Nic nie było czarno-białe, a władza wiązała się z cierpieniem. Częstym błędem kucyków w Equestrii było to, że nigdy nie przyszło im do głowy, że podmieniec może być czymś więcej niż tylko potworem. A przecież na poziomie świadomości, inteligencji, czy nawet uczuć nie różniły się od Equestrian prawie niczym. Największym problemem było jednak to, że mając tą wiedzę wciąż nie można było dopuścić ich do swobody, bo wtedy krzywdziłoby się kucyki. Czy dało się to jakoś pogodzić? Pewnie tak, ale na takie sprawy nigdy nie było czasu. Sama Natalia żałowała, że zauważyła to tak późno.

    Powoli kierowały się w stronę budynku. We włosach Natalii odbijało się teraz słońce, które zaczynało powoli prześwitywać przez chmury. Szła pośrodku, pomiędzy Snow i Anną, spoglądając raz na jedną raz na drugą z lekkim uśmiechem na twarzy.

  4. Natalia

    Trudno było stwierdzić co tak naprawdę myślała Natalia podczas tej podróży, bo raczej się nie odzywała. Kiedy jednak padło oskarżenie skierowane w Snow, która przecież nie zrobiła absolutnie niczego za co można by ją potępiać, premier po prostu w ciszy zacisnęła rękę na jej dłoni. Mimo iż Natalia była główną realizatorką projektu rejestracji nie odezwała się, nie chcąc wszczynać żadnych niepotrzebnych kłótni. Przez lata opanowała chęci odpowiadania na zaczepki, bo nie było to godne jej stanowisku. Poza tym przepełniało ją, teraz bardziej niż kiedykolwiek, poczucie słuszności własnych działań. Wiedziała też, że prędzej czy później zauważą to inni. Im dłużej słuchała słów kierowcy tym jej uścisk na ręce Snow robił się delikatniejszy, aż w końcu zmienił się praktycznie w jedynie lekkie ocieranie się palcami o jej rękaw. Wciąż jednak milczała, chociaż wydawała się w pewnym sensie spochmurnieć. Chwilę później jej nastrój zmienił się na tyle błyskawicznie, że i tak Snow nie mogła się temu głębiej przyjrzeć. Niebiesko-zielone oczy Natalii powędrowały od młodej krawcowej do mężczyzny z przodu. Crystal? Nie miała pojęcia dlaczego, ale to imię wydawało jej się jakoś nieprzyjemne. Musiała być jednak kimś ważnym skoro ewidentnie była kimś w rodzaju autorytetu w większej grupie. Organizacji. Dokładnie tak jak Golding, co było oczywiste biorąc pod uwagę już sam sposób ich dojazdu na miejsce. Wysoce zastanawiające, będzie musiała zainteresować się tym po spotkaniu z nim.

    Sama od siebie postanowiła dodać tylko parę słów.

    - Starajcie się nie odrzucać swoich wartości. W ten sposób z biegiem czasu upodobnicie się do ludzi - brzmiała bardzo, bardzo łagodnie. Musiał wiedzieć o co jej chodzi. Kucyki w swojej naturze miały empatię, otwartość i przede wszystkim odwagę w bronieniu własnych przekonań. Dziś coraz mniej odróżniało ich od ludzi, gniew był codziennością, chłód metodą obrony, a zabójstwa i matactwa nie były już czymś niewyobrażalnym. Traciły wszystko, czego nauczyły się przez lata w Equestrii i nic nie bolało jej tak mocno jak to. Nie było to jednak czymś nie do naprawienia.

    Rozmowa była już praktycznie zakończona, Anna zdecydowała się jednak dorzucić własne trzy grosze. Westchnęła w myśli. Nie mogła spodziewać się niczego innego i wiedziała też, że próby przekonania jej do nieprowokowania tej dwójki nie mają i tak żadnego sensu. Spojrzała jednak na nią z trochę zrezygnowaną dezaprobatą, pokazując po prostu, że nie podoba jej się ten pomysł. Zrobi z tym co zechce, jak zawsze.

  5. Lisę w tej chwili kompletnie nie interesowało gdzie zniknęła Walburga. Nie interesowało jej też, czy są tutaj sami, czy może ktoś już się do nich zbliża. Był to w końcu normalny, szkolny korytarz. Jednak tym razem szczęście, którego ostatnio często nie mieli, postanowiło im sprzyjać i panowała tu głucha cisza, przerywana jedynie słowami Alana, które w tej chwili tak bardzo ją zabolały. Jak on mógł się obwiniać o coś takiego? Jak mógł uważać, że nie będzie z nim szczęśliwa, skoro to przecież ona to zainicjowała? Chwilę potem szok i smutek ustąpiły miejsca irytacji. Co za kretyn.

    Upadła na kolana obok niego nie zwracając uwagi na to, jak twarda i zimna była podłoga. Objęła go i przyciągnęła do siebie, może tylko trochę zbyt mocno wbijając mu palce w ramiona.

    - Ej. Kocham cię, jasne? Więc skończ, albo tak ci skopię tyłek, że cię w Slytherinie i tak nikt nie pozna - no dobra, nie wyszło to tak surowo jak chciała by było, bo pod koniec nie mogła się powstrzymać od chichotu. W ogóle się nie przejmowała groźbami Walburgi. Miała Alana. Miała Stephanie i Adelię. Parę innych koleżanek z innych domów. Rodzinę. Czy ona naprawdę myślała, że przejmie się złośliwością snobów, których i tak nigdy nie lubiła?

     

    Objęła Alana jeszcze mocniej, a potem puściła i odsunęła się odrobinę, żeby spojrzeć mu w twarz.

    - Poradzimy sobie ze wszystkim. Poza tym, kto powiedział, że nie masz rodziny? Masz mnie. I moją rodzinę też, przecież wiesz, jak bardzo moja mama cię lubi - uśmiechnęła się, mając nadzieję, że Alan zrobi to samo. Cały jej wcześniejszy zły humor naprawdę wyparował. Może czuła nawet coś w rodzaju ulgi, że Alan nareszcie nie był ograniczany przez swoich okropnych krewnych. Byli wolni. Mogli wszystko. Nie rozumiała dlaczego on jeszcze tego nie widział.

  6. Natalia

    Nie wydawała się ani szczególnie zaniepokojona ani zdziwiona tajemniczością całej tej sytuacji. Można było wręcz pomyśleć, że się tego spodziewała, bo pokręciła z lekkim uśmiechem głową, nie mówiąc ani słowa. Anna wsiadła jako pierwsza, oczywiście, kiedy osobiście upewniła się, że wszystko jest w porządku, a premier bez wahania zrobiła to samo. Chociaż na chwilę musiała puścić Snow, to kiedy znalazła się w środku wyciągnęła do niej zachęcająco rękę, na wypadek, gdyby ta sytuacją ją zdenerwowała.

    - Chodź - powiedziała do niej łagodnie i to były pierwsze słowa jakie padły z jej ust w obecności kierowców, których notabene obdarzyła jedynie krótkim spojrzeniem, nie czując potrzeby badania ich tak jak robiła to Anna. Nie tylko dlatego, że Lust sama radziła sobie z tym doskonale, ale również po prostu wiedziała, że dla Goldinga było to normalne zachowanie. Wszystko starannie zaplanowane, bardzo mały kredyt zaufania.

  7. Mogłoby się wydawać, że za tak niegodne słowa skierowane do wspaniałej czarownicy ze szlachetnego rodu Black Walburga obrzuci ich najgorszymi obelgami lub nawet sięgnie po różdżkę, by pokazać im ich miejsce. Lisa przez chwilę sama nawet machinalnie położyła rękę na własnej kieszeni szykując się do ewentualnej obrony. Alan teoretycznie nie powiedział nic obraźliwego, ale ruda dziewczyna wiedziała, że takiego pomyleńca jak ona może wyprowadzić z równowagi wszystko. Tym bardziej było więc szokujące i niepokojące, gdy Walburga po prostu uśmiechnęła się jadowicie i dumnie uniosła brodę, krzyżując ręce na piersi. Jej czarne oczy skrzyły się chłodem, ale również bardzo źle wróżącym rozbawieniem.

    - Rozumiem. W Slytherinie zostałeś właśnie szlamą - wycedziła. - I mam nadzieję, że Sanders razem z tobą. Nigdy nie rozumiałam jakim cudem była do tej pory akceptowana - na sekundę spojrzała w jej stronę, a potem odwróciła wzrok jakby jej widok osobiście jej uwłaszczał.

     

    Lisa po raz kolejny musiała mocno się powstrzymywać przed powiedzeniem czegoś, co mogłoby przynieść bardzo złe skutki. Ograniczyła się jedynie do gniewnych spojrzeń i złapania Alana mocno za rękę.

    - Życzyłabym ci powodzenia - obeszła ich ostentacyjnie i udała się w stronę drzwi na końcu korytarza. - Ale szlamy na to nie zasługują - jej eleganckie szaty powiewały za nią malowniczo. Lisa miała ochotę pobiegnąć za nią i je przydeptać, żeby się przewróciła. Niestety, wiedziała, że nie może, więc obróciła się tylko i położyła Alanowi rękę na ramieniu, nie mówiąc jednak ani słowa. To co powiedziała Walburga wystraszyło ją, bała się, jak inni będą teraz traktować jej przyjaciela.... chłopaka. Nie chciała, żeby cierpiał.

  8. A odkopmy sobie temat sprzed roku, czemu nie :). MewTwo zostaje Ślizgonem ^^

     

    W takim razie następna na liście jest... ^^

    Emily!

     

    Spoiler

     

    Przydzieleni:

     

    Gryffindor:

    -RedBalance12 

    -Tarreth

    -Insomnia

    -Camed

    -Lisica-chan

    -Velvettia von Orchberg

    -Rex *Monster* Crusader

     

     

    Hufflepuff:

    -Celly.

    -Harmony

    -Skoda Octavia De Lya

    -Ukeś

    -Szeregowa Rainboww Dash

    -Littlepip

    -Magus

    -Uszatka

    -Luna the Moon

     

     

    Ravenclaw:

    -KreeoLe

    -Khornel

    -Parabellum Edge

    -Burning Question

    -Maisha737

    -Cava.

    -Gray Picture

     

    Slytherin:

    -Elizabeth Eden

    -Trivus

    -Hidoi

    -Arjen

    -Sajback Aliquam Grey VFV

    -Gandzia

    -Mephisto von Pheles

    -MewTwo

     

     

    Dużo nas :v

     

    ____

    Twórzmy swój forumowy Hogwart! Zapraszam do zgłaszania się z prośbą o przydział!

  9. Natalia

    Natalia w pewnym sensie zdążyła się już przyzwyczaić do nieoczekiwanych działań Lust i zdecydowała się jej o to po prostu nie wypytywać. Miała wrażenie, że wie, co kobieta zrobiła i kiedy wróciła skinęła jedynie lekko głową i z uśmiechem złapała Snow delikatnie pod rękę prowadząc ją w stronę wyjścia. Anny nawet nie próbowała dotykać. Nie tylko dlatego, że pewnie i tak sobie tego nie życzyła, ale również po prostu nie czuła wobec niej tak wielkiej opiekuńczości jak wobec chociażby Snow, z więcej niż kilku powodów. Na zewnątrz wciąż jeszcze siąpiła mżawka, ale było ona na tyle delikatna, że nie wymagała wyciągnięcia parasola.

    Musiało to wyglądać dość zabawnie, gdy premier w swojej zielonej garsonce szła z młodą dziewczyną pod rękę tak jakby była jej pierworodną córką. Natalia nie czuła się jednak ani trochę skrępowana, więc Snow również nie powinna. Jej jasne włosy napuszyły się lekko od wilgoci, chociaż przecież do stojącego pod Kancelarią auta miały parę kroków.

    Natalia razem ze swoimi towarzyszkami stanęły obok auta. Kobieta wykonała powolny gest, wskazujący na to, że chce otworzyć drzwi, ale zaczekała jeszcze chwilę, obserwując kierowcę spod rzęs, zastanawiając się, czy pokaże jej w jakiś sposób, że ma to zrobić, czy raczej będzie wolał sam wyjść z samochodu i je wpuścić.

     

    Co nowego w gazetach?
    W Stanach Zjednoczonych została brutalnie zamordowana rodzina. W Nowym Jorku, w Filadelfii i w Los Angeles zaplanowane są pokojowe przemarsze ludzi rodowitych i ludzi, którzy kiedyś byli Equestrianami. W ten sposób chcą oni pokazać swoją jedność i potępić przemoc.

  10. Uśmiechnęła się i pokręciła lekko głową na słowa Alana. Chwilę potem pocałowała go z zaskoczenia w policzek i powiedziała pogodnie:

    - W porządku, a więc spacer. Na błoniach już dzisiaj byliśmy, możemy się przejść po zamku. Gdzieś w jakieś ciekawe miejsca, na przykład korytarz gobelinowy. Poza tym, wiesz, w Hogwarcie zawsze można znaleźć coś, na co się nigdy wcześniej nie natrafiło - złapała go za rękę i pociągnęła na schody.

     

    Lisie wydawało się, że czeka ich po prostu przyjemny spacer po zamku, na który w sumie naprawdę miała ochotę - było po prostu niemożliwe, żeby ktokolwiek miał dość podziwiania tego olbrzymiego, magicznego budy. Nie zdążyli jednak zajść z Alanem daleko, nie zdążyli nawet zacząć jakiejkolwiek rozmowy, bo zza rogu wyskoczyła nagle bardzo niepożądana w tej chwili osoba. Walburga Black stała dumnie, spoglądając na nich z góry, jej niesamowicie ciemne włosy spięte były w ciasnego koka, na twarzy natomiast malowała się najbardziej nienawistna mina z jaką Lisa kiedykolwiek ją widziała.

    - Czy to prawda?! - kompletnie zignorowała Lisę, najwyraźniej uważając, że nie jest ona godna choćby spojrzenia. Jej głos był bardzo donośny i roznosił się echem po korytarzu. - Wydziedziczyli cię?! Jesteś teraz takim samym łachmytą jak szlamy?! - podnosiła głos tak mocno, że ruda dziewczyna dziwiła się, że jeszcze nikt się tu nie pojawił.

     

    Zacisnęła pięści i zagryzła wargi chcąc zachować spokój. Wiedziała, że może przez przypadek skrzywdzić Alana, jeśli znów da się ponieść emocjom. No i nie chciała zarobić kolejnego szlabanu, chociaż sądziła, że tym razem profesor mógłby już nawet napisać do jej rodziców, co tym bardziej trzymało ją teraz w ciszy, nawet jeśli miała ochotę odepchnąć ją mocno do tyłu, żeby się od nich odczepiła.

  11. Natalia

    Natalia miała niezwykłą nawet jak na polityka charyzmę i potrafiła, a nawet lubiła rozmawiać na niektóre tematy godzinami. Była to też w pewnym sensie kwestia doświadczenia. W tej chwili cieszyła się jednak z tego iż Lust zazwyczaj nie przebierała w słowach i przechodziła do konkretów, bo czasu miały jeszcze trochę, ale nie nieskończenie wiele. Taka forma pozwalała jej oszczędzić obszerniejszych wyjaśnień i odpowiedzieć w ten sam sposób:

    - Ma wysłać pod Kancelarię samochód, który zabierze nas - krótkim ruchem dłoni objęła siebie, Snow i Lust. - na miejsce. Mamy jeszcze chwilę, ale im wcześniej wyjdziemy tym lepiej. Pozwoliłam mu podyktować prawie wszystkie warunki tego spotkania i tego nie żałuję - zakończyła pogodnie, ale pewnie, wyraźnie pokazując, że nie ma ochoty na słuchanie wyrzutów w stylu Jolanty. Wyraz jej twarz wcale się jednak nie zmienił, pozostając po prostu przyjemny i zachęcający.

    - Jeszcze jakieś pytania? 

    Na zdystansowanie dziewczyny nie zwróciła uwagi, wiedząc, że często reaguje w ten sposób. Natalia w pewnym sensie również w ważnych sprawach odłączała się od własnych emocji, jednak maska jaką pozostawiała światu zawsze była maską kogoś dobrotliwego i przyjaznego. Nie miała w zwyczaju stawać się nagle chłodną panią i być może była to jedna z przyczyn jej świetnej reputacji.

  12. Natalia

    Pani premier nie wydawała się zbytnio spieszyć, wciąż miały czas. Odczekała chwilę, obserwując jak Magda znika na schodach prowadzących na górę. Potem złożyła dłonie mniej więcej na wysokości swojej tali i obdarzyła Snow przyjemnym uśmiechem, chcąc dodać jej otuchy. Zauważyła, że dziewczyna trochę się martwiła, choć nie powinna. Tym razem Natalia postanowiła po prostu postawić na szczerość i zobaczyć co z tego wyjdzie. Niemalże słyszała z tyłu głowy zirytowany głos Jolanty, ale to zignorowała, spoglądając na Lust.

    - Spotkanie. Zgodził się na nie - powiedziała, unikając wypowiadania słowa "Golding" w pełnym ludzi holu, chociaż w sumie nie miała ku temu konkretnego powodu. - Wspomniał też o tym, że pozwala na to bym zabrała ze sobą Snow i ciebie - w przypadku Snow nie miało to już sensu, gdyż jej imię pojawiło się w gazecie już dawno. - Snow wyraziła chęć. Jeśli ty również masz ochotę udaj się z nami, jeśli nie, możesz wrócić do swojego urlopu - nawiązała do jej słów, uśmiechając się łagodnie. - Do niczego nie będę cię namawiać.

  13. Prawie całą lekcję Lisa poświęciła na ukradkowe przyglądanie się Alanowi. Wyglądał na zamyślonego, a dziewczyna chciała dowiedzieć się, co było tego powodem. Wahała się jednak przed konkretnym pytaniem, bo nie wiedziała, czy chłopak będzie chciał o tym mówić. Nim się obejrzeli, lekcja się skończyła, co było dziwne, bo historia magii zazwyczaj potrafiła ciągnąć się godzinami. No, przynajmniej takie Lisa odnosiła wrażenie. Zaczęli zbierać swoje rzeczy, profesor Binns w ogóle nie zwracał na nich uwagi, żegnając się krótko i znikając w drzwiach za biurkiem.

     

    Stephanie wypadła z klasy pierwsza, wywołując zniesmaczenie na twarzy jakiegoś Krukona, którego po drodze potrąciła. Adelia kręciła z uśmiechem głową i wyszła jako druga, o wiele spokojniej od swojej przyjaciółki. Lisa zdecydowała się poczekać aż na korytarz wypłynie cały tłumek Krukonów i dopiero potem ruszyła w stronę wyjścia. Oczywiście jakby nie miała tego dnia już dość nerwów musiała koło drzwi minąć się z Riddle'em i jego znajomymi. Lestrange wyglądał co prawda jakby miał ochotę wepchnąć się przed nią ostentacyjnie pokazując, że nie uważa ją za prawdziwą czarownicę, której należy ustąpić miejsca, jednak Riddle powstrzymał go gestem i elegancko zaprosił ją oraz Alana do wyjścia jako pierwszych. Biorąc pod uwagę wydarzenia z początku lekcji było to dziwne, ale Lisa jeszcze przez całą drogę do Sali Wejściowej czuła na sobie ten chłodny wzrok, a niepokojący uśmiech nie chciał wybić się z jej pamięci.

    - Mamy jeszcze prawie półtorej godziny do lunchu. Co chcesz robić? - zapytała, spoglądając na Alana - Możemy iść do Pokoju Wspólnego, albo do biblioteki, albo... gdzieś - wzruszyła ramionami.

  14. Natalia

    Cóż za ciekawy zbieg okoliczności. Kiedy Natalia pojawiła się na głównych schodach z korytarza naprzeciwko wyszły właśnie Magda i Snow, natomiast niewiele później dołączyła do nich Anna. Można by pomyśleć, że umówiły się w tym miejscu dokładnie o tej godzinie i przybyły z zegarkową precyzją. Natalia wyglądała jak zwykle - na łagodnie zadowoloną. Wewnątrz odczuwała też jednak pewne podniecenie na myśl o tym, że wkrótce nareszcie będzie mieć szansę powiedzenia Goldingowi tego, co już dawno powinno być powiedziane. Nie przeszkadzało jej to, że Snow tam będzie, może to nawet i lepiej. Natomiast Annie zdążyła już częściowo zaufać. Częściowo. Ludziom tak sprytnym i charakternym jak ona zawsze trzeba było pozostawić jakąś furtkę sceptycyzmu. Mimo wszystko można było powiedzieć, że darzy ją pewną sympatią, tak więc powitała ją tak ciepłym uśmiechem jak Magdę i Snow.

    - Witajcie. Rozumiem, że wszystkie jesteście gotowe. Magdo? - jej asystentka wyglądała w tej chwili wręcz apatycznie, ale zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę ukrywa pod tą maską swoje napięcie. Kobieta skinęła głową i położyła Snow rękę na ramieniu, żegnając się z nią, Annie natomiast jedynie skinęła głową. Chwilę potem odeszła, zostawiając je same.

  15. Lisa zacisnęła usta i pokręciła głową, ale kiedy spojrzała na Alana w jej oczach nie było gniewu, tylko trochę podirytowana czułość. 

    - Wiem, że się o mnie martwisz, ale naprawdę sobie poradzę. Mieliśmy go ignorować, nie pamiętasz? - zapytała, nie wspominając o tym, że na poprzedniej lekcji sama straciła cierpliwość i przez to się ośmieszyła. - Po prostu to zostaw. Boję się, że możemy na siebie ściągnąć jeszcze większe kłopoty.

     

    Sama nie miała na dobrą sprawę pojęcia skąd u niej takie myśli, jednak od kiedy przybyli do Hogwartu miała ciągle poczucie, że ich prefekt jest z jakiegoś powodu niebezpieczny. Może i było to głupie, ale Lisa wolała tego dokładniej nie sprawdzać. Profesor kontynuował swój nudny wykład, a dziewczyna podparła brodę na dłoni. Parę ławek dalej siedziały Stephanie i Adelia, które zdecydowały się zachowywać, jakby nic się przed chwilą nie stało i wszystko było tak w porządku jak wtedy, gdy szli przez błonia do zamku. Stephanie zrobiła pokrzywdzoną minę i położyła głowę na ławce, pokazując w ten sposób, jak bardzo wolałaby leżeć sobie teraz w wygodnym łóżku w ich dormitorium. Chociaż wcześniej Elisabeth uważała, że nie powinni przegapiać lekcji, to teraz słuchając tych monotonnych opowieści z których wyłapywała może jedną piątą sama pomyślała, że to strata czasu i z większą efektywnością uczyłaby się z książek w bibliotece.

  16. Chociaż uczniowie wchodząc prezentowali sobą raczej głośną grupę, to prawie wszyscy zamilkli, obserwując toczącą się przed nimi scenę. Mimo iż Tom Riddle ewidentnie nie mógł spodziewać się tego, iż ktoś na niego wpadnie, instynktownie wyciągnął rękę i złapał się stojącej najbliżej ławki. Kwestią zaledwie sekundy było jego pozbieranie się z powrotem do idealnego wizerunku, poprawienie torby i wygładzenie szaty. Napięta cisza nadal trwała, Margaret przyłożyła sobie dłoń do twarzy. Wszyscy mieli świadomość tego, że gdyby nie jego refleks, Riddle mógłby uderzyć głową w ostry, drewniany kant, a jeśli rzeczywiście coś takiego miałoby miejsce nikt nie zwracałby już uwagi na to, czy działania Alana były celowe, czy nie, spotkałaby go kara za zamach na życie drugiego ucznia. Lestrange pochylił lekko głowę i syknął coś pod nosem, wbijając w chłopaka Lisy ostre spojrzenie.

     

    Sam Tom nie wydawał się być jednak zdenerwowany, co więcej, sprawiał wrażenie absolutnie spokojnego, a kiedy się odezwał w jego głosie nie słychać było żadnej emocji, był on miękki i łagodnie karcący.

    - Uważaj jak chodzisz, panie Travers. Możesz zrobić krzywdę nie tylko sobie - czy Lisa tylko sobie wyobraziła, że prefekt przez ułamek sekundy spojrzał jej w oczy, zanim odwrócił się, by zająć swoje zwyczajowe miejsce?

     

    Judith szepnęła coś o "łamagach", co było wyraźnie słychać we wciąż cichej klasie. Kiedy jednak nie wydarzyło się nic więcej znów zaczął narastać szum zwyczajowych rozmów. Przerwał go dopiero profesor Binns, podnosząc wzrok znad swoich notatek. Wydawało się, że w ogóle nie zauważył tego, co przed chwilą się tu stało.

    - Proszę o ciszę. Otwórzcie podręczniki na stronie piątej - potem zaczął jakąś rozległą i nudną opowieść o buntach goblinów, która była na dobrą sprawę przypomnieniem tego, co omawiali we wcześniejszych latach.

     

    Lisa nachyliła się do Alana, z którym siedziała w ławce, i szepnęła z naciskiem:

    - Powiedz mi proszę, że nie zrobiłeś tego specjalnie...

  17. Lisa chyba sobie nawet jeszcze nie zdawała sprawy jak bardzo nienawidzi wrednej rodziny Alana. To było w ogóle trudne do wyobrażenia - że ktoś tak wspaniały jak on mógł być krewnym takich ludzi. Chociaż zacisnęła pięści tak mocno, że niemal przebiła sobie paznokciami skórę, a jej usta zamieniły się w cienką kreskę, udało jej się opanować swój gniew. Alan miał w końcu rację - nie było sensu wdawać się w tak żałosne prowokacje. I tak na końcu pewnie to oni by oberwali - zawsze tak było. Poza tym Adelia i Stephanie złapały ją ostrzegawczo za łokieć, więc nawet jakby chciała coś zrobić tej wrednej jędzy to i tak nie mogła.

    - Tak, chodźmy na zajęcia - wysyczała przez zaciśnięte zęby Elisabeth, a potem wspólnie ruszyli na schody. 

     

    W sumie większość drogi do klasy historii magii przebyli w ciszy. Adelia i Stephanie szły parę kroków za nimi i o czymś dyskutowały. Dopiero, kiedy znaleźli się już na odpowiednim piętrze Lisa, już całkiem uspokojona, spojrzała na Alana i uśmiechnęła się lekko.

    - Wiesz, chyba powinnam napisać o naszym związku rodzicom. Na pewno się ucieszą, w końcu bardzo cię lubią. 

     

    Stawali właśnie pod klasą nie zwracając nawet szczególnej uwagi na to, że część Ślizgonów już tu stała. Lisa przynajmniej była skupiona tylko na swoim chłopaku. Oczywiście dopóki nie poczuła jak czyjeś ramię obejmuje ją z drugiej strony i przyciąga lekko do siebie. Zaskoczenie spowodowane tym, że znalazła się twarzą w twarz z Tomem Riddle'em sprawiło, że nie mogła powstrzymać głośnego wciągnięcia powietrza. Nie zdążyła nawet zadać pytania w stylu "Czego do cholery ode mnie chcesz?", kiedy chłopak odezwał się cicho, tak jakby chciał, by usłyszała to tylko ona, choć była pewna, że Alan również mógłby to bez problemu wyłapać.

    - Nie przejmuj się tym, co stało się na poprzedniej lekcji. Każdemu może zdarzyć się pomyłka, panno Sanders. Jeśli chcesz, mogę ci pomóc w nauce do SUMów. Od tego są przecież prefekci - uśmiechnął się lekko, chociaż Lisie zdawało się, że jego oczy wciąż lustrują ją w drapieżny, na pewno nie koleżeński sposób. Odsunął się od niej, przesuwając palcami po jej włosach, na co nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia i być może dlatego nie zauważyła, że rzucił jeszcze chłodne spojrzenie Alanowi.

     

    Z perspektywy osób trzecich, takich jak Stephanie, czy Hector musiało to wyglądać po prostu tak, jakby ich idealny prefekt oferował pomoc koleżance, ale żeby jej dalej nie zawstydzać nachylił się do niej, by nikt nie mógł do końca dosłyszeć co mówi. Lisa natomiast miała ochotę przetrzepać swoje włosy, żeby pozbyć się z nich wrażenia jego dotyku i przyłożyć rękę do ust, wyrażając w ten sposób swój szok. W tej chwili naprawdę nie miała pojęcia o co może chodzić. Wydawało jej się do tej pory, że Riddle nie lubi jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Przypomniała sobie jej wypadek na schodkach powozu. Złapał ją wtedy tylko dwoma palcami, tak jakby się bał, że może go zarazić jakąś nieuleczalną chorobą. Czy coś się nagle zmieniło? Dziewczyna wolała w każdym razie, gdy ten nieprzyjemny chłopak trzymał się od niej na dystans. No ale co w tej chwili mogła mu zarzucić? Nie dotknął jej w żaden niewłaściwy sposób, po prostu położył jej lekko rękę na plecach, żeby zwrócić jej uwagę. Spojrzała żałośnie na Alana, nie wiedząc co ma zrobić. 

     

    Drzwi klasy otworzyły się i uczniowie zaczęli wchodzić do środka. Na samym przodzie weszła Vivienne ze swoimi koleżankami, a zaraz za nimi Riddle i jego nieodłączni towarzysze. Teraz nawet na nich nie patrzyli, co więcej, Tom wydawał się pogrążony w rozmowie z Lestrange'em. Miała dziwne wrażenie, że traci rozum.

  18. Jeju, co za wstyd. Lisa może i nie była szkolną prymuską, ale na dzisiejszych zajęciach poczuła się po prostu jak najgorszy nieuk. W duszy już sobie planowała dodatkową naukę o magicznych stworzeniach, nawet jeśli był to temat, który słabo ją interesował. Nie chce dawać Riddle'owi  szansy do kolejnej takiej manipulacji, a profesor jeszcze się przekona, że wcale nie jest najgorszą uczennicą w jego klasie. Kierowane na nią spojrzenia nie zawstydziły jej tak mocno jak jej wcześniejsza pomyłka.

     

    Było jej bardzo miło, kiedy poczuła jak Alan ją obejmuje. Wcale nie przejmowała się tym, że prawie wszyscy skupiali na nich swoją uwagę, ani tym, że usłyszała po stronie Ślizgonów urwany, drwiący chichot, który aż nieprzyjemnie od razu dopasował jej się do postaci Vivienne. Ona jednak wolała skupić się na Alanie.

    - Masz rację - odpowiedziała szeptem i zanim profesor zdążył poprosić ich o ciszę, szepnęła jeszcze - Ale to i tak była moja winna. Powinnam była to wiedzieć.

     

    Reszta zajęć upłynęła już w miarę spokojnie. Profesor na sam koniec upomniał ich, żeby przypomnieli sobie tematy z którymi mieli dziś problemy i, ku wielkiemu szczęściu Lisy, wspomniał też o tym, że nie zamierza z dzisiejszej lekcji wstawiać żadnych ocen, bo była to tylko informacja dla niego. To odrobinę poprawiło jej humor i kiedy wracali po błoniach do zamku nie wydawała się już tak przygnębiona. Szczególnie przy Stephanie, która zdecydowała się, że ta krótka przechadzka to idealny czas na opowiadanie kawałów.

     

    Przy drzwiach wejściowych ich swobodny nastrój zepsuła Adelia, wspominając, że powinni już chyba kierować się pod klasę historii magii.

    - Historia Magii? Żaruuuuuujesz - Stephanie zrobiła wielkie oczy, a potem zacisnęła usta. - Wiecie co, ja mam wrażenie, że zaczynam źle się czuć. Chyba powinnam odpuścić sobie lekcje i iść się położyć.

     

    Lisa zachichotała i pokręciła głową. Choć sama nie lubiła zbytnio historii magii(nie dlatego, że była nudna sama w sobie. Profesor Binns miał po prostu bardzo monotonny głos) to słowa koleżanki ją nieźle bawiły.

    - Daj spokój, lepiej iść, a nie potem nadrabiać przed samymi egzaminami.

  19. Lisa znów odwróciła wzrok od profesora i wpatrywała się w Alana z uśmiechem słuchając jego słów. Chociaż o wielu rzeczach już wiedziała, wciąż lubiła poznawać różne jego historie. Nawet jeśli jego życie w rodzinnym domu nie było tak przyjemne, na jakie zasługiwał. Profesor również się lekko uśmiechnął i pokiwał głową.

    - Rozumiem, rozumiem. No dobrze, jest to na pewno przyjemna ciekawostka - zaczął zapisywać coś w swoich notatkach, ale w tym momencie ciszę przerwał jedwabisty głos, na który Lisa niemalże automatycznie zmarszczyła brwi.

    - Włosy jednorożca rzeczywiście są niezwykle mocne i trwałe, więc jest to pewna możliwość, ale czy profesor nie uważa, że jest niemal zbrodnią tak cenny surowiec, którego zdobycie często kosztuje różdżkarzy i alchemików wiele tygodni wysiłku, a jego ceny na rynku wahają się w okolicach stu do dwustu galeonów, marnować na... wiązanie szmat i bandaży? Dobrze usłyszałem? - Tom Riddle, który siedział teraz wyprostowany, z głową przechyloną w ciekawości na bok, nie sprawiał wrażenia wrednego, wcinającego się ucznia, a raczej osoby, która jest po prostu ciekawa odpowiedzi i prowadzi czysto akademickie rozważania. Lisa musiała zacisnąć zęby, żeby nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego.

     

    Profesor Kettleburn lekko się spłoszył.

    - Tak... tak, oczywiście, panie Riddle. Ehm... to mogłoby być nierozsądne marnotrawstwo, ale jest też... ciekawą alternatywą - szybko przeszedł na bardziej znane sobie tory. - Jednorożce wolą dotyk kobiety, do tego najlepiej niewinnej, czystej. Są niesamowicie płochliwe i raczej ciężko je do siebie przekonać. Łatwiej jest złapać młodego jednorożca, jednak ich włosy nie mają jeszcze tak silnych magicznych właściwości i nie są też tak trwałe. I jak w przypadku eliksirotwórstwa włosy mogą jeszcze być, choć nie jest to wskazane, po prostu zebrane gdzieś w lesie, bądź zerwane siłą, znienacka, tak różdżkarze mocno trzymają się swojego zdania, że jedynie włos dany przez jednorożca dobrowolnie może zostać użyty jako rdzeń. Więc oczywiście zgadzam się z tym. Ale to wciąż była interesująca ciekawostka. Myślę... myślę, że to mogłoby mieć sens pod warunkiem, że są to włosy, które jednorożce gdzieś zostawiły, nie zabrane od nich bezpośrednio. - profesor wrócił do pisania, a Riddle pokiwał głową, tak jakby jego ciekawość była zaspokojona. Lisa miała wrażenie i była niemal pewna, że było ono słuszne, że wcale nie chodziło mu o to, chciał jedynie odwrócić uwagę od Alana, tak jakby ten nie mógł nigdy powiedzieć czegoś interesującego. Lisa wbiła paznokcie w trawę i wyrwała kilka źdźbeł.

     

    Potem przepytywanie ciągnęło się spokojnie dalej. Krukoni najczęściej odpowiadali poprawnie, u Ślizgonów również nie było większych zgrzytów. Mulciber co prawda pomylił się w opisie miejsc występowania nieśmiałków, ale chwilę później uwagę odciągnęła od niego Vivienne, która, bardzo zadowolona z siebie, podała dokładnie sposób na rozróżnienie jeża i szpiczaka. Lisa nigdy nie była dobra z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami i czasami nawet zastanawiała się dlaczego w ogóle wzięła ten przedmiot. Może dlatego, że wydawał się być łatwy i przyjemny? Bo kojarzył się z karmieniem i czesaniem przez całą godzinę lekcyjną jakiegoś słodkiego zwierzątka? No cóż. W końcu jednak musiała nadejść jej kolej, i kiedy tylko usłyszała swoje nazwisko zacisnęła zęby mając nadzieję, że będzie znała odpowiedź.

    - Dobrze, teraz panna Sanders... może coś prostego. Czym jest wozak? - profesor Kettleburn spojrzał na nią z uprzejmym uśmiechem.

     

    Szlag. To było pierwsze słowo, jakie przyszło Lisie do głowy, ale wątpiła, by była to poprawna odpowiedź. Wozak, wozak... miała kompletną pustkę w głowie. Co za durna nazwa! Nawet jej się z niczym nie kojarzyła, co najwyżej z wózkiem, albo jakimś psem... . Nie miała pojęcia co to może być.

    - No więc... wozak to... - urwała i wbiła spojrzenie w ziemię próbując sobie przypomnieć, czy w ogóle się o tym uczyli. No ale musieli, prawda? 

     

    Milczała na tyle długo, że profesor w końcu potoczył wzrokiem po klasie, zachęcając wszystkich do pomocy. Lisa jednak tego nie zauważyła, tylko zagryzła dolną wargę i wciąż wpatrywała się w ziemię, czując się tak niezręcznie jak jeszcze nigdy w życiu. A potem, zanim ktokolwiek inny zdołałby się odezwać, usłyszała cichy i dziwnie przeciągnięty głos Riddle'a.

    - Mówiąca fretka - podniosła wzrok i spojrzała na niego. Uśmiechał się lekko, a jego oczy błyszczały czymś nieprzyjemnym.

     

    Lisa była już wystarczająco na niego wkurzona, najpierw rano, a potem za to, że tak się zachowywał w stosunku do Alana. A teraz do tego to! Wiedziała, że musiała wyglądać dziwnie, kiedy tak przygryzała usta i w ogóle, no ale... Miała już tego wszystkiego dość, odniosła wrażenie, że Riddle chce ją poniżyć z powodu jej niewiedzy. Nie pomyślała nawet przez sekundę, bo była zbyt mocno zażenowana i zdenerwowana.

    - Jaki jest twój problem? - wybuchnęła, podnosząc z irytacją głos. - Może byś spojrzał na siebie, co?

     

    Kilka osób się zaśmiało, a prefekt uniósł ręce w geście niewinności.

    - Nie mam żadnego problemu, panno Sanders. Po prostu wozak to mówiąca fretka.

     

    Och. Och. Wokół niej rozległo się więcej śmiechów, a sama poczuła, że się rumieni. Usłyszała drwiący głos Lestrange'a:

    - Niech pan profesor jej nie wini, jest onieśmielona bliskością swojego chłopaka... 

    Profesor szybko próbował opanować sytuację.

    - Dobrze... no... może po prostu przejdziemy do następnej osoby, co? - uśmiechnął się słabo i wybrał jakiegoś Krukona. 

    Lisa podciągnęła kolana pod brodę, mając doskonałą świadomość, że wszyscy się w nią wpatrują. Zamrugała ze złością, gdy poczuła pieczenie w kącikach oczu i spróbowała zamienić swoje upokorzenie w bojowy nastrój. Momentalnie nabrała ochoty podejść do Riddle'a i szarpać nim tak długo, aż by ją przeprosił, za wszystko, ale nie był to chyba najlepszy pomysł.

  20. Profesor słuchał Alana z uwagą, ale pod koniec jego wypowiedzi zamrugał i uniósł wysoko brwi.

    - To znaczy... tak, tak, ma pan rację we wszystkim, ale... wiązać bandaże i... no, cóż, w sumie można by... ale nigdy o czymś takim nie słyszałem. Jestem naprawdę pod wrażeniem, gdzie pan o czymś takim usłyszał?

    Zanim jednak Alan zdążył odpowiedzieć profesor zrobił poważną minę i poprawił szybko swoje włosy, zanim zaczął napiętym tonem:

    - Zanim jednak pan odpowie, chciałbym się tylko odnieść do ostatniej wymienionej właściwości. Krew jednorożca może zapewnić życie w krytycznej sytuacji, ale chcę, żebyście mieli świadomość... - zaczął zwykłą pogadankę na temat niebezpieczeństw i okropieństwa zamordowania niewinnej istoty.

     

    I choć wszyscy, nawet Lisa, która raczej mało interesowała się tym przedmiotem, słuchali, Tom wydawał się przez cały czas wpatrywać w Alana, chociaż kiedy chłopak spojrzałby prosto na niego jakimś cudem znów byłby skupiony na słowach profesora. Po krótkim wywodzie profesor Kettleburn odchrząknął i podrapał się z tyłu głowy.

    - No dobrze, ale może wróćmy do przyjemniejszych tematów. Z chęcią dowiem się skąd wziął pan tak innowacyjny, niespotykany pomysł - profesor wciąż nie zapisał po wypowiedzi Alana żadnej notatki, tylko wpatrywał się w niego wyczekująco.

  21. Chociaż wcześniej Lisa nie odczuwała żadnego zażenowania całując Alana, to kiedy teraz on zrobił to sam z siebie zarumieniła się mocno i spuściła lekko głowę. Tym jednym gestem sprawił, że złość na Vivienne trochę w niej zelżała. W sumie, co ją obchodziło co uważa o niej ta wiedźma? Ruszyli bliżej do profesora Kettleburna, zaraz za nimi szły też szepcące coś do siebie Adelia i Stephanie. Lisa wyłapała tylko kawałek wypowiedzi:

    - ....już nigdy się z tobą o nic nie zakładam. Jesteś pewna, że nie powinnaś zapisać się na wróżbiarstwo?... - potem skupiła się już tylko na słowach profesora.

     

    A ten wciąż wydawał się w drobnym roztrzepaniu, musiał parę razy odchrząknąć i poprawić teczkę na swoich kolanach, zanim uniósł głowę i obrzucił ich dokładnym spojrzeniem.

     - No więc dobrze... tak... każde z was będzie w tym roku pisać egzamin z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Nie chcę wnikać w to, czy zamierzacie później kontynuować ten przedmiot... - kilka Krukonów wyprostowało się dumnie. - ... dla mnie istotnym jest, abyście napisali go jak najlepiej. Standardowe Umiejętności Magiczne z tych zajęć składają się z części teoretycznej i praktycznej, nie musicie się jednak martwić, w części praktycznej zawsze jest to zwierzę mało niebezpieczne, łatwe w opiece i proste do okiełznania, sytuacja zmienia się dopiero na OWUTEMach. W części teoretycznej natomiast pojawia się przynajmniej jedno pytanie o scharakteryzowanie danego stworzenia, dlatego pod koniec semestru na pewno przypomnimy sobie jak powinna taka charakterystyka wyglądać, aby była kompletna i na najwyższą ilość punktów. Dzisiaj - zajrzał do swoich notatek. - chcę ułożyć sobie obraz tego na ile pamiętacie wiadomości z poprzednich lat i co wymaga powtórzenia. Każde z was dostanie jedno, może dwa jak wystarczy czasu, pytania - podniósł na sekundę wzrok i dodał. - Możecie usiąść na trawie jak chcecie, nie musicie stać.

     

    Lisa, Stephanie i Adelia od razu z tego skorzystały rozkładając się na miękkiej ziemi. Niektórzy Krukoni wyglądali jakby się przez sekundę wahali, ale potem zrobili to samo. Większość Ślizgonów również, nawet Riddle wdzięcznie usiadł na trawie, poprawiając szatę i odchylając się lekko do tyłu. Wyglądał w tej pozycji na tyle dobrze, że Margaret i jakieś trzy Krukonki nie mogły od niego oderwać wzroku. Chyba tylko Vivienne miała z tym problem, ale w końcu zgodziła się klęknąć na szacie Mulcibera, którą ten dla niej rozłożył.

     

    - Doskonale, doskonale... - profesor odgarnął włosy z czoła i przesunął palcem po pergaminie, który miał w ręce. - Może... - podniósł głowę. - Pan Riddle. - Tom uniósł uprzejmie brwi i lekko się wyprostował. - Gdzie naturalnie występują memortki i dlaczego są tak niezwykłe?

    Riddle odpowiedział niemal od razu, na co Lisa nieco się skrzywiła.

    - Memortki możemy spotkać w północnej Europie i w Ameryce, a dokładniej w Stanach Zjednoczonych. Ich osobliwość polega na tym, że przez większość swojego życia są nieme, dopiero przed śmiercią wydają odgłosy, które za życia usłyszały i robią to w odwrotnej kolejności. To właśnie ich niezwykła pamięć sprawia, że ich pióra używane są podczas warzenia eliksirów pamięć poprawiających - dodał z lekkim, wystylizowanym uśmiechem, a profesor pokiwał głową i skwitował:

    - Dokładnie.

     

    Zapisał coś w swoich notatkach, a potem kontynuował przepytywanie.

    - Panna Hopkins? - jedna z Krukonek, o bardzo ciemnych włosach i oczach, uniosła wysoko brodę. - Czy opisze mi panna wygląd druzgotka?

    Dziewczyna milczała przez parę sekund, a potem zaczęła dość cicho, z każdym słowem brzmiąc jednak coraz pewniej.

    - Druzgotki mają bladozielone, pokryte rogami ciało. Ich palce są niezwykle długie, ale przez to też kruche. Są... łyse - dodała. - Ich oczy mają barwę żółtą. Mogą osiągać wzrost około półtora metra - skończyła dość kulawo.

    - Rozumiem. Dobrze, ogólnie dobrze - profesor uniósł lekko brwi i wzruszył ramionami. - Muszę dodać, że druzgotki mogą mieć też białe oczy. Pani wypowiedź jest jednak... mało szczegółowa. Ale niech będzie, że to zaakceptuję - znów coś zapisał, tym razem robiąc to dłużej. Krukonka wyglądała na mocno przybitą.

     

    - Teraz może... może pan Travers - oczy wszystkich Ślizgonów skupiły się na Alanie. Lisa również na niego spojrzała, ale z uśmiechem, bo wiedziała, że na pewno sobie poradzi i przy okazji chciała go wesprzeć. Jednak oprócz niej, Stephanie i Adelii nikt inny nie wydawał się spoglądać w jego stronę tak ciepło.

    - Niech mi pan wymieni... magiczne właściwości jednorożców. Jaki czarodzieje mogą mieć z nich pożytek?

  22. Lisa nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy Alan ją objął. Wszystko tak nagle się zmieniło, ale wydawało się tak naturalne, że nie potrafiła sobie wyobrazić jakim cudem jeszcze dwie godziny temu byli tylko przyjaciółmi. Ich związek zdawał się być po prostu właściwy, jakby wszystko wskoczyło na swoje miejsce i dziewczyna cieszyła się każdą chwilą i każdym gestem. Już miała z chęcią odpowiedzieć na jego przekomarzanki ze Stephanie, która zmrużyła na nie lekko oczy, kiedy nagle usłyszała z tyłu drwiący głos i szybko odwróciła głowę. To Vivienne. Tylko kiedy ona tu podeszła, przecież sekundę temu stała w grupce Riddle'a? Lisa spojrzała w tamtą stronę i zauważyła, że teraz każde z nich stało już osobno, a sam Tom złożył ręce za plecami i wpatrywał się obojętnie w kierunku z którego powinien przyjść nauczyciel.

    - Parą? To chyba oczywiste, że nie, Warrington. Niby dlaczego Sanders miałaby go pocałować i trzymać za rękę akurat wtedy, kiedy Tom Riddle patrzy? Chce po prostu wzbudzić w nim zazdrość. Nie wiedziałam, Sanders, że potrafisz być taką lafiryndą. Travers - zwróciła się obojętnie w jego stronę - nie powinien się nawet oszukiwać, że chodzi o niego.

     

    Lisa szarpnęła się wściekle w uścisku Alana, ale zanim Stephanie, Adelia, czy Alan mogliby zareagować dobiegł do nich zadyszany głos profesora Kettleburna, który właśnie zbiegał w ich kierunku. Vivienne obdarowała ich ostatnim jadowitym uśmiechem, a potem odeszły razem z Margaret w stronę Mulcibera i Lestrange'a. 

    - Moi drodzy... moi drodzy... przepraszam za to drobne spóźnienie... zagapiłem się - dyszał profesor. Miał bursztynowe oczy, które przysłaniały w tej chwili roztrzepane jasne włosy. Był on młodym i jeszcze nie do końca przystosowanym nauczycielem. Udało mu się podejść do płotu, o który na początku się oparł, a kiedy w końcu złapał oddech zdecydował się na nim usiąść. Uczniowie zaczęli gromadzić się grupkami wokół niego, ale Lisa wciąż kipiała złością.

    - Chciałabym wyrwać jej wszystkie włosy i wydziergać sobie z nich szalik - syknęła, a chwilę później dotarła do nich odpowiedź zirytowanej Stephanie:

    - Którym byś się ze mną dzieliła.

  23. Natalia

    Natalia słuchała Goldinga uważnie, raz na jakiś czas zakładając za ucho kosmyk jasnych włosów. Na jej twarzy pojawiał się coraz większy, przyjemny uśmiech, kiedy wpatrywała się z zastanowieniem w przestrzeń. W pierwszej chwili miała nawet ochotę zachichotać, ale nie chciała wprawiać swojego rozmówcy w zakłopotanie.

    - Nie, nie mam żadnych pytań - odpowiedziała cicho, ale z dużą nutą sympatii, jakby ta rozmowa przypomniała jej o czymś bardzo miłym. - Myślę, że zacznę się już przygotowywać.

    Zastanawiała się, czy nie wspomnieć czegoś więcej, ale postanowiła cierpliwie poczekać na ich spotkanie. Kiedy skończyli rozmowę wstała i sięgnęła ręką na wieszak, po jasnozielony płaszcz. Nie miała w sumie wiele do zrobienia, wszystkie szczegóły dotyczące podziału obowiązków podczas jej nieobecności załatwiła już wcześniej, bo nie lubiła odkładać czegokolwiek na ostatnią chwilę. Czy musiała cokolwiek ze sobą zabierać? Nie, w końcu miała być to jedynie rozmowa i wszystko pozostałe było zależne od tego, jak przebiegnie.

     

    Złapała torebkę w której trzymała chyba jedynie jakieś przydatne od czasu do czasu drobiazgi, jak chusteczki, i pożegnała się z Cloud, zamykając drzwi do swojego gabinetu i wychodząc na korytarz.

     

    Magda

    Sądząc po minie Magdy wciąż nie była ona przekonana. Jej brwi były łagodnie zmarszczone, chociaż reszta twarzy nie wskazywała na żadne zmartwienie. Z każdym słowem Snow zaczęła się coraz bardziej rozluźniać. Na dobrą sprawę chciałaby pojechać tam razem z nimi, tylko po to, by zobaczyć jej reakcję. Potrząsnęła lekko głową i westchnęła.

    - Skoro tak myślisz - rzuciła sucho i podniosła rękę, by poprawić Snow roztrzepane po śnie włosy. Wiedziała, że jako były Equestrianin nie uzna tego gestu za nieprzyjemny, poza tym Magdzie wydawała się w tej chwili tak delikatna w swojej nieświadomości, że nie mogła się powstrzymać. - Anny najprawdopodobniej jeszcze nie ma, w każdym razie ja jej nie widziałam. Rozumiem, więc, że możemy iść? - spojrzała na nią wzrokiem zamglonym przez zastanowienie.

  24. Lisa nie mogła powstrzymać cichego chichotu, kiedy usłyszała insynuację Alana. Rzuciła szybkie spojrzenie na teraz odwróconą do nich plecami Vivienne i odszepnęła:

    - Chyba rzeczywiście tak jest. Może to nawet moja wina - po raz pierwszy nie wspomniała o tamtym wydarzeniu z winą i zdenerwowaniem w głosie. Ba, uśmiechnęła się szeroko, kiedy razem zbliżali się do Stephanie i Adelii. Poczuła, że jej... chłopak? To brzmiało dziwnie, ale wywoływało w niej przyjemne odczucia. W każdym razie poczuła, że jej chłopak puścił jej rękę, więc wykorzystała to, by uścisnąć swoje dwie przyjaciółki.

     

    Stephanie odgarnęła włosy z czoła i zrobiła wymowną i bardzo zabawną minę. Adelia wykazała nieco więcej taktu.

    - To naprawdę super, że zdecydowaliście się jednak... no wiecie. To znaczy, tak mi się wydaje, że jesteście... - spłoszyła się lekko, kiedy ewidentnie doszła do niej myśl, że przybycie na zajęcia trzymając się za ręce nie musi jeszcze nic oznaczać.

    - .... parą - dokończyła za nią Stephanie i skrzyżowała ramiona. - No jesteście parą, prawda? Musicie być. Chcę dostać moje pięć galeonów - zrobiła szeroki, nieokreślony gest dłonią.

     

    Jeszcze zanim Alan lub Lisa zdążyli odpowiedzieć na miejsce doszła grupa, którą spotkali wcześniej. Lestrange wyglądał na mocno czymś niezadowolonego, wręcz trochę skrępowanego. Mulciber miał na twarzy lekki uśmieszek, kiedy podchodził do Vivienne, która obrzuciła go szybkim spojrzeniem i pozwoliła objąć się w pasie. Lestrange nie opuszczał boku Riddle'a, idąc jednak cały czas krok za nim. Prefekt odszukał wzrokiem Lisę i lekko się do niej uśmiechnął, co w sumie mogło zostać odebrane jako gest łagodnej aprobaty ich związku, dziewczyna jednak speszyła się i szybko odwróciła głowę. Chwilę potem Riddle wdał się w jakąś niesłyszalną dla nich rozmowę z Lestrange'em, Mulciberem i Vivienne. Jeden z Krukonów, wysoki ciemnowłosy chłopak, nieśmiało do nich dołączył, ale cały czas stał z boku.

  25. To było naprawdę miłe, czuć na sobie bez przerwy wzrok Alana, to wsparcie jakie starał się jej dać i w ogóle cała ta sytuacja, że sobie tak po prostu szli przez błonia trzymając się za ręce. W tej chwili nie liczyło się nic innego. Lisę nie interesowało, że kiedy doszli na miejsce Vivienne odwróciła się raptownie, powiewając jasnymi włosami, a jej cienkie brwi uniosły się wysoko, kiedy zmierzyła ich spojrzeniem od stóp do głów.

    - Naprawdę? Naprawdę? Zapytałabym jak to możliwe, że ktoś zechciał tą rudą szczotę, no ale to w końcu Travers, więc nie trzeba nic komentować - zaśmiała się przy akompaniamencie chichotu Margaret i analitycznego spojrzenia Judith, a potem znów spojrzała w przeciwnym kierunku. Lisa chyba zaczynała w końcu rozumieć o co chodziło z tym, że Alan niszczy reputację swojego nazwiska, ale w sumie niezbyt ją to teraz obchodziło. Cały czas nie puszczała jego ręki.

     

    Krukoni również przyglądali im się z ciekawością, ale o wiele bardziej milcząco. To była chyba już cecha ich domu, że rzadko wdawali się w jakiekolwiek szkolne przekomarzanki, kłótnie, czy intrygi. Stephanie i Adelia, które Lisa naprawdę nie miała pojęcia kiedy zdążyły ich wyprzedzić, teraz stały niedaleko płotu i się do nich dyskretnie uśmiechały. Co więcej Stephanie spojrzała na swoją przyjaciółkę z wymownym wyrazem twarzy i szepnęła:

    - Wisisz mi pięć galeonów jak wrócimy do dormitorium.
    Adelia tylko westchnęła i skinęła głową. Potem obydwie dziewczyny zaczęły do nich machać, żeby tam podeszli

×
×
  • Utwórz nowe...