Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Elizabeth Eden

  1. - Tak, zdecydowanie - odgryzła się z uśmiechem Lisa. - Jeśli to ukryta propozycja wniesienia mnie na górę na następną astronomię to z chęcią ją przyjmę - poklepała go po ramieniu, chichocząc. Nic więcej już nie zdążyła, bo pojawiła się pani profesor.

     

    Ponad trzydziestoletnia Cynthia Macmillan była bardzo wysoką i szczupłą kobietą, niczym tyczka, ale objętości nadawały jej wielkie, czarne loki opadające na plecy, a w piwnych oczach zawsze czaiły się iskierki, albo raczej gwiazdeczki, biorąc pod uwagę przedmiot, którego uczyła. Zazwyczaj cieszyła się szacunkiem Ślizgonów, bowiem była czystej krwi, jednak sama chyba wolała Gryfonów i Puchonów. Nie okazywała tego jednak za bardzo, bo nauczycielom przecież nie było wolno. Kiedy skończyła liczyć uczniów klasnęła krótko w dłonie i wskazała poustawiane przy murze teleskopy skierowane na niebo.

    - Mamy dzisiaj piękną, bezchmurną noc. W planach miałam objaśnienie wam na czym polegać będzie egzamin Standardowych Umiejętności Magicznych z astronomii, jednak patrząc na dzisiejsze świetne warunki stwierdziłam, że mogę z tym poczekać do następnej lekcji - zaczęła, jak zwykle rzeczowo i dość prostym językiem. - Niech każdy podejdzie do jednego z teleskopów i wyciągnie swoje mapy nieba. Chciałabym pokazać wam dzisiaj interesujące ułożenie... - pani profesor nadal mówiła, kiedy Lisa i inni uczniowie zaczęli zajmować stanowiska.

     

    Lisa jak zwykle zajęła teleskop obok Alana i spodziewała się, że po jej drugiej stronie pojawi się Stephanie albo Adelia. Jej usta zacisnęły się, kiedy nagle zauważyła Riddle'a, który rozpakowywał swoje mapy tuż obok niej, rzucając jej drobny, przyjazny uśmiech. Lestrange wyglądał na lekko zdezorientowanego, ale w końcu podszedł i zajął miejsce po drugiej stronie prefekta, a chwilę później przyłączyli się do niego Malfoy i Mulciber. Stephanie również była zaskoczona, ale wzruszyła ramionami i podeszła do teleskopu obok Hectora, a Adelia poszła za nią. Lisa mogła zauważyć, że Margaret Selwyn z jakiegoś powodu posyła jej bardzo, bardzo nieprzyjemne spojrzenia. To było jednak nic w porównaniu do Riddle'a, który stał zaraz obok niej i wydawało jej się, że ciągle ją obserwuje, chociaż kiedy ona na niego spojrzała zdawał się być zainteresowany tylko ciągle mówiącą profesor Macmillan. Lisa odwróciła się do Alana z bardzo wymowną miną. 

     

    O co chodzi temu dziwnemu chłopakowi?

  2. Lisa słysząc pytanie Alana uśmiechnęła się szybko, nie chcąc, by przyjaciel się o nią martwił. Na dobrą sprawę nic się przecież nie stało.

    - W najlepszym - powiedziała, a potem sama zmarszczyła lekko brwi. - Powinieneś trochę bardziej odpocząć. - powiedziała z troską, była to jednak bardzo łagodna uwaga, bez zbędnego karcenia. W końcu to nie była jego wina.

     

    Wkrótce wszyscy Ślizgoni ruszyli w stronę wyjścia, z taką zgodnością jakby było to zaplanowane. Akurat tak wyszło, że wychodziliby z Pokoju Wspólnego równo z Riddlem, więc kiedy Stephanie i Adelia poszły dalej bez żadnego problemu, Lisa zatrzymała się, udając, że poprawia szatę. Rzuciła przy tym Alanowi drobny uśmiech, bo to nie było coś, o co powinien się martwić. W końcu trzymali się od Riddle'a z daleka, tak? Potem wyszli na korytarz jako ostatni i jako ostatni kierowali się na schody. Cały czas widzieli jednak przed sobą tłum zmierzający cicho na lekcję, a Alanowi na pewno odpowiadało to, że byli od niego trochę oddaleni, tak przynajmniej myślała Lisa.

     

    Dojście z lochów do wieży astronomicznej trochę trwało, nawet z użyciem tajnych przejść, i kiedy znaleźli się nareszcie na miejscu Lisa zdążyła już złapać zadyszkę od pokonywania tylu schodów. Na kilku ostatnich stopniach Stephanie, którą zdążyli w międzyczasie dogonić, wyglądała jakby nie marzyła o niczym tylko o tym, że położyć się na tych zimnych kamieniach i zasnąć. Adelia stała nad nią i kręciła głową z rozbawieniem. Riddle'owi, który wyszedł prawie na końcu, bo zaraz przed nimi, jakimś cudem udało się niepostrzeżenie przemieścić na początek grupy, gdzie natychmiast dołączyli do niego Lestrange, Malfoy i Mulciber. Przez chwilę wszyscy stali w ciszy, ale nagle rozległ się za nimi wyraźny stukot obcasów na schodach. Przybyła profesor Macmillan, nauczycielka astronomii. Wydawała się ona być wypoczęta i pełna energii, kiedy stanęła tak, by wszyscy ją widzieli i rozejrzała się szybko po uczniach, najprawdopodobniej licząc ich w myślach. 

  3. Wkrótce dormitorium opuściły też rozgadane Stephanie i Adelia. Lisa była bardzo zadowolona, że to akurat one, nie chciałaby iść do Pokoju Wspólnego w towarzystwie chociażby takiej Vivienne. Adelia kilka razy musiała uderzyć Stephanie łokciem, bo ta mówiła zbyt głośno, a przecież w innych pokojach wszyscy już spali. Dziewczyny zauważyły ją i uśmiechnęły się, kiedy do nich dołączyła.

    - A ty co tak stoisz? - zapytała pogodnie Adelia.

    - Po prostu wolałam na kogoś poczekać. W pokoju wspólnym było pusto - powiedziała, chociaż nie była to do końca prawda. Nie chciała jednak, by jej koleżanki pomyślały, że naprawdę boi się Riddle'a.

    Wkrótce zeszły po schodach, a Stephanie zauważyła krótko.

    - Już nie jest.

     

    Riddle nadal siedział na jednej z ciemnozielonych kanap i obserwował je spod przymrużonych powiek, gdy stanęły razem przy ścianie. Ślizgonki nie komentowały jednak dalej, za co Lisa była im wdzięczna. Stephanie zaczęła swoje marudzenie o tym, że astronomia jest tak późno, kiedy Adelia cierpliwie tłumaczyła jej, że przecież badają nocne niebo, na koniec wyciągając ostateczny argument, że powinna położyć się spać wcześniej. Lisa obserwowała je z rozbawieniem. Chwilę później rozległy się jednak kroki i zobaczyła Alana, który wychodził z korytarza prowadzącego do dormitoriów chłopców. Uśmiechnęła się i machnęła ręką, wskazując, by tutaj podszedł. Zaraz za nim szli Malfoy, Mulciber i Lestrange. Alan mógł jeszcze usłyszeć kilka zdań, które wymienili z Riddlem, gdy do niego podeszli.

    - Jak długo siedziałeś tu sam? - zapytał któryś z nich, dość nieśmiało.

    - Chwilę. Wkrótce pojawiła się panna Sanders, ale chyba wywołałem jej niepokój, bo wycofała się z powrotem do dormitoriów - odpowiedział gładko tonem, który zdawał się być równocześnie uprzejmy i zaskoczony. Widniała w nim jednak nuta drwiny i okrutnej satysfakcji, która do niedawna była dla chłopaka nieuchwytna.

    Lestrange zachichotał, za co Riddle natychmiast go skarcił, Alan jednak już się na to nie nabierał.

  4. Chwilę później Alan mógł usłyszeć cichy szelest zasłon. Riddle najprawdopodobniej również się położył, trudno jednak powiedzieć, czy śpi.

    W dormitorium dziewcząt Stephanie w końcu znudziła się czytaniem jakiejś cienkiej książki i również zasnęła, jako ostatnia z lokatorek sypialni. 

     

    O dwudziestej drugiej dwadzieścia Lisa wstała jako jedna z pierwszych, razem z Judith, który rzuciła jej tylko krótkie, niezbyt przyjazne spojrzenie. Dziewczyny zdążyły już spakować podręczniki i uczesać na nowo roztrzepane włosy, kiedy ich koleżanki dopiero rozsuwały zasłony.

    - Lisa, oszalałaś? Czemu wstajesz tak wcześnie? - zapytała Stepahnie zaspanym głosem, nie otwierając oczu. 

    - Za pół godziny astronomia - odpowiedziała ruda dziewczyna z lekkim uśmiechem. 

     

    Lisa stwierdziła, że jest już całkiem gotowa i jako pierwsza opuściła dormitorium. Judith została jeszcze, by pomóc Vivienne, która głośno narzekała na to, że przez źle ułożoną poduszkę musi od nowa modelować włosy(jaki to ma związek? - zastanawiała się Lisa). Na schodach jednak zatrzymała się i szybko zawróciła. W Pokoju Wspólnym samotnie siedział Tom Riddle i, Merlinie, była pewna, że ją zauważył i teraz się z niej śmieje. A co tam. Niech sobie z niej drwi, woli to, niż użeranie się z nim sam na sam. Stanęła na korytarzu, nie chcąc już wracać do dormitorium i czekając, aż ktoś inny też wyjdzie.

  5. Weszli już do chłodnej Sali Wejściowej, która była całkiem miłą odmianą po tym gorącu na zewnątrz. Lisa odrzuciła od siebie jakiekolwiek myśli o Riddle'u, ich prefekt nie był tego wart. Obejrzała się na Alana z uśmiechem, który, miała nadzieję, dał mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. 

    - Chyba rzeczywiście pójdę do biblioteki. I nie, nie mam zamiaru hałasować - podjęła ze śmiechem ich wcześniejszy temat. - Jedynie twój widok sprawia, że mam ochotę krzyczeć - dodała, szturchając go lekko łokciem. Chciała go rozbawić, bo miała wrażenie, że zrobił się jakby bardziej zmartwiony niż chwilę wcześniej. - Po numerologii spotkajmy się właśnie tam, siądę sobie za działem Transmutacji.

     

    Kiedy chwilę później ich drogi się rozdzieliły, w końcu Alan szedł do lochów, a Lisa do na schody, nastrój dziewczyny wcale się nie pogorszył. Miała wrażenie, że tego popołudnia nie będzie  w stanie zepsuć go nic.

     

    ***

    Po lekcji Alan mógł znaleźć Lisę dokładnie w tym miejscu, w którym się umówili. Przez jakiś czas siedzieli jeszcze w bibliotece, ale już chwilę później dziewczyna poszła odłożyć książkę, którą miała w ręku i ruszyli do wyjścia. Po drodze jakiś pierwszoroczniak z Hufflepuffu wbiegł im pod nogi, najwyraźniej ich nie zauważając, a kiedy podniósł głowę, szybko przepraszając, otworzył nagle usta z przestrachem i uciekł. Lisa nie wiedziała, czy ma być bardziej rozbawiona, czy rozdrażniona, ale cóż, Ślizgoni w Hogwarcie nie mieli dobrej opinii.

    - Nie wiem, czego on oczekiwał. Że go przeklnę za to, że mnie nie zauważył? - mówiła potem z przekąsem.

     

    Wrócili na chwilę do dormitorium, żeby później udać się na kolację, na której, całe szczęście, nic się nie wydarzyło. Lisie brakowało tego spokoju, który, choć czasem monotonny, był na pewno lepszy niż dzisiejszy poranek. Później pożegnali się i położyli spać. Nie przebierali się co prawda, ale potrzebowali odpoczynku, żeby nie zasnąć na astronomii, która była bardzo późno. W dormitorium dziewcząt jedynie Stephanie podskakiwała na siedząco na łóżku, najwyraźniej nie zważając na to, że irytuje wszystkich innych, którzy chcieliby zasnąć. W dormitorium chłopców również wszyscy pozasłaniali zasłony i odpoczywali, jedyną osobą, która w ogóle się nie pojawiła, był Tom Riddle. Dopiero około godziny dwudziestej pierwszej Alan mógł zza swoich zasłon usłyszeć skrzypnięcie drzwi i ciche kroki. Było całkowicie ciemno, ale Riddle nie zapalił żadnego światła, nie użył nawet Lumos. Najwyraźniej tego nie potrzebował.

  6. - Chyba pójdę do biblioteki, albo do dormitorium. Nie wiem, w każdym razie chybabym coś poczytała przez ten czas, kiedy cię nie będzie - mówiła Lisa, odwracając twarz ku słońcu i z lekkim uśmiechem, kierując się w stronę zamku. Uczniów wydawało się być mniej, część z nich również zbierała się już na numerologię, ale gdzieniegdzie wciąż porozkładane były koce na których uczniowie opowiadali sobie o wakacjach i planach na nadchodzący rok, albo po prostu cieszyli się pogodą.

    Wydawało się, że droga do bramy trwała jakoś krócej, niż ta od bramy, ale być może wtedy szli po prostu wolniej. Już stawiali pierwsze kroki na kamiennych stopniach, kiedy usłyszeli nad sobą głos:

    - Dzień dobry, panno Sanders.

    No oczywiście, ich prześladowca. Lisa skinęła lekko głową Riddle'owi, który stał niedaleko wejścia i opierał się o mur. Był już na zewnątrz, czy dopiero wychodził? Lisie trudno było stwierdzić, ale z jakiegoś powodu nie spodobało jej się to drapieżne spojrzenie, jakim ten dziwny chłopak ją omiótł. Nie dała jednak ulecieć swojemu dobremu nastrojowi i ominęła go bez słowa, wchodząc do zamku. Nawet nie zauważyła, że Alanowi Riddle rzucił jedynie przelotne spojrzenie, całą swoją głodną uwagę skupiając na niej.

  7. - No widzisz, zgadzamy się - odpowiedziała pogodnie Lisa, próbując całkiem zapomnieć o ostatnich wydarzeniach i skupić się tylko na tym pięknym, jesiennym dniu. W końcu już wkrótce zrobi się pewnie zimno i deszczowo, jak to zwykle bywa.

    Razem z Alanem przeszli się wzdłuż jeziora, dochodząc aż do chatki Ogga - gajowego, mijając ją potem i kierując się na skraj Zakazanego Lasu. Dziewczyna w dużej mierze milczała, zajmując się raczej oglądaniem pięknych błoni i majestatycznego zamku, odwracając przy okazji twarz ku słońcu, ciesząc się chwilą. Raz na jakiś czas posyłała tylko Alanowi łagodne uśmiechy.

    Doszli właśnie na skraj lasu, nie wchodząc jednak dalej, kiedy usłyszeli odgłos ciężkich kroków i niski głos:

    - Hejże, chyba nie chcecie wchodzić do lasu? Już mi stąd lecieć na błonia. Cieszcie się pogodą, w lesie jest chłodniej - to wysoki, potężnie zbudowany gajowy podszedł do nich od tyłu, dzierżąc w dłoni swoją krótką różdżkę. Ubrany był jak zwykle w sprane spodnie i pomiętoloną koszulę. Choć na pierwszy rzut oka wydawał się surowy, to nie krzyczał ani nie karał uczniów bez powodu. Nie miał też nigdy uprzedzeń do dzieciaków z różnych Domów i wszystkich traktował równo.

    - Nie wchodzimy do lasu - powiedziała natychmiast Lisa, ciągle z uśmiechem, bo miała zbyt dobry humor, by tak łatwo się go pozbyć. - Po prostu spacerujemy.

    - To spacerujcie w drugą stronę. - powiedział, kręcąc głową. Nie wyglądał jednak wcale na zdenerwowanego.

    - Oczywiście. - odpowiedziała Lisa i mrugnęła do Alana, odwracając się z powrotem w stronę zamku. - Chyba i tak pora już wracać.

  8. Lisa podniosła się do siadu i oparla o pień drzewa. Kora dość nieprzyjemnie wbijała jej się w plecy, ale nie zwracała na to teraz uwagi. Złapała Alana za rękę i ścisnęła ją pokrzepiająco.

    - Nie martw się o mnie. Jestem pewna, że nie stanie się nic gorszego. W końcu ten dzisiejszy atak na mnie nie był jakoś bardzo niebezpieczny, wyglądał bardziej na głupi żart, co? - uśmiechnęła się lekko. - Może przejmujemy się za bardzo? W końcu to nie tak, że zostaniemy zamordowani - zażartowała Lisa. - Jesteśmy w szkole, Alan, nie na froncie. Ale masz rację, jeśli stanie się jeszcze coś dziwnego to pójdziemy z tym do profesora Dumbledore'a.

    Zmartwienie Lisy powoli mijało, zdecydowała się obrócić to wszystko w żart, a przyjemne otoczenie bardzo jej w tym pomagało. Riddle był przecież tylko uczniem. Niesamowicie zdolnym, inteligentnym i wrednym, ale uczniem.

    - Do twojej numerologii zostało jeszcze trochę - dodała dziewczyna po chwili. - Może zrobimy sobie spacer po błoniach, dla odstresowania? - uśmiechnęła się zachęcająco.

  9. Lisa również położyła się na ziemi, obserwując Alana, przysłaniając jednak przy okazji oczy, bo słońce świeciło intensywnie i nawet cień drzewa nie był w stanie tego zatrzymać. Tym razem cisza między nimi przeciągała się dłużej, przerywana tylko głosami innych uczniów, którzy wydawali się być bardzo daleko stąd, chociaż od najbliższej grupki nie dzieliło ich więcej niż kilkadziesiąt metrów. Lisa czuła się jednak jakby ona i jej przyjaciel stali się nagle obciążeni jakąś ciężką prawdą, której nie widział nikt wokoło.

    - Myślę... - powiedziała w końcu Lisa, wahając się, ale w końcu kontynuowała. - ...że lepiej, żebyśmy jeszcze do niego nie szli. Wiem, że lepiej dmuchać na zimne, ale... poczekajmy. W każdym razie będziemy wiedzieli, że zawsze jest ktoś do kogo możemy się zwrócić - westchnęła i zamilkła.

    Dobrze było mieć chociaż nadzieję, ale skąd mogli wiedzieć, czy profesor rzeczywiście im pomoże? Poza tym, miała jednak opory przed pójściem do opiekuna obcego Domu i to jeszcze Gryffindoru. Jeśli ktoś by to zobaczył i przekazał profesorowi Slughornowi to mógłby się on poważnie obrazić, w końcu znany był z tego, że zawsze dbał o członków swojego Domu.

  10. Lisa słuchała Alana z szeroko otwartymi oczami, marszcząc lekko brwi w zmartwieniu. W czasie jego monologu strzepnęła ręką mrówkę, która wspinała jej się po nodze, ale nawet wtedy nie oderwała od niego spojrzenia. Kiedy zaległa pomiędzy nimi cisza trwała ona parę sekund, ale już chwilę później dziewczyna potrząsnęła głową, roztrzepując swoje rude włosy.

    - Jesteś niemożliwy, Alan. Nie jesteś żałosny i to nie jest twoja wina. To co się stało i co... może się jeszcze ewentualnie stać - położyła brodę na kolanach. - Wątpię, żeby naprawdę mógł coś zrobić mojej rodzinie. Przecież za to już nie grozi szlaban, czy odjęcie punktów, to jest... złamanie prawa - jej głos zatrząsł się w niepewności. - Nie żeby w Hogwarcie kiedykolwiek dostał jakąś karę. W każdym razie będę bardzo ostrożna podczas szlabanu, obiecuję. Nie dam mu się zastraszyć. I nie winię cię za nic - powiedziała twardo. - To normalne, że byłeś wściekły, ja zareagowałabym tak samo albo jeszcze gorzej, gdyby chodziło o ciebie - uśmiechnęła się lekko. - To jest tylko wina Riddle'a, że jest jakimś psycholem - dodała, ściszając głos przy jego nazwisku, jakby miał nagle pojawić się za nimi i to usłyszeć. A może to nawet nie chodziło o niego? W końcu praktycznie każdy uczeń i nauczyciel go uwielbiał, więc mogłoby to na nich ściągnąć nieprzyjemną uwagę. Praktycznie każdy uczeń i nauczyciel... - Wiesz co? Ty też odniosłeś wrażenie, że profesor Dumbledore go nie lubi?

  11. Magda

    - Dokładnie - skwitowała Magda prosto, teraz już nie kryjąc zmęczenia w głosie. Przesunęła kartą, blokując drzwi, a potem schowała ją do kieszeni marynarki i wróciła na kanapę. Przez chwilę leżała z głową na kilku poduszkach, a potem odwróciła się na bok, podciągając odrobinę nogi. Jak zwykle - wtedy, kiedy była najbardziej zmęczona, najtrudniej jej było zasnąć. A może to po prostu wina tych wszystkich dokumentów, które w tej chwili przelatywały jej przez głowę? Zawsze, kiedy miała chwilę spokoju musiała rozmyślać o pracy... Potem jej mózg postanowił przypomnieć jej sytuacje ostatnich pacjentów, jakby to było dokładnie w tej chwili istotne.

    W końcu zdecydowała się zastosować starą metodę - skupić się na własnych oddechach. Dopiero wtedy udało jej się usnąć. Spała płytko, marszcząc brwi, a jedyny dźwięk jaki wydawała to ledwie słyszalny oddech.

  12. Lisa podniosła głowę z kolan i skierowała głowę na świecące uparcie słońce, mrużąc oczy i marszcząc brwi w zastanowieniu. Potem westchnęła i przesunęła dłonią, odgarniając rudą grzywkę do tyłu. Gdzieś znad jeziora dobiegły do nich głośne śmiechy kilku Puchonek. Atmosfera byla przyjemna, kompletnie nie wpasowując się do tematu rozmowy.

    - Najwyraźniej - skwitowała dziewczyna na początek, obserwując tamte dziewczyny, a potem kierując wzrok na Zakazany Las. - Ja miałam wrażenie, że mści się na nas za tamtą sytuację w powozie i twoją groźbę - dodała powoli i podniosła piegowatą twarz ku Alanowi. -  A może chodzi o coś jeszcze innego? Nie wiem... w każdym razie jeśli ten dzisiejszy niby atak miałby być zemstą za groźbę, to może teraz da nam już spokój, co? W końcu nie zrobiliśmy już nic, żeby go wkurzyć. Chyba, że chcesz powiedzieć mi coś więcej na temat tej waszej sprzeczki. - nagle spoważniała, jakby dotarło do niej coś nieprzyjemnego. - Dlaczego on groził mojemu bratu? O co dokładnie wtedy chodziło?

    Znów dobiegły do nich beztroskie chichoty innych uczniów.

  13. Stephanie i Adelia posłały Alanowi i Lisie miłe, ale i trochę niepewne uśmiechy. Sama Elisabeth wstała i po szybkim pożegnaniu poleciała razem z przyjacielem w stronę drzwi Wielkiej Sali. Nie minęło kilka sekund, a już szli szybko, w każdym razie Lisa się spieszyła, natomiast Alan szedł za nią, w stronę błoni i jeziora. Paru uczniów relaksowało się już na brzegu, bądź ogólnie na błoniach, w końcu był bardzo ciepły dzień. Większość z nich spędzała czas z kolegami z którymi musieli się pożegnać na okres wakacji. Ruda dziewczyna szybko znalazła wolne drzewo niedaleko brzegu jeziora i położyła pod nim swoją torbę(a raczej nią rzuciła), by później na niej usiąść.

     

    Błonia Hogwartu wyglądały tak pięknie jak zawsze. Zamek wznosił się nad nimi majestatycznie, jezioro połyskiwało w słońcu, a z Zakazanego Lasu dochodziły tajemnicze szmery. Lisa jednak nie zwróciła na to uwagi. Położyła głowę na kolanach i westchnęła, spoglądając ze zmęczeniem na Alana.

    - Mam paranoję, czy Riddle mnie prześladuje?

  14. Magda

    Zacisnęła lekko usta słuchając Snow. Czuła drobną irytację, ale nie dlatego, że dziewczyna jej matkowała, ale dlatego, że wiedziała, że po prostu miała rację. Magda ostrożnie odłożyła kubek herbaty na stół i odpowiedziała powoli:

    - Dziękuję za troskę. W porządku, prześpię się chwilę, ale ty powinnaś zrobić to samo - zmusiła się jeszcze, by ponownie wstać z fotela i przejść do drugiej pustej kanapy, na której leżało kilka miękkich, małych poduszek. Wzięła dwie z nich i wymownie podała Snow, a chwilę potem zdjęła buty i położyła się, oczywiście w pełnym ubraniu. Przez kilka chwil wpatrywała się cicho w sufit, a potem znów się zerwała, wiedząc dlaczego nie było mowy o tym, by zasnęła. Już sama myśl o drzemce w Kancelarii, w pracy, ją odstręczała, ale wizja tego, że każdy mógłby tu wejść kiedy będzie spała, kiedy one obydwie będą spały, była nie do zniesienia. Podeszła do drzwi i wyciągnęła z kieszeni kartę magnetyczną, którą mogła je zablokować.

    - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko...? - zapytała, unosząc dłoń i pokazując Snow co trzymała w ręce. - Nie lubię spać, kiedy mam świadomość, że każdy będzie mógł nade mną chodzić. W Kancelarii jest co prawda bezpiecznie, ale wiesz... można powiedzieć, że to mój mały odchył. Zgadzasz się na to, żebym zamknęła drzwi? - powiedziała, pytająco unosząc brew.

     

    ***

    Co nowego w mediach?
    -W telewizji pokazywane są Chiny po ostatnim trzęsieniu ziemi. Między innymi zniszczony wieżowiec firmy New Medica.

  15. Lisa starała się odgonić swoje złe przeczucia i skupić się na chwili obecnej. Mieli ich przecież ignorować, tak? Więc czemu miałaby zwracać uwagę na to, że Riddle wychodzi wcześniej z sali? Powinna mieć to gdzieś. Uniosła nieco głowę i uśmiechnęła się z przekąsem do Stephanie.

    - Alan ma rację, to niemożliwe, żebym przeleżała całe popołudnie. Ale są inne zajęcia - powiedziała, nonszalancko sięgając po serwetkę. - Na przykład przeszkadzanie Stephanie w spaniu. Ja właśnie w tym jestem najlepsza - dodała, parodiując koleżankę. 

     

    - Hej! - powiedziała dziewczyna, zakładając ręce na biodra. Adelia zachichotała. - Tylko spróbuj, a obiecuję ci, że tak ci uprzykrzę dzisiejszą noc, że pójdziesz spać na korytarz - dodała żartobliwie.

    - Och, coś w to nie wierzę - odpowiedziała Lisa, udając przejęcie. - A wiesz czemu? Bo żadna siła nie wyciągnie cię z łóżka po astronomii, więc nie będziesz miała jak tego zrobić. Chyba, że chcesz mnie wykończyć swoim chrapaniem - zakończyła dramatycznie, a Stephanie parsknęła śmiechem, przyznając jej rację.

     

    Przez jakiś czas rozmawiali tak sobie pogodnie we czwórkę - Adelia, Stephanie, Elisabeth i Alan, aż w końcu lunch zaczął się kończyć, a uczniowie zbierać do wyjścia. Lisa zamierzała właśnie upić łyk swojego soku, kiedy jej dwie koleżanki zaczęły podnosić się z miejsca.

    - My będziemy już iść. Numerologia jest co prawda dopiero za ponad dwie godziny, ale chcemy jeszcze przejść się razem ze Stephą na wieżę północną. Wiecie, spotkać się z takimi jednymi Krukonkami, nie widziałyśmy się całe wakacje - powiedziała Adelia.

    - No właśnie. No właśnie. - Stephanie przez chwilę milczała, a kiedy już całkiem stała na nogach, dodała pogodnie. - Tak na marginesie, nie wiem czy to ważne Lisa, ale Tom Riddle się o ciebie pytał.

     

    Elisabeth trzymała już szklankę przy ustach, ale na te słowa odłożyła ją z ogromną siłą na stół, rozlewając pomarańczowy sok po obrusie. Chwilę potem skrzyżowała ramiona. Oczywiście, no po prostu oczywiście. Jeszcze trochę i będę mogła powiedzieć, że Riddle stał się nieusuwalną częścią mojego życia. Normalnie marzę o tym - myślała Lisa ze złością.

    Adelia wyglądała na zdziwioną i lekko wystraszoną.

    - Nie denerwuj się, Lisa, my nie wierzymy w te głupie plotki o tym, że jesteś w nim zakochana - powiedziała szybko, jakby to było powodem.

    Elisabeth zamruczała coś pod nosem, a potem powiedziała ze ściśniętym gardłem, mając tego wszystkiego już po prostu dość:

    - O co pytał?
    Stephanie zawahała się, a potem odpowiedziała:

    - O nic specjalnego. Po prostu... pytał, czy na pewno wszystko z tobą w porządku. No wiesz, po tym ataku. Mówił, że wydajesz się go nie lubić i chyba był tym zmartwiony.

    - On naprawdę jest uroczy, nie? To bardzo miłe z jego strony, że tak się o ciebie martwi. Może powinnaś dać mu szansę? - dodała cicho Adelia, a Lisa poczuła mieszaninę wściekłości i rozpaczy.

    - Tak. Tak, świetnie - odpowiedziała niejasno, a potem wstała. - My z Alanem też musimy już iść. Mamy kilka spraw do załatwienia, prawda? - zapytała go retorycznie, choć przecież nie mieli nic do roboty.

    Adelia i Stephanie wymieniły zmartwione spojrzenia, ale nic więcej nie dodały.

  16. Adelia dyskretnie pomasowała pod stołem swoją łydkę, rzucając Lisie nieprzyjemne spojrzenie, na co ta tylko pokręciła głową. Alan na szczęście nie wydawał się znowu wpaść w dołek z powodu jej pytania, więc być może rzeczywiście nie powinna tego robić. Zanotowała sobie w głowie, żeby ją później przeprosić. Stephanie nałożyła sobie właśnie frytki na talerz, odrzucając do tyłu splątane włosy.

    - Ta - powiedziała z drobnym uśmiechem. - Numerologia. Najnudniejszy z wszystkich przedmiotów.

    - Hej - powiedziała Adelia cicho, ale z irytacją. - Lubię ten przedmiot.

     

    Lisa nie mogła powstrzymać uśmiechu, obserwując swoje koleżanki i wcinając przy okazji sałatkę owocową.

    - No. I właśnie przez to, że ty i Alan lubicie - przeciągnęła głoski i pokręciła głową w obie strony. - ten przedmiot, idziecie teraz po południu siedzieć w ławce i słuchać jakichś nudnych wykładów. Natomiast ja z Lisą położymy się w łóżkach w naszym dormitorium i wiecie co będziemy robić? Nic. W tym jestem przecież najlepsza. Zawsze mówiłam, że moimi ulubionymi zajęciami w Hogwarcie są śniadanie, lunch i kolacja. No i sen oczywiście.

    Lisa zachichotała na produkującą się energicznie i machającą rękami Stephanie. Wydawało się, że atmosfera znów zrobiła się lekka i przyjazna - taka jaka powinna być w Hogwarcie. Elisabeth wymieniła pogodne spojrzenie z Alanem i dolała sobie soku. W pewnym momencie stała się jednak kolejna dość dziwna rzecz, którą Lisa tym razem zauważyła. Riddle wstał, choć lunch dopiero się zaczął i wyszedł z sali, samotnie. Malfoy i reszta zostali na swoich miejscach. Choć Lisa wiedziała, że przecież oni byli to już znacznie wcześniej, i że bardzo prawdopodobne, że Tom idzie po prostu do biblioteki, albo do dormitorium, nie mogła powstrzymać jakiegoś dziwnego, złego przeczucia. Pochyliła się znów nad swoją sałatką. Naprawdę miała chyba jakąś paranoję.

  17. Lisa jeszcze przez parę sekund się nie ruszała, a potem westchnęła zrezygnowana i uśmiechnęła się lekko do Alana.

    - Masz rację - skwitowała, a potem szturchnęła go lekko w bok. - Czy my już nie ustaliliśmy, że nie chcemy się na nikim mścić? I tak, myślę, że nie chciałabym, żebyś mnie karmił. Jeszcze mnie znowu wyślą do skrzydła szpitalnego, bo pomyślą, że po tym ataku jestem tak słaba, że nie mogę sama jeść - pokręciła głową, postanawiając ignorować Riddle'a i nie patrzyć nawet w jego stronę.

     

    Chodź sama Lisa zdecydowała się zainteresować bardziej jedzeniem, to Alan miał jednak ze swojego miejsca świetny widok na środek stołu. Lestrange właśnie z zapałem opowiadał o czymś Riddle'owi, nie dało się stąd jednak usłyszeć co, jednak sam Tom, mimo iż kiwał głową, tak jakby go słuchał, utkwił skupione spojrzenie w rudych włosach Lisy. Na jego twarzy błąkał się drobny uśmiech, jakby myślał o czymś bardziej przyjemnym. W tym momencie do Wielkiej Sali zaczęła nagle napływać fala uczniów, co oznaczało, że było jakieś pięć minut po trzynastej. Gdy coraz więcej osób zajmowało miejsca przy stole Ślizgonów, Alan stracił jego środek z oczu.

    - Już prawie zapomniałam jak dobre sałatki potrafią robić Hogwarckie skrzaty - powiedziała Lisa, który była kompletnie nieświadoma tego, co się chwilę temu zdarzyło.

     

    W tym momencie podeszły do nich Stephanie i Adelia, które zazwyczaj siedziały znacznie dalej.

    - Cześć - powiedziała Stephanie, siadając naprzeciwko Elisabeth. - Jak się czujesz, Lisa? - zapytała, podpierając brodę na rękach.

    - Dobrze - odpowiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem. - Nic mi nie było, nie powinnam nawet iść do skrzydła szpitalnego.

    - A ty, Alan? - dodała nieśmiało Adelia, sięgając ręką po dzban z sokiem. - Wszystko okej? To znaczy... wiesz. Wyglądałeś na dość... wyczerpanego po zaklęciach.

    Chwilę później Adelia syknęła z zaskoczeniem, co mogło oznaczać tyle, że Lisa kopnęła ją pod stołem.

  18. - Przepraszam - szepnęła również i Lisa, wstydząc się teraz odrobinę swojego wcześniejszego wybuchu. A przynajmniej tego, że pozwoliła sobie na to w bibliotece. 

    W ciszy wyszli razem z Alanem na korytarz. Wrzesień był w tym roku nadzwyczaj ciepły i słońce przebijało się pogodnie przez wielkie okno. Przeszli się jeszcze parę kroków, chcąc oddalić od zdenerwowanej pani Dorinson, a potem Lisa odezwała się tak, jakby nie przerywali konwersacji.

    - Wiem, że to może być trudne. Ale lepsze to niż pozwalanie im sobą pomiatać - do głosu dziewczyny powróciła złość, ale na pewno nie było jej tyle, ile jeszcze parę chwil wcześniej.

     

    ***

    Przez dłuższy czas Lisa kręciła się jeszcze z Alanem po korytarzach. Rozmawiali na różne tematy, dotyczące(na szczęście) nie tylko Riddle'a i tych jego "przyjaciół". W końcu zostało parę minut do lunchu i udali się razem do nadal dość pustej Wielkiej Sali. Jedynie garstka uczniów siedziała już na miejscach, z czego najbardziej zapełniony był stół Ravenclaw'u. Elisabeth zwróciła się jednak w stronę ich stołu i  skrzywiła się.

    - Oczywiście - jedynymi osobami przy stole Ślizgonów, które pojawiły się na posiłku przed czasem, była dwójka drugoklasistów, oraz Riddle, Lestrange, Malfoy i Mulciber, którzy zajmowali jak zwykle centrum stołu.

    Lisa usiadła na samym skraju, a potem wzięła do ręki widelec, zaciskając na nim gniewnie palce. Można by pomyśleć, że zastanawia się, co sobie nałożyć, ale nie, zignorowała miski i wbijała intensywnie spojrzenie w swój pusty talerz.

  19. Lisa zdziwiła się nieco, kiedy Alan ją przytulił i w pierwszym odruchu chciała złapać go za szaty i odepchnąć. Potem przypomniała sobie, że to przecież Alan, jej przyjaciel. Odetchnęła kilka razy, starając się opanować wściekłość i wysłuchać co miał jej do powiedzenia.

    - Wiem. Wiem, że nie powinnam - powiedziała potem, odsuwając się nieco i kładąc mu rękę na ramieniu. - Po prostu... jak on mógł? Ale to i tak czcze groźby, on nie ma prawa wiedzieć czegokolwiek o mojej rodzinie. W ogóle skąd wie, że mam brata - zaczęła bawić się swoimi rudymi włosami, ciągle marszcząc brwi. Potem podniosła wzrok i spojrzała na Alana z powagą. - Nie będziesz ryzykował dla mnie niczym, a już szczególnie swoim życiem, rozumiemy się? Potrafię sobie poradzić - wolała nie myśleć o tym, że zrobiłaby to samo dla niego, bo to by odebrało jej pewność siebie z głosu. - Musimy ich ignorować - powiedziała, odzyskując opanowanie. - Po prostu ich olejmy. Nic nie mogą nam zrobić. Chyba nie damy im zepsuć sobie pobytu w Hogwarcie, a już tym bardziej w roku egzaminów, co? - skrzyżowała ramiona i w tym momencie dobiegł ich skrzekliwy głos, który sprawił, że Lisa podskoczyła.

     

    - A co to mają być za hałasy? Najpierw panna się wydziera, teraz to krzesło. Proszę je podnieść w tej chwili, panie Travers. I opuścić moją bibliotekę, jeśli nie potraficie zachować w niej ciszy - syczała na nich pani Dorinson, która pojawiła się nagle między regałami i odgarniając rzadkie loki na plecy, groźnie machała na nich palcem. 

  20. Lisa oparła jedną rękę o ciemny stolik i słuchała Alana z uwagą, obserwując słońce przedzierające się przez wysokie okno i padające plamą na jej dłoń. Nie chciała mu przerywać, więc czekała aż powie wszystko, jednak pod sam koniec nagle szarpnęła się w fotelu i zapomniała praktycznie o wszystkim, co miała mu odpowiedzieć.

     

    - Nonny? C..co mój brat ma niby wspólnego z tym wszystkim?! T...to bezsens! - mówiła, a głos jej się trząsł od wściekłości i stresu(strachu?). - Przecież Riddle nawet nie wie, g...gdzie on chodzi do przedszkola, ani gdzie my mieszkamy! - syknęła, uderzając dłonią w blat. Nie była zła na Alana, jej gniew skierowany był w przestrzeń, niosąc się po Hogwarckich murach i szukając tej jednej osoby, którą można by nazwać odpowiedzialną za niego. Zacisnęła kilka razy palce, a potem uspokoiła się odrobinę i przeczesała ręką włosy, jej głos ciągle przypominał syczenie - Nie ma takiej opcji, Alan. Nie będziesz się nikomu podlizywał, po prostu go zignorujemy - a potem znów zacisnęła pięści. - Czy on naprawdę groził mojemu czteroletniemu bratu? I tak nic mu nie może zrobić - prychnęła, marszcząc jednak brwi. - Co on sobie myśli, że niby kim jest? Zignorować go... - mruknęła, a potem warknęła i wstała, odrzucając malowniczo rude włosy. - A nawet jeśli może czarować bez różdżki, to co? - rzuciła już na tyle głośno, że jakiś chłopak, który kilka regałów dalej przeglądał książki, obrócił się i na nich spojrzał - Nikt nie będzie groził mojemu bratu. Jak go zaraz znajdę to mu pokażę, ile różnych rzeczy można zrobić drugiej osobie bez używania jakiejkolwiek magii - strzepnęła gniewnie szatę i wyglądała jakby naprawdę miała zamiar za chwilę stąd wyjść.

  21. Lisa szarpnęła wrota biblioteki i razem z Alanem wkroczyli do wielkiego, cichego pomieszczenia. Wszędzie wznosiły się olbrzymie regały z księgami - nie, nie zakurzonymi, pani Dorinson zbyt bardzo o nie dbała. Jedynie Dział Ksiąg Zakazanych zawierał tomy, które można by uznać za zniszczone, ale w całej swojej dotychczasowej nauce Lisa była tam tylko raz - kiedy dostała pisemne pozwolenie od profesora Slughorna, bo szukała tam pewnych materiałów dotyczących transmutacji. Na chwilę ich rozmowa się urwała, kiedy szukali jakiegoś wygodnego miejsca do odpoczynku. Uczniów nie było dużo, w końcu był to pierwszy dzień semestru, zadań domowych nikt jeszcze wiele nie uświadczył. Tu i tam można było zobaczyć paru moli książkowych, czy kilku zaciekawionych pierwszaków.

     

    W końcu znaleźli stolik stosunkowo ukryty za dwoma wysokimi regałami zapełnionymi książkami dotyczącymi eliksirów, gdzie mogli w końcu usiąść i rozmawiać dalej.

    - Nie naruszyłeś jego tarczy?... wiesz - powiedziała Lisa po chwili przeciągającego się milczenia. - Ja doskonale wiem, że zawsze świetnie radzisz sobie na pojedynkach... to prowadzi nas tylko do niezbyt przyjemnego wniosku, że być on jest potężniejszy niż myślimy. To znaczy, wszyscy wiedzą, że jest geniuszem, po prostu... - pokręciła głową. - Po prostu nie wiem. Myślę, że nie powinniśmy o tym na razie nikomu mówić, masz rację, że nam nie uwierzą. Postarajmy się po prostu nie wchodzić sobie nawzajem w drogę, to może będziemy mieli spokój. Zignorujmy Riddle'a i jego znajomych, to na pewno znudzą się dręczeniem nas, nie? - powiedziała. - Ja też się o ciebie martwię, zawsze - dodała z uśmiechem, a potem znów spoważniała i przyłożyła jedną rękę do czoła. - Mówisz, że odepchnął cię bez różdżki? To by miało sens, mówiłam ci przecież, że się nie potknęłam wtedy na tych schodkach - powiedziała, wspominając wczorajszy wieczór.

  22. Magda

    Magda zdecydowanie coraz bardziej dawała się ponieść swojemu zmęczeniu. Potrzebowała kilka godzin snu, zdecydowanie, żeby odnowić swoje siły i być w stanie logicznie myśleć. Oparła głowę o fotel na którym siedziała i upiła jeszcze jeden łyk wciąż parującej herbaty.

    - Każdy ma swoje tajemnice, Snow, to normalne - powiedziała łagodnie. - Jestem pewna, że i ty jakieś masz. Po prostu część tajemnic ma większą wagę, bo wpływają na los większej liczby ludzi - przymknęła na chwilę oczy, zastanawiając się po cichu, co mogłaby powiedzieć, nie chcąc, by znużenie znów doprowadziło ją do nieprzewidzianej reakcji lub, co gorsza, do powiedzenia kilku słów za dużo. - Nie czytam pani Natalii w myślach, więc ciężko mi powiedzieć, co dokładnie nią powoduje. Jestem jednak całkiem pewna, że nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek organizacją. To jest prawdopodobnie bardziej... osobisty powód. Ale wkrótce sama się przecież tego dowiesz - znów przymknęła oczy i drgnęła nagle, kiedy kubek przechylił się w jej dłoniach, niemal oblewając ją gorącą herbatą. Otrząsnęła się ze znużenia i wyprostowała, biorąc kolejny łyk.

  23. - Tak jak myślałam - odparła Lisa, krzywiąc się lekko na myśl o Vivienne i oczami wyobraźni widząc ten jej pełen wyższości uśmieszek. W poprzednich latach nie były jakoś specjalnie wrogami, po prostu w ogóle ze sobą nie rozmawiały, ale ten rok od samego początku wydawał się być inny niż wszystkie. Zmarszczyła brwi, słuchając Alana dalej.

     

    Jej oczy rozszerzyły się lekko, kiedy usłyszała o Riddle'u, a potem było już tylko gorzej.

    - Nie jesteś słaby! - powiedziała od razu, niemal wchodząc mu w słowo. Znała swojego przyjaciela i wiedziała, że zawsze doskonale radził sobie z pojedynkami. - To na pewno chodzi o Riddle'a, on jest jakiś... dziwny - wymamrotała, dochodząc do wniosku, że znów idiotycznie brzmi. - Oczywiście, że z chęcią poćwiczę z tobą zaklęcia, ale raczej wątpię, bym musiała cię czegokolwiek uczyć. Z tego zawsze byliśmy tak samo dobrzy. Czyli w takim razie uważasz, że ja też jestem słaba? - zapytała z przekąsem, próbując poprawić mu humor i uderzając go przy okazji łokciem w bok. Potem spoważniała i westchnęła. - Ja też mam przeczucie, że to Riddle mnie zaatakował. Ale to chyba niemożliwe, co? - przeczesała ręką swoje rude włosy. - Poza tym, nie musisz się o mnie martwić - powiedziała z lekkim uśmiechem, nie chcąc, by zaprzątał sobie tym głowę. Nie musisz się o mnie martwić, mi samej idzie to na razie na tyle dobrze, że nie potrzebuję pomocy. Miała nadzieję, że wytrzyma jakoś ten sobotni szlaban. Na komentarz o Krukonce prawie nie zwróciła uwagi.

  24. No i proszę bardzo, jakie miała szczęście. Szukała Alana i co? Zderzyła się z nim właśnie na schodach. Mimo iż od zderzenia lekko bolała ją głowa i że Alan coś tam przepraszał i chyba nawet o coś pytał, Lisa kompletnie nie zwróciła na to uwagi, przyciągając go do uścisku. Bądź co bądź to nie był zbyt łatwy pierwszy dzień semestru i tak naprawdę od śniadania nie mieli okazji spokojnie porozmawiać, czy chociażby pobyć chwilę w swoim towarzystwie.

    - Merlinie, co za dzień - mruknęła odsuwając się lekko i zaczynając szybko mówić. - Ta sprawa z Hectorem, a później zaklęcia, na których mnie nie było. No właśnie, wciąż mi nie powiedziałeś, co się stało, dlaczego byłeś taki zmęczony? W ogóle wydajesz się jakiś przygnębiony, a ja... ja będę miała szlaban z Riddlem, rozumiesz? Dlatego musiałam iść z nim do profesora. On nic nie zrobił, ale... - westchnęła ciężko i pokręciła głową. - Może przejdziemy się do biblioteki i pogadamy, co? Do lunchu została jeszcze ponad godzina.

     

    Podciągnęła rękaw i wskazała na zegarek. Choć nadal była roztrzęsiona perspektywą spędzenia z Riddlem sam na sam kilku godzin w składzie eliksirów w sobotę, to patrząc na Alana zdecydowanie wolała dowiedzieć się najpierw co jemu się stało. Położyła mu rękę na ramieniu, mając nadzieję, że to mu jakoś pomoże, nawet, jeśli jeszcze nie wiedziała o co chodzi.

  25. Magda

    Magda upiła łyk herbaty nie zwracając uwagi na to, że wciąż jest gorąca.

    - To... bardzo budujące słyszeć od ciebie coś takiego - powiedziała cicho kobieta, lekko się uśmiechając, w głębi duszy wiedząc jednak, że Snow nie miała do końca racji. Pierwszy dowód Magda znalazła sobie już chwilę później. Prędzej pozwoliłaby zafarbować sobie włosy na zielono, niż zdradzała jakieś sekrety komuś, kogo zna parę dni. Skinęła jednak lekko głową do Snow, z pogodną melancholią ciesząc się z tego, że uważa ją za godną zaufania. I z tego, że zachowała swoją Equestriańską niewinność.

    Chwilę potem z jej ust wyrwał się chichot, którego nie mogła powstrzymać. Była zdecydowanie zbyt przemęczona, jeśli traciła tak swoją kontrolę. Ale naprawdę? Włos? To o to chodziło? A Natalia pewnie zachodzi w głowę, co takiego Golding mógł dostać od księżniczki. Chwilę potem wróciła do milczenia, wpatrując się w Snow.

    - Przepraszam, jestem po prostu niemalże pewna, że czegokolwiek może spodziewać się Natalia po waszej rozmowie, to na pewno nie jest to... włos - nagle wydawała się zamyślić. - Możesz mi wierzyć, że nikomu o tym nie powiem. Nie zawiodłabym twojego zaufania. A co do zostania kucykiem... cóż. Nie chcę na razie nic zdradzać, ale mam wrażenie, że po rozmowie pani Natalii z Goldingiem wiele może się rozjaśnić. A ty przy tym będziesz, więc również się dowiesz - dodała, po raz kolejny zastanawiając się dlaczego Natalia podjęła taką decyzję.

×
×
  • Utwórz nowe...