Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Elizabeth Eden

  1. - Co... - szepnęła Lisa na tyle cicho, że nikt jej nie usłyszał. - Panie profesorze... - dodała głośniej, ale profesor Slughorn wesoło kontynuował. - Tak jak mówiłem, to nie będzie nic ciężkiego. Chodzi o porządki w naszym szkolnym składzie eliksirów. Część z ingrediencji przez wakacje straciła ważność, poza tym warto byłoby też sprawdzić, czy wszystkie są poukładane w odpowiednich działach. Miałem o to poprosić skrzaty, ale myślę, że to będzie dobry szlaban. To wciąż jest kara - dodał znacząco. - Ale całkiem interesująca. Oczywiście będzie panna mogła używać magii, tak jak i pan Riddle. Drzwi składu będę dla was otwarte w sobotę o godzinie 19 i będziecie mieć tyle czasu ile będziecie potrzebować. - uśmiechnął się tak, jakby właśnie sprawił swojej podopiecznej wielką radość. - Ale pamiętaj, panno Sanders, to jest ostatni raz, kiedy jestem tak pobłażliwy - profesor próbował chyba być surowy, ale drobne mrugnięcie zniweczyło cały efekt. - Możecie iść, teraz zajmę się panem Moonem - powiedział profesor, a jego uśmiech zbladł. - Coś koszmarnego... . No dobrze. Życzę wam pomyślnego dnia, panno Sanders, panie Riddle. Tom, jestem z ciebie bardzo dumny. Wiedziałem, że będziesz świetnym prefektem - dodał. Lisa była w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek powiedzieć. Podeszła do drzwi gabinetu, słysząc za sobą głos Riddle'a, pełen jakiejś chorej łagodności : - Bardzo dziękuję, panie profesorze. Czuję się zobowiązany, by pomóc pannie Sanders. Mam wrażenie, że wczoraj doszło między nami do lekkiego spięcia. Być może ten sobotni wieczór wspólnej pracy da nam szansę na złagodzenie wszelkich nieporozumień. Wilk - pomyślała nieprzytomnie Elisabeth, przypominając sobie wczorajszy wieczór. - Wilk w owczej skórze. Profesor Slughorn wydawał się jednak zachwycony, ale Lisa nie usłyszała jego odpowiedzi, bo wyszła. Minęła skołowanego Hectora i ruszyła do wyjścia z lochów, chwilę później puszczając się biegiem. Miała wrażenie, że słyszy za sobą śmiech, pełen złośliwej uciechy. A może tylko jej się zdawało? Przyspieszyła. Momentalnie znalazła się w sali wejściowej, dochodząc do wniosku, że jest roztrzęsiona. Chciała pogadać z Alanem. Ale gdzie on jest? Niewiele myśląc ruszyła w stronę głównej klatki schodowej.
  2. Magda Na początku Magda wydawała się nie słuchać Snow, tylko skupiać na własnych myślach. W momencie jednak w którym dziewczyna skończyła mówić szybko wyszło na jaw, że nie była to prawda. Magda uśmiechnęła się lekko, bardziej dla komfortu Snow, niż dlatego, że naprawdę miała na to ochotę. Nie czuła się ani urażona, ani jakoś specjalnie smutna, po prostu ten temat zawsze trochę zbijał ją z tropu i przeklinała siebie i swoje zmęczenie, że tym razem nie zachowała tego w głębi swojej świadomości. - Snow, nie przejmuj się, nie jestem na ciebie zła. Przecież nic się nie stało - powiedziała stanowczo, nie chcąc dać się jej niepotrzebnie zapętlić w poczuciu winy. - Bardzo się cieszę, że tak o mnie myślisz - urwała na chwilę, zdając sobie sprawę, że ciężko będzie jej dobrze ubrać w słowa własne emocje i przemyślenia. Potrafiła perfekcyjnie rozczłonkowywać na części pierwsze psychikę innych ludzi, pomagać im, pocieszać, wspierać i zachęcać do mówienia o sobie. Ale kiedy przychodziło do tego, że sama miała wyrazić to co czuje, rzadko była w stanie znaleźć słowa. To nie było to samo, co rozmowa z pacjentem, kiedy machinalnie opowiadasz o własnych przeżyciach, żeby rozładować jego napięcie i pokazać mu, że lekarz też jest człowiekiem. Magda nie lubiła rozmawiać o własnych emocjach poza sytuacjami, gdy było to konieczne. Powstrzymała jednak skołowanie i powiedziała. - Ja również traktuję cię jak przyjaciółkę. Jesteś jedną z najsympatyczniejszych osób, jakie spotkałam - powiedziała, nie dodając nic więcej, bo nie wiedziała co. Może i była to półprawda, bo Magda żeby naprawdę się z kimś zaprzyjaźnić potrzebowała lat. Ciężko było zdobyć jej bezgraniczne zaufanie, ale polubiła Snow, temu nie mogła zaprzeczyć. Jej nieufne podejście do innych było pewnie spowodowane wychowaniem i życiem na Ziemi, gdzie szybko przekonujesz się, że zaufanie jest czymś, co rozdaje się innym bardzo ostrożnie, jeśli nie chce się dołożyć samemu sobie więcej cierpienia, niż już się ma. To było coś, czego kucyki nie doświadczyły w Equestrii, dlatego tak ciężko było im na początku zrozumieć ludzi. Magda chciałaby, żeby jej życie było od najmłodszych lat tak beztroskie jak ich. Ale na tę chwilę mogła tylko obserwować z ciężkim sercem, jak kucyki upodabniają się do ludzi, stają się bojaźliwe, nieufne i szorstkie z czego już nikt nigdy ich nie wyleczy. To był proces nieodwracalny. Otrząsnęła się z rozmyślań i jeszcze raz spojrzała na Snow. Nie miała za bardzo ochoty o tym rozmawiać, ale wiedziała, że dziewczyna bardziej doceni szczerość. - Chciałabym być prawdziwym kucykiem. Więc to chyba komplement, że mnie z takim pomyliłaś - powiedziała w miarę sucho.
  3. Lisa była bardzo zadowolona z tego, że podróż do gabinetu profesora nie trwała zbyt długo. Cały czas miała jakieś dziwne uczucie, że Riddle będzie chciał jej coś zrobić, kiedy będą sami, ale w rzeczywistości prawie na nią nie patrzył. Czyżby rzeczywiście była przewrażliwiona? Stanęli pod ciemnymi drzwiami i chłopak dwa razy zastukał w drewno, zanim usłyszeli głos profesora Slughorna, zapraszającego ich do środka. Lisa coraz dosadniej uświadamiała sobie, że nie przyszła tu w odwiedziny, tylko żeby usłyszeć karę za swoje wczorajsze zachowanie, więc spuściła ze wstydem głowę. I nie było tu nawet udawania, bo naprawdę lubiła ich opiekuna Domu i zawsze źle się czuła, kiedy był nią zawiedziony. - Witajcie, witajcie. Właśnie na was czekałem - powiedział profesor, a jego głos był wypełniony entuzjazmem, nawet jeśli miał jej właśnie przydzielić szlaban. Uznała to za dobry znak i uniosła nieco głowę. Z zaskoczeniem stwierdziła, że niedaleko nich, z rękami skrzyżowanymi za plecami, stał Hector, wpatrujący się w podłogę. Musiał przyjść wcześniej, pewnie jakoś wtedy, kiedy przez chwilę rozmawiała z Alanem. Wyglądał tak żałośnie, że dziewczyna nawet mu współczuła, a potem uświadomiła sobie, że to prawdopodobnie on ją zaatakował, więc zmarszczyła brwi i spojrzała znów na profesora. - Z panem, panie Moon, chciałbym porozmawiać za chwilę, więc jeśli będzie pan tak uprzejmy i poczeka za drzwiami... - zaczął surowo, a Hector wyszedł, nadal nie podnosząc na nikogo wzroku. Profesor kontynuował, jak tylko w gabinecie zostali tylko Riddle i Lisa. - Panno Sanders... Doszła do mnie informacja o tym, że zaatakowałaś swoją koleżankę w dormitorium, pannę Carrow, która następnie mi to potwierdziła... - wpatrywał się w nią, chcąc pewnie brzmieć karcąco, ale niezbyt mu się to udało. - To nie był celowe! Ona po prostu stała blisko mnie i się kłóciłyśmy, ja trzymałam różdżkę i w gniewie wystrzeliło z niej kilka iskier, Stephanie i Adelia mogą to potwierdzić - Lisa przerwała profesorowi i zaczęła gorączkowo mu wszystko tłumaczyć, wymachując przy tym rękami. Tom odsunął się od niej kilka centymetrów, jego wyraz twarzy był niemożliwy do odczytania. Profesor skrzyżował ręce za plecami i zabawnie przechylił głowę, słuchając jej do końca. Potem zmarszczył brwi i powiedział. - Ależ ja rozumiem, panno Sanders! Rozumiem, że to mógł być wypadek! Ale prawdą jest, że panna Vivienne Carrow doznała uszczerbku, jej włosy są teraz niezwykle słabe i łamliwe, szkolna pielęgniarka to potwierdziła - Lisa niemalże parsknęła śmiechem. Naprawdę? Kto chodzi z czymś takim do Skrzydła Szpitalnego? Na szczęście udało jej się powstrzymać, bo mogłoby to ją jeszcze bardziej pogrążyć. - I... rozumiesz, przecież... - spojrzał na Lisę smutno. - ... że nie można tego zostawić bez interwencji. Nie powinnaś wymachiwać koleżance różdżką przed twarzą. Znam cię jednak, panno Sanders - dodał. - I jestem pewny, że od teraz nie będzie już zachowywać się w ten sposób - uśmiechnął się. - Twój szlaban nie będzie ciężki. Co więcej, pan Riddle zaproponował, że ci pomoże - zaczął radośnie profesor. - Bowiem, jak sam stwierdził, czuł się winny temu, że nie pomógł ci wystarczająco z opanowaniem emocji, co pośrednio mogło być powodem dzisiejszych wydarzeń - profesor spojrzał na Riddle'a z nieskrywaną dumą i adoracją, tak jakby nie mógł uwierzyć, że może istnieć tak idealny uczeń jak on. Sam Tom jedynie spuścił skromnie głowę, jakby nie uważał, że jest to coś aż tak bardzo wartego uwagi. Przecież to obowiązek. Sprawa honoru. Dbać o dobro innych uczniów. Lisie z jakiegoś powodu zrobiło się niedobrze.
  4. Magda Kiwnęła tylko lekko głową, wrzucając do jednego kubków torebkę z herbatą owocową i słodząc tyle, ile chciała Snow. Potem odwróciła się i oparła plecami o stół, krzyżując ręce i wpatrując się w dziewczynę ze słabym uśmiechem. Nie zareagowała jakoś specjalnie na wieść o tym, że Snow spoliczkowała swojego kuzyna. Każdego mogły ponieść emocje, a poza tym ona ewidentnie tego żałowała. Na zadane jej pytanie Magda zrobiła się trochę dziwna i odwróciła bez słowa, żeby zalać wrzątkiem ich herbaty. Przez chwilę w milczeniu mieszała małą łyżeczką w swoim kubku, a potem odwróciła się się i podała Snow jej napój. Wydawała się nagle jakaś ponura i zrezygnowana, a zmęczenie przeszkodziło jej w ukryciu tego. - Nie, nie urodziłam się kucykiem. Urodziłam się w Anglii - powiedziała zwięźle i zajęła fotel naprzeciw Snow.
  5. Lisa przez chwilą szła w milczeniu obok Riddle'a, patrząc wszędzie, tylko nie na niego. Pomiędzy nimi trwała niczym niezmącona cisza i Lisa z jakiegoś powodu odebrała to jako zły znak. Po samej atmosferze wydawało jej się, że Riddle zrobił się jakoś mniej miły i przyjazny, niż przed klasą, przy wszystkich innych uczniach. Weszli na główne schody i wtedy postanowiła się odezwać. - Więc... - urwała na sekundę. - ... jaka to sprawa, którą chcesz ze mną załatwić? Ta od profesora - dodała szybko, sama nie wiedząc czemu. Jeszcze kilka chwil milczenia, podczas których słychać było tylko stukot ich butów na posadzce. - Twój szlaban, panno Sanders. Profesor Slughorn chciał widzieć pannę w swoim gabinecie po zakończeniu Zaklęć - odpowiedział spokojnie chłopak. Elisabeth stanęła zirytowana na środku Sali Wejściowej i skrzyżowała ramiona. - Mogłam iść tam sama, wiem, gdzie jest jego gabinet. Poza tym nie mogłeś tego powiedzieć od razu? - sama nie była pewna, dlaczego jest taka zła. Może powodem było to, że nienawidziła tej niepewności jaka zawsze ją dopadała w obecności tego dziwnego chłopaka. Chciała spędzać z nim jak najmniej czasu, a teraz wydawało jej się, że robi to wszystko specjalne. Riddle również się zatrzymał i odwrócił, patrząc w jej stronę, na co Lisa znów poczuła jak ulatuje z niej pewność siebie. Merlinie. Miała wrażenie, że Tom to zauważył i jest z tego bardzo zadowolony. Ale z drugiej strony nie widziała dokładnie jego wyrazu twarzy, bo po prostu nie chciała na niego patrzeć. - Profesor Slughorn poprosił mnie, bym również do niego przyszedł. Więc dlaczego nie mielibyśmy iść razem? - dodał z nutą czegoś, co mogłoby wydawać się pogodne, ale Lisa odebrała to jako kpinę. - Poza tym, panno Sanders, chciałem ci po prostu o tym przypomnieć. Po tym wszystkim co się dziś pannie wydarzyło to byłoby zrozumiałe, gdybyś o tym zapomniała - Drugie pytanie Lisy całkiem zignorował i zszedł po schodach do lochów, na co dziewczyna zrobiła to samo, gryząc ze zdenerwowaniem swoją dolną wargę. Dlaczego profesor miałby chcieć, by Riddle był obecny przy omawianiu jej szlabanu - pomyślała ze złością. Odwróciła się lekko i spojrzała przez ramię. Hectora nie było nigdzie w pobliżu, a przecież też miał się pojawić. Chciała o niego zapytać, ale przyszła jej do głowy inna myśl - może po tym jak trafiła przymusowo do Skrzydła Szpitalnego okazało się, że to jednak wszystko była wina Riddle'a? Ale czy to było w ogóle możliwe? - Dostałeś szlaban? - powiedziała, zbierając resztki swojej zwykłej bezpośredniości. Chwilę potem pożałowała, że w ogóle o to zapytała, kiedy Tom, nie zatrzymując się, rzucił jej krótkie i bardzo wymowne spojrzenie. Ta. Niby jak perfekcyjny Tom Riddle miałby dostać szlaban.
  6. Magda Uśmiechnęła się na słowa Snow. Sama doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego stanu i mimo iż wiedziała, że potrafi długo wytrzymywać w męczących albo stresujących sytuacjach, to znała również swoją granicę, której dla jasności umysłu nie powinna przekraczać. Przez chwilę wpatrywała się w otwartą szufladę, a potem postanowiła, że odpuści sobie kawę i napije się herbaty. Ostatnio piła zbyt dużo kofeiny, a to źle wpływa na organizm. Znając Snow, która kiedyś była Equestrianką, pewnie też będzie wolała herbatę, ale i tak postanowiła się upewnić. - Właśnie to zamierzam zrobić - powiedziała w miarę łagodnie, wyciągając różne puszki i opakowania. - Herbata, czy kawa? Kawa jest sypana lub rozpuszczalna. A herbat jest mnóstwo. Owocowa. Zielona. Czarna. Miętowa. Hibiskus. Jest też cukier i śmietanka - dodała, sama przy okazji wrzucając do jednego z białych kubków torebkę z miętową herbatą. Taka była dla niej najlepsza. Oczywiście bez cukru. Nie wiedziała jak można pić miętową herbatą z cukrem.
  7. Lisa już od dobrych dziesięciu minut siedziała pod klasą zaklęć, tarmosząc swoją torbę i szurając butami po ziemi. Czuła się świetnie, tak naprawdę to w ogóle nic jej nie było, poza zwykłym szokiem. Teraz i nawet to jej przeszło, zostawiając po sobie tylko tępe niedowierzanie, że Hector mógłby chcieć sobie z niej zakpić. Czy kiedykolwiek była dla niego niemiła? Pokręciła z irytacją głową i westchnęła. W tym momencie drzwi klasy się otworzyły i uczniowie zaczęli wypychać się na zewnątrz. Lisa czekała, aż przejdzie fala Puchonów i w końcu zaczną pojawiać się jakieś bardziej znajome twarze. Machnęła przyjaźnie do Stephanie i Adelii. Adelia wydawała się szczęśliwa, ale Stephanie obrzuciła ją poważnym spojrzeniem, reagując jednak na jej powitanie. Elisabeth odrobinę się spięła. Czy przez najbliższy czas wszyscy będą widzieć w niej ofiarę? Nie chciała, żeby ktokolwiek się o nią martwił. Jej rozmyślania nie trwały jednak na szczęście długo, bo nareszcie zobaczyła kogoś, na kogo od początku czekała. - Cześć, Alan! - powiedziała pogodnie, rzucając mu się na szyję. - Czuję się dobrze. Nic mi nie jest, w ogóle nic mi nie było. Żałuję, że nie mogłam przyjść na lekcję - mówiła, nadal go przytulając, a potem odchyliła się, by spojrzeć na jego twarz. - Jak było na zaklęciach? - zmarszczyła brwi, widząc jego mizerną minę - Co się stało? - zapytała ostro. Chwilę potem Lisa poczuła jednak lekki dotyk na ramieniu i odwróciła się szybko, chłostając Alana włosami po twarzy. Jej przyjaciel na pewno był już do tego przyzwyczajony, jej ruda czupryna była niemal tak samo dzika, jak ona sama. Alan mógł wyraźnie wyczuć, że palce Lisy zaciskają się do bólu na jego przedramieniu, kiedy dziewczyna zauważyła, kto za nią stoi. Riddle, a jakże. - Witam, panno Sanders. Mam nadzieję, że już wszystko z panną w porządku - powiedział z łagodnym uśmiechem, ignorując nagle obecność Alana. - Może mi panna uwierzyć, że nikt z nas nie spodziewał się czegoś takiego po naszym koledze. Jako prefekt będę robił wszystko co w mojej mocy, by nie dopuścić do powtórzenia takiej sytuacji. Lisa milczała, wpatrując się w zielony krawat wyższego od niej Riddle'a. Zacisnęła usta z napięciem, nie wiedząc, co mogłaby odpowiedzieć. Riddle jednak na nią nie naciskał. - Bardzo się cieszę, że nie musiałem cię daleko szukać - powiedział nagle, zmieniając odrobinę ton na bardziej poważny. - Mam z tobą pewną sprawę do załatwienia, panno Sanders. Mam nadzieję, że pan Travers się nie obrazi, jeśli cię na chwilę porwę - dodał z żartobliwą nutą. Jego oczy błyszczały czymś nieokreślonym. Elisabeth nie była jednak rozbawiona. Cofnęła się defensywnie w stronę Alana, ściskając go, jeśli to możliwe, jeszcze mocniej. Zastanawiała się o co mu chodzi. - Panno Sanders, nie musisz wyglądać na tak wystraszoną - powiedział z drobnym uśmiechem i Lisa dopiero teraz zauważyła Lestrange'a, Malfoya i Mulcibera, którzy opierali się o ścianę niedaleko nich. - Spełniam po prostu prośbę profesora Slughorna - ruszył w stronę schodów, łapiąc ją przy okazji za ramię. Nie jakoś specjalnie mocno, po prostu by zachęcić ją do ruszenia się, ale Lisa i tak nie czuła się przez to zbyt pewnie. Ale jeśli to rzeczywiście jakaś prośba profesora? Westchnęła i rzuciła Alanowi ostatnie, boleściwe spojrzenie. - Do zobaczenia później - mruknęła. Przez chwilę miała ochotę rzucić jakimś żartem w stylu "Jak nie będzie mnie na lunchu to wiesz, co masz robić...", ale stwierdziła, że to bez sensu. Chwilę potem szła już korytarzem, obserwując ukradkiem Riddle'a.
  8. Przerwa mijała w lekkim harmidrze. Widocznie mało kto wyczerpał się podczas pojedynku tak jak Alan. Vivienne i Margaret odwracały się do siedzącej za nimi Judith i paplały razem o jakichś bzdurach, na których nie było się jednak co skupiać. Tom przez cały czas siedział w milczeniu omiatając klasę wzrokiem, Malfoy również zachował powagę, chociaż Lestrange i Mulciber nie mogli się powstrzymać od wymieniania między sobą nieokreślonych szeptanych uwag. Najgłośniej jednak i tak zachowywali się Puchoni, którzy nie krępowali się krzyczeć do osób siedzących trzy ławki przed nimi. Profesor Carrow nareszcie wstał, co oznaczało koniec przerwy. - Cisza - powiedział twardo, uderzając dłonią w biurko. Wszyscy zamilkli - Przedstawię wam teraz moją ocenę waszych dzisiejszych popisów - kilka osób widocznie się napięło. Profesor zaczął od Puchonów. Jedynie jedna osoba z ich domu zasłużyła sobie w jego mniemaniu na W. Była to dziewczyna z ciemnym warkoczem, "panna Macmillan", który wyglądała na niesamowicie dumną z siebie. Potem przeszedł do Ślizgonów. - Panna Parkinson, doskonały pokaz zaklęć. Chociaż brakuje pannie pewnej finezji i dynamiki podczas pojedynku - Judith lekko zmarszczyła brwi. - zasługuje panna jednak na najwyższą ocenę. Panna Warrington - profesor przerwał na chwilę lustrując wzrokiem uśmiechniętą dziewczynę. - Powinna pani poćwiczyć Zaklęcie Tarczy. Zaklęcie Drętwota również nie jest u panny dobrze wyćwiczone. Zadowalający - Stephanie uniosła kciuk i wyszczerzyła się do Adelii. Ocenianie trwało. Panna Multon: Powyżej Oczekiwań, pan Moon: Nędzny, panna Carrow:... Wybitny? - Wszystkie zaklęcia były rzucone poprawnie - powiedział profesor, patrząc na swoją córkę dumnie. - Nawet jeśli brakuje ci jeszcze trochę do perfekcji. Jednak tak jak panna Parkinson, zasługujesz na tę ocenę. Zasługuje? Zaklęcia Judith były przynajmniej bardzo mocne, a Vivienne nie wyszła przecież ponad przeciętność. Rozległo się kilka prychnięć od strony Puchonów, które profesor uciszył jednym spojrzeniem. Margaret Selwyn: Zadowalający, Abraxas Malfoy: Powyżej Oczekiwań, Pollux Mulciber... profesor obrzucił swojego przyszłego zięcia twardym spojrzeniem, a potem powiedział: Zadowalający, Gilbert Lestrange: Powyżej Oczekiwań, a potem.... - Proszę, proszę - powiedział profesor patrząc pomiędzy Tomem i Alanem. Przez chwilę milczał, a potem spojrzał z uśmiechem na Toma. - Pan Riddle, Wybitny. Skłamałbym jeślibym powiedział, że nie wykonał pan dzisiejszego zadania najlepiej ze wszystkich. Niezwykłe, nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Pozostaje mi tylko pogratulować panu elegancji podczas pojedynku. Riddle spuścił skromnie głowę i uśmiechnął się. - Bardzo dziękuję, panie profesorze. - Tom wyczuł, że profesor Carrow jest nauczycielem, który nie lubi długich, przymilnych zdań ze strony swoich uczniów, więc nie dodał nic więcej. Potem profesor zwrócił się do Alana i westchnął, uważnie studiując go wzrokiem. Na sekundę odwrócił się i spojrzał na wyraźnie przybitego Hectora. Widocznie kalkulował w głowie jak zachować sprawiedliwość, która jednak nie była istotna w przypadku jego córki. Hector tak jak Alan nie dał rady nawet uszkodzić tarczy swojego przeciwnika, za to bardzo szybko dał się pokonać. Ale dzisiejsze zaklęcia Hectora były najzwyczajniej w świecie słabe z powodu jego paskudnego samopoczucia. A Alan trafił po prostu na niezwykle ciężkiego przeciwnika, który chciał go poniżyć. Ale profesor Carrow nie mógł tego wiedzieć. - Pan Travers, Nędzny. Musi pan poćwiczyć skuteczność zaklęć. I na pana miejscu udałbym się do skrzydła szpitalnego po eliksir wzmacniający - jeszcze zmarszczył brwi na widok jego zmęczonej sylwetki. - No. Możecie się pakować - skierował się z powrotem do swojego biurka. Kiedy wszyscy zajęli się chowaniem swoich różdżek i podręczników Tom zlustrował Alana wzrokiem, wysyłając mu nieprzyjemny uśmiech. Wystarczyło jednak tylko zwykłe mrugnięcie by nagle zaczął pogodną rozmowę z Abraxasem, kierując się w stronę drzwi. To było tak szybkie. Czy to było tylko przywidzenie? Czy właśnie taką paranoję czuła wczoraj Lisa?
  9. Magda Przez całą rozmowę Snow i Anny nie odzywała się, stojąc z boku i skupiając wzrok na schodach, nawet jeśli tak naprawdę uważnie słuchała tego o czym mówią. Nie zamierzała się wcinać. A może była na to zbyt zmęczona? W każdym razie naprawdę chciała w końcu dotrzeć do tego gabinetu. Pożegnała się z Anną skinieniem głowy, a potem wreszcie poprowadziła Snow jasnym, całkowicie już wyremontowanym korytarzem. Gabinet o którym mówiła Natalia był zawsze wykorzystywany przez pracowników do odpoczynku i taki był zresztą jego cel. Nie było tu ani półek z segregatorami ani żadnych tablic korkowych na ścianach. Jedynie kilka wygodnych kanap i stoliki z elektrycznymi dzbankami. W szufladach poukładane były dość niechlujnie słoiki z kawą i opakowania ciastek. Jedna jedyna szafka jaka tu stała zawierała książki, które jednak chyba nie zachęcą Snow, bo dotyczyły głównie polityki i ekonomii. Żaluzje w oknie były odsłonięte wpuszczając do środka ciepłe światło słońca. Magda niewyraźnym gestem wskazała Snow zieloną kanapę i podeszła do jednego ze stolików, napełniając dzbanek wodą z kranu. - Masz ochotę na kawę albo jakieś ciastko? - zapytała.
  10. Tom uniósł różdżkę prawie leniwie, doskonale zdając sobie sprawę, że spojrzenia całej klasy są skierowane na nich. Na niego. Profesor Carrow również wyglądał na niesamowicie skupionego i nawet odrobinę... zaniepokojonego? Alan co prawda nie wyglądał najlepiej, ale przecież to nie była jego wina. Ewentualnie wyląduje w skrzydle szpitalnym z panią Monty wlewającą mu do gardła wywar wzmacniający. Tomowi było całkowicie obojętne co się z nim stanie, chociaż taki scenariusz jeszcze dobitniej uświadomiłby mu, że nie ma z nim szans. Że nawet gdyby bardzo chciał nie dałby rady obronić tego rudego roztrzepańca. Pierwszym zaklęciem, którym zaatakował była Drętwota, która nadszarpnęła tarczę wyczerpanego chłopaka. Zaraz za nią poleciało równie potężne Expulso. Riddle był niemalże znudzony tym, że nie mógł używać ciekawszych zaklęć. Protego chłopaka zdecydowanie nie wytrzyma już zbyt długo. Wystarczyło tylko jedno, doskonale wymierzone Expelliarmus, by tarcza Alana roztrzaskała się. Posłało go lekko do tyłu, choć nie z taką siłą, by upadł, a różdżka sama wyrwała się z jego ręki lądując w dłoni Toma. Przez chwilę spoglądał na nią z satysfakcją, a potem odrzucił ją z powrotem do chłopaka. Może chociaż ją złapie i nie zrobi z siebie większej ofermy. - Doskonale - powiedział nagle profesor, zwracając się teraz do całej klasy. - Pięć minut przerwy, po których skomentuję wasze umiejętności, jakie dziś zaprezentowaliście i wystawię oceny - profesor machnął różdżką, ławki wróciły na swoje miejsce, zachęcając uczniów do zajęcia miejsca. William Carrow sam wrócił do swojego wygodnego fotela przed biurkiem, wyjmując jakąś książkę. Tom zajął miejsce obok Abraxasa Malfoy'a, za nimi usiedli Lestrange i Mulciber. Czy Riddle odczuwał jakieś wyczerpanie? Skłamałby, jeśliby powiedział, że nie. W pojedynek rzeczywiście włożył dużo mocy i zauważył, że Travers nie był w zaklęciach najgorszy. Ale nikt nigdy nie będzie potężniejszy od Lorda Voldemorta. Uśmiechnął się lekko. Może i był zmęczony, ale nie pokazywał tego swoją prezencją. Potrafił ukrywać takie rzeczy. Wystarczy dobra kawa podczas lunchu i chwila wyciszenia się, aby całkowicie pozbył się wszelkich śladów po pojedynku. Potem w końcu znajdzie Sanders i przekaże jej informacje o jej nadchodzącym szlabanie. Odnalazł wzrokiem Traversa. Nie mógł się doczekać, by jeszcze bardziej go zgnębić.
  11. Magda Magda pokręciła głową, nie kryjąc jakoś nawet specjalnie swojego rozbawienia. - Nic mi nie będzie, Snow, jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy. Idę właśnie usiąść na chwilę i napić się kawy. Potem jeszcze tylko parę papierów i będę mogła wrócić do domu - westchnęła, jednak zanim zdołała dodać coś jeszcze znalazły się już na szczycie głównych schodów. Wystarczyło jedno spojrzenie i Magda od razu zauważyła idącą w ich stronę dziewczynę. - Dzień dobry - powitała ją sucho, nie dodając nic więcej, wiedząc, że z Anną nie ma co zaczynać ugrzecznionych gadek-szmatek. Stanęła obok Snow, stwierdzając, że jeśli Anna nie będzie chciała jej obecności w tej rozmowie, to zaraz sama jej to powie.
  12. Profesor Carrow zaczął zauważać wyczerpanie Alana i położył mu rękę na ramieniu, odzywając się stanowczym głosem. - Dość, panie Travers. Widziałem już wystarczająco dużo, by móc na tej podstawie ocenić pana zdolności w tym zakresie. Panie Riddle, godne podziwu zaklęcie tarczy - zwrócił się do Toma z aprobatą, na co ten wyprostował się z godnością. Nastąpiła chwila przerwy, podczas której po klasie rozchodziły się szepty i pomruki. Niektórzy nie krępowali się pokazywać Alana palcem, a część dziewczyn rumieniła się i co chwilę ukradkiem spoglądała na Toma. Profesor Carrow odwrócił się, obrzucając wszystkich surowym spojrzeniem, i w klasie zaległa cisza. Dał Alanowi i Tomowi jeszcze parę chwil na odpoczynek, a potem powiedział: - W porządku. Teraz to pan Riddle pokaże mi swoje zaklęcia pojedynkowe, natomiast pan Travers zaprezentuje umiejętność rzucania czaru Protego. Tom uśmiechnął się do Alana w sposób, który można by uznać za przyjazny, jednak po tym, co Alan dziś doświadczył, raczej wątpliwe by chłopak tak to odebrał.
  13. Profesor Carrow stał w pewnym oddaleniu od nich i przyglądał się z uwagą ich wysiłkom. Tak na dobrą sprawę to cała klasa wbiła w nich oczy, chociaż wcześniej wielu uczniów, takich jak na przykład Lestrange, czy Vivienne, wydawało się całkiem obojętnych na pojedynki innych. Ale to był jednak Tom Riddle i każdy chciał zobaczyć jego zdolności w praktyce, nawet jeśli mieli już na to szansę wiele razy. Sam Tom zdecydowanie obrał sobie za cel zawoalowane poniżenie Alana. Nawet jeśli jego zaklęcia były silne i pewnie z łatwością pokonałby on Mulcibera, czy Malfoy'a, to Riddle doskonale znał własną potęgę. Postanowił więc sobie z niego zakpić i przybrał bardzo rozluźnioną i znudzoną postawę, kiedy zgrabnie blokował jego czary swoim perfekcyjnym Protego. Dla osób nie biorących udziału w tym pojedynku musiało to wyglądać tak, jakby Alan rzucał tak słabe zaklęcia, że Tom nie musiał się jakoś specjalnie wysilać, by je odbić. A Riddle przyznawał sam sobie, że nawet musiał. Skupiał większość swojej uwagi na tarczy, chociaż jego postawa i mina wyrażały zgoła co innego. Jedynie Alan mógłby zauważyć takie szczegóły jak mocno zaciśnięte na różdżce palce i ostre spojrzenie, wszyscy inni byli skupieni jedynie na tym jak wspaniałe i łatwe jest dla Toma odparowywanie jego czarów. Tom pozwolił sobie nawet na drobny uśmiech. Zachęcający. Pobłażliwy. Profesor obojętnie kiwał głową, wskazując Alanowi, by kontynuował.
  14. Na pierwszy ogień poszła Judith, która doskonale poradziła sobie ze wszystkimi zaklęciami. Puchonowi też nie szło najgorzej, ale Drętwota panny Parkinson zdołała jednak przebić się przez jego zbyt słabą tarczę i posłać go na poduszki. Dziewczyna wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie, kiedy profesor wybudzał chłopaka cichym "Enervate". Puchonowi też nie poszło najgorzej, ale żadne z jego zaklęć nawet nie nadszarpnęło tarczy Judith. Ach, jaka szkoda, że nie było tu Lisy. Ona zawsze doskonale sobie radziła z takimi czarami, więc mogłaby dzisiaj pochwalić się swoimi zdolnościami. Uczniom najczęściej szło dobrze, jednak Margaret, ofiara pojedynków, uderzała zaklęciami na tyle słabymi, że jej partnerka wyglądała na znudzoną. Dwójce Puchonów zaklęcia w ogóle nie wyszły i niemal podpalili swoich partnerów - Hectora i Polluxa. Ten drugi wyglądał na strasznie zirytowanego. Mimo iż zaklęcia Vivienne nie były jakoś specjalnie mocne, a po prostu przeciętne, to profesor Carrow pochwalił ją z uśmiechem, na co Vivienne pełna zadowolenia odpowiedziała: "Dziękuję, ojcze". W końcu przyszła kolej na ostatnią parę - Alana i Toma. - No, zobaczymy jak wy sobie radzicie. Panie Travers, pan zacznie. Pokaże pan swoje zdolności w rzucaniu zaklęć Expelliarmus, Expulso i Drętwota, natomiast pan Riddle przedstawi swoje doświadczenie w zaklęciu tarczy. Tom skinął głową z uśmiechem, który nagle w obecności profesora zmienił się z niebezpiecznego na łagodny i podniósł różdżkę w taki sposób, aby łatwo móc zablokowywać zaklęcia.
  15. Natalia Uśmiechnęła się łagodnie na widok zmęczenia Snow, nie karcąc jej w żaden sposób. W końcu każdy miał prawo sobie ziewnąć, a ona sama, jako premier, nie czuła się jak ktoś, wokół kogo powinno się zachowywać sztuczną uprzejmość. Preferowała najzwyklejszą szczerość. Magda widząc, że rozmowa się zakończyła schowała kartkę z powrotem do kieszeni i, powstrzymując westchnięcie, wstała. - Oczywiście, że możesz sobie odpocząć. To byłoby nawet wskazane. Ja natomiast udam się na sekundkę do minister Patrenkowskiej - skinęła głową w stronę Magdy a ta zwróciła się w stronę Snow. - Chodź, zaprowadzę cię na dół. - powiedziała z lekko już zmęczonym entuzjazmem. Sama by się z chęcią położyła, ale na to musiała poczekać aż wróci do domu. Miała w tym budynku jeszcze kilka spraw do załatwienia, ale najpierw rzeczywiście zdecydowała się wypić tę wspomnianą wcześniej przez Natalię kawę. Magda wyprowadziła Snow z gabinetu i poprowadziła ją w dół po schodach, na parter. Natalia wyszła chwilę później, kiwając głową Cloud i kierując się w prawo, ale zostając nadal na tym samym piętrze. Co nowego w gazetach? -W Indiach odbył się wielki kiermasz Equestriańskiej sztuki. Przez lokalną społeczność został on przyjęty z wielkim entuzjazmem. -Z ostatniej chwili - tragiczne trzęsienie ziemi w Chinach. Zniszczonych zostało wiele budynków, w tym najprawdopodobniej wieżowiec należący do firmy New Medica.
  16. Tom kompletnie zignorował wszelkie grymasy na twarzy Alana. Chłopak nie mógł nie zauważyć, że Riddle złapał go tylko za palce i puścił natychmiast, gdy stanął w końcu na własnych nogach. Ewidentnie nie lubił kontaktu dotykowego z innymi ludźmi. W tym samym momencie profesor Carrow obwieścił koniec pojedynków. Wiele Puchonów miało nietęgie miny, jakiś chłopak też przeżył nieprzyjemne spotkanie ze ścianą. Partner Malfoy'a. Cóż. Był jednak jeszcze jeden Ślizgon, który dał się znokautować innemu uczniowi. Hector, wyglądający na tak rozkojarzonego, że nie skupił się dostatecznie na pojedynku, chociaż zazwyczaj świetnie sobie radził na zaklęciach. Tom obrzucił Alana krótkim spojrzeniem. - Mam nadzieję, że wszystko z tobą w porządku - powiedział z łagodnym, ale równocześnie nieprzyjemnym uśmiechem, a potem oddalił się na swoje miejsce. Wszyscy zaczęli się powoli ustawiać w początkowych pozycjach, a kiedy szum w klasie ustał, profesor przemówił. - Ta rozgrzewka zdecydowanie dała wam dużo do myślenia. Teraz - profesor machnął swoją ciemną różdżką, co spowodowało, że z szafki za nim wyłonił się stos poduszek, które poukładały się za uczniami w dwa średniej wielkości mury. - Będę sprawdzał po kolei skuteczność waszych zaklęć. Jedna osoba z pary będzie rzucała zaklęcia na drugą, a ja będę je oceniał. Drugi uczeń będzie mógł przy okazji pochwalić się swoim zaklęciem tarczy. Potem role się odwrócą. Patrząc na wasze popisy przy pojedynkach stwierdziłem, że porozstawianie poduszek będzie bezpieczniejszą opcją - przesunął wzrokiem po dwóch Puchonach, Hectorze i Alanie. - Przygotujcie się. Profesor odszedł od swojego biurka i podszedł do pierwszej pary - Judith i wysokiego Puchona. Tom nie spuszczał oczu z Alana, uśmiechając się lekko do siebie, jakby myślał o czymś bardzo przyjemnym, co było niepokojące.
  17. Nagle stało się coś dziwnego. Wydawało się, że Tom powinien w takiej sytuacji natychmiast unieść różdżkę i rzucić sprawne Protego. Ale tak się nie stało. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem i zrobił gwałtowny unik odskakując w bok. Był przecież doskonale przygotowany na to, że Alan go zaatakuje. A teraz pan Travers był całkowicie odsłonięty i nie spodziewał się ataku. Dokładnie w sekundzie, w której zaklęcie świsnęło obok Riddle'a, ten podniósł różdżki i mruknął "Expulso", machając nią lekko w bok, tak jak należało przy tym zaklęciu. Alan nie miał jak się obronić. Zaklęcie było na tyle potężne, że mógł tylko poczuć nieprzyjemne ciepło na klatce piersiowej i już chwilę potem odebrało mu dech, kiedy uderzył plecami o twardą ścianę. - Panie Travers - rozległ się przepraszający głos Toma, który podszedł do niego natychmiast i pochylił się nad nim wyciągając do niego rękę, proponując pomoc przy wstaniu. W jego oczach błyszczała groźna złośliwość, ale głos był niezachwianie troskliwy. - Przepraszam, nie sądziłem, że nie uda ci się tego zablokować. Powinienem bardziej uważać. Profesor Carrow rzucił im krótkie spojrzenie, ale poza drobnym aprobującym chrząknięciem, spowodowanym uprzejmością Toma, nie zareagował, tylko dalej skupiał się na pojedynkach reszty uczniów.
  18. Natalia Natalia wysłuchała Snow z łagodnym uśmiechem, który nie zachwiał się ani na chwilę. Jedynie podczas wspomnienia o niezarejestrowanych kucykach delikatnie zmarszczyła brwi, nie wyglądając jednak na złą, jedynie na zmartwioną, ale ta emocja minęła zbyt szybko, by dało się jej dokładnie przyjrzeć. Jednak w momencie, w którym Snow wspomniała o czymś, co Goldingowi zostawiła władczyni, Natalia nie była w stanie ukryć zaskoczenia. Uniosła wysoko brwi i gwałtownie podniosła rękę do twarzy w zastanowieniu. Spojrzała na Magdę, która również wyglądała na nie tyle zdziwioną, co łagodnie zaciekawioną i na sekundę podniosła oczy znad swojej kartki. Przez resztę monologu Snow Natalia nadal się uśmiechała, chociaż jej wzrok był odrobinę nieobecny i wydawała się trochę oszołomiona. Nie była to emocja wyrażająca złość, zazdrość, czy niepokój. To była po prostu reakcja człowieka, który dowiedział się czegoś, co wydawało mu się niemożliwe i nie był w stanie w żaden sposób tego wytłumaczyć. Kiedy w gabinecie zaległa cisza trwała ona kilka sekund, a Natalia wzięła i obróciła parę razy w palcach komunikator, który dała jej Snow. Potem wyciągnęła dłoń przez biurko i nagle złapała Snow lekko za rękę. Było to miłe uczucie wsparcia, w taki sposób jakby to pani premier próbowała właśnie wytłumaczyć dziewczynie, że wszystko będzie dobrze - Nie masz nam za co dziękować, pomaganie innym to sama przyjemność - powiedziała na początek, a potem kontynuowała. - Nie musisz się martwić o mój stosunek do Goldinga, na pewno nie zmieni się on na gorsze - powiedziała wpatrując się z zamyśleniem w twarz Snow. - Doskonale zdaję sobie sprawę jak musi się teraz czuć i nie będę go winić za nic, co mógłby powiedzieć. - pominęła na tę chwilę temat przedmiotu od władczyni i niezarejestrowanych kucyków. - Nie bój się. Nie będę cię winić, jeśli Golding zdecyduje się wrócić i będziesz chciała pójść razem z nim - lekko zmrużyła oczy. - I przystanę na jego warunki. Nie mam w tej chwili żadnych niecierpiących zwłoki obowiązków, które musiałabym wypełnić. Jeśli jednak coś pojawiłoby się znienacka, Magda zdecydowanie sobie z tym poradzi. - Magda na chwilę podniosła głowę i pokiwała nieznacznie głową. - A co do twojej obecności... - jej brwi zmarszczyły się w zastanowieniu, wpatrywała się przez chwilę w milczeniu w przestrzeń. - Myślę, że nie miałabym nic przeciwko - zakończyła powoli, a Magda nagle podniosła wzrok i rzuciła Natalii przenikliwe spojrzenie. Pani premier jednak na to nie zareagowała. Natalia puściła rękę Snow i wstała, uśmiechając się dziarsko. Wyglądała nagle na o wiele młodszą i pełną energii. Była dokładnie taka jak na przeróżnych scenach w telewizji. - Nie wiem, czy chcesz w tej chwili jechać do swojego nowego mieszkania. Proponowałabym zatrzymanie się w Kancelarii, jeśli na spotkanie z Goldingiem chcesz udać się razem ze mną. Myślę, że Magda mogłaby zaprowadzić cię do jednego z wygodnych gabinetów. Mogłabyś coś zjeść i się napić. Oczywiście, jeśli masz ochotę, nie zamierzam zatrzymywać cię na siłę.
  19. Alanowi udało się zablokować zaklęcie Toma, jednak wkrótce potem do poprzedniego zaklęcia dołączyła równie potężna Drętwota, która nadszarpnęła tarczę Alana, niemal ją niszcząc. Riddle wcale nie wyglądał jakby to było dla niego jakimkolwiek wysiłkiem. W tym momencie, co dziwne, przestał rzucać zaklęcia i rozłożył szyderczo ręce, a jego wcześniejszy uśmieszek powrócił. Przekaz był jasny "no dalej, twoja kolej". W pojedynkach zazwyczaj nie dawało się przeciwnikowi szansy na atak, ale Riddle chciał w ten sposób pokazać Alanowi, że kompletnie się go nie boi i jest absolutnie pewny, że zablokuje każde zaklęcie, jakie chłopak zdecyduje się rzucić. W harmidrze jaki teraz panował w klasie nauczyciel nie dostrzegał takich szczegółów, była to przecież tylko rozgrzewka. Uczniowie co chwilę padali na ziemię pod działaniem różnych zaklęć, Lestrange rzucił na drobną Puchonkę Expulso tak silne, że zanim zdołała w ogóle krzyknąć "Protego" już uderzyła plecami o ścianę za sobą. - Lestrange. Ostrożniej - powiedział szorstko profesor, ale nie nakazał przerwania pojedynków. Gilbert tylko uśmiechnął się pod nosem.
  20. Natalia Natalia wcale nie wyglądała na kogoś, komu właśnie przeszkodzono w jakiejś poważnej sprawie. Przeciwnie - wyglądała co najmniej jakby siedziała tutaj dla odpoczynku, a cisza i spokój tego gabinetu zdawały się z nią idealnie zgrywać. Na jej biurku nie było żadnych papierów, wszystko było schludnie poukładane w segregatorach i szufladach. Na jej komputerze był co prawda otwarty plik dotyczący nadchodzącego szczytu, ale Magda i Snow nie mogły tego zobaczyć, bowiem nietykany od dawna sprzęt raczył ich teraz zwykłym, czarnym wygaszaczem ekranu. Natalia siedziała na swoim fotelu ze złożonymi na blacie rękami i wpatrywała się w kobiety w taki sposób, jakby to była zapowiedziana wizyta, której pani premier oczekiwała. - Dzień dobry, Snow - Magdzie tylko lekko skinęła głową, widziała ją już dziś nie pierwszy raz - Usiądź sobie - zwróciła się do drobnej dziewczyny i zachęcająco kiwnęła ręką w stronę jednego z foteli naprzeciw biurka. Magda bez pytania zajęła drugie i sięgnęła ręką do kieszeni wyciągając z niej złożoną kartkę zapisaną drobnym, zawijastym pismem, w którą zaczęła się wpatrywać. Natalia nie wyglądała na zaskoczoną, ale przez kilka sekund obserwowała swoją asystentkę, zanim znów zwróciła uwagę na Snow, zachęcając ją uśmiechem do mówienia.
  21. Profesor Carrow stanął w taki sposób, by każdy uczeń mógł go widzieć. Stephanie uśmiechała się do wysokiej Puchonki, która została jej przydzielona. Dziewczyna z nieśmiałością robiła to samo. Natomiast Vivienne wpatrywała się z pogardą w jasnowłosego chłopaka, z którym miała się pojedynkować. On za to przyglądał się jej z zadowoleniem. Cóż, była ładna. Ślizgonka z irytacją odgarnęła błyszczące włosy i na jej palcach wyraźnie zostało kilka kosmyków, które ze zdenerwowaniem strzepała na ziemię, udając, że nic się nie stało. Oprócz tego w klasie dało się jeszcze słyszeć sporo szeptów. Nawet do Alana mógł dotrzeć głośny żal Polly Fawley "Przecież to nie jest Obrona przed Czarną Magią" William Carrow zwrócił na to uwagę, marszcząc brwi i kierując wzrok na rozbujane ciemne loki dziewczyny. - Panno Fawley, pojedynki są nieodłączną częścią zaklęć i uroków, nawet jeśli jest to cecha wspólna z innymi zajęciami. Chwilę później dało się jednak słyszeć kolejny szept tej samej dziewczyny "Nie są". Tym razem profesor był naprawdę zirytowany. - Minus 10 punktów od Hufflepuffu za podważanie decyzji nauczyciela - i tak profesor Carrow zdradził się jako surowy nauczyciel. Margaret cicho zachichotała. - A teraz, kiedy panna Fawley raczyła zamilknąć, możemy zacząć właściwą część. Pragnę zaznaczyć, że nasze powtórzenia nie zakończą się na zaklęciach pojedynkowych, tak więc radzę przygotować się do następnych lekcji. - dodał z błyskiem w oku. - A teraz, różdżki w górę i przybrać postawę pojedynkową. Wszyscy zrobili to, co kazał profesor. Riddle wydawał się przyjmować takie pozy naturalnie i z dużą gracją. Nie spuszczał oczu z Alana, a z jego ust nie znikał nikły uśmieszek. - Na trzy zaczynacie pojedynek. Trzy...dwa...jeden... - w klasie zaroiło się od błysków i świstów, spowodowanych zaklęciami. Dokładnie w tej samej sekundzie z różdżki Riddle'a wystrzeliło potężne Expelliarmus, groźne w swej doskonałości. Gdyby Alan miał w ogóle czas spojrzeć na wyraz twarzy Toma, zobaczyłby na niej nagłe zobojętnienie.
  22. Kiedy Alan dotarł do klasy zaklęć wszyscy, łącznie z Tomem, już tam byli. Ławki były poprzysuwane do ścian, a na środku było dużo wolnego miejsca. Uczniowie byli podzieleni w pary i stali w pewnej odległości od siebie. Te zajęcia Ślizgoni mieli z Puchonami i Alan mógł zauważyć, że profesor zdecydował się ich pomieszać. Zwykle na tej lekcji również był wyraźny podział, jednak dzisiaj każdy zielony krawat miał w parze jakiś żółty. Alan mógł tylko współczuć drobnej, piegowatej Puchonce, która została zmuszona do stanięcia z uśmiechającym się w jej stronę Lestrange'em. Profesor Carrow wyglądał na odrobinę zirytowanego spóźniającymi się uczniami, ale Tom odezwał się, zanim Alan mógłby w ogóle otworzyć usta. - Tak jak mówiłem, profesorze. Nasz opiekun domu, profesor Slughorn, zatrzymał nas na chwilę i zapewniał, że jeszcze dzisiaj usprawiedliwi nasze spóźnienia - uśmiechnął się skromnie i spuścił lekko głowę, a profesor Carrow pokiwał głową. - No dobrze. Riddle, Travers, jesteście ostatnimi uczniami, więc będziecie ćwiczyć razem - oparł się o biurko i zwrócił do całej klasy, marszcząc groźnie brwi. - Jestem nowym nauczycielem i mało jeszcze wiem o waszych zdolnościach i wiedzy. Kilka pierwszy lekcji poświęcimy więc powtórzeniom, dla mojej pewności. Dzisiaj chciałbym, żebyście w parach pokazali mi jak dobrze radzicie sobie z podstawowymi zaklęciami pojedynkowymi. Expelliarmus. Protego. Drętwota. Expulso. Na tej lekcji chcę zobaczyć tylko to. Daję wam na razie kilka chwil na rozgrzewkę, a następnie będę sprawdzał was wszystkich po kolei. Jako rozgrzewkę polecę wam normalny, czarodziejski pojedynek z użyciem tylko tych zaklęć - podkreślił po raz drugi. - Do roboty - zakończył szorstko, a uczniowie wyciągnęli różdżki i zaczęli się przygotowywać. Tom zgrabnie stanął przed Alanem i obdarzył go lekkim uśmiechem.
  23. Magda Do gabinetu Natalii dotarły szybko, ale i tak było to o jakieś 2 minuty wolniejsze niż czas, w którym Magda zwykle pokonywała te korytarze. Ze Snow jednak nie chciała się spieszyć i zmuszać ją do połowicznego biegu, albo, co było jeszcze bardziej interesującą wizją, ciągnąć ją za sobą po ziemi. Otworzyły razem drzwi gabinetu i weszły do przedsionka w którym znajdowało się biurko Cloud. - Witam ponownie, Magdo - powiedziała z nutą zdziwienia w oczach. - Dzień dobry, Snow - uśmiechnęła się do drobnej dziewczyny. - Myślałam, że jesteś na wakacjach. - Okoliczności wezwały ją z powrotem - skwitowała krótko Magda, a Cloud nie dopytywała się więcej. Potem podeszła do ozdobnych drzwi prowadzących do tego właściwego gabinetu Natalii, następnie odwróciła głowę i rzuciła Snow krótkie spojrzenie, machnięciem ręki zachęcając ją, by weszła pierwsza.
  24. Tom niemalże parsknął śmiechem widząc nerwowość Alana. To było dokładnie to, co lubił wywoływać u innych ludzi. Niech Travers wreszcie zrozumie, że jego traktuje się z szacunkiem. Przesunął nieznacznie różdżkę, z brzucha chłopaka, na jego klatkę piersiową. - A czy ja powiedziałem, że zamierzam cokolwiek zrobić? - szepnął, zmuszając go naciskiem na serce, żeby się odsunął. Na jego twarzy pojawiał się coraz większy, mroczny uśmiech, a oczach czaiła się jakaś nieokreślona żądza. Nie zamierzał wypowiadać słów, które byłyby konkretną, niewygodną groźbą - Nie chcę walczyć - powiedział sekundę później, przechylając głowę niemal z troską - Przecież to byłeś ty. Twoje słowa, twoja groźba. Ja jestem tylko pośrednikiem. No, proszę. Pokaż mi co jeszcze mam jej przekazać. Być może ostrzeżenie przed panem Moonem - dodał z chytrym uśmiechem. A potem nagle ni stąd ni zowąd z różdżki Riddle'a wystrzeliło zaklęcie, chociaż nie powiedział żadnej inkantacji. Było to tylko zwykły odpychacz, który mógłby być odebrany jedynie jako obrona przed agresywnym uczniem. Potem Riddle ruszył w głąb korytarza, ściskając różdżkę na tyle wyraźnie, by Alan mógł to widzieć i zdać sobie sprawę, że jeśli teraz wykona ruch, wplącze się w pojedynek na korytarzu. - Wkrótce ominie nas pierwsza godzina zaklęć, panie Travers - rzucił łagodnie z lekkim, prefektowskim uśmiechem, jakby przed chwilą do niczego tutaj nie doszło. Jedynie ten błysk w oku, ten, który zawsze widziała Lisa i który teraz będzie widzieć i Alan, świadczył o tym, co tak naprawdę się w nim kryje.
  25. Było to zabawne, aczkolwiek na pewno Toma nie zaskoczyło. Różdżkę trzymał w rękawie praktycznie przez cały czas, w taki sposób, by w każdej chwili móc jej użyć. I teraz więc, w momencie w którym pan Travers dał upust swoim nerwom, Tom natychmiast był w stanie wbić mu swoją różdżkę w brzuch, dokładnie w chwili w której broń drugiego chłopaka znalazła się pod jego brodą. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aczkolwiek w oczach Riddle'a nie dało się dostrzec strachu, jedynie rozbawienie zmieszane z obojętnością. - Wygląda na to, że mamy sytuację patową - powiedział łagodnie, unosząc lekko brew i wzmacniając uścisk na swojej różdżce. - Ewidentnie nie uczysz się na własnych błędach, a szkoda, panie Travers. Di­midium fac­ti, qui coepit, ha­bet* - dodał z wyraźną przyjemnością - tak bardzo nienawidzisz swojej przyjaciółki? Ma braciszka, prawda? - zapytał, zmieniając temat z udawaną ciekawością - chodzi do przedszkola numer 9 w Londynie na ulicy Tempting Board. Wydaje mi się, że słyszałem to kiedyś w naszym Pokoju Wspólnym. Urocze. - uśmiechnął się z bezczelną niewinnością, a w jego głowie z niesamowitą szybkością przewijały się te wszystkie wspaniałe niewerbalne zaklęcia, których powinien użyć. Ale nie, nie teraz, nie na nim... Riddle doskonale wiedział jak naprawdę mógł zniszczyć Alana Traversa. Ale czy zamierzał to robić? Czyż nie miał wystarczająco wiele własnych spraw? Jeśli pan Travers naprawdę będzie o to ładnie prosił, dokładnie tak jak w tej chwili... *Połowy dokonał, kto zaczął
×
×
  • Utwórz nowe...