Skocz do zawartości

Flippyn

Brony
  • Zawartość

    949
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Flippyn

  1. OC w spoilerze, liczę, żę się podoba :), chyba dość się rozpisałem

    Imie: Flippyn


    Nazwisko: Gewehr
    Gatunek: Pegaz
    Urodzony: 18 lipca 1993 roku
    Umiejętności: mord, tworzenie materiałów wybuchowych, kowalstwo (dobra kondycja fizyczna)
    Wygląd: Jasnozielona sierść i nieco ciemniejsze włosy, zieklonkawe oczy (możliwa zmiana na duże żółte z małą czarną źrenicą) Kurtka w panterke i beret z naszywką od matki lub stary mundur ojca (niemiecki )
    Rodzina:
    - brat - Rayan pegaz (martwy)
    - matka - Niniana jednorożec(nieznana sytuacja)
    - ojciec - nieznany (zagubiony)
    CM: Duża tarcza żółto pomarańczowa ( kolory jak na berecie)/ Stalowa czaszka z dwoma piszczelami.
    Historia: Urodziłem na wyspie nieopodal jednego z zamków Chrysalis. Nigdy nie poznałem ojca jednak dawaliśmy sobie bez niego radę. Żyliśmy spokojnie wraz z matką i bratem w naszym małym miasteczku kolonijnym. Mieliśmy dwóch bliskich przyjaciół Willa i Sneka, z którymi codziennie bawiliśmy się po szkole. Nasze spokojne życie przerwała jednak decyzja księżniczki odmieńców o pozbyciu się nas z tamtąd czemu się sprzeciwiliśmy. Nasza burmistrz poleciała do zamku, aby przedyskutować sprawę, jednak długo nie wracała. Już wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Nie było trzeba czekać długo aż w mieście zaroiło się od jej żołnierzy, którzy brali nas do niewoli, a bardziej opornych skazywano na śmierć. Byliśmy w domu razem z matką, która zapewniała nas, że nic się nie dzieje, ale wiedzieliśmy, że chce nas jedynie uspokoić. Gdy żołnierze zbliżali się do naszego domu matka szybko schowała mnie i brata pod drewnianą podłogą, w malutkiej piwniczce. Niniana otworzyła drzwi i bez oporu oddała się w ich ręce. Po wywiezieniu lub zabiciu mieszkańców miasto spalono, jednak wiele dzieciaków w naszym wieku zdołało się ukryć, między innymi Will i Sneky. Wieczorem wszystkie dzieciaki łącznie z nami zebrały się w spalonym ratuszu. Po zliczeniu wszystkich okazało się, że jest było nas 16. Po dłuższej dyskusji, płaczach i przemyśleniach postanowiliśmy "odwdzięczyć się" za tą wizytę. Zdecydowaliśmy zorganizować zamach. Plan polegał na wcześniejszej infiltracji ośmiu naszych szpiegów na 2 tygodnie przed akcją. Potem dwie grupy dostaną się na zorganizowane przyjęcie całkiem innymi drogami co zwiększy nasze szanse. Niestety 6 z naszych 8 szpiegów zostało wykrytych przed rozpoczęciem misji, jednak mimo wszystko zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie akcji. Reszta z nas podzieliła się na dwie grupy po 4 osoby, ja wraz z przyjaciółmi postanowiliśmy wkraść się na bal zorganizowany w tym dniu natomiast druga grupa przedzierała się starymi kanałami i podziemnymi przejściami. Po rozpoczęciu się balu i oddtańczeniu pierwszego tańca zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak, wszyscy się na nas patrzyli z szyderczym uśmiechem, przecież nasze stroje odmieńców były stworzone za pomocą magii więc co mogło pójść źle? Po chwili na salę wprowadzono sześciu zdemaskowanych szpiegów. Okazało się, że zdradzili nas w zamian za pokaźną sumkę oraz wolność. Mimo iż nie mieliśmy szans próbowaliśmy się wydostać jednak nasze starania poszły na marne, na każdego z nas przypadało około 10 odmieńców. Po 15 minutach walki zostaliśmy obezwładnieni. Wtrącono nas do lochu, a następnego dnia zaczęli nas...
    ścinać. Po środku rynku ustawiono scenę i 4 pary dybów, zakuto nas w nie i zaczęto ścinać. Musiałem patrzeć jak głowy moich towarzyszy i własnego brata toczą się po rynku. Kiedy miecz katowski wbił mi się w szyję straciłem przytomność.......
    Obudziłem się w lesie Everfree obok stosu martwych odmieńców. Spojrzałem się na siebie, aby ocenić uszkodzenia ciała. Szyja była poważnie rozcięta, ale żadna tętnica ani żyła najwyraźniej nie była uszkodzona, bo już bym nie żył. Zauważyłem, że na moim boku widnieje czaszka z dwoma piszczelami, najwyraźniej wyskoczył mi znaczek, ale czemu taki? Nie wiedziałem co się stało jednak przez dłuższą chwilę starałem sobie przypomnieć co się stało. W jednej chwili przez głowę przeleciała mi cała historia, która była dla mnie ogromnym wstrząsem. Dowiedziałem się, że to ja ich zabiłem bezlitośnie i brutalnie.... nie nie ja, ja nie zrobiłbym tego w taki sposób. To nie byłem ja, było to moje alter ego stworzone przez to wydarzenie. Gdy po chwili spojrzałem na swój znaczek nie była już to czaszka lecz tarcza, taka jak naszywka na berecie którą dostałem kiedyś od matki. Szedłem półmartwy przez las szukając pomocy jednak zemdlałem obudziłem się w szpitalu i ujrzałem kucyka nade mną, jednak kontury były rozmazane, zapamiętałem tylko ciemnoniebieski kolor oraz ten kojący, cichy głos. Jak się okazało obudziłem się kolejny raz dopiero 3 tygodnie później, gdy zapytałem o tę osobę nikt nie udzielił mi odpowiedzi. Po pewnym czasie wyszedłem ze szpitala i spytałem przechodnia co to za miasto . Było to Ponnyville. Spotkałem tam wiele przyjaznych kucyków.Pracuję jako kowal, zajęcie to mnie uspokaja i relaksuje. Mieszkam jednak w lesie Everfree, gdyż czuję się tam dobrze. Jestem miły i spokojny na co dzień jednak tylko ja znam moje alter ego. Staram się pozyskiwać nowe przyjaźnie i jestem dla każdego otwarty, jednak nikomu nie ufam do końca.Lubie każdemu pomagać jeśli jestem w stanie. Nie chowam urazy zbyt długo jednak tamtych dni nigdy nie zapomnę. Zamierzam dowiedzieć się kim był ten kucyk, który mi pomógł, a także poprosić którąś z księżniczek o pomoc w uratowaniu zniewolonych kucyków, o czym pewnie nie wiedzą. Musze dostać tam jakąś pracę, ale na razie wylecze świerze rany i postaram się jakoś żyć, może pójde na imrezke do Pinkie Pie, albo zamówie nową kurtkę w butiku Karuzela. Moim następnym priorytetem po odpoczynku będzie dostanie się do zamku w Canterlocie, może jako ogrodnik, muszę też znaleźć tego lub racze tą, która uratowała mi życie, by jej podziękować i pozbyć się drugiego mnie,

  2. Ja bym proponował zrobić wideo promocyjne z podkładem muzyki serialowej. Np. Piosenka "Smile" do tego kilka osób, które by jeździły i nagrywały bez interfejsu. Sześć czołgów np. siódemek lub ósemek w skinach MLP (tankie mane 6), na piątki (odmieńce). Przykładowo kiedy Pinkie śpiewa o smutku taka WZ - 131 dostaje w gąskę i ją tyrają, a potem IS - 3 i Tiger 2 zjeżdżają  się, żeby go zasłonić.

  3. Ewentualnie jest jeszcze motyw wiemy, że czegoś szukamy, ale nie mamy zielonego pojęcia czego i z czasem wyjdzie, że chodzi o jakiś pancerz rodu czarnych klaczy, który pomógł ocalić Eq przed podmieńcami, albo miecz trzech pierwszych władców Eqestrii, czy coś takiego.

  4. Pamiętam sytuacje kilku moich kolegów na ASG, wracali ze strzelanki w pełnych mundurach kominiarkach, kamizelkach z karabinkami ( dopiero z 2 metrów poznasz, że to replika)

    jeden wszedł do sklepu po napoje, a reszta została przed sklepem z kałaszami na wierzchu. Kilkanaście metrów dalej dumnie szedł policjant, który dobiero 10 metrów od nich zauważył terrorystów pod spożywczym. Trzęsąc się jak galareta wyciągnął pistolet z kabury po czym w nich wymierzył. Z oczami pełnymi strachu i pełnymi gaciami oraz nieskoordynowanie trzymając pistolet darł się: Rzuć broń!. Rzucili, potem zabrali ich na komendę.

    • +1 2
  5. Ogółem fragmencik bardzo mi się podobał, dziwi mnie, że tak szybko mnie tam wkleiłeś. Tylko jedna kwestia, może to ja źle się wyraziłem, jest tylko jedna cięta rana - przez środek grzbietu, pasy są natomiast niewyjaśnioną sprawą, wygląda to mniej więcej tak, (tym się zainspirowałem) 

    Episode_271_Hollow_Ichigo.jpg

  6. -wizja, że OC jest przybranym dzieckiem Luny jest troszkę zbyt OP, ale może funkcjonować w jej społeczności.

    Może troszkę pojechałem, ale postawiłem na całkowity fanatyzm i troszkę familijnego klimatu :) .OP sama postać raczej nie jest, chodzi ci raczej o relację czy o co?

    Z czasem pewnie uzupełnię lub poprawię pewne elementy, gdyż czas mnie gonił z pewnego powodu ( czytaj matka wpadająca do domu po zebraniu półrocznym  :rapidash2: )

    Miał być psychol, ale i tak nie najgorzej wyszło :)

  7. Imię: Vampeye

    Nazwisko: Moon

    Wiek: 18 lat urodziny 8 października

    Gatunek: Batpony

    Umiejętności: Skradanie się, łamanie bądź skręcanie kluczowych kończyn, nieograniczona brutalność względem przeciwnika, poker, maskowanie się, pełny fanatyzm osoby jej wysokości Księżniczki Luny

    Wady: Nadpobudliwość (jeśli ktoś powiedział źle, lub nawet pomyślał źle o Księżniczce Lunie źle to się kończyło), próbuje grać na gitarze, ale wychodzi mu to pokracznie, czuje się nieswojo w większym towarzystwie.

    Wygląd : Szara sierść, włosy lekko sterczące układające się w dwa pasma jedno czarne, drugie ciemno-bordowe,  Przez twarz przeciągające się od włosów przez oczy i szyję aż do skrzydeł czerwone wręcz czarne pasy ( szerokości mniej więcej oczu) Oczy żółte.

    Rodzina: 

    matka - nigdy nie poznał, ponoć nazywała się Ber Blue i bardzo go kochała, ma tylko jedno jej zdjęcie

    ojciec - znienawidzony alkoholik i brutalny rodzic o imieniu Hollow

    Cm: Czerwony księżyc

    Historia:

      Urodziłem się w miasteczku nieopodal Foal Mountains, nasz dom położony był jednak dość daleko od innych domostw. Mieszkałem tylko i wyłącznie z ojcem, którego nienawidziłem. Mamy nie poznałem z powodu, iż zmarła niedługo po porodzie, ojciec popadł w nałóg. Ponoć bardzo mnie  kochała, nawet przez te kilka chwil, kiedy trzymała mnie swoimi ledwo ciepłymi kopytkami. Ojciec zawsze obwiniał mnie o jej śmierć, ale może być to prawdą. Dorastałem sam, ponieważ w pobliżu nie było szkoły ,do której mógłbym uczęszczać.Mimo sprzeciwów ojca pomagałem na farmie sąsiada, by zarobić na książki, z których mógłbym czerpać wiedzę, czasami wieczorami, gdy przychodzili do niego inne kucyki grali w pokera. Podglądałem jak to robią przez szparę w drzwiach, dziek czemu sam nauczyłem się grać, co dało mi okazję do zarobku. W wieku 10 lat nikt już nie chciał ze mną grać bo i tak wiedział, że przegra. Nie szło mi to może genialnie, ale w wieku 12 lat doszedłem do poziomu gimnazjum. Moje życie było jednak z dnia na dzień coraz gorsze. Brak środków do życia, co wiązało się też z brakiem alkoholu dla ojca. Rozgniewany z tego powodu pobił mnie gorzej niż zazwyczaj. Zresztą nie pobił mnie on chciał mnie zabić. Rzucił się na mnie po czym kopnął mnie w brzuch i połamał kilka żeber, następnie chwycił za nóż i wbił go przed szyją po czym zaczął ciągnąć, bolało niemiłosiernie, myślałem, że chce mnie chyba oskórować. Gdy doszedł do lini skrzydeł zebrałem się na wykop tylnimi kopytami i trafiłem go w szczękę wybijając kilka zębów. Leżalem płacząc i łkając z bólu. W końcu ojciec wstał i pomyślałem, że teraz mnie zabije, jednak on złapał mnie w pół, zaniósł na skarpę i zrzucił z niej wprost do lasu - nie mam zielonego pojęcia jaki miał w tym cel. Spadłem przy małym stawie i prawdopodobnie byłem nieprzytomny parę godzin, ponieważ już wschodziło słońce. Zdziwiłem, się, że w ogóle żyję, myślałem, że już więcej tego świata nie zobaczę. Spróbowałem się podnieść jednak ból był paraliżujący, nie mogłem wstać, ani latać   :yHRvV: , podczołgałem się ledwo co do stawu, gdyż byłem głodny i spragniony. Woda była świeża i zimna, najpierw napiłem się trochę po czym kopytkami przemyłem brudny pyszczek i ujrzałem czarne linie wzdłuż oczu, trochę się przestraszyłem, ale miałem wtedy ważniejsze problemy niż ten. Głód doskwierał mi coraz bardziej, po pewnym czasie przyszedł do mnie mały króliczek, nie mogąc się powstrzymać zjadłem go co dodało mi sił i poprawiło morale, które i tak  osiągnęły już zerowy poziom. Zastanawiałem się nad sensem swojego życia, czy ma ono w ogóle jakiś sens? Nawet jeśli to i tak zginę tu w samotności - myślałem. "Noc już nastała więc cóż pora się pożegnać"   a       Zasnąłem w gotowy na śmierć nie czułem nic, byłem zbyt wycieńczony.

      Spałem widziałem mojego ojca, matkę, ale coś zmąciło mój wieczny spokój,ale był to ciepły dotyk klaczego kopytka. Zbudziłem się i ujrzałem klacz, wszystko było rozmazane. Podniosła mnie swoim rogiem i położyla na grzbiet. Teraz straciłem przytomność, obudziłem się dopiero w Canterlocie i znów czułem ten ciepły dotyk tym razem na moim kopytku. Kiedy przejrzałem na oczy ujrzałem księżniczkę siedzącą obok mnie i trzymającą mnie za kopytko. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak mam za to podziękować, odpracować jej dobro. Nie mogłem z siebie nic wykrztusić, jednak kiedy wreszcie zebrałem się by jakoś podziękować ona powiedziała: Nic nie mów. Zaraz potem uśmiechnęła się do mnie i patrzyła mi w oczy. Byłem bliski płaczu, jednak uczucie to upłynęło ze mnie podczas tych wydarzeń. Mimo bólu nie mogłem powstrzymać wybuchu emocji. Jak pocisk wyskoczyłem z łóżka i ja uściskałem i wydaje mi się, że było to dla niej niemałe doświadczenie. Po szybkim otrząśnięciu ona także objęła mnie swymi kopytami. Pierwszy raz poczułem tak intensywne matczyne ciepło. Stała się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kiedy ściskałem ją z całych sił zauważyłem, że wyskoczył mi znaczek. Kiedy już się trochę rozluźniłem rozmawiałem z nią całą noc.  Zajmowała się mną na swój królewski sposób, chwaliła, karciła, pomagała. Po zagojeniu się ran wysłała mnie do szkoły, gdzie nie zostałem zbyt ciepło przyjęty jednak uczyłem się dobrze. I tak doszedłem do 3 klasy liceum, gdzie nastąpił kolejny przełom w moim, życiu, szedłem przez korytarz i utłyszałem... Jeden ogier z mojego wieku obrażał księżniczkę, wyzywał ją bluzgał na nią, nie wytrzymałem... Podszedłem do tego skur***yna i odwróciłem ku sobie, ten z wyrzutem krzyknął; Co!. Rzuciłem nim o szafkę , wyłamałem deskę z ławki i wbiłem mu ją z przyjemnością w brzuch, po czym zacząłem wyrywać flaki z klatki piersiowej, ostatecznie przed śmiercią wbiłem kły w jego bluźniercze gardło by się napić. Podobało mi się. Parę minut później zjawiła się straż królewska, by mnie zabrać - nie stawiałem oporu. Następnego dnia postawiono mnie przed sądem, normalnie karą byłaby pewnie śmierć, ale księżniczka Luna mnie uratowała i skończyło się na pracach społecznych. Wiem, że zawiodła się więc mnie jednak poprzysięgłem sobie, iż był to pierwszy i ostatni raz. Po liceum poszedłem do Canterlockiej Akademii Wojskowej w kierunku desant/ wojska zmotoryzowane. Po jej ukończeniu, pożegnałem się z dworem i zaciągnąłem się do wojska ,w którym służyłem w jednostkach specjalnych, jednak mimo wszystko kiedy tylko mogłem odwiedzałem dom.

    Charakter: Jestem mocno nadpobudliwy w kwestii mojej wychowanki, ale staram się nie rozkładać  normalnych kucyków na części pierwsze. Najlepiej dogaduję się ze swoim gatunkiem, jednak z inteligentnymi kucami też idzie, nie jest to oczywiście nasz poziom, ale cóż. Ogółem wyglądam na miłego i pomocnego, jednak wy którzy to czytacie zapamiętajcie te słowa... Każdy medal ma dwie strony...

     

    Trochę heretyzmu pewnie jest ale chyba jest ok?  :P

  8. Imię: Vampeye

    Nazwisko: Moon

    Wiek: 18 lat urodziny 8 października

    Gatunek: Batpony

    Umiejętności: Skradanie się, łamanie bądź skręcanie kluczowych kończyn, nieograniczona brutalność względem przeciwnika, poker, maskowanie się, pełny fanatyzm osoby jej wysokości Księżniczki Luny

    Wady: Nadpobudliwość (jeśli ktoś powiedział źle, lub nawet pomyślał źle o Księżniczce Lunie źle to się kończyło), próbuje grać na gitarze, ale wychodzi mu to pokracznie, czuje się nieswojo w większym towarzystwie.

    Wygląd : Szara sierść, włosy lekko sterczące układające się w dwa pasma jedno czarne, drugie ciemno-bordowe,  Przez twarz przeciągające się od włosów przez oczy i szyję aż do skrzydeł czerwone wręcz czarne pasy ( szerokości mniej więcej oczu) Oczy żółte.

    Rodzina: 

    matka - nigdy nie poznał, ponoć nazywała się Ber Blue i bardzo go kochała, ma tylko jedno jej zdjęcie

    ojciec - znienawidzony alkoholik i brutalny rodzic o imieniu Hollow

    Cm: Czerwony księżyc

    Historia:

      Urodziłem się w miasteczku nieopodal Foal Mountains, nasz dom położony był jednak dość daleko od innych domostw. Mieszkałem tylko i wyłącznie z ojcem, którego nienawidziłem. Mamy nie poznałem z powodu, iż zmarła niedługo po porodzie, ojciec popadł w nałóg. Ponoć bardzo mnie  kochała, nawet przez te kilka chwil, kiedy trzymała mnie swoimi ledwo ciepłymi kopytkami. Ojciec zawsze obwiniał mnie o jej śmierć, ale może być to prawdą. Dorastałem sam, ponieważ w pobliżu nie było szkoły ,do której mógłbym uczęszczać.Mimo sprzeciwów ojca pomagałem na farmie sąsiada, by zarobić na książki, z których mógłbym czerpać wiedzę, czasami wieczorami, gdy przychodzili do niego inne kucyki grali w pokera. Podglądałem jak to robią przez szparę w drzwiach, dziek czemu sam nauczyłem się grać, co dało mi okazję do zarobku. W wieku 10 lat nikt już nie chciał ze mną grać bo i tak wiedział, że przegra. Nie szło mi to może genialnie, ale w wieku 12 lat doszedłem do poziomu gimnazjum. Moje życie było jednak z dnia na dzień coraz gorsze. Brak środków do życia, co wiązało się też z brakiem alkoholu dla ojca. Rozgniewany z tego powodu pobił mnie gorzej niż zazwyczaj. Zresztą nie pobił mnie on chciał mnie zabić. Rzucił się na mnie po czym kopnął mnie w brzuch i połamał kilka żeber, następnie chwycił za nóż i wbił go przed szyją po czym zaczął ciągnąć, bolało niemiłosiernie, myślałem, że chce mnie chyba oskórować. Gdy doszedł do lini skrzydeł zebrałem się na wykop tylnimi kopytami i trafiłem go w szczękę wybijając kilka zębów. Leżalem płacząc i łkając z bólu. W końcu ojciec wstał i pomyślałem, że teraz mnie zabije, jednak on złapał mnie w pół, zaniósł na skarpę i zrzucił z niej wprost do lasu - nie mam zielonego pojęcia jaki miał w tym cel. Spadłem przy małym stawie i prawdopodobnie byłem nieprzytomny parę godzin, ponieważ już wschodziło słońce. Zdziwiłem, się, że w ogóle żyję, myślałem, że już więcej tego świata nie zobaczę. Spróbowałem się podnieść jednak ból był paraliżujący, nie mogłem wstać, ani latać  :yHRvV: , podczołgałem się ledwo co do stawu, gdyż byłem głodny i spragniony. Woda była świeża i zimna, najpierw napiłem się trochę po czym kopytkami przemyłem brudny pyszczek i ujrzałem czarne linie wzdłuż oczu, trochę się przestraszyłem, ale miałem wtedy ważniejsze problemy niż ten. Głód doskwierał mi coraz bardziej, po pewnym czasie przyszedł do mnie mały króliczek, nie mogąc się powstrzymać zjadłem go co dodało mi sił i poprawiło morale, które i tak  osiągnęły już zerowy poziom. Zastanawiałem się nad sensem swojego życia, czy ma ono w ogóle jakiś sens? Nawet jeśli to i tak zginę tu w samotności - myślałem. "Noc już nastała więc cóż pora się pożegnać"   a       Zasnąłem w gotowy na śmierć nie czułem nic, byłem zbyt wycieńczony.

      Spałem widziałem mojego ojca, matkę, ale coś zmąciło mój wieczny spokój,ale był to ciepły dotyk klaczego kopytka. Zbudziłem się i ujrzałem klacz, wszystko było rozmazane. Podniosła mnie swoim rogiem i położyla na grzbiet. Teraz straciłem przytomność, obudziłem się dopiero w Canterlocie i znów czułem ten ciepły dotyk tym razem na moim kopytku. Kiedy przejrzałem na oczy ujrzałem księżniczkę siedzącą obok mnie i trzymającą mnie za kopytko. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak mam za to podziękować, odpracować jej dobro. Nie mogłem z siebie nic wykrztusić, jednak kiedy wreszcie zebrałem się by jakoś podziękować ona powiedziała: Nic nie mów. Zaraz potem uśmiechnęła się do mnie i patrzyła mi w oczy. Byłem bliski płaczu, jednak uczucie to upłynęło ze mnie podczas tych wydarzeń. Mimo bólu nie mogłem powstrzymać wybuchu emocji. Jak pocisk wyskoczyłem z łóżka i ja uściskałem i wydaje mi się, że było to dla niej niemałe doświadczenie. Po szybkim otrząśnięciu ona także objęła mnie swymi kopytami. Pierwszy raz poczułem tak intensywne matczyne ciepło. Stała się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kiedy ściskałem ją z całych sił zauważyłem, że wyskoczył mi znaczek. Kiedy już się trochę rozluźniłem rozmawiałem z nią całą noc.  Zajmowała się mną na swój królewski sposób, chwaliła, karciła, pomagała. Po zagojeniu się ran wysłała mnie do szkoły, gdzie nie zostałem zbyt ciepło przyjęty jednak uczyłem się dobrze. I tak doszedłem do 3 klasy liceum, gdzie nastąpił kolejny przełom w moim, życiu, szedłem przez korytarz i utłyszałem... Jeden ogier z mojego wieku obrażał księżniczkę, wyzywał ją bluzgał na nią, nie wytrzymałem... Podszedłem do tego skur***yna i odwróciłem ku sobie, ten z wyrzutem krzyknął; Co!. Rzuciłem nim o szafkę , wyłamałem deskę z ławki i wbiłem mu ją z przyjemnością w brzuch, po czym zacząłem wyrywać flaki z klatki piersiowej, ostatecznie przed śmiercią wbiłem kły w jego bluźniercze gardło by się napić. Podobało mi się. Parę minut później zjawiła się straż królewska, by mnie zabrać - nie stawiałem oporu. Następnego dnia postawiono mnie przed sądem, normalnie karą byłaby pewnie śmierć, ale księżniczka Luna mnie uratowała i skończyło się na pracach społecznych. Wiem, że zawiodła się więc mnie jednak poprzysięgłem sobie, iż był to pierwszy i ostatni raz. Po liceum poszedłem do Canterlockiej Akademii Wojskowej w kierunku desant/ wojska zmotoryzowane. Po jej ukończeniu, pożegnałem się z dworem i zaciągnąłem się do wojska ,w którym służyłem w jednostkach specjalnych, jednak mimo wszystko kiedy tylko mogłem odwiedzałem dom.

    Charakter: Jestem mocno nadpobudliwy w kwestii mojej wychowanki, ale staram się nie rozkładać  normalnych kucyków na części pierwsze. Najlepiej dogaduję się ze swoim gatunkiem, jednak z inteligentnymi kucami też idzie, nie jest to oczywiście nasz poziom, ale cóż. Ogółem wyglądam na miłego i pomocnego, jednak wy którzy to czytacie zapamiętajcie te słowa... Każdy medal ma dwie strony...

     

    Trochę heretyzmu pewnie jest ale chyba jest ok? :P

×
×
  • Utwórz nowe...