Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [Anna Kowalska]

    - Nic z tych rzeczy... - Pokręciła głową, a jej oczy nawet się zaśmiały na te słowa. - Sama do niego przyszłam, bo zawsze w Canterlocie byłam krok przed większością, ale nawet mnie dało się w jakiś sposób pokonać - westchnęła melancholicznie. - Musiałam się wycofać. - Zamknęła na moment oczy.

     

    - On nigdy by się tego nie podjął ~ złamania prawa... - podkreśliła znowu bawiąc się słowami. - Powinnaś to wiedzieć. Mógł je nagiąć, gdy nikomu nie działa się krzywda, ale nie wystąpienie jawnie przeciwko niemu... - Przeciągała głoski. - Pozwolił nam żyć i obserwować, aż tyle... - Pstryknęła palcami.

     

    - Zemsta to zbiór emocji ~ wszelakiej nienawiści... - filozofowała swoimi definicjami a jej głos stał się niezwykle lekki jak nigdy - Czy ja mogłam jej chcieć skoro przyszłam do niego dobrowolnie? - Pokręciła głową siłując się ze sobą by się nie uśmiechnąć. - Nie... Kierowała mną ciekawość i potrzeba. Przecież odłamek prawie mnie zabił... - zamilkła na moment. - a ja już od dłuższego czasu mu uprzykrzałam życie na tysiące sposobów. - Przypomniała sobie galę.

  2. [Anna Kowalska]

    - Bo kto wykarmiłby tych, którzy nie mieli wyboru wcale? - rzuciła, w jej głowie kształtowały się kolejne wspomnienia. Te same które obudziła, gdy rozmawiała z Goldingiem. Te same struny drgały w jej głosie... - Zdecydowałabyś się wybrać wolność ze świadomością że skazujesz kogoś nieznanego na śmierć głodową i to nie jeden raz, a ofiary liczyłabyś w setkach po nocach... - mówiła to jakby to było takie lekkie doznania. Ale głos chciał jej się złamać. Jednak dyscyplina w niej nie pozwalała na to.

     

    - Nie... 

     

    - Służyłabyś dalej. Robiąc dobrą minę do złej gry. Golding też się nie odważył... - Kiwała głową. - Tak jak ja że nikogo nie zabiłam i nie kazałam zabić przez całe me życie... - Zapowietrzyła się a pod jej nosem znowu padły te same słowa. - Moje decyzje to zawsze było mniejsze zło. Obyś ty takich decyzji nie musiała podejmować. - Odetchnęła, a emocje z niej topniały.

     

    - Przepraszam... Wpływ emocji jest mi nadal obcy... - Zamilkła na moment, zanim znowu zabrała głos.

     

    - Współpracować można tylko wtedy, gdy ma się do siebie  jakieś zaufanie. - Spojrzała na nią ale tylko na moment. - Wiedział. To był jego wybór. Jego poświęcone sumienie... - wyliczała ze spokojem - ale gra wtedy była warta świeczki. Chodziło przecież o Equestrie - podkreśliła coś o co zawsze walczyła ale w zupełnie innym sensie. Ona walczyła zawsze za spokój. - Dlatego zawdzięczasz mu więcej niż myślisz. Wybrał mniejsze zło...

     

    - Bo Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, a ja posiadam swój honor. Dlatego usta jedno, serce drugie, a cel zupełnie inny... - przytoczyła słowa Glamore. - Bo nigdy nie posługiwałam się celowo kłamstwem tylko pożądaniem - wyszeptała ostatnie słowo.

  3. [Anna Kowalska]

    Westchnęła przeciągle słysząc jej słowa.

    - Układ hormonalny... ale tego nie będę Ci tłumaczyć i tak nie zrozumiesz... Na czym polega recesja... Bo inaczej jakbyś wytłumaczyła changelingi które się zarejestrowały? - powiedziała patrząc na nią ze swego rodzaju politowaniem. - Ona była zarejestrowana. Pozwoliliście jej na to...

     

    - Akceptuj co mówię, bo to zawsze najłagodniejsza wersja... - rzuciła lekko po czym przeszła w parę szybkich wyprowadzonych ciosów. - Każda inna to sztachety w twoje serce, które koniec końców nie wytrzyma. Nie ma świętości, nie ważne jakby coś piękne nie było ~ nie jest. - Kręciła głową.

     

    - Goldinga przekonałam do siebie tylko tym że zawsze mówię prawdę. Mi możesz nie wierzyć. Zaufaj temu że on ma powód. - Zamilkła na moment. - Prawda, nie ważne jakby nie była pokręcona... To zawsze lepsze niż najpiękniejsze kłamstwo. - Tu jej głos nabrał mniej znowu o wiele mniej słodkiego tonu. - Nie chcesz bym udowodniło że faktycznie tak było, ale wiesz... Wystarczy tylko twoje słowo. - Wzruszyła ramionami.

     

    - Odważysz się? - Uniosła brew patrząc na nią. - Myślisz że nie było mnie na Wigilii Ciepłych Serc, gdy byłam zanudzona do granic możliwości... Szukałam rozrywki - mówiła bez zająknięcia się. - Nie zarzucaj mi nieszczerości, bo uznam że jesteś niedojrzała na prawdę, którą oferuje, bo wychodzi to z ust istoty której przypięłaś dane cechy... - Tu mona było swego rodzaju obrzydzenie do uprzedzeń.

  4. [Anna Kowalska]

    Pierwszą część przemilczała... Nie miała ochoty zaczynać nawet tego tematu. To już się stało... i nie mogła wygrać z tym czy nawet zaprzeczyć. Czy zresztą nie rozmówiła się na ten temat już z samym Goldingiem dawno temu? Wiedział przecież chyba wszystko, a jej tłumaczyć nie musiała tego.

    - Księgę ukradła sama Sandy Finder dla własnej korzyści... - Warknęła że błędy jednaj są przypisywane wszystkim. - Nie oskarżaj o to changelingów... To tak jak bym powiedziała że wszystkie klacze na wiosnę szaleją za sprawą za dużej ilości hormonów... - Uniosła brew, wiedziała że szokowała, to od zawsze był jej środek przekazu w dyplomacji, Zacisnęła pięść uderzając w oparcie fotela na samą myśl o tym wyrzutku. - Sama zalazła mi za skórę, gdy pomagała w zamachu na księżniczki. Nie udało mi się jej powstrzymać... Potem zostałam zamknięta w Canterlot... Przez jej zapędy, nawet nie wiesz jak wiele cierpiało po obu stronach. - Pokręciła głową, a na jej twarzy nie padł nawet cień ekspresji. - Zginęła moja mentorka z Manechatanu, próbując ją zatrzymać. - Zamilkła zanim zebrała kolejne fakty. - Ona pomagała ludziom, gdy większość z nas pomagała tak czy inaczej kucykom. 

    - Ten atak na Canterlot był tylko pomysłem samej Królowej... - Tu jej głos nabrał swego rodzaju rozpaczy. - I nikt nie był wstanie nawet się sprzeciwić... przed robieniem czegokolwiek. - Spojrzała na nią o wiele ostrzej. - Wiesz jakie to uczucie być marionetką? Żaden changeling nie zrobiłby tego z własnej woli... gdy żyliśmy od lat między wami i wiesz... Było nawet nie najgorzej... Wiedliśmy spokojne. bezkonfliktowe życie... - Zamyśliła się w odpowiedzi na pytanie.

    - Chce by żył tak jak mu obiecałam kiedyś... jak tylko się to wszystko skończy. To że sobie kogoś znalazł... - Uśmiechnęła się pod nosem. - To moja robota - rzekła z niemałą dumą.

  5. [Anna Kowalska]

    - Nigdy nie zaprzeczyłam że jestem changelingiem... - Pokręciła głową.... - Może najpierw się przedstawię... - westchnęła dość przeciągle znajdując w głowie kolejne słowa... - Jestem jedną z dwudziestu pięciu prawdziwych dzieci Królowej Chrystalis... - Jej oczy uważnie studiowały jej mimikę... Temperaturę ciała i oddech... Widziała aż za dobrze że to terapia szokowa, ale czy mogła zrobić to inaczej? - Trutówką wyhodowaną tylko po to by miał kto zająć jej miejsce... a także przedłużeniem jej władzy... - Uniosła brew... a jej ton nabrał dumy gdy wyrzekła swe imię.

    - Nazywam się Lust Tale w waszym języku... I twojego kuzyna poznałam na Gali w Canterlocie... Chciałam się bawić... Zdobywać, co niedostępne. Później grałam mu na nosie dłuższy czas, jak i samej Księżniczce Celestii ale nie mogli mi nic zrobić, bo tak stanowiło prawo... Później poznał prawdę o mnie w sposób bardzo podobny do tego jak teraz ty to słyszysz... - Uniosła dłoń podpierając na niej dłoń by zamilknąć... Czekała na jej reakcje. Zostanie czy ucieknie... Jej kalkulacje cały czas się zmieniały...

     

  6. [Anna Kowalska]

    - Nigdzie daleko... - Pokręciła głową - Nie poza budynek. - powiedziała uśmiechając się i idąc powoli w stronę schodów, by skierować się na poddasze zmierzając tam tuż przy barierce... - Na poddasze... Tam jest dobre miejsce... gdzie nikt inny nie będzie słuchał - westchnęła ze spokojem w głosie.

    - Mam nadzieję że wiesz czego chcesz... o co zapytać. - rzuciła zerkając na nią jednym okiem, gdy dochodziły i pojawił się przed nim niewielki stolik z jakimiś gazetami, 3 fotele wokół niego... Było to miejsce gdzie można było odejść od pracy i napić się kawy w spokoju... Takie miejsce znajdowało się chyba na każdym piętrze...  

    - Nie chce by ktoś inny tego słuchał... - powiedziała to siadając na miejscu i czekała... Nic więcej zrobić już nie mogła.

  7. [Anna Kowalska]

    Kiwnęła głową, posyłając Magdzie tylko nędzny uśmiech... Nie liczyło się jednak że idealnie odzwierciedlał ją w tamtej chwili? Zmęczenie o którym zdawała się zapomnieć i ciągnąć dalej tak jak za dawnych czasów, gdy wystarczało jej się od czasu do czasu pożywić. Gdy zaraz potem jej wzrok znowu utkwił się w Snow, a chwilę później wypowiedziała następujące słowa... Nieśpiesznie, jakby zaczynała nową grę... Czy właśnie tak chciała po raz kolejny to rozegrać... Właśnie niezupełnie uczciwą grą?

    - Tak porwać, chyba że chcesz bym się rozmyśliła... - Przymknęła oczy, po czym wymówiła następną kwestie jeszcze wolniej z pewnym wyzwaniem, a zwłaszcza brakiem wyboru, co wydawało się dość dziwne... -  Tak permanentnie

  8. [Anna Kowalska]

    Anna na przywitanie tylko skinęła głową w odpowiedzi, przymykając przy tym oczy, tylko po to by zacząć to po co tu przybyła. Reszta w tamtym momencie zeszłą na tak dalszy plan że równie dobrze mogło by to nie istnieć. Ten stan aż za dobrze znało jej otoczenie.

    - Tak wszystko jest w porządku i wydaje mi się że całą reszta poszła mniej lub bardziej po myśli Pani Premier... - mówiąc to spoglądała na Magdę, a ona mogła widzieć że decyzja którą podejmuje wcale nie jest taka łatwa, na co mogła wskazywać jej postawa obserwowana przez ją towarzyszkę. Tylko ćwiczenia sprawiały że jej serce nie wyleciało jeszcze z klatki piersiowej. Potem zwróciła się ku swojemu celowi... - Jestem tu by cię porwać Snow... Wiesz po co, gdy tylko nasze cztery oczy powinny o tym wiedzieć. Mam nadzieję że jesteś gotowa jak prosiłam... - rzuciła zapraszając ją swą ręką, by z nią poszła.

  9. [Anna Kowalska]

    Kiwnęła tylko recepcjonistce głową, mówiąc naprawdę krótkie dziękuję, chyba najlepiej określające jej sytuacje. Nie to nawet już nie opanowywał jej strach. Uczucie, co je owładnęło. Długo nie mogła znaleźć odpowiedniej emocji by je opisać ~ niezdecydowanie... To chyba był właśnie jej stan... Każdy jej krok rodził w jej głowie kolejne pytanie jakie mogły paść z jej ust. Ręka jej zawisła nad drzwiami zanim nie uderzyła w nie dwa razy szybko i wolno jak miała w zwyczaju... Biorąc naprawdę głęboki oddech, wsłuchując się w otoczenie by usłyszeć krótkie proszę..

  10. [Anna Kowalska]

    Kobieta zapłaciła, muskając tylko terminala swą lewą ręką w której był niewielki chip, co został sczytany w jednej chwili... Tak prosto właśnie przychodziło jej wydawanie pieniędzy Za to właściwie nawet lubiła ludzi ~ technologia dostępna dla każdego, a nie magia tylko dla jednorożców, która co prawdą również mogła służyć wszystkim... Jej kierowca nie próbował nawet do niej zagadać, gdy tylko wyczytał z jej wzroku że i tak nie da rady nic zdziałać. Nie sądziła by wiedział z kim ma do czynienia... Mógł się tylko domyślać... Gdy powiedziała mu dokąd chce jechać. Kucyk próbowałby mimo wszystko, dowiedzieć się co się jej stało, pomóc... Mimo że od samego początku zajmowałby przegraną pozycję.

     

    Stąd mogła przypuszczać że jest człowiekiem... Nie ona sprawdziła jego akta tak w między czasie. Tak już chyba z przyzwyczajenia, by tylko nie myśleć o tym o czym powinna. Sprawiało jej to problem i może właśnie dlatego wolała nie robić właśnie tego. Jednogłośnie stwierdziła że jest na to za późno, gdy przeszła próg miejsca skąd niedawno wyruszyła, pytając się w recepcji tym samym tonem co zawsze; "Gdzie jest Snow?". Nie musiała... Wiedziała przecież gdzie. To pozostawało tylko formalnością, wypowiedzianą tym samym jednostajnym tonem dla nic nie znaczącej formalności nudnej u samego źródła.

  11. [Anna Kowalska]

    Anna wyszła z budynku i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą... Nie dość że udało jej się wyjść z nie lada klasą, zostawiając za sobą pytania u Goldinga, co bardzo lubiła robić i to tylko dlatego, że nie chciało się już jej słuchać tych wszystkich historii po raz kolejny ~ nudziło już ją to. Zwłaszcza gdy wiedziała że Crystal chciała się ich pozbyć i nie bardzo ją obchodziło to że to nie była do końca ona... Twarz nadal miała tą samą i to miało się od tak skończyć? Wątpiła... Nikt nie zmieniał się od tak... Mogła przecież udawać, z drugiej strony... Golding już wystarczało się że o to martwił, a ona musiał go tylko pilnować, by nie zagalopował się za daleko. Czy mógł się w niej zakochać... Też była pokrzywdzona przez los ~ wzdrygnęła się na samą myśl, gdy udało się jej złapać kierowcę firmy Uber i pojechać w wybranym przez nią kierunku gdy była sama w samochodzie...

  12. [Anna Kowalska]

    - Teraz już wiesz... - stwierdziła dość lekko, a z niej wszystko wyparowało, tak jak opada letnia mgła, znikająca z pierwszymi promieniami słońca i wsiąkająca gdzieś głęboko... Postanowiła ustąpić na tym polu, wstając dość gwałtownie i otrzepując natrętnie swoje spodnie... Wiedziała że nie może być w tym momencie na pierwszym miejscu u Goldinga ale za parę godzin wszystko wróci na miejsce.

    - A ja poczekam jak zawsze... - rzuciła idąc w stronę drzwi swym szybkim krokiem, by wyjść z tego budynku. W głowie miała cel, aż za jasny... Widziała przecież Snow cały czas. Musiała wreszcie się z nią zmierzyć i tego całkiem nieźle zaczęła się obawiać, im bliżej znajdowała się tego momentu - Ale nie tutaj, gdzie nie jestem już potrzebna - powiedziała zatrzymując się tylko na chwilę w drzwiach, by błysnąć okiem by On nie zrobił nic głupiego. Za dobrze wiedziała że się o tym wcześniej czy później dowie... Ale nie chciała być przy tym... Oj nie. Nie gdy będą się ważyć jej losy.

  13. [Aenyeweddien][Kati]

    - Co to za tworzenie chaosu bez żadnej publiczności... - Podszedł do niej podnosząc ją by jej pysk zrównał się z jego, a świat za oknem nabrał w jednej chwili wręcz niewiarygodnych, cukierkowych kolorów w różowym odcieniu... Mury miasta wykonane z tiramisu i mnóstwa śmietany. Cały krajobraz zmienił się dosłownie w deser lodowy, rozpływający się w zachodzących promieniach słońca, gdzie latarnie z cukrowych lasek i czekolady tańczyły w rytm walca na całej długości alejek jak na jakimś przyjęciu ~ wielkiej gali grant galopu.

    - To nie moja sprawka...- Ściągnął jej z nosa różowe okulary, które wyrzucił za nich, ale już trzask spowodowany ich upadkiem nie zaistniał ~ wyparowały w postać różowej chmury, która zawisła nad klaczą- A który bajarz opowiada tą samą historię dwa razy? - zapytał by wyparować po pstryknięciu, a z chmury jak nie zagrzmiało tak zaczął padać deszcz czekoladowy... A łowczyni mogła poczuć że jej świat wraca do normy. Znaczy jej magia, bo chmura goniła ją dokąd by nie poszła mocząc i sklejając jej grzywę.

  14. [Anna Kowalska]

    - Moją wolność? - zapytała unosząc brew. Bawił ją ten sposób myślenia. Przecież już mu to mówiła... ale nie w ten sposób. - Poświęciłam ją już z samego początku jak tylko tu przybyłam dla kogoś mi wyjątkowego, a on zdaje się tego jeszcze nie zrozumieć...- westchnęła, a w jej głosie jak rzadko kiedy można było znaleźć zażenowanie. - Każdy mój wybór mniej lub bardziej podporządkowany został jej i został właśnie moim darem, gdy wszystko się skończy i będzie można zacząć od nowa... - Zacisnęła zęby.

     

    - Jak tylko się tu pojawiłam nie planowałam swojej przyszłości - ciągnęła, kręcąc głową - tylko naszą. Rozumiesz... - Spojrzała na niego dość wymownie, a jej oko zaczynało się szklić, co nigdy się nie zdarzyło wcześniej. Pękała przed kimś, kiedy nawet jej poduszka nie znała czegoś takiego jak łzy. - Naszą przyszłość, bo nie wrócę do Equestrii jako ta którą poznałeś w niej. Tylko z jedną twarzą i historią. - Podkreśliła to aż za bardzo. - By spełnić marzenie, o którym zapewne nie pamiętasz - dopowiedziała z niemałym smutkiem. - A znałeś.

     

    - Dlatego nie chce dać ci odejść - rzuciła z niemałym uczuciem. Gniew w tym wszystkim się krył ale nie jakoś specjalnie. - Bez ciebie nie znajdę nowej drogi, gdy będzie musiała się moja obecna skończyć. To jest nieuniknione, ale ty jeszcze tego nie widzisz, co się będzie działo. Ale aż tak daleko nie chcesz patrzeć, bo ograniczyłeś się do swojej śmierci... - Przestała patrzeć na niego a spojrzała na siostry, a zwłaszcza na starszą. - Nie tylko ty jesteś zmęczony... ale twój problem jest przy tym bardzo prosty. Wystarczy umrzeć - Ironizowała jakby to nie miało znaczenia. Miało...

  15. [Golding Shield]

    - Odpuść, nie złamiesz od tak magii alicorna, zwłaszcza rzuconej w ten sposób... Chodź to nie jest niemożliwe, gdy parędziesięciu magików złączy swe siły w tym celu - powiedziała, zwracając się do niego dość pobłażliwie. Nie musiała zaglądać mu do głowy, by wiedzieć co mu po niej chodzi. Celowa próba zrobienia wszystkiego co najlepsze dla innych gdy sam zawiódł o wiele wcześniej. Skąd ona to aż tak dobrze. To było już jej zmartwienie, które porzuciła już dawno temu i nawet w jej oczach już to nie miało śladu... Którą zapełniła zwykła obojętność...

    - A namiastkę alikorna już ci dziś pokazałam. Namiastkę, bo majestatu posiadają nieporównywalnie więcej niż ja - rzuciła, by nie musiał zadawać sobie pytania czym właściwie była ta rasa spokrewniona tak bardzo z nim... Czemu jej się wydawało że im mniej będzie od niego wymagała to lepiej się to skończy...

     

    [Garrett]

    Wchodząc po tej wieży nie minął nikogo... Jakby całość została pozostawiona sama sobie, a na samej górze oglądając przy tym te same widoki przez kolejne okna co wcześniej. Wchodząc po schodach mógł wreszcie napotkać drzwi bez klamki wykonane z jednego kawałka czarnego drzewa za to pełne gwiazd z księżycem na samym szczycie, który mógł najprawdopodobniej przedstawiać wszystkie jego fazy po kolei... Czyżby właśnie one stanowiły piny zamka? Jeśli tak to jak skonstruowanego... Jego oczy nie mogły dojrzeć oznak zużycia którejś z części bardziej niż innej. Co to mogło oznaczać? Ktoś musiał mieć upodobanie do nocnego nieba... Tylko na jakiej zasadzie? Przyglądając się jeszcze bliżej mógł zobaczyć kolejne linie łączące pojedyncze gwiazdy w kolejne znaki zodiaków, które to wszystkie zostały nałożone na siebie... 

  16. [Anna Kowalska]

    Lust pokręciła głową, w odpowiedzi na pytania pielęgniarki, a nawet gdyby jej coś było najprawdopodobniej zacisnęłaby zęby, tylko po to by ruszyć dalej przed siebie dla celu który najprawdopodobniej tylko dla niej się liczył... Za bardzo weszło jej to w krew, by dbać o siebie dopiero na końcu. Pytania Goldinga za to rozganiały jej wzrok, który strzelił w parę miejsc, jakby szukała odpowiedzi zanim podjęła jego rękawice. Widać że nie przychodziło jej to łatwo. Jej wyroku śmierci była niemal pewna. Z drugiej strony... Nie dość wycierpiała by nie odpokutować to co zrobiła? Ciężko wyszła jej odpowiedź z ust, ale czy wybaczenie jej mogło być możliwe przy tylu ofiarach? Jej przecież winy wybaczono...

    - Skąd wiesz co nią kierowało? - Wzruszyła ramionami jakby nic nie znaczyło, ale to pozostawał tylko obojętny gest, a w jej głosie grały zupełnie inne nuty, podchodzące nawet pod oskarżenie. - Dlatego nie odpowiadam że będzie wszystko dobrze. - Wskazała na niego palcem. - Nie dowiesz się póki nie zadasz tych właściwych pytań... - Przymknęła swoje oczy. - A odpowiedzieć będziesz mógł sobie na wszystkie wątpliwości nawet bez udziału księżniczek.

  17. [Anna Kowalska]

    To co robiła dla niektórych, którzy jej nie znali mogło się wydawać dziwne... Zachowywała się tak jakby nikogo w koło nie było, a jej kontakt z otoczeniem zmalał do tego stopnia, że obudziła się z tego z tego stanu dopiero wtedy gdy samochód był już praktycznie pusty. Wtedy dopiero skończyła bawić się w maile, kończąc na tym który zawahała się by wysłać. Jak mogła przyznać komuś rację, kogo prawie nie znała? Przecież to było prawie nie możliwe, a jednak. Taka notatka wyszła z pod jej ręki z podziękowaniem. Zawahała się tylko czy powinna coś takiego wysłać. Gdy przycisnęła przysłowiowy enter, wszystko się skończyło, a ona doskoczyła powili do Goldinga by zrównać się z nim krokiem.

    - Wystarczy stwierdzić - westchnęła zwracając się do niego z własnym wiadrem uwag - że to co wydarzyło się na ziemi, nie były jej decyzje, a ona sama pozostaje niewinna... - Zamilkła na moment znajdując drugie dno tego wszystkiego. - Do momentu, gdy nie poznamy całej jej historii - wymsknęło jej się smutniejszym tonem, znając konsekwencję tych słów. 

  18. - Nie, nic mi się nie stało, ale nie o to zapytałam... - mówiąc to wykonała obronny gest ręką, a z jej ruchem i atrament ją otaczający wręcz zabuzował, czując każde jej uderzenie serca, z którym to się poruszał, jakby miał własną niezależna wolę wydawał się widzieć wszystko. Denerwowała się tą rozmową, bardziej niż to wydawało się być konieczne. Czyżby myślała że to za niestosowne. Klasyfikować kogoś? Coś podobnego wyczuwalne mogło być w jej głosie ~ niepewność ale i nienasycona ciekawość.

     

    - Nie pytałam o imię... - wyraziła się dość lekko, pokazując wszystko wokół. Jakby to miało jakieś większe znaczenie. - Tylko nazwę... - Spojrzała na nią o wiele bardziej skrupulatnie. - Ja jestem człowiekiem ~ przynajmniej tak myślę... - Przymknęła oczy, kłaniając się jej dość przerysowanie i dwoma palcami dotknęła ziemi, by zacząć tworzyć wszystko na nowo, w zupełnie nowy, odmienny sposób. Dopasowując się do stylu przeciwniczki.

     

    Cały atrament opadł gwałtownie na ziemie, zachlapując wszystko wokół. Zmieniając się w ułamku sekundy w wodę, która zatrzymała się dopiero przy stopach Hanii niczym biblijny potop przynosząc swego rodzaju oczyszczenie i nowy początek. Przemieniając cały dostępny obszar czy tego chciał czy nie w zieloną polanę, bo dziewczyna spełniała właśnie swoją książkową wizję jednego z rozdziałów. Jednak pozostałaby za skromna, gdyby skończyła tylko na tym. Podnosząc się do góry jej ręka poszybowała wysoko, a na obrzeżach wyrosło trzynaście drzew, które z niewiadomych przyczyn tłumiły wszystkie dźwięki zmieniając go w szum typowy dla lasu. Miły do ucha ale jednocześnie bez większego składu. Muzyka jej przeciwniczki nie pasowała do tego i nie zamierzała tego słuchać... Zresztą czy właściwie musiała? Nie...

     

    - Dość tych ciągłych zmian. Pora się zatrzymać na moment... - stwierdziła, uśmiechając się dość niewinnie, a ze pstryknięciem jej palców z pod drzew zaczął wyrastać jej ulubiony bluszcz, co jak choroba zaczął pokrywać i unieruchamiać w stanie który zastał całe otocznie tylko tym że wypełniał wszelaką pustą przestrzeń aż do skutku. Zastygło wszystko jak przy temperaturze zera absolutnego... Nie liczył się stan, a myśl... Myśl mierzyła się z myślą... Tylko co się działo, gdy myśl została już wcześniej spisana i tym sposobem zyskała moc? Stała się dawno opowieścią, która właśnie się odgrywała na jeden z możliwych sposobów. Może nie do końca z tymi bohaterami, ale cała reszta w gruncie rzeczy właściwie się zgadzała i właśnie to widniało w głowie nastolatki.

     

    - Bo nie samą dynamiką wszystko żyje... - Klasnęła w dłonie ale tym razem nic gwałtownie się nie stało... a może tylko tak miało to wyglądać? Gdy na z pod jej nóg zaczęła wydobywać się z wolna mgła pokrywając otoczenie białą kołderką tuż nad powierzchnią ziemi. Wszystko wydawało szykować się do snu, a Monika poczuła jeden ze swoich ulubionych zapachów... Zapach mokrego lasu o którym tak dawno marzyła, a nie miała okazji go znowu poczuć. Światła przedzierające się przez tą białą zasłonę wyglądały niezwykle pięknie... Jakby to wschód słońca przebijał się do polany... Na ten widok mogła patrzeć wręcz godzinami. Tylko jedno jej się nie zgadzało. Czemu nie były monochromatyczne?

     

    ***

     

    Za co odpowiedzialne mogły być czerwone oczy? Za coś czego mogła zupełnie nie spodziewać się, ta która próbowała się ich pozbyć w tak banalny sposób, gdzie myśl miała na przeciwko myśl... Nie docenienie czegoś błahego jak spojrzenie... O nie... Na to już stała się o wiele za mądra, po tym jak dała się złapać w kaganiec Zegarmistrza. Grała o wiele bardziej ostrożnie, gdy już straciła wszystko, a furtka dla niej została uchylona tylko na moment. Niczym innym jak właśnie katedrą. Więcej nie potrzebowała otrzymać, czy powtarzać, gdy otrzymała pierwszą możliwą okazję. Zaatakowała celnie, nie stawiając oporu tylko korzystając ze starań swojego nosiciela, który wyruszył za nią w pogoń. Zupełnie niepotrzebnie. Jakby nie zareagowała ~ udusiłaby się. 

     

    Z czego właściwie składało się w tamtej chwili jej ciało? Z wszelakich pragnień i personifikacją właśnie tego czym zawsze była czarna wilczyca ~ pani okłamywania siebie samego, a także dążenia do ściśle określonego celu ~ pożądania, którym się karmiła rosnąć w siłę ale tylko do pewnego momentu… To zawsze przestało jej wystarczać. A trafiła na istotę, której świat musiała sterroryzować... ale to później... o wiele później, gdy odzyska dawne kły i spojrzenie.

     

    Właśnie to skradła z Hani i z tym właśnie została wyrzucona całkowicie syta, pozbawiając ją chęci zwycięstwa, czy nawet potrzeby uczestnictwa w tym wszystkim, bo uczepiła się jednej jej niesamowicie kluczowej myśli… Każdy przecież musi mieć swoje pięć minut… Ona nie była żadnym wyjątkiem, a słowa te dały jej niesamowitą wręcz energię. Wyrywając z nimi te wszystkie inne podobne myśli, gdy zebrała w sobie całą katedrę i podając jej to wszystko na tacy, którą przełamała swoimi niesamowicie białymi kłami… i właściwie tyle można było ją podziwiać...

     

    Umknęła jej tylko tym że szukała lisa... pomyliła się jak to każda myśląca istota, a ona w tym czasie przez świat snów i marzeń uciekła gdzieś bardzo daleko, gdzie cień ścierał się z światłem nawzajem pożerając. Na tyle by umknąć wzrokowi tego co obserwował ich stale ale wydawało się nie opuszczać Moniki na krok... Nie mogła się zatrzymywać, bo właśnie tak wyglądała jej droga po kolejnych krainach astralnych, które można by określić mianem nigdzie w czasie ani przestrzeni. Jej głowa przepełniona była zwyczajną zemstą... Musiała za wszelką cenę powstrzymać Zegarmistrza znajdując lukę w tamtym właśnie zaklęciu, a potem zająć się całą resztą utraconej potęgi.

     

    ***

     

    W jednym z wielu światów snów unosiła się biała wieża bez fundamentów, przełamana najprawdopodobniej gdzieś w połowie, że ślad kamieni które odpadły za nią co jakiś czasu unosił się już poza zasięgiem wzroku wśród kolejnych fantazji... Kolorowych i tych które miały wprowadzić swego rodzaju napięcie i stanowiły składzik tych złych wspomnień... Ponad tym wszystkim właśnie unosiła się rzeczona budowla. Najbardziej chyba neutralna w tym wszystkim ~ nie niosąca ze sobą żadnych emocji... W jej środku właśnie rozgrywała się niemała awantura... Zwłaszcza pomiędzy kotem i srebrnym lisem...

     

    - Jak mogłeś - warczała kotka, skacząc ku gardłu swojemu rozmówcy, który próbował się osłaniać zwyczajnie łapą. Raz za razem uskakując za kolejne stosy ksiąg ale na jego srebrnym futrze aż za dobrze odbijały się czarne ślady atramentu i pazurów. Co moment usłyszeć zdawało się huk spadających książek na podłogę, ale pozostała jedenastka zdawała się nie reagować tylko biernie przyglądać... Póki co nie mieli prawa głosu. - Nie upilnować...

     

    Spaß jednak milczał, próbując dotrzeć do niej swym spojrzeniem ~ bez skutków, bo ona mówiła tylko dalej.

     

    - Wiesz że ona będzie próbowała tu wrócić... by odebrać to co dała jej w zastaw - mówił kot, ale jej ruchy raz za razem stawały się wolniejsze tak jak głos, aż zatrzymała się na środku stołu próbując znaleźć uciekiniera... Wśród śladów atramentu które zostawiła dosłownie wszędzie ~ nawet po suficie. Bez skutku. Uciekł jak zawsze zostawiając ją z problemami samą. Nienawidziła jego nieodpowiedzialności... a po wieży rozniosło się tylko głośne przekleństwo wyklinające jego imię na zawsze... Że jak jeszcze raz go spotka to zamieni mu ogon z głową.

  19. [Anna Kowalska]

    - Zadajesz zdecydowanie za dużo pytań w tej chwili Golding... - zganiła go za coś na, co nikt chyba nie miałby ochoty ~ na odpowiadanie pytań, gdy ktoś wrócił po naprawdę ciężkiej pracy i chciał zwyczajnie odpocząć, od wszystkiego. Mało tego... Księżniczki nie miały chyba czasu nawet spocząć, gdy na ich głowie było więcej niźli się wydawało. Przez co wiedziała że nie powinny być męczone czymś więcej niż to potrzebne, w tym gadaniem ciekawskiego ogiera, które chyba nie bardzo wydawało się na miejscu. Przynajmniej w tamtej chwili.

     

    - Wstrzymaj się z nimi jakiś czas... - Spojrzała na niego dość wyraziście prosząc w ten sposób by uszanował jej prośbę. Tak... Jej zdaniem to co powiedziała brzmiała jak prośba, a nie rozkaz, który powinien być bezwzględnie wykonany. Może już te dwa pojęcia zlały się w jedno? Bo jej prośby były celne w zależności od sytuacji. - Potrafisz - szepnęła tonem, który nawet można było nazwać uwodzicielskim - a gwarantuje, że zdecydowana większość sama się odpowie, jak tylko dasz im trochę czasu - mruknęła poprawiając głowę Crystal palcem, tak jakby była zarażona trądem i nie powinna jej dotykać...

  20. [Golding Shield]

    - To nie jest tak proste jak wygląda... - Dotknęła piersi jednego gwardzisty, a pod nim zaczął się rysować dość spory złotawy krąg z dziwnych znaków chaosowi tylko znanymi, bo właśnie tak rozchodziły się niesymetrycznie koła bez centralnego punktu, a przez to i kolejne linijki nie mogły być równej wysokości... Magia zwykle uporządkowana i tworzone według pewnych konwencji w tym wypadku nie miała ładu, składu i prawa bytu. Więc jak mogła zostać odczytana? Trzeba było zrozumieć istotę która to rzuciła... W tym przypadku zrozumieć zeszytowe szlaczki i wspomnienia w nich zapisane. Wspomnienia pełne chęci i strachu uwięzionego przez uwielbienie.

     

    - Nie mam czasu, ani już tyle mocy by spróbować to złamać siłą czy sposobem... bo to wszystko efekt pojedynczego przypadku -  westchnęła, mimochodem używając swojego aroganckiego profesorskiego tonu, - Niekontrolowanego użycia magii najprawdopodobniej u starszego źrebaka alicorna... Sam to powinieneś przeżyć, ale nie w takiej skali. - Uśmiechnęła się do niego zabierając kopyto z posągu, że zniknęło to co się pojawiło za jej sprawą... Stała się ciekawa jak to u niego mogło wyglądać.

     

    - Ja wyciągnęłam siebie z lustra... - zachichotała... na myśl jak bawiła się ze swoją niemą srebrzystą wersją... i zrobiła naprawdę spory bałagan w kuchni. To właśnie stanowiło jedno z tych dobrych wspomnień... wybijające się z pośród cięższych wyborów. - Młode lata... - Zdmuchnęła pył z kopyta. - Dałabym radę ich wrócić na parę sekund, pytanie brzmi po co? - rzuciła odchodząc od bramy i udając się ku środkowi miasta... po więcej podpowiedzi.

  21. [Anna Kowalska]

    - Wszystko jest w najlepszym porządku... - powiedziała nawet nie mrugając... a jej głos był taki jak zawsze przy wszystkich. Jednostajny i grający cały czas na tym samym znanym każdemu tonie nie zdradzającym nic po za tym co chciała pokazać innym. Inne barwy miała zarezerwowane na zupełnie specjalne ~ inwidualne okazję, oznaczające też bardzo często że rozmawiała z daną osobą w dwoje oczu. Wtedy mogła pokazywać swą prawdziwą naturę... Zastanawiało ją tylko... Co ma począć ze Snow? Właśnie tylko z tego powodu ruszyła ostatnia... Nie wiedziała czy nie bała się tej rozmowy bardziej niż konfrontacji z Crystal. Bo ta rozmowa która minęła nie niosła ze sobą żadnych konsekwencji... Za to sposób w jaki rozegra to z kuzynką jej ogiera... Oznaczało mniej więcej tyle co akceptacje jej samej i swego rodzaju komfort psychiczny... 

  22. [Garrett]

    Jedyny ubiór, który spełniał warunek rozmiaru była dość luźnego kroju suknia wieczorowa w barwie delikatnego fioletu o dość przezroczystym materiale, który widocznie podkreślała zwłaszcza tylne nogi władczyni, gdzie jej talia zaznaczona została fałszywym gorsetem z pomocą złotej nici. Ta sukienka miała w sobie coś wyjątkowego... Musiała być dość stara, bo porównując ją do innych wydawała się zrobiona na osobę o sporo mniejszą niż w przypadku pozostałych... skoro tak bardzo różniła się rozmiarem, lub kryła inną tajemnicę, bo jej stan pozostawał niezgorszy niż pozostałych.

     

    Zamek o dziwo stał wysprzątany, jakby wszystko już od dawna zostało przygotowane na powrót władczyni, pytanie tylko kto o to dbał? Nigdzie nie zalegało ziarnko kurzu czy innego pyłu. Okna zostały niedawno wzorcowo umyte, a gwardziści stali na jego drodze w pozach które uwieczniła ta jedna chwila... Schodził więc pomiędzy takim dwóm po dość łagodnych schodach które wiły się wokół komina klatki aż mógł dojść po nich do długiego korytarza... Na końcu którego mógł zobaczyć najprawdopodobniej wejście do następnej wieży, która mogła być bardzo podobna do poprzedniej, a także zejście na niższy poziom... Po jego lewej znajdowała się chyba biblioteka... Przynajmniej tyle można było stwierdzić po uchylonych wrotach do tamtego pomieszczenia gdzie znajdował się chyba jakiś balkon we wnętrzu pomieszczenia z książkami... Tylko po co była mu wiedza z dalekiej przeszłości, skoro nie mógł wiedzieć co się wydarzyło chwile temu.

     

    [Aenyeweddien][Kati]

    Aenyeweddien mogła poczuć jak jej magia wyłączyła się gwałtownie, jak tylko wyciągnęła miecz że jej broń siłą rozpędu poleciała praktycznie pod nogi Kati. Tak jakby dopiero zaczynała się uczyć używać tej broni, co wcale jak się wydawało ~ nie było prostą sztuką. Dziwne to było dla niej uczucie... Nie czuła otoczenia tak jak zwykle. Działo się to tak że straciła jeden z najważniejszych zmysłów jednorożca... Magia otoczenia nie dochodziła do jej rogu... Tak jakby złapała katar ~ magiczny katar. Że otoczenie wydawało się takie dziwne ~ bez smaku.

     

    - Celestia nigdy nie miała dobrego poczucia humoru... - powiedział machając łapą, że obraz alicorna pękł jak bańska mydlana - tak jak miotły, nie wiedziała jak zacząć... - No właśnie miotły wykorzystywane były w wielu psikusach ale te konkretne nigdy nie należały do tych, które szczególne uwielbiał. Miotła zza podchodzącym jednorożcem dosłownie ożyła i zaczęła się skradać za nią, a może lepszym określeniem było lewitowała w powietrzu biorąc dość potężny zamach podcinając tylne nogi klaczy. Tylko po to by wydzwoniła brodą o podłogę...

     

    - Droga panno Aenyeweddien... - zaśmiał się dość śmiało. - Wyciągasz miecz na Pana Chaosu? - powiedział z oburzeniem że ona mogła nie pamiętać jego imienia... Że jego sława mogła od tak ulecieć. - Co robisz tu... Skoro nie powinnaś żyć od bardzo dawna... - zapytał się spoglądając przez ramie na nią swoimi żółtymi oczami...

     

    [Golding Shield]

    - Nie masz za co, a jeszcze mnie znienawidzisz ~ za moją decyzje, które odbije się na wszystkich - powiedziała niezwykle lekko, po czym uśmiechnęła się nonszalandzko jak gdyby koła już poszły w ruch dawno temu i nie było odwrotu przed tym co powinno się wydarzyć... może dlatego że się z tym pogodziła i to nie grało wcale tak wysokiej ceny? Przynajmniej dla niej ale straciła nim zainteresowanie, gdy spojrzała daleko przed siebie, a jej oczy zalśniły na krótko wszystkimi kolorami tęczy.

     

    Brama do miasta stała szeroko otwarta, a krata wisiała w powietrzu i nie lśniła tak jak kiedyś musiała by zgrać się z całością zabudowy tego bajkowego zamku... Dwójka jednorożców weszła niepewnie na most zwodzony co wywołało jego głośne skrzypienie i po raz pierwszy mogli zobaczyć kto zamieszkiwał miasto. Kryształowi gwardziści stali na warcie, gdy ich broń zdążyła się rozpaść, a ostrza sterczały w ziemi zardzewiałe tak jak zbroje, które powoli się zsuwały z właścicieli...

     

    - Oni jeszcze żyją... i żyć będą jeszcze długo... - stwierdziła krótko mijając dwójkę ogierów, których zbroje nie były ze złota jak co niektórzy mówili, a tylko złocone, by się błyszczeli i prezentowali nienagannie... by po przekroczeniu bramy móc ujrzeć że nie tylko na zewnątrz puszcza zdołała zapuścić swoje korzenie, a w mieście wcale nie wyglądało lepiej... Tylko gdzie podziało się resztę mieszkańców?

  23. [Aenyeweddien]

    Schody były bardzo śliskie... Ktoś niedawno musiał je zmywać, bo biały marmur z którego zostały wykonane, pokryty został szklistym nalotem pozostawionym najprawdopodobniej przez zwyczajną wodę... Klacz doskonale mogła wyczuć mydliny, które dość ostro drażniły jej zmysł powonienia, a to mogło tylko potwierdzić wcześniejszą wersję. Ktoś tu sprzątał i mógł znajdować się całkiem niedaleko, bo jego praca nie zdążyła jeszcze wyschnąć.

     

    Klacz mogła usłyszeć ostatnie słowa jakiejś postaci, a głos jej nie mógł należeć do żadnej z jej towarzyszy... Przynajmniej w teorii...

    - I tym razem powinna się niedługo pojawić... - powiedział głos, dość zmęczonym tonem ale jednocześnie na tyle głębokim że musiał być wiekowy... Należeć do wyjątkowo starej osoby znudzonej życiem, której mogło już przestać należeć na czymkolwiek.

     

    Przechodząc koło następnego piętra mogła dostrzec miotłę pod ścianą... Gdzie mógł być jej właściciel? Nie zamiatała przecież sama... Wyglądając trochę dalej mogła ujrzeć plecy ogromnego fotela na którym ktoś siedział... Mogła dojrzeć gestykulującą jego prawą dłoń, która należała do lwa. Zza oparcia też wystawały dwa zupełnie różne rogi. W oddali stała Kati oparta o figurę gwardzisty... Czy to ona z nim rozmawiała?  

  24. [Aenyeweddien]

    Idąc przez miasto, mogła poczuć się jak na odludziu... Wszystkie domy jak ściany w jakimś kanionie wznosiły się smutno, a jej kopyta biły o porośnięte trawą i mchem kocie łby w równym rytmie... Tak bardzo zaniedbane to wszystko pozostawało w koło... Nawet ptaki nie chciały śpiewać jak w normalnym drzewostanie. Tylko właśnie drzewa posiadały dość odwagi, by choć od czasu do czasu zaszumieć, umilając jej tym drogę... A może nie miały wyboru i to wiatr je tylko tarmosił delikatnie i z wdziękiem ~ drocząc się z nimi jak namolny kochanek.

     

    Pierwszymi istotami jakie spotkała, a może lepiej było ich nazwać ofiarami? Przynajmniej mogła tak przypuszczać byli gwardziści zamienieni w kryształ ~ kryształowe posągi, chodź na ich twarzach widniało znudzenie, a nie strach... Nawet nie bronili się przed tym co ich spotkało... Co mogło się z nimi stać? Żaden potwór, którego znała, nie robił czegoś takiego... No może poza kokotrisami, ale na nie pozostawało za wcześnie, słońce jeszcze nie zaszło i nie zmieniały przecież w kryształ, a co ważniejsze... Żerował na strachu ofiary. Łowczyni mimo wszystko powinna mieć się na baczności... Właśnie taki widok mogła zobaczyć przy każdej bramie w drodze do zamku... Czy mogło być więcej ofiar? Czy nie powinna ruszyć na polowanie... Musiała się zdecydować, gdy znalazła się na korytarzach zamku...

     

    O dziwo w środku wszystko wyglądało jakby ktoś o to dbał od bardzo dawna... Idąc w prawo... Mogła trafić do biblioteki... odbijając w lewo i wchodząc po schodach znalazłaby się w sali tronowej... mogła też pójść na najwyższą wieżę i zobaczyć na własne oczy jak z wysoka wygląda miasto. Może w ten sposób mogła znaleźć swoich towarzyszy? Musieli przecież być gdzie, a ona powinna ich ocalić! Znaleźć ich i ostrzec albo sama... Zabić domniemaną maszkarę.

×
×
  • Utwórz nowe...