Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [Anna Kowalska]

    - Za co dostałeś? - powiedziała z pewnego rodzaju satysfakcją w głosie i uśmiechem na twarzy, gdy weszła w pole widzenia Goldinga. Stanęła tam na jego skraju koło drzewa już pewna że tamci na pewno nie zawrócą i poszli sobie do taxówki, tak że miała go tylko dla siebie... Więcej naprawdę nie potrzebowała...

    - Ile powiedziałeś jej o mnie? - spytała poważnie z pewnego rodzaju rozkazem w głosie, który można było podszyć nawet groźbą. - To ważne, jeśli nic nie ma się wydać do odpowiedniego czasu, bo w tym momencie ufa mi nie gorzej niż tobie i nie chciałabym tego zepsuć jednym źle dobranym słowem.., - Zmarszczyła brwi wiedząc że wciąż podejrzewa ją o to że łączył ich romans mimo że wszystkiemu zaprzeczyła, tylko kto by nie zaprzeczył słysząc właśnie takie oskarżenia, zwłaszcza że ona była z nim więc nie musiała używać żadnych półśrodków...

    - i chodź już... - Machnęła dłonią. - Pora wracać, bo są daleko - zamilkła na moment - chyba że chcemy omówić coś w tym domku... - Posłała mu uwodzicielski uśmiech.

    [Natalia Romanova] :badass:Pass

  2. [Anna Kowalska]

    Patrzyła na zachowanie Snow i Goldinga z góry i nie chodziło tu wcale o uczucie wyższości... Po prostu obserwowała z wysoka, jak się to potoczyło, czytając wszystko z ruchów ciał obserwowanych. Mimowolnie uśmiechnęła się, widząc że Snow pokazała swe pazurki, doskonale widząc jak jej miłość dostał najprawdopodobniej w twarz... Widocznie źle dobrał słowa w informowaniu jej o czymś ważnym, czego jednak całości nie powinna wiedzieć dla swojego dobra, czy bezpieczeństwa... Doskonale o tym wiedziała, jak ciężka była to sztuka...

    W pewnym momencie zsiadła z motoru i sama uda się w ich kierunku... Czekała na moment, by zaczęli się rozchodzić, a ona co miała zrobić?

    Opcja A zakładała zaciągnięcie Goldinga do tego domku, który najprawdopodobniej należał do niego... 

    Drugim planem, który nazwała schematycznie literką "B" było pojechaniem z Goldngiem w drogę powrotnej na jego motorze...

    W obu przypadkach nie wiedziała tak naprawdę co stanie się dalej... Żeby się tego dowiedzieć musiała tylko wyłapać swój cel główny, nie wpadając jednocześnie na nikogo więcej, co nie stanowiło problemu. Widziała wszystko jednocześnie w głowie kołatało się jej co powinna zrobić ze Snow. Obiecała się nią zająć, więc czy powinna od tak zostawić ją dla Goldinga chodź na moment. Nie powinna dlatego właśnie powstał plan końcowy rozwinięty z planu B... Musiała go zostawić właśnie dla niej przez co w jej głowie zrodziła się pewna tęsknota. Był blisko ale znowu nie mogła nic bo miała ważniejsze obowiązki, a liczyła by zaznać jeszcze dziś jego ciepła...

  3. [Natalia Romanova]

    - Jak myślisz dlaczego akurat w tym mieście się znajduję? - Sprzedała mu jeden z tych uśmiechów stwierdzających; a ja coś wiem, a ty nigdy się nie dowiesz. - To miasto zakrzywia rzeczywistość w sposób znaczący jak żadno inne miejsce na ziemi, ktoś to musi robić... Nie umiem stwierdzić tylko dlaczego, ale wierzę że jak spędzę tu odpowiedzią ilość czasu to na karcie wreszcie pojawi się czytelny znak; Kto to ma być... - powiedziała po czym spoważniała... - Liczę właśnie na Celestię... A gdybym mogła na ciebie wpłynąć jak myślisz; jak by się to skończyło dla ciebie? Sam stwierdziłeś to wielokrotnie chociaż sama nie sądzę żeby właśnie tak by to wyglądało. Mówiłam... Jesteś po części zrodzony z chaosu i nie mogę nic. Kompletnie nic...

  4. [Natalia Romanova]

    - Nie masz racji - westchnęła zażenowana że jej nie słuchał albo że kontaktował tylko najkrótszą możliwą drogą - bo się pytałam tylko czy byś chciał... - podkreśliła dobitnie. - Nie że mogę to zrobić, bo temu już dawno zaprzeczyłam; że nie jestem zdolna do tego typu czynów. - Przycichła kręcąc głową. - Nie z tym poziomem mocy, ale chciałam wskazać ci jeszcze alternatywną drogę... bo uważam że z Crystal nie spotka cię nic dobrego... Wykorzysta cię to tak jak stwierdziłeś że ja bym to zrobiła. - Pokazała mu jego kartę że jak czegoś nie powie to i tak ona o tym się dowie...

    - Znajdź Celestię, a zdobędziesz lekarstwo.. - Machnęła dłonią zrezygnowana. Była niemal pewna że nie zrezygnuje z tej właśnie drogi... - Niebezpieczny będziesz zawsze. Twój los już o to zadbał... Nie mogę na ciebie wpłynąć i o tym też już mówiłam. Nie ważne co bym zrobiła.

  5. [Anna Kowalska]

    - Wiem że ty nie rzucasz, ale to los pokaże, co dokładnie zostanie nam dane... i to jak wszystko wokół się potoczy, bo tego pewna być nie mogę... Nigdy nie byłam - Spojrzała w górę gdzie ponad nimi przelatywał właśnie satelita z kamerą na podczerwień sprawdzając tak co znajdowało się wokół... Ile osób, czy pojazdów... Ciężko było się ukryć przed tym jak każdy wytwarzał ciepło... Przynajmniej taką miała nadzieję wierząc w te elektroniczne gadżety patrzą jednocześnie na wszystko ze sporym dystansem,

    - Mam wrażenie, czy to ty mi coś proponujesz czego nie zrobiłbyś nigdy w Equestrii? - powiedziała ostrożnie ale wyraźnie zaczepnie, by po chwili zatrzymać się przy taksówce... - Nie odpowiadaj, a idź... Czeka na ciebie... ja poczekam i popatrzę z daleka jak zawsze na wszystkich - stwierdziła wyłączając silnik po czym zanuciła, a słowa piosenki same wymknęły się jej z ust.

    NRG

    between you and me

    it's a body shock

    electricity  

    Po tych słowach można było bez trudu stwierdzić w jakim humor ją opanował...

  6. [Anna Kowalska]

    - Mówię to po raz czwarty dziś... Trzy razy do Snow... - rzuciła wyraźnie znudzona, po czym podniosła głos - ale powiem jeszcze raz. Nie przepraszaj co moment za to samo. To nudne - stwierdziła dość nieuprzejmie, przy czym po chwili reelekcji zaczęła objaśniać swój punk widzenia. - Przyjęłam że żałujesz, ale nie ma sensu tego wspominać dziś po raz drugi. Za bardzo boli i nie pozwala iść do przodu... Więc po co to robić? - Wyraźnie wzruszyła ramionami. - Wiem że zależy ci na mnie, po prostu bądź przy mnie... - rzuciła w trybie rozkazującym. - Więcej od ciebie nie potrzebuje. Chce pobyć z tobą chwilę sama. Poczuć twoje ciepło, bo nikomu nie pozwoliłam się do siebie zbliżyć i nie chce się przekonać teraz że czekałam na marzenie, które rozbite zostanie przez nieporcelanową rzeczywistość - stwierdziła z niesmakiem zwalniając płynnie by znaleźć się parę metrów za taksówką...

     

    [Natalai Romanova] ~ Pass ~ na razie to samo co wczoraj... 

  7. [Anna Kowalska]

    - Goldingu mój drogi... - zaczęła, a gdyby przez kask można by zobaczyć jej twarz, to pojawiłby się na niej uśmiech typowy dla Małej Mi... Miałby ten sam wyraz, że nic tak naprawę nie jest na miejscu. - Kiedy nauczysz się wyczuwać; kiedy sprawdzam cię i twoje poglądy... - Pokręciła wyraźnie głową, gdy przyśpieszyła gwałtownie zrównując się po krótkiej chwili z taxówką. -  Nie widziałam cię długo. Muszę wiedzieć jak bardzo się zmieniłeś... Coś co pozostaje w spoczynku, szybko przemija, bo nie ucieka przed końcem, tylko na niego czeka. Te odpowiedzi były... - Zamilkła na moment zaciskając wargi. - Umm... Powiedzmy że ciekawe. - Spojrzała przez okno do środka, ale tylko przez krótki moment. Musiała przecież kierować.

    -Niech Snow odpowie ci na pytanie; co myślę na temat czyjejś nieobecności i domniemanej śmierci, bo drugi raz dnia dzisiejszego nie chce mi się przeprowadzać tej samej rozmowy... Zwłaszcza nie tutaj - wyraziła się dość neutralnie... Nie chciała drugi raz przyzywać tych samych argumentów. Skoro i tak była niemal pewna że Snow będzie się mu tłumaczyć ze wszystkiego...

    - Nigdy nie założyłam żebyś zginął - powiedziała dość dobitnie dopiero po dłuższej chwili. - Tyleż musisz na ten moment wiedzieć... - rzucała wyraźnie obrażona - a zresztą domyślam że i tak ci Snow powie; kto przywrócił jej wiarę, bo ona na pewno będzie chciała się wygadać. A ty powinieneś od dawna wiedzieć; że ja nie zapominam... Zapomniałabym o tobie wtedy gdybyś skonał mi na rękach albo bym była przy tym. Widziałabym... Wtedy miałabym pewność. - Jej ton gwałtownie złagodniał. - Nie miałam nic... Ból we mnie również nie istniał, bo tkwiła we mnie, gdzieś tam wiara. - Po tym zdaniu znów powróciła pretensja w jej głosie. - Smutno mi na myśl że ty mogłeś tak po prostu założyć że zapomniałam o tobie. Mam przyjąć że już nie wierzysz we mnie? Tak się właśnie czuję słysząc to od ciebie. - Trzepnęła go celowo łokciem nie za mocno.

     

    [Natalia Romanova]

    - Mój stan... - westchnęła pokazując swą figurę. - To co widzisz w tym momencie przed sobą... Byłam najgorszą możliwą stroną lisowatego... - Uśmiechnęła się chytrze. - ale zyskałam swój rozum stratą i... nie pragnę niszczyć mimo swej chaotyczno ~ złej natury. Osiągnięte to zostało sporą siłą... i tyle z tego rozdziału historii... Jak zostałam zwyczajnie wyegzorcyzmowana niczym jakiś śmieć... - powiedziała krzywiąc się na samą myśl tego fragmentu historii... W gruncie rzeczy to nawet nie bolało. Stało się to tak po prostu. Gorsze było to co się stało potem. Ta niemoc zrobienia czegokolwiek.

     

    Prąd w całej okolicy Crystal wyłączył się nagle, więc wszystkie światła zgasły jakby zabrane urządzeniem Dumbledore'a z początku sagi o Harrym Potterze... Budynki dalej się zapadały, a linia napięcia strzeliła jak z bicza zaplątując się w tylny wirnik helikoptera poważnie uszkadzając jego możliwości. Pisanie że była to smycz to aż nadto... a budynki nadal się waliły i możliwe było żeby maszyna mogła oberwać całą bryłą bloków walących się jak domki z kart...

  8. [Anna Kowalska]

    - Jesteś inny - urwała - a to nie znaczy że jesteś dziwny w tego słowa znaczeniu, bo to mocno subiektywne jakby nie patrzeć... - powiedziała lekko bez zająknięcia, a jej ton następnie przeszedł w dobrze znany tryb ataku... mając jednocześnie pewną profesorską nakładkę. - Jakbym mogła działać, gdybym nie wiedziała czego chce? Nie mogę być niepewna przy tym co robię od zawsze i nie groź mi... Bo zrobić i móc zrobić to dwie rzeczy nie mające nic ze sobą wspólnego. - Brzmiał tam pewien rechot z jego teorii... że on byłby wstanie coś. Chęci się liczyły tylko drugorzędnie... On dał się na nią złapać i to się dla niej liczyło. Gdyby plan ten był dobry do ich spotkania wcale by nie doszło.

    - Nie robię nic więcej niż w Equestrii - przycichła - pomijając fakt że muszę chodzić do sklepów po jedzenie czy ubrania jak wszyscy wokół... Nie przeszkadza mi to, chodź nadal jestem cieniem społeczeństwa, który nie istnieje naprawdę w dokumentach i zapobiega temu co nie pożądane przez innych... A kim jestem? - Zadała pytanie nie wiadomo komu. - Nie powiem, bo nie mogę jak zwykle powiedzieć więcej niż mówię...

    - Co chcesz na temat Natalii wiedzieć? - spytała dopiero po paru sekundach ciszy jakby ryzykowała czymś. -  Wiem jaką kawę pija na śniadanie i z ilu łyżeczek... Mam ją na oku od samego początku. Nie tylko ty ją podejrzewasz o maskę... Jeszcze działa bo nie zeszła z właściwej liny. Przynajmniej na razie - rzekła dość tajemniczo.

     

    [Natalia Romanova]

    - Kto stwierdził że zginęła? - rzuciła w obronie obracając w ręku kartę w której ciecz wręcz sczerniała bez żadnej przyczyny. - Moje karty nie oznajmiły mi końca jej historii, więc jej wola nie uleciała tylko chowa się przed mym okiem. Szukam jej od czasu do czasu ale nie znajduje... - Rzuciła mu kartę. - Nie pokazują mi tylko jej wpływów na ten świat. Ona gdzieś jest, działa, ale gdzie; oto jest pytanie... a skoro ona posiada wolę to powrót wszystko do przeszłego stanu nie jest nierealny zwłaszcza że skądś magia musi mieć źródła a ta ziemia jest sucha.. Nieprawdaż, stąd też mogą pochodzić głos... Nie jest gotowa... Przestań myśleć tak jak każą ci inni... Zadam dziwne pytanie... Chciałbyś osiągnąć mój stan? - Spojrzała na niego jakby była dobrej myśli tylko w jej spojrzeniu jednocześnie było coś niepokojącego...

     

    W jej ręku przewijała się jedna karta wewnątrz której wszystko wirowało gdy obracała nią coraz szybciej pomiędzy swoimi palcami... W tym czasie Crystal mogła zobaczyć jak ściany okolicznych budynków zaczynają się odchylać w jednym kierunku... To po raz kolejny w Chinach objawiała się niszczycielska niespodzianka jaką były dziury powstające w ziemi nie znające żadnego logicznego pokoju. Geolodzy badali je ale teorii nie mieli żadnej a powstawały na długo zanim Lüge przyszła na świat... Wszystko zaczęło zapadać się w potężny lej... Na szczęście w tym miejscu znajdowała się zbiegiem okoliczności sama Crystal bo cudownym zbiegiem okoliczności wszyscy wygrali w koło w lotka i przez to świętowali to na swój sposób w licznych restauracjach w całym miejscu....

  9. [Anna Kowalska]
    - Dlatego nikt ze mną nie wytrzymuje... - rzuciła przekręcając kluczyki i wciskając gaz aż maszyna należycie zamruczała pomiędzy jej nogami. - Brak wszystkim cierpliwości kiedy trzeba, a ja wiem dużo... Ciężko zamydlić mi wzrok... nie muszę pytać by wiedzieć. Chociaż większość wolałabym usłyszeć osobiście. Chociaż ciebie właśnie tam się akurat nie spodziewałam... Żeby aż z Chin tutaj przybyć, W to ciężko było mi uwierzyć ale nie miałam jak tego zakwestionować. - Założyła kask jednym płynnym ruchem jakby nie raz to robiła... po czym jeszcze raz się odezwała do Goldinga zanim ruszyła. Można było usłyszeć delikatną pretensję w jej głosie bo znowu musiała się powtarzać a tego nie lubiła robić. - Mówiłam że wiem gdzie jest Snow... Nie musisz mnie naprowadzać. Nawet stąd ją dokładnie widzę... - Dopiero wtedy ruszyła jadąc po swojemu szybko ale nie łamiąc przepisów. Jej jazda była nadzwyczaj płynna...

     

    [Natalia Romanova]
    - Ja działam cały czas... - westchnęła znudzona patrząc na niebo. - Zajmuje ją rzeczami zupełnie bezużytecznymi ~ poszukiwaniem drogi... Nawet teraz ruch mojej karty zmienia coś na bieżąco w jej życiu. Teraz na przykład będzie stała na zepsutych światłach z 3 godziny... Pytanie czy zdecyduje się na pójście piechotą parę kilometrów do celu czy zostanie w bezpiecznym samochodzie. - Crystal mogła poczuć jak ziemia się pod nią trzęsie i jak asfalt pęka pod jej samochodem. Znowu przyszły esemesy wszystkim wokół informujące o trzęsieniu. 

    - Każdy ma swą rolę... moją nie jest wyleczenie ciebie. - Spojrzała na niego. - Może gdyby to była equestria miałabym coś do powiedzenia ale nie tu. Tu mam tylko te srebrne karty i one są moją magią, a stara Equestria nadejdzie ale to się nie stanie dzięki niej...  - rzuciła - Ktoś nadal pozostaje w cieniu i kryje się przed moim wzrokiem skutecznie... Pomyśl chwilę czy zasługujesz by dostąpić tego z jej ręki... Ona nienawidzi wszystkich, a toleruje kucyki tylko że każdy władca musi mieć czym władać w nowym świecie.
     

  10. [Anastazja]

    Anastazja westchnęła tylko znudzona, zamieniając się ze swoim odbiciem po raz kolejny i patrząc jak kolejne fale ataków przechodzą przez jej ciało, nie robiąc jej krzywdy. Dopiero gdy nawałnica ustała, powróciła na plan materialny, stając przed wampirem z wątpliwym uśmiechem. Czuła wszystkie zapachy które je otaczały i dopiero wtedy dowiedziała się z kim ma dokładnie do czynienia. Ta woń aż za wiele mówiła o właścicielu.

     

    - Ja nie zapominam... - próbowała się odgryźć posyłając mu pewnego rodzaju uśmiech. - Czekam na efekty by było ciekawiej. Podobno niegrzeczne jest niszczenie czegoś zanim nie zadziała. - Przekręciła pytająco głowę. - Nieprawdaż? - Wskazała dłonią świat. - Gdzie podziałyby się te wszystkie zwroty akcji. Nie byłoby ich i cała magia by prysła... - Faktycznie pstryknęła własnymi palcami akcentując wagę swojej wypowiedzi. - Tak jak teraz o to prosisz... Przepraszam...  Kusisz - ostatnie słowa wyszeptała. - A ja nie odmawiam.

     

    - Panienką się nie przypomina... - zwróciła się żwawiej, a w tonie jej głosu było oskarżenie. - Bywają kapryśne niczym królowe świata... a taki dystyngowany dżentelmen powinien pamiętać o swoich radach. - Rozłożyła ręce odsłaniając się. - Czyż sam nie wspominałeś że ataki bezpośrednie nie mają sensu, gdy przeciwnik może się przemieścić? - Przyłożyła sobie kciuk do piersi na której pojawił się złoty krąg o wielu kanciastych literach... - Uproszczę ci to ale najpierw wypadałoby mi przedstawić swą profesje skoro twoją znam przed tym co zaraz zrobię, byś nie był zaskoczony... - Wyszczerzyła kły. - Jestem klucznikiem... i zamykam to co otwarte według własnego uznania...  i na odwrót... - Urwała na moment wyraźnie się czemuś przyglądając zanim znowu zaczęła mówić, a każde słowo było jak delikatny wiatr, jakby to nie do końca ona mówiła.

     

    - Żałosne jest wyznawanie demona i nazywanie go bogiem, mimo że na to nie zasługuje wcale. Prymitywne to się wydaję. Tak jak dobór rasy i klasy... Wampir rzucający własnym jedzeniem? Tak to dla mnie wygląda i powiem szczerze że tak dziwnego maga jeszcze nie spotkałam ale do zabawy czas wrócić... Nie zaakceptuje innego mężczyzny w moim towarzystwie w tej chwili. Przykro mi... - Błysnęła jeszcze raz kłami, przymykając oczy zanim dało się zauważyć że jej ramiona zaczynają być oplatane przez fioletowe wstęgi... Wiedziała czego chciała, gdy wyszła od niej dookolna fala fioletowej magii zamykając siebie i jego w jednej kuli co prawie dotykała jego portalu z tym co siedziało wewnątrz niego... Miejsca szczególnie dużo nie było i oto właśnie jej chodziło.

     

    Zaklęcie które rzuciła nazywane było przez wielu nienaruszalną sferą Otiluke'a... Odcięła się od tego co znajdowało się na zewnątrz i wpływu tego na świat wewnętrzny... Magia czy inne formy energii albo elementy fizyczne nie przechodziły przez tą opalizującą barierę tak bardzo podobną do turniejowej, która chroniła publiczność... Resztę zostawiła przeciwnikowi... Ona swoje zrobiła. Zamknęła ich na ringu gdzie czekała na to aż zatańczy z nią zanim się nim znudzi zupełnie.

     

    - Nudzisz mnie... - wytknęła mu wskazując na niego swoim palcem... Wiedziała że to nieelegancki i o to właśnie jej chodziło.

  11. [Anna Kowalska]

    - Stwierdzam fakty i nie zamierzam dyskutować na temat ile zniesiesz. Przemilczę resztę jako zbędny popis przede mną, gdy martwię się o ciebie po tym co zrobiłam... - powiedziała rozdrażnionym głosem łapiąc kluczyki. - To nie jest przyjemne uczucie i każdy reaguje troszkę inaczej po... - Przerwała na moment siadając na motor... by znowu się odezwać.

     

    - Mówiłam; na pytania i odpowiedzi przyjdzie jeszcze czas i miejsce, a to niestety nie jest dziś czy nawet tu. Nie ma warunków do takiej rozmowy, bo będzie długa... - Po raz kolejny zamilkła. - Zajmij się Snow. Wie że wiem wszystko co ty z pewnego momentu twojego życia, że pomagałam tobie, ale nie zostało powiedziane jak ani kim dokładnie jestem. Uchodzę za taką która zawdzięcza tobie życie... Te decyzje należą do ciebie; jak to rozegrasz. Prawda nie mogła wyjść z moich ust, bo nie doprowadziłabym jej tu. - Zawahała się. - Broniłaby cię że to wszystko nie mogło się tak wydarzyć w mojej wersji wydarzeń. Mi by nie uwierzyła w nic... w żadną prawdę.

     

    - Gorzką prawdą jest to że ty również musisz usłyszeć słowo kogo innego, wtedy będziemy mogli pomyśleć o nas... - Odwróciła wzrok zaczynając patrzyć w niebo. - Szukałam szczęścia gdzie indziej ale zawsze wracałam myślą do ciebie i wszystko się waliło... - Znów na niego spojrzała. - Teraz trzymają mnie przy życiu dwie drogi... Będę musiała pokazać ci właśnie tą drugą... Bo nie jesteś jedynym który szuka przeszłości...

     

    [Natalia Romanova]

    - Ty myślisz że potrafisz, że będzie łatwo ale ja nie widzę tej przyszłości... - powiedziała zła nie ukrywając swojej bezbronności. - Nie mogę na nią wpłynąć. Zdecydować musisz sam. Nie wiem też jak wszystko się potoczy gdy zupełnie jej zabraknie. - Zaczęła rozmyślać szukając właściwego przykładu. -W historii ludzkości można było szybciej zakończyć 2 wojnę zabijając Hitlera, mieli do tego 3 okazję. Nie zrobiono tego, bo obawiano się że dojdzie do władzy ktoś kto mógłby wygrać przegraną wojnę... - Zawiesiła głos. - Bali się... Ja też się boję nieznanego.

     

    [Crystal]

    Nie widziała tego że ktoś z pomocą niechronionej sieci włamuje się do jej urządzeń i zapuszcza wirusa i sam zagląda co ona takiego robi na urządzeniach w takich miejscach jak to. Dane miały posłużyć w 2 rzeczach;

    1. Zdobyciu informacji niszczących jej wizerunek.

    2. Zapuszczeniu wirusa który miałby wyczyścić wszystkie konta firmowe.

  12. [Anna Kowalska]

    Pokręciła zawadiacko głową chwytając kask. Gdy on dotknął jej policzka, ona zaczęła uderzać palcem w jego klatkę piersiową, próbując zepchnąć go do defensywy w rytm kolejnych argumentów. Widać że robiła to raczej dla żartów, to że akcentowała ale argumenty były jak najbardziej prawdziwe.

     - Nie pozwolę ci siąść za kierownicą, po tym co ci zrobiłam z głową... - Uśmiechnęła się wrednie. - Zemdlejesz mi jeszcze i oboje wylądujemy w szpitalu - powiedziała dość troskliwie, jednak wydawało się że diabeł tańczy jej w oczach. - Ja poprowadzę i nikt na tym nie ucierpi... - W tym momencie przez moment jej mimika przybrała wyraz szatana. - A jeśli chcesz jechać do Snow. To wiem gdzie jest w tym momencie, ale rozmawiać musisz z nią beze mnie... Są sprawy do których nie chce się mieszać... a ona jest jedną z nich. Znalazłam ją pierwsza... 

     

     [Natalia Romanova]

    - Nie, ale ona sama nie jest wstanie mnie dotknąć w tym momencie, możesz zrobić to tylko ty, a ja mogę robić dużo nawet w tym czasie, gdy rozmawiamy ze sobą... - Spoglądała w karty rozmawiając z nim sprawdzając przyszłość. - Teraz jeszcze ma wprawdzie możliwości. Nie jesteśmy się wstanie zabić nawzajem, a nie wiem tylko ile pójdzie za nim - wskazała kartą na Goldinga - na to będę musiała poczekać, by wiedzieć kogo przeciwko niej sprzeciwić, by wszystko się rozpadło w drobny pył. - Wzruszyła ramionami. - Potem odbiorę jej majątek i stanie się kimś szarym z ambicjami i mocą, której nie będzie mogła wykorzystać... Sama bez pomocy innych nie będzie stanowić zagrożenia. Nie sądzisz? - Pstryknęła palcami i nic nie stało się z urządzeniami Crystal... Mogła jednak ona poczuć czyjś wzrok... a na szachownicy mogły pojawić się postacie gdzieś w oddali, które chciały jej zaszkodzić w sprawie jej wizerunku publicznego.

  13. [Anna Kowalska]

    Lust odetchnęła z ulgą, a wyraz jej twarzy wyraźnie złagodniał, jakby cześć napięcia z niej zeszła. Cieszyła się w głębi duszy jak małe dziecko, co po karze otrzymało na nowo swoją ulubioną zabawkę. Oczy jej nadal pozostawały czujne, a na źrenicach raz za razem przewijały się kolejne obrazy z kamer. Dziwnie to wyglądało gdy patrzyła bezpośrednio w jego oczy. Można było pomyśleć że te obrazy przysłaniały jej świat.

     

    - To jednak ty, a ja miałam rację jak zwykle... - stwierdziła gładząc szyje, by Golding mógł poczuć jak ciało powoli wraca w jego władanie. By zatrzymać krążenie wystarczył delikatny dotyk w odpowiedni nerw a potem w tętnicę... by go przywrócić trzeba było dotknąć jeszcze delikatniej i taktem. Ona jednak wyszła z wprawy i krew poleciała Goldingowi z nosa, gdy ciśnienie za gwałtownie wróciło na swoje miejsce. Musiała naprawić swój błąd i podała mu natychmiast chusteczkę.

     

    - O wiele za dużo czasu i zapewne ciekawi cię; jak ja to wszystko? Nie tutaj i nie teraz czas na te odpowiedzi... Nie póki wszystko się nie wydarzy tak jak powinno. - Tu poczuła się jakby to wszystko już się wydarzyło, a ona była tylko taką podróżniczką po czasie co miała wszystko dopilnować tylko po to by się zgadzało. - Ktoś chce nas zabić. Mnie i Snow. Nie pytaj jak. Nie wiem. Zostało mi to powiedziane i wierzę w to. A to że tu jesteś jest dowodem na to... - Spojrzenie jej spoważniało ale ważniejszy wydawał się głoś. Poważny głos świadczący o tym że wierzy w to co powiedziała i raczej nawet racjonalne dowody nie przekonają jej do zmiany zdania.

     

    [Natalia Romanova]

    - Patrz... - Wskazała na parę Goldinga i Lust, Natalia swoją smukłą dłonią, gdy mówiła do Rasona, gdy stali z 70 metrów od nich oparci o drzewo. - I jeśli nie wierzysz w to co widzisz, zrób co zechcesz ze mną. Poddałam się już twojej woli, proszę cię tylko byś nie interweniował tutaj ani nigdzie gdzie mogłoby im przeszkodzić... - urwała na moment. - To się musi wydarzyć do końca, a Felicja Romanis musi stracić nad nim kontrolę na zawsze. - Spoglądała w karty, gdy mówiła każde pojedyncze słowo. - Za dużo złego by się wydarzyło, gdyby stało się inaczej przez jego złość i rozpacz. Wybuchłaby wojna pomiędzy dwoma frakcjami... Tymi co byli ludźmi zawsze i tymi którzy się nimi stali...

  14. [Anna Kowalska]

    Właśnie w takich sytuacjach łowca stawał się ofiarą, gdy ten zapatrzył się na swoją własną zwierzynę, nie patrząc na to co działo się wokół niego, bo zaczął się liczyć dla niego tylko cel, a nie rzeczywistość... To właśnie wykorzystała Lust, by podejść Goldinga na jego własną kuzynkę. Myślał że już ją miał w swych rękach i nie pomyślał że sam mógł się stać celem kogo innego. Ona widziała jego wzrok. Znała go naprawdę dobrze, nie mało w prawdzie spędziła godzin wpatrując się właśnie w nie.

     

    Znała jego myśli i nie potrzebował wiele czasu by do niego i tak samo jak Snow została dostarczona przesyłka dotknęła jego szyi w 2 punktach zanim oko ludzkie mogło to zarejestrować. Złapała go w swoje objęcia dość delikatnie jak na taki atak, bo wiedziała jak to działa; że człowiek nie czuje nic gdy traci kontrolę nad ciałem. Wszystko niekomfortowo ciąży, że wydawać by się mogło że nie ma się sił na nic.

     

    - Odcięłam ci dopływ krwi do mózgu - poinformowała go szepcząc mu do ucha naprawdę subtelnie i bez emocji. - Masz 60 sekund zanim stracisz przytomność, by dać mi odpowiedź. Jeśli pamiętasz znasz prawdziwe imię tej która to napisała;

    Me serce w zieleni skąpane.

    Me smutki przez jednego słyszane.

    Me intencje nigdy do końca nie poznane.

    Me emocje wiecznie wewnątrz chowane - wyrecytowała płynnie akcentując te same słowa, które w jej użnaniu były naprawdę ważne.

    - Jak zostało to podpisane i czego brakuje? - rzekła twardo, a w jej głosie można było usłyszeć swego rodzaju groźbę. Sama Lust ryzykowała wiele ale wiedziała że jak ktoś im przeszkodzi to zginą oboje.

  15. [Anna Kowalska]
    Baza danych była uporządkowanym chaosem, a ten na bieżąco był zbierany i rozdzielany przed czujnym okiem Lust... Wiedziała jak znaleźć Goldinga w tym wszystkim, w gruncie rzeczy nie musiała grać w jego grę długo, bo kto każe kobiecie czekać... Instynkt sam powinien działać, gdy kolejne topografie twarzy zbierała z wszystkich kamer w okolicy i własnych soczewek.

     

    Normalny człowiek nawet nie próbowałby tego ogarnąć... ale jej się nie miało udać? Tej której nauczenie się książki na pamięć i następne jej przepisanie na następny dzień nie stanowiło większego problemu... Wystarczyło jej zawęzić krąg do osób które będą się poruszać za Snow... Golding podawał specyficzne miejsca, bo musiały pasować do zagadek, a prawdopodobieństwo pokrycia zbioru przez osoby nie śledzące Snow była naprawdę niewielkie...

     

    Szła dobre 20 metrów od Snow delikatnie na lewo mając dosłownie oczy dookoła głowy... Kamery były czymś powszechnym w ludzkich miastach. Monitoring i nieustanna kontrola źródłem bezpieczeństwa, a Anna korzystała z nich po przez program scalający wszystko według pewnych wzorów. Szukała mężczyzny... Przynajmniej taką miała nadzieję. Zdziwiłaby się, gdyby Golding po przejściu stał się kobietą ale czy mogłaby, wiedząc to, odpuścić sobie możliwy kontakt z nim. Odpowiedź brzmiała nie... Ona chciała poczuć na nowo jego... a ciało miało być tylko dodatkiem.

     

    Nagle ruchem oka zatrzymała kolejne pojawiające się modele twarzy i cofnęła je po kolei, jak gdyby coś  ciężkiego ją uderzyło... Zaintrygowała ją jedna fryzura co mocno skojarzyła się z kimś kto w okolicy powinien się znajdować. Miała wątpliwości by ten zostawił Snow samą i kazał odebrać ją komuś innemu. Sam musiał mieć pewność że wszystko jest w porządku i to na pewno ta której szuka... Wrzuciła wszystko w bazy danych szukając po kolei tego konkretnego człowieka... Jego personaliów, bo mając je mogła odtworzyć wszystko... Czy to jest Golding czy tylko ta pojedyncza fryzura pasowała do jego fryzu gdy jeszcze był kucykiem. Poszczęściło się gdy zajrzała do bazy paszportów z lotniska. Mało tego... Zgadzały się daty i godziny w kolejności zdarzeń. Uśmiechnęła się ale czekała. Wolała mieć pewność zanim sama uderzy. Nie lubiła gdy los kazał jej czekać.

  16. [Anna Kowalska]

    - Ja nigdy nie walczyłam niczym oprócz słowem czy zdobytą wiedzą... Teraz nie zawahałabym się gdybym musiała zrobić coś nieetycznego dla dobra innych... To nic niezwykłego... Obrona samego siebie to instynkt... Nie zaplanowane działanie, co uderzyłoby w poczucie moralności. Będziesz wiedzieć co i jak... - Wjechała na jakiś parking podziemny w galerii na obrzeżach rynku i dopowiedziała sobie w myślach następujące słowa; "o ile się w tobie nie odezwie kucyk", bo nie miała pewności jak to wszystko się potoczy... - Teraz albo nigdy... Idź... Pójdę za tobą... - rzekła zakładając swoje soczewki. Do pasa przypięła nadajnik, który sparowała wcześniej ze swoim małym komputerem, by widzieć nawet przez ściany gdzie znajduje się Snow względem niej.

  17. Wampir sam mówił; złap przeciwnika zanim zaatakujesz bezpośrednio, tak przynajmniej świadczyły słowa wypowiedziane przez niego, gdy kotkę objęły płomienie... Nie było już jej tam wprawdzie, tylko jej miejsce zajęło odbicie, gdy ona znajdowała się po drugiej stronie lustra... Zaklęty  miecz eksplodował morzem światła, zalewając przez krótki moment całe pole... Jeśli oczy przeciwnika miały chociaż trochę fizycznych właściwości powinny zostać oślepione na krótki moment, na to przynajmniej liczyła Anastazja, gdy ulotniła się w górę odbijając się od powietrza.

     

    Marzyła by coś zobaczyć, od dawna, gdy tkwiła w ciemnościach, jednak mgła alchemiczna skutecznie jej to przysłaniała... Dawno nie czuła promieni słonecznych muskających jej zwyczajne ciało. Czy mogła spełnić swą zachciankę podczas pojedynku, gdy znalazła się w miejscu gdzie mgła znajdowała się wszędzie wokół niej, a krąg wampira był lewie dostrzegalnym błyskiem, tak jak promienie słoneczne, co chciały przebić się przez tą samą kurtynę...

     

    Wokół Anastazji zaczął się unosić złoty pył... Zakrzywiał on rzeczywistość wokół niej, prostą kwestią przebiegu czasu. Potrzebowała piasku temporalnego, by zrobić to co chciała... Zaczęła tworzyć komin dla promieni gromadząc zebrany materiał w formie kuli. Czas dla tworzących tego walca został w czystej teorii zupełnie zatrzymany ~ Właśnie tam najmniejsza znana jednostka czasu płynęła jak zwykła sekunda, gdy gdzie wszędzie indziej biegł on bez żadnych zmian... Słup południowego słońca uderzył w arenę rozświetlając ją. Nierówna powierzchnia lustra rozświetliła okolicę licznymi refleksami, co wbijały się głęboko w mgłę niczym tęczowe sztylety...

     

    Anastazja pochylała się nad kulą, a wokół niej unosił się jakby pierścień Saturna, na którym zaczęły pojawiać się kolejne znaki alchemiczne, tworząc skomplikowany przepis na twór... Z dłoni Anastazji wystrzeliła potrzebna energia inicjując reakcję, wtem ciało astralne zaczęło zanikać, a krąg alchemiczny został aktywowany jaśniejąc niczym tysiąc słońc...

     

    Alchemia była nauką polegającą na równorzędnej wymianie ~ ile dało tyle samo można było otrzymać i ta zasada stanowiła nadrzędną cechę tej gałęzi  magii. Nie mogła ona jednak stworzyć części duchowej życia... Było to właśnie sprzeczne z nauką ~ część duchowa zwana duszą nie mogła zostać sfabrykowana, tak jak wspomnienia czy osobowość... Właśnie to zapewniło ciało astralne, które zostało pochłonięte przez kulę...

     

    Kula mgły zmalała gwałtownie redukując się do fizycznej postaci Anastazji tworząc nową cielesną formę dla siebie i czaru który musiała zastosować na maga krwi. Ciało astralne miało za mało możliwości ingerencji na dłuższą metę, a ona nienawidziła tej dziedziny magii, którą posługiwał się przeciwnik... Gardziła czymś takim, ponieważ było o wiele więcej bezpiecznych źródeł mocy niż własne ciało. Dawała ona wprawdzie niesamowite efekty ale ktoś znający się na magii nie miał problemu z kontrowaniem właśnie jej źródła nie naruszając żadnych zasad pojedynku... Nie uderzała przecież tylko i wyłącznie w niego, a we wszystkich...

     

    Gdy otworzyła swe agrestowe oczy przetoczył się  przez nie niejeden niewyjaśniony błysk... Stała ona tak w słupie światła który okalał jej ciało... Inaczej zapamiętała to uczucie ale to się nie liczyło... Wokół niej nadal unosił się temporalny pierścień ale opadł w moment gdy wypełnił swoje zadanie rozsypując się po całym polu bitwy, gdy kotka wyciągnęła rękę przed siebie szepcząc parę słów, kierując znowu dłoń ku słońcu, którego promienie zzieleniały... Wyglądało to jakby znaleźli się w zielonej deszczówce...

    Na polu bitwy pojawiły się 3 węże wykonane ze światła, które pojawiły się tam za sprawą soczewki czasowej umieszczonej wysoko w atmosferze... Zaplotły się one w pewien skomplikowany wzór, po czym zastygły, a ich oczy zabłysły, gdy moc kręgu aktywowała się na wyznaczonym obszarze pokrywający tereny daleko poza gabinetem luster...

     

    Teren został przeklęty... Każde istnienie straciło błogosławieństwo Prometeusza ~ rany nie mogły zostać uleczone... Nic nie mogło urosnąć, bo ten kawałek świata został skazany na zagładę przez ten właśnie znak, co kondensował przekleństwo bogów olimpijskich. To była właśnie broń Anastazji na jegomościa, co znajdował się niżej. Używał magii krwi, która wykańczała ciało, bo taka właśnie była cena, a przez nią jego organizm tak jak jej, nie mógł się regenerować wcale. Powinien słabnąć jeszcze bardziej gdyż moc nie mogła być regenerowana.

  18. [Anna Kowalska]

    - Za mocny silnik, nie czułam go przez moment... Przepraszam. Zwykle jeżdżę mniejszymi pojazdami niż ten... - rzuciła zmieniając bieg przy wyjeżdżaniu z parkingu na świat zewnętrzny... Chwile nic nie mówiła myśląc nad tym wszystkim, albo po prostu nie miała ochoty...

    - Nie mówiłam już że masz nie wątpić w siebie? - powiedziała dość zaczepnie zaczynając starą śpiewkę. - Że stara wersja ciebie bardziej mi się podobała, gdzie potrafiłaś zdobywać to co pragnęłaś... - Westchnęła. - Ja będę przy tobie, bo będę wiedzieć gdzie będziesz. Może nie idealnie w zasięgu twojego wzroku czy jego ale na tyle blisko by nie pozwolić ciebie skrzywdzić... - zamilkła ale tylko na moment wskazując przez moment schowek. - Chcesz poczęstować się paralizatorem? Dwa powinny być tam... - po tym dalej kontynuowała własną spowiedź.

    - Używałam kiedyś takiej zasady... Nie wiem czy słusznie ale sprawdzała się... Sojuszników traktuj jak największych głupców, przeciwników zaś za najlepszych strategów... Wtedy wygrasz... - Wzruszyła ramionami. - Jeśli chodzi o niedocenianie to raczej stosuje to w stosunku do siebie niżeli innych.

  19. [Anna Kowalska]

    - Ważne są słowa z danym kontekstem, a został postawiony konkretny warunek, co do tego bym zniknęła bezpowrotnie dla ciebie, tylko dlatego żebym nie mogła tobie zaufać wcale, a było to dokładnie tak; - mówiła powoli zanim zamilkła przypominając sobie wszystko. Było to raczej niepodobne do nikogo. Powiedziała to dokładnie tak samo jak wcześniej - Pomogę ci, ale jeszcze kiedyś podważysz moje intencje w sposób wręcz irracjonalny i bezpodstawny to zniknę dla ciebie że nigdy mnie nie zobaczysz i mówię tu naprawdę serio... Zniknę bezpowrotnie jak to robiłam setki razy, bo jeśli ktoś mi nie ufa i szuka we mnie winy zamiast najpierw w sobie, zanim się zastanowi. To nie mogę zaufać jemu, bo prowadzą go tylko emocje... Które w gruncie rzeczy są dobre ale nie przy podejmowaniu decyzji. Nie ma czegoś takiego że się zmienię. Każdy pozostaje w gruncie niezmienny tak jak został wychowany... Pamiętaj o tym... Tak to szło - rzekła twardo i przestrzegawczo. - Sama się zorientujesz się czy warunek ten został spełniony dla tej akcji. Do tego momentu nie masz się czego obawiać, bo nigdzie mi się nie śpieszy... - powiedziała, gdy stały przy windzie i czekały aż pojawi się ich gondola... Dopiero gdy wsiadł do niej znowu się odezwała.

     

    - A co do hasła to też jest błędne, bo zawiera w sobie inną frazę niżeli trzeba, błędne informacje bo interpretowanie tego zmienia zupełnie cały kontekst wiadomości... Nie innymi, a życiem. Taki CM a nie inny bo to oznaczałoby manipulacje... Miało to brzmieć tak; Zapytaj go o... tą która życiem bawiła się jak kłębkiem kot... Wtedy może ci powie kim jestem, jeśli sama go o to zapytasz. Wątpię jednak by cię uświadomił... Za duże koszta całkowite. - Znowu uśmiechnęła się chytrze, gdy wyszły na parkingu, gdzie bezbłędnie Anna znalazła czarne auto alaterenowe, typowe dla bogatych ludzi chcących pokazać jacy to są przy kasie że stać ich na tankowanie takiego silnika. Wsiadły do niego i odjechały z piskiem opon. Lust przesadzała z gazem ale tylko odrobinę na samym początku.

  20. [Anna Kowalska]

    - Uważaj na rzeczywistość, bo ona umie ją kreować, ale kłamać co do niej nie może ~ to tylko miraże zdarzeń. - Spojrzała na nią jak na dziecko, co nie rozumie co się wokół niej dzieję. W oczach tych widać było pewne zrozumie, a może wręcz doświadczenie. - Usta ~ tworzą zdarzenie, serce daje ku temu powód, bo bez niego nie byłoby potrzeby działania dla logiki ~ ona niczego nie zrobi bez korzyści. - Zamilkła na moment patrząc przez moment tylko na Lust kątem oka. Zwracała się jednak dalej do Snow. - Znasz już prawdziwą cenę czy tylko powód? Czy działanie przysłoniło cel jak każdemu kucykowi, gdy tylko coś bardzo, bardzo chce... To zgubne, gdy pragnienia w tobie silne ~ zduś je, a nauczysz się patrzeć bezpodmiotowo. Zadawać właściwe pytania z jedną odpowiedzą. Bardziej z nią ci nie pomogę. Sama musisz znaleźć odpowiedzi inaczej ta nigdy nie będzie satysfakcjonująca. Za szybko by nadeszła. - Uniosła brew. - Wiem co widzę,  Mówię o tym co sama znam.

     

    Na początku Anna nie wykazywała żadnej reakcji na monolog swojej rozmówczynie, jednak pod koniec klasnęła teatralnie 3 razy i zaczęła po swojemu...

     

    - Droga Glamor znasz mnie, a jednak sama zagadkami prawisz nie gorzej niż ja... Nie to pokolenie by patrzeć na świat po naszemu jeszcze długo... Nie ta gra jak ty to zgrabnie ujęłaś... - zamilkła ale tylko na moment. - A teraz mogę ładnie prosić o kluczyki? Śpieszy nam się, a nie pozostało specjalnie dużo czasu na wszystko. - Jej ruchy stały się zupełnie teatralne, gdy wyciągnęła w kierunku Glamur rękę z cygańskim uśmiecham; daj mi to natychmiast, albo pogadamy inaczej. Później... Drugą cześć jednak mogła zrozumieć ktoś kto znał całą naturą tej mimiki. Ktoś kto znał naturę changelingów przynajmniej dobrze...

     

    - Jak sobie życzysz... - Nie dało się poczuć że słowa były uległe przez niemal brak mimiki Glamor i robotyczne, spowolnione ruchy całego ciała, jakby sobie kupowała trochę czasu na przemyślenie wszystkiego jeszcze raz ale naprawdę dobrze. Rzuciła kluczyki Lust jak psu a przez jej twarz przewinął się zawadiacki ruch brwią; a spróbuj ~ to było właśnie wyzwanie, które pozostało bez odpowiedzi, gdy wyzwana się podniosła oznajmiając ruchem dłoni że należy się już zbierać...

  21. Anastazja od samego początku wiedziała że tak dokładnie będzie... Los sprowadził przed nią kolejnego jegomościa, który coś chciał od życia, a ona postąpiła tylko tak jak chciał, odczytując ze zjawisk czysto astralnych jego intencje. Spełniła wysnutą wizję rzeczywistości, specjalnie cofając się do tyłu przed jego mocą, której nawet nie poczuła. On chciał walczyć z czymś czego wydawało jej się że nie rozumie... Plazma ~ stan skupienia materii pomiędzy gazem a ciałem stałym, pomylona z energią myśli ~ elektroplazmą, którą wypełniony był plan astralny...


    Jak miała pokazać cokolwiek, jeśli w takim wypadku jego magia będzie się zwyczajnie mijać z jej, by trafiać boleśnie. Jak on chciał walczyć z jej światem, bo ona właśnie tak się pojedynkowała; doprowadzała do sytuacji że przeciwnik poddawał się przed potęgą otoczenia, nie jej, bo sama nie lubiła walczyć bezpośrednio. Wydawało jej się to nudne, wolała patrzeć jak inni się szamoczą w jej sieciach i problemach z przeżyciem. Tu jednak, co miała zrobić jak on chciał się zwyczajnie o nią zabić, jak nie zaczęła jeszcze nawet czarować tak na poważnie? Napuściła tylko innej materii, a przez niego musiała zamknąć wyrwę dźwięcznym pstryknięciem swych palców.

     

    Próbował ją samą zamrozić po zamknięciu w sarkofagu, ale jak chciał to zrobić, jeśli w tym ciele nie było czego? Nie było mięśni, krwi czy kości... A ciało astralne nie zmieniało swych właściwości w kontakcie z innymi temperaturami nie licząc odczuwania ich w ograniczonym stopniu informacją typu ~ jest zimno czy gorąco.

     

    Jej palce dotknęły ściany sarkofagu, badając jego chropowatą powierzchnie. Gdyby zabrała ze sobą inną cząstkę mocy, opuszczenie go byłoby o wiele prostsze, gdy nie chciała się po prostu z niego ulotnić... Ale musiała się ograniczyć jeśli tamten miał nie uciec ze strachu z myślą; jak ma pokonać coś czego nie mógł nawet dobrze złapać...

     

    Końcówka jej palca rozgrzała się, gdy zaczęła wydrapywać w powierzchni znak będący jednym, długim pociągnięciem składającym się na symbol feniksa, w którego to środek walnęła pięścią dostarczając mu należytej energii magicznej, zasilającą runę... W tym czasie na zewnątrz sarkofagu pojawił się ten sam znak, gdy ogniste skrzydła objęły go szczelnie, tnąc wzdłuż linii rysunku, tak że jego kawałki zaczęły spadać na ziemie, gdy magia podtrzymująca sarkofag była rozpraszana energią księżycową z bransoletki na nadgarstku Anastazji.

     

    Sarkofag zniknął w pulsie energetycznym, tak że jego odłamki poleciały w każdym możliwym kierunku, a kotka wyskoczyła z niego w kierunku wampira zbierając rozproszoną już moc w ostrze długiego miecza o srebrzysto-księżycowej klindze, która ukształtowała się bezpośrednio w jej dłoni... Przyłożenie jej w newralgiczny punkt anatomiczny oznaczałoby że wygrała ten pojedynek... bo tamten nie zdołał się osłonić przed jej siłą... Leciała na niego bez wyrazu, prawie na oślep...

  22. - Według twojego życzenia... Jestem Anastazja... - zasyczał niewyraźnie wiatr nie ona, bo kocica nie poruszyła nawet ustami, gdy wybiła się, wykonując salto w tył, pozwalając rozbić się lodowemu pociskowi o kamień, na którym to wcześniej siedziała. Po tym z kocią gracją opadła na ziemie, by się w nią zapaść, gdy to grunt zaczął się zmieniać na wieleset metrów w koło najzwyczajniej w lustro. Fala srebra w mgnieniu oka zalała rzeczywistość. Nie w sensie że był pokrywany srebrnym nalotem. Nie... Świat stawał się jednym wielkim lustrem ~ Gabinetem Luster ~ jednym z ulubionych zaklęć samej kluczniczki. Zaklęcie stanowiło tylko pokaz, bo nie zmieniało wcale tak wiele. Nie ingerował w prawa magii... Poszerzał tylko perspektywy przemieszczania się w jego obrębie.

     

    Świat podzielił się na dwoje ~ dwa wymiary tej samej rzeczywistości, oddzielonej symetrią podłoża. Wampiry jednak nie posiadały odbicia, więc nie mogły do woli zamieniać się ze swym szklanym odbiciami, które było niewrażliwe ~ przecież stanowiły tylko iluzję świata zamienionego miejscami. Zdziwiła się sama podróżniczka że ominie ją zabawa w kotka i myszkę, po jej świecie o zmienionych zasadach postrzegania rzeczywistości.

     

    Stojąc po drugiej stronie tafli, nie widziała swojego przeciwnika, który przecież pozostał w świecie rzeczywistym. Nawet nie widziała jego lustrzaka, jak więc miała zrobić to co lubiła? Sięgnęła więc swoimi palcami po Splot Mystry, który u niej objawił się wstęgami zielono-srebrnej energii, kształtującej się w kolejne kręgi magiczne na jej przedramionach. Wiedziała że czas na pokaz, a ona nie miała kompletnie nic do stracenia, oprócz tego że mogła okazać się niegodna wymarzonej nagrody.

     

    Przebiegła parędziesiąt metrów, zanim znów powróciła na plan materialny, pojawiając się tuż koło przeciwnika. Odruchowo uwolniła zmagazynowaną magię załamując przestrzeń astralną wokół siebie... Powstała pojedyncza wyrwa w rzeczywistości napuszczając w świat fizyczny rozgrzaną elektroplazmę. Gorące opary otoczyły ją bez żadnej szkody. Przecież jej ciało zostało zbudowane z tej samej materii tylko uporządkowanej inną siłą...

     

    Jeśli obecna mgła mogła przerażać żywe istoty, to burze mentalne w postaci nawałnic elektroplazmy na planie rzeczywistym należały do widoków pięknych, ale niesamowicie niebezpiecznych dla istot nie pochodzących chociaż po części z rodzimej sfery tego zjawiska. Zwykłe przedmioty z materii planu materialnego w parometrowym obszarze, były przyciągane i spalane na czynniki eteryczne w kotłującej się dziko mgle koloru uspokajającego błękitu. Anastazja miała tylko nadzieję że jej przeciwnikowi nie przyjdzie do głowy wskakiwać w nieznaną moc... Nie miała ochoty na przerywanie zaklęcia, tylko dlatego żeby nie zabić swojego przeciwnika, istniały jednak zasady pojedynkowania się, a ona nie zamierzała ich łamać przez jakiegoś idiotę.

  23. Wstęp:

    Niewielu pozwoliłoby sobie samemu od tak zabłądzić, by znaleźć wyjście z labiryntu jakim były nieskończone schody... Wejścia do tego planu, na którym się znajdowały, były szeroko znane. Znajdowały się one w różnych dziwnych miejscach. Czasami były to różnego rodzaju łuki w szczerym polu czy zamkach, gdzie wystarczyło przesunąć jeden odpowiedni kamień by uruchomić portal... Gdzie indziej wystarczało uchylić drzwi pod właściwym kątem i zastukać w nie 3 razy. Wyjście jednak gdzie indziej ~ to było właśnie marzenie wielu ~ odnaleźć je, przemierzając kolejne stopnie; marmurowe czy drewniane, części zniszczone i nieprawdopodobne, gdzie nawet grawitacja czy czas płatały dziwne figle, jakby nie były stałe albo ujednolicone dla kolejnych platform, których styl potrafił się diametralnie różnić.

     

    Nikt nie znał ich konstruktora. Jedni mówili o kolejnym tworze Ao, inni że jest to żart czarodziei z zeszłego milenium dla głupców podążającymi za marzeniami z legend ~ bez żadnego sensu czy logiki ~ podstaw podążania nimi jako dobra nierzeczywiste. Nigdzie jednak prawda nie była zapisana. Istniały tylko domysły i fakt że istnieją, więc ktoś musiał je stworzyć, a także świadectwa że mają wyjcie, gdzie czeka nagroda dla cierpliwych... Nikt nie odkrył jednak ich końca, dlatego przywarła do nich nazwa ~ nieskończone.

     

    Anastazja nie raz próbowała przemierzyć je, ale mimo że podążała czy w górę czy w dół zawsze znajdowała to samo wyjście którym weszła na tą lokację... Nie poznawała nic nowego ~ żadnej nowej drogi... a zawsze zaczynała w komnacie co wyglądała jakby się znajdowała na polanie w lesie, gdzie wokół centralnego pnia wyrastały schody na następny poziom, a wszystko wokół zdawał się porastać chciwy bluszcz. Często zastanawiała się jak to wszystko pozostaje zielone w półmroku ogników towarzyszącym jej przez całą drogę, gdzie tam słońce wcale nie dochodziło ~ nie było go tak jak okien... Odpowiedź brzmiała dość niedorzecznie, bo nie dawała prawdziwej odpowiedzi, a była wręcz dość lakoniczna; magia, która utrzymywała to miejsce w pewnej równowadze... Wszystko wracało na swoje miejsce, że nie dało się pozostawić po sobie śladu.

     

    Sama kotka przed wejściem tam zostawiła swoje materialne ciało w lodowym sarkofagu w swej klitce na planie eterycznym. Oszczędzało jej to na ekwipunku czy trudach podróży. Urzeczywistnione ciała astralne nie czuły zmęczenia czy potrzeby snu, a energię do podtrzymania tego tworu zapewniał jej kamień przepełniony esencją księżycową. Znajdował się on na bransoletce zaciśniętej na lewym nadgarstku. Zawsze również mogła się obudzić jakby nigdy nic się nie wydarzyło jej samej. Wystarczyło tylko otworzyć oczy jednym zaklęciem by wrócić do siebie jak po nitce do kłębka.

     

    W tamtej chwili leżała wyciągnięta na leżu z czarnego bluszczu, patrząc na sklepienie zbudowane z wyciosanego marmuru... Patrzyła na niego myśląc już chyba kolejną godzinę czego nie zrobiła by znaleźć to coś, aż poczuła że kawał czegoś zimnego uwiera ją tak po prostu w grzbiet. Nie zwróciła na to uwagi wcześniej uznając to za nieistotne aż zła na niewiadomo co, a zwłaszcza zniecierpliwiona na wszystko wokół, wstała obchodząc wszystko dookoła... Złapała kłęby roślinności odkrywając to co znajdowało się pod nią, a okazał się nim kolejny drewniany właz z żelaznymi okuciami... Podniosła go z łatwością, a na jej twarzy pojawił się uśmiech ale tylko na moment. Znalazła coś nowego.

     

    Właściwy pojedynek:

    Dęby Adamowe były roślinami bijącymi na głowę właściwościami magicznymi każdą inną. Łatwe do nasycenia, dobry i tani przewodnik magiczny, chętnie wykorzystywany do masowej produkcji dóbr magicznych... Ten jednak okaz został złamany w pół i spalony że pozostał po nim tylko martwy, bezużyteczny korzeń w szczerym wypalonym polu. Taki właśnie krajobraz napotkała kotka po wyjściu z portalu, w który władowała się tylko dlatego że wszystkie światła nagle zgasły. Potem pojawiły się tylko zmiany grawitacji i zjawiła się właśnie tam... lądując dość twardo na jałowej ziemi. Szybko się z niej jednak podniosła.

     

    Dziwiła ją wszechobecna mgła i cisza ~ dawno nie czuła się właśnie tak ~ jej zmysły odbierały pustkę i to ją właśnie wprawiało w pewien niepokój... Ona sama przyglądała się temu  wszystkiego z ciekawością, poszukując wytłumaczenia aż jej srebrny zegarek zawieszony na szyi nie zaczął zwyczajnie świrować. Ciągnął ją w jakimś kierunku i wskazywał wyraźnie jakieś miejsce w poziomie. Czy to miało być wskazówka gdzie ma się udać ~ wizualizacja jej pragnienia?  Nie mogło się jej nic złego stać. Prawda?

     

    Tak sobie przynajmniej wmawiała, zostawiając pojedynczą runę z pełnym jej imieniem i końcem portalu z jego nazwą ~ "Ad'eta", by móc w razie czego wrócić w tamto miejsce jeszcze raz. Miała tylko nadzieję że nie jest to tylko kolejne piętro schodów, gdy zaczęła iść przed siebie nie widząc więcej wokół siebie żadnych stopni. To było naprawdę dla niej nierzeczywiste że wreszcie znalazła swój własny koniec. Tylko gdzie czekała nagroda za wszystkie trudy? Czy to nie był jeszcze koniec... To też krzyczało dość głośno w jej głowie, że nie mogła tego od tak pominąć.

     

    Gdy przemierzała to miejsce, ciągnięta dosłownie przez swój własny los, zaczęła patrzeć na wszystko ze sporą rezerwą... Domyśliła się gdzie znalazła się i co czeka na nią, gdy już tam dojdzie. Czy ta historia była prawdziwa czy tylko powstała w celu ukrycia czegoś innego, by opisać w wygodniejszy sposób to co pozostało po tym. Nie wiedziała, gdzie miałaby szukać odpowiedzi na to ale według przesłanki; nagrodą było jedno życzenie. Czy naprawdę go potrzebowała? Czy naprawdę takie było jej marzenie... Popadła w wątpliwości zaciskając swe zęby, by nie mówić nic do siebie z dość głupiego przyzwyczajenia.

     

    Dopiero po godzinie dotarła do samotnego głazu w pośrodku pustkowi. Wiedziała co ma się stać, według dość oczywistego dla niej rozwiązania. Zdążyła wszystko przeanalizować i musiał być ktoś więcej, jeśli miała zdobyć swoje marzenie... Czy ten ktoś na nią już czekał, czy miał dopiero nadejść? Zegarek przestał ją ciągnąc na co odetchnęła z ulgą wskakując na gładki głaz narzutowy jednym susem, po czym usiadła na nim, oglądając się dookoła... Tylko przez moment sprawdziła przez eter czy coś nie czai się w mgle, więc jej oczy zajarzyły się jadowitą zielenią.

     

    Sama przybrała pozycję myśliciela i jakby skamieniała... Wyglądała jak zagubiona dusza ze starych bajek, która poszukiwała drogi do raju ale w życiu jej coś zabrakło... Nie wydawała się materialna ale taka była, a powodem wątpliwości było to że jej ciało zwyczajnie było odrobinę przezroczyste, a w piersi antropomorficznego kota unosiły się cztery pomniejsze sfery w czterech kolorach: śnieżnobiałym, srebrzystym, niebieskim i krwistym,...

  24. [Anna Kowalska]

    - A ja nie wątpię w jego - powiedziała z dziwnym akcentem wskazując jego osobę - tylko innych... On posunie się wyłącznie do pytań, które udowodnią twoją tożsamość zanim pogrąży się w radości, by PÓŻNIEJ w jego głowie zaświeciła mu się myśl ochrony... Zresztą już zaczął je zadawać. Gra się rozpoczęła a on nie będzie cię raczej obszukiwał. Nie wiem jak zmienił go ten świat. Wątpię w to żeby zapomniał kim naprawdę jest... - zamilkła na moment. - Co do innych... Wolę mieć pewność, a tą pewność dostarcza mi to że tego nie usunie się szybko. Może zdążę, gdy będzie działo się coś złego. - Posłała Snow jeden ze swoich uśmiechów. po czym znowu zaczęła mierzyć Glamor....

    - Wiem i nie...  - westchnęła. - Znam zasady gry ale nie do końca potrafię je oddać w tym wypadku. Nie widzę celu, bo stare przestały być aktualne. Nie słychać nic ~ zwłaszcza przymusu. Ty jednak nadal grasz tak samo... Tu słów mi nie brak. Do tego co właśnie chcesz osiągnąć już tak. Bo to jest chore. Tak jak twoje wybory i... - zamilkła nie mogąc znaleźć słowa.

    - Nadal próbujesz po tylu latach... Nosząc ból - westchnęła z dezaprobatą. - Wiesz doskonale że nie dasz rady zmienić tego co się wydarzyło. Odpuść już i zaakceptuj rzeczywistość.

    - Nie zrobię tego... - warknęło jej się. - Wiesz z jakiej przyczyny.

    - Wiem i nic z tym nie zrobię. - Przymknęła oczy mrucząc przez moment coś pod nosem. - Nie pomogę ci tylko przez to że ktoś inny zadecydował; kto będzie miał lepiej w życiu. Padło na mnie. Szczęście moje. Ty źle nie miałaś... Dzieliłaś się szczęściem z innymi... - powiedziała nie zwracając uwagi kompletnie na nic... Zwłaszcza na pojawiającą się żyłkę na czole Glamor.

    - Zdolności oratorskie jak zwykle nie zachwiane i - jej spojrzenia padło na  Snow -  moja rada zanim wyjdziecie stąd... Uważaj na jej słowa. Usta jedno, serce drugie, a cel zupełnie inny... Taka właśnie jest ale słowa zawsze pokręconego dotrzyma....

    - Nie musiałaś tego mówić... Chcę samochód... I to będzie na tyle...

  25. Pierwotny Eter, w który Anastazja poruszała się jak strzała od jednego węzła do drugiego niszcząc go, był niesamowitym miejscem, pełnym nieskładnych kolorów na kształt tęczowych mgieł, w których tylko wprawna intuicja potrafiła znaleźć to co było właśnie potrzebne. Kotka wyglądała jak wiatr, gdy piruetami w rytmie skocznego tanga przecinała kataną tamtejszą rzeczywistość niszcząc jej harmonie. Właśnie tym czarowała na arenie, bo skutki jej czynów rosły w szeroko zakrojone konsekwencje.

    Eter ~ fundament planu materialnego ~ walił się jak domek z kart i stawał się bardziej nieprzewidywalny niż plan negatywnej energii, który zaczął przebijać się na arenę pochłaniając go od środka. Sama kotka miała przeczucie że coś zniknęło i się pojawiło, jednak jej zmysły nie odebrały tego w należyty sposób. Zmiana była niewielka... Istota żywa nie zakrzywiała szczególnie palety barw, bo na jej miejsce pojawiła się inna ~ będąca nadal kucykiem...

    Na inne rzeczy zamknęła swoje narzędzia poznawcze, gdy cięcie przebiło się na bezpieczniejszy astral przez które wpadła dalej... Nasyciła swojego ducha pozytywną energią zyskując nowe możliwości przetrwania w środowisku areny, który stawał się coraz bardziej negatywny... Tym właśnie pozbyła się konsekwencji swojego umysłu wywołanych przez Rin ~ uleczyła się... Mogła znowu myśleć w miarę logicznie, a co ważniejsze przestrzegać należycie zasad póki ich jeszcze nie złamała...

    Arena zaczęła dosłownie topnieć, zmieniając w bezkształtny gaz... Atomy rozbijały się na jeszcze prostsze związki, które ulatywały w otwartą próżnie, bo nic ich nie trzymało z pozostałymi warstwami światów przewodnich... Całość zatracać się zaczęła w planie negatywnej energii ~ w ośrodek wszelkiej destrukcji... Pierwiastek tworzenia znikał coraz szybciej z przestrzeni i nie było niczego z czego można było go pozyskać... Życie zamierało, gdy kolejne kolory eteru przygasały.

    Jedynym światłem była właśnie Anastazja... Tylko od niej biła moc, gdy reszta się zatracała w czymś na kształt czarnej dziury z tą różnicą że nie zostawało nic, a takowa dziura posiadała chociaż masę i grawitację...

    Kotka stała dokładnie w tym samym miejscu w którym się pojawiła na arenie, a może raczej unosiła się bo podłoże pod nią powoli znikało. Nie mówiła nic... Nie było już ośrodka w którym mógłby poruszać się dźwięk... Jej oczy ze spokojem spoglądały na obraz ostatecznej destrukcji, która czekała każdą część planu, by potem na jej miejscu mogło się pojawić coś nowego. Nie zrobiła nic więcej niż przyśpieszenie naturalnego cyklu tworzenia i destrukcji...

×
×
  • Utwórz nowe...