Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. Czy ona... Nawet nie mogło to przejść przez jej myśl, gdy jej przestrzeń została zreinterpretacja na swój własny, wyjątkowy wręcz sposób, przez niemal pominięcie wszystkich ich zasad. Dopiero wtedy przejrzała na oczy... Czy ona mogła być bardziej podobna do niej niż ktokolwiek inny wcześnie? Czy to mogło być chodź trochę możliwe... że nie była jedyna w swoim rodzaju? W swym sercu poczuła ogień, a jej wcześniejsze twory zaczęły się rozbijać, gdy traciła nad nimi kontrolę, tak jak nad swą mocą, gdy kuliła się na ziemi... Nie mogąc kompletnie nic. Tego było za wiele.

     

    Najpierw strzeliła mandala, pękając na pół i sypiąc piasek w oczy wszystkim wokół. Czas zatrzymał się na krótki moment, by ruszyć z kopyta jeszcze szybciej, gdy piaski temporalne zaczęły go zakrzywiać w dziwny sposób, aż i one utraciły swą moc ~ zamilkły. Z piersi Moniki zaczęły wypadać kolejne klucze o fantastycznych kształtach, które ulatywały w powietrze, by rozdzielić się na podstawowe energie rządzące światem planowym i otulić ją w postaci biało czarnej sfery ~ mgły pożerającej się nawzajem... Oddzieliła ją ona od wszystkiego na zewnątrz osobnym światem, pozwalając wrócić do siebie, gdy ogień zatrzymywał się na barierze w postaci coraz większego pierścienia... Nic nie mogło się zmarnować.

     

    Monika siedziała bez życia w środku i zastanawiała się to co zobaczyła przed oczami... Przeciwniczka łącząc się z nią. Przyjęła wszystko inne. Problemy... Uwolniła ją. Hania mogła zobaczyć przy każdym kolejnym mrugnięciu parę czerwonych ślepi. One czekały. Na co? One jedne wiedziały, ale wydawały się uradowane że to już jest bliższe niż wszystko inne. Nie inaczej było z Moniką, gdyby nie zostały one przegonione kocią łapą, której dawno nie widziała. Jak zwykle nie odezwała się ani słowem. Dziewczyna i kotka wymieniły tylko krótkie spojrzenie, gdy po Anastazji zostały tylko plamy atramentu na ziemi, a jej ciało zamieniło się w ciecz, co rozlała się po podłodze... Jedyna pozostałość po niej... Że zaistniała na ten krótki moment. Doszła do światła zamiast Spaẞ.

     

    Dziewczyna przetarła oczy, a jej dłoń nie mogła wykrzesać żadnej planowej iskry. Nie czuła planów między palcami. Czyżby wszystko zostało pochłonięte przez przeciwniczkę? Cała księga... To wydawało się niemożliwe, ale na to wzruszyła ramionami, bo został jej jeszcze kufer. Cały kufer właśnie jej książek... Jej opowieści. Uniosła dłoń, a atrament z ziemi znalazł się na wyciągnięcie ręki, gdy tworzyła się coraz to większa jej kropla. Przyłożyła ją do sfery, a ta zanikła, by wniknąć w jej palce, by następnie stworzyć parę eleganckich rękawiczek z białej i czarnej skóry. Tych samych co podczas walki z Zegarmistrzem. Wkroczyła na zupełnie inny poziom.

     

    Hania mogła poczuć że coś nie grało z nią. Nie była taka jak wcześniej? Jej dusza, którą obserwowała zmieniła się nie do poznania, tak jak jej wzrok. Był rozmarzony i krystaliczny jak jej duch wokół którego tańczyły płomienie? Tworząc jeszcze cudowniejszy kryształ do którego napływało coraz więcej białego światła. Wyciągnęła swą dłoń, a ogień w pierścieniu zmienił się w jeszcze większą dawkę atramentu, który trysną w oczy posągów... W jednym momencie uśmiechnęła się. Czy ona właśnie tak chciała się bawić? Piec w jej piersi zgasł...

     

    - Kim, lub czym jesteś? - zapytała bardzo prosto, gdy przepływ między nią został dosłownie przegryziony przez lisa... Hania mogła poczuć jego zęby na moście łączącym Hanie, a Monikę. Był wściekły. Czy mogła się dziwić, gdy podniosła rękę na jej panią? Jak to dzikie zwierze ~ nieufne nikomu nieznanemu, uciekło gdzieś w pamięć dziewczyny, pokazując tylko swą srebrną kitę. Przez co została z problemem sama. Białe ściany katedry poszarzały samoistnie. Monika jednak nie wiedziała dlaczego. Nie ona to zrobiła, bo nie mogła pamiętać niczego.

  2. [Natalia Romanova]

    Jechała spokojnie, aż jej kompas coraz gwałtowniej zaczął zmieniać kierunki... Wtedy przyśpieszyła, a w okolicy słychać było grom silnika motocyklu, który za szybko wskoczył na wyższe obroty. W pewnym momencie czuła wszystko aż za dobrze, gdy zrównała się na światłach z czarnym samochodem... Mimo przyciemnianych szyb wiedziała kto tam siedzi... Jej palec bezbłędnie wskazał na nieprzytomną Crystal, by później pokazać znak przegranych ~ kciuk zwrócony ku ziemi. Następnie w jej ręce nie wiadomo skąd pojawiła się pusta karta z księżycem i słońcem. W tym samym stylu jak to robili iluzjoniści.

    Tylko czerwone światło przeszkodziło jej w dalszych groźbach i to że wiedziała że ktoś tam jeszcze jest. Wystartowała zawracając na skrzyżowaniu poza centrum. Czy to był koniec jej problemów? Nie... Widziałaby wtedy przyszłość. Karta wypadła z jej ręki i zaczepiła się gdzieś za wycieraczki na przedniej szybie... Było też coś jeszcze. Napis;

    "Pozdrowiona bądź pochwycona Crystal

     Szczęście niech wam dopisuje dwie siostry

    ~ Lüge"

    całość zapisana drobnymi i kształtnymi literami za pomocą zwykłego długopisu.

     

    [Anna Kowalska]

    Na słowa księżniczki tylko pochyliłam służalczo głowę, że niechaj dzieje się jej wola, a ona zawsze pomoże. Wiedziała że więcej nie musi mówić. Tak, nie to przestawało mieć znaczenie dla niej i chyba dla całej sytuacji. To należało do jej obowiązków, tak przynajmniej myślała... że wzięła to w momencie gdy zawierała z nią układ. Domyślała się co prawda wszystkiego; o co właściwie chodzi. Wolała jednak nie pytać. Nie było potrzeby, gdy wystarczało chwile poczekać, a reakcja Snow na słowa jej kuzyna była dla niej ciekawa. Bardzo ciekawa. To były właśnie jej pazury. Cieszyła się je widząc je, jak atakuje.

    - Karolu... Ta decyzja do mnie nie należy... - zachichotała, kręcąc głową i stając po stronie Natalii. W jej głosie słychać jednak pozostawało że ta decyzja jej się podoba. - Wybacz Snow... - Zwróciła się do niej. - Nie mogę dotrzymać słowa w tym momencie... - dodała po chwili już swobodniej. - Przypomnij się jak będzie dobry czas i będziesz sama.

  3. [Anna Kowalska]

    Jej świadomość pozostawała daleko poza samochodem, gdy jechali... Tej ciszy nikt nie miał odwagi złamać, aż do czasu, gdy dojechali... Wtedy zaczęły się pożegnania? Tak... tak chciała to nazwać. Widziała jednak że będzie musiała wpaść do Goldinga zupełnie niespodziewanie, co można było zobaczyć w jej spojrzeniu, gdy spoglądała na niego przelotnie. Niby nie mogąc uchwycić kontaktu wzrokowego. Prawdę on jednak musiał znać.

    - Damie się nie odmawia... - Puściła oczko Goldingowi, by zaraz sama wysiąść z samochodu muskając swoją ręką ramie Snow. -Szkoda marnować czas... bo nigdy go nie przybywa - westchnęła.

  4. - Mówiłam że nie mam czasu na to wszystko, a może wy nie macie? Nieistotne... I tak powiedziałam za wiele... - Monika przymknęła oczy, które zmatowiały. Coś nieznanego pożarło ich błękit. - A niektórych rzeczy po prostu się nie mówi, chodź są wiadome od samego początku by dać nadzieję - westchnęła i wskazała na kocicę. - Resztę dopytajcie Fate... - Na co czarodziejka skuliła się. - Jak opuścić to miejsce... Ona będzie wiedziała. Robiła już to wiele razy. Po za tym co to za radocha wiedzieć wszystko od razu? - Wzruszyła ramionami. - Żadna... - rzuciła tak bardzo nijako do wszystkich wcześniejszych słów... A ona sama zaczęła zanikać niczym duch tak że nic z niej nie zostało, prócz pustego miejsca, a po pomieszczeniu nadal się odbijały jej ostatnie słowa.

     

    Czarodziejka stała w miejscu, a jej uczy prawie położyły się na głowie... Widać że się bała... i nie mogła poczuć spokoju, gdy patrzyła na wszystkich z szeroko otwartymi oczami. Szukała czegoś, ale nie mogła z siebie wydusić właściwie niczego nic dopóki nie zdołała wziąć jednego uspokajającego oddechu.

     

    - Nie czuliście tego? Tej ciemności... - spytała się, gdy jej głos drżał, a jej oczy błyskały się, jakby ktoś jej latarką świecił po oczach. - Która właśnie zniknęła... - Potrząsnęła głową próbując wybić sobie z głowy niepotrzebne myśli. W jej głowie pojawiła się krótka iskra. Jak ona mogła o tym wiedzieć? Ze swojego juków wyjęła diamentowy pył. Tylko czy to nie było za proste? Za nią pojawiły się ścieżki magii wychodzące od jej tylnego kopyta, na które później dmuchnęła zawartością swojego worka, Portal się nie otworzył... pojawiły się za to na nim kolejne znaki

    - Za słabe? - zdziwiła się... Jak bardzo musiała przeciąć rzeczywistość... 

  5. Pierwszy raz ktoś podał jej rękę przed pojedynkiem i do tego zachowywał się tak beztrosko. Poczuła się... Miło? Tak to musiało być właśnie to uczucie, ale czy mogło to wpłynąć na jej decyzje? Uśmiechnęła się tylko na początku dość uprzejmie, bo nawet kiwnęła głową na oznakę szacunku... Że cieszy się z tego spotkania. Niestety... Jej mimika mimowolnie przybrała cwańszy wyraz. Zupełnie przeciwny do tego wcześniejszego ~ zupełnie szczerego, bo jej zamiary nie należały do tych przyjemnych. To właśnie pojedynek się oficjalnie zaczął i po raz kolejny musiała posiąść otoczenie we władanie. Tylko od czego miała właściwie zacząć? Gwiazdy jej podpowiedziały migotaniem przez kryształowy klosz... To wszystko zapoczątkowało.

     

    Skoro Hania ożywiała sztukę, cokolwiek by to nie znaczyło... musiał być to piękny pokaz dla oka... A każde muzeum, czy galeria sztuki miały w tym wszystkim jedną cechę wspólną, tak jak większość światów materialnych. Posiadały oświetlenie gwiazdy czy innego zamiennika... Czy jednak to nie pozostawało... Proste? Nie zastanawiała się gdy linie na jej mandali się zmieniły na niezwykle agresywne, wypalając pieczęć w planie pośrednim, a cały świat poszarzał błyskawicznie, jak gdyby światło nie miało racji bytu. W istocie tak się stało... Ta rzeczywistość nie znała pojęcia oświetlenia, a zwykły wzrok musiał ulec przed prawdziwym widzeniem, bo właśnie tak postrzegała świat Monika. Z pomocą kolejnych nakładających się na siebie planów. Odkrywając przy tym prawdziwą naturę rzeczy.

     

    - Pokaże ci mój świat... - zawołała radośnie, a z wnętrza kręgu ~ dziury w przestrzeni ~ wydostał się czarny dym pokrywający płachtą całą rzeczywistość swego rodzaju nalotem, jak gdyby nic już nie pozostawało stałe i na swoim miejscu. To zasady świata właśnie zmieniały się według jej myśli ~ zasad z księgi... Na razie naprawdę delikatnie, a w jej oku można było dostrzec swego rodzaju przebłyski pamięci, gdy źrenice zmętniały nie mogąc wrócić jednego zakazanego wspomnienia. Nie pamiętała dlaczego, ale kochała ciemność. Czuła się w niej niezwykle swobodnie i paradoksalnie mówiąc... Właśnie ten plan po walce z Zegarmistrzem stał się jej ulubionym, a nie pozytywna energia jak wcześniej. Przebywanie w nim jednak wymagało wyrzeczenie się typowego strachu, którym to przestrzeń karmiła się i potrafiła takiego delikwenta zapędzić w kozi róg, jego własnymi myślami zmieniając otoczenie, które od tej pory miało własny rozum.

     

    - Moją ulubioną przestrzeń - podkreśliła, zakładając ręce na piersi... Czekała na odpowiedź i reakcję. Zastanawiając się gdzie uciekł od niej Spaß... Czyżby? Nie to nie mogło być to. Zawsze przy niej był. Dlaczego więc zniknął? W jej wolnej ręce znowu zebrał się piasek, gdy po raz kolejny poruszyła czas ją otaczający. Wykradła jego esencję, a całość wylądowała w jej ręce w postaci dla niej mętnego szarego pyłu... Znała już swój kolejny krok. Czy Hania mogła się odnaleźć w świecie który właśnie stworzyła? Chodź prawdziwszym stwierdzeniem że połączyła dwa światy.


  6. Wstęp;

    Spoiler

    Siedziała właśnie przy tych nudniejszych, szkolnych książkach, gdy zmaterializował się koło niej zwój w szmaragdowych płomieniach, spadając jej na głowę, a stamtąd już nie daleko było do jego otwarcia. List ją zaskoczył, znaczy się spodziewała się go... ale raczej rano niż późnym popołudniem i nie w tym miejscu. Prawie przez niego wylała swój ulubiony napitek ~ herbatę, ale złość nie znalazła u niej miejsca. Czekała na to stanowczo za długo, by nie móc go otworzyć natychmiast. Przejmować się czymkolwiek. Nawet szyderczym spojrzeniem jej najlepszego przyjaciela, który śmiał się z całej sytuacji... Srebrnego lisa, co wiecznie pałętał się po domu, zachowując się przy tym prawie jak kot... Nie lubiła, gdy świdrował ją swym cwanym spojrzeniem. Wtedy jednak znalazła się w swoim świecie, co ostatnimi czasami zdarzało się wyjątkowo rzadko, stanowczo za rzadko.
     
    - Nareszcie... - pisnęła mimowolnie, czytając od razu zakończenie, pomijając wszystko powyżej. Nareszcie znalazł się ktoś kto miałby dla niej czas i prawdę mówiąc, tak się śpieszyła że przez to nawet nie wiedziała czego się spodziewać po przeciwniku. Nawet czy jest płci męskiej labo żeńskiej... Jednak w dalszym rozrachunku... Czy nie liczyła się zabawa? Na to naprawdę miała ochotę.
     
    Najlepsze w tym jednak pozostawała jej mina. Po tym jak spojrzała na equestriański zegar, będący jednocześnie swego rodzaju kalendarzem zbudowanym na kole, gdzie przesuwały się cztery pierścienie względem siebie. Okazało się że list szedł do niej tydzień... Jak to zdarzało się w Polsce, w której to mieszkała od zawsze. Cały tydzień... a gniew który ją ogarnął rozniósł się echem po planie astralnym zatrzymując życie tegoż zegara, bo magia z niego uciekła. Musiała się opanować, bo swoimi emocjami mogła obrócić wiele rzeczy w zwyczajny pył. Nie zdążyła pomyśleć gdy pod nią otworzył się portal do Equestrii pochłaniając ją wraz z krzesłem... Zaraz po tym wskoczył tam lis, tuż przed tym jak się zamknął. On coś wiedział... Tylko co? W żadnym świecie nie istniały przypadki, to pozostawało niezmienną prawdą.


     Post:
     
    Wkraczając na arenę, już czuła całą dostępną przestrzeń w swoich palcach... Każdy zaczepiony plan, odpowiadał jej prostym tikiem, a świat zakrzywiał się wokół jej dłoni w kolejnych coraz to ciemniejszych kolorach tęczy aż do kompletnej czerni, a wszystko zniknęło tak gwałtownie jak się pojawiło... Sprawdzała zasady rządzące tą przestrzenią. Parokrotnie już się przekonała że nie muszą być takie oczywiste. Tu jednak nie znalazła specjalnych niespodzianek. Przynajmniej takich które utrudniałby... Jej własny sposób walki. Tylko na co miała się zdecydować? Nie mogła przecież pokazać wszystkiego... Nie tak jak to zrobiła z Zegarmistrzem. Zaśmiała się cicho z powodu swojego myślenia. Jak miała być zwyczajnie słabsza? Musiała ograniczyć swoje możliwości. Najlepiej do potrzebnego minimum. Wtedy właśnie powstawały jej najpiękniejsze zaklęcia.
     
    Kroczyła powoli ku centrum areny i nie wiedziała gdzie podział się jej wierny towarzysz... Nie widziała go od momentu jak wylądowała w Equestrii daleko od miejsca tej bitwy. Wiedziała że się nie zawiedzie. Architekt przeszedł sam siebie... Jak zawsze każda kolejna arena pozostawiała daleko w tyle poprzedniczkę. Może dlatego że minęło aż tyle czasu? Ta wydawała się nawet piękniejsza od turniejowej. Może dlatego że pozostawała prostsza? Jej oczy pochłaniały ją, nie zwracając początkowej uwagi na przeciwnika... Pozostawała zachwycona ogromem tego co ją otaczało, a złoty piasek który znalazł się w jej dłoni przesypywał się pomiędzy palcami sypiąc się powoli na arenę... Układał się w kolejne niewielkie kręgi niesiony niewidzialnym wiatrem według skomplikowanego wzoru wyrysowanego również na kole pokrywającym całą powierzchnie pola w swoistej mandali. To czary się właśnie zaczynały.
     
    - Heja! Monika jestem - zawołała widząc postać z daleka, unosząc swą dłoń wysoko w swego rodzaju pozdrowieniu, gdzie zaciśnięta pięść pozostawała symbolem woli walki i podjęcia wyzwania. Wtedy dopiero zaczęła się zastanawiać co się może stać. Rozpięła swą białą bluzę i podciągnęła rękawy... Jej przedramiona pozostawały nietknięte mimo tego że poprzednim razem znajdowały się na nich rękawice stworzone na potrzeby ujarzmienia energii. Nie potrzebowała już ich. Jej blizny zniknęły, a ona zyskała pełnie władzy.
     
    Im bliżej podchodziła, tym bardziej miała wrażenie że jej poprzednicy byli normalniejsi... A może dlatego że widziała ją pierwszy raz? Postanowiła jednak dać jej szansę. Nie można przecież oceniać książki po okładce. Ona też była dziwakiem dla kucyków. Dlaczego więc człowiek miał ją zdziwić? Przecież znała ich od zawsze. Jednak najbardziej była ciekawa magii. Ożywianie rzeczy martwych? Czy ona też tego nie robiła. W jej głowie pojawiła się iskra... ale zgasła równie szybko jak się pojawiła, gdy zatrzymała się parę metrów od centrum.
     
    //Kocham emulatorowany dźwięk klawiatury w słuchawkach, ale tak czy siak zardzewiałem... Meh. Mam nadzieję że podołam.

  7.  

    [Anna Kowalska]

    Golding u Lust mógł zobaczyć tylko pojedynczy błysk w oku, gdy spojrzał w jej kierunku... Błysk który niósł za sobą swego rodzaju ostrzeżenie i zaciekłość że niech tylko spróbuje. Ona mu tego pomysłu nie daruje za nic w świecie... Oj nie. Wybije mu go, jak tylko spróbuje znowu chodź pomyśleć o tym, by ją zostawić samą. Dla kogo niby poświęciła tyle lat swego życia w napięciu. Dla kogo chciała stać się jedynym wyjątkiem?. Dla siebie, by jej było dobrze? Nie. Zabezpieczała swój powrót do Equestrii z nim, bo wierzyła że znajdzie go. Po tej albo tamtej stronie, już jako ktoś zupełnie inny... Zdolna prawdziwie kochać.

    - Snow... Zastanów się jak będziesz chciała to rozegrać - zwróciła się bezpośrednio do niej. - Jak zadać pytania. Zbliża się godzina mojej prawdy dla ciebie... - powiedziała wstając i poprawiając swoje ubranie. Do Goldinga czy Księżniczki Celestii nawet się nie odezwała. Nie musiała. Pokazała że jest gotowa do wymarszu.

  8. - Imię:

    Monika Lis
    - Opis wyglądu:

    Nie wyróżniała się nigdy z tłumu. Przynajmniej nie miała tego na celu, by zostać tą przebojową w centrum uwagi w zupełnie nie swoim towarzystwie... Wciąż pozostawała wysoką blondynka o buntowniczym wyglądzie, a zwłaszcza oczach, co nie zmieniły się z biegiem historii ~ ich magiczny błękit i swoista niewytłumaczalna zadziorność... Ubrana zwykle w swoją ulubioną białą bluzę i dżinsy, pod koszulką na szyi nie wisiały już nieśmiertelniki, tylko srebrny lis, a raczej jego głowa na srebrnym łańcuszku wykonana w celtyckim stylu... Ten sam który zastąpił wymazaną Lüge, a na imię mu nadane brzmiało Spaß, krył się na planie rodzimym jej właścicielki w skraju jej widzenia. Wiecznie obecny strażnik, a może raczej towarzysz i przyjaciel?
    - Magiczne umiejętności/Doświadczenie:

    Wygrała Drugi Turniej Magiczny, jako totalny żółtodziób odkrywając dopiero swoje możliwości... Pokonując Zegarmistrza barierą areny, jako że nie miała już wtedy kompletnie nic do stracenia... Specjalizowała się w magii planowej prowadzącej głównie przez astralny, a także wizualizacji po przez serce snów. Zmieniła jednak styl... Sny pozostawiła za sobą... rzeczywistość wydawała się... bardziej pociągająca?
    -Krótka historia postaci:

    Minęło półtora roku od pokonania Zegarmistrza, odkąd jej historia została przepisana na nowo za sprawą jednego, niezwykle potężnego zaklęcia... Dosłownie połowa jej natury została wymazana. Z marzycielki która tylko chciała i pisała, stała się osobą która zaczęła się bawić wszystkim wokół, by skorzystać z życia ile może, poznać ile zapragnie. Z poważnej osiemnastki przeistoczyła się niezauważalnie w dwudziestoletnią dzierlatką, do tego rozgadaną w sobie dobrze znanym towarzystwie, której zaczęło się udawać więcej niż powinno, bo los jej pozostawał dość łaskawy... a może to ona właśnie go tak zapisywała w książkach w swoim wielkim kufrze, co od dawna stał zakurzony? Dzięki któremu otwierała kolejne bramy na plany, odkrywając że nie pozostawała jedyna, która przez nie podróżowała...
    - Początkowa moc:

    Nadrywanie planów i kontrola ich. Mag kontrolny z zasadą: "To nie ze mną będziesz walczyć..."

     

  9. [Fate]

    - Wysłowić się nie umie... - stwierdziła, przy czym ziewnęła sobie po skończonym posiłku, pokazując niespecjalnie swój garnitur zębów. Potem tylko skoczyła do tyłu w swego rodzaju salcie, by stanąć na podłodze już jako najzwyklejszy kucyk... Tuż po tym jak wciągnęła ją czarna dziura znajdująca się gdzieś gdzie znajdowałoby się w tamtym czasie jej serce, by zaraz po tym ją wypluć już jako zwykłą klacz ziemską... Z dziwnym niebieskim kapeluszem o różowych paskach tworzącym kolejne jego człony i dzwoneczkiem przywiązanym do jego szczytu że dzwoniła nim cicho przy każdym kroku. Na grzbiecie za to miała tylko proste juki w tych samych kolorach co jej nakrycie głowy.

     

    Patrzyła ona na całe zgromadzenie ze swego rodzaju dystansem tymi swoimi niebieskimi oczami pełnymi ciekawości, gdzie ich chłód kontrastował ze złotą grzywą i zlewał się z mleczną sierścią. Od tak trzasnęła o podłogę prawym kopytkiem, przy czym rozniosła się srebrzysta fala energii pokazując na moment złote łańcuchy oplatające wszystko wokoło, a zwłaszcza Monikę.

     

    - Powiem to po naszemu... - westchnęła lekko, wahając się nad wagą swych słów. - Jeśli interesuje was wieczne życie... możecie tu zostać, tylko tutaj. Tyle z możliwych wyborów. - Trzasnęła po raz kolejny o podłogę znowu pokazując łańcuch zbliżające się do każdego z kolei. - Nie wyjście stąd w ciągu godziny to wyrok wydany na zawsze - wskazała na Monikę - a wyjście stąd dla niej jest relatywnie łatwe ale niemożliwe... Prawda? - Zamknęła oczy, gdy na jej policzkach pojawiły się drobne rumieńce doskonale widzialne na jej sierści... Czy ona właśnie wstydziła się tego co pozwiedzała, czy może wynikało to z czego innego?

     

    - Dokładnie - przyklasnęła jej. - Ja mam wam tylko pomóc wyjść. Resztę sami odkryjecie... Zresztą... Sami będziecie musieli to zobaczyć. Na więcej czasu nie starczy. Bym się rozgadywała nie wiadomo na ile.. - Ręka jej liczyła kolejne rzeczy zanim znowu się odezwała, jakby przerywając Fate... która nie miała już na tyle odwagi by odezwać się znowu.

     

    - Zyskacie życie... i możliwości zmian. Jakich? - Przekrzywiła głowę opierając ją na ręce. - Sami odkryjecie, bo tego jeszcze nie widziałam i raczej nie będzie mi dane. Za dużo bym chciała... - mruknęła bardziej pod nosem. - Drzewa harmonii jednak wskażą wam drogę. Znajdźcie ich jak najwięcej, a poznacie historię początku. Kawałek po kawałku... Dzięki niej będziecie wiedzieć co zrobić, a co ważniejsze jak. - Uderzyła dłonią o stół na co Fate uszy same poszły do tyłu... W zwykłym odruchu... Czy ona się bała? Odpowiedzi czy osoby która to mówiła...

  10. [Natalia Romanova]

    - Jeśli ma się coś wydarzyć... - Złożyła głowę na rękach patrząc na wachlarz kart przed nią. - Uczestnicz w tym, by mieć wpływ na końcowy wynik... - Zakręciła palcem nad swoją kartą... Pojedynczym okiem ze łzą. -  Ale po co ja tam? - Trzasnęła dłonią o stół w swym rozbiciu pomiędzy dokonaniem czegoś, a odpuszczeniem sobie, by znów spłynąć rzeką losu, która na nią spadnie.

    - Czy to jest moment prawdy... Nie, a może jednak tak? - Sprzeczała się ze sobą... nie mogąc się jednoznacznie zdecydować. Tylko w jednym momencie wszystkie karty znalazły się w jej ręce. Nie mogła podjąć decyzji, więc zrobiła coś czego nie praktykowała od dawna, a ostatnio robiła to aż za często... Pójść za pragnieniami... Czy źle na tym wyszła do tej pory?

     

    ***

     

    Na drodze słychać było silnik bardzo nie typowy, gdy w skrzyni biegów zmieniały się kolejne biegi, podczas wyprzedzania zaskoczonych samochodów że tak można o tej porze roku. To właśnie kobieta w skórzanym płaszczu mknęła ulicami Warszawy, a twarz jej zakrywał przyciemniany kask, a ciało przed wiatrem osłaniał cały równie czarny kombinezon. Co parę minut spoglądała na swój zwichrowany kompas, co nie potrafił ciągle wskazywać północy... Wskazywał osobę, którą aż za dobrze wiedziała gdzie się znajduje.

  11. [Anna Kowalska]

    - Kiepski to żart Golding. Bardzo kiepski... - Otworzyła swe oczy z dziwnym błyskiem, gdy jej soczewki się wyłączyły, a na jej twarzy pojawił się najdziwniejszy uśmiech jakikolwiek mogła zobaczyć Snow u niej... Nie dało się go porównać z niczym, bo był to uśmiech drapieżcy który dopadł swoją ofiarę i zamierzał ją za chwilę rozszarpać. - Nie jesteś kłamcą, nigdy nim nie byłeś i nie zostaniesz... a ja też ci coś obiecałam. - Zmrużyła oczy i przeciągała kolejne głoski. - Bardzo, bardzo dawno temu, ale obiecałam, więc zrób rachunek sumienia. Dokładnie... - Uniosła palec do góry i wskazała na niego, by tknąć jego dumę. - Szybko zrób, a przekonasz się że powinieneś ugryźć się w język zanim wypowiedziałeś te słowa. Ja słowa dotrzymam... - Tu gromiło aż nienawiścią... Jak on mógł to zrobić właśnie jej? - Jak nie będzie nikt patrzył... - wyszeptała, po czym zamknęła oczy i znów zniknęła z rozmowy... Zachowała się tak jakby sprawa już się zakończyła... Może faktycznie tak myślała?

  12.  

    - Dążysz Kati do poznania przyczyny jego postępowania, kiedy sama widzę wyłącznie skutki... Nic więcej  -westchnęła po czym jej ręce spoczęły lekko na kolanach. - Chwali ci się to i umówmy się... - zaakcentowała ostatnie słowo. - Ja mówię czas, to mam na myśli osobę odpowiedzialną za przebieg zdarzeń w waszej krainie. Mającą niewyobrażający wpływ na wszystko. Nie wiem jak się nazywa ona w waszym języku... - Podniosła wzrok na smoka. - Jak to postrzegacie. Ja to nazywam czasem i... - Urwała nie wiedząc co powinna zrobić dalej, gdy jej dłonie zacisnęły się w pięści. Może z bezsilności?

     

    - Jestem tylko przypadkowym pośrednikiem, szukającym czegoś na tym właśnie końcu... Nie powinno mnie tu być. - Przełamała się mówiąc coraz szybciej, kręcąc głową, gdy w jej dłoniach zaczęło coś się zbierać. Złotawe światło. - Trzecią stroną w jego grze, która chce się wydostać z klatki i wrócić do swojej krainy, by wynieść wiedzę z tej przeklętej  wieży... która została tu spisana. - Ostatnie słowa prawie wykrzyczała, po czym znowu zamilkła, nie wiedząc dlaczego oni zaczynali ją drażnić... Może za długo pałętała się sama? 

     

    - Na niczym więcej mi nie zależy, przez co nie doszukuje się logiki. Mówię co widziałam w lustrach, co wyczytałam... Zresztą sami zadecydujecie co z tym zrobić, gdy już stąd odejdę. - Rzuciła złoty klucz do naprawdę niewielkiego zamka na stół, który zatrzymał się na samym środku. - Sami podejmiecie decyzję... Wasze ścieżki nie należą do mnie. Do waż też nie. - Do klucza dołączyła podobna do niego moneta... z kwadratowym otworem w środku. - Wszystko jest w księgach. - Klasnęła w dłonie, a jej głowie odhaczały się kolejne punkty.

  13. - Witam was jeszcze raz" Na krańcu" rzeczywistości jak i czasu... - Rozłożyła wielce teatralnie dłonie pokazując wszystko w koło. - Tak zwie się to miejsce i wieża czy sam czas w którym się znaleźliście. Sama jestem Monika Lis i pozostaje tylko biernym obserwatorem. Tylko nim mogę być i nikim więcej. Nie ja was tu  sprowadziłam. - Spojrzała wyraziście na Goldinga. - Nie musisz jeść... To twój wybór, ja i tak nie mam nic do stracenia... a uśmiercić was mogłam nawet z wami nie rozmawiając... Byłoby mi o niebo prościej... Nie sądzisz? Wracając do głównego wątku... Nie mam nawet takiej mocy, by kogoś przyzwać na odległość. Może jeszcze nie teraz... - Wzruszyła ramionami.

     

    - Jestem tu tylko, by odpowiedzieć na wasze najważniejsze pytanie dlaczego. - Zaczęła wymachiwać swoim palcem w rytm wypowiedzi. - Dlaczego przywiało właśnie was z różnych rzeczywistości tej samej krainy ~ Equestrii.  Nie odpowiem wam na nie indywidualnie, bo to pozostaje nieważne i za dużo czasu zajęłoby mi ustalenie tego ~ nie mamy go... - urwała biorąc głębszy oddech.

     

    - Nie będę mówić że tak miało się stać. Uspokajać was. Mówić że wrócicie do waszych poprzednich żyć. Nie wiem jak to się potoczy. - Ucichła na moment. - Że los was wybrał. Ominę te wszystkie brednie zarezerwowane dla wyroczni, którą nie zamierzam nigdy zostać. Dam wam tylko możliwości i nadzieję powrotu. Resztę naprawicie sami, jeśli zechcecie... - Wyrwała sobie blond włos z głowy i lewitacją pokazała go wszystkim w koło, a zwłaszcza smoczycy. - A zechcecie wyruszyć w dalszą drogę... - powiedziała złowieszczo po czym wy lewitowała go na zewnątrz, niezbyt daleko by nadal pozostał na widoku... i wróciła, by ponownie go wszystkim pokazać, a on już był siwy...

     

    - Bo zorientujecie się że wyboru nie otrzymaliście, a to miejsce to w gruncie rzeczy jedna wielka klatka na zewnątrz której czeka śmierć... jeśli w porę z niej nie uciekniecie. - Uśmiechnęła się do nich. - Wiedza ma cenę... Wszystko ją ma, jak goni się na ślepo i nie patrzy na konsekwencje. Ja zawędrowałam tutaj za nią... Ale dość o mnie... - Klasnęła w dłonie zmieniając temat.

     

    - Nie będę owijać w bawełnę... - Założyła nogę na nogę niczym wielka dama zanim dalej zaczęła swój wielki monolog. - Chodzi tu o integralność waszej krainy... każdej z osobna i jednocześnie wszystkich razem. Załamują się i są pożerane po kolei od samego początku... Wszystko sypie się jak domek z kart od jednego wydarzenia. Zatrzymać to możecie wy... - Spojrzała na nich z pod swoich rzęs. - Dlatego was tu przywiało. Wasza rzeczywistość jeszcze się broni, a czas was wyrzucił tu do mnie, bo wiedział że ja już to widziałam wcześniej z jego perspektywy... Spytacie się najpierw jak to osiągnąć, czy raczej jak stąd uciec, by nie zginąć? - Jej uśmiech przybrał najbardziej bezczelny wyraz jaki u niej widzieli. Może za bardzo do przodu względem nich? Tylko czemu spoglądała na Fate... która zastygła w próbie wzięcia pierwszego kęsa z widelca, co wisiał przed nią... - Nie tylko ja wiem jak zbiec... Pytanie do czego... Do tonącego okrętu?

  14. Monika odkłoniła się najpierw gryfowi, a potem klaczy... Zanim nie spoważniała na moment. Jak gdyby coś niepokojącego zobaczyła w oddali...

    - Kolejna burza idzie... Wybaczcie brak... - szepnęła, a jej palce zdążyły tylko pstryknąć, zanim do ich uszu dobiegł nieubłagany szum dobiegający dosłownie z zewsząd. Wszystko odbyło się w jednym ostrym błysku, że znaleźli się w okrągłej jadalni połączonej z ogromną biblioteką nie mającej widzialnego końca i kolejnymi takimi samymi schodami na następne piętro... Drewniany stół wielki jak dla całej biesiady pozostawał zastawiony dość skromnie dla sześciu osób, a tylko jedno miejsce na środku pozostawało naruszone... Właśnie na nim znalazła się dziewczyna po teleportacji, gdy reszta znajdowała się tuż przed przygotowanymi dla nich białymi poduszkami i poczęstunkiem... Dla kucy czekał sycący groch z kapustą, dwóch mięsożerców musiało się zadowolić smażonymi dzwonami z łososia w sosie grzybowym, a dla smoka przewidziana została tylko miska z kolorowymi górskimi kryształami... Na środku stały trzy porcelanowe imbryki z herbatą...

    - Na sucho strzępić języka nie będę. - Pokręciła głową. - A nie wierzę że nie chcecie zjeść przed wyruszeniem w dalszą drogę... Częstujcie się jeśli zechcecie - powiedziała spoglądając na nich zanim nie zajęła się już wcześniej zaczętą bułką z serem. Fate pierwsza wyrwała się z szeregu.

    - Czym ty władasz... - Nie skończyła własnego pytania, gdy Monika się tylko uśmiechnęła.

    - To wyobraźnia... Nic więcej mi nie trzeba. - Kotka przestąpiła z nogi na nogę ugniatając swoją poduszkę w analizie jej słów... Dziewczyna jednak nie czekała. - Ktoś jeszcze ma mi coś do zarzucenia?

  15. - Mówisz wspólnym... - Wzruszyła ramionami jak gdyby umiejętność ta nie miała znaczenia dla niej. Nie trudno było mu spojrzeć w oczy, by zdobyć jego imię... Sam to wydawał się zrobić... 

    - Czego się spodziewałeś Golding Shield? Że nie zrozumiemy? - Podniosła się ze swojego za żenowania że musiał się trafić buntownik w przed ostatniej to osobie. Liczyła już że wszystko przebiegnie gładko i bez zbędnych spięć zaprosi wszystkich na górę do okrągłego stołu.... - Nikt nie próbuje cię tu zabić. Masz moje słowo. Uspokój się i odłóż tą broń. - Wyciągnęła ku niemu dłoń jakby łapiąc przez powietrze włócznie i opuszczając ją.

    - Bo na razie czekamy... - Te słowa skierowała do jednorożca, a pozostałą część do podmiotu jej dalszej wypowiedzi. - [...] na ciebie gryfie... - Jej głos zabrzmiał jakby donośniej w jego kierunku. - Nie każ na siebie czekać...

  16. - Dlaczego tak... Mogę - sama spojrzała w jej oczy, odpowiadając na jej zaczepkę... - ale wiesz teraz nie mam ochoty Aenyeweddien, bo nie nadszedł jeszcze czas - powiedziała swą dzisiejszą mantrę dla nich, znów akcentując ostatnie słowo... - Jak... Nie do końca wiem dokładnie na który, ale w gruncie rzeczy i tak kończy się tak samo... Najlepszym przypadku tutaj, ale wypadałoby się przedstawić... - Jej spojrzenie się wycwaniło. - Bo już wszyscy wydają się słuchać... - Nie zapominała o uśmiechu... Aż za dobrze zapamiętała go z equestriańskiej rzeczywistości,

  17. - Witaj Kati... - Uśmiechnęła się Monika pokrzepiająco, ruszając dłonią by nastał półmrok... To wieża się cała obróciła wręcz niezauważalnie zasłaniając dopływ światła.

    - Najpierw może nabiorę pewności że nikt nikogo nie pozabija w mojej wieży i wszyscy się już obudzą... - W jej ostatnim słowie znowu można poczuć swego rodzaju niecierpliwość. Ona chciała już natychmiast mieć to za sobą, a może już miała ochotę to z siebie tylko wyrzucić i nie umiała utrzymać języka za zębami? Twarz jej tego jednak nie zdradzała. Dłoń uniosła powietrze... i tak samo uniosła się woda która następnie wystrzeliła z jedynego jej źródła na lokacji po kolei z każdego z trzech śpiochów... a ona strzelała ze swojej dłoni dobrze się przy tym bawiąc. 

    - Pozwolisz mi? - zwróciła się jeszcze raz smoka raczej dla formalnej uprzejmości.

  18. Akt1: Wina Przydzielona

     

    Wiele historii rozpoczynało się od wielkiej rozpaczy, a kończyła na spektakularnym zwycięstwie, które mimo wszystko nie powinno mieć miejsca. Ta opowieść odstaje od samego początku od każdej innej... to wszystko miało już miejsce zanim wszystko się wydarzyło, a zaczyna się ona gdzieś na krańcu nieznanej nam jeszcze rzeczywistości, gdzie "Kraniec" pozostawał jednocześnie jego mianem i miejscem. Początkowa piątka... Piątka niedoszłych jeszcze bohaterów... miała się dopiero spotkać, po tym jak porwały ich prądy czasu z ich rodzimych  rzeczywistości, by rzucić im zupełnie inne wyzwanie, wbrew wszystkiemu innemu. A wydawało się ono o wiele ważniejsze niż ich dotychczasowe życia...

     

    ***

     

    Piaski czasu niesione wiatrami stanowiły kapryśne połączenie, które w regularnych odstępach nękały parter tejże wieży pozbawionej szczelnych ścian, ściągając co jakiś czas dość niezwykłe rzeczy. Właśnie tam na marmurowych płytach unoszących się luźno w przestrzeni leżeli wybrańcy ~ nieprzytomni po niespodziewanej podróży, a przyglądała im się panna siedząca w centrum sali na schodach obiegających wielką klepsydrę, co pęknięta u dołu wypuszczała na zewnątrz chłodną wodę, której jednak z jej wnętrza nie ubywało...

     

    Dziewczyna siedziała na przedostatnim stopniu i ostatnie co można było o niej powiedzieć to że pasowała do tej wieży z fantastycznego wręcz średniowiecza... Biała bluza i dżinsy wraz z adidasami stanowiły  ubiór typowy dla ludzkiej nastolatki z XXI wieku... W niebieskich oczach tej długowłosej blondynki widniało jednocześnie zrozumienie i zazdrość... Co oni mogli mieć, czego ona nie miała. To miało się dopiero okazać.

     

    Jej ręce błądziły po kolanach, jakby nie mogła się zdecydować od czego powinna zacząć... Miała dylemat... Jak zrobić by ich pogodzić. Od którego z trzech niesamowicie różnych kucyków zacząć, a może powinna skupić się na smoku, lub też gryfie? Które z nich było najbardziej normalne... Z trójki wojowników, muzyka i klaczy w brązowym płaszczu. Nie żadne z tej piątki nie mogło być normalne... Pokręciła głową. Takich nie imały się przygody. Tacy nie zostaliby ściągnięci tu... Jej ręka zdarła szmatę obnażając ciało ziemskiej klaczy... Nie miała znaczka? Dlaczego... dlaczego jej ciało pokrywały runy. Skąd ona się wzięła...

     

    - Nielogiczne - szepnęła do siebie. - Najprostsza odpowiedź na najcięższe pytanie jest tą najwłaściwszą... - mruknęła po czym jej ton zmienił się na twardszy, a głos jej przesiąknięty został magią. - Pokaż swoje prawdziwe oblicze! - Tak też się stało i ku jej zaskoczeniu leżał tam szaroniebieski kot, nie klacz... co wzbudziło w niej jeszcze większe zdziwienie. Spodziewała się changelinga... Skoro wszystkie postacie pochodziły ze swego rodzaju Equestrii... Po raz kolejny użyła rozkazów mocy... - Przebudź się!

    - Ale ja już nie śpię od dawna - zachichotała podrywając się skocznie na nogi... a jej niebieskie oczy błyszczały i raz za razem zmieniały kolor źrenicy. - Musiałam poznać twoje intencje ściągnięcia mnie tutaj... Nie tylko mnie... - Rozejrzała się po otoczeniu, po czym spojrzała swej rozmówczyni w jej własne oczy.

    - To nie ja...Tylko czas was wybrał... - Uśmiechnęła się dość dziko... ale nie szalenie. Za duża pewność siebie od niej biła.
    - Nierealne...
    - Owszem. Jak najbardziej realne. - W oczach kotki pojawił się strach, Ona mówiła prawdę... i za dobrze o tym wiedziała, by nie zaufać swojemu instynktowi. Zamilkła... Ciszę złamała ponownie dziewczyna kładąc rękę na swej piersi. - Jestem Monika a ty?

    - Fate...

    Cisza ta miałaby trwać dalej... Gdyby smok nie zaczął się budzić...

  19. [Anna Kowalska]

    Anna zaczynała się powoli nudzić... Ile mogła słuchać? To bez problemu zdradzały jej oczy, gdy szukała ważną informację. Padło wiele słów o większej wadzę, ale już nie dla niej. Informacja zdobyta słabła na sile z czasem jej przyswojenia, a ta o Discordzie ~ nie stanowiła dla niej zbytniego zaskoczenia. Celestia znała już dawno jej zdanie na ten temat, żeby to była jedna odpowiedź, lecz to nie stanowiło żadnej wagi. Czy sama nie kazała wybaczać w imię magii przyjaźni? Nie mogła wyjść na hipokrytę ~ nie ważne jakby to nie bolało. Decyzja została już podjęta. Nie wiadomo nawet czy nie za nią, dla dobra ogółu. Czy winy przeszłości mogły cokolwiek zmienić, gdy chodziło o niewinnych niczemu, których to i tak musiała chronić...

    Nie musiała nic... Crystal stanowiła inną bajkę... Niebezpieczną grę... a to ona grała z Goldingiem. Czy mogła pozwolić na to innej klaczy, by zrobić z niej głupka... Nie. Oczywiście że nie, gdy spojrzała na Snow swoimi podświetlonymi oczyma, pokręciła głową że ta nie wie co ze sobą zrobić, nie licząc tego że naprawdę słodko wyglądała. Czy nie brakowało jej właśnie tego widoku ~ zwyczajnej bezradności. Odtworzyła ostatnie przemówienie Crystal z napisami. Nie słuchawki nie wchodziły w grę, ale napisy już tak. A całość przyśpieszona dwa razy, bo za wolno mówiła...

    - Kłamca kłamce pozna... - powiedziała na podsumowanie tego co zobaczyła. Już odruchowo wyrwało się to z jej ust, ale nie zareagowała wcale. Zniszczyłoby to cały efekt wyjścia i zwróciłaby jeszcze większą uwagę na siebie niźliby musiała.

  20. [Natalia Romanova]

    - To pewne... - rzuciła mu jeszcze jak nie wyszedł od niej, ale na tyle cicho by jego uszy zostały połaskotane tylko brzmieniem jej głosu. Musiała jakoś zakończyć to zdanie tylko jak miała to zrobić. Odpowiedź przyszła do niej szybciej niźli mogłaby się spodziewać. On odszedł.
    - [...] że Luna tam jest ale zrobisz co zechcesz... Ja także w swoim czasie, jak postanowiłam... To pewna ścieżka - powiedziała po tym jak wyszedł już z jej domu. Miała swoje powody by nie mówić tego przy nim. Za dużo czasu mógł stracić przy niej, a nie o to jej chodziło. Chciała by to się już stało. Doskonale wiedziała że Celestii nie mogła się od tak pokazać. Nie po tym co widziała... Luna stanowiła inną bajkę. Czy mogłaby z nią się dogadać. Droga jej rozmyślania kończyła się tylko na domysłach, które ulatywały w kolejnych bezsensownych ruchach kart. Jak ona dokładnie miała to zrobić. Z której strony natrzeć... by spłacić zobowiązanie.

  21. [Natalia Romanova]
    - Ja trafię do Equestrii na swój sposób... - rzuciła zła, że nie rozumie najwyraźniej tego wszystkiego co do tej pory powiedziała. - Ale teraz moja obecność tam mogłaby tylko przechylić szalę zwycięstwa dla Crystal... Pomyśl nad tym ale nie teraz - mówiła to niezwykle spokojnie zastrzegając pewne rzeczy. Pewna mimo wszystko swego. Nie chciała rozpraszać Luny swoją obecnością. Nie wiedziała jak mogłoby się to skończyć, gdyby wykryła drugą potencjalnie niebezpieczną istotę. Mogła nie zrozumieć na czas że wróg mojego wroga pozostaje moim przyjacielem do czasu, gdy mają wspólny interes. Wtedy mogłaby przyczynić się do upadku tego świata. Nie mogła sobie na to pozwolić. Na niesienie zniszczenia.
    - Nie zrobię tego... Pomóc musisz w tym momencie ty jako były gwardzista. Śpiesz się, ale nie wspominaj o mnie. - Rzuciła mu wyraźne spojrzenie że nie jest to tylko prośba, tylko raczej żądanie. - Wahadło wskażę ci drogę. Rusza...  - Wolała sama się do niej udać po wyrok... Jak już będzie po wszystkim. Już nie powinna ukryć się przed nią. - bo stracisz szansę. Będziesz wiedział kiedy wrócić.

  22. [Natalia Romanova]
    - Sama drapałam klatkę latami, by móc się wydostać z tego stoika... Discord, a raczej jego chaos tylko mi w tym pomógł - westchnęła z rozżalona, że nie wierzy w jej słowa, ale co mogła z nim innego zrobić? Odeszła gwałtownie od niego a w jej ręka znowu zadrżała... - Cykl tego świata się zamyka... - mruknęła ledwo słyszalnie doskakując do kart nie wiadomo w którym momencie. - Dzieję się to co powinno już dawno... i chyba to powinno ci pomóc, ale nie ja i z nie moją pomocą, bo mnie może czekać kara. - Pokręciła głową.

    - Tylko ten ktoś. Jeśli jesteś wstanie mi ufać, bo wszystkie twoje problemy właśnie się rozwiązują... Pojawiła się władczyni harmonii i będzie walczyć ze złymi oczami. - Uśmiechnęła się dość wrednie że właśnie jej problemy się rozwiązują. Zupełnie same. - Mogę wskazać ci to miejsce byś mógł ją odnaleźć. - Rzuciła mu wahadło. - Wykorzystaj swą szansę zanim zniknie z mojego widzenia.

  23. [Anna Kowalska]

    Anna gwałtownie podniosła głowę, gdy Golding zaczął opowiadać o changelingach... Czy ktoś mógł jeszcze tego nie zrozumieć; że jeśli by żyła to dawno by ich odnalazła. Wyjścia pozostawały dwa... Żyła i knuła, albo odpuściła sobie wszystko, bo posiadała to na czym jej zależało... Ona pozostawała o wiele silniejsza niż każda inna z ich gatunku od zawsze i ona miała od tego zginąć. Wierzyć się jej nie chciało. Coś musiało pozostawać na rzeczy... Tylko co? Tego nigdy się nie dowiedziała.

    - Zdradź mi tylko jej imię... - wyszeptała ze smutkiem że to kłamstwo trwało dalej. Ona wiedziała że głównym celem Chrystalis od zawsze pozostawało jej dobro, a nie roju, który znajdował się na drugim miejscu. - Zdradź imię - powtórzyła poważniej - a zerwę ostatnią kurtynę byłej królowej. - Sprzedała ten uśmiech, którego dawno u niej nie można było zaobserwować. Że znalazła nowy cel. Bo kłamstwo musiało przestać istnieć. Dla niej od zawsze liczyła się rzeczywistość i to ją chciała wszystkim dać.

  24. [Natalia Romanova]
    Spojrzała na niego widocznie zainteresowana... Z początku jej ręka się zawahała, ale każdy następny ruch stawał się coraz pewniejszy. Podeszła do niego, chwytając jego głowę w obie ręce, niczym pielęgniarka co za wszelką cenę chciała pomóc. Spojrzała mu w oczy, a raczej w prawe oko. Ona na chwilę znieruchomiała w skupieniu, jakby przez źrenicę patrzyła wewnątrz niego. Na jego duszę albo wewnętrzne więzienie pragnień? Zagryzła wargi dostrzegając coś czego się nie spodziewała.

    - Bestię sam budzisz. - Przymknęła oczy odchodząc od niego. - To co zostało powiedziane było względne... Nie ma punktów bezwzględnych w chaosie. Oni zawsze obserwują go z jednego miejsca... My wcale nie musimy... - Obróciła się gwałtownie w jego kierunku. - Wszystko co zostało powiedziane było skierowane do człowieka... Nie jesteś nim już - stwierdziła z wyrzutem. - Nie masz domu. Pogódź się z tym, a on nie będzie chciał wyjść... Aż tyle...

×
×
  • Utwórz nowe...