Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [Kati]

    - Skoro tak mówisz... - powiedział opadając na prawdziwy fotel, którzy niektórzy nawet mogliby nazwać tronem, gdyby tylko stał w sali tronowej, a nie na środku korytarza w towarzystwie miotły i wiadra. Złożył ręce jakby myślał i składał jednocześnie coś w większą całość.

     

    - Wszystko wydarzyło się na początku najdłuższego dnia w roku... - Zaczął opowiadać, a jego ręka pokazywał raj w oddali jakim był Canterlot dawno temu. - Wyobraź sobie... Wielkie święto, wszyscy mieszkańcy zgromadzili się w jednym miejscu ~ ogólna radość. - Jego humor zmienił się gwałtownie. Na myśl tego co później się wydarzyło. - Wielka Księżniczka Celestia nie wiem czy dla żartu pozwoliła małej podnieść słońce, a przynajmniej spróbować... - Pokazał jej wszystko na obrazie... Jak nastoletni różowy alicorn o nienaturalnie wielkich skrzydłach wzlatuje i próbuje wykonać cały pokaz. - I wtedy wydarzyło się kuriozum, gdy próbowała użyć magii... - Cały obraz zamienił się w cukierkowo różową falę energii. - Nie było ucieczki przed tym chaosem... i tylko nielicznym się udało - powiedział to tak, jakby wolał żyć z innymi, będąc zamieniony w kryształ. Przynajmniej by nie cierpiał ale kontynuował dalej.

     

    - Flurry Heart latami próbuje odczarować wszystkich. Używać Kryształowego Serca ~ bezskutecznie. I tak właśnie od prawie dwóch wieków wszyscy stoją, a ja sprzątam0... Co roku próbuje... i tym razem powinna się niedługo pojawić... - powiedział to z nutką nadziei... Tylko nie wiadomo której. Tej że pogada z nim ktoś naprawdę żywy, czy to że w końcu jej się uda.

     

    [Golding Shield]

    - Kiedy mój przybrany ojciec odszedł - westchnęła patrząc w niebo, doskonale pamiętając tamten dzień. Jak zwykle wstała przed wschodem jeszcze, by przygotować wszystko na następny dzień. Zrobić śniadanie i obudzi o danej godzinie. Mimowolnie w jej oku zakręciła się łezka, a pojedynczy oddech stał się ciężki, jakby właśnie stoczyła walkę życia. - Nie miałam celu. Nie skończyłam nauki, ani nie byłam na to gotowa, gdy on przygotowywał mnie na ten moment od samego początku. Zauważyłam to dopiero gdy nie wstał rano z łóżka. Wyobrażasz sobie to? - Spojrzała na niego szukając u niego zrozumienia. Że była tak ślepa i żyjąca chwilą jak reszta kucyków dookoła, którym przecież nigdy nie mogła zostać. Tak naprawdę zostać kucykiem na stałe, a nie tylko własnym wyobrażeniem.

     

    - Po tym odzyskałam sporą część starej pamięci, więc to wydarzenie stało się nowym początkiem czegoś co już miało miejsce... - powiedziała zupełnie odmiennym głosem do poprzedniego. Bardzie doświadczonym i zdystansowanym od całej reszty i jednocześnie na tyle tajemniczym, by zamknąć wszystko co ważne tylko w swojej głowie. Jakby tamto życie nie do końca należało do niej, a może było tylko częścią czegoś o wiele większego.

     

    - Od Garreta dzieli cię ze sto lat do Kati podobnie... - Przekrzywiła pytająco głowę. - Czy to tak wiele? Nie... Aenyeweddien trochę ponad sześćset lat. W mojej mierze to nadal nic... - Uśmiechnęła się dość tajemniczo... Ona nie była szermierzem, a mimowolnie wyobraziła sobie walkę. Nie swoją a łowczyni i tego ogiera... Była ciekawa, jakby wyglądała walka wojowników których dzieli ponad pół milenium historii i rozwoju techniki... Czy raczej nie byłaby to walka charakterów?

     

    - Nic się nie stało. Każdy miewa takie dni... - Ruszyła mimowolnie w stronę bramy.

  2. [Anna Kowalska]
    Lust wyprostowała się jak struna, słysząc głos księżniczek, podnosząc się z ziemi i otwierając drzwi przed nimi, ustępując im własnie w ten sposób z drogi. Nie wydawała się jakkolwiek zaskoczona z przebiegu sytuacji, chodź w głowie miała zupełnie inną wersję ~ mniej magiczną, ale co ona mogła wiedzieć w tej chwili o mocach nadprzyrodzonych skoro nie mogła ich używać? Chociaż... Wiedziała... Przecież do tego wszystkiego doprowadził ją kto inny. Wszystko wypełniło się właśnie w tym momencie, Na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech zrozumienia, ale znikł tak szybko jak się pojawił. Musiała się skupić na reszcie...

  3. [Fate]

    - Wojownik nie umiera lekko. Śmierć, by go dopaść, musi stoczyć z nim walkę. A wojownik łatwo śmierci nie ulega* - wyrecytowała znany sobie tekst zachowując dłuższe przerwy pomiędzy zdaniami, przymykając  przy tym oczy, gdy cały jej pokaz zaczął znikać i rozpływać się w powietrzu, jak gdyby nic się nie wydarzył, a dźwięki otocznia wróciły na swoje miejsce. Z tego wszystkiego został jej tylko róg na czole ~ tak na wszelki wypadek... Rozjarzył się on na moment tworząc Iluzję półprzezroczystego jednorożca i wszystkie procesy, które zachodziły podczas rzucania zaklęć. Podstawy naukowej, której jej nauczyli dawno temu.

     

    - Pokaże ci dlaczego przeżyłeś... - odezwała się ponownie, a na jej modelu obrazowało się wszystko po kolei. - Magia skoncentrowała się w tobie w postaci bąbla odcinając od reszty świata w momencie wybuchu... - westchnęła, ale cieszyła się. Myślała że po pełnił nie wiadomo jaką zbrodnie. A to tylko przypadek... Za który się obwiniał. - Dość rzadki przypadek przy rzucaniu naprawdę potężnych zaklęć destrukcyjnych, gdzie uwalniasz niesamowitą moc. Sama miałam z tym problem. Chciałeś wyzwolić za wiele na raz i powstała swego rodzaju blokada... - Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. - Straciłeś wtedy przytomność i ocknąłeś gdy było po wszystkim. Zaklęcie zwie się Sferą Otiluke'a... jedno z najpotężniejszych zaklęć obronnych zostało również odkryte przypadkiem w moim świecie... - Na jej głowę wskoczył kapelusz, jak i juki na grzbiet. - Drzemie w tobie niewykorzystany potencjał... Pozwól go sobie odkryć... - Uśmiechnęła się do niego tym samym uśmiechem, który widziała u kucyków żyjących codziennością ~ zawierał niezbadaną bezinteresowność.

     

    *Andrzej Sapkowski

     

    [Kati]

    - Oj nie dobrze, bardzo nie dobrze moja droga... - odpowiedział dość zmarnowanym i zaschniętym głosem. Nawet nie zwracając na nią uwagi, wypijając po chwili szklankę mleka czekoladowego, która pojawiła się znikąd w jego ręku, gdy tylko pstryknął palcami. - Halucynacje coraz częściej zaczynam widzieć... Wczoraj Fluttershy i reszta, a dziś... - Spojrzał się na nią ale z początku tylko jednym okiem. - Ty... Dziwne... nie pamiętam cię... - Z wrażenia opuścił miotłę, która sama poleciała ostawić się do ściany... Zaczął podchodzić do niej i chwycił ją za policzki, niczym jakaś stara babunia oglądając uważnie twarz, rozciągając ją przy okazji do niemożliwych rozmiarów... - Powinnaś wiedzieć... Wszyscy wiedzą... - Puścił ją, wracając do swojej pracy... - Wszyscy mi współczują ale i tak odchodzą nie mogąc zostać.

  4. [Golding Shield]

    - A teraz się zapytam... - westchnęła zastanawiając się. - Szukasz śmierci? - spytała się niezwykle lekko jak na pytanie tego kalibru, cofając się jednocześnie parę metrów do tyłu, gdy z jej głowy spadł kapelusz i juki tuż koło drzewa... Jakby odkładała je szykując się do walki...

     

    Na jej czole wyrósł zaostrzony róg, a nie tępy kołek jak u zwykłego jednorożca, gdy jednocześnie grzbiet przyozdobiła para błękitnych mentalnych skrzydeł, które rozłożyła dodając sobie majestatu, gdy mówiła, ale nie to było najważniejsze... Jej róg rozjarzył się intensywnym błękitnym światłem, gdy z surowej mocy powstało proste ostrze wyrażające jej emocje... Było twarde jak jej determinacja, a jego kształt nie przyciągał jakoś specjalnie oka... Był najprostszym możliwym wariantem tego oręża. Obróciła się do niego bokiem przyjmując postawę, gdy za nią wyrosło krótsze ostrze podobne do pierwszego...

     

    - Pokaż mi że potrafisz - powiedziała dobitnie - a nadam twojemu życiu sens i odpowiem na pytanie: dlaczego? - Jej oba miecze rozbłysły przyjmując całkiem fizyczną formę... Wyglądały jak działa najlepszych kowali mimo że wydawały się zupełnie tępe. Nie zdolne do przecięcia czegokolwiek w tym zbroi... Wykonane z bladoniebieskiego metalu, wydawały się zupełnie białe w promieniach słońca, którego nie odbijały...

     

    - Nie mogłeś jeszcze wtedy o tym wiedzieć - westchnęła, nie spuszczając go z oczu, które miała szeroko otwarte. Nie wiedziała czego dokładnie ma się po nim spodziewać... Wolała nie ryzykować. Raczej nie liczyła na nieuczciwe zagrywki z jego strony... Był ogierem, a ona nie chciała przecież go skrzywdzić.

     

    [Kati]

    Na korytarzu mogła zobaczyć postać wykonującą całkiem machinalne ruchy... Do przodu i do tyłu, przenosząc śmieci na szufelce do wiaderka, które przesuwał nogą... Wyglądała zupełnie jak postać z witrażu, która została unicestwiona co najmniej dwukrotnie, a jak widać wciąż poruszała się całkiem sprawnie i zdrowie jej dopisywało. Głowa kozła, dwa różne rogi na niej, tak jak każda inne kończyna wraz z skrzydłami osadzona na brązowym wydłużonym tułowiu, którego przedłużeniem był czerwony wężowaty ogon z pędzelkiem na końcu. Jednym słowem Discord ~ Pan Chaosu sprzątał opuszczony zamek nie szerząc tego do czego się na rodził. To wydawało się dość dziwne... Zważając na opowieści które znała o nim.

  5. [Garrett]

    Może i sypialnia księżniczki wyglądała dobrze, to jej zawartość do rabowania nie zachęcała... W większych szafach były zwyczajne kreacje ~ głównie suknie, które od dawna zbierały kurz, bo księżniczka bardzo często przychodziła w tym co zawsze ~ zwyczajnych złotych regaliach i tak olśniewała wszystkich samą swoją obecnością. Na dnie szafy nie było ukryte kompletnie nic pomiędzy różnymi bucikami pasującymi do kompletów... Żadnych skrytek. Półki z książkami zawierały zwykle bestsellery ~ bardzo często tytuł podpowiadał że był to romans, które chciała mieć pod kopytem. Od czego miała całe skrzydło w bibliotece? Również tam nie ukryta została jakaś dźwignia...

     

    W szafkach toaletki. Tu już robiło się ciekawiej... Dla klaczy która znała się na perfumach... Było wiele flakonów, tylko jeden był w czarnym pudełku, który po otworzeniu pokazywał niewielką cukierkoworóżową fiolkę z zatyczką w kształcie serca i tylko paroma kroplami specyfiku z aplikatorem... Nie trzeba było być specjalistą do czego służyła. Ta konkretna jednak nigdy nie została otwarta... Też był liścik: "Udanego dnia "heart and hooves day"! ~ Cadence... Czy gryfa mogły interesować tusze do rzęs?

     

    W szufladzie niżej mógł znaleźć prywatne listy... i eleganckie pióro wykonane z prawdziwej lotki o barwie nocnego nieba z elegancką srebrną stalówką z symbolem księżyca... Znajdował się też tam niewielki złoty kluczyk niewyróżniający się chyba praktycznie niczym. Tylko gdzie znajdował się zamek?

     

    Pamiętnik był przemieszany z notesem i planami dnia następnego... Niewielka część kartek została niezwykle dokładnie usunięta ~ najprawdopodobniej przez autorkę, bo całość nie traciła na treści, przez co nie istniały dziury pomiędzy kolejnymi datami... Ostatni wpis nie został skończony, a brzmiał tak, zapisana niezwykle eleganckimi literami:

     

    Spoiler

     

    20 VI

    Wszystko jest przygotowane do jutrzejszego  święta... Szkoda tylko że będzie to najkrótsza noc w tym roku, że nawet nie odczuwam specjalnej potrzeby snu, gdy wszystko skończyło się tak późno. Tyle się dziś wydarzyło że nie mam ochoty nawet o tym pisać, bo nie mam być na kogo zła... Twilight i Cadence nie opuszczał dobry humor... To był dobry dzień, cała rodzina królewska pod jednym dachem, żadnych nieprzewidzianych zdarzeń, chodź nawet Discord pomagał przy wszystkim, a mimo upływu lat nie zmienił do końca swej natury... Największą jednak atrakcją była Flurry Heart... Nie widziałam jej od dawna, a dziś chodziła za mną chyba cały dzień... Pytała nawet czy ze mną będzie mogła wznieść słońce. Jak mogę jej odmówić?

     

     

    Jakby się zastanawiała co począć...

     

    [Golding Shield]

    Zatrzymała się gwałtownie, słysząc że użala się nad sobą, a jakby wszystko wokół zamilkło wraz z nią. Nawet wiatr wśród liści czy woda za nimi straciła swą dźwięczność. Stanęła przed nim, a jej oczy zmętniały... Nie było w nich żadnej mocy tylko czysty błękit nieba... Jakby specjalnie nie chciała z niego czytać więcej niż powinna ~ być normalną żyjącą istotą i właśnie tak ocenić sytuację. Wtedy pojawiła się w nich determinacja. A jej pysk co moment zmieniał wyraz, wraz z kolejnymi emocjami jakie się przez nią przetaczały ~ wątpliwościami... Czy on chciał umrzeć?

     

    - Co masz na sumieniu że tak uważasz? - zapytała się, uderzając kopytem o ziemie, że nie zgadza się na to. Zwiększając jednocześnie tępo wypowiedzi i zaostrzając ton swojego głosu... Brak w niej jednak było gniewu. - Coś straszliwego uczynił? - powiedziała odwracając na moment głowę. Szukała właściwych słów w koronach drzew.

    - Że nie możesz siebie zaakceptować, by kroczyć dalej. Co się tam stało? Opowiedz mi, bo ja nie wiem wszystkiego... - Kręciła głową, a w jej głosie nawet pojawił się rozkaz... Ona chciała wiedzieć... Znała przecież historię jego królestwa tylko do pewnego momentu.

  6. [Golding Shield]

    Od początku wiedziała, że nie może ponieść tej odpowiedzialności, którą dostała ~ przynajmniej nie przez cały czas. Nie z wyborami i konsekwencjami, które przyjęła dawno temu dla jeszcze większych możliwości, usypiając przy tym sporą część swojego potencjału. Wiedziała że dla jednorożca za nią to co robiła to nie wiadomo jakie czary, tymczasem były to tylko sztuczki ~ podstawowe sztuczki. Przeceniał ją. Zwłaszcza po tym jak zerwała łańcuchy rzeczywistości. Czy to był błąd? Nie uważała tak... Cieszyła się z tego i gotowa pozostała na wszystko co przyszło potem.

     

    Wiedziała że będzie wracać do nich za każdym razem. Że sumienie nie pozwoli jej ich pozostawić, tak jakby chciała postąpić... Pytanie ją dręczące brzmiało następująco: Jak prędko i czy sobie poradzą bez przewodnika. Czy ona sobie poradzi bez nich, bo po coś jej zostali dani. To już było dziwne, że mogła zacząć myśleć o tym w taki sposób, w tak krótkim czasie... Ucichło wszystko w jej głowie, gdy przyłożyła czoło do jego czoła, by móc przejść dalej. Widziała już wyjście, więcej nie potrzebowała.

     

    Wiedziała że w niektórych starych cywilizacjach gest ten znaczył mniej więcej tyle co pojednanie, ale i bardzo często zaręczyny, gdy wykonywała to klacz z ogierem ~ nie mam przed tobą tajemnic i oddaje się tobie. Nie miała jednak hamulców przed podejmowaniem decyzji, jeśli zaszła taka potrzeba... Problemy rodziły się przy zwykłej rozmowie... gdy zaczynała dostawać wybory, co powinna powiedzieć, albo inaczej... Jak powiedzieć, by zostać odebrana w ten właściwy sposób.

     

    Gest jej był równie gwałtowny jak srebrzysta tafla, która ich pochłonęła, tak że pojawili się tuż przed wielkim wodospadem, gdzie oderwała się od niego ale tylko na moment, by znów do niego doskoczyć, jak kot którym była. Liczyła że smok niczego nie wyczuje. Żadnej gwałtownej zmiany, gdy nie użyła zwykłej magii... Nie usłyszy ich kroków po pojedynczych głazach przy dźwiękach spadającej wody.

     

    - Nie otwieraj... - krzyknęła mu praktycznie do ucha, jednocześnie zasłaniając mu oczy przed słońcem własną pachą, bo mógł poczuć kopyta na swojej szyi... - Wybacz... ale nie jesteś gotowy na ten widok otwartego świata... a zwłaszcza słońca. - Ogier znowu po chwili mógł poczuć ciecz na swoich oczach. Strasznie zimną, a okazała się nią najprawdopodobniej źródła woda, którą mógł słyszeć w koło dość doskonale... Prawie nic po za nią nie mógł usłyszeć...

     

    Dopiero gdy przemyła mu oczy puściła go... pokazując świat. Stali niedaleko murów miasta zdobywanego przez puszczę... Było o wiele większe niż jego... Złoto białe budynki wybijały się ponad mury i wyglądało to niezwykle dobrze w promieniach opadającego słońca.

    - To nie jest mój Canterlot - powiedziała, uprzedzając jego pytanie. - Pytaj... wiem że chcesz. Sama bym chciała. - Uśmiechnęła się do niego zanim nie przeskoczyła strumyka znajdując się na niewielkiej plaży, która przechodziła w łąkę, a zaraz potem w rzadki zagajnik. - Może odpowiem.

  7. [Golding Shield]

    Pokręciła głową, uciszając go, tym że podniosła jego brodę do góry by na końcu spiorunować go wzrokiem, ale on tego nie widział, dopóki nie poczuł płynu na swoich oczach i świat rozjaśniał w naprawdę dziwny sposób. Niezwykłą paletą barw... Bardzo żywą, a dominowały w niej odcienie brązu i szarości... Gdy mógł już spojrzeć na klacz, wyglądała jakby w piersi nosiła wiele setek kluczy a ona sama wykonana była ze swego rodzaju kryształu ~ prawie pusta w środku oprócz właśnie rzeczonych klucza, a było ich naprawdę wiele ~ każdy wykonany z czegoś zupełnie innego... Dziwną rzeczą były jej juki ~ nie istniały dla niego, tak jak kapelusz, mimo że pamiętał że miała je na sobie...

     

    - Teraz chodź... - powiedziała ruszając... Ścieżka pod nimi wyglądała jakby była wykonana z białego kamienia, nad którym unosiła się delikatna mgła, a pojawiała się przed nimi i znika za. Przemilczała jego pytania, dopóki nie przeszli sporego kawałka drogi by pokazać mu gestem jednej rzeczy znajdującej się na dole... Tuż przy naprawdę wielkim wyjściu znajdował się postać wielka niczym zbocze góry, leżąca bokiem na prawdziwym bogactwie godnym skarbca prawdziwego imperium... Golding mógł poznać po kształtach że to smok, gdy widział to co ma środku. Pulsującą krew, a najlepiej chyba było widać szkielet, a jego oczy niczym dwa szafiry były otwarte i czujne... Hałas wybudził go ze snu. Co ważniejsze... Gdyby spojrzał na własne kopyta zobaczyłby obraz podobny do smoka ~ istoty żyjącej... Nasuwało się pytanie: "Czym więc była Fate skoro nie była wcale podobna do nich?"

     

    [Kati]

    Sweep, sweep, sweep... Rozległy się dźwięki zamiatania na korytarzu... któremu towarzyszył dziwny jak dla kucyka krok kopyt... Zamiast czterech uderzeń w regularnych odstępach w grupie po dwa szybkie koło siebie występowało tylko jedno, jak gdyby kuc miał tylko jedną nogę do dyspozycji, drugiego taktu nie można było dosłyszeć. Chociaż... Jej ucho mogło coś charakterystycznego wyłapać... Stąpanie i uderzenia pazurów o podłogę, tak bardzo podobne do jej kroku, ale czy to mogło mieć sens? Dźwięki pracy można było uznać że nudziły pracującego. Leniwe, raczej powolne, bez swego rodzaju werwy, jak gdyby jego praca nie miała żadnego sensu i pozostawała elementem dnia codziennego. Kto to mógł być?

  8. [Garrett]

    Jego podróż przebiegła w dokładnie w ten sam sposób jak całej poprzedniej trójki... ale lądowanie w tym świecie było chyba najwygodniejsze ze wszystkich... Na swoich policzkach mógł poczuć niezwykle delikatną jedwabną pościel w której wylądował głową... Ku jego szczęściu nie czuł ciepła od niej promieniującego, więc nie znalazł się w nim z żadną inną istotą, nie słyszał też nikogo w koło. Kiedy już mógł podnieść wzrok, o ile w ogóle by mu się by zechciało, bo łoże było niezwykle wygodne. Mógł ujrzeć że wylądował w łóżku w którym wyspałyby by się oprócz niego jeszcze z cztery inne kucyki jak nie sześć mniej wymagających... Całość zasłana fioletową pościelą ze złotymi obszyciami i znakiem słońca, tak bardzo podobnym do tego jaki nosiła Celestia na swoim udzie...

     

    Patrząc dalej po pokoju mógł widzieć że był to pokój klaczy, mógł się nawet domyślać dokładnie której, gdy ujrzał toaletkę z wielkim lustrem na bracie której znajdował się chyba jakiś notes, może pamiętnik... Cała reszta wykonana w raczej skromnym stylu w białozłotej kolorystyce z fioletowymi elementami. Na paru regałach jakieś książki, parę zamkniętych szaf... W pokoju znajdowała się jedna rzecz mogąca powiedzieć mu kiedy się znalazł o ile nie miał wątpliwości gdzie. Kalendarz na ścianie wskazywał dokładną datę 21 czerwca roku 18 po przybyciu Luny... Przez okno za którym znajdował się balkon, na zewnątrz nadal królowało słońce. a widok z wieży na miasto był chyba jednym z najlepszych jakie można by sobie wyobrazić. Tylko czemu miasto zdobywane było przez las? To stanowiło chyba największą zagadkę.

     

    Jego bystre oczy stamtąd mogły, nie musiały, dostrzec ruch w sali tronowej jak i przy fontannie... O tyle że mógł mieć wątpliwości kim jest pierwsza postać to o wiele dokładniej mógł zidentyfikować Aenyeweddien i podziwiać końcówkę jej walki. Co jeszcze mogło go zaskoczyć? Kryształowe posągi tuż przy labiryncie w miejscu, gdzie Celestia rytualnie wznosiła zwykle słońce. Tak miasto wyglądało na wymarłe. 

     

    [Golding Shield]

    Mógł widzieć jak swego rodzaju domino i tak go dogania, a jego wagonik zaczyna spadać w dół ale nie on, bo zaczął się toczyć niczym opona samochodowa po autostradzie... Wylądował na czymś co przypominało w dotyku chmurę o ile mógł wiedzieć jak to jest siedzieć na niej i przetoczył się jeszcze parę metrów po tym materiale pod górę wyhamowując swój pęd aż zatrzymał się... Gdy otworzył oczy ujrzeć mógł że znajduje się w powietrzu, a ściany są parę metrów od niego. Co dziwne i rozum podpowiadał mu to że przecież nic pod nim nie ma i powinien spadać w dół, to nie robił tego. Mógł poczuć na sobie czyjś wzrok i chichot. Zwyczajny żeński chichot, który pojawiał się u klaczy gdy widziała coś wyjątkowo zabawnego. Mógł poczuć delikatne tąpnięcia, jak coś się do niego zbliża dość powoli i leniwie...

    - Przepraszam że tak długo. Gryf za dużo gadał - stwierdzała Fate podając mu swoje kopyto, by mógł wstać... - Zgaś to światło... nie jesteśmy tu sami... - powiedziała różnie cicho jak poprzednie słowa, a może nawet jeszcze ciszej?

     

    [Aenyeweddien]

    Wilk zakrwawionymi zębami padł jako pierwszy w kałuży z błota i mimo tego że chciał się podnieść, co najprawdopodobniej wyrażała bulgotająca woda i ogniki w niej świecące, nie był wstanie zrekonstruować swojego ciała. Reszta uciekła pozostawiając towarzysza na pastę losu, gdy przez kolejne iluzje przenikały kolejne krople wody... Szum wiatru jednak ucichł. Czy mogła czuć się bezpieczna?

  9. [Natalia Romanova]

    Czemu karty pokazywały jej że to jeszcze nie koniec mimo że Crystal na swój sposób zniknęła? Dopiero po chwili się domyśliła się że przeżyła punkt zerowy. Dlatego odetchnęła z ulgą... i jednocześnie wyostrzyła wzrok gdy nie czuła już Crystal w ten sam sposób jak wcześnie. To było niezwykłe. Czy mogła się mylić. Nie to było niemożliwe. Wiedziała że chciała się jej pozbyć, każdym możliwym sposobem. Ona już tylko czekała. Wiedziała że za niedługo rozegra się wszystko inne. Musiała zapobiec następnej tragedii. Inaczej nie mogłaby dopełnić paktu.

     

    [Anna Kowalska]

    Anne już dawno nie obserwowała Crystal. Nawet przestała słuchać słów księżniczek... otwarła swe oczy dopiero w chwili kulminacyjnej, gdy była pokonywana, a ona sama poczuła się inaczej. Nie obchodziło ją to delikatnie mówiąc. To zadanie było po za jej zasięgiem, nawet takim że nie mogło jej niczego nowego nauczyć na dobrą sprawę. Zjechała delikatnie na podłogę z własnej woli siadając na podłodze. To było lepsze rozwiązanie niż stracić przytomność stojąc...

  10. [Kati]

    Przed Kati prawie wszystkie drzwi stały otworem, a drogi nie byli wstanie zagrodzić jej nieruchome posągi gwardzistów, których oczy jak zwykle skierowane były w dal, mimo wszystko mogła poczuć ich wzrok na sobie, co mogło się wręcz wydawać irracjonalne... Inne wystarczyło pchnąć, by otworzyć. i tak właśnie było z drzwiami do sali tronowej... przed którą stała dwójka jednorożców o dumnie wypiętych piersiach... trasę zagradzali jej jednak włóczniami... co nie było większym problemem dla smoka i jego pazurów.

     

    Jej wnętrze wyglądało zupełnie inaczej niż reszta pałacu, która wydawała się w prawie nienaruszonym stanie.Witraże po lewej przedstawiały przeszłość... Porozumienie trzech ludów, wigilię serdeczności, pierwsze starcie z Discordem, czy powstrzymanie wiecznej nocy... po prawej z kolej witraże przedstawiały zwykle 6 klaczy... Tych samych które widziała w drugim rzędzie tuż po jej wyjściu. Widać że razem dzierżyły niesamowitą moc w postaci tęczy i pokonały czarnego alicorna, ponowną petryfikację Discorda czy klęskę Tireka... Z całej 6 zmieniła się jedna... Fioletowa, która otrzymała w pewnym momencie skrzydła.

     

    Ostatni witraż był wybity i najprawdopodobniej nikt go nie widział oprócz rzemyślnika i osoby która go zniszczyła, gdy czarna kurtyna koło niego leżała na ziemi. Na środku sali jednak leżało coś więcej ~ Kryształowe serce rozmiarów co najmniej głowy kucyka o matowym niebieskim kolorze... świeciło się samo z siebie delikatnym blaskiem... Czy oprócz tego mogły zainteresować ją dwa trony wykonane tak naprawdę z dwóch poduszek i oparcia. Gdzie ten po prawej był w czerwonozłotej kolorystyce, a po lewej w niebieskosrebrnej.

     

    [Aenyeweddien]

    Wilk przed nią nie zareagował wcale na jej zaklęcia... Mało tego skoczył na nią, a jego ciało przeniknęło barierę bez trudu... Jakby jej starania nie istniały, tak jak tarcza, którą w dobrzej wierze postawiła. Mogła zobaczyć jak jego paszcza zaciska się na jej głowie. Zobaczyć te wszystkie ostre kamienie, opadające na jej szyje. Czy to był właśnie koniec? Czy strach mógł zaistnieć w jej sercu, by odebrać wolę walki, by opuściła gardę i poddała się swojemu losowi?

     

    [Golding Shield]

    Co wpadło do portalu musiało z niego wypaść... Golding mógł widzieć jak jego zaklęcie światła ciemnieje na moment, tracąc na mocy i zakrzywia się ku górze jakby coś chciało je pochłonąć. Z czarnej dziury wypadł kamień na grupę większych kamieni i dopiero wtedy nadeszły wszystkie konsekwencje, zaklęcia wróciły do normy... Niestety, równowaga w przyrodzie musiała być zachowana i gdy jednorożec jechał kolejką za nim opadła drobna lawina, powodując że tory zaczęły z wolna zapadać się niczym jakieś domino za nim, robiąc przy tym naprawdę dużo hałasu...

  11. [Golding Shield]

    Odpowiedziało mu echo przedrzeźniając niemiłosiernie tymi samymi słowami zapętlonymi w nieskończoność dopóki się nie wygłuszyło samo... W słupie światła mógł zobaczyć że wokół niego są jaskinie zawierający setki czarnych kryształów jak w jakiejś kopalni, gdzie część została przygotowana do transportu ale nie zabrana... Gdzieś w oddali doskonale widoczna znajdowała się trasa kolejki z zablokowanym wagonikiem z pomocą ręcznego hamulca i klocków. Na pysku mógł poczuć powiew świeżego powietrza... w każdym innym wypadku mógł zginąć z powodu jego braku... Tylko górnicy wiedzieli gdzie stąpać by się nie udusić, które tunele były odpowiednio wentylowane... W tej oznaczenia już dawno odpadły z powodu wilgoci i rdzy która pokryła metalowe ich elementy, a farba zwyczajnie się złuszczyła... 

  12. [Fate]

    - Teoretycznie... - westchnęła ciężko i dyplomatycznie. - Do mojego rodzinnego Cantterlotu - podkreśliła całą frazę dość dumnie, po czym dodała ze smutkiem. - Praktycznie... Nie mam zielonego pojęcia gdzie go otworzyłam... Dobrze że w ogóle mi się udało. - Pokręciła niezadowolona głową. Nie była wszechpotężna, jakby im mogło się wydawać. - W najgorszym wypadku rozrzuci nas na niewielkim obszarze w tej samej rzeczywistości i czasie. - Spojrzała kątem oka na portal. Bała się go.

    - Właśnie o to chodzi z tą wierzą... - Popatrzyła w sufit, gdy jej oczy zmieniały kolory. - Zacząć badać, bo ona podsunie ci dokładnie to co chcesz i zostaniesz w niej ~ na wieki. Monika chciała wiedzy... Dostała bibliotekę, a w tej chwili nad nami jest pustka - stwierdziła następnie spoglądając na to co trzymał gryf już normalnym okiem.

    - To? - Wskazała kopytem. - Moneta zareaguje najprawdopodobniej na właściwą rzeczywistość... Klucz otworzy zamek... - Zakończyła z przekąsem jakby nie widział do czego służy. - Pytanie; po co? Myślisz że nie miała w tym interesu? - Uniosła brew. - Nie wierzę...

    - I nigdy nie próbuj wchodzić mi do głowy... - powiedziała poważniej, a tak ostrego tonu u niej jeszcze nie słyszał, gdy trąciła go delikatnie kopytem w ramie i widać że ciężko było jej się opanować, by nie zrobić tego mocniej, bo jej kopyto zmieniło cel tuż przed uderzeniem ~ prosto w dziób. Starczyło jej woli, ale w jej oczach widniała prawda ~ gorycz... Zwyczajny strach przed tym co mogło wyjść na jaw i tego co mogło się stać zaraz po tym. - Proszę.

     

    [Golding Shield]

    W miejscu w którym się znalazł pobił całą poprzednią dwójkę pod względem ilości zdobytych informacji ~ a raczej ich braku, na temat tego gdzie się znalazł. Otaczała go nieprzenikniona ciemność, a w bardzo chłodnym powietrzu mógł poczuć sporą dawkę wilgoci... Gdy stąpał po podłożu słyszał jak pod kończynami uderza kopytami w bardzo jednolitą skałę, od której roznosiło się echo najprawdopodobniej po całej jaskini.

  13. [Natalia Romanova]

    Karty dawały tylko poszlaki do tego co się tam działo ~ reszty musiała się domyślić, ale to akurat nie stanowiło problemu, gdy ujrzała całą tą nienawiść, która przygasła ale nie tak całkowicie. Crystal nadal żyła, co ją niestety martwiło... Dlaczego z nią nie skończyły tak po prostu. Przecież ona by własnie tal zrobiła ~ pozbyła się problemu. Nie miała jednak żadnej pewności co do tego jak postąpią Królewskie Siostry. Póki przyszłość przed nią stała zamknięta. Mogła reagować o wiele za późno niż powinna to zrobić. Dopiero jak coś się wydarzało... mogła nie zatrzymać tego czego potrzebowała.

     

    Oczy Jolanty mogły dojrzeć praktycznie na samej krawędzi karty zapisane w rządku 9 cyfr ~ nie znajdowały się tam wcześniej... czyli dokładnie tyle ile posiadał standardowy numer telefonu komórkowego. Zagadką było kto się znajdował po drugiej stronie słuchawki i co dokładnie miał do przekazania.

  14. Kati mogła oglądać podczas drogi dokładnie to samo co jej poprzedniczka, lecz miejsce w którym się znalazła... Wyglądało zupełnie inaczej. Jej wzrok mógł trafić dosłownie na wspomnienie tak bardzo podobne do ostatniego jej koszmaru przed wolnością... Stała na tym samym podwyższeniu co Crystal. W łudząco podobnym mieście... Przed tłumem kucyków na kamiennym placu ze znakiem słońca, zamienionych w kryształowe posągi... Wszystkie wykonane z kamienia szlachetnego o miłym dla oka różowym odcieniu... Jednak wyglądały zdecydowanie za realnie na robotę rzemyślnika, a na każdej twarzy widniało szczęście... Im dalej jednak patrzyła w tłum tym większe przerażenie zostało utrwalone na ich obliczach i chęć ucieczki... Niektórzy nawet spróbowali... Na ziemi leżały rozbite pegazy, które zdążyły poderwać się do lotu w bezskutecznej próbie... Za wolną miały reakcję by uciec przed przeznaczeniem.

     

    Po jej bokach widniały cztery Alicorny w trzech wielkościach... Wszystkie patrzyły na nią z wyczekiwaniem na jakiś moment ~ na finał, aż coś zrobi. W drugim rzędzie stało pięć klaczy i ogier... Po dwa jednorożcem, pegazy i kucyki ziemskie... Tego miejsca również nie oszczędził las. Wszystkie te kamienie pokrywały z wolna rośliny, głównie mech i bluszcze jednak nie mogły pokryć całości... Za dobry szlif posiadały by wspiąć się po nich. To miejsce musiało być opuszczone i wskazywało na to wszystko wokół... Tylko co się właściwie mogło tu wydarzyć? To miejsce utrwaliło jakieś zdarzenie, które wydarzyło się dawno temu. Tylko czy to mogło być ważne ~ dla niej. Co ją mogli obchodzić inni.

  15. Pokręciła głową, a na jej policzkach pojawiły się mimowolne rumieńce w odpowiedzi na komplement ~ docenienie jej, ale zniknęły zaraz po tym, gdy spojrzała na gryfa... Każda samica miała swoje mniejsze czy większe tajemnice, które nie powinny wyjść na jaw nigdy, dopóki po prostu się nie wygada z własnej winy, co oczywiście się zdarzało... a on próbował wejść do jej głowy od tak? Bez pytania... Wiedziała że następnym razem, gdy spróbuje tak łatwo go nie wypuści. Nie mogła mu pozwolić na taką zuchwałość. Nikomu nie mogła w stosunku do siebie, chyba że ten ktoś sam siebie ośmieszał. Wtedy nie stanowiło to dla niej żadnego problemu. Rozmawiała po prostu ze swego rodzaju nieszkodliwym głupkiem. Wtedy nie istniał sens w unoszeniu się.

     

    W tym czasie w jej spojrzeniu pojawiła się nieszkodliwa póki co niespodzianka, odłożona na zaś, bo ona nie zamierzała od tak zapomnieć, gdy po prostu nie była na to przygotowana, a gdy już do tego doszło zareagowała za późno. Cała sytuacja sprawiła że nie zachowała szczególnej ostrożności. Rozkojarzyło ją to... wszystko co zdążyło się wydarzyć. Cieszyła się jednak że dała radę przekonać Goldinga... i nie skłamała. W jego królestwie spędziła tydzień, a może aż tydzień. Z obecnej perspektywy uważała to za stratę czasu taką zupełną... Spojrzała pytająco na smoka... Wolała jako ostatnie przejść przez portal by móc go zamknąć tak całkowicie bezpiecznie i bez niespodzianek. Kiwnęła tylko głową sama podchodząc do krawędzi studni...
    - Komu w drogę temu czas... - mruknęła spoglądając na swoich towarzyszy...

  16. [Anna Kowalska]
    - Jeśli tak to opowiadasz to nie wiesz kompletnie nic... - Spojrzała na nią ze swego pogardą i żalem. Kłamać ją w tak prosty sposób? To nie mogło wyjść wyciągnąć ją z jej punktu równowagi. - A to co podobno zrobiłaś... - Uśmiechnęła się beztrosko, jak gdyby to nic nie znaczyło. - Nic nadzwyczajnego - skwitowała... Wiedziała że Mask postępowała podobnie. Czy wyglądało to okropnie. Na pewno tak.

    - Żaden szanujący się changeling nie powie że jest silniejszy od kogoś, a zwłaszcza jednorożca. Dopóki go nie pokona. - Strzeliła do niej zatapiając jej historię. - Dlatego twoja wersja jest kłamstwem. Bo każde z nas wiedziało że na swój sposób kucyki są doskonalsze, bo niezależne. - Uniosła brew usuwając się jednocześnie w cień. Jak zwykle w takich sytuacjach. Odcinając się poza całe towarzystwo. Mogła słuchać. Czy reszta mogła jej dotyczyć. Raczej nie. 

     

    [Natalia Romanova]

    Wjechała na dach jednaj z licznych galerii, zostawiając swój motor na tamtejszym parkingu praktycznie na wyciągnięcie swej ręki, gdy ona stała oparta o barierkę... W jej rękach tasowały się nerwowo karty. Co tam się działo? Nie miała pojęcia prócz tego że Crystal jeszcze żyła, a póki to robiła nie mogła czuć się zupełnie bezpiecznie. Jej wyrok wbity był w Dom Kultury, a raczej jego podziemia. Wiedziała że za parę minut jej plan pójdzie w ruch. Że numer telefonu do niej się pojawi na karcie i nadejdzie chwila prawdy. Czy będzie wstanie dopełnić paktu który zawarła. W każdym innym wypadku czekała ją śmierć. A sama nie mogła wypełnić jego warunków.

  17. [Anna Kowalska]
    - Golding... - zwróciła się do niego z ostrzeżeniem, ale jej głos był tak nijaki jak to możliwe... Czy ona ją obraziła. Na pewno tak, ale nie miała w zwyczaju przejmować się obelgami. Nie przynosiło to korzyści. Żadnych. - Ona tego chce. Ty to wiesz... ja to wiem i księżniczki. Chce twojej i ich magii by uciec stąd, by stać się silniejsza. Pragnie władzy... Przecież to bardziej niż oczywiste... - westchnęła po czym wyraziła się pewnie patrząc już na nią ze swego rodzaju uśmiechem. Jej autorskim uśmiechem.

     

    - Ja tam wkroczę... Jakikolwiek nie będzie wynik. Nie zyska na tym, bo ja nie mam magii w znaczeniu na którym jej zależy. Po za tym... To że ją znasz... Utrudni ci zadanie. Już to robi. Namawiając cię w taki sposób. Gniew ci nie pomoże. Może zrozumiesz... - Uśmiechnęła się pobłażająco do Goldinga. - Nie można jej pozwolić na walkę z drugim jednorożcem... To jedyna pewna droga - zwróciła się do Celestii i Luny... Była pewna że. Księżniczki wiedzą że tak trzeba i się zgodzą.
     

  18. [Aenyeweddien]
    Miała niezwykłego pecha, gdyż ten wilk w którego celowała okazał się fałszywy ale nie ten stojący tuż obok, który doskoczył do niej w jednej chwili chwytając ją za tylną nogę, gdy galopowała odwrócona do niego tyłem...  Nie powinna tego robić w żadnym wypadku. Nie działać wystarczająco ostrożnie, Odwracać się do przeciwnika tyłem i zlekceważyć go w przypływie zbytniej odwagi podpartej prostym pomysłem jak poradzić sobie z zagrożeniem. Mogło to zadziałać na jedną maszkarę ale nie na to że one mogły być dosłownie wszędzie wokół niej, a ona postanowiła zaufać samemu wzrokowi, gdzie słuch i intuicja mogły zdziałać o wiele więcej. To było niedopuszczalne, więc ostre kamienie przebiły skórę, a jej pęd poszarpał ranę na lewej nodze, gdy ją wyrwała z jego paszczy. Na jej szczęście naprawdę płytko ale powstała w ten sposób dość uciążliwa rana nie pozwalająca pewnie stanąć na tej jednej kończynie przez jakiś czas. Krople krwi skapywały na ziemie znacząc bruk, a na pomiędzy nią i fontanną już czekał następny o wiele większy niż poprzedni. Czy mógł być prawdziwy? Nie mogła zapominać że nadal gonił ją jeden z zakrwawionym paskiem, a za nim całe stado. I na co jej to było? Czuła że oddycha się jej wyjątkowo lekko... ale czy mogła wiedzieć z jakiego to powodu... Na użycie magii wciąż dla niej było za daleko. 

  19. [Aenyeweddien]
    Piaskowilki należały do dziwnego rządu drapieżników  stworzonych z różnych parażywiołów i należały do tej samej rodziny co patykowilki. Nikt jednak nie mógł dociec czy powstały naturalnie czy pomogło im jakieś duże magiczne wydarzenie o chaotycznej naturze...  Pod każdym względem były wyjątkowe tworzące iluzje optyczne dookoła ofiar, gdy atakowały grupą czy stadem. I nie inaczej postąpiły w tym wypadku. Chcąc zmusić ją do ucieczki... 

     

    Skoczył na nią jeden bez zastanowienia, jak tylko on i ona mogli się zobaczyć. Błyskawicznie. Cały wykonany z czarnozłotej mieszanki piasku i ziemi a jego zęby stanowiły ostre krzemienie. Patrzył na nią tymi swoimi białymi oczami stanowiącymi dwa skupiska magii, gdy skoczył na nią. Jej miecz mógł przeciąć go... Tylko czy miało to sens skoro były wykonane z piasku i kawał stali przeleciałby przez niego, a jego cios i tak by do niej dotarł. Ten atak pozostał jednak ułudą, tamtego stworzenia nigdy tam nie było, gdy wokół niej pojawiały się kolejne pary ogników... Jak mogło być ich tylko troje, skoro otoczyło ją najprawdopodobniej całe stado? Klacz mogła poczuć że zapach ozonu powstałego podczas używania magii jest aż za dobrze wyczuwalny. Czy mogła wiedzieć z czym walczy... Skoro ten gatunek przybył aż z dalekiej Zebriki.

     

    Jej miecz pozostawał średnio skuteczny przy walce z nimi... Gdyby znalazła prawdziwego ile razy musiałaby go trafić by w końcu uniemożliwić mu ruch tylko tym że zmieniłaby jego kawałki w szkło. Kto by szybciej padł... Ona opadła z sił czy wilkom zabrakłoby materiału na ciało. Odcięły ją w kręgu... Co mogła zrobić?

  20. [Aenyeweddien]

    Klacz mogła poczuć, że mimo iż powierzchnia portalu przypominała bardzo gęstą ciecz, to w dotyku zachowywała się raczej jak gaz, który po dotknięciu ją zwyczajnie wciągnął w całości, po tym jak jej ciało zostało całe pokryte błyskawicznie cienistym nalotem odbierającym jej kolory, by oblizać się gdy całość chlupnęła do góry, a ona zaczęła spadać w dół wśród braku wszelkiej grawitacji coraz szybciej wirując. Wśród licznych cieni jej oczy mogły chłonąć liczne czarno białe krajobrazy niezliczonych krain. Jedne były pełne lasów, gór i innych żyjących majestatów natury, a gdzie indziej rządziła pustka pustyni. Właśnie tam wiatr rzeźbił w surowych skałach całymi wiekami by na koniec nie zostało nic prócz morza piasku... Albo ta sama siła przesypywała płatki śniegu tworząc nowy biały ląd.

     

    Po chwili wszystko to się skończyło, a ona wypadła na zarośnięty kamienny plac z fontanną w pośrodku, w którą o mało nie wpadła. Woda w niej była lodowata jakby dopiero wydostała się ze źródła z góry która zaciemniała krajobraz i mogła poczuć to na swoim pysku dość wyraźnie, by obudzić się z tego wszystkiego co mogła zobaczyć, uspakajając zawroty głowy... Rozglądając się dalej mogła dostrzec w blasku południowego słońca białą zabudowę miasta i wieże liczne pojedyncze wieże o złotych dachach tak bardzo typowych dla Canterlotu, tak jak szum wielu strumyków i fontann... Tylko czy nie pozostawało to za proste? Żadnego ducha w koło, a do każdego mieszkania rośliny próbowały się wedrzeć mimo że wszystkie wyglądały na zamknięcie, a nigdzie nie istniały żadne ślady walk... To las przejmował kontrolę nad miastem... Puszcza Everfree przejmowało władzę nad nim... Ile lat to już musiało trwać że czubki drzew widoczna były zza murów. Wieki.

     

    Nie dane było jednak klaczy odpoczywać w spokoju... Gdy usłyszała dźwięk przesypującego się piasku wśród niewielkich drzew wokół niej niczym jakaś burza piaskowa czym faktycznie było właśnie to zwierze. Tylko jak mogła istnieć taka zawierucha w zielonym lesie? Ewolucja nigdy nie zatrzymywała się w miejscu... i nie inaczej było w tym wypadku, gdy wszystko ucichło jak się zaczęło. Cisza przed burzą. Uszy jednak łowczyni nie mogły się mylić... Trójka napastników... Czym jednak byli i co ich zwabiło? Łatwy posiłek, a może portal który emanował swego rodzaju magią, odczuwalną z daleka i nagłe jej wzmocnienie gdy z niego wypadła... Właśnie portalu nie mógł jej wzrok uchwycić... Prowadził on tylko w jedną stronę. Nie mogła wrócić. Fate nigdy nie przewidywała drogi powrotnej.

  21. - Nie? -  Przekręciła głową i zaczęła chwilę myśleć... Patrząc na niego co moment, analizując wszystkie dostępne informacje z jego spektrum. - Pochodzisz z Królestwa Wschodzącej Nadziei jeszcze na długo przed zawiązaniem Equestrii - westchnęła, a w jej głosie była nutka rozbawienia? - Mam udowadniać dalej? - Wzruszyła ramionami. - Studiowałam wasze nauki wyjątkowo krótko. Nie było w nich kompletnie nic odkrywczego, co zdążyłoby zostać zapomniane albo nie miałoby swojego odpowiednika, gdzie indziej. Tak jak wasza upadła gwiazda. - Pokręciła głową zamykając oczy by pozwolić im wrócić do ich oryginalnej barwy. Stanęła po tym na kopytach i podeszła do niego na wyciągnięcie kopyta. Jej wzrok był zdystansowany od wszystkiego, a głos pewny i miał w sobie coś z nauczyciela. Wyciągnęła ku niemu kopyto. Tak właśnie nauczono ją rozwiązywać problemy... W imię harmonii.

     

    - Masz racje w wielu miejscach mnie jeszcze nie było - stwierdziła z uśmiechem, jakby były to tylko kolejne nie odkryte przygody. - To dopiero mój czwarty żywot, a cała pamięć nie zdążyła jeszcze do mnie wrócić i wątpię by wróciła. Nie miej mnie jednak za zwierze - zastrzegła, a w jej głosie czuć było niezadowolenie. - Hańbisz w ten sposób wszystkie jednorożce i ich sztukę, którą niezmiernie szanuję jako były cichy strażnik i ich uczeń. Pycha i ignorancja to złe cechy, prowadzące do upadku, który zaliczyłeś. Taka jest prawda, a ja jestem... - przerwała na moment. - Grimalkinem. Nie kotem jak za pewne myślisz. - Pokręciła głową.

  22. Pokręciła tylko przecząco głową w odpowiedzi, a jej kopyto walnęło o podłogę, by za nią pojawiła się czarna studnia zamiast światła nie odbijająca kompletnie nic. To linie mocy się zmieniły w kręgu otwierając gwałtownie przejście, a ona sama skrzywiła się jakby coś ukuło ją, gdy zrobiła coś czego nie powinna. Dlaczego musiała użyć cienia zamiast spokojniejszego jej zdaniem eteru? Czemu ta rzeczywistość była z nim tak silnie związana że nawet te zaklęcia zyskiwały na sile, gdy całe otoczenie przeczyło temu ... Nie znała odpowiedzi, gdy widziała wszystko ale nie to co właśnie potrzebowała. To była chyba największa wada jej wzroku. Widziała wiele ale istotne szczegóły jej umykały, by pokazać się w najmniej spodziewanym momencie.

     

    - Przejście otwarte... - powiedziała odchodząc od niego, by usiąść na poduszce i odetchnąć. Może nie było po niej tego widać. Nie pokazała przecież żadnych nadzwyczajnych świateł czy innego spektaklu. A jednak wiedziała że oni pozostają na swój sposób ślepi. Czy to jednak nie pozostawało wygodne? - Nie wiem jednak dokładnie gdzie w Equestrii. - Okiem spojrzała na ogiera, który sam próbował majstrować przy magii. Krew? Co to za barbarzyńskie metody. Przecież to powinno być swego rodzaju sztuką, a nie rytuałem. Przynajmniej ją tak uczyli. Jej ojciec.

     

    - Jeśli chcesz iść w swoją stronę... pokażę ci drogę... - westchnęła, otwierając swoją torbę i wyjmując z niej pojedynczego cukierka... - Bo ta magia nie pomoże ci w tym miejscu, ani w żadnym innym - stwierdziła zanim zaczęła przeżuwać swoją krówkę. Miała cały zapas na właśnie takie sytuacje. Ona znała wagę wolnej woli. Czemu ona nie miała mu udzielić jej daru?

×
×
  • Utwórz nowe...