Tego…jest…za…dużo.
Przypomniał sobie; przypomniał sobie wszystko. Ale nie tak jak zawsze, gdy zapomni o czymś. To było jak fala; fala rozbijająca się o nadmorski klif. W jednej sekundzie przypomniał sobie wszystko i zapomniał wszystko. Skąd się tutaj wziął i co ma robić? Przypomniało mu się co się stało; Luna potrzebowała pomocy w krainie snów. Czy on też jest we śnie? Tak, stał w kitlu przed jakąś grupą lekarzy lub chirurgów. Nie. Nie jakąś, stali przed nim członkowie drużyny z pod gwiazdy Lucida. Widział ich już gdy Luna ściągnęła ich, oraz innych.
Dolton mógłby tak stać i przywoływać wspomnienia jeszcze długą chwilę, ale coś wyrwało go z gonitwy myśli. Ktoś stojący za nim popchnął go w prawo. O mało się nie wywrócił gdy fioletowa klacz rzuciła się do najmłodszej z chirurgów pytając o powodzenie zabiegu. Ta mała miałaby niby przeprowadzić jakąś operację? ,,Mała”; trochę tylko młodsza od niego, ale i tak nie mogła nadawać się do tej roboty. On sam miał tylko 14 lat i stał ubrany tak jak oni. Kitel był całkiem dobry rozmiarowo, chociaż średnio wygodny. W czymś takim nie da się skakać, pokonywać przeszkód, czy robić uników!
Nie świadomy w ogóle zawiesił się z wzrokiem wpatrzonym w sufit i lekko oparty o ścianę. W myślach miał te czwórkę. Nie musiał mieć żadnego z nich przed oczami by próbować oceniać. Wystarczył mu moment, gdy tempo gapił się na nich.
Jest ten biały ogier z blond grzywą i ogonem. Wygląda na to, że ma ze 3 dychy na karku. Napakowany, pewnie pracuje fizycznie; krótko ścięty ogon na to wskazuje, ale ta grzywa. O wiele zbyt zadbana jak na zwykłego robotnika, czy kogoś w tym stylu. Spojrzał na niego, akurat w momencie, gdy ten zaczynał karcić klacz.
- Hej! Co pani sobie wyobraża? -Ton głosu cięższy niż młotek i ostrzejszy niż nóż. Tak, ten sam co przy opieprzaniu podwładnych. Więc pewnie jest żołnierzem, do tego wysokim rangą. Spojrzał na jego kopyta. Poznaczone odciskami, jakby od dawna posługiwał się bronią. Teraz dopiero zwrócił uwagę na znaczek i opaskę na oku ogiera. Na to samo wskazuje ta jego opaska na lewym oku, którą usiłuje zasłonić i ten jego znaczek. Ciekawe czy pacjenci i inni zwracają uwagę na tę opaskę i w ogóle ją widzą. Znowu się zamyślił; wrócił do świata dopiero przy wypowiedzi turkusowej klaczy.
- To nic jeszcze nie jest pewne. - Wtrąciła się, chyba ratując tyłek białemu ogierowi. On z resztą trochę się odsunął dając jej pole do popisu. -Proszę jednak być dobrej myśli. Może to być zatrucie pokarmowe, albo żółtaczka typu C. - O! Jaka milusia! I jeszcze ten zwyczajny, prawie obojętny ton z nutką wyższości. Kim ona jest tak w ogóle? Ych! Te oczy! Czarne i bezdenne jak beczka smoły. Znaczek nie przedstawia nic, chociaż… to porównanie do beczki smoły jest całkiem na miejscu, bo wygląda jak plama od tej czarnej mazi. Niby książek nie ocenia się po okładce, ale stoi obok mnie zaawansowany podręcznik do czarnej magii. A do tego nie mam zielonego pojęcia ile ma lat! Bosko!
- W zasadzie -ciągnęła klacz- nie ma większych podstaw aby określić…
O nie, mam dość słuchania tej jej milutkiej gatki. Odcinam się! Rzucił okiem w stronę brązowego kuca o żelaznej grzywie. Przeciętna budowa ciała, młodszy od tego białego, może jakieś 20 lat. Stoi i bacznie obserwuje sytuację, tak jak ja. W oczach ma strach? Nie jestem pewien, ale raczej nie pewność. Ciekawy znaczek. Co ma niby oznaczać takie żelazne drzewo? Może ma talent związany z drewnem lub żelazem, albo jednym i drugim? Dobra, więcej nie wymyślę… NA RAZIE.
I jest jeszcze ta klacz. Spojrzał otwarcie w stronę szarego kucyka. Młodsza ode mnie, to już ustaliłem, ale nie wiem o ile. Wygląda na 13 lat, a może jest po prostu tylko dość wysoka. Te włosy zdecydowanie nie pomagają przy chodzeniu! Chmmm. Po znaczku stawiam, że artystka, no, a przynajmniej, że chyba lubi rysować. Wygląda na ,,damę’’, pozazdrościć cery i takich zadbanych kopytek.
-Witaj w drużynie. –Dolton skupił się. Biały ogier skończył rozmowę z tą znerwicowaną klaczą i przechodząc obok niego miał parę słów do powiedzenia. -Powitania potem, teraz wczuj się w rolę i trzymaj mnie- Szepnął jeszcze. Dobra, zaczynamy. ,,Trzymaj mnie”? Znaczy dotrzymuj kroku, idź obok mnie, tak? Kuc zamknął drzwi od sali operacyjnej złapał te butlę na stojaku (Właściwie po co mu ona?!) i dodał głośniej - No, skoro mamy za sobą ten niewielki incydent, może dowiemy się gdzie mamy następny zabieg. Prawda, młody? -Szturchnął Dolritto w ramię. Ałłłłł, shit! Jak chcesz mnie przewrócić to zrób to otwarcie, bez tej maskarady, co! Jak w ogule można mieć tak twarde i narżnięte mięśnie!? On pewnie szprycuje się jakimś świństwem, żeby mieć lepszą wydolność. Chmmm. Nie ważne, no, przynajmniej w tym momencie. Ruszył za białym ogierem. -I czy nie mamy w harmonogramie powierniczek harmonii? Słyszałem że są gdzieś w tym szpitalu... -Podtekst! Podtekst czuję! Ale zaraz, z kąd ja mam to wiedzieć?! Spojrzał w dół, na swoje kopyto. Jasne! Ten papier to chyba lista pacjentów. Mogę teraz bez problemu odpowiedzieć!
-Widzisz, bo… -Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Magiczna siła wyrwała mu kartkę z kopyta. Spojrzał za siebie z twarzą wyrażającą złość i ujrzał brązowego ogiera przeglądającego rozpiskę. –Dawaj mi to! –Rzucił chłodno. Poprawka przy ocenie ogiera; to nie jest miękki gościu, a dość twardy kuc z dobrze opanowaną grą aktorską. Takie przynajmniej odniósł wrażenie przyglądając się ogierowi. Ale on sam musiał jakoś skończyć zdanie do tego białego kuca, inaczej wyjdzie na kogoś całkiem nie świadomego. Czas zagrać.
-…lista po aktualizacji wpadła w moje kopyta dopiero teraz, więc nie zdążyłem się jeszcze dokładnie przyjrzeć. –Powiedział w stronę białego. Dobra, to brzmiało świetnie! Powiedziałem coś w praktyce nie przekazując nic! A teraz starczy się zamknąć, iść za nim z pewną siebie miną i czekać na dalszy tok wydarzeń. Miodzio!