-
Zawartość
2367 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Sajback Gray
-
Kamienie? Chyba nie chce w nikogo rzucać. - Chyba nie chcesz w nich rzucać, prawda?
-
- Widzę drzewo i więcej drzew. Oprucz tego.... ooo... biedronkę. - Uśmiech. - Po za tym nic groźnego.
-
- Okey donkey. - Zniżyłem się, a następnie wybyliłem w górę na gałąź.
-
- YEY! Jesteśmy w komplecie! Urządźmy wielką imprezkę zjednoczenia! -Spojrzałem na Blacka. - Gdzie? Co? Kto? - Zacząłem się rozglądać.
-
- Takkk... brzmiało jakby ktoś piszczał, ale skąd.. - Wtedy wpadła na nas Rubby - Hejka! - Przytuliłem ją. - Dlaczego uciekłaś z jaskini?
-
Uśmiechnąłem się na jego słowa. Widać że rozumie co muszę przechodzić. Jednak czy mam używać tej mocy? Iron i tak ma już przez to koszmary. Nie myślałem nigdy że może Smile może się tak uczepić kogoś przez jedno spojrzenie. - Darem to raczej nie jest. Nie wielu wie jakie rzeczy dzieją się w dystrykcie chaosu. Strasznie dużo tajemnic jak na jeden dystrykt... nie chciałbym by Rubby dowiedziała się o tym. Kiedyś był jeszcze inny który posiadał podobną moc... ale, trochę za dużo jej wykorzystał.
-
Czarny kowbojski kapelusz.
-
Zaczęliśmy iść, a Black Leaf zaczął zbierać zioła. Pewnie znowu chce zrobić eliksir, no cóż, przyda się pewnie. Nagle przytoczył sprawę ze zdemaskowaniem Mimica. Podziwiał i zastanawiał się co to było. Lecz później powiedział że rozumie dlaczego ukrywam tę moc i że dotrzyma tajemnicy. - Dziękuję ci. Masz szczęście że nie widziałeś tego co znajduje się za opaską. Ta moc jest... powiedzmy że nie mogę używać jej za często. - Złapałem się za opaskę i cicho wyszeptałem - Smile... nie tym razem.
-
- Hmmm... masz rację. Jest ciemno, a to znaczy że ktoś może nas nie miło potraktować. W okolicy jest jaskinia, możemy do niej pójść i schronić się. Jest tam też Iron i Rubby. Zaprawadzę cię, chodź za mną. - Zacząłem iść nucąc pioseneczkę.
-
Okazał się być pułapką Discorda która...
-
Przechyliłem słodko głowę i uśmiechnięty spojrzałem na niego, po czym go przytuliłem - Pewnie że tak! Witaj w naszej drużynie.
-
Na chwiłe posmutniałem i zamknąłem oczy. - To nie twoja wina. Nie powinieneś się też obwiniać za śmierć swojej ukochanej. Jeśli kochałeś ją do końca,to zrobiłeś dla niej więcej niż myślisz. Przeszłości nie zmienimy, lecz trzeba myśleć o tym co jest teraz. Głęboko wierzę że Pinkie patrzy na mnie i się uśmiecha, co samo w sobie daje mi siłę by wywoływać uśmiech na twarzy innych.
-
- Naprawdę cię podziwiam. Ja chciałem po prostu spotkać się z Pinkie bo dowiedziałem się że ją wybrali. Nie mógłbym się jej pokazać kiedy nadejdzie mój czas ze świadomością że źle się bawiłem na tych igrzyskach. Jeśli umrzesz, to z chęcią wezmę eliksir i wyniosę go na świat.
-
- Dobry pomysł. Cóż, ja nikogo też raczej nie zabiję... ale nie ręczę za... . A do czego chcesz użyć eliksir?
-
Popatrzałem na niego lekko zdziwiony. -Szczerze? Z tego co mi wiadomo to ogień. Ale i tak go nie lubiłem. A przy okazji, proszę - Wyjąłem eliksir.
-
- Oczywiście że tak. I zawsze nim będziesz. Nie musisz dziękować. Niczego od ciebie nie potrzebuję. Twój uśmiech jest wszystkim czego mi trzeba. Aha... co do podmieńca... nie żyje. - Uśmiech.
-
Patrzyłem na niego z uśmiechem. - Ja nie lubię zabijać. Wiem o tobie tyle że cię lubię i traktuję jak przyjaciela. Dlaczego ci pomagam? Ponieważ uwielbiam wywoływać na czyjejś twarzy uśmiech. Wiem że zginę, ale nie mam zamiaru się poddawać z tego powodu. To prawda że są dni smutne i beznadziejne i możesz czuć się nikim, lecz zawsze tam będę by pokazać ci że jeszcze wcale nie jest tak źle. - Uśmiech.
-
Hmmm... chce bym go wykończył. Nie, nie mogę. To nie ja. - Wybacz, ale tego nie zrobię. Nie mnie decydować czy zasługujesz czy nie. Ale mogę zrobić coś innego. - Wyjąłem z plecaka zupę. - Wygląda na to że jesteś głodny, więc proszę. - Uśmiech.
-
Nagle Black Leaf upadł. Chyba nie miał już sił. Wygląda na to że się poddał. Leżał na ziemi. W końcu zeskoczyłem z drzewa i zbliżyłem się do niego. - Wygląda na to że długo nie pociągniesz. - Uśmiechnąłem się.
-
Spacerowałem sobie w świetle księżyca, aż nagle usłyszałem kroki. Szybko wskoczyłem na okoliczne drzewo. Jeśli to wróg, to mam nad nim przewagę. Okazało się że to właściciel eliksiru. Postanowiłem się narazie nie ujawniać.
-
Nadal patrzyłem w gwiazdy i myślałem o Black Leafie. Widział co potrafi moje oko. Może wykorzystać tą wiedzę przeciwko mnie. Mimo wszystko oddam mu eliksir. W końcu obiecałem. - Na chwilę odchodzę Iron. Za jakieś pół godziny wrucę. Poszedłem do lasu. Na szczęście sen nie jest mi potrzebny.
-
- Masz dla kogo wygrać. Ja już nie mam. Kiedyś spytałeś się mnie, dlaczego się zgłosiłem. Zrobiłem to ponieważ dowiedziałem się że wybrali Pinkie. Kiedyś obiecałem jej że znowu się spotkamy. Teraz jej nie ma.
-
Zacząłem patrzeć się na księżyc, gdy usłyszałem Irona.. - Też. Masz szczęście, że masz swoją siostrzyczkę - Lekki uśmiech.
-
Postanowiłem się przewietrzyć. Powoli wstałem i zacząłem wychodzić z jaskini. Na chwilę się zatrzymałem i spojrzałem na Irona. Kim może być... Drake... i dlaczego Smile? Różne myśli przelatywały mi przez głowę. W końcu przestałem się na niego patrzeć i stanąłem przy wejściu do jaskini.
-
Krzycząc, obudziłem się. Jak on może to robić, dlaczego Iron... . Muszę uważać z opaską. Nagle usłyszałem jakąś piosnkę. Iron chyba się obudził. Nie pozwolę aby Smile znowu to robił. Złapałem się za moje krwistoczerwone oko kopytem. Nie, nie pozwolę mu tego robić. Kim jest ten Drake... Smile wykorzystuje jego cel... a to znaczy że musi być zły. - Hihihi. Gdyby tylko wiedział. - Powiedziałem do siebie, mając nadzieję że nikt mnie nie usłyszy. Kiedyś myśl o Pinkie dodawała mi sił, ale teraz jej nie na. Nie mogę mu się przeciwstawiać...