Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4024
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    133

Posty napisane przez Cahan

  1. 54 minuty temu, Vulture napisał:

    Nie sądzę, to by była po prostu wierność materiałowi źródłowemu wtedy. Była by po prostu taka, jaka była naprawdę

    Patrząc na zachowanie i treści wypisywane przez wielu graczy Wiedźmina (w dużej mierze zagranicznych), którzy nigdy książek nie czytali i nie ogarniali w ogóle o co chodzi z Yen i że przecież Trissunia jest taka dobra, miła i cudowna (w książkach ma parę rzeczy na sumieniu, część dość grubych)... W ogóle Wiedźminy zachodowi sprzedały 2 i 3, które są dość odległe klimatem książkom, zwłaszcza dwójka. Dwójka była w dodatku reklamowana nagą sesją Triss Merigold w Playboyu (chyba to był Playboy). Ogółem, nie licząc wątku Dzikiego Gonu, to jedynka jest najbliższym książkom Wiedźminem, a i tak sporo zmienia.

     

    W ogóle zagraniczni fani jako pierwowzór traktują zwłaszcza gry. I dla nich święte i jedyne przedstawienie bohaterów to właśnie to growe, które bywa nierówne, zwłaszcza pod względem wizualnym, szczególnie w późniejszych odsłonach. Nie licząc stroju Triss z jedynki, jakby postawić ją koło dziewcząt z Chętnych Ud, to nikt by nie zauważył, że coś się nie zgadza :P.

  2. 8 godzin temu, Vulture napisał:

    Mówisz o tym zielonym kostiumie, który się uaktywnia gdy bohaterka zostaje wyciągnięta z kapsuły? Czy chodzi ci o "skin suit", który odsłania postać, kosztem znacznego zwiększenia trudności?

    O obu strojach. Pies z kulawą nogą, by mówił o tej grze kontrowersyjne rzeczy, gdyby nie te stroje. Zielony poza byciem mocno obcisłym i odblaskowym na tyłku, mocno odsłania cyce. A skin suit na pierwszy rzut oka wygląda jak nagość. I to nie artystyczny akt. Chociażby Malenia z Elden Ringa w drugiej fazie jest zupełnie naga, ale jest to inna nagość, nagość przywodząca na myśl klasyczną sztukę, a nie pornola. A przecież Malenia jest niesamowicie wręcz piękna.

     

    9 godzin temu, Vulture napisał:

    Nie wiem czy się zgodzisz, ale Eve przynajmniej przypomina swój pierwowzór. Natomiast bohaterka SW Outlaws, bardziej przypomina faceta :) Niz źródłową modelkę. To się nazywa uglyfikacją postaci. I choć jestem fanem serii horizon. Mam 2 części w oryginale na ps5, to muszę przyznać, że mogli by kobiety ładniejsze zrobić, bardziej z naszego świata. Bo ładne kobiety to nie jest "idealizacja", one faktycznie istnieją.

    No jak dla  mnie za mało dokładnych materiałów do porównania podobieństwa do modelki (która prawdopodobnie jest poprawiona chirurgią plastyczną, szczególnie, że to Koreanka i na starszych zdjęciach ma mniejsze cycki - ale to może być też kwestia ciuchów i pozy). Tylko że serio, nikt się nie czepia ciała, szczególnie, że to jest i tak stylizowane. Tylko kostiumów postaci, które specjalnie mocno uwypuklają to i owo i robią to w sposób, który w naszej kulturze kojarzy się z erotyką. Np. strój na screenie wygląda jak grafika dla artystów jak nie rysować biustu w ubraniu. Bo biust w ciuchach się tak nie układa. Nawet na zdjęciach Koreańskich modelek.

     

    A co do SW Outlaws, to wybrałeś grafikę, na której postać wygląda gorzej.

    Spoiler

    People are being disingenuous with the SW Outlaws trailer : r/MauLer

    No jak dla mnie tu np. wygląda jak modelka, tylko włosy ma inne i makijaż. Bardziej podobna niż Eve do Shin Jae-eun. Weź pod uwagę, że większość modelek poza planem zdjęciowym wygląda skrajnie inaczej. Powiem więcej, niektóre, które widziałam na żywo, to na żywo są bardzo mocno takie sobie.

     

    8 godzin temu, Socks Chaser napisał:

    Ja tutaj się podzielę taką moją luźną myślą, pewnie gdyby dziś zrobiono grę Wiedźmin i ukazano Triss Merigold tak jak w książce - bez dekoltu, z bliznami, rozpuszczonymi kasztanowymi włosami itp. to masa tych facecików by się rzuciła do jebania po twórcach, mówieniu o woke, uglyfikacji, doszukiwać się spisków

    Jakby zrobiono remake Wiedźmina 2 i 3, to tak by było. 

     

  3. Dobra, widzę, że dyskutujecie tak zawzięcie i często schodzicie tak bardzo na offtopy, że aż obejrzałam demo, jakieś recenzje od ludzi, którzy nie są ani na absolutnie NIE, ani na TYŁEK I CYDZGI NA POHYBEL WOKE! I powiem tak...

     

    Trailer nie prezentuje tej gry najlepiej. Co tu dużo mówić - grywalna postać wygląda jak sci fi prostytutka. I to jest fakt. Jest to chamski fanserwis skierowany głównie do męskiej widowni i tani chwyt, który ma sprawić, by o grze było głośno. I w trailerze to razi bardzo. Czy to oznacza, że Stellar Blade to automatycznie zła gra? Oczywiście, że nie. Bo sądząc po opiniach ludzi, którzy grali w demo, to całkiem solidny tytuł podobny do Sekiro. A Sekiro to gra wybitna.

     

    Nie będę ukrywać, że mnie wizualia głównej bohaterki odrzucają mocno. Fizyka tyłka i cycków wygląda przesadzenie, jak jakieś silikonowe implanty, a ten strój razi. Razi nawet na tle innych postaci, które widziałam. No sorry, ona ma ciuchy jak z pornola lub bardzo odważnego artystycznie teledysku :P 

    Co tu dużo mówić, marketing jednak działa, bo niemal wszyscy o tej grze słyszeli i ile osób o niej gada. I wydaje mi się, że bardziej trafia poza target typowo soulsowych graczy - w odróżnieniu od chociażby takich tytułów jak Thymesia, Lies of P, The Last Hero of Nostalgaia, Mortall Shell czy nawet nowe Lords of the Fallen. W ogóle sądzę, że do kogoś, kto nie jest zapalonym graczem soulsów łatwiej trafią Jedi Fallen Order (bo Star Warsy) czy właśnie Stellar Blade - reklama i szczucie cycem.

     

    Ale bądźmy poważni - heteroseksualne kobiety i geje też potrzebują fanserwisu! nie tylko kobiety w grach są mocno "idealizowane", choć ja bym raczej powiedziała, że ta idealizacja bardzo często polega na seksualizacji - chociażby wielki dekolt Triss Merigold z Wiedźmina. Postaci, która kanonicznie nie nosi dekoltów, bo ma blizny po Sodden. A i kanonicznie w książkach miała zawsze rozpuszczone włosy. I to kasztanowate, a nie czerwone. Sapkowski inne postacie opisywał jako rude, a ją akurat nie, więc... I dziwnym trafem, przeseksualizowana, nieksiążkowa Triss Merigold jest okej, ale Aloy która wygląda po prostu jak muskularna, nieumalowana realistyczna baba... O panie... Ile ja się naczytałam dram i płaczu, że włosy na twarzy u kobiet są nienaturalne i w ogóle fuj! Jakby... Czy ludzie, którzy piszą takie rzeczy widzieli kiedyś prawdziwe kobiety? Z idealizacją męską jest trochę lepiej. Jasne, krata Kratosa czy Geralta są wyidealizowane, ale chyba nigdy nie widziałam dramy, że złe woke sprawia, że postać męska w grze nie wygląda jak ikona seksu.

    Jakby... NIe ma nic złego, że lubicie nierealistyczne i przeseksualizowane kobiety/facetów, ale nie róbcie nierządnicy z logiki i nie udawajcie, że stoi za tym coś więcej. Bo nie ma nic bardziej żałosnego niż przesycony erotyką content i fani oraz devovie udający, że wcale nie, jakby mieli po piętnaście lat i mama właśnie ich nakryła na oglądaniu filmików XXX.

     

    Sama na chwilę obecną raczej nie zamierzam kupować tej gry. Całokształt wizualny jakoś do mnie nie trafia, nie jestem fanką takich futurystycznych realiów. Ale może zmienię zdanie za parę lat, jeśli gameplay będzie wybitny, a gra na wyprzedaży.

     

    3 godziny temu, Vulture napisał:

    Ale tylko napędzili sprzedaż gier, które się od tej ideologi odcinały :) Tak było z Hogwarts Legacy, tak jest i ze Stellar Blade, no i dobrze :)

    HL miało gwarantowany sukces jako gra do HP, który jest bardzo popularnym uniwersum. Zdziwiłabym się jakby to nie okazało się hitem, bo jedyne co HL musiało zrobić, to nie być totalnym gniotem. I z tego co widziałam w gameplay'ach, to wyjątkowo nudna i powtarzalna produkcja, która wygląda trochę jak każda gra Ubisoftu. Z bardzo meh fabułą i mechaniką magii gorszą niż w Elden Ringu. Obawiam się, że kontrowersje związane z Rowling i ludźmi, którzy jej nienawidzą za wiele tu nie zmieniły, bo o tytule i bez tego było głośno. A oni sami przecież nie kupili.

  4. Dnia 6.04.2024 o 22:54, D.E.F.S napisał:

    Wnioskuję, że owa historia toczy się w miarę współcześnie na kilka dekad przed wydarzeniami serialowymi. Do takich wniosków doprowadził mnie paintball wspomniany w opisie zdjęć.

    Plus, minus 25 lat przed wydarzeniami serialowymi.

     

    Dnia 6.04.2024 o 22:54, D.E.F.S napisał:

    Jestem ciekaw ile lat dzieli "Księżniczkę w Różu" od ostatniego rozdziału "Cienia Nocy" i w jakich okolicznościach wymarły (jeśli wymarły) wszystkie alikorny prócz Celestii i Luny?

    Kilka tysięcy lat. To akurat nigdy nie była tajemnica. A co się stało z alikornami... Już "Cień Nocy" w dużej mierze odpowiada na to pytanie: ich populacja nigdy nie była zbyt wysoka. Alikorny potencjalnie mogą żyć wiecznie - jeśli nie zostaną zabite czy powalone przez chorobę, ale fatalnie się rozmnażają. Od swoich początków były krytycznie zagrożone przez większość czasu. A co było ostatecznym gwoździem do trumny... Częściowo można szukać odpowiedzi w kolejnych rozdziałach CN, ale też kiedyś planowałam wielorozdziałowy (krótki) sequel we współczesnej Equestrii.

     

    Dnia 6.04.2024 o 22:54, D.E.F.S napisał:

    Zakładam, że Celestia maczała kopytem w exterminacji alikornów lub oszukuje o ich ustnieniu w celu utrzymania swojej "boskości"

    Celestia dla kucyków jest jedynym alikornem od tysiąca lat. A wcześniej przez długi czas była sama z Luną. Kucyki nie znają zbytnio starożytnej historii, jedynie pewne urywki. Celestia nie musi wiele robić - wystarczy, że milczy. Tak jak milczała o swojej siostrze, która przetrwała w świadomości społecznej tylko jako bajka do straszenia źrebiąt. Jednak już w czasach Night Shadow equestriańska odmiana Kościoła Harmonii była uznawana za herezję i wyśmiewana wszędzie indziej, bo Kościół Equestrii stawiał na piedestale Celestię i Lunę jako bezpośrednie córki Harmonii, półboginie, itd.

     

    Dnia 6.04.2024 o 22:54, D.E.F.S napisał:

    edyny błąd jaki bym poprawił, to zamiana literki e na a we fragmencie

    "różowo-fioletowo-kremowe grzywa"

    "różowo-fioletowo-kremowe grzywa i ogon" - przymiotnik odnosi się do dwóch obiektów

    • +1 1
  5. Jakiś czas temu Ghatorr i Rarity zorganizowali konkurs na discordzie KKPF. Oto moje konkursowe opowiadanie, które zostało nieco wypolerowane. A o czym to ficzek? Cóż...

     

    Tajemnicza Wiedźma sieje chaos w Kotlinie Szmaragdowej i tylko księżniczka Celestia może ją powstrzymać, jednak kiedy dociera na miejsce, to dokonuje niezwykłego odkrycia.

     

    Księżniczka w Różu

     

    Fanfik jest zgodny z uniwersum "Cienia Nocy".

    • Lubię to! 2
  6. 11 godzin temu, Vulture napisał:

    Czy nie zbuntował byś się jako ofiara, BO WYKONAŁEŚ ZADANIE A NIKT NAWET NIE ZAUWAŻYŁ? TO TY DAŁEŚ LUDOWI SIŁĘ, do cieszenia się w ogóle tą jasną otoczką?

    W pracy często nie słucha się pochwał i doceniania za wykonywanie swoich obowiązków, tylko wypłatę. Jest mnóstwo zawodów, których nikt nie zauważa, a nagrodę i pochwały zbiera ktoś inny. Ot, życie.

     

    11 godzin temu, Vulture napisał:

    Ponieważ siostry dzieliły się po równo obowiązkami. jedna dawała kucykom bawić się za dnia i pracować. Ale serial zapomniał wspomnieć, że ABY MIEĆ SIŁY do pracy i zabawy za dnia, potrzebna jest noc i wypoczynek. Inaczej się nie da, tymczasem sprawa wyglądała tak, jakby wszystko należało się starszej siostrze, a nie mamy żadnego dowodu, że młodszej ktoś w ogóle podziękował...

    Patrząc na inne odcinki powiązane z tym wątkiem, to legenda z pierwszego odcinka mocno spłycała swoją sprawę. Celestia zwyczajnie odwala całą robotę związaną z zarządzaniem państwem. W większości ciężką, wnerwiającą robotę, a nie się świetnie bawi i patrzy jak kucyki bawią. Zaś Luna... W praktyce jest niepotrzebna. Jej pomoc, to indywidualna pomoc z koszmarami i wzniesienie Księżyca. To drugie Celestia robi bez problemu, to pierwsze... Przez 1000 lat jej nieobecności nic się nie stało. Ty, ja, każdy na tym świecie ma koszmary. I co z tego? Nic. W tym kontekście pomoc Luny, jej osobista misja wydaje się mało istotna. I podejrzewam, że jej moc ma inne zadanie - szpiegować poddanych i szukać ziaren buntu. A że pomoże czasem jakiemuś zestrachanemu dzieciakowi? To tak dla rozrywki.

     

    11 godzin temu, Vulture napisał:

    Stąd wniosek, że skoro jeden praco3wnik coś wykonał, a drugi może zrobić to samo, to w sumie dało by się tego co zrobił wyrzucić, zapłacić tylko jednemu, a tamtego nawet oskarżyć o "zazdrość", jakby się rzucał :)

    Przecież zbędnych pracowników się wyrzuca, bo generują koszty, a nic nie wnoszą. Normalna rzecz. Inna sprawa, że Luny nikt nie wyrzucał. Luna strzeliła focha i postanowiła obalić siostrę, zostając pojedynczą władczynią Equestrii. Późniejsze sezony pokazały, że Luna o rządzeniu ma zerowe pojęcie i sobie z tym zupełnie nie radzi. To nie była zazdrość o miłość poddanych, ale o realną władzę, co zostało pokazane na początku sezonu czwartego. I utwierdzone później w odcinku, w którym siostry zamieniły się znaczkami. Legenda mocno złagodziła, co zaszło. A przecież nawet podczas konfrontacji Celestia próbowała przemówić Lunie spokojnie do rozsądku, kiedy ta odwaliła zdradę stanu.

    Ba, sądzę, że Luna na swój sposób miała więcej miłości od poddanych niż Celestia - chodzi po snach, ratuje ich przed koszmarami, ma bardziej intymny, osobisty kontakt niż Celestia, która dla kucyków robi raczej za alabastrowy posąg niż osobę.

     

    Luna nie nadaje się do rządzenia, bo zwyczajnie nie jest w stanie wykonywać swoich obowiązków dla królestwa, myśląc o sobie i o swoich kompleksach względem Celestii. Będąc drugą najważniejszą osobą w państwie, co jest naprawdę dobrą pozycją.

     

    Nie mam nic przeciwko innym przedstawieniom Luny w twórczości fanowskiej, ale ta serialowa po prostu zachowała się jak rozpuszczony dzieciak, który był gotowy poświęcić wszystko, bo w jej mniemaniu siostra się świetnie bawi, a i dzierży większą władzę. Ma szczęście, że Celestia jest miękka, bo taką zdradę powinno się karać śmiercią.

     

    Czy Luna jest ofiarą? Jeśli już, to swojej własnej psychiki. Ale słabi nie powinni stać u szczytu władzy. Władza to w pierwszej kolejności obowiązek, a nie słuchanie pochwał. Ba, to bycie ciągle narażonym na krytykę, niewdzięczność, itd. Jeśli Luna tego nie potrafiła pojąć, to nie powinna być księżniczką.

  7. Dobrze widzieć wielki powrót. Tęskniliśmy.

    I może nawet doczekamy się zakończenia Nowoczesnej Baśni o Księżycu? Fika, którego uważam za arcydzieło. Czemu? Bo ma w sobie coś intrygującego. Tajemnicę, drążącą i nie dającą spokoju. Ma też klimat. Ma swego rodzaju mrok i jest zwyczajnie dobrze napisany.

     

    A jak nowości w fanfiku?  Przeczytałam teraz 3 ostatnie rozdziały, bo czytałam to już kiedyś. Czy planuję przewertować ponownie całość? Oczywiście. Także jeśli palnę jakąś głupotę, to pewnie przez zawodną pamięć.

    A co myślę o tym, co przeczytałam teraz? Dziwnie, mgliście, tajemniczo i coraz więcej pytań, jak zawsze. Ale też w końcu dostaliśmy jakieś odpowiedzi i trochę więcej z przeszłości księżniczek.

     

    Wychodzi na to, że ktoś rzeczywiście je wygnał. I przynajmniej niektóre z nich sądzą, że na to zasłużyły i to kara. Za co, dlaczego i czy faktycznie tak jest? Nie wiem. Zastanawia mnie trochę kiedy to było. Bo Twilight brzmi jakby jej rodzina mogła być wciąż żywa. Ale z drugiej strony... Cadance świętuje dwusetne urodziny? Czy Cadance była tak stara, kiedy zajmowała się małą Twi? Patrząc na to jak starzeje sie Flurry... jest to możliwe. Ale istnieją też inne opcje. Pierwsza, najprostsza - Twilight nie czuje upływu czasu. Na Księżycu nic nie ma, ma tylko wspomnienia z młodości, które przeżywa i przeżywa. Także ma to sens.

     

    Ale ja sądzę, że kluczem jest co innego. Czemu Celestia miałaby kłamać o urodzinach Cadance?

    Spoiler

    Bo nie chodzi o Cadance, nie prawdziwą Cadance. Bo może, może ta prawdziwa nie żyje. Albo nigdy jej nie było.

    A coś dużo tu podmieńców... Niepewna-pewna śmierć Chrysalis, królewna Change od podmieńców (która może wciąż z nimi jest), nieznana geneza powstania Cadance... Swoją drogą, choć tekst sugeruje, że Celestia trollowała Twilight i udawała Change, to nie jestem do końca przekonana. "C." to może być również Cadance. Która jest ślepa. Do tego zagadka o Kryształowej Alicji, kocie i pudełku... I to, że Luna nie jest zaproszona na urodziny. Ciekawym jest to, że Luna nie była również obecna na ślubie Cadance. Ani prawdziwej, ani fałszywej. Pojawia się dopiero na weselu. Relacje pomiędzy nimi w fiku też wydają się słabe, również widać to na ślubie Twilight - Cadance zgarnia Shininga, który rozmawiał z Luną.

     

    Ale najbardziej nie daje mi spokoju to, co mówiła Flurry Heart:

    1. Mi Amore Cadenza (która jest z nimi) nie jest Cadance i nie jest jej matką.

    2. Zapach podmieńca. Oczywiście, my wiemy, że Flurry nigdy w pełni świadomie nie wąchała podmieńca. A przynajmniej pewnego podmieńca. Za to Twilight twierdzi, że rozpoznałaby ten zapach, co jest logiczne, zważywszy na to, że jest ich królową i z nimi spała.

     

    Do czego to wszystko prowadzi? Cóż, możliwe, że do niczego, a to tylko zmyłka.

    A może jedna z nich jest podmieńcem? Albo... dwie. Chrysalis i "Change".

     

    Flurry uważa Celestię za matkę, ale to nie wszystko. Nie uważa Cadenzy za swoją biologiczną matkę. Co jeśli Flurry mówi prawdę? Co jeśli alikorny naprawdę nie mogą mieć dzieci, więc królowa podmieńców zastąpiła Cadance, może i za jej zgodą, na jakiś czas właśnie w tym celu? Może wręcz to  jest powód czemu Chrysalis jest martwa i to jest wina Cadance. Celestia o tym wiedziała i to Chrysalis obchodziłaby właśnie dwusetne urodziny. A może i obchodzi...

     

    Tylko, czy jeśli ktoś jest podmieńcem, to kto?

    1. Twilight Sparkle - niby Flurry zarzuca jej zapach podmieńca, ale zna go tylko z opowieści matki. Czyli Cadance też musiałaby wiedzieć. W serialu podmieńce nie mają wspomnieć osoby, w którą się zamieniły, więc możemy założyć jedno. Jeśli Twilight z Księżyca jest podmieńcem, to została podmieniona jako niemowlę i o tym nie wie. Co jest chyba mało prawdopodobne.

    2. Cadance - z Cadance jest coś nie tak i niewątpliwie na pewnych etapach swojej historii została podmieniona. Czy jest taka teraz? Nie sądzę, chyba że to co z Twilight, czyli była podmieńcem od początku.

     

    Zarówno Twilight, Cadance jak i Flurry łączy jedna rzecz. Podążają za słońcem, czyli światłem. Zupełnie jak owady do lampy. Celestia dosłownie postawiła Cadance lampę, a Flurry i Twilight ją ubóstwiają.

     

     

    3. Luna - tu wszystkie domysły  byłyby naciągane jak stare gacie. Poza nieobecnością podczas inwazji podmieńców. Możliwe przez naturę podmieńców, ale brak większych poszlak.

    4. Celestia - to Celestia kazała im się spakować i Celestia sprawuje władzę. Ale przede wszystkim, to wokół Celestii kręci się wątek toksycznej miłości. Celestia zasugerowała ślub. Celestia trzyma w klatce Filominię. Celestia wysłała Lunę na Księżyc w ramach łaski. Tylko czemu? I skąd Celestia miałaby wiedzieć, że Luny nikt nie kochał? A co jeśli wiedziała, bo jest podmieńcem? Jest Change i zawsze nią była, nie tylko kiedy trollowała Twilight.

     

    I tu mam coś, co chyba najbardziej spinałoby się w całość :crazytwi: One wszystkie są podmieńcami, poza Twilight. Dlatego Twilight pachnie inaczej dla Flurry Heart. Celestia robi dziwne rzeczy i Luna przywołała legendę o Change, bo... One obie są królowymi podmieńców, ale ich rojem są kucyki. W takim wypadku wysłanie Luny na Księżyc było łaską. Celestia sparowała Twilight i Thoraxa, bo on kocha ją. Wiedzą to wszystkie trzy, poza Twilight. I co jeśli... Jeśli Cadance nie kocha Shining Armora i nigdy go nie kochała? Ale on kochał ją, więc ona żywiła się jego uczuciem? I stąd jej dziwne zachowanie - jej nie chodzi o związek Twilight, jej chodzi o własny związek i wyrzuty sumienia, które ją dręczą.

     

    Trochę bawi mnie to jak odebrałam ślub Twilight z Thoraxem. Oczywiście, Twilight po latach trochę obwinia Celestię. Tylko no... Celestia w tej części historii zachowuje się jak typowa ciotka/matka/babka. I w zasadzie do niczego Twilight nie zmusiła. Nawet jakoś nie naciskała, tak naprawdę. Jak dla mnie, księżniczka przyjaźni uprawia wieczny scenariusz "co by było gdyby". Bo, z opisów o jej relacji z Thoraxem przed ich ślubem, da się stwierdzić parę rzeczy.

    1. Tak, kochali się. Nawet jeśli była to miłość przyjacielska, bez motylków w brzuchu, itd. Ale szanowali się, lubili bardzo swoje towarzystwo i byli dość bliscy. Przynajmniej Twi.

    2. Uprawiali seks.

    W najgorszym razie masz tu friends with benefits, ale takich prawdziwych przyjaciół, których łączy miłość. I nie zdziwiłabym się jakby starsza, bardziej doświadczona Celestia też to zobaczyła i uznała, że czemu nie? Taka zachodnia miłość romantyczna i tak szybko się kończy. A czasami nigdy nie zaczyna/nie działa jak w komedii romantycznej. Czy Twi po prostu nie nadinpretuje? Bo zaczęła to robić dopiero po pytaniu Starlight. Tylko że pytanie Starlight bardziej odnosiło się do tego, że Twi nie chce ślubu. Ale ten ślub nie jest zły -  skandalu się uniknie (nie wiem jak zareagowałaby opinia publiczna, że Twilight uprawia pozamałżeński seks z królem podmieńców), politycznie korzystnie, dla Twilight w sumie wiele się tu nie zmienia. Twilight się tu buntuje nie dlatego, że nie kocha Thoraxa, Twilight się buntuje, bo nie zależało jej na ślubie i nawet głupią kiecę ślubną wybiera pod Celestię. Tylko znowu - to nie jest wina Celestii, że Twilight nie jest asertywna.

     

    Twilight miała cały czas możliwość przegadania tego z paroma osobami, ale póki co nie wyczytaliśmy, by zrobiła to z najważniejszą osobą tutaj. No nie wiem, ze swoim przyszłym mężem :P.  Nawet, że nie jest jeszcze pewna i gotowa, cokolwiek. Swoją drogą, to podmieniec, on wyczuwa miłość, a ma takich jak on na pęczki, czy Twilight nie mogłaby tego wybadać u nich, jak ma wątpliwości. Czy on w ogóle chciałby z nią być jakby go nie kochała?

     

    A może to fik o tym, że...

    Spoiler

    Miłość podmieńców jest toksyczna?

     

    Naprawdę, nie wiem, co o tym myśleć, poza tym, że to wyborny fanfik i liczę na to, że jak najprędzej dostaniemy kolejne części.

    A i głosuję na EPIC.

    • Lubię to! 2
  8. 3 godziny temu, Vulture napisał:

    Logicznie powinni bardziej siedzieć na forach, ale właśnie social media, YT kids i inne rzeczy, tik toki, to właśnie odciąga :)

    Tak, tylko fora to twór dla takich starych zgredów jak my. Tu jest porządek, zasady i jeszcze trzeba czasem korzystać z opcji SZUKAJ.

     

    Smartfonowe dzieciaki (uspokajanie niemowlaków smartofnami, to widuję regularnie w robocie), mają bardzo krótki czas uwagi i szukają w sieci krótkich i intensywnych treści. Na forach trzeba sobie samemu pokopać i nie ma tak szybkiego pobudzania ośrodka nagrody w mózgu.

  9. 11 godzin temu, Magus napisał:

    Jeśli idzie o drugą sprawę, to pamiętam jak kiedyś była sytuacja, że pojawiła się tu jakaś 10 latka. Wyraźnie chciała się odnaleźć na forum, ale część forumowiczów spisywała ją niemal natychmiast na straty, bo jak dziecko wśród dorosłych lub starszych nastolatków?

    Powiem Ci, że osobiście wolę, by takie dzieciaki stąd uciekały. Dla własnego dobra. Ba, uważam, że dziesięcioletnie dzieci w ogóle nie powinny łazić po forach internetowych oraz social mediach. Ludzie są okrutni, wyśmieją jakieś krzywe, adekwatne do wieku obrazki, będą takiego dzieciaka podpuszczać by robił z siebie idiotę, itd. Nie mówiąc o zjawisku groomingu. Trudno kontrolować wszystko, co się dzieje na takim forum, szczególnie co użytkownicy robią na PW. Dziesięcioletnie dziecko może się też łatwo natknąć tu na treści niebezpieczne -  tu są jednak głównie dorośli i starsze nastolatki, które nie stają na rzęsach, bo gdzieś kręcą się dzieci.

     

    Swego czasu autorami clopów były w dużej mierze dzieci (ówczesny regulamin zabraniał im czytania treści +18, ale nie przewidział, że będą je robić). Rekordzistka miała 9 lat. Chyba nie muszę pisać co o tym myślę i jakie to niesie za sobą zagrożenia. Oczywiście, zostało to wszystko posprzątane i jest bardziej pilnowane. Ale tak, uważam, że poniżej pewnego wieku dzieci bez nadzoru rodziców nie powinny się pałętać między dorosłymi. Szczególnie, że niestety, ale w fandomach różne rodzaje przemocy w stosunku do małoletnich istnieją - w Polsce na szczęście nie spotkałam się z niczym gorszym niż zjechanie obrazka czy fanficzka (co wciąż jest przykre, ale z drugiej strony dzieciak zasługuje na szczerość i konstruktywną krytykę, a niektórzy mylą to z hejtem i vice versa), ale z zza wielkiej wody słychać sporo dużo gorszych wieści.

     

    11 godzin temu, Magus napisał:

    Nie dziwi potem, że ludzie, którzy coś tworzą, a są z natury delikatni psychicznie wycofują się, a nawet porzucają dalsze marzenia. I nie twierdzę, że wszystko musi się podobać, ale może warto zastanowić się nad konstruktywną prawdziwie krytyką zamiast zabijać czyjeś marzenia. Jestem chociażby na stronie lubimyczytać gdzie komentuje każdą książkę, którą przeczytam. Staram się wybierać tylko te, które są w moim guście. Czasem jednak zdarza się, że tytuł nie zawsze do mnie trafi, ale nigdy nie napisałem ani pod taką książką czy ficiem na wattpad, że jakie to gówno, niech autor przestanie lepiej pisać. Staram się po prostu wyrazić w takiej sytuacji co w tej książce mi się podobało, a jakie jej aspekty do mnie nie przemówiły, ale bez obrażania i wyzywania. Każdy ma swój styl i robi po swojemu jednej robi to gorzej inny lepiej, jeden przemówi do pewnej grupy ludzi inny do innej, ale wypada się szanować.

    Zgadzam się, że komentarze "To gówno, przestań pisać xD" są żałosne i nie powinny mieć miejsca. Bo nic nie wnoszą.

    Są też autorzy, którzy na konstruktywną krytykę zaczynają się ostro rzucać, bo są dzieciakami/mentalnymi dzieciakami, dla których jedyną niehejterską reakcją jest "OMG ale piękne 10/10" i dosłownie się obrażają i płaczą na cokolwiek innego. Obserwuję to zwłaszcza na grupach rysunkowych u bardzo młodych ludzi.

    Hejt sprawia, że autor dalej nie wie, co ma poprawić itd., więc jest zły. Ale... realia są takie, że każdy twórca zetknie się z nimi prędzej czy później. Jeśli ktoś odpuszcza po pierwszym razie, to tak czy siak by odpuścił. Bo pisanie/rysowanie/cokolwiek, to w dużej mierze nudne ćwiczenia i niewdzięczna harówa. I już to, a nie złośliwe komentarze, odsiewają większość ludzi, którym się coś krótko wydawało. Często dostaje się przy tym zerową atencję. Żeby wytrzymać ten proces, to to musi być coś więcej niż przelotne hobby. I motywator też musi być lepszy niż ciągłe pochwały od ludzi. Jeśli ktoś tak łatwo odpuszcza, to to nigdy nie było to.

     

    11 godzin temu, Magus napisał:

    Każdy ma swój styl i robi po swojemu jednej robi to gorzej inny lepiej, jeden przemówi do pewnej grupy ludzi inny do innej, ale wypada się szanować.

    Styl stylem, oczywiste braki podstaw i oczywiste błędy błędami. Oczywiście, nie wszystko musi się wszystkim podobać i jeśli coś nie jest zepsute, tylko nie w naszym guście... to lepiej to olać albo powiedzieć właśnie to - wykonanie spoko, ale mi nie podeszło.

     

     

    11 godzin temu, Magus napisał:

    Mnie na tym forum początkowo utrzymywały nagrody za różne czynności. Uwielbiałem je zdobywać, niemal jak trofea w grach. Były to tylko ikony, ale były świadectwem moich osiągnięć na forum, ich zniknięcie było jak dla mnie w tym przypadku pierwszym gwoździem do trumny.

    Niestety, ale parę rzeczy zostało poświęconych, by forum w ogóle mogło przetrwać i zostać załatane. Brakuje też ludzi, którzy by je robili. Idealnym byłoby przywrócenie wszystkich nagród, ale nie wydaje mi się, by to było możliwe.

     

     

    A czemu fora wymierają? W dużej mierze przez zmiany pokoleniowe. Mam wrażenie, że ludzie o dekadę ode mnie młodsi pochodzą z zupełnie innego świata niż ja i są mi dużo dalsi niż ludzie o 10 lat starsi. I wydaje mi się, że to efekt wychowania się ze smartfonami od przedszkola i przyklejeniem do social mediów od maleńkości. Wszystko musi być już, teraz, szybko, natychmiast, nie za długie i zero wysiłku. Młodzi ludzie nie rozumieją dlaczego moderacja zabrania offtopu, spamowania emotek itd. I wszędzie widzą hejt i atak na siebie.

    Do tego social media dają szybszy, ale często płytszy kontakt, który daje szybszą gratyfikację. No i łatwiej robić fanpage/wydarzenie na fejsiku. I coś tam znaleźć. Ale za to relacje na tych grupach... Fora internetowe bardziej zbliżały ludzi.

     

     

     

    • Mistrzostwo 2
  10. 20 godzin temu, Vulture napisał:

    A czy nie jest tak, że wszystkie alikorny, poza "mianowanymi", a mam tu na mysli Twi, Cadance i Sunny - Flurry nie liczmy bo to dziwny okaz - nie są equestriańskimi alikornami? Equestrie alikorny założyły raczej, ale ich rodzinna kraina, to Skyros. Wiemy to z opowieści Opaline, a także potwierdził to Spike, gdy mówił Sunny że Opaline stamtąd pochodzi...

    Póki co tak.

    Cadance to serialowo niewiadoma - nie zostało powiedziane skąd Celestia ją wytrzasnęła i to jako źrebaka alikorna. Ale ciekawe jest to, że kryształowe kucyki rozpoznały ją od razu jako kryształową księżniczkę - może jej serialowa poprzedniczka też była alikornem? Szczególnie, że książki i komiksy są niekanoniczne.

    Są też inne alikorny z legend - pojawiają się na ilustracjach w książkach pokazanych w serialach i G4 i G5.

     

    20 godzin temu, Vulture napisał:

    Choć wiadomo, książki nie muszą być kanoniczne. Tylko ta opowieść akurat serialowi nie przeczy.

    Prawda. Ale inne opowieści z tych książek już tak. W którejś z nich zebry sobie mają wiochę w lesie Everfree. Okej, to jest niby do pogodzenia, ale naciągane jak stare gacie. Te książki były pisane trochę jak fanfiki, czasem też opierały się na jakichś starych konceptach, które odrzucono - i to dotyczy wiele rzeczy z oficjalnego merchu od Hasbro. Chociaż Cadance pierwotnie miała być jednorożcem. Warte uwagi jest to, że ta książka powstała po Magical Mystery Cure i pisali ją ludzie niezwiązani z Hasbro, chociaż konsultowali się w sprawie czegoś z Meghan McCarthy. W sprawie czego? Nie wie nikt. Co im powiedziała, też nie. Nie zdziwiłabym się, jakby Hasbro nie miało żadnego backstory dla Cadance w serialu i powiedzieli "róbcie co chcecie", jak to było w komiksach.

     

    1 godzinę temu, Jasiupl10 napisał:

    Cóż, wszystkie zmartwienia o niewłaściwe zachowanie głowy kucego państwa zawsze można rozbić o jej absolutną moc magiczną. Co będzie złego to się zalepi, Twilight może zawsze miała ten potencjał magiczny i drive na bycie czymś w stylu księżniczki, brakowało jej najbardziej tych miękkich umiejętności 

    Twilight nieironicznie wygląda jak postać pisana tak żeby była w spektrum autyzmu. U niej to nawet nie jest brak umiejętności. Tylko to jak ona te umiejętności nabywa. Poza tym, że opornie.

     

    1 godzinę temu, Jasiupl10 napisał:

    Stworzyło to ciekawy obraz w mojej głowie: Celestia i Luna bohatersko walczą z twórcami podrzucającymi im kolejne pomysły/zabawki. Nie było alicornów od X lat? Proszę bardzo, nagle się rodzi : D I rozmnaża : v

    Cóż, cały ten serial był tak robiony, że... coś mogło cały czas być, ale nie było pokazane i o tym nie mówiono. I jasne, to pewnie znaczyło, że nie było tego wtedy w planach, ale nie tylko.

    My Little Pony to kreskówka, którą dzieci oglądały w telewizji, przez co nie można od niej było wymagać jakiejś wielkiej ciągłości fabularnej, bo przy takich kreskówkach łatwo pominąć wiele odcinków. Odcinek ma też 20 minut, a to mało czasu, by ulepić jakąś fabułę i rozwinąć to, co jest. Wciskanie na początku brata Twilight czy jakiegoś lore alikornów (kiedy nie jest to nawet odcinek o tym) nie miało sensu. Przecież jak późno poznaliśmy rodziców Mane 6 czy Scootaloo. Albo brata Fluttershy.

     

    Mniej mnie dziwi, że jest więcej alikornów i że się nimi rodzi niż parę innych rzeczy - Spike i jego trzy różne dorosłe designy w G4. Ten dorośnięty magią Twilight, ten pod wpływem chciwości (na inne smoki, które mają skarby już to jakoś nie działa...) i ten na koniec serialu. I przede wszystkim - podmiana modelu Luny między sezonami i to na takie, że nawet nie jest zbyt podobna. Nawet w przeszłości, kiedy pokonała Discorda z Celestią, to tak nie wyglądała jak w pierwszym sezonie.

     

    Biednym alikornom się dostaje raczej dlatego, że fandom ma swoje headcanony, które tak głęboko wbił sobie do głów, że uznał je za prawdę i że tak być musi. I potem płacz, bo Cadance, bo Flurry Heart, bo jak to młoda Celestia nie miała różowych włosów? Uważam, że headcanony są spoko i często lepsze od tego, co twórcy wymyślą, ale nie róbmy prostytutki z logiki i nie dopisujmy sobie rzeczy do serialu jako "no na 100% tak było, jeśli twórcy mówią inaczej, to są gupi i siem nie znajo".

    • +1 1
  11. Jakby co, event oczywiście się zakończył i został już podliczony.

    Wrzucam wyniki i tu:

     

    I Obsede 1018 punktów

    II Sun 676 punktów

    III Ziemniakford 656 punktów

     

    Diamond 50 punktów

    Nepaxor 21 punktów

    Darth Evill 3 punkty

     

    Temat niedługo zamykam i archiwizuję, a niezdecydowanych zachęcam do dołączenia do KKPF, szczególnie, że mamy aktywne inne eventy i konkursy. Oraz kolejne w planach.

     

  12. Dawno nie było tu takiego posta, aż czuję się dziesięć lat młodsza :rainderp:

    Dnia 20.01.2024 o 21:18, depreszon napisał:

    „Czy Twilight Sparkle miała zostać księżniczką?” W skrócie raczej nie. (Twórcy mają ostatnie słowo) Dłużej wersji? Zapraszam.

    Raczej tak, Lauren Faust przyznała to w jakichś wywiadach lata temu. Po prostu cały proces przyspieszono, kiedy nie wiedziano, czy trzeci sezon nie będzie ostatnim. Magical Mystery Cure było planowane jako finał całego serialu.

     

    Dnia 20.01.2024 o 21:18, depreszon napisał:
    Obecnie panująca księżniczka po osiągnięciu pewnego wieku lub przy ogólnym znużeniu, postanawia abdykować na rzecz następczyni, którą sama wybiera (Będę używać gównie formy żeńskiej, ponieważ nie ma dowodu w serialu, że chłopcy mogą być Alikornami. [No jest jedna scena, gdzie był męski Alikorn, ale było to na początku serialu, robił za pomoc przy lądowaniu i chyba prawie wszyscy o nim zapomnieli] I nie ma żadnych przeciw skazań. Ale w ramach ułatwienia używam formy żeńskiej). Ale zanim to zrobi, najpierw robi mniejszy lub większy test dal nie, i jak zada go, to zamienia ją w Alikorna i nadaje tytuł szlachecki. Żeby się przyzwyczaiła, doszkolić i przywyknąć do nowej roli.
    Następnie zleca swojej następczyni, różne zadania i prace. By jej protegowana nabrała doświadczenia i poprawić jej charakter. Potem jak uzna, że nowy Alikorn jest gotowy, to obecnie panująca księżniczka abdykuje i ogłasza koronacje nowej księżniczki.

     Nie, nie wygląda to tak. Celestia i Luna były pierwszymi alikornimi księżniczkami Equestrii. G5 nawet mówi, że tych alikornów było więcej, po prostu nie w Equestrii. A i Celestia i Luna nie są equestriańskimi alikornami. Ale zważywszy na to, że księżniczka z baśni o truciźnie miłości była alikornem, a i nikt nie powiązał (poza Twilight) Nightmare Moon z Luną, podobnie jak jej siostry z legendy z Celestią, to pewnie kiedyś było ich więcej, tylko nie na tronie.

     

    Czemu nie ma ogierów alikornów? Lorowo, to może są, ale to bajka kierowana dla dziewczynek i twórcy w ogóle nie silą się na robienie postaci męskich. Zwłaszcza w pierwszych sezonach prawie ich nie ma. Także brak ogierów, to raczej kwestia produkcji merchu pod zabawki, a nie tego, że ich nie ma fabularnie.

     

    Podczas alikornizacji Twilight, Celestia jej mówi, że Twilight dokonała czegoś, co nigdy nie zostało dokonane wcześniej. Możliwe, że Twilight jako pierwsza została alikornem i księżniczką. I, patrząc na lore z G5 ma to sens. Skyros, kraina alikornów powstało już w czasie prac nad G4, tylko nigdy nie zostało zaimplementowane w serialu. Serial też nie mówi o tym, skąd wzięła się Cadance, ale widzimy ją po raz pierwszy jako źrebaka. Flurry jest pierwszym alikornem urodzonym w Equestrii. W Equestrii, a nie w ogóle. Celestia mogła być zdziwiona, zważywszy na to, że Cadance ma dziecko z jednorożcem i wcześniej z takich miksów nie rodziły się alikorny.

     

    Nie wydaje mi się też, by Twilight od początku była planowana na księżniczkę przez Celestię. Raczej pierwotnie była planowana na następczynię Elementów Harmonii, bo miała symbol Elementu Magii na zadku. Sądzę, że pomysł z alikornizacją pojawił się później - by unieśmiertelnić Elementy Harmonii i kiedy wróciła Luna, a Celestia zrozumiała, że ma dość tych obowiązków i chce wrócić do domu. Ale to się zbierało przez kolejne sezony. Twilight po zostaniu księżniczką bardzo długo nie miała praktycznie żadnej władzy.

     

    Dnia 20.01.2024 o 21:18, depreszon napisał:
    Księżniczka Celestia prawie nigdy nie dawała żadnych zleceń, prac, wyzwań, czy testów związanych z dowodzeniem, organizacją, czy czym kolejek innym się zajmuje księżniczka. Jedyne co zlecała jej to, cotygodniowy raport z dziedziny magii przyjaźni. Dawała je również wiele nowych zaklęć do nauki. Prawie wszystkie zadania i prace związane z organizacją, którymi się zajmowała, brała z własnej inicjatywy lub jej przyjaciółek. I to przed i po zostaniu Alikornem.
    A jak Celestia dawała jakąś misję swojej studencie, to zwykle był po prostu jej psi obowiązek. Pojawia się problem, więc trzeba go rozwiązać. A Twilight była najbliżej.

    Raczej Twilight dzierżyła Elementy Harmonii, a Celestia już nie. Celestia i Luna prawdopodobnie mogłyby rozwiązać większość tych problemów samodzielnie, ale jakim kosztem? Ich problemem jest trochę to, że użycie ich mocy może oznaczać odpowiednik zrzucenia atomówki. W końcu, kiedy ostatnim razem odwiedziły Sombrę, to ten uciekł na 1000 lat. Scena podczas alikornizacji również sugeruje, że Celestia po prostu mogła wbić i interweniować, po prostu nie chciała.

    Ale chodziło o coś jeszcze. O trening Twilight w jej domenie - Przyjaźni. A Twilight zawsze miała problemy z przyjaźnią. Nietrudno się domyślić czemu laser przyjaźni >>> zrzucenie wrogom słońca na głowę.

     

    Dnia 20.01.2024 o 21:18, depreszon napisał:

    Księżniczka Celestia przypomniała sobie, że Twilight nie jest gotowa no objęcie tronu, dopiero kiedy chciała ją ukoronować. I dopiero wtedy zaczęła przygotowywać fioletowego Alikorna.

    Nie przypomniała. Twilight jej powiedziała, że nie jest gotowa. Ale tak naprawdę była. Celestia zawsze traktowała sporą część tej roboty jako bzdury. Sorry, jeśli Twilight zawali jakąś imprezę dla łabędzi, to świat się nie zawali, serio.

    Da ciała? Następnym razem się poprawi. Celestia zawsze wolała, by Twilight popełniała błędy i wyciągała wnioski. I nauczyła się polegać na innych. To zresztą była odpowiedź na problem w tamtym odcinku. Jak księżniczki radzą sobie z tym same? No nie radzą, od tego mają dworzan. Trochę pokory, Twilight, słuchaj czasem doświadczonej służby i jakoś to będzie. A jak coś zawalisz, to co ci zrobią? Obsmarują w gazecie?

     

    Dnia 20.01.2024 o 21:18, depreszon napisał:

    Okej chyba teraz rozumiecie, o co mi chodzi. Ale skoro to nie Twilight miała zastąpić Celesti, to kto miał? Raczej nikogo nie zaskoczę, jak napiszę, że to miała być Cadance. Właśnie ona przychodzi jako pierwsza na myś w tej sytuacji. Konie końców to właśnie ona została zmieniona w Alikorna przed Twilight. I na tym moglibyśmy zakończyć, ale żeby ten fragment nie był za krótki, to dodam różnice w traktowaniu Cadance, a Twilight przez Celestie.
    Po pierwsze wiek. Cadance została Alikornem dużo młodszym wieku. Miej więcej w wieku znaczkowe ligi. Patrząc na wspomnienia Twilight kiedy pierwszy raz poznajemy Cadance. Twilight została Alikornem, jak była praktycznie dorosła.
    (Chciałem jeszcze napisać, że Cadance robiła za nianie Twilight z rozkazu Celesti. Ale w trakcie pisania przypomniałem sobie, że z serialu nie wiemy, czemu Cadance zajmowała się fioletowym jednorożcem. Może to była jej decyzja, albo Shining Armor ją poprosił, lub to była jej praca, a Twilight nie była nikim specjalnym; Więc chyba skończę tę fragment i co najwyżej później coś dodam).

    Nawet nie wiemy, czy Cadance była zmieniona. A wychowywała się z Celestią, bo prawdopodobnie nie miała rodziców. A trochę głupio zostawić sobie jakiegoś wolnego alikorna, by popitalał bez kontroli po świecie. Szczególnie, że dla zwykłych kucyków alikorn = księżniczka. Mają to wdrukowane od pokoleń. Z tego powodu, każdy inny alikorn musi pochodzić od Celestii, bo inaczej to zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. Chyba że jest oczywistym wrogiem.

     

    Możliwe, że Cadance robiła za nianię Twilight z dużo bardziej prozaicznego powodu - by nie była samotna i miała powód do luźniejszych interakcji z zamożniejszymi rodzinami Equestrii. A Twilight nie może być plebejuszką już choćby dlatego, że ma dom w Canterlocie (biedota tam nie mieszka) i jej rodzice mieli na czesne do najlepszej szkoły w kraju.

     

    Dnia 20.01.2024 o 21:18, depreszon napisał:

    Ona sama nie mogła, iż miała całe królestwo na głowie, a nie mogła dołączyć tego miasta do reszty Equestrii, bo były pieruny daleko i obecny świat był dla nich kompletnie nowym światem. Księżniczka Luna nie wchodzi w grę, ponieważ ona sama dopiero przyzwyczajała się do nowej rzeczywistości, plus miała, krainę snów na głowię, a on jest tak samo lub nawet jest jeszcze większy od rzeczywistego. Została jej jedynie Księżniczka Cadance, żeby ta przejęła władzę i zatrzymała Sombrę. Nie miała zbytnio wyboru.

    Dalszą historię znamy. Cadance i Shining nie dawali rady, Celestia wezwała mane six na pomoc (jak zwykle), te pokonały uzurpatora i świat został uratowany. Znowu.

    Wysłała Cadance, bo Cadance ma zupełnym przypadkiem Kryształowe Serce na zadku i przypomina fizycznie poprzednią władczynię Imperium. Łatwo wzbudza miłość i lojalność, co jest potrzebne do aktywacji Serca. Wydaje się naturalnym wyborem, by ją tam wysłać. A i ona oraz Shining znają się na magicznych tarczach.

     

    Celestia i Luna pewnie mogłyby zmiażdżyć Sombrę, ale nie chciały by znowu im uciekł.

     

    Dnia 20.01.2024 o 21:18, depreszon napisał:

    A co się stało dla Celesti? Cały czas chciała przejść na emeryturę, a nie mogła tego zrobić bez następcy. Cadance nie mogła tera z powodu Kryształowego Imperium. Celestia musiała na szybko znaleźć kogoś innego. Jej wzrok spadł na Twilight Sparkle i na prędce wymyśliła dla nie test, żeby mieć to z głowy. Warto zauważyć, że nawet tedy nie myślała o niej jako swojej następczyni. Skąd ta myś? Zobaczmy, jak wyglądał test fioletowego jednorożca. Miała dokończyć jedno z zaklęć Star Swidrla Brodatego. Nie miała rozwiązać problemu dyplomatycznego, nie miała zorganizować żadnego wydarzenia, nie miała znaleźć jakiś problem w prawie, czy rozstrzygnąć jakiegoś sporu. Musiałą dokończyć jedno zaklęcie.

    Obawiam się, że to mogło być zaklęcie na alikornizację. I Kryształowe Imperium było wstępnym testem. Wtedy widzimy jak Celestia i Luna oglądają ten dziennik Star Swirla. Prawdopodobnie wierzyły, że to możliwe, ale chciały sprawdzić jedną rzecz - czy Twilight umie przełknąć własną dumę i poświęcić się dla dobra poddanych, nawet jeśli oznacza to złamanie rozkazu.

     

     

    • Lubię to! 1
  13. Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

    Słyszałem opinię, że fanfik „Austraeoh” jest utworem eksperymentalnym. Jeśli tak jest to z pewnością testuje on jak zmusić czytelnika by poszukiwał odpowiedzi na pytanie o sens. To musi być to, bo fanfik ten zwyczajnie nie ma sensu.

    Jest i jego założeniem, było pisanie jednego rozdziału dziennie. Co jak najbardziej ma pewien sens - zmuszanie się do pisania i wyrobienie pewnej regularności, zabawę i zobaczenie co z tego wyniknie.

     

    Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

    Czytelniku, kiedy zasiadasz do jakiegoś utworu zadajesz sobie wpierw pytanie o czym on jest. W odpowiedzi na to pytanie pomagają tagi. Już na wstępie stwierdzę, że fanfik „Austraeoh” nie jest randomem, gdyż randomy są bezsensownym zbiorem wydarzeń celowo tak napisanym a często też są bardzo krótkie. Tymczasem  „Austraeoh” tworzy wrażenie, że jakiś sens ma, że jest on opowieścią o czymś. O tym, że Rainbow Dash leci na wschód. Ponoć leci znacznie więcej rozdziałów, niż jest przetłumaczone. 

    Ponoć leci kilka milionów słów, a ile jest rozdziałów, to nie wiem, bo nie liczyłam. Bardzo dużo. Jest też opowieścią, która jest o czymś więcej niż locie RD na wschód. Oczywiście, trudno byś o tym wiedział na tym etapie powieści. Bo niestety, ale to, co dotychczas widziałeś, to dopiero przedsionek przedsionka sagi Austraeoh. I tak jak uważam, że tajemniczość i rzadkie dozowanie pewnych informacji jest zaletą, tak ten fik przegina ostro.

     

    I w sumie bym się zgodziła, że trudno go nazwać [randomem]. Może był nim w początkowych założeniach?

     

    Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

    A teraz trochę rozważań. Z rozdziałami „Austraeoh” jest coś dziwnego. Zasadniczo w każdym jest od dwóch do czterech stron. Sumarycznie na polski przełożono w ten sposób jakieś 200-300 stron. W formacie A4 to bardzo dużo tekstu. Dość powiedzieć, że przykładowo „Krwawe słońce” Verlaxa jest tylko dwa razy dłuższe. Za to ile się w nim dzieje, prawda? To cała kampania obejmująca miesiące planowania, walk i akcji dyplomatycznych. A tutaj? 

    Owszem, największą bolączką Austraeoh jest też jedna z jego głównych targ przetargowych. To było pisane jako projekt 1 rozdział dziennie, a nie fanfik. Przez co nie zostało zredagowane i widać, że niektóre rozdziały były pisane na siłę, bo dosłownie nic się w nich nie dzieje.

     

    I niestety, ale ten wstęp jest niewyobrażalnie wręcz nudny. Jakbym nie była zmuszona do przeczytania całości, to bym po nim tego fika rzuciła. Bo materiału jest tu na stron 50, od biedy 100, nie więcej.

     

    Mimo wszystko, nie ma co porównywać ze sobą dwóch różnych tekstów, należących do dwóch różnych gatunków. Austraeoh to przygodówka, która ma nas zabrać w podróż z RD... I jest tu udana. Czytelnik doskonale czuje te dni i trudy lotu na wschód. Łącznie z nudą tego lotu na wschód. Ma to swój klimat, mimo wszystko.

     

    Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

    W tym fanfiku po prostu nie ma celu, to co się dzieje nie służy osiągnięciu czegokolwiek. Prawie każde z tych wydarzeń można pominąć, bo one są jakby zapisem pewnego momentu podróży, ale same w sobie nie mają wpływu na podróż na wschód. Są niejako po drodze. Rainbow Dash nie musi się w nie angażować, bo coś jej uniemożliwia lot na wschód. Ona się nimi interesuje bo akurat tam przelatywała a z podróżą na wschód to nie ma nic wspólnego.

    Czy sama droga nie może być celem? Czy sama droga nie jest równie ważna, a czasem wręcz ważniejsza niż cel? Czy fik nie może być o drodze?

     

    Dodatkowo, wbrew pozorom, Austraeoh ma bardzo rozbudowaną fabułę i lore, serio. I są wciągające, są zabawne i w ogóle... Problem w tym, że jakbym przestała czytać na tym samym etapie, co Ty, to też bym miała wątpliwości. I znowu, jest to bolączka tego jak to było pisane, i że nie zostało potem poddane ostrej redakcji, która ograniczyłaby rozdziały typu "Rainbow Dash ogląda krzaki", albo chociaż bardziej spięła je w jedno (i skróciła), by nie były aż tak rażące.

     

    Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

    Ale prawdziwy szlag mnie trafia, gdy sobie pomyślę ile ja popchnąłem fabułę mojego fanfika mając te niecałe dwieście stron. Opisałem dwa duże miasta, dwa duże pałace, kilka mniejszych budynków, wioskę, ogród, statek, kilka kap i zbroi, stworzyłem relacje pomiędzy kilkunastoma postaciami, przedstawiłem wybiórczo system rządów, system prawny i w tym wszystkim zdążyłem popchnąć fabułę do przodu a przecież posługuję się głównie dialogami. Dialogami! A tymczasem autor „Austraeoh” na takiej samej ilości stron zdążył tylko pokazać jak Rainbow Dash znajduje amulet, ratuje karawanę i ratuje wioskę. Dobry Boże, co to za nonsens! 

    Czasami opakowanie bywa ważniejsze od treści. Pomyśl o tym.

    Gwarantuję Ci, że można napisać powieść, w której Rainbow Dash znajduje amulet, ratuje karawanę i ratuje wioskę w taki sposób, by zapierała dech w piersiach, cieszyła bogactwem opisów i czytelnik żałował, że nie ma tego więcej.

     

    Nie porównuj ostryg do schabowego, bo się tym tylko ośmieszasz.

     

    Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

    Czy polecam? Ten fanfik jest zupełnie bezsensu. Nie ma celu a forma jest w najlepszym razie średnia. Nie ma potrzeby, by go w ogóle czytać, chyba że akurat bierzecie udział w konkursie gdy potrzebujecie dużo punktów a te są liczone od ilości rozdziałów albo się z kimś założyliście. A zatem nie polecam i żałuję każdej minuty, podczas której czytałem „Austraeoh”.  

    Na podstawie małego (procentowo) wycinka fanfika stwierdzasz, że jest zupełnie bezsensu? Odważnie.

    Rozumiem skąd ta myśl, ale jest absolutnie błędna. Bo mimo swych wad (BRAK REDAKCJI) i rozwleczenia jak "Moda na sukces", to jest to opowiadanie średnie/dobre, które ma momenty wybitności. I błyszczy zwłaszcza kreacją postaci, ich interakcji oraz odkrywania lore. Szkoda tylko, że chyba zostało porzucone.

    Forma? Jest bardzo okej jak na coś, co za bardzo nie miało korekty.

     

    W powodów by je czytać... Niech każdy ma własne, ale potencjalnie widzę ich znacznie więcej niż konkurs. To jednak klasyka i to klasyka, która zatrzymała przy sobie wielu członków tego fandomu. Klasyka, która potrafi wciągnąć. Klasyka, która przynosi wiatry nostalgii i kto wie, może doda nam drugiego wiatru?

     

    Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

    Są tutaj jakieś wątki poboczne, pogłębiona psychologia postaci, opisy zwyczajów, przedstawienie wypadków z innej perspektywy?

    To powiem Ci, że później są. I są świetne.

     

    Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

    Postaciom raczej brakuje charakterystycznego tylko im sposobu wysławiania się.

    Nie brakuje, tylko tam nie dotarłeś.

    Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

    Nie ma też tutaj składających się z wielu zdań podrzędnie złożonych łamańców, które trzeba czytać dwa razy aby zrozumieć co autor chciał przekazać, nawały błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, słowem to jest styl dobry dla kogoś kto zaczyna pisać i publikować swoje fanfiki. Jest on jasny i czytelny lecz nie zachwyca w niczym. Jest on poprawny lub inaczej mówiąc średni.

    Jakby tak pisali nowicjusze, to członkowie fandomu MLP zdobyliby już z dziesięć literackich Nobli.

     

    Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

    Nie dysponuję taką ilością czasu aby poświęcić ją autorowi, który napisał 4 miliony słów, chociaż pewnie by mu starczył milion jeśli nie pół miliona. Mam inne ważne lektury w rodzaju książek o kawalerii rzymskiej, o kulturze hellenistycznej i mam fanfik do pisania w którym te mogą być przydatne. I poświęcenie „Austraeoh” każdej kolejnej minuty po 31 grudnia 2023 r. byłoby dla mnie nie tylko marnotrawstwem ale wręcz zbrodnią. Tutaj nawet nie ma co za bardzo poprawiać, tutaj trzeba by wziąć redaktora, który przeczyta i stwierdzi co można usunąć i zredukować do jakichś rozsądnych rozmiarów. Ja naprawdę nie wierzę w teorię, że książka, która nie była fajna przez 300 stron nagle będzie warta przeczytania od strony 301.

    xD

     

    Pozdrawiam,

    Cahan I Jadowita

  14. Event komentarzowy sprawił, że odkryłam to opowiadanie. Komentarz Ziemniaka sprawił, że wydało mi się ciekawe...

     

    Okej, to opowiadanie nie było ciekawe, ale to nic. Było zbyt niepoważne i durne, by być ciekawe. Okazało się za to znakomitą komedią, której humor bardzo mi podpasował. Jest czarny, jest sarkastyczny i jest brutalny. Znakomicie. Bohaterowie? Zupełnie niekanoniczni, chyba że uznamy, że przemiana w demona sprawiła, że Sunset zamieniła się na mózgi z rozwielitką.

     

    Od razu domyśliłam się tożsamości Wapniaka, to było dość oczywiste.

     

    Co by tu jeszcze... Zastanawia mnie nieco, czemu Sunset jest tu taka durna. Szczególnie, że była dość inteligentna, by mieć wielkie armie, które się nie rozpadły i nie zaczęły tłuc między sobą. Jasne, Wapniak jej w tym pomógł (z jakiegoś powodu), ale i tak, to wymaga pewnej inteligencji od dyktatora, a Sunset zachowuje się jakby urodziła się wczoraj. W sumie ciekawe jaki był oryginalny plan Wapniaka? Trzymać system Sunset we względnym porządku,  by ona sama bardziej nie poszła mordować, a jej armie dało się względnie łatwo posprzątać po tym jak już się je wykorzysta do przywrócenia porządku, a jeszcze wcześniej zasztyletuje demonicę?

    Pewnie za dużo o tym myślę...

     

    Dostrzegłam parę drobnych potknięć, ale nic ważnego. Gorąco polecam!

  15. I przeczytane. Uwaga, spoilery!

    Forma ma nieco niedoróbek - dywizy zamiast półpauz, a i spacji po nich brak. Do tego trochę innych błędów (np. Pinki, chodziarz), ale nie jest źle.

     

    Styl jest miejscami fajny, a miejscami dziwny - pierwsza rozmowa Twilight i Zecory. Wypowiedzi Twilight brzmią jak jakaś hipsterska poezja. Rozumiem, że ten tekst jest symboliczny i nawiązuje do różnych rzeczy, chociażby Biblii, ale tutaj to naprawdę wyszło słabo.

     

    A sama historia? Podoba mi się to, że długo nie do końca wiadomo, o co tu tak naprawdę chodzi, w końcu wszystko wygląda normalnie, a człowiek się zastanawia, co jest z Twilight i czemu akurat biały wilk. Ale dość szybko zaczęłam podejrzewać, że wszyscy nie żyją, tylko nie wiedziałam, czy są duchami, czy Twilight ma zwidy i ciągle wspomina minione dni. A może powtarza w kółko jeden dzień, dlatego codziennie próbują zorganizować wyjście do Zecory.

    To że sama Zecora nie żyje było dla mnie jasne w zasadzie od początku. Ale nie rozumiałam, co trzyma te ich dusze ( na szczęście to wyjaśniono) i czemu muszą iść do Zecory, żeby Twilight mogła je odesłać? Dlaczego stanowiły zagrożenie w Ponyville? Te pytania nie dały mi spokoju. W ogóle sama podbudowa pod to, co się dzieje teraz, wydaje się bardzo ciekawa. Czemu księżniczki walczyły? Czy zabiły się nawzajem? Czy Cadance nie przeżyła, bo miała magię słabszą od Twilight? Czemu Słońce urosło, czyżby Luna walczyła z Daybreaker?

    Czemu Twilight nie odprawiła Zecory i nie zabiła się/nie przeszła w te zaświaty, skoro wygląda na to, że już je widziała. Bo tak jakby, co ona będzie robić na tym świecie? Wygląda na to, że została tylko ona, demony i biały wilk.

     

    Te pytania nie są wadą ani niedosytem. Po prostu chciałabym wiedzieć więcej. Chciałabym czytać więcej.

     

    Klimat jest dość nierówny, ale kiedy uderza, to robi to solidnie. Szkoda, że autor już jest nieaktywny, bo chciałabym zobaczyć to opowiadanie po paru drobnych szlifach, bo wtedy mogłoby mierzyć się z wieloma apokaliptyczno-smutnymi klasykami.

     

    Polecam.

  16. Kolejny fik, który odkryłam dzięki eventowi komentarzowemu. Znaczy, wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale nigdy nie wiedziałam o czym jest. Komentarz Ziemniaka brzmiał zachęcająco, opis brzmiał zachęcająco, autor brzmiał bardzo zachęcająco... No to se przeczytałam, a co!

     

    I powiem szczerze, że ten tekst do mnie za bardzo nie trafił. Trochę się zestarzał, a i to, że był pisany na konkurs odcisnęło swoje piętno. Czy to znaczy, że "Siewczyni niezgody" jest złym opowiadaniem? Absolutnie nie.

    Do formy nie ma co się przyczepić, jest dobra. Do treści... Jakby z tych 3 stron zrobić chociaż 10, a może i 30, to sądzę, że bawiłabym się lepiej. Bo humor opiera się na dwóch rzeczach - na narratorze (i tu się nawet uśmiechnęłam, jego teksty były zabawne, zakończenie również na plus) i na tym, że Applejack jest dupkiem. Problem w tym, że Applejack podbijająca do wszystkich i jeżdżąca po nich w nieco gimnazjalnym, prostackim stylu jak po łysych kobyłach mnie nie bawi i jest to w dużej mierze kwestia podania tych żartów w skondensowanej formie.

    - Jesteś głupia i śmierdzisz - powiedziała Applejack.

    - Applejack, co ty bredzisz?! A w ogóle, to jesteś niemiła - odpowiedział każdy.

    ^tak to widzę

     

    Brakuje jakiegoś rozwinięcia, pokazania tej niezgody. Bo tu w zasadzie jedyna niezgoda jest na linii wszyscy kontra Applejack. No, dostaliśmy interakcję z narratorem (która ciągnie fik do góry) i interakcje z Rarity i Fluttershy, które są tak skrócone, że moja reakcja na nie to "ok". Tak jakby... Nikt się nie zainteresował, o co chodzi, czemu z nią jest coś nie tak? Nikt jej nie przywalił, nikt się nie zebrał?

    No, brakuje mi więcej opisów i interakcji, bardzo. Czuję się jakbym przeczytała jakiś pomysł na opowiadanie, a nie opowiadanie. Pomysł dobry, ale niezrealizowany do końca.

     

    Myślę też, że dla osób z innym poczuciem humoru niż ja, ten fik może bardziej dotrzeć. Ja po prostu potrzebuję tego całego kontekstu sytuacyjnego, klimatu i podbudowy, by obrażanie się było śmieszne, a właśnie tego mi tu zabrakło. Bo chociażby - czy Rarity naprawdę nosi w tym fiku tapetę i ma licznych kochanków?

     

    Ale zakończenie to złoto.

  17. Przeczytałam, bo krótkie (i sprawdzam event) i chciałam powiedzieć, że jest bardzo spoko. Zarówno fik jak i tłumaczenie. Bardzo ładnie naprawia jaki jako rasę i ten nieszczęsny odcinek. Aż szkoda, że to się naprawdę nie wydarzyło w serialu, bo cały wątek Yakyakistanu był po prostu fatalny. Zakończenie trochę odstaje, puenta mogła być lepsza, to wydaje się urwane w złym miejscu.

     

    Daję okejkę.

×
×
  • Utwórz nowe...