Relacja z dzisiejszego meeta
Dziś przyjechałem później niż zwykle kiedy chcę zdążyć, czyli byłem jakieś 10-15 minut po 14, na szczęście zdążyłem na zbiórkę gdzie powitałem sporą i wesołą gromadkę Bronies. Przywitawszy się ze wszystkimi udałem się jak to Ja mam w zwyczaju na bok by obserwować grupę. Warto odnotować fakt że mieliśmy gościa z łodzi. Odnotowane. Z paroma osobami nawiązałem dialog wśród nich był Littlepip, którego później zgubiłem z oczu i przez całą przechadzkę do KFC na Placu Konstytucji go już nie ujrzałem. Skubany musiał się teleportować ponieważ czekał już na miejscu.
Po spożyciu posiłku i *tu wpisz czynności które robiłeś/można robić na meecie*, stadko udało się do parku mokotowskiego na plac zabaw, gdzie zadowoleni rodzice i ich pociechy przywitali nas z otwartymi ramionami. Donard zdobył tam przyjaciela którego obecność odczuwaliśmy później po powrocie do KFC, a reszta się czymś zajęła, huśtawki, karuzela, zjeżdżalnia, oparcia, ławki itd. Czas na placu zabaw uważam za najciekawszy, do czasu aż zrobiło się nieprzyjemnie chłodno.
Udaliśmy się więc z powrotem do tego samego KFC. Spragnieni broniacze udali się do Nica który wydał im kubki których miał co najmniej sporo, z tych co zostały ułożył wieże o podstawie 4 kubków. Sporo było latania po napoje na szczęście z odsieczą przybył Loli i jego kubełek Twisterów. Nicu poszedł z nim na górę i wrócił po ok. 20 sekundach. Picie z takiego "kociołka Panoramixa" jest czymś dla mnie nie codziennym. Po jakimś czasie meet zaczął się rozpadać, Panowie odprowadzili swe Damy, ktoś poszedł bo musiał, a Ci co zostali to zostali. Gdy już wszyscy się zebrali, ruszyliśmy na patelnie gdzie meet się oficjalnie zakończył.