Skocz do zawartości

Favri

Opiekun Działu
  • Zawartość

    200
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez Favri

  1. Nemera parsknęła na to powiedzonko 'lekarza', po czym zrównała się koniem z Jin-kao. - Ładny dziś dzień - zagadnęła, po czym spoważniała - Powiedz mi, kiedy ostatnio widziałeś się ze swoim bratankiem, obecnym wodzem Plemienia Ziemi?
  2. (( Jak padnie to się zamienią i pojedzie na wężu ))
  3. Mimo niewysokiego wzrostu wdrapała się całkiem zwinnie na ogiera którego dostała i ruszyła za generałem. Krótki lecz poręczny sztylet ciążył jej teraz przy łydce do której go przywiązała bandażami; mimo wszystko nie chciała zabijać.
  4. Nemera od samego brzasku medytowała siedząc po turecku na wzgórku nieopodal obozu, skąd najlepiej było obserwować wschód słońca. Nie była to modlitwa do jakiegoś konkretnego Boga czy bóstwa, po prostu zbierała myśli i kontemplowała. Mimo wszystko nie wierzyła że da się całkowicie wyciszyć, wyłączyć umysł, myśli powolnie biegną tak czy siak. Mimo religijnego wykształcenia nie wyznawała raczej takiej czy innej wiary, była wobec wszystkiego neutralna i opierała się na praktycznym doświadczeniu, raczej już wolała wierzyć w potęgę nauki. Poza tym musiała wcześniej wstać, bo warzyły jej się mikstury dla całej drużyny. Żywokost, krwawnik, dzika róża - takiej kombinacji jeszcze nie próbowała, ale miała nadzieję że wyjdzie jej coś, co będzie można określić popularnym mianem "eliksir leczniczy". Gdy zawędrowała koło 7:00 pod namiot generała, kręciły się tam już gotowe do podróży osoby, z którymi miała w najbliższym czasie dzielić losy. - Dobry - skinęła głową gdy podeszła do nich. - Mam tu coś dla was - wyjęła z torby kilka fiolek blado-czerwonego płynu i rozdała każdemu po dwie sztuki - spożywać w razie otrzymania obrażeń.
  5. Staraj się nie używać kucykowych coverów w nie-kucykowych utworach, dla mnie jest to sztuczne połączenie. Z kolei art z drugiego filmiku mnie osobiście jakoś nie przeszkadza, ale sam art może już coś mówić o utworze, nakierowywać na jego określoną interpretację. Kolęda po przesłuchaniu jej innych wersji - pięknie opracowana. Drugi utwór według mnie za bardzo posztkowany na części, a to wejście orkiestry jest zbyt nagłe. Trzeci krótki, ale niczego sobie, przypomniał mi się tu nawet Makkon, a to już coś . Tak z ciekawości: używasz jakiejś klawiatury midi?
  6. Łódzkie, Rawa Mazowiecka
  7. Podziękowanie gada było nadzwyczaj łaskotliwe, Nemera nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. - Mądry ten twój wąż - powiedziała na odchodnym, po czym zebrała swoje manatki i ruszyła złapać chociaż trochę snu przed jutrzejszą wyprawą. Po drodze myślała o Jin-Kao i tym co powiedział.
  8. Nemera zdążyła już dokładnie obejrzeć węża. Nie znała się na jego anatomii, ale chyba wiedziała co trzeba zrobić. Brzydko wyglądała ta rana. Strzała przebiła arterie i musnęła wątrobę tak, że drobny jej płat odstawał od reszty. Zdecydowała się na terapię ziołową. Na początek oczyściła ranę roztworem jodyny w alkoholu etylowym. Potem wyjęła z torby palnik i na nim ustawiła menzurkę, do której nalała wody i wsypała zioła babki oraz jeżówki, dla szybszego gojenia rany i działania bakteriobójczego oraz przeciwzapalnego. Odczekała 15 minut, aż odwar zaczął wrzeć. W tym czasie zszyła ranę, mimo wszystko była dosyć rozległa. Przygotowaną miksturę wlała na gazę którą przyłożyła do newralgicznego miejsca i obwiązała bandażem by się trzymała. - Gazę należy trzymać pół do całej godziny. Szew zdjąć po tygodniu. Popatrzyła teraz na całość postaci węża. Chyba nie miał jej za złe tego że trochę go pomęczyła swoimi zabiegami, chociaż początkowo na nią syczał.
  9. - Pokaż no mi go - powiedziała Nemera po czym nachyliła się w kierunku węża. Może zbyt pewnie.
  10. Wypytywanie ludzi o "człowieka z wężem" czy imiennie, Ciela było dlugotrwałą i mozolną czynnością, ale w końcu udało się go odnaleźć. Siedział w cieniu drzewa nieopodal obozu, gad był z nim. Nemera skróciła dystans, spojrzała na chłopaka z góry, który wydawał się być tak zaabsorbowany swoją grą że nawet jej nie zauważył, i zagadnęła: - Coś nie tak z twoim podopiecznym?... Przyjacielem?
  11. Nemera późnym wieczorem zaszła do białych namiotów, w których tak wiele się dzisiaj działo. Szwędało się tam jeszcze sporo ludzi, niektórzy jedzący strawę przy ognisku na zewnątrz, niektórzy poturbowani, kuśtykający. W namiotach, przy ścianach ułożeni byli ranni, którymi zajmowali się pielęgniarze i pielęgniarki w specjalnie oznaczonych szatach. Urazy jakich doznali były najprzeróżniejsze: cięcia, kłucia, złamania, inne. Niektórzy od nowa będą się musieli uczyć chodzić, bo bez nogi, a niektórzy walczyć, bo bez ręki. Ale tym razem uciekli śmierci sprzed jej szponów. Stoły operacyjne powoli uprzątano ze zebranego tam sprzętu, z rozlanej dzisiaj krwi, i ściętych kończyn które poszły na stos. Z relacji jednego z lekarzy Nemera dowiedziała się, że mieli ręce pełne pracy a jej pomoc byłaby nieoceniona, ale jakoś uporali się ze wszystkim przed zmrokiem. Przynajmniej w teorii. - A wiesz, był tu taki jeden... Widziałaś kiedyś wojennego węża? Ja widziałem rannego wojennego węża. Szpital dla węży dobre sobie! Co też ci ludzie nie wymyślą - i zaczął coś mruczeć do siebie złowróżebnie. - Ych, zajmę się tym. - powiedziała uzdrowicielka i poszła szukać Ciela.
  12. Nemerze wychodząc z namiotu rzucił się w oko jakiś siedzący na ziemi człowiek. Żołnierz. Kobieta. Czerwonowłosa. Przez chwilę mierzyła ją wzrokiem zastanawiając się czy iść dalej czy zawrócić, ale w końcu zdecydowała się iść. Przerzuciła lekarską torbę przez ramię i poszła. Strata zielonej fiolki była boląca, ale mimo to pozostawała w dobrym humorze. Wino ją trochę rozgrzało. No i, ostatecznie, miała w sakiewce jeszcze jedno cacko.
  13. Neme wstała, nieco zmieszana. - Będzie czas. W takim razie widzimy się jutro, jutro będę gotowa. A ty odpoczywaj, mój wodzu - puściła mu wesoło oko i skierowała się do wyjścia. Na odchodnym zatrzymała się jednak, i przechylając głowę na bok powiedziała - A, i księżniczka... Wiem że się o nią martwisz, ale ona potrafi o siebie zadbać. Mam na myśli... nie trzymaj jej z tyłu od wszystkiego.
  14. - To poważne przedsięwzięcie, ale... Jestem z tobą. - Nemera postawiła stanowczo pusty kubek po winie na stole, jakby tym przybiła swoją decyzję. - Kiedy wyruszamy? I jak daleko idziemy?
  15. - Trwać u waszego boku i służyć pomocą medyczną? Hmm... Bez armii? Wdrożysz mnie w szczegóły tej wyprawy?
  16. - No proszę ktoś mnie zna lepiej niż ja samą siebie - uśmiechnęła się - dużo o mnie wiesz... Jin-Kao. - łyknęła sobie jeszcze robiąc przerwę podkreślającą ostatnie słowo, nie spuszczała z niego jednak wzroku - dla mnie, jedynego dziecka uratowanego z rąk Czarnej Śmierci zrobili wyjątek. Poza tym opat to był dobry człowiek. - zagłębiła się na chwilę we wspomnieniach. - Ty też wydajesz się być dobrym człowiekiem. Księżniczka tak o tobie mówiła.
  17. - Gdziekolwiek - wzruszyła ramionami - śmierć się teraz wszędzie panoszy. Kwestia w tym, żeby się ustawić w jak najdogodniejszym stanowisku w walce z nią, a pole bitwy to świetna pozycja. Wynika to z prostej statystyki. Poza tym - wychyliła kubek wina - im więcej jej sekretów poznajesz tym bardziej paradoksalnie jest ci ona jako dobra znajoma - roześmiała się. - A ty? - zagadnęła - Lękasz się śmierci?
  18. - Wino będzie w porządku - powiedziała po czym spojrzała na niego innym wzrokiem, już nie jako na pacjenta, bardziej przenikliwie. - Poczekam aż rana się zasklepi a jad wysączy.
  19. - Źle to wygląda - przyznała Nemera podążając za wzrokiem generała i przypatrując się uważniej. Po czym zabrała się do pracy. Trzeba było działać szybko, póki trucizna nie rozprzestrzeniła się na pozostałe układy. Miała nadzieję, że nogi nie trzeba będzie amputować, to by godziło w jej dumę lekarza. Samo kłucie nie wyglądało groźnie, a na truciznę miała kilka remediów. Najpierw obmyła ranę wodą i zdezynfekowała roztworem jodyny. Później wyjęła z sakiewki pewien malutki, jadowiście zielono mieniący się flakonik. Patrzyła się na niego przez pewien czas, z wahaniem, jakby coś w niej walczyło. Mikstura pozostawiona została na czarną godzinę, a taka się właśnie zapowiadała. Nie czekając dłużej wpuściła całą zawartość flakoniku do krwi zaraz przy ranie, przeżuła wyciągnięte płatki z nagietka i obłożyła skaleczenie wieńcząc całą operację. - Gotowe. Jedyne co się teraz liczyło to czas i wewnętrzna wojna jaką prowadziły dwie substancje w ciele generała.
  20. Uzdrowicielka przyjęła rozkaz z lekkim zdziwieniem, ale nie okazując go wzięła swoją torbę lekarską podstawowej potrzeby i poszła, pozostawiając robotę innym biegłym. Po drodze, gdy zawędrowała na wzniesienie z którego miała dostateczną widoczność, jej oczom ukazał się obraz śmierci i zniszczenia. Trupy i ich upuszczona broń rozesłane były po polu niczym jakaś demoniczna mozaika. Śmierć zebrała swój siew. Znowu. Dla niej to tylko kolejna rzecz która może zniszczyć człowieka, przeciw której trzeba walczyć. Otrząsnęła się, zanuciła sobie danse macabre i poszla dalej.
  21. - Dobrze mieć kogoś takiego - powiedziała po czym zachmurzyła się. Ona nikogo takiego nie miała, przynajmniej nie wśród żywych. Szybko jednak ocknęła się - To musiało być mocne przeżycie. Ale takie spalają ludzi najsilniej. - po czym oblała ranę kolejnego nieszczęśnika wrzącym winem wypalając potencjalne zakażenie.
  22. - Cóż... Przyda się każda pomoc - odparła patrząc na niesionych na noszach żołnierzy po czym dodała uśmiechając się - Będziemy ciąć. - i usunęła się dając księżniczce przejść. Pierwszy przypadek jaki się jej trafił zagarnął chyba sobą całą salwę strzał, może i ratując tym inncyh: trzy wystawały z jego piersi, jedna z nogi, jedna z ramienia. Po wstępnej diagnozie okazało się że już dogorywał i mimo usunięcia strzał nie dało się go odratować. - Trupów mi tu nie przynosić! - krzyknęła po czym zwróciła się do księżniczki - Więc... to nie pierwsza twoja bitwa w jakiej bierzesz udział? To znaczy... Widok krwi nie jest ci obcy? Jin-Kao ponoć uratował cię przed zamachem?
  23. Neme zlustrowała postać która do niej podeszła od stóp do głów, próbując oszacować jej charakter. - Pobrudzi sobie księżniczka ręce - odrzekła, a po jej minie poznała, że szacunek chyba jednak był nieprawidłowy
  24. W namiotach medyków panowało wielkie poruszenie. Przygotowywane były miejsca tak na sprzęt operacyjny jak i na samych "pacjentów". Miała tu trafić mnogość pokaleczonego ciała, zwykła właściwość wojny, więc trzeba było działać sprawnie. Skalpel, piłka amputacyjna, szczypce, przyrząd do usuwania strzał, igła, nić, mleko makowe, spirytus, opium, haszysz, mandragora - wszystko to Nemera ustawiała sobie kolejno na sterylnej białej płachcie przerzuconej przez stolik. Medycyna w dużym stopniu zawdzięczała swój rozwój wojnie właśnie. W czasach kiedy religia zabraniała sekcji wykonywanych na umarłych oraz wszelkich krwawych operacji wojna dawała lekarzom dużo cennego doświadczenia z dziedzin anatomii i fizjologii ludzkiego ciała. Gdy wyszła na zewnątrz widziała przeróżnie nastrojone twarze. Niektóre przerażone, jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę co ich czeka, niektóre zacięte, skupione i poważne, niektóre całkiem wyluzowane, jak pewnej czerwonowłosej dziewczyny bawiącej się swoim nożykiem, a inne zapędzone we własne myśli, jak jakiś typek widocznie próbujący dogadać się z przerzuconym mu przez ramię wężem. Teraz wszyscy formowali się w szyki, ruszali do walki. Nie dziwiła się nikomu.
  25. Jeśli jeszcze można dołączyć... Pomóżcie mi proszę jak zaspoilerować avatar Imię: Nemera Wiek: 18 lat Płeć: Przynależność: Plemię Wiatru Profesja: mnich / uzdrowiciel Wygląd: Historia: Istota, na którą ktokolwiek spojrzałby w latach jej wczesnej młodości, była istnym zwiewnym duchem, płochym pyłem; dziewczynka, z jej blond włosami zawsze rozwianymi gdy hasała wesoło po łąkach i polach, i twarzą, na której wiecznie malował się beztroski uśmiech, była istnym przeciwieństwem tego, czym później miała się stać. Wychowując się w domu swoich rodziców, musiała się martwić tylko pobieranymi przez nią w pobliskiej szkole naukami. Mieszkała w wiosce, gdzie pomagała tacie w oporządzeniu zwierząt i mamie przy kuchni. Była marzycielką, pragnącą otrzymać moc rozmawiania ze zwierzętami. Skromna, płocha, dobroduszna. Nie przejmowała się szczególnie sprawami "Wielkiego Świata". Sprawy te jednak brutalnie zajęły się nią. Przełom nastąpił gdy miała 13 lat. Ludzie zaczęli umierać. Jeden za drugim padali - pach, pach, krewni, przyjaciele, rodzice wreszcie. Szkarłatna krew sącząca się z ust, wspinająca się przez paznokcie po palce czarna zgorzel, sine plamy na ciele, węzły chłonne powiększone. Epidemia. Wróg którego nie da się zwyczajnie podziurawić mieczem, przekuć włócznią, przeciw któremu próżne modły i błagania. Los Nemery zawisnął na włosku, a objął go we władanie sam opat z klasztoru Wanfu si, mistrz chan Huangbo Xiyun. Przygarnął ją, mimo białej głowy do swojego zakonu i tam kształcił w dwóch kierunkach: wiary, siły ducha i sztuki leczenia. Klasztor, wyznania buddyjskiego został w wieku jej 18 lat najechany przez pogański lud z państwa Sei i splądrowany doszczętnie. Znów, jako jednej z nielicznych udało jej się uciec. Wszystkie te wydarzenia wstrząsnęły Nemerą powoli prowadząc do jej zimnej, sceptycznej i zbuntowanej postaci. Najpierw zbuntowała się na samą chorobę. Potem na bogów, którzy widocznie nie chcieli jej wysłuchać. Potem na najeźdźców. Wreszcie na samą siebie, obejmując sztywną rutynę i wybierając studia medyczne jako broń przeciw jej największemu wrogowi: wszystkiemu co czyni rany i zabija. Charakter: Oziębła, nieufna, zdeterminowana do osiągnięcia własnych celów
×
×
  • Utwórz nowe...